niedziela, 7 sierpnia 2016

55. Problemów ciąg dalszy cz. II Zalety anonimowości

Kochani!
     Bardzo, ale to bardzo przepraszam was za to duże, dwutygodniowe spóźnienie. Pierwszy raz miałam taki poważny zastój, kiedy siedziałam i po prostu nie mogłam nic napisać, chociaż wiedziałam, co ma się dalej dziać. 
     Rozdziały miały być co dwa tygodnie i postaram się, by kolejny pojawił się na czas, aczkolwiek naprawdę niczego już wam nie chcę obiecywać, bo potem okaże się, że znowu nie mogę wywiązać się z tej obietnicy.
     Dzisiejszy rozdział dedykuję Luelli :) Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na nim bardzo.
     Fajnie by było, gdybyście przeczytali po rozdziale jeszcze kilka słów, kończących dzisiejszy wpis :)
Całuję was i, mam nadzieję, do szybkiego... napisania, usłyszenia?

***

Syriusz Black

            Byłem strasznie wkurzony. Kim była Meadowes, żeby mnie oceniać? Już żałowałem tego, co jej powiedziałem, ale skłamałbym, przyznając, że tego nie chciałem. Dobrze wiedziała, że kiedyś naprawdę mi na niej zależało. Fakt, że byłem sam, zawdzięczałem tylko i wyłącznie sobie. Ona wybrała Erica i nie miała prawa mówić mi, jak mam żyć.
            Porzuciłem śniadanie i również wyszedłem z sali. Chciałem powiedzieć jej, co jeszcze myślę o naszych niezałatwionych sprawach, ale kazałem Krukonowi, iść za nią, a on to zrobił, więc po prostu udałem się w stronę wyjścia z zamku. Miałem w dupie pogodę, która szalała na zewnątrz. Mróz dawał się we znaki, ale także znacząco oczyszczał umysł, więc po chwili było mi trochę lepiej. Wciągnąłem głęboko powietrze, prawie zamrażając sobie płuca.
            Dotarłem do jeziora i zacząłem rozwalać butem pokrywający je lód. Nie wiem dlaczego, ale odprężało mnie to. Małe kawałki rozpryskiwały się na wszystkie strony, a uwolniona spod spodu woda, w pewnym momencie, niefortunnie, zalała mi buty i dół szaty, który natychmiast zesztywniał. Zakląłem pod nosem, wyciągnąłem różdżkę i szybko wysuszyłem zamoczone ubranie, po czym znowu, z całej siły, uderzyłem piętą w lód przy brzegu.
- Czy ta zamrożona woda, zwana również lodem, coś ci zrobiła? – prawie podskoczyłem, słysząc za plecami nieznany mi głos. Sądziłem, że w pobliżu nie ma nikogo. Fakt, że ktoś widział moje durne zachowanie, kazał mi zignorować pytanie, natomiast fakt, że ten melodyjny głos należał do osoby płci żeńskiej, nakazywał mi na nie odpowiedzieć.
            Nie słyszałem, by tajemniczy ktoś odszedł, zajmując się swoimi sprawami, więc odwróciłem się i zlustrowałem wzrokiem mojego potencjalnego, przyszłego rozmówcę. Dziewczyna, która przede mną stała, na pewno nie uczyła się w Hogwarcie. Miała jasnobrązowe, proste włosy sięgające za łopatki, oczy w kolorze ciemnego błękitu, zgrabny nos i pełne, idealnie skrojone, usta, pomalowane błyszczykiem. Była ubrana w dopasowany płaszcz zimowy, podkreślający jej wąską talię, drobne ramiona i idealnej wielkości biust. Na długich, zgrabnych nogach, od których wręcz nie mogłem oderwać wzroku, miała czarne kozaki do kolan. Była o pół głowy niższa ode mnie. Nieznajoma uśmiechnęła się niepewnie, ale jakoś tak… Szczerze? Inaczej od tych wszystkich dziewczyn, które codziennie mijałem na korytarzu.
- Będziesz tak stał, czy odpowiesz? – uniosła brwi w geście pytania.
- Kiepski tekst na podryw – odparłem, zanim pomyślałem, co mówię. Była zaskoczona odpowiedzią, ale chyba jeszcze nie uznała mnie za totalnego idiotę.
- Czy: „Przeziębisz się, stojąc tak bez kurtki”, jest lepszy?
- Nie tak zły, jak pierwszy, ale faceta na to nie poderwiesz – stwierdziłem i szybkim zaklęciem przytransportowałem sobie z dormitorium płaszcz, który włożyłem, gdy ona zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Nie chciałam cię podrywać – rzekła w końcu, a ja poczułem się jak ostatni debil. – Po prostu wyszłam, żeby się przewietrzyć i cię zauważyłam. Wyżywałeś się na tym lodzie, jakby ci zabił ojca i matkę.
- Gdyby to zrobił, czciłbym go jak najwyższe bóstwo – powiedziałem. – Pewnie teraz uważasz mnie za wariata – stwierdziłem.
- Jeśli tak mówisz, to widocznie masz powód – odparła.
- Moja rodzina jest popieprzona, sami wyznawcy Voldemorta i tej teorii czystej krwi. Nigdy się z nimi nie zgadzałem – czułem potrzebę usprawiedliwienia się z tego, co przed chwilą powiedziałem. – Uciekłem z domu do przyjaciela, a matka wypaliła mnie na rodzinnym gobelinie, wydziedziczając. Gdybym mógł, zmieniłbym nazwisko. Z drugiej strony, kiedy pomyślę, że moi rodzice żyją ze świadomością, że je noszę, nie wiem, kto ma gorzej – zaśmiałem się. Nie miałem pojęcia, po co w ogóle jej o tym mówiłem. Na tej płaszczyźnie na pewno nie wypadałem korzystnie.
- Zawsze to robisz? – spytała po chwili namysłu, przyglądając mi się uważnie.
- Co?
- Tuszujesz śmiechem coś, z czym nie do końca sobie radzisz.
- A ty zawsze oceniasz ludzi, zanim ich poznasz? – odparowałem wściekły. Nie odpowiedziała, zaskoczona moim zarzutem. Odwróciłem się więc i ruszyłem z powrotem do zamku.
- Zaczekaj! – zawołała, łapiąc mnie za ramię. Szybko zabrała dłoń. – Przepraszam. Nie powinnam… – zaczęła się tłumaczyć. Westchnąłem.
- Już dzisiaj ktoś zrobił to samo – rzekłem.
- Nie wiedziałam.
- Nie mogłaś. Nie znamy się – zauważyłem.
- Zawsze możemy się poznać. Oczywiście jeśli chcesz… Chyba o to w tym wszystkim chodzi.
- Może i tak. Osobiście nie bawi mnie ta cała szopka.
- Mnie też nie, ale jeśli już tu przyjechałam i trafiłam na ciebie, to powiesz mi, jak brzmi to nazwisko, którego byś się pozbył? – spytała.
- Black – odparłem po chwili, odwracając się niej. – Syriusz Black – uśmiechnęła się.
- Kimberly Hill – podała mi dłoń, którą uścisnąłem. Miałem nieodparte wrażenie, że jest dziewczyną, której nie całuje się w rękę na zawarcie przyjaźni. Wydawała się jakaś taka normalna. Nie znała mnie. Nie zagadała, bo byłem t y m Syriuszem Blackiem. W sumie podobała mi się nawet ta anonimowość. Chyba zacząłem dostrzegać jej plusy. – Dla kolegów Kim.
- Mogę używać tego skrótu?
- Jeśli uważasz, że jesteśmy już znajomymi. Ciężko mi cię rozgryźć.
- Taki mój urok – stwierdziłem. – Więc… Chcesz się jeszcze kawałek przejść w ten brzydki, zimny poranek?
- Próbujesz mnie poderwać?
- Oczywiście, że nie – odparłem. – Zazwyczaj robię to całkiem inaczej.
- Na przykład?
- Podchodzę do dziewczyny, posyłam jej zniewalający uśmiech i…
- I rzucasz jakimś tanim, głupim tekstem – weszła mi w słowo, śmiejąc się.
- Eee, fakt. Tak właśnie robię, jednak jeszcze żadna nie uznała czegoś takiego za totalnie żenujące.
- Serio? Na tego typu rzeczy to ty dziewczyny nie poderwiesz – stwierdziła.
- Zdziwiłabyś się, ile dziewczyn – nakreśliłem w powietrzu cudzysłów, bo nie mogłem nazwać tym mianem wszystkich małolat, które za mną latały, – mdleje na mój widok i sika do pieluch, słysząc takie teksty.
- Na ilu próbowałeś?
- Na jakichś osiemdziesięciu pięciu procentach mojego fan clubu.
- Masz swój fan club? – znowu zaczęła się śmiać. – Mówisz serio? – spytała, kiedy nie próbowałem wyprowadzić jej z błędu.
- Jestem w tej szkole znaną, lubianą i pożądaną personą – stwierdziłem z uśmiechem.
- Czyli teraz mogę się chwalić, że znam lokalną gwiazdę? – spytała z sarkazmem.
- Jeśli chcesz, to nie zabraniam.
- Na pewno są jakieś wyjątki – powiedziała, otrzepując rękawiczki ze śniegu i poprawiając czapkę. Wzruszyłem ramionami.
- Swego czasu było ich mniej, ale musiałem podzielić się adoratorkami ze swoim najlepszym kumplem. Nadal twierdzi, że ma ich więcej, ale to nieprawda – uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl, że Rogaty zaraz zacząłby się ze mną o to kłócić. – Statystyki – kontynuowałem, – zaniżają również dziewczyny z mojego roku, w Gryffindorze jest ich pięć. Miriam należy do fan clubu mojego przyjaciela. Lily jest jego dziewczyną, chociaż jeszcze nieoficjalnie i zapewne zabije mnie, jeśli dowie się, że komuś to wypaplałem.
- Będę trzymać buzię na kłódkę – obiecała.
- Ann chodzi z moim drugim kumplem, Kate jest dziwna – nie znosi żadnego z naszej elitarnej paczki, a Dorcas… – zawahałem się na chwilę. Czy mogłem powiedzieć, że Meadowes należała do mojego fan clubu? Nie, to by było zbyt prostackie i chamskie.
            Zanim zdecydowałem, pod co podciągnąć ostatnią z Gryfonek, odezwała się Kim.
- Dorcas cię zraniła. – Spojrzałem na nią. Patrzyła mi prosto w oczy, ale nie odwróciłem wzroku. Wzruszyłem tylko ramionami.

- Można tak powiedzieć – zamilkłem, a ona nie pytała dalej. W sumie czemu miałaby to robić? Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało, podobała mi się.
- Jak się nazywają twoi kumple? – zmieniła temat, co było mi na rękę.
- Ten od fan clubu, mój najlepszy przyjaciel, który przygarnął mnie pod swój dach, to James Potter. Jego dziewczynę, Lily, też lubię, chociaż nigdy w życiu się do tego nie przyznam.  Drugi, który chodzi z Ann, to Remus Lupin. Można by powiedzieć, że mózg naszej grupy, chociaż zawsze jest trochę wycofany w relacjach z ludźmi. Ostatni to Peter Pettigrew – ciamajdowaty, raczej nieurodziwy, pochłania każde ilości jedzenia.
- To jeszcze nie przestępstwo.
- Jasne, że nie, ale czasami wkurza, opóźniając ucieczki.

~ * ~

- Zawsze tyle mówisz? – spytała w pewnej chwili Kim, kiedy mijaliśmy właśnie boisko do quidditcha.
- Nie. Większości tego, co do tej pory usłyszałaś, nie powiedziałem nawet Jamesowi, a ten zna mnie najlepiej.
- Czemu więc chciałeś, żebym ja o tym wiedziała?
- Sam nie wiem – odparłem zgodnie z prawdą. – Nie znasz mnie, nie masz wyrobionego zdania, nie oceniasz przez pryzmat tego, co już wcześniej o mnie słyszałaś, przez pryzmat mojego nazwiska czy członków rodziny, którzy jeszcze uczęszczają do tej szkoły. Poza tym… Polubiłem cię. Nawet, jeśli zaraz polecisz i porozpowiadasz to wszystko, to nikt ci nie uwierzy, bo znają mnie w Hogwarcie, jako całkiem kogoś innego. Raz jeden myślałem, że mogę się zakochać i mocno się pomyliłem. Nigdy nie przejmowałem się tym, co czują dziewczyny, kiedy po tygodniu zostawiałem je dla innej. Po prostu to robiłem i tyle. Każda była na to przygotowana, a i tak ryczała. Taki już jestem, podobało mi się to.
- Taki jesteś, czy taki chciałeś być? – zapytała. Spojrzałem w jej niebieskie oczy i mimowolnie szybko odwróciłem wzrok.
- A to jakaś różnica?
- Raczej spora.
- Sam już nie wiem – przyznałem. Zawsze byłem taki, a nie inny. Zawsze wszystko uchodziło mi na sucho, zawsze traktowałem dziewczyny, jak zabawki, a one nadal kłóciły się o to, która kolejna zostanie moim celem. Zawsze wszystko psułem, zawsze się bawiłem, zawsze z Jamesem dokuczaliśmy innym i nie było z tym problemu. Czy Kimberly Hill insynuowała, że robiłem to wszystko po to, by zyskać uznanie u innych, w zamian za to, którego nie dali mi rodzice? Przecież to głupie. Co ona mogła wiedzieć o moim życiu? Tylko to, co właśnie jej powiedziałem, a nie wypadałem korzystnie. Mimo wszystko nadal ze mną rozmawiała, próbując zrozumieć, dlaczego to wszystko się działo. – Nie mówimy już o mnie – dodałem w końcu. I tak wyjawiłem jej zbyt wiele. Nie mam pojęcia dlaczego. Chyba musiałem, co nieco z siebie wyrzucić, a ona była pierwszą osobą, na którą się natknąłem. Co więcej, jak widać, chciała mnie wysłuchać i nie oceniała przez pryzmat mojego nazwiska. Obecnie wychodziło na to, że jestem spaczonym psychicznie chamem, dbającym tylko o siebie. Świetna reklama.
- W porządku – odparła. – W takim razie rozumiem, że chcesz usłyszeć coś o mnie – posłała mi pytające spojrzenie, a ja skinąłem głową. Nie chciałem jeszcze wracać do zamku. Oglądać Meadowes z wyrzutami sumienia, skłóconych ze sobą Ann i Remusa, słuchać próśb Evans, bym z nią pogadał. Już to zrobiłem i nie czułem potrzeby tego powtarzać. – Nie masz lekcji?
- Dopiero na dziesiątą. Poza tym, zajęcia to ostatnia rzecz, jaką się martwię, a bibliotekę odwiedzam tylko podczas szlabanów.
- Zawsze coś. No dobra, co chcesz w takim razie wiedzieć?
- Cokolwiek chciałabyś powiedzieć. Nie jesteś z Beauxbatons – stwierdziłem bardzo inteligentnie. Granie debila przy Kimberly Hill, szło mi wyjątkowo gładko.
- Brawo, Sherlocku. Jak na to wpadłeś?
- No… Nie wyglądasz jak te wszystkie wile – odparłem.
- I to mnie dyskwalifikuje? – spytała bez cienia poirytowania. Nie wiem, co potrafiłoby wyprowadzić ją z równowagi. Nie, żeby o to mi chodziło, ale była do mnie wyjątkowo cierpliwa. Nie obrażała się o każde słowo.
- Jasne, że nie. Jesteś od nich zdecydowanie ładniejsza. – Mimo czerwonych od mrozu policzków, zauważyłem, że zarumieniła się delikatnie.
- Miło, że tak uważasz – umilkła na chwilę. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad czymś. – Mieszkam w Szkocji, na obrzeżach jednego z większych miast. Nie znoszę wsi zabitych deskami, co nie znaczy, że nie lubię spędzać czasu, gapiąc się w gwiazdy. Ot, taki paradoks. Fakt, uczę się w Durmstrangu. Nie jest źle, ale uważam, że ta szkoła nie jest całkiem normalna. Moi rodzice prowadzą jedną z większych sieci księgarni, również dla mugoli, chociaż oboje są czarodziejami. Ja z kolei kocham książki i często, w wolnych chwilach, pomagam im w sklepie w Edynburgu. Nie oznacza to jednak, że nie lubię quidditcha czy spędzania czasu ze znajomymi. Czasami trzeba coś zbroić.
- Odnoszę wrażenie, że masz duże pokłady cierpliwości.
- Tak? – zaśmiała się. – Wierz mi na słowo, że nie jedna osoba ucierpiała, doprowadzając mnie do szału. Ja po prostu lubię poznawać nowych ludzi i wyrabiać sobie swoją własną opinię. Wbrew pozorom, nie każdy jest spisany na straty, za to każdemu staram się dawać drugą szansę. Poza tym, jestem naprawdę uparta i chyba ten fakt również w pewnym stopniu ukształtował mój charakter.
            Kurcze, nie potrafiłem do końca rozgryźć Kimberly Hill. Intrygowała mnie, a im więcej o sobie mówiła, tym bardziej wydawało mi się, że jej nie rozumiem, ale w pozytywny sposób. Była tak inna od ludzi, których znałem, że z każdą kolejną minutą, fascynowała mnie coraz bardziej.
- Masz rodzeństwo? – spytałem, obserwując, jak wyraz jej twarzy łagodnieje.
- Starszego brata, ale ułożył już sobie życie. Rzadko się widujemy – zauważyłem, że na chwilę posmutniała. – Mieszka we Włoszech – dodała. – Piękny kraj. Nie to, co ponura, mokra Szkocja.
- Mi tam odpowiada.
- Chcesz się przypodobać?
- Nie, po prostu wyrażam swoje zdanie. Nawet w deszczu można znaleźć plusy. Gdybyś wiedziała, co w czasie takiej pogody robiliśmy z Jamesem…
- Czy ty potrafisz być poważny, czy twoja mentalność zatrzymała się na poziomie pierwszej klasy? – spytała, patrząc na mnie rozbawiona.
- Na poziomie pierwszej to nie, ale drugiej…  No przecież to nie moja wina, że mam zdrowo walniętych kumpli. Nie mogę od nich odstawać.
- Oczywiście, że nie – odparła z uśmiechem. – Skoczyłbyś za nimi w ogień, prawda?
- Tak – przyznałem. – Nie wiem, co bym bez nich zrobił. Nie wierzę w żadnych Bogów i takie tam, ale czasami zastanawiam się, czy ktoś nie wynagrodził mi nimi mojego nędznego żywota, który sprezentowali mi ludzie, niewłaściwie nazywani rodzicami.
 

Dorcas Meadowes

            Czy byłam zła? Byłam, tylko teraz już sama nie wiedziałam, czy na Ann, czy na Syriusza, czy na samą siebie. Myślałam, że ze strony Blacka już nic podobnego mnie nie spotka, a jednak się myliłam. Być może nie rozmawialiśmy nigdy na ten temat dogłębnie, ale sądziłam, że to, co sobie wyjaśniliśmy, wystarczyło. Teraz, mimo złości i faktu, że jego słowa mnie dotknęły, doszłam jednak do wniosku, że nie powiedziałby tego wszystkiego, szczególnie przy całej paczce, gdyby faktycznie tak nie myślał. Oczywiście, mogłam się mylić, nigdy, tak naprawdę, nie potrafiłam go całkowicie rozgryźć. Nie chciałam płakać na jego oczach, teraz jednak uroniłam kilka łez.
- Skarbie… – Eric odwrócił mnie do siebie i przytulił. – Ja wiem, że chciałaś spędzić te święta z przyjaciółmi, ale to nie jest powód do tego, żeby tak się wściekać na Ann. Zdecydowała, że wyjeżdża i w porządku, jej wybór. Jest twoją przyjaciółką i na pewno też jest jej przykro. Powiedziała o tym tak późno, bo pewnie bała się twojej reakcji. Porozmawiaj z nią jeszcze raz, na spokojnie, dobrze? – skinęłam głową.  
            Miał rację, nie powinnam tak bardzo się na nią wściekać. Sama nie wiedziałam, czemu zależało mi na tych świętach. Chyba bałam się tego braku stabilności, który wkradnie się w nasze życie po opuszczeniu szkoły. Bałam się, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
- Jeśli zaś chodzi o Syriusza…
- Powiedz, że nic mu nie zrobiłeś – poprosiłam z obawą. Wiedziałam, że Black, w oczach mojego chłopaka, zasłużył sobie na jakąś zemstę czy coś, ale nie chciałam, by to, co tyczyło się Łapy, miało wpływ na mój związek z Ericem.
- Jasne, że nie. Chociaż w pewnym momencie miałem ochotę mu przywalić. Gdybym to jednak zrobił, zapewne byś mi tego nie wybaczyła.
- Zapewne.
            Zapadła dłuższa chwila ciszy.
- A jeśli on miał rację? – odezwałam się w pewnym momencie. Odsunęłam się od mojego chłopaka i spojrzałam na niego.
- A uważasz, że ma?
- Sama nie wiem – przyznałam. – Nigdy tak tego nie postrzegałam. Z mojego punktu widzenia zawinił Syriusz, ale może faktycznie i on miał mi co zarzucić – przygryzłam wargę, zastanawiając się nad tym dogłębniej.
    Pogubiłam się w tym wszystkim. Nie sądziłam, że Black kiedykolwiek zarzuci mi coś podobnego. Z zasady bym to olała, ale jeśli coś takiego rzucił mi prosto w twarz właśnie on, dawało mi to do myślenia.
- No bo pomyśl, Eric… Znamy Syriusza i wiemy, że zawsze zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, chociaż, swoją drogą, rękawiczki zmieniamy dość rzadko. Głupie przysłowie, ale mniejsza o to. Robił to automatycznie, ot tak, znalazł kolejną i tyle. Od czasu, kiedy, powiedzmy, ja mu podziękowałam, jest sam i nikim się nie interesuje.
- Dor, to o niczym nie świadczy. Nie dorabiajmy filozofii tam, gdzie jej nie ma.
- Dobra, ale kiedy ja próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę, wiedziałam, że prędzej czy później może coś schrzanić i zrobił to. Dotknęło mnie to, ale nie na tyle, by po nim rozpaczać, bo w sumie wyszło to przypadkowo i do tej pory nie wie, co się wtedy stało. Nie dałam mu niczego wytłumaczyć, bo wiedziałam, że i tak nie powiem mu o Chrisie. Wiedziałam, że w tamtym momencie pójdę tylko do ciebie i wiedziałam, już wtedy, że cię kocham, Eric. Chociaż dopiero co, olał mnie Syriusz. Twoim zdaniem nie zrobiłam tego samego, co Lily Jamesowi i Seanowi? Black, już wtedy, chciał to naprawić, ale powiedziałam nie. Przejechałam się na nim, więc poszłam do ciebie, bo wiedziałam, że mnie kochasz i z twojej strony nic złego mnie nie spotka.
- Dorcas…
- Wiedziałeś, że moim celem był Syriusz, ale patrzyłeś na to i nie zastanowiłeś się, dlaczego teraz z tobą jestem?
- Możesz nie wymyślać? O co ci teraz chodzi, Dor? Chcesz ze mną zerwać, bo Black ci coś nagadał?
- Oczywiście, że nie, tylko po prostu, jak tak teraz na to patrzę, czuję się okropnie względem ciebie.
- To nie myśl o tym. Masz być nieszczęśliwa tylko dlatego, że jeden jedyny raz, zaczęło mu zależeć na kimś, kto nie chciał z nim być? Pomyśl logicznie. Dobra, być może odczuł twoje zachowanie właśnie w ten sposób, być może faktycznie uważasz, że przyszłaś do mnie, bo wiedziałaś, że cię nie zranię, ale, Dorcas, ja wcale nie rozpatruję tego w ten sposób… Kochasz mnie?
- Kocham.
- Czujesz coś do Blacka?
- Nie.
- Więc przyszłaś wtedy do mnie, bo widocznie stwierdziłaś, że mi ufasz, że kochasz mnie, a nie jego. Czy to ma znaczenie, kiedy i w jaki sposób się to potwierdziło? Gdybyś chciała z nim być, nigdy nic bym ci nie powiedział ani niczego nie zabraniał, tylko dał ci zwyczajnie spokój.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. Naprawdę teraz chcesz sobie wmówić coś, co nie miało miejsca, tylko dlatego, że zdenerwowałaś Syriusza, a on wkurzył się na ciebie?
- Nie.
- Więc skończmy tę rozmowę, bo jest bezsensowna i niepotrzebna. Ja nie mam do ciebie żadnych pretensji. Nigdy nie miałem. Jeśli to ci poprawi humor, to zostanę na święta w szkole.
- Nie, Eric – zaprzeczyłam, chociaż głupio to wyglądało. – Już o tym rozmawialiśmy i nie proszę cię o to. To znaczy… Nie chodzi mi o to, że nie chcę ich z tobą spędzić, bo naprawdę bardzo bym chciała, ale powinieneś pojechać do domu. Twoja mama i brat na pewno na to liczą. Wujek pewnie też się ucieszy. Już im to obiecałeś.
- To może ty przyjedziesz do mnie? – zaproponował, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Chętnie…
- Ale to zburzy doszczętnie twoje plany, bo, oprócz Ann, wszyscy zgodzili się zostać – wszedł mi w słowo. Pokiwałam tylko głową i pocałowałam go. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i zatopiliśmy się w tym pocałunku doszczętnie. – Mam nadzieję, że jeszcze nie raz i nie dwa, spędzimy razem święta.
- Rozumiem, że planujesz dla nas długie i szczęśliwe życie.
- Jeśli ma być długie i szczęśliwe to tylko z tobą – odparł.
- Kocham cię – wyszeptałam mu do ucha.
- Ja ciebie bardziej – uśmiechnął się, przytulił mnie i pocałował w głowę. – Chcę spędzić z tobą całą wieczność.
- W takim razie mamy jeszcze trochę czasu. Najpierw uporajmy się z lekcjami…
- To ma być romantyczne? – spytał. – Ehh, potrafisz popsuć każdy moment.
- Co, proszę? – uderzyłam go w ramię. – Teraz nie dowiesz się, co chciałam powiedzieć, zanim mi przerwałeś.
- Dobra, przepraszam. Oddaję ci głos.
- Teraz to spadaj – odparłam z udawaną obrazą.
- No mów.
- Nie.
- Mów.
- Nie – powtórzyłam, na co Ric zaczął mnie łaskotać. Nie znosiłam tego i dobrze o tym wiedział.
- Powiesz mi, czy nie? – pokręciłam głową i chciałam się uwolnić, ale on złapał mnie jeszcze mocniej. – Wiesz, że mam przewagę?
- W tej chwili możliwe, w ogóle, wątpię.
- Co masz na myśli?
- Domyśl się.
- Dor, czy wy zawsze musicie stosować tę waszą metodę zwaną „domyśl się”? To gorsze niż fizyczne tortury.
- Naprawdę? – odparłam z rozbawieniem.
- Żaden normalny facet, nigdy w życiu, nie domyśli się, co kobieta ma na myśli.
- W takim razie do końca świata będziecie tymi przegranymi – rzekłam, poprawiając szatę. Spojrzałam na niego i ruszyłam korytarzem. – Chciałam znaleźć dla ciebie chwilę czasu, ale jeśli nie wiesz, co miałam na myśli to…
- Jesteś wredna – stwierdził, wbijając sobie gwóźdź do trumny.
- Co ty powiedziałeś? – uniosłam brwi w geście pytania.
- Że jesteś najlepszą dziewczyną, jaką mogłem sobie wymarzyć i bardzo cię kocham – zreflektował się szybko.
- Nie gadam z tobą – powiedziałam i udałam się pod salę zaklęć.
- To chociaż pogadaj z Ann albo Syriuszem! – rzucił wesoło i ruszył za mną.
 

Remus Lupin

            Czułem się dotknięty faktem, że Ann nie powiedziała mi wcześniej o tym, że chce jechać na ten świąteczny mecz i to na dodatek z jakimś facetem, którego nie znałem, ale chyba nie powinienem niczego jej zarzucać. Im mniej dni zostało mi do kolejnej pełni, tym bardziej próbowałem odciąć się od Vick. Znowu się bałem, ale chyba nadszedł czas, by w końcu powiedzieć jej prawdę. Nawet jeśli mnie po tym wszystkim zostawi, chciałbym, żeby wiedziała, dlaczego to zrobiła.
            Pierwszy raz w życiu skorzystałem z mapy, by znaleźć moją dziewczynę i teraz przekraczałem prób szkolnej biblioteki. Ann siedziała przy stoliku z Evans. Lily tłumaczyła jej coś z eliksirów, więc powoli zbliżyłem się do zajętych dziewczyn. Ta druga zauważyła mnie pierwsza. Vick podążyła za nią wzrokiem i chyba nie była zadowolona z faktu, że widzi mnie w tym miejscu.
- Już nawet w bibliotece nie można posiedzieć w spokoju? – spytała, od razu atakując.
- Porozmawiasz ze mną, Ann? Proszę – spojrzałem na nią z nadzieją pomieszaną ze strachem.
- Dopiero teraz chcesz ze mną rozmawiać? – jej wzrok ponownie powędrował w stronę książki, a zaraz potem spojrzała na swoją przyjaciółkę. Ta jednak skierowała uwagę na mnie, a kiedy nasze oczy się spotkały, zrozumiała, uśmiechnęła się delikatnie i wstała, chcąc dać nam chwilę na rozmowę.
- Nie, Lily.
- Co ty robisz? – Ann była zdezorientowana. – Stajesz po jego stronie?
- Nie. Nie staję po niczyjej stronie. Proszę cię jednak o to, byś porozmawiała z Remusem albo chociaż wysłuchała tego, co ma ci do powiedzenia.
- Teraz nagle ma mi coś do wyjaśnienia? – odparła. – Niech mówi.
- Wolałbym iść gdzieś, gdzie nikt nie usłyszy naszej rozmowy.
- Nie mam przed Lily tajemnic – stwierdziła.
- Uwierz mi, że ja też nie, ale jednak wolałbym porozmawiać tylko z tobą. – Vick spojrzała teraz na mnie uważnie, po czym w końcu skinęła głową. Zebrała swoje rzeczy i wyszła z biblioteki.
            Przeszliśmy do pierwszej, lepszej pustej sali. Dokładnie zamknąłem drzwi, rzucając dodatkowo zaklęcie wyciszające.
- Co chcesz mi w takim razie powiedzieć? – spytała, siadając na ławce. Wziąłem głęboki oddech.
- Ann, wiem, że jesteś na mnie zła, że zachowywałem się w stosunku do ciebie nie fair, ale naprawdę mi przykro.
- Remus, ile razy pytałam cię ostatnio, czy coś się stało, czemu nie chcesz ze mną rozmawiać? Myślałeś, że chciałam być wścibska? – Pokręciłem głową. – Chciałam ci pomóc, jednocześnie od razu informując cię o tym, że wyjeżdżam na święta, a kiedy w końcu łaskawie się do mnie odezwałeś, jedyne, co miałeś mi do powiedzenia, po fakcie, to daj spokój. Było dobrze, Remus, co ja ci takiego zrobiłam, że, z dnia na dzień, mnie odepchnąłeś?
- Bałem się, że dopiero teraz, kiedy jesteśmy razem, nie zrozumiesz…
- Dopiero teraz nie wiem, czego mam nie zrozumieć – wkurzyła się. – Jesteś zazdrosny o Patricka? Zły o to, że ci nie powiedziałam, czy o to, że zmusiłam cię, byś ze mną był? – spojrzała na mnie z pierwszymi łzami w oczach.
- Do niczego mnie nigdy nie zmuszałaś – przyznałem.
- I nigdy więcej tego nie zrobię, jeśli powiesz mi teraz, o co w tym wszystkim chodzi!
- W porządku – skapitulowałem. – Ja wiem, że trzymam pewien dystans, ale uwierz mi, że nie potrafię inaczej i do niczego cię nie zmuszam…
- Czy tobie naprawdę zależy na tym, żeby się rozstać? – weszła mi w słowo. – Wiem, jaki jesteś i nie chcę, żebyś się zmieniał. Patrick to tylko znajomy…
- Nie o Douglasa tutaj chodzi.
- Więc o co, do jasnej cholery? – wkurzyła się i zeskoczyła ze stołu. – Remus, ja wiem, że ty masz jakiś problem. Od zawsze byłeś ostrożny i wycofany. Żal mi cię i gdybym tylko mogła ci jakoś pomóc…
            Spojrzałem na nią zaskoczony. Nigdy nie pomyślałbym, że ona może czegokolwiek się domyślać. Nie chciałem, by był to moment, w którym powinna poznać prawdę. Czułem się źle, ale podjąłem jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu.
- Tak właśnie przypuszczałam – rzekła po chwili mojego milczenia.
- Co?
- Uważasz, że jestem za głupia, zbyt roztrzepana…
- Wcale tak nie uważam, Ann – zaprotestowałem.
- Uważasz, bynajmniej ja tak to właśnie odbieram. Stwierdziłam jednak, że poczekam, aż będziesz gotowy mi o tym powiedzieć.
- Ann – przerwałem jej. – Dlaczego ze mną jesteś? Jesteś całkiem inna niż ja, a ja nie jestem wymarzonym chłopakiem. I nigdy nie będę. Daleko mi do ideału, jestem dziwny… Nie trzymam cię na siłę. Jeśli chcesz, możesz odejść, a ja nie będę miał do ciebie żalu. Dla ciebie byłoby to nawet lepsze. Zaufaj mi.
            Myślałem, że zrozumie, że podejmie właściwą decyzję, ale jedyną reakcją na moje słowa z jej strony, była zawziętość na twarzy.
- Zastanawiałam się ostatnio, jak długo wytrzymasz i kiedy poczęstujesz mnie takim tekstem.
- Ja…
- Posłuchaj mnie. Znamy się od wielu lat, wiem, jaki jesteś, że czegoś o tobie nie wiem, że zawsze byłeś ostrożny i wycofany w stosunku do ludzi. Nie wiem, o co chodzi i nigdy nie miałam zamiaru na ciebie naciskać. Widzę jednak, że to ty się co do mnie myliłeś. Jedyne, co mnie boli, to fakt, że się męczysz, ale mam nadzieję, że kiedyś powiesz mi prawdę. Jeśli nie, nie będę miała pretensji. Twój wybór. Jeśli będę chciała odejść, zrobię to i uwierz, że nie potrzebuję do tego twojego pozwolenia, bo gdy się na to zdecyduję, nie zatrzymasz mnie. Nie mów mi jednak, co jest dla mnie dobre, bo sama o tym zdecyduję. Pytasz mnie, dlaczego z tobą jestem i w tej kwestii mam tylko jedno do powiedzenia. Kocham cię, Remus.
- Ann… – próbowałem coś wtrącić, ale mi nie dała.
- Nie skończyłam – rzekła i kontynuowała. – Wiesz, jaki mamy problem? Ty po prostu nie wierzysz, że ktoś może kochać kogoś takiego jak ty. Przeliczyłeś się. Nie będę za to przepraszać, bo wiem, co czuję. Chcę być z tobą, ale jeśli ty tego nie chcesz, to nie będę cię do niczego zmuszać. Pozwolę ci odejść, jeśli takie jest twoje życzenie, bo nie chcę, żebyś się ze mną męczył. Przeboleję to, jeśli tylko dzięki temu w końcu będziesz wolny, jeśli w końcu będziesz sobą.
- Nigdy nie będę sobą, Ann. Straciłem ten przywilej dawno temu, kiedy, mając parę lat, ugryzł mnie wilkołak, kiedy, od tamtego czasu, w każdą pełnię zmieniam się w potwora.
            W jej niebieskich oczach dostrzegłem zaskoczenie, ale nie patrzyła na mnie z przerażeniem. Mieszało się w nich raczej współczucie ze swego rodzaju ulgą.
- A więc o to chodziło? – spytała, podchodząc do mnie. Jakoś automatycznie odsunąłem się od niej kawałek, więc stanęła, sama również się cofając. – Od zawsze o to chodziło, Remus?
- Jestem potworem, Ann. Moja mama nie jest na nic chora, nie jeżdżę do niej każdego miesiąca, za to w każdą pełnię, zamieniam się w krwiożerczą bestię. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek był normalny. Czasami myślę, że zawsze taki byłem. Co miesiąc, na chwilę przed przemianą, kiedy ból jest nie do zniesienia, mam przed oczami moją matkę, to przerażenie, wstyd, strach i okropne współczucie, które zawsze maluje się na jej twarzy, kiedy tylko na mnie patrzy. Jestem potworem – powtórzyłem i pierwszy raz od wielu lat, kilka łez poleciało po mojej twarzy. Byłem siedemnastoletnim chłopakiem, ale nie wstydziłem się tego.    
            Ann podeszła do mnie ostrożnie, bojąc się, że znowu się odsunę, ale nie zrobiłem tego, więc przytuliła mnie mocno. Poczułem ulgę, kiedy jej o tym powiedziałem. Jednak fakt, że żadna z osób, które wiedziały o moim problemie, nie odwróciła się ode mnie, nie miał wpływu na to, bym kiedykolwiek mógł się z tym pogodzić.
- Nie jesteś potworem – powiedziała w końcu Vick. – Jesteś człowiekiem, Remus. Takim samym jak inni. To nie jest twoja wina. Nie potrafię wyobrazić sobie, jak bardzo przez to cierpisz, ale nie zmienia to faktu, że cię kocham. Ludzie nie oceniają cię pod kątem tego, jaki jesteś, kiedy nad sobą nie panujesz, ale lubią cię za to, jaki jesteś, kiedy pokazujesz siebie.
- To nie jest takie proste. Nie wiesz, jak źle się z tym czuję.
- To prawda, nie wiem, ale wiem, jaki jesteś. Nie cofniesz czasu i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Gdybym mogła coś zrobić, na pewno bym to zrobiła. Mogę cię kochać i wspierać, jeśli tylko tego chcesz i jesteś w stanie w końcu mnie do siebie dopuścić.
- Nie będziesz miała ze mną normalnego życia – powiedziałem.
- Nie zależy mi na tym. Poza tym, określenie normalne, niczego nie definiuje, a na pewno nie życia. 

***

Na koniec, wybaczcie, jeszcze kilka słów. Nie wiem, czy już o tym kiedyś mówiłam, czy nie, ale zanim zaczną się jakieś, być może słowa oburzenia, zaznaczę, że wiem, jak przedstawiany jest Syriusz, ale JA NIGDY nie uważałam go za chłopaka, któremu tylko dziewczyny, seks, zabawa i rozróba w głowie. Moim zdaniem jest normalnym facetem, który w pewnym momencie dojrzał albo dopiero dojrzy do tego, by zacząć ustatkowane życie, nie tracąc przy tym swojego uroku. 

Po drugie, znowu zabrakło Lily i Jamesa, tak wiem, ale kolejny rozdział będzie praktycznie cały poświęcony tej dwójce. Plus skupię się jeszcze na postaci Kimberly.

Po trzecie, wiem, że ostatnio jest dużo gadania i wszyscy wyrzucają swoje żale, ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą już takie bardziej normalne, a nie skupione tylko przeżyciach wewnętrznych bohaterów. 

Po czwarte, nie wiem, czy w książce było coś wspomniane o tym, że matka Syriusza wypaliła jego zdjęcie na gobelinie, czy było to tylko w filmie, a naprawdę nie chciało mi się już tego sprawdzać.

To chyba wszystko. Jeśli chcielibyście poczytać o czymś konkretnym w kolejnych rozdziałach, to śmiało piszcie mi w komentarzach, a ja spróbuję wcisnąć coś na ten temat, by wszyscy byli usatysfakcjonowani.

Pozdrawiam 
Luthien

11 komentarzy:

  1. Kochana Luthien!
    Mam nadzieję że mnie pamiętasz. Jak pewnie zauważyłaś nie zaglądałam tu dłogo, co było spowodowane moimi treningami, szkołą i brakowalo mi wolnego czasu. Ostatnio naszło mnie żeby znowu poczytac coś o moich ukochanym paringu, i własnie teraz zrywam 3 noc czytajac twoje fanfiction. Przeczytłam cały blog od początku i przypomniałam sobie jak jeszcze ja pisalam (znowu mam plan powrócić, ale z trochę zmienioną fabułą). Kocham twoje fanfiction, wywiera tyle emocji i moim zdaniem powinno być wydane w formie książki. Dużo się działo podczas mojej nieobecności. James i Lily nareszcie razem. Półtorej roku czekania, ale opłacilo się. Nie wierze że tak długo czytam twojego bloga, a on dalej mi się nie znudził i należy do moich ulubionych. Od początku kibicowałam Dor i Syriuszowi, no ale trudno, Ericka też ubię. Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa gdy rozpadł sie związek Seana aka nadętego bęcwała i Lilki. Mam nadzieję ze pomiędzy Ann i Remusem się wszystko ułoży.
    Czemu mi sie wydaje że dziecko tej suki Cornie (przepraszam jeśli źle napisałam imię) należy do Jamesa. Jeśli moje przypuszczenia są trafne, mam nadzieję ze to nie namiesza w zwiazku Rudej i Rogacza. Bardzo polubilam Kim, wydaje się naprawdę miła i przyjacielska.
    Mam nadzieję ze Cofnie umrze, ja z chcęcią wymyślę jakąś fajna śmierć dla niej.
    Z niecierpliością oczekuje nowego rozdziału, całuski
    Astoria :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej nareszcie ! Strasznie czekałam na ten rozdział. Fajnie że Remus nareszcie powiedział Ann o swoim "futerkowym" problemie . Rozdział super czekam na next-a

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana,
    Oczywiście, że Cię pamiętam. Jeśli znowu zaczniesz coś pisać to daj znać, chętnie poczytam :)
    Do książki to temu daleko, aczkolwiek mam w planach wydrukować całość i zwyczajnie oprawić.
    Z początku chciałam, żeby Syriusz był z Dor, ale zrezygnowałam z tego na rzecz, mam nadzieję, dużo ciekawszej historii Blacka.
    Cieszę się, że polubiłaś Kim. Co do śmierci Corinne to zobaczymy. Nie planowałam jej zabić, bo nie planuję również dłuższego jej udziału w tym opowiadaniu.
    Pozdrawiam serdecznie
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę ,że po długich oczekiwaniach pojawił się post , który bardzo jak zresztą zwykle mi się podobał.Spodobało mi się że Remus powiedział Ann o swoim problemie. Od razu polubiłam tą Kim i jestem ciekawa czy coś ją połączy z Syriuszem.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam Zolilka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :)
    Tak jak obiecałam w poprzednim komentarzu, napiszę kilka słów. Notka bardzo mi się podobała :)
    Zacznę może od tłumaczenia na końcu - ja również zawsze wyobrażałam sobie Syriusza jako normalnego faceta, co prawda trochę buntownika, ale z wartościami. I zawsze zdawało mi się, że na pierwszym miejscu stawiał swoich przyjaciół, a nie dziewczyny.
    Zaintrygowałą mnie postać Kim. Ma w sobie coś takiego, że nawet Syriusz powiedział jej o sobie dużo więcej, niż sam by się spodziewał. Coś czuję, że ta dwójka jeszcze spotka się ponownie ;)
    Wygląda na to, że Eric naprawdę kocha Dorcas. A czyżby ona dalej miała jakiś sentyment do Blacka?
    Dobrze, że Remus wreszcie powiedział Ann prawdę... i że jej reakcja była taka, a nie inna.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział całkiem przyjemny :) ja czekam na rozwój wątku Jamesa i jego tajemniczej znajomej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Zolilko,
    Nie miałam w planach by już teraz Remus powiedział Ann o swoim problemie, ale jeśli i tak ten wątek mi się posypał, to pasowało mi go tak zakończyć.
    Bardzo się cieszę, że polubiłaś Kim, bo zagości na dłużej i jeszcze nie raz spotka na swojej drodze Syriusza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Lily-E,
    Bardzo chciałam ci podziękować za te wszystkie miłe słowa :) Również uważam, że Syriusz był normalnym facetem, dlatego pójdę w tym kierunku, mając nadzieję dodać mu trochę tego jego uroku. Myślę, że obmyśliłam dla niego ciekawy i obszerny wątek. A z Kim spotka się na pewno, bo nie zaznaczyłam tego w tym rozdziale, ale dziewczyna mieszka w wieży Gryfonów ;)
    Eric kocha Dorcas, a ona jego. Chociaż myślę, że Meadowes po tym, co jej powiedział Syriusz będzie czuła przez pewien czas swego rodzaju dług czy coś w tym stylu.
    Nie planowałam, by Ann na tę wiadomość zerwała z Remusem. Bynajmniej nie w tym momencie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Luthien
    Na Twojego bloga trafiłam poprzez Em. I od razu się zakochałam. Twoje rozdziały są długie i niepowtarzalne, nigdy nie zdarzyło mi się czytać bloga, gdzie postacie posiadają swoistą głębię, mają charakter, nie są mdle i schematowe. W końcu Lily zostawiła Seana i zeszła się z Rogasiem, co uradowało moje serduszko. Coś czuję, że ta Francuzka jeszcze sporo namiesza, mam nadzieję, że Ruda walnie jej w głowę czymś ciężkim. I że Syriusz, moja ukochana postać, w końcu się ustatkuje i będzie szczęśliwy. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Я.L

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana Luthien,
    Przyznam, że ten rozdział był dla mnie sporym zaskoczeniem. Po pierwsze Remus i Ann byłam przekonana, że ta para rozejdzie się. Stało się inaczej, Ann nawet nie wpadła w histerię, ani nie zamarła z zaskoczenia. Nie podejrzewałam jej, że jest tak silną postacią. Do tej pory uważałam ją za wścibską, upierdliwą osobę, która głównie zajmuje się życiem innych, a tu taka niespodzianka.
    Kolejnym zaskoczeniem jest dla mnie Syriusz i to nie dlatego, że w Twoim opowiadaniu chłopak żyje nie tylko kawałami, dziewczynami i nocnymi przygodami. W tym rozdziale (przynajmniej ja tak to odebrałam) pokazałaś wrażliwość tego osobnika. Mało tego miałam wrażenie jakby w tym wszystkim była taka delikatność, chociaż to słowo może nie do końca pasuje do Łapy. Swoją drogą zawsze łatwiej zwierzać się nieznajomym. W sumie to dziwne, ale wtedy kiedy ma się czystą kartę i można być kim się chce to zrzuca się swoją maskę i po prostu otwiera przed obcym człowiekiem i zupełnie inny sposób...

    Rozdział świetny, czekam na więcej ^^ - może 31/08 ? Taki prezent na ostatni dzień wakacji ? Oczywiście nie naciskam, ale mocno kibicuję.

    Pozdrawiam, ściskam i całuje
    Em - która w końcu się w miarę rozpisała

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana,

    Ann z Remusem się rozejdzie, ale planuję to na trochę późniejszy okres. Co więcej w tym momencie nie miała się dowiedzieć o przypadłości Lupina. Jakoś tak wyszło, że w ostatniej chwili zmieniłam zdanie, jednak nigdy nie planowałam tego, że źle zareaguje na tę wiadomość.
    Co do Syriusza to spotka się jeszcze z Kim nie raz. Dziewczyna będzie miała długi udział w opowiadaniu, nie wiem nawet, czy nie do samego jego końca i na pewno pozna Blacka z każdej strony.

    Zobaczymy, co da się zrobić. Nie obiecuję, bo mam napisane dopiero dwie strony z planowanych dziesięciu, ale postaram się.

    Również pozdrawiam.
    Luthien

    OdpowiedzUsuń