wtorek, 21 marca 2017

58. Nadzieja zawsze umiera ostatnia cz. II

Kochani!
     Bałam się, że nie zdążę napisać rozdziału na 31 marca, ale jednak znalazłam chwilę czasu i trochę weny i skończyłam go nawet szybciej, więc postanowiłam, że nie będę czekać do końca miesiąca i wstawię go już dzisiaj. Co więcej, wyszedł jakieś pół razy dłuższy niż standardowo, ale nie chciałam go już dzielić, więc mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. 
     Nie mam zielonego pojęcia, kiedy pojawi się kolejny, ponieważ mam teraz bardzo napięty grafik i dużo pracy z moim licencjatem, dlatego niczego nie obiecuję, aczkolwiek kolejny rozdział mam zaplanowany i obmyślony, także jakiś początek już jest.
 
Całuję i do usłyszenia
Luthien

***

Lily Evans

- Co jest? – spytałam Ann, która po powrocie do wieży, dosiadła się do mojego stolika, jednak od paru minut siedziała tylko, nie odzywając się do mnie.
- Martwię się o Remusa – na te słowa stałam się bardziej czujna. Dzisiaj wypadała kolejna pełnia, więc od paru dni Lupin wyglądał gorzej niż zwykle. Co miesiąc przeżywał to samo, ale po tylu latach nauczyłam się, że mogę pomóc jedynie rozmową i swoją obecnością. Żadnej litości.
            Nie odpowiedziałam na słowa mojej przyjaciółki, więc ta, skupiwszy na mnie swój wzrok, kontynuowała.
- Lilka, dlaczego przez tyle lat… – wciągnęła głęboko powietrze. – Dlaczego przez tyle lat nie powiedziałaś mi, że Remus… Że w czasie pełni… Dlaczego mnie okłamywałaś, chociaż wiedziałaś, co do niego czuję?
- Skąd o tym wiesz? – odparłam zaskoczona, odwracając wzrok.
- Powiedział mi ostatnio.
- Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że to zrobił.
- Dlaczego ty nie powiedziałaś mi wcześniej, chociaż wiedziałaś o tym od paru lat?
- To chyba logiczne – stwierdziłam. Vick otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale widząc to, nie dałam jej dojść do słowa. – Jak ty to sobie wyobrażasz, Ann? – spytałam. – Na jakiej podstawie miałam ci o tym mówić? To jest jego sprawa i jego tajemnica, której się wstydzi i nienawidzi. Sama się domyśliłam parę lat temu i uważam, że tylko on miał prawo cię o tym poinformować. Jaką byłabym przyjaciółką, gdybym ci powiedziała bez jego zgody? Nie mogłam i nadal nie mogę. Tak samo jak ty. I nie chcę, żebyś mówiła o tym komukolwiek, nawet Dorcas, bo ona raczej też jeszcze nie wie.
            Rozumowanie Ann czasami zwalało mnie z nóg. Chciała z nim być, może nawet go kochała, nie mówię, że nie, ale, tak jak ja nie rozumiałam czasami najprostszych rzeczy związanych z Jamesem, tak samo ona chyba nie pojmowała jeszcze tego, co oznacza to, że Remus o wszystkim jej powiedział. Wiedziałam, że jemu też na niej zależy, ale bałam się, że, mimo wszystko, pospieszył się z tym wyznaniem. Możliwe, że zrobił to za wcześnie. Z drugiej strony może za późno. Jeśli jednak jej powiedział, to oznaczało, że jej ufał.
- Nie jestem przecież ostatnią kretynką, Lilka – odezwała się Ann. – Myślisz, że będę teraz latać po szkole i rozpowiadać o tym wszystkim? – Taa, przeszło mi to przez myśl.
- Nie wiem – odpowiedziałam jednak.
- Nigdy w życiu nie naraziłabym go na niebezpieczeństwo. Tak samo jak ty Jamesa, czy Dorcas Erica.
- Więc o co masz do mnie pretensje? – odparłam. – Zachowałam się przecież tak samo. Remus jest moim przyjacielem i staram się robić wszystko, by mu pomóc.
- Nie wiem. Chyba o nic. Po prostu… Kiedy powiedział mi, że wiesz o tym nawet dłużej niż chłopacy, dziwnie się poczułam – wyjaśniła. Westchnęłam.
- Posłuchaj… – zamknęłam książkę i spojrzałam na nią uważnie. – Sama domyśliłam się, o co chodzi. Do tej pory zastanawiam się czasami, czy dobrze zrobiłam, że poszłam wtedy do niego i powiedziałam, że po prostu wiem, że może na mnie liczyć i nie ma się niczym przejmować. Mógł zaprzeczyć, ale nie zrobił tego. Może dlatego, że to ja wykazałam inicjatywę, a on, próbując mi powiedzieć, nie musiał obawiać się, jak to przyjmę. Nie miał pewności jak zareagujesz ty, nawet, jeśli go kochasz, dlatego czekał z tym wyznaniem na jakiś bardziej odpowiedni moment.
- Nie przestraszyło mnie to – przyznała. – Uważam, że to nie ma większego znaczenia.
- Ale pewnie znacząca ilość osób w samej szkole, gdyby się o tym dowiedziała, odwróciłaby się od niego i doprowadziła do tego, że zostałby z niej usunięty. Wiem, że to okropne, ale taka jest prawda.
- Ale to przecież nie od niego zależy – zasmuciła się, a łzy napłynęły jej do oczu. – Jest mi go tak bardzo żal, Lily. Nie zasłużył na to wszystko.
            Remus był dla mnie jak brat i właśnie jak brata go kochałam. Kilka lat temu sama zarywałam czasami noce, szczególnie te bliżej pełni, kiedy widziałam, jak stawał się smutny, przygaszony i zbolały, i zastanawiałam się, dlaczego go to spotkało. Dlaczego taki zwykły, mały, sympatyczny chłopak musiał tak cierpieć, a wraz z nim jego bliscy.
            Wstałam z fotela i usiadłam obok Ann, przytulając ją do siebie.
- Mi też jest go żal. Zawsze było, jest i… Nadal będzie – przyznałam. – Również uważam, że nie zasłużył na to, co go spotkało, ale niestety nie można z tym nic zrobić. Posłuchaj mnie – spojrzała na mnie nadal zaszklonymi oczami. – Przez te parę lat nauczyłam się kilku rzeczy, którymi mogę się z tobą podzielić, żeby było łatwiej. Może niekoniecznie tobie – przyznałam, – ale jemu na pewno ulży.
- Jakich? – spytała.
- Nigdy nie zachowuj się tak, jakbyś mu współczuła czy chciała okazać litość. Nigdy. Nieważne jak bardzo będzie ci przykro. Uwierz, że ma to dla niego ogromne znaczenie. Nie traktuj go inaczej niż zwykle, nie staraj się na siłę go pocieszać i mówić, że będzie dobrze. Jeśli będzie chciał, sam przyjdzie porozmawiać, ale nie musisz mu przypominać o tym, czego on sam jest aż zanadto świadomy. Nie mówię, że masz się zachowywać tak cały czas. Absolutnie nie, ale postaraj się go nie stresować dodatkowo przed każdą pełnią. Zaufaj mi, że sam przyjdzie po wsparcie, jeśli będzie tego potrzebował.
- Nie wiem, czy będę tak potrafiła – przyznała. – Nie zrozum mnie źle, Lily. Kocham Remusa i kompletnie nie przeszkadza mi ten fakt. Kiedy mi o tym powiedział, to jedynie wkurzyłam się, że nie zrobił tego wcześniej i że przez to to on traktuje mnie inaczej. Cały czas jest tą samą osobą, z którą chcę być mimo wszystko, ale, może uznasz, że to z mojej strony egoistyczne, teraz to ja boję się, że przez ten mały problem, on nigdy nie będzie chciał się ze mną związać. – Zastanowiłam się przez chwilę, ale nie wymyśliłam żadnej konkretnej odpowiedzi.
- Nie wiem, co mam ci na to powiedzieć. Jeśli się na to nie zdecyduje, to wątpię, że twoje prośby na coś się zdadzą, Ann. Ja go znam i ty go znasz. Żadna z nas go nie zmieni. Więc jeśli go kochasz i mimo wszystko chcesz z nim być, musisz się przygotować na każdy scenariusz. Nic więcej nie potrafię ci niestety doradzić.
            Ja sama już od dłuższego czasu wiedziałam, że chłopacy, chcąc pomóc Remusowi, zostali nielegalnymi animagami i chociaż z początku tego nie popierałam, teraz zasadniczo rozumiałam, dlaczego to zrobili. Mniej więcej byłam również świadoma tego, co dzieje się podczas pełni, aczkolwiek nigdy ta sprawa nie spędzała mi snu z powiek. Zdarzało się czasami, że któryś z nich nabawił się jakichś zadrapań, czy delikatnie głębszej rany po comiesięcznej eskapadzie, z którymi co jakiś czas przychodzili do mnie, mając świadomość, że ich nie wydam. I chociaż przez te wszystkie lata nie zmieniło się kompletnie nic w moich uczuciach w stosunku do Lupina i postrzegania jego problemu, w tym miesiącu byłam bardziej niespokojna. Nie ukrywałam przed nikim, a już tym bardziej sama przed sobą, że strach, który od paru dni mnie dopadał, wiązał się z faktem, że mój chłopak również bierze udział w tych wyprawach. Do tej pory nie zastanawiałam się nad tym głębiej. Huncwoci robili, co chcieli i nie było opcji, by zostawili Remusa samego. I chociaż teraz czułam się z tego powodu okropnie, doszłam do wniosku, że wolałabym, żeby James zrezygnował z tej formy pomocy. Wiedziałam, że już nigdy nie zaznam spokoju, przynajmniej tej jednej nocy każdego miesiąca, dopóki nie wróci do mnie cały i zdrowy. Dlatego mimo, że nie odzywał się do mnie przez ostatnie kilka dni, gdzieś w głębi duszy cieszyłam się, że nie ma go teraz w szkole, że tej nocy będzie daleko, bezpieczny. Nie mogłam jednak wymagać od niego, by zrezygnował ze wsparcia Lupina. Nie, tego nie mogłam oczekiwać i nawet nie próbowałabym tego robić.

~ * ~

- Hej – posłałam Ann jeszcze jeden uśmiech, po czym odwróciłam się w stronę, skąd doszło do nas powitanie.
- Cześć, Corinne – rzuciłam, wywracając oczami i starając się wrócić na swoje miejsce, by blondynka zaraz się do nas nie dosiadła. Nie wiem dlaczego, ale działała mi na nerwy. W Hogwarcie było mnóstwo innych osób, a ona zawsze w jakiś magiczny sposób odnajdywała mnie w tłumie. Nie chodziło o to, że coś do niej miałam. Może, gdybym poznała ją lepiej, nawet zaczęłabym z nią chętniej rozmawiać, ale fakt, że była ona powodem jakiejś tajemnicy Rogacza, o której do tej pory mi nie powiedział, sprawiał, że byłam sceptycznie nastawiona do każdej jej próby kontaktu ze mną. – Chcesz coś, bo nie ukrywam, że jesteśmy trochę zajęte – powiedziałam, a Ann pokiwała głową.
- Ja… Chciałam tylko spytać, gdzie znajdę Jamesa.
- Nie znajdziesz i nie wiem, kiedy będzie dostępny – odparłam. – Nie ma go teraz w szkole.
- Stało się coś? – zainteresowała się, chociaż raczej tym, że go nie zobaczy, niż tym, dlaczego.
- Myślę, że to nie jest twoja sprawa…
- Sprawy rodzinne, a teraz stąd spadaj – wszedł mi w słowo Łapa, pojawiając się nagle przy nas z dziewczyną, którą gdzieś już widziałam.
- Jak zwykle bardzo taktowny, Black – rzuciła Francuzka, mierząc go ironicznym spojrzeniem. – Nic dziwnego, że dziewczyny zawsze wolały Pottera.
            Muszę przyznać, że w tym momencie byłam pełna podziwu dla zachowania Syriusza. Chyba pierwszy raz zachował godność, nie patrząc na opinię, jaką właśnie rzuciła w niego Corinne.
- Lautier, bądź tak miła i zniknij nam z oczu. Ani James, ani nikt z nas nie chce z tobą gadać – tym chyba trafił w jej czuły punkt. Nie wiem, o co jej chodziło i dlaczego usuwała się przy każdej sytuacji, w której mieliśmy przewagę, a przy której nie było Jamesa, ale obrzuciła Łapę wściekłym spojrzeniem i poszła na górę.
            Spojrzałam na dziewczynę, którą przyprowadził Syriusz. Była lekko zdezorientowana całą sytuacją. Nic dziwnego. Nie wiem, po co w ogóle ją do tego mieszał, bo nie sądziłam, że jego nagłe przybycie, akurat w momencie, w którym podeszła Corinne, było przypadkowe.
- Chcesz coś, Black? – spytała w końcu Ann, a ten otrząsnął się i spojrzał na nas.
- Eee, tak – uniosłam brwi w geście pytania. – To jest Kimberly Hill – przedstawił nam swoją towarzyszkę, na co ta uśmiechnęła się ładnie. – To jest Lily, dziewczyna Jamesa, o której ci mówiłem – wskazał na mnie, – a to Ann, jedna z jej przyjaciółek. Chodzi z Remusem – Hill podała nam po kolei rękę.
- Możecie mi mówić Kim.
- Długo się znacie? – spojrzeli na siebie jakoś tak porozumiewawczo. Dziwnie na tak krótką znajomość, nawet, jeśli spotkali się już pierwszego dnia.
- Niezbyt, ale twierdzi, że nie wkurza jej moja osoba, więc się z nią zaprzyjaźniłem.
- Przeszliśmy już na wyższy stopnień znajomości? – spytała Hill, patrząc z rozbawieniem na Huncwota.
- Jestem szybki i nie bawię się w zbędne gadanie – odparł Łapa.
- Nie zawsze szybki znaczy satysfakcjonujący – rzuciła Ann, po czym i ona, i Kim wybuchły śmiechem. Syriuszowi zajęło chwilę załapanie aluzji Vick, ale znowu powstrzymał się od komentarza i tylko parsknął śmiechem, co wydało mi się dziwne. Nie zauważyłam jednak, by czuł się przy Kimberly w jakiś sposób skrępowany.
            Nie chciałam być niemiła ani zrobić złego wrażenia na nowej przyjaciółce Syriusza, bo wydawała się niezmiernie miła, aczkolwiek byłam jakaś poirytowana. Od kiedy Corinne pojawiła się w Hogwarcie, miałam wrażenie, że zawsze obserwuje mnie któryś z Huncwotów i gdy tylko Lautier się do mnie zbliża, natychmiast ją ode mnie odsuwają. Jasne, sama za nią nie przepadałam, jakoś nie potrafiłam jej polubić, ale możliwe, że czułabym się lepiej wiedząc, o co chodzi w tej całej sprawie, o której w końcu miał mi powiedzieć Rogacz.
- Black, możesz mi powiedzieć, czego znowu chcesz? – spytałam w końcu, wchodząc w słowo Ann. – Wybacz, Kim, ale znam Syriusza długo i wiem, że coś kręci, a to spotkanie nie jest przypadkowe. – Dziewczyna spojrzała na mnie z jakimś zrozumieniem malującym się w jej oczach i teraz obie przeniosłyśmy wzrok na Łapę.
- Możemy się przejść? – zaproponował.
- Nie chce mi się nigdzie łazić.
- Proszę.
            Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę Ann, ale ta wzruszyła tylko ramionami.
- Dobra – skapitulowałam. – Idziesz z nami? – Vick pokręciła głową.
- Nie, pójdę na górę do Remusa – skinęłam na znak, że rozumiem, po czym wstałam i w trójkę wyszliśmy z wieży.

~ * ~

            Zauważyłam, że chłopacy plączą się w zeznaniach, jeśli tylko zaczynam pytać ich o nagłe zainteresowanie moją osobą, gdy w pobliżu znajduje się Corinne. Miałam serdecznie dosyć traktowania mnie jak idiotkę, więc chciałam przycisnąć Syriusza, by powiedział mi wszystko, co o niej wie. Dałam mu jednak chwilę do namysłu i kontynuowałam przyjemną rozmowę z nową znajomą. Może byłam przewrażliwiona i od razu zakładałam standardowe zagranie Łapy, ale wydawało mi się, że ta dwójka darzy się dużą sympatią i mocną nicią porozumienia. Poza tym, nie wydawało mi się, że Kim należy do osób, które dają się nabrać na głupie bajery. Była bardzo inteligentną dziewczyną, z zainteresowaniami podobnymi do moich. Widziałam na przykład, że w strefie uzdrowicielstwa stworzy mi dużą konkurencję, ale potrafiła rozmawiać z ludźmi i to dawało jej przewagę. W sumie to cieszyłam się, że Syriusz się z nią zaprzyjaźnił.
- Black – zwróciłam się do niego w pewnej chwili.
- Taaak?
- Co u Jamesa? – spytałam. Nadal nie miałam od niego żadnych wieści.
- Czemu mnie o to pytasz?
- Bo ze mną nie chce rozmawiać – wkurzyłam się.
- Aaaa – Łapa nie wiedział, co powiedzieć. Zapewne był świadomy tego, że Rogacz nie odpowiedział na żaden z moich dwóch listów. – Lepiej, ale nadal nie wie, kiedy wróci do szkoły. Będzie czekał z mamą do końca.
- Czemu nie może mi o tym powiedzieć?
- Nie mam pojęcia, Evans. Spytaj jego, a nie mnie. Skąd mam wiedzieć, dlaczego nie chce z tobą rozmawiać?
- Może dlatego, że, jeśli chodzi o niego, wiesz wszystko. – Black westchnął i rzucił krótkie spojrzenie Kim, która posłała mu tylko wymuszony uśmiech. Musiał jej co nieco już o wszystkim opowiedzieć. Jeśli James nie chciał ze mną rozmawiać na temat tego, co się dzieje z jego ojcem, to w porządku. Czułam się źle, ale Syriusz nie mógł mi w zasadzie powiedzieć, dlaczego Potter podjął taką decyzję. Spróbowałam się więc dowiedzieć, o co chodzi z Lautier, bo to też doprowadzało mnie już do szału. – Łącznie z tym – kontynuowałam, – co on ma do Corinne.
- O nie, Lilka. W to mnie nie wmieszasz.
- James już dawno cię w to wmieszał. Zresztą nie tylko ciebie. Ostatnio nawet Remus z Peterem nagle mieli do mnie jakąś sprawę, kiedy tylko Corinne próbowała ze mną porozmawiać.
- Może zamiast snuć domysły, dlaczego Rogacz nie chciał, żebyś z nią gadała, zastanów się, dlaczego ona tak usilnie chce do ciebie dotrzeć.
- Zastanawiałam się. Na jedno wychodzi.
- Nie sądzę.
- Więc powiedz mi, do cholery, o co chodzi, bo James coś kręci i mam już tego dosyć.
- Nie mam zielonego pojęcia. Naprawdę – dodał, widząc moją wściekłą minę. – Corinne była zwykłą koleżanką, z którą spotykaliśmy się w Paryżu. To znaczy… Mnie nigdy nie lubiła i z wzajemnością – zirytował się, – ale miała słabość do Rogacza. W ostatnie wakacje poszli sami na jakąś kawę czy coś i kiedy James wrócił po kilku godzinach, nie chciał jej znać. Nie powiedział mi, o co poszło. Naprawdę. Nie mam pojęcia, dlaczego nie chce, żebyś z nią rozmawiała. Może chce się zemścić za to, że ją olał.
- A ja myślę, że mam was wszystkich już serdecznie dosyć. Potrafię o siebie zadbać i nie życzę sobie, żebyście ciągle wtrącali się i mnie nadzorowali. Chyba, że będę znała konkretny powód, dla którego to robicie. Możesz powiedzieć to Jamesowi, kiedy znowu będziecie ze sobą korespondować – wkurzyłam się. – Przepraszam, Kim – zwróciłam się teraz do Hill. – Idę na górę, bo mam już dosyć Blacka. Możemy porozmawiać później – uśmiechnęłam się do niej.
- Jasne. Do zobaczenia – rzuciła jeszcze za mną.

Syriusz Black

- Zabiję Jamesa, jeśli tylko wróci do szkoły – powiedziałem, kiedy Evans zniknęła za zakrętem.
- Czemu nie powiedziałeś jej, o co chodzi z tą Corinne? – spytała Kim.
- Bo naprawdę nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem, co się stało i o co poszło. Chciał sam wszystko wyjaśnić Lilce, ale jeszcze tego nie zrobił, a potem musiał wyjechać i prosił tylko o to, byśmy z chłopakami postarali się, trzymać je z daleka od siebie. Corinne jednak usilnie szuka z Evans kontaktu. Nie pojmuję, dlaczego. Czemu wścieka się na mnie, a nie na niego?
- Bo jego nie ma, a poza tym ma żal, że nie odpisał na żaden z jej listów – wyjaśniła.
- To też nie jest moja wina.
- Ale ty masz z nim kontakt? – Niechętnie skinąłem głową. Naprawdę nie mogłem zrozumieć, co Rogacz wyprawiał. – Kiedy będziesz z nim znowu rozmawiał?
- Mogę nawet i dzisiaj.
- To może powiedz mu, żeby skontaktował się z nią? Chociaż zaproponuj.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Myślę, że ona musi z nim porozmawiać.

~ * ~

- Nie ma mowy – usłyszałem po raz kolejny dzisiejszego dnia z ust Lupina i powoli traciłem cierpliwość.
            Za godzinę miał wyjść z panią Pomfrey do Wrzeszczącej Chaty. My mieliśmy dołączyć do niego za niecałe dwie, jednak ponownie w ciągu ostatnich trzech dni próbował wyperswadować nam ten pomysł z głowy. Nie chodziło o to, że nie chciał, żebyśmy z nim poszli. Początki były średnio udane. Często wracaliśmy z chłopakami poobijani i podrapani, jednak udawało się obyć bez większych ran. Z biegiem czasu powoli przyzwyczajał się do naszej obecności i zapachu, więc zostawaliśmy coraz dłużej tak, że teraz spędzaliśmy z nim praktycznie całą noc podczas każdej pełni. W tym miesiącu jednak kategorycznie odmawiał wspólnej eskapady.
- Remus, przestań mnie wkurzać – rzuciłem znudzony już jego gadaniem. – Powiedziałem, że z tobą idziemy i tyle. Nie ma żadnej dyskusji. O, Peter – zwróciłem się do Glizdka, który właśnie wszedł do pokoju. Spojrzał na mnie, potem na Lupina.
- Co jest?
- Wytłumacz temu kretynowi, że nie zostawimy go dzisiaj samego.
- Jasne, że nie – potwierdził, kiwając głową.
- Widzisz? Nawet Peter się ze mną zgadza.
- Ale ja się nie zgadzam – zaoponował Remus.
- Luniek, przestań marudzić.
- Mieliśmy to obgadać, zastanowić się jeszcze…
- No i się zastanowiliśmy. Uzgodniliśmy, że idziemy i tyle.
- Ja tego nie uzgadniałem – zirytował się i wyżył na poduszce, z której poszły pierze. Westchnąłem. – Nie ma Rogacza… – Już chciałem wejść mu w słowo, ale kontynuował. – Zrozum, Syriusz, że nie mam zielonego pojęcia, jak się w tej sytuacji zachowam. Przyzwyczailiście mnie, że jesteście w trójkę, a nie w dwójkę. Poza tym, James jest największy i to on z reguły brał na siebie moje ataki. Nie tak mówiliście?
- Niby tak, ale nie ma co panikować. Nic się nie stanie – zapewniłem go, kładąc rękę na jego ramieniu. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Nie chcę, żebyście ze mną szli. Nie chcę i koniec, rozumiecie?
- Remus, obiecuję ci, że jeśli cokolwiek wyda nam się podejrzane, od razu się usuniemy i zostawimy cię samego, ok? Jamesa nie ma, to fakt i chociaż bardzo chciał, nie uda mu się wyrwać. Czuje się z tym tak samo źle, jak ty.
- Black, dobrze wiesz, że jeśli cokolwiek wam się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę, a was znienawidzę do końca życia.
- Chyba jakoś to przeżyję.
- Ja mówię poważnie. Nie chcę, żebyście ze mną szli. Co mam zrobić, żebyś to w końcu zrozumiał? – prawie to wykrzyczał. Był naprawdę wkurzony, ale nie miałem zamiaru zostawiać go podczas tej pełni samego. Bez względu na to, czy był z nami Rogacz czy nie. Chciałem mu tylko pomóc i nie rozumiałem, dlaczego niepotrzebnie robi aferę.
            Już miałem coś jeszcze powiedzieć, kiedy poczułem w kieszeni wibracje. Sięgnąłem do spodni i wyjąłem z nich lusterko dwukierunkowe, w którym wyświetliła się twarz Pottera.
- Co jest? – spytał, patrząc na Lupina.
- Remus nie chce, żebyśmy szli z nim dzisiejszej nocy – wyjaśniłem, bo Luniek chyba nie miał zamiaru tego robić. Wiedział, że dogadałem się z Rogaczem i był na niego równie wściekły co na mnie. Nie dlatego, że ten nie mógł się wyrwać ze szpitala, ale dlatego, że popierał mój, jak twierdził Lupin, szalony pomysł.
- Myślałem, że już to obgadaliśmy – powiedział James.
- Tak, ale Remus znowu robi problemy.
- To wy usilnie chcecie się w te problemy wpakować! Rogacz, proszę cię, powiedz im, żeby nie szli dzisiaj ze mną. Rozumiem, że chcecie mi pomóc, ale tym razem będę spokojniejszy, jeśli Syriusz i Peter zostaną w zamku.
- Uważam, że powinni z tobą pójść – wyraził swoje zdanie Potter. – Od dwóch lat z tobą chodzimy. Czemu dzisiaj ma być inaczej?
            Wiedziałem, że James przelał czarę goryczy i wściekłości, którą osiągnął Lupin. Wszystko się w nim gotowało.
- Dlaczego nie możecie uszanować mojej decyzji? – spytał. – Tylko ja znowu mam słuchać was. Dlaczego nigdy nie robicie tego, o co was proszę?
            Spojrzałem na Rogacza i wymieniłem z nim porozumiewawcze spojrzenie. Zanim jednak któryś z nas cokolwiek mu odpowiedział, Remus zerwał się z łóżka, wziął kurtkę i poszedł do wyjścia.
- Chrzańcie się – rzucił na pożegnanie, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.
            Zapadła chwila ciszy.
- Jest wściekły – powiedziałem w końcu.
- Może niepotrzebnie go denerwowaliśmy? Wiesz, jaki on jest. Jeśli chodzi o pełnię, nie myśli racjonalnie. Może lepiej zróbcie, jak chce.
- I mamy go zostawić samego? – spytałem. Jasne, mogłem uszanować jego zdanie. Nie miałbym z tym żadnego problemu, jeśli chodziłoby o coś innego. Ta sprawa jednak była delikatna i drażliwa. Z tym, że gdybym teraz zdecydował się nie towarzyszyć mu tej nocy, również sam miałbym wyrzuty sumienia. Zaproponowałem kompromis, ale odmówił.
- Dobra – skapitulował Rogacz. – Idźcie, ale pamiętajcie, co ustalaliśmy. Jeśli coś się zacznie dziać, uciekacie. Zróbcie wszystko, byle on nie miał poczucia winy.
- Próbowałem mu to tłumaczyć, ale nie chciał słuchać.
- I pewnie będzie na was zły jeszcze przez parę dni.
- Jakoś to przeżyjemy – stwierdziłem.
- Co chciałeś wcześniej? Wybacz, ale nie mogłem wtedy rozmawiać.
- Nie ma sprawy.
- Więc o co chodzi?
- O dwie rzeczy – przyznałem.
- A dokładniej?
- Stary, dlaczego obrywa mi się za ciebie od twojej dziewczyny? Evans jest wściekła. I na mnie, i na ciebie, chociaż stara się zrozumieć twoją sytuację. Co jest z tobą nie tak? Czemu nie odpisałeś na żaden z jej listów? Wkurza się, bo wie, że ze mną rozmawiasz, a do niej nie raczyłeś napisać nawet jednego słowa. – Myślałem, że uzyskam jakieś wyjaśnienie, które mógłbym jej przekazać, ale Potter całkowicie zbył moje pretensje.
- A druga sprawa? – spytał, ignorując moją wypowiedź.
- Corinne – powiedziałem tylko.
- Rozmawiała z nią? – wyraźnie się zaniepokoił.
- Nie, ale nadal się stara.
- No i dobrze.
- Dobrze? – teraz to ja się zirytowałem. – Kazałeś nam chodzić za nią krok w krok, pilnując, by się na siebie nie natknęły…
- Nie kazałem, tylko prosiłem – wtrącił zniecierpliwiony.
- Na jedno wychodzi. Ona ma już serdecznie dosyć tych twoich głupich gierek i tajemnic. Jak z tobą zerwie, to nie będzie moja wina.
- Czemu ma ze mną zerwać?
- Nie wiem. Ty mi powiedz, o co chodzi z tą pieprzoną Corinne.
            James patrzył na mnie chwilę w milczeniu, a ja czekałem na jakieś wyjaśnienia z jego strony, bo też byłem ich ciekawy.
- Nie mogę ci powiedzieć – rzekł w końcu, a ja miałem ochotę mu przywalić. Chociażby w tę jego gębę, ruszającą się w lusterku.
- Dobra – westchnąłem. – Załatwicie to więc między sobą. Ja się z twojego planu wypisuję.
- Stary, nie bądź taki. Trzymaj ją z dala od Lilki jeszcze parę dni. Proszę.
- Jeśli coś dla mnie zrobisz – postawiłem warunek.
- Co?
- Kim mówi, że…
- Kim? – jego twarz wyrażała szczere zaskoczenie. Fakt, nie powiedziałem mu o niej przez te kilka dni, bo miał ważniejsze rzeczy na głowie, a poza tym, nie wiedziałem nawet, co mógłbym o niej opowiedzieć.
- Taka moja nowa znajoma – rzuciłem szybko. – Nieważne. Wyjaśnię, jak wrócisz do szkoły. Także Kim powiedziała, że masz porozmawiać z Evans i ja się z nią zgadzam.
- Zgadzasz się z nią? – spytał z rozbawieniem. – Czyżby pierwsza dziewczyna, która owinęła cię sobie wokół palca?
- Stary – westchnąłem zniecierpliwiony. Jak Potter mnie dzisiaj wkurzał. – Albo gadasz z Lily, a ja jeszcze przez kilka dni jej pilnuję, albo z nią nie gadasz, a ja wymiksowuję się z twojego planu. Wybieraj, bo czas mi się kończy. Musimy się z Peterem zbierać.
            Rogacz zastanawiał się bardzo długą chwilę.
- Zgoda – powiedział w końcu zrezygnowany. – Napiszę do niej jeszcze dzisiaj.
- Nie – zaprzeczyłem. – Pogadasz z nią twarzą w twarz. Dam jej moje lusterko, a ty za pół godziny się do niej odezwiesz. Nie wiem, czy wróci w tym czasie do dormitorium, ale jak nie odpowie, to spróbujesz znowu, jasne? Spytam ją jutro, czy z tobą rozmawiała, więc nie ściemniaj.
- Czemu tak ci na tym zależy? To nasza sprawa, nie twoja.
- Moja, od kiedy wyjechałeś, wciągając mnie w to całe bagno, a potem zostawiłeś na pastwę losu, każąc się jej tłumaczyć z czegoś, o czym nie mam pojęcia.
 

Lily Evans

            Siedziałyśmy w trójkę w dormitorium, każda zajęta swoim podręcznikiem z nadzieją, że ślęczenie nad tą książką przyniesie jej upragnioną ocenę na egzaminach. Co chwilę odrywałyśmy od nich wzrok i rozglądałyśmy się po pokoju, by, choć na chwilę, dać odpocząć nadwyrężonym już oczom.
            Co więcej, miałam też dosyć ściemniania chłopaków. Nie znosiłam, jak ktoś ciągle siedział mi na głowie, chroniąc przed czymś, przed czym ochrony nie potrzebowałam. James miał mi powiedzieć, o co chodzi, ale z jakiegoś powodu się bał. Jeśli nadal zastanawiał się, jak ma to zrobić, co ja miałam myśleć? Tym bardziej obawiałam się tego, co miałam usłyszeć. Mogłam pójść do Corinne i wprost spytać, o co chodzi, ale obiecałam Jamesowi, że tego nie zrobię. Obiecałam, że nie będę jej słuchać do czasu, aż sam mi wszystkiego nie wyjaśni. Nie zgadzałam się jednak na to, by mieszać w to wszystko resztę Huncwotów, którzy nie dawali mi normalnie funkcjonować ani dokonać własnego wyboru w tej kwestii. Współczułam Rogaczowi obecnej sytuacji, ale ja też miałam już serdecznie dosyć tych wszystkich niedomówień i braku możliwości wygadania się i zrozumienia.
            Przewróciłam kolejną kartkę książki i ponownie włożyłam rękę do paczki żelek, które właśnie konsumowałam, po czym z irytacją stwierdziłam, że jest pusta. Zmięłam opakowanie i ze złością rzuciłam nim do kosza stojącego obok szafy. Dziewczyny wymieniły zdziwione spojrzenia.
- Nie chciałoby się którejś z was iść na dół do kuchni? – spytałam w pewnym momencie, patrząc na moje przyjaciółki.
- Idź do chłopaków, będzie bliżej – odparła Ann, na co wywróciłam oczami.
- Jestem wściekła na Blacka i nie chce mi się z nim gadać – Czułam się ostatnio poirytowana i wszystkim już zmęczona.
- A co chcesz z kuchni? – Dorcas nie oderwała nawet wzroku od książki.
- Budyń śmietankowy – odparłam. – Albo nie, czekoladowy z wiórkami kokosowymi.
- To śmietankowy czy czekoladowy?
- Czekoladowy – stwierdziłam. – Chociaż może być… – Nie dokończyłam.
- Lilka, czy ty w ciąży jesteś? – spytała Dor ze śmiechem, w końcu na mnie spoglądając.
            W normalnych okolicznościach wzięłabym to za zwykły żart i sama się z tego śmiała, co powinnam chyba zrobić, ale jakoś dzisiaj nie udzielił mi się dobry humor mojej przyjaciółki.
- Najpierw musiałaby się przespać z Jamesem – stwierdziła Ann, która podchwyciła żart Meadowes. – A znając ich tempo to może to długo nie nastąpić. – Dziewczyny spojrzały teraz na mnie z delikatnymi uśmiechami na twarzy. – No co? – spytała Vick, widząc moją minę. Nie uważałam tego za zabawny żart.
- Nic – odparłam.
- Co z tobą, Evans? Przecież żartujemy. – Nie zareagowałam, więc Dorcas przestała się śmiać.
- Dobra, przyniosę ci ten budyń – rzekła i wstała z łóżka. – Może poprawi ci się humor. To jaki chcesz?
- Już żaden. Przeszła mi ochota – powiedziałam. – Muszę się przejść – oznajmiłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Lily, wszystko w porządku?
- Tak. Nie. Niedługo wrócę – rzuciłam i wyszłam z pokoju.

~ * ~

            Zamknęłam się w jednej z pustych klas. Usiadłam pod ścianą i próbowałam ćwiczyć zaklęcia, które mieliśmy teraz na lekcjach u profesora Flitwicka, ale moje myśli ciągle podążały w innym kierunku. Chciałam, żeby dzień już się skończył i zaczął nowy, bo ten wyprowadził mnie z równowagi. James nie chciał ze mną rozmawiać, z Blackiem tworzył jakieś popieprzone układy, ukrywał przede mną sprawę Corinne… Musiałam interweniować dzisiaj trzy razy, bo dzieciaki urządzały sobie jakieś pojedynki i zakłady, a teraz jeszcze dziewczyny zasiały we mnie jakieś ziarnko lęku. Chyba naprawdę byłam przewrażliwiona i robiłam problemy z niczego, ale nie miałam dzisiaj ochoty słuchać durnych żartów na mój temat, szczególnie taki, który traktowałam jak najbardziej prywatną sferę.
            Nie uważałam, że przespanie się z Jamesem było błędem. Chciałam tego i nie żałowałam, że to zrobiłam. Jedyna rzecz, która była wtedy błędem to moja reakcja i to cholerne poczucie obowiązku, które zniszczyły ten ważny dla nas obojga moment. Nie wiem dlaczego, na żart dziewczyn zareagowałam tak, a nie inaczej. Nie spodziewałam się dziecka. To było pewnie tak samo jak to, że nazywam się Lily Evans, a jednak taka możliwość, wynikająca z tego, że zostaliśmy z Jamesem kochankami, po słowach dziewczyn, nagle jakby mnie… przytłoczyła? Czy fakt, że mieliśmy teraz wspólną władzę na dawanie życia, coś zmieniał? Na chwilę obecną raczej nie. Na dłuższą metę tak. Byłam kobietą, chciałam mieć dzieci, męża, dom, szczęśliwą rodzinę, ale nie teraz i to było logiczne. Skończę szkołę, znajdę pracę, wezmę ślub, będę miała swoje miejsce na ziemi… Wtedy będę mogła zapewnić wszystko również dziecku, tylko co powie na to James? Ech, w ogóle głupotą było myśleć nad tym teraz w ten sposób, ale chyba właśnie nadszedł moment, w którym James Potter figurował w moim życiu jako mężczyzna, z którym chcę spędzić życie i…
            Nie dokończyłam myśli, bo drzwi do klasy otworzyły się powoli z cichym piskiem. Podniosłam różdżkę, czekając na rozwój wydarzeń, ale szybko ją opuściłam, kiedy zobaczyłam moją przyjaciółkę, zamykającą za sobą drzwi.
- Wystraszyłaś mnie – powiedziałam.
- Przepraszam – odparła, opierając się o jedną z ławek.
- Jak mnie znalazłaś? – spytałam, chociaż w zasadzie nie musiałam.
- Mapa… – wyjaśniła, a ja, mimo wszystko, skrzywiłam się.
- Czasami modlę się o to, by skończyć już szkołę i nigdy więcej nie być śledzoną przez Jamesa dwadzieścia cztery godziny na dobę – rzekłam, chowając różdżkę do kieszeni spodni.
- Tym razem Syriusz był w jej posiadaniu – oznajmiła, na co wzruszyłam tylko ramionami.
- Chciałaś coś ode mnie? – spytałam, naciągając na siebie sweter, który trochę mi się zsunął.
- Black prosił, żeby ci przekazać, żebyś potem do niego weszła. Podobno to coś ważnego.
- Coś jeszcze? – nie bardzo interesowało mnie już dzisiaj to, czego chciał ode mnie Syriusz. Byłam na niego zła.
- Pogadać.
- O czym? – Nie odpowiedziała od razu, tylko wpatrywała się we mnie chwilę.
- Lilka, czy coś się stało? – zapytała w końcu.
- Odnośnie?
- Przecież wiesz, że z Ann tylko żartowałyśmy. Nie pierwszy raz zresztą.
- Wiem, Dor. I nic się nie stało. Nie chodzi o was.
- Nic się nie stało, ale nie chodzi o nas… Czyli jednak masz jakiś problem.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
            Meadowes wpatrywała się teraz we mnie uważnie, ale zrezygnowała z dalszej rozmowy. Czułam się trochę głupio. To ze mną chciała rozmawiać, kiedy przespała się z Ericem i musiała się wygadać.
- Jeśli nie chcesz powiedzieć, o co chodzi, to nie będę pytać. Wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedziała, uśmiechnęła się i ruszyła do wyjścia.
- Dor – odezwałam się, kiedy była przy drzwiach. Odwróciła się w moją stronę i posłała pytające spojrzenie. – Czy… Czy kiedy zdecydowałaś się przespać z Ericem, miałaś jakieś wątpliwości, czy byłaś pewna, że chcesz to zrobić, że jesteś na to gotowa? – Moja przyjaciółka była wyraźnie zaskoczona moim pytaniem, ale podeszła do mnie i znowu oparła się o najbliższą ławkę. – Przepraszam. Nie powinnam o to pytać, to nie moja sprawa.
- Jeśli pytasz, to musisz mieć powód – stwierdziła.
- Nie musisz odpowiadać. Po prostu zostaw mnie samą – poprosiłam.
- Lily… – Usiadła teraz na podłodze przede mną i spojrzała mi prosto w oczy. – Byłam na to gotowa i nie miałam żadnych wątpliwości poza lekkim strachem, że nie wyjdzie tak, jak tego oczekiwałam, chociaż w zasadzie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie dlatego, iż uważałam, że to błąd i nie powinnam tego robić. To była nasza wspólna decyzja, podjęta, myślę, że w odpowiednim momencie.
- Żałujesz, że to się stało?
- Nie i nigdy nie będę, bo wiem, że Eric jest facetem, z którym chcę spędzić resztę życia, którego kocham, który nigdy mnie nie zostawi. Wiesz, są osoby, dla których seks to czysty biznes, zwykła zabawa bez zobowiązań, ale jeśli kogoś naprawdę kochasz… Uważam, że jest to coś cudownego, jakiś inny poziom związku. Ciężko to opisać słowami, ale jest to swego rodzaju więź, która łączy, pozwala dogłębnie otworzyć się na drugą osobę, a jednocześnie wszystkie wzajemne uczucia zamknąć między sobą. Bynajmniej takie jest moje zdanie.
- Więc uważasz, że jest to najwyższy etap zaufania i związku?
            Dorcas zastanowiła się chwilę.
- Nie. Może nie do końca tak bym to ujęła. Nie da się tego zaszufladkować według jakichś odgórnych kryteriów. Myślę, że nie da się tego również do końca zaplanować. Po prostu przychodzi taki moment, kiedy wiesz, że nadszedł odpowiedni czas.
- Jeśli podjęłaś taką decyzję, to uważasz, że była ona słuszna?
- Tylko ty możesz o tym zadecydować. Jako jedyna wiesz, że spałam z Ericem. Nie powiedziałam nawet Ann. Ja tego nie żałuję i gdybym miała czystą kartę i ponowny wybór, zdecydowałabym się na to drugi raz nawet, jeśli ty uznałabyś to za szaleństwo.
- A gdybym ja chciała przespać się z Jamesem? Byłaby to słuszna decyzja?
- To zależy tylko i wyłącznie od tego, co czujesz. O to ci właśnie chodziło w dormitorium? Nikt cię do niczego nie zmusi, Lily. Boisz się, że kiedyś do tego dojdzie? – pokręciłam głową, spojrzałam na nią i szybko odwróciłam wzrok.
- Już do tego doszło, Dor – wyszeptałam, po czym podciągnęłam kolana pod brodę i oparłam na nich głowę.
            Moja przyjaciółka milczała dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć albo po prostu dając mi szansę na dalsze zwierzenia. Ja jednak nadal utrzymywałam przymknięte powieki, czując ogarniającą mnie powoli ulgę.
- Chcesz powiedzieć, że spałaś z Jamesem? – odezwała się w końcu, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
- Tak. Przespałam się z nim i nie żałuję, że to zrobiłam. Co więcej, propozycja wyszła z moich ust. Nie wiem, czy była przemyślana, czy nie, ale wiem, że słuszna, bo go najzwyczajniej w świecie kocham. Jedyna rzecz, której żałuję to fakt, że na końcu pokłóciliśmy się o Seana. Już dawno to wyjaśniliśmy – dodałam szybko, – ale nadal nie mogę wybaczyć sobie tego, że popsułam tak ważną dla nas chwilę.
- Kiedy? – Dorcas była szczerze zaskoczona.
- Tego dnia, kiedy byliśmy w Hogsmeade – odparłam. – Poszliśmy wtedy do kawiarni, piliśmy czekoladę, jedliśmy ciasto… To wtedy dał mi również naszyjnik z jeleniem. Jeszcze przed wyjściem rozmawialiśmy. Wyjaśniliśmy kilka spraw, ustaliliśmy, że na razie zaczniemy od zera… Ale kiedy w końcu byliśmy sami, nikt się nam nie przyglądał, nie oceniał, normalnie ze sobą rozmawialiśmy o różnych rzeczach, tym, co nas łączy… Mimo naszej umowy James wyznał mi miłość. W tamtej chwili byłam gotowa również to zrobić, ale doszłam do wniosku, że mógłby pomyśleć, że robię to z litości czy poczucia obowiązku. Ja jednak wiedziałam, że mogłabym w ten sposób spędzić z nim wieczność. Po prostu być, rozmawiać i wiedzieć, że mam wszystko, czego pragnę. Kiedy wracaliśmy do zamku powiedziałam, że jestem szczęśliwa. Spytał, czy może mnie pocałować, pozwoliłam mu i jakoś tak wyszło, że z mojej inicjatywy wylądowaliśmy w łóżku. Prosił, żebym nie szła do Slughorna, ale poszłam. Prosił, żebym zerwała z Seanem i zanim dał mi wyjaśnić, że właśnie to chcę zrobić zaraz po spotkaniu Klubu, pokłóciliśmy się, a ja tak bardzo nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie chciałam, żeby uważał, że zaraz powiem, że nic się nie stało i kolejny raz zniknę. Wyszło inaczej. Mogłam to w sumie przewidzieć.
- To miałaś na myśli, kiedy rozmawiałyśmy tamtego wieczora w łazience?
- Tak. Wiedziałam, że to nie był błąd, że gdybym mogła cofnąć czas, przespałabym się z nim jeszcze raz. Czułam się okropnie po tym, jak ostatecznie się to zakończyło. To już nie był zwykły pocałunek, z którego mogłam się wykręcić czy coś i wcale nie chciałam tego robić. To było coś, co definiowałam jako jeden z kroków wyznania mu prawdy i musiałam to zrobić bez względu na wszystko. W nocy poszłam do niego, żeby porozmawiać i powiedziałam mu całą prawdę. Od tamtego momentu jesteśmy razem.
- I jaki masz z tym problem, Lilka?
- Nie wiem. Do tej pory nie miałam żadnego. Po prostu jakoś tak mnie naszło po waszym gadaniu… Zresztą, nieważne. Nie chcę o tym więcej rozmawiać. Jestem już po prostu zmęczona tym wszystkim – przyznałam. – Ale… Trochę lepiej się czuję, kiedy ci o tym powiedziałam.
- Zawsze do usług. Jeśli będziesz chciała pogadać, to po prostu powiedz.
- Dzięki – uśmiechnęła się do mnie. – I proszę cię, ty też nie mów o tym Ann. Nie chcę słuchać jej gadania na ten temat.
- Jasne.

~ * ~

            Przebierałam się właśnie w piżamę, kiedy ktoś zaczął walić w drzwi. Żadna z dziewczyn nie rzuciła się z radością, witać potencjalnego gościa, więc wywróciwszy oczami, sama poszłam je otworzyć.
- Evans, dobrze, że jesteś… – powiedział zadyszany Black.
- Chyba mówiłam ci, że nie chcę cię już dzisiaj widzieć.
- I nie będziesz. Daj mi tylko minutę. Dobrze wiesz, że spieszymy się z Peterem – rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Jasne – odparłam i znowu zrobiło mi się trochę cieplej na sercu, wiedząc, że Rogacz jest dzisiaj daleko. – Więc o co chodzi? – Łapa zerknął do damskiego dormitorium, po czym wyciągnął mnie za drzwi, zamykając je za mną. – Odbiło ci?
- Nie. Słuchaj... – uniosłam brwi, na co ten wyciągnął z kieszeni średniej wielkości lusterko. Zdziwiłam się nieco, bo nie miałam zielonego pojęcia, po co mu ono. Już prędzej zaakceptowałabym coś takiego u dziewczyny, chociaż żadna normalna nie chodziła z lusterkiem w kieszeni spodni. – Masz – podał mi je.
- Po co mi to?
- Za jakieś dwadzieścia pięć minut skontaktuje się z tobą James.
- Co? – spojrzał na mnie tak, jakby musiał tłumaczyć najprostszą rzecz małemu dziecku.
- To jest lusterko dwukierunkowe…
- Co? – powtórzyłam pytanie.
- Musisz mi ciągle przerywać? – zirytował się.
- Dobrze, już nie będę – pokręciłam głową.
- To jest lusterko dwukierunkowe. Są takie dwa. Jedno mam ja, drugie James. Wymyśliliśmy je lata temu, żeby móc rozmawiać podczas osobnych szlabanów
- Jak działa? – spytałam zafascynowana. Musiałam przyznać, że chłopacy, gdy chcieli, potrafili sięgnąć do zaawansowanych tajników magii.
- Jeśli chcesz się skontaktować z Jamesem, wystarczy, że wypowiesz w stronę lusterka jego imię. Ustaliłem z nim jednak, że za niecałe pół godziny, on sam się z tobą połączy. Poczujesz wibracje i chwilę potem powinnaś go zobaczyć. Lily, wiem, że jesteś na niego zła, ale pogadaj z nim, co? – Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, czy chcę tego właśnie teraz.
- Postaram się – obiecałam.
- Super. Oddasz mi je jutro rano – rzucił i zaczął zbiegać po schodach. Cofnął się jednak zaraz. – Jeszcze jedno, nie pokazuj go nikomu, jasne? – skinęłam głową. – Mnie z Peterem nie będzie dzisiaj przez najbliższe godziny w dormitorium, więc cały pokój masz dla siebie.
- Dzięki, Syriusz – powiedziałam. – Uważajcie na siebie – dodałam, na co ten uśmiechnął się tylko.

~ * ~

            Weszłam do dormitorium chłopaków i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Dziwnie się tu czułam, kiedy nikogo nie było. Bałagan, jaki był, taki panował tu nadal, więc ostrożnie przeszłam przez pokój i usiadłam na łóżku Rogacza. Przykryłam się kołdrą i spojrzałam na stolik nocny, na którym niezmiennie stały dwa zdjęcia. Zauważyłam, że James musiał je wymienić kilka dni temu, bo wcześniej w ramkach były inne. Teraz jednak na jednym z nich była cała czwórka Huncwotów. Peter jak zwykle konsumował na nim jakąś długą żelkę, ale z uśmiechem na twarzy, patrząc na poczynania Pottera i Blacka, którzy obijali swoje głowy gumowymi młotkami. Nawet Remus, patrząc na nich z politowaniem, śmiał się jednocześnie. Drugie zdjęcie zrobione było zaraz przed wypadkiem pana Pottera. Wcześniej w drugiej ramce stało moje, wymieniane na coraz bardziej aktualne, ale teraz Rogacz wstawił do niej nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnęłam się do siebie.
            Nie wiedziałam dokładnie, jak długo mam czekać na rozmowę, którą załatwił mi Syriusz, więc podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam bezmyślnie wpatrywać się w lusterko, leżące kawałek dalej na łóżku. Nie byłam pewna, czy w tym właśnie momencie jestem gotowa na tę rozmowę, czy w ogóle chcę, by odbyła się w takiej formie. Rozumiałam, ale z drugiej strony byłam zła i czułam się źle z tym, jak potraktował mnie Rogacz. Nie miałam zamiaru się narzucać, ponieważ może w ten właśnie sposób było mu łatwiej przebrnąć przez wypadek ojca, ale chciałam chociaż, żeby wiedział, że może na mnie liczyć. Czy nie o to, między innymi, chodziło w związku? Co prawda nikt nie mówił, że będzie łatwo, szczególnie w naszym wypadku, ale miałam wrażenie, że jednak coś zawiodło. Nie miałam tylko pojęcia, co.
            Lusterko w końcu zawibrowało na pościeli, więc, z bijącym sercem, wzięłam je delikatnie do ręki i poczekałam, aż coś się stanie. I stało. Tak, jak mówił Łapa, chwilę później zobaczyłam w nim twarz Rogacza, który uśmiechnął się na mój widok. Ja mimowolnie również to zrobiłam.
- Cześć, Lilka.
- Cześć, James – odparłam, nie wiedząc, co więcej powiedzieć.
            Wpatrywaliśmy się w siebie z dobre dwie minuty, aż w końcu on odezwał się pierwszy.
- Przepraszam – rzekł, nie odwracając ode mnie wzroku. – Naprawdę bardzo cię przepraszam, skarbie.
- O co chodzi z Corinne? – spytałam. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie byłam przygotowana na jego tłumaczenie. Nie wiem, co nagadał mu Syriusz, ale był tylko trochę zaskoczony moim pytaniem. Raczej na zasadzie kolejności, a nie celu.
- Wiem, że nie o tym chcesz teraz rozmawiać – powiedział.
- Kiedy pisałam do ciebie w innej sprawie, totalnie mnie olałeś, James – rzekłam ze spokojem.
- To nie tak…
- Rozumiem, co się stało. Ja również bardzo to przeżywam, bo znam twojego ojca, lubię go i szanuję. Nie chcę się narzucać, bo może jednak wolisz przebrnąć przez to sam albo z kimś, kto nie jest mną, nieważne… Przykro mi jednak, że nie odpisałeś na moje listy chociaż jednego zdania. Głupiego potwierdzenia, że je dostałeś. Czuję się źle, bo nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Cały czas byłeś w kontakcie z Syriuszem i… Nie zrozum mnie źle, ale nie za dobrze się z tym czułam. Myślałam, że jeśli już jesteśmy razem…
- Kocham cię, Lily – przerwał mi w końcu.
- Co to ma do rzeczy? – spytałam. Znowu byłam na niego zła.
- Bardzo dużo. Dostałem oba twoje listy. Pierwszy czytałem tak wiele razy, że znam go na pamięć i jeśli chcesz, mogę ci go teraz wyrecytować.
- Obejdzie się – powiedziałam. – Jeśli je dostałeś, dlaczego nie napisałeś chociaż słowa?
- Bo nie wiedziałem, co mam ci napisać. Nie raz zaczynałem i za każdym razem kartka lądowała w koszu. Uwierz mi, że bardzo chciałbym, żebyś tu ze mną była, żebym mógł cię przytulić, a ty powiedziałabyś, że wszystko będzie dobrze. Po prostu… W rzeczywistości wygląda to trochę inaczej, niż opisują gazety. Ja również dowiedziałem się więcej, niż powinienem i chodzi po prostu o to, że wkroczyliśmy w obszar, do którego nie chcę cię wciągać, bo za bardzo cię kocham.
- Nie uchronisz mnie przed tym, James. Kończymy szkołę i za parę miesięcy właśnie z tym będziemy się musieli liczyć. Nie sprawisz, że nie będzie mnie to dotyczyć. Już dotyczy, bo ty w tym siedzisz. A jeśli ja mam wybór, kiedy ty go nie masz, chcę być w tym razem z tobą, rozumiesz?
- Rozumiem, ale ja tego nie chcę.
- I nie ma to nic do rzeczy – zauważyłam. – Przeżywam to tak samo jak ty. Może na swój sposób, ale również się tym przejmuję. Chcę wiedzieć, że mogę ci ufać i na ciebie liczyć, że nie odsuniesz mnie nagle od siebie, kiedy tylko uznasz to za stosowne, bo jeśli nadal chcesz to w ten sposób rozgrywać, nie widzę sensu, żebyśmy byli razem, rozumiesz? – Nie odpowiedział. – Rozumiesz mnie, James? – powtórzyłam. Skrzywił się. Jak zawsze, kiedy tylko musiał przyznać mi rację, kiedy tylko musiał rezygnować z pewnej formy ochrony na rzecz uzgodnienia ze mną kompromisu.
- Rozumiem, ale nie zgadzam się z tym – wyraził swoje zdanie.
- Kochasz mnie?
- Oczywiście, że tak.
- Chcesz ze mną być?
- Do końca życia.
- Więc pozwól sobie pomóc. Nie ochronisz mnie przed całym złem tego świata. Co więcej, nie potrzebuję takiej ochrony, bo potrafię radzić sobie sama. Jeśli już koniecznie chcesz mieć nade mną nadzór, to zgadzam się jedynie na równorzędne działanie. Nie traktuj mnie jak dziecka. Kocham cię i chcę działać z tobą, a nie przeciwko tobie. Proszę, pozwól mi normalnie żyć. Nie musisz robić kolejnego podziału, wzmacniając te, które stworzył już Voldemort i jego przeciwnicy.
- Po prostu nie chcę cię stracić.
- I nie stracisz, obiecuję. Pozwól jednak nauczyć się nam żyć razem, ale również osobno.