niedziela, 27 marca 2016

48. Tajemnica Wieży Astronomicznej cz. II Nigdy więcej kłamstw

Kochani!
     Na wstępie chciałabym wam życzyć zdrowych, spokojnych świąt w gronie najbliższych oraz mokrego Dyngusa :)
     Ostatnimi czasy rozdziały pojawiają się u mnie dosyć rzadko, więc moją dłuższą nieobecność widać było jedynie na waszych blogach. Nadal nad tym pracuję, powoli nadrabiam, więc jeśli u kogoś jeszcze zalegam z komentarzem, to napiszcie mi o tym pod rozdziałem. 
     Nadal pracuję nad tym, by publikować nowe rozdziały częściej, ale nie pomaga mi w tym fakt, że ostatnio przechodzę spory kryzys praktycznie we wszystkich aspektach mojego życia i powoli staram się ogarnąć swoje życie. Obiecuję jednak, że w kwietniu pojawią się aż dwa rozdziały. Pierwszy 10.04, drugi 24.04 z ewentualnym jednodniowym przesunięciem wstecz lub wprzód z racji tego, że niedługo potem mam urodziny i spodziewam się wtedy gości. Nie mniej jednak te dwa rozdziały na pewno się pojawią. 
     Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom. Tym, którzy są ze mną praktycznie od początku i tym, którzy dopiero niedawno tutaj wpadli i postanowili zostać. Cieszę się, że jesteście :) Chciałabym tutaj również zaznaczyć, że wszelkie uwagi i prośby, które od was dostaję, analizuję i w miarę możliwości staram się na bieżąco dopisywać, także mam nadzieję, że uda mi się was zadowolić.
     Rozdział mocno monotematyczny, aczkolwiek mam nadzieję, że w porównaniu do poprzedniego nie jest aż tak zły i aż tak bardzo się na nim nie zawiedziecie.

Całuję
Luthien

***

Lily Evans

            Kiedy Dorcas zwolniła łazienkę i położyła się spać, wlałam do wanny mój ulubiony orzeźwiający olejek zapachowy i napuściłam gorącej wody. Co prawda, będąc prefektem, mogłam korzystać z luksusowej łazienki na piątym piętrze, ale wolałam używać tej wspólnej. Poza tym byłam zmęczona i nie chciało mi się schodzić na dół.
            Leżałam w wannie zanurzona w gorącej wodzie, zmywałam z siebie trudy dzisiejszego dnia i rozmyślałam. O tym, co mi powiedzieli James, Sean, Ann i Dorcas. Wiedziałam, że każdy z nich, na swój sposób, ma rację. Wiedziałam, że naprawdę się o mnie troszczyli. Wiedziałam, że w Hogwarcie, który był moim drugim domem, mam też drugą rodzinę. Tylko co ja dla niej robiłam? Umiałam tylko rujnować nie tylko moje, ale także ich życie i czułam się z tego powodu okropnie.
      Spodziewałam się innej reakcji Seana, ale doszłam do wniosku, że miał prawo zachować się tak, jak się zachował. Być może nie chciał słuchać kolejnych głupich tłumaczeń, którymi raczyłam go od początku naszego związku. Związku, który nigdy nie powinien dojść do skutku. I… Teraz w sumie go rozumiałam. Jeśli kiedyś będzie gotowy wysłuchać moich tłumaczeń, to powiem mu całą prawdę. Jeśli jednak takie wyjście było dla niego prostsze to uszanuję jego decyzję i sama nigdy więcej nie powrócę do tematu, który do czasu, aż on zdecyduje się na jakiś krok, był już dla mnie zamknięty. Nie oznaczało to jednak, że od teraz na każdym kroku będę się obnosić z moimi uczuciami do Pottera, bo nie chciałam być na językach całej szkoły z kolejnego powodu, który szybko przyćmi pierwszy.

~ * ~

            Woda w wannie wystygła, a tysiące myśli nadal przelatywało mi przez głowę. Podejmowałam różne decyzje, z których zaraz rezygnowałam, dochodząc do wniosku, że nie mają sensu, nic nie zmienią, wypalą się, zanim w ogóle wprowadzę je w życie. Z drugiej strony po prostu się bałam, ale zaszłam za daleko. Teraz zaczęło się prawdziwe życie. Nie byłam już małym dzieckiem. Teraz już nikt nie mógł mnie wyręczać, nie mógł decydować, nie mógł pomóc.
            Dreszcz przeszedł całe moje ciało. Spojrzałam na zegarek. Siedziałam w łazience już dobrą godzinę, więc woda miała prawo zrobić się zimna. Wyszłam z wanny i założyłam ciepły szlafrok, który do tej pory grzał się koło pieca. Wyciągnęłam korek i patrzyłam przez chwilę, jak woda znika w odpływie. Szybko umyłam zęby, ubrałam piżamę, na którą składały się dresy i koszulka, wyszłam z łazienki i cicho zamknęłam drzwi.
            Leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć. Dorcas powiedziała mi kiedyś, że marzenia to nie to, co znajdujemy w swoich snach, lecz to, co nie pozwala nam zasnąć. Nie wiem, czemu teraz o tym pomyślałam. Zegar wybił godzinę pierwszą, a ja zdecydowałam, że muszę w tej właśnie chwili porozmawiać z Jamesem. Nie rano, tylko teraz. Inaczej będzie mnie czekała bezsenna noc. Jednak trochę się bałam. Rogacz mógł już spać… Mimo to wyszłam z dormitorium i poszłam na drugą stronę.
 
James Potter

            Spodziewałem się dzisiaj bezsennej nocy. Z chwilą, kiedy znalazłem się w dormitorium, leżałem na łóżku, nie odzywając się do chłopaków słowem, mimo, iż Syriusz zadawał mi setki pytań. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć, nie wiedziałem, jak po tym wszystkim zareagować. Nie dałem jej dojść do słowa, a ona jak zwykle zaczęła się bronić. Czy jednak to właśnie chciałem od niej usłyszeć, czy nie tylko ona bała się zrobić w końcu ten właściwy krok?
        Obecnie, przyświecając sobie różdżką, wpatrywałem się w mapę, którą kiedyś skonstruowaliśmy. Była bardzo użyteczna do śledzenia ludzi i unikania szlabanów. Było już dawno po północy, a ja nie mogłem pozbyć się wspomnień z poprzedniego dnia. Dnia, który pierwszy raz, prawie cały, spędziłem w towarzystwie Lily. Dziewczyny, którą kochałem ponad wszystko, mimo, iż nie raz mnie zraniła i okłamała. Nie zwracałem jednak na to uwagi. Potrafiłem wybaczyć wszystko i wytrzymać wszystko tylko nie to, że mogę ją stracić na zawsze, dlatego nie śpiąc w tą ciemną, ale gwieździstą noc, wpatrywałem się w punkt na mapie oznaczony jej nazwiskiem. Obserwowałem go już jakiś czas. Widziałem, jak wchodziła do dormitorium, domyślałem się, że rozmawiała z Meadowes albo Vick, brała kąpiel… Miałem wyrzuty sumienia. Czułem, że ją zawiodłem i nie chodziło o to, że tym razem świadomie złamaliśmy ustanowione wcześniej zasady. Zawiodłem jej zaufanie, być może gdzieś w podświadomości obawiałem się tego, że kolejny raz wyjdzie i zostawi mnie bez słowa wyjaśnienia, że zaraz znowu poleci do Seana. Nie wiem, czy miałem prawo tak myśleć. Nie powiedziałem tego, ale mimo wszystko dopóki nie będę wiedzieć, na czym stoję, nie dojdę do porozumienia z Evans. Chciałem, by w końcu powiedziała mi wprost, co do mnie czuje. Nawet, jeśli to, co się stało, miało być jednorazowym przypadkiem. Od niej wyszła propozycja, ale powinienem odmówić. Teraz byłem tego absolutnie pewny. Całowanie było całkowicie czym innym. Może prawdą było, że Lily mnie kochała, ale formalnie nadal chodziła z Whitbym i już dawno powinienem to zaakceptować, a przynajmniej fakt, że sama w końcu by z nim zerwała. Nie musiałem jej tego utrudniać. Z drugiej strony powiedziała, że gdyby mogła cofnąć czas, nie zrobiłaby tego. Mimo to i tak nie powinienem się zgadzać. Popełniłem błąd, naciskając dzisiaj na temat Seana i nie dając jej się wytłumaczyć, ale miałem już dosyć ciągłych wyjaśnień, za które teraz dałbym wiele. Popsułem ważny dla nas moment, ale dlaczego w końcu nie mogła powiedzieć mi prawdy? Nie miałem żadnej pewności, jak długo będę miał się z nią jeszcze bawić. Denerwowało mnie to. Znowu było niezręcznie, znowu zapowiadały się dni milczenia i unikania.
            Zastanawiając się nad tym wszystkim, w pewnej chwili zauważyłem, że punkt Lily Evans poruszył się, zmieniając położenie. Widziałem, jak wychodzi z dormitorium dziewczyn i powoli, co chwilę zatrzymując się, zbliża do mojej sypialni. Nawet nie zamykając jej, rzuciłem mapę na stolik nocny. Wstałem z łóżka, podszedłem do drzwi i biorąc głęboki oddech, otworzyłem je. I tym razem mapa nie kłamała. Teraz, na przeciwko mnie, stała Lily, ciasno opatulając się kremowym szlafrokiem. Była trochę zmieszana, bo pewnie nawet nie miała zamiaru pukać. Zapewne wkrótce rozmyśliłaby się i wróciła do siebie, a tak postawiłem ją przed faktem dokonanym.
- Hej – rzuciłem, patrząc na nią.
- Skąd wiedziałeś, że…? – spytała cicho, po czym zamilkła, uświadamiając sobie niedorzeczność tego pytania. – Sama nie wiedziałam, czy zapukam – dodała, odwracając wzrok. – Myślałam, że śpisz… – zaczęła się tłumaczyć.
- Nie spałem – odparłem szeptem.
            Zapadła cisza. Ani ja, ani ona nie wiedzieliśmy, co powiedzieć.
- Musimy…
- Porozmawiać – dokończyłem. Spojrzałem na nią, a ona objęła dłońmi ramiona i zerknęła do mojego dormitorium.
- Wejdź – powiedziałem. – Chłopacy śpią. – Przeniosła teraz na mnie wzrok i pokręciła głową.
- Nie tutaj – odparła.
- Rozumiem. – Zastanowiłem się chwilę. – Idź załóż buty i kurtkę. Spotkamy się za chwilę w Pokoju Wspólnym.
            Lily skinęła głową i wróciła do siebie, trochę zaskoczona moim poleceniem. Zamknąłem drzwi, ubrałem się, a potem wziąłem z szafki mapę i różdżkę. Poszukałem peleryny niewidki, a kiedy miałem i to, zszedłem na dół.

~ * ~

- Dokąd idziemy? – spytała, kiedy wyszliśmy na korytarz. – Jeśli nas złapią…
- Jesteś prefektem, więc raczej uda ci się nas wytłumaczyć. Poza tym przecież nie raz chodziłem po korytarzu, który ty czy Luniek patrolowaliście nocami – stwierdziłem. – Lily nie odpowiedziała, więc wyciągnąłem z kieszeni mapę. Wpatrywałem się w nią chwilę, wypatrując woźnego, czy innych nauczycieli. W końcu schowałem ją i rozłożyłem pelerynę, którą wziąłem ze sobą. – Chodź – powiedziałem. Spojrzała na mnie niepewnie, a potem zlustrowała wzrokiem to, co trzymałem w rękach.
- Peleryna niewidka? – spytała. – Zawsze zastanawiałam się, skąd ją macie.
- Jest moja. Należała do mojego ojca, wcześniej dziadka – odparłem z uśmiechem. – Używamy jej z chłopakami od pierwszej klasy – dodałem.
- Twój ojciec wie, że ją masz? – Nie odpowiedziałem. – Dobra, nie było pytania. – Uśmiechnąłem się do siebie. – Rozumiem, że mamy pod nią wejść…
- Dokładnie.
- No to prowadź – rzuciła jeszcze, po czym jej twarz zastygła w zimnej obojętności na to, co się działo.
 

Lily Evans

- Daleko idziemy? – spytałam szeptem. Z każdym kolejnym krokiem, bliskość, spowodowana wspólnym ukrywaniem się pod peleryną oraz stres przed tym, co chciałam powiedzieć Jamesowi, powodowały szalony taniec moich wnętrzności.
- Zaraz będziemy na miejscu.
            Westchnęłam i szłam dalej obok niego. Po jakichś trzech minutach stanął i zamknął drzwi. Poczułam na skórze zimny powiew wiatru i małe płatki śniegu, które sypały się z nieba.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział.
- Wieża Astronomiczna? Chyba jednak powinniśmy przełożyć tę rozmowę na później – rzekłam i wyszłam spod peleryny.
- Lily, zaczekaj – złapał mnie za rękę. – Filch może się gdzieś kręcić.
- Trudno – odparłam. – Jestem prefektem, więc nic mi nie zrobi, a to nie jest dobry moment ani dobre miejsce na rozmowę.
- Dlaczego?
- Bo… – Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Musiałam z nim porozmawiać, a on zadał sobie trud, żeby niepostrzeżenie nas tu przyprowadzić. Spojrzałam na niebo, które było dobrze widoczne z tej wieży i zobaczyłam mnóstwo gwiazd. Było bardzo ciemno i tylko jasny puch rozświetlał trochę czerń nocy.
- Chodź – powiedział po chwili. – Jest trochę zimniej niż myślałem – uśmiechnął się do mnie, a ja mimo mojego wzburzenia, mimowolnie odwzajemniłam gest. Bałam się tej rozmowy, ale nie chciałam teraz zrobić odwrotu. Byliśmy tu. Razem. Czekając na tę jedną chwilę…
            Zerknęłam jeszcze raz na czyste niebo, przymknęłam oczy i zebrałam się w sobie. Miał rację, było strasznie zimno, o wiele zimniej niż kilka godzin temu, więc podeszłam do niego, a on złapał mnie za rękę i wyczarował ławkę oraz gruby koc, na której usiedliśmy, przykrywając się nim. Objął mnie ramieniem, chcąc dodatkowo rozgrzać, a ja przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, opierając głowę na jego klatce piersiowej. Przez chwilę patrzyliśmy gdzieś przed siebie, każdy zatopiony we własnych myślach. Ostatnią rzeczą, o jakiej teraz marzyłam, to nasza rozmowa wyglądająca tak samo, jak ta dzisiejsza z Seanem. Chyba drugi raz bym tego nie zniosła, mimo, iż wiedziałam, że tym razem do powiedzenia jest o wiele więcej.
- Przepraszam, Lily – rzekł w pewnej chwili. Spojrzał na mnie i zmusił do tego, bym i ja zwróciła swój wzrok na niego. – Dużo o tym myślałem i… przepraszam, że złamaliśmy wszystkie zasady. Spędziłem z tobą dzisiaj cudowny dzień, którego nie zamieniłbym na żadne skarby świata, a to, co się stało potem… Po pierwsze nie powinienem się na to zgadzać, bez względu na to, jak bardzo byś na to nalegała. Po drugie… Zaskoczyłaś mnie tym nagłym wyjściem. Nie wiedziałem, co powiedzieć i jak na to zareagować, słysząc, że idziesz do Whitby’ego. Być może faktycznie spodziewałem się usłyszeć właśnie to, o co mnie obwiniłaś, ale to tylko dlatego, że nigdy nie dałaś mi jasno do zrozumienia, czego ode mnie oczekujesz. Powinienem dać ci się wytłumaczyć, ale bałem się, że znowu znikniesz i kiedy kolejny raz cię zobaczę, będziesz z Seanem.
- Nie masz mnie za co przepraszać, James i nie powinieneś się o nic obwiniać – odpowiedziałam. – Byłeś fair, dałeś mi wybór, a ja podjęłam decyzję i chciałam, by była właśnie taka. Pozwoliłam i sama zainicjowałam to, co się stało. Nie żałuję niczego prócz tego, co ci powiedziałam, wychodząc. Rano niczego nie planowałam. Bez względu na to, co by się stało w ciągu dnia, miałam spotkać się z Seanem, odpowiedzieć na wszystkie jego pytania i rozstać się z nim w miarę w przyjacielskich stosunkach, więc kiedy nadszedł na to czas, a ja nadal byłam z tobą, musiałam wyjść. Whitby nie chciał ze mną rozmawiać. Spytał tylko o jedno, a kiedy odpowiedziałam na jego pytanie twierdząco, życzył mi szczęścia i odszedł. Jak widać, tak musiało być. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałowałam tego straconego wieczoru. To nie jest tak, że powinieneś mi odmówić. Zrobiłeś to, bo tego chciałam, bo właśnie to było właściwe i cieszę się, że mimo wszystko stało się, co się stało. W żadnym wypadku nie był zwykły seks bez zobowiązań, uwierz mi, że wiele to dla mnie znaczyło i wbrew pozorom było przemyślane. Chciałam tego i nigdy nikt inny nie mógłby być na twoim miejscu. Więc proszę cię, za nic mnie nie przepraszaj i niczego sobie nie wyrzucaj.
- Niczego od ciebie po tym nie oczekuję – rzekł. – Było, minęło.
- Nie, James. Było, ale nie minęło. – Zabolało mnie to, co przed chwilą powiedział. – Żałujesz, że się ze mną przespałeś? – spytałam, wbijając w niego wzrok.
- Nie – odparł bez namysłu.
- Ja też niczego nie żałuję, więc przestań udawać, że nic się nie stało, a tym bardziej, że jest to bez znaczenia. Nie możemy tak po prostu wymazać tego z pamięci i ja na pewno tego nie zrobię, a jeśli ktoś mnie kiedyś o to spyta, powiem prawdę, bo nie jest to coś, czego się wstydzę. – Przyglądałam mu się przez chwilę i zauważyłam, że mięśnie jego twarzy lekko się rozluźniły po tym, co powiedziałam. On chyba myślał, że ja mam z tym większy problem niż on i jeśli upewni mnie, że jest w stanie puścić wszystko w niepamięć, ulży mi, ale nie o to mi chodziło. Byłam świadoma wszystkiego, co się stało i nie miałam zamiaru tego ukrywać dłużej, niż było to konieczne.
- A jeśli będzie to Sean?
- Jeśli spyta, powiem mu prawdę – powtórzyłam.
- Wkurzy się – stwierdził Rogacz z napięciem w głosie.
- Zapewne, ale nie będę tego przed nim ukrywać. Dzisiaj nie chciał ze mną rozmawiać. Być może tak było dla niego prościej. Jeśli jednak kiedyś zdecyduje się, wysłuchać tego, co miałam mu do powiedzenia, odpowiem na wszystkie pytania, jakie mi zada. Uważam, że jestem mu to winna.
- Tak po prostu?
- Tak – powiedziałam cicho.
- Więc… Nie jesteście już razem.
- Nie.
- Co teraz zrobimy z balem?
- Z balem? – spytałam zdezorientowana. – W tej chwili nie pomyślałeś o niczym innym tylko o tym głupi balu?
- Stwierdziłem, że to będzie najbezpieczniejszy temat.
- Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać?
- Pogadam z Alice – rzucił tylko i zamilkł, więc i ja na chwilę umilkłam, dając mu w spokoju przetrawić to, co zostało do tej pory powiedziane.
            Znowu na chwilę oparłam o niego głowę, zbierając w sobie odwagę, by zacząć tę właściwą rozmowę.
- James…
- Hmm?
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Pewnie.
- Czy jesteś w stanie porozmawiać ze mną na poważnie? – spytałam. – Bez żadnych żartów i podchwytliwych odzywek. Pierwszy raz szczerze.
- Oczywiście.
- Dobrze, więc zacznę od początku. – Przerwałam na chwilę, by się zastanowić, co można uznać za początek i jak daleko chcę się cofnąć. – Kiedy w piątej klasie… Snape powiedział, co powiedział, obwiniałam przede wszystkim ciebie. To była twoja wina i przez jakiś czas nie docierał do mnie fakt, że mimo wszystko nie ty zmusiłeś go do wypowiedzenia tych kilku słów, które zburzyły moje życie. W końcu zmieniłam zdanie. Myślałam również, że straciłam główny powód, dla którego mógłbyś się mnie czepiać, a jeśli nadal byś mi nie odpuścił, stwierdziłam, że dam ci szansę. Być może, kiedy przestanę się z tobą aż tak żreć, wtedy ty z braku zabawy, odczepisz się ode mnie i będę miała spokój. Trochę się przeliczyłam. I jeśli chodzi o ciebie, i jeśli chodzi o mnie. Oczywiście nie dało się wyeliminować wszystkiego w stu procentach, ale i ty się zmieniłeś i ja zaczęłam postrzegać cię inaczej, tak, że nawet cię polubiłam. Do tego stopnia, że w końcu musiałam się wycofać, bo aż za bardzo zaczynałam pałać do ciebie sympatią, a wakacje, tym razem spędzone osobno, uświadomiły mi, że faktycznie czegoś mi brakuje. Długo nie chciałam pogodzić się z tym, że stałeś się dla mnie kimś ważnym, kimś, dla kogo traciłam głowę, gdy tylko stawiałeś mnie w odpowiedniej dla ciebie sytuacji. Nie chciałam by tak się działo. Wiedziałam, że Sean pała do mnie poważniejszym uczuciem. Zgodziłam się z nim chodzić, mając nadzieję, że się w nim zakocham i nie będę musiała robić rachunku sumienia i uczuć względem ciebie. Nic to jednak nie dało. Nadal ciągnęło mnie do Jamesa Pottera, którego kiedyś nie chciałam znać, którego obwiniałam za wszystkie największe krzywdy i morze łez wylane przez ostatnie sześć lat… A Seanem manipulowałam jak chciałam i nie słuchałam nikogo, kto mówił mi, że powinnam być z tobą, a nie z nim. Ja przecież wiedziałam lepiej, czego chcę. – Umilkłam na chwilę. Serce biło mi jak szalone, kiedy uświadomiłam sobie, że powiedziałam właśnie więcej, niż kiedykolwiek sądziłam, że powiem. Zmieszana odwróciłam teraz wzrok. Próbowałam wyczytać coś z gwiazd, ale nigdy nie byłam dobra z wróżbiarstwa. Zła na samą siebie wstałam gwałtownie z ławki i podeszłam do murku, który robił za balustradę. Potter nie odrywał ode mnie wzroku. – Dorcas miała rację, Ann zresztą też – powiedziałam, odwracając się i opierając plecami o brzeg balkonu. Rogacz nadal siedział na tym samym miejscu i wpatrywał się we mnie uważnie.
- Dziewczyny z reguły mają rację – stwierdził, a ja uśmiechnęłam się słabo. – Lubię, kiedy się uśmiechasz – powiedział. – Przykro mi, że przeze mnie robisz to tak rzadko.
- To nie jest tak, jak myślisz – powiedziałam. – Przede wszystkim ty też miałeś rację, James. Może czasami mnie denerwujesz, doprowadzasz do szału czy łez, ale najważniejsze jest to, że wywołujesz także całkiem odmienne uczucia. Od początku naszej znajomości zawsze byłeś blisko mnie, co niekoniecznie mi się podobało. Niezależnie od tego, co tobą kierowało. Czy chciałeś mi tylko dokuczać, porozmawiać ze mną, zaprosić na randkę, czy wesprzeć, kiedy tego potrzebowałam. Zawsze, niezmiennie byłeś przy mnie, bez względu na to, ile ja ci złego wyrządziłam. Patrząc z perspektywy czasu wiem, że to co się stało po SUM-ach, naprawdę nie było całkowicie twoją winą. Sprowokowałeś Snape’a do tego, co powiedział, ale to była jego decyzja, nie żaden przypadek. Długo nie mogłam się po tym pozbierać, szczególnie, że odrzuciłam pomoc wszystkich przyjaciół, ale… Myślałam, że go znam i się myliłam. Zmienił się. Całe wakacje myślałam o tym, co się wtedy stało i doszłam do wniosku, że może zbyt krytycznie cię oceniłam, że może, jeśli ci odpuszczę, ty również się zmienisz. Nie jestem nieomylna – przyznałam. – Dałam ci więc szansę. Wykorzystałeś ją, ale ja… Nie wiem, jak mam to ująć… Od września zachowywałam się tak, że nie powinieneś chcieć mnie znać, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że się przestraszyłam. Już przed wakacjami wiedziałam, że czuję do ciebie coś, czego czuć nie powinnam i nie chciałam, dlatego robiłam wszystko, żeby zniszczyć tę chwilę słabości i nigdy nie dopuścić do tego, czego ode mnie oczekiwałeś. Po prostu mnie to przerażało. Nie mogłam jednak zmienić faktu, że nauczyłam się z tobą śmiać, uśmiechać, rozmawiać, cieszyć się z samej twojej obecności… Że to właśnie na twój widok moje serce zaczyna bić szybciej, motyle w moim brzuchu zaczynają wariować i to pod twoim dotykiem, przez moje ciało przechodzą cudowne dreszcze – spojrzałam na niego w napięciu. Jego wyraz twarzy zmienił się. – Jesteś jedną z osób wywołujących uśmiech na mojej twarzy, sensem życia dla tego, co wspólnie przeżyliśmy i co nadal chcę z tobą przeżywać.
            Potter chciał coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział co.
- Od tego są przyjaciele – rzekł w końcu i uśmiechnął się. Wstał i powoli podszedł do mnie.
- James, nie musimy już udawać. Nie chcę, byś mówił to, co chcę usłyszeć, tylko to, co naprawdę chcesz mi powiedzieć. Dziewczyny miały rację – powiedziałam jeszcze raz i odwróciłam się do niego plecami. – Ty miałeś rację. Nie mogę nadal cię okłamywać, bo marnuję w ten sposób cenny czas, ale boję się, co będzie, kiedy powiem prawdę.
- Lily, nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo – stwierdził.
- Nawet, jeśli będzie dotyczyła ciebie? – spytałam.
- Nawet, jeśli będzie dotyczyła mnie – potwierdził.
            Miał rację, ale nadal się wahałam. I tak powiedziałam już za dużo. Na pewno wiedział, do czego zmierzałam, lecz czekał, aż w końcu powiem mu to wprost. Rogacz patrzył na mnie w napięciu.
- Nie – rzekłam po chwili. – Nie chcę, żebyś znowu czuł się zraniony. – Kilka łez spłynęło po moich policzkach.
- Lily… – spojrzał na mnie z miłością. – Jakoś to zniosę – rzekł z uśmiechem na twarzy. – Tylko powiedz mi prawdę. – Wzięłam głęboki oddech.
- Nie wiem, jak to się stało, ale cieszę się, że okazało się możliwe – zaczęłam. – Jak widać do tej pory nigdy z nikim mi nie wychodziło, bo tak naprawdę zależy mi tylko na tobie, James. Już od dłuższego czasu tak było
            Mimo wszystko trochę go… Zaskoczyłam? Naprawdę nie spodziewał się tego, co właśnie chciałam mu powiedzieć? Pierwszy raz widziałam, jak nie mógł wydusić z siebie słowa. Jedynie z jego oczu wyczytałam swego rodzaju niedowierzanie, zaraz zastąpione ulgą.
- Zanim coś powiesz, muszę ci jeszcze jedno wyjaśnić – rzekłam i wzięłam głęboki oddech. – Już wcześniej chciałam zerwać z Seanem i powiedzieć ci prawdę. Praktycznie już to zrobiłam, ale kiedy zobaczyłam cię wtedy z Alice… – przerwałam na chwilę. – Kiedy zobaczyłam cię wtedy z Alice byłam zła i rozżalona, chciałam ci dokopać, bo mnie okłamałeś, więc powiedziałam Whitby’emu, że z nim nie zrywam, a tobie nie dałam się nawet wytłumaczyć. Żałuję, że tak się zachowałam. Żałuję, że zmarnowałam tyle czasu próbując udowodnić coś, czego udowodnić się nie dało.
- Nie powinienem naciskać cię dzisiaj w sprawie Whitby’ego – stwierdził.
- Nie, James. Tu nie ma twojej winy. Do ciebie należy ostateczna decyzja, ale chcę tylko żebyś wiedział, na czym stoisz.
            Potter zamyślił się na chwilę, a potem westchnął.
- Wina leży po obu stronach. Nie powinienem wtedy całować się z Alice, ale uwierz mi, że to był wypadek. Eksperyment… Chciała mi udowodnić, że nic do mnie nie czuje, że kocha kogoś innego.
- Seana.
- Właśnie. Pocałowaliśmy się, żeby zobaczyć, o kim w tamtym momencie pomyślimy… Pomyślałem o tobie, a potem zjawiłaś się na tym korytarzu i… Może, gdybym miał inny charakter, nie osądziłabyś mnie od razu.
- Masz cudowny charakter, James – zapewniłam go. – Swego czasu miałam go dosyć, ale nie wyobrażam sobie, byś nagle całkowicie się zmienił. To właśnie to kim jesteś, sprawiło, że znaczysz dla mnie… – Nie pozwolił mi dokończyć, przerywając.
- Gdybym… – zaczął, ale nie wiedział, jak dokończyć. – Może, gdybyś wcześniej wiedziała, jak bardzo cię kocham, byłoby inaczej.
- Wiem, jak bardzo mnie kochasz, James – odparłam. – I to stawiało mnie w jeszcze trudniejszej sytuacji.
- Ale gdybym zachowywał się tak, że nie miałabyś co do tego wątpliwości…
- Również przyznałabym, że cię kocham.
- Więc…
- Więc gdybym teraz powiedziała ci, że cię kocham...? – spytałam cicho, odwracając się do niego. Na jego twarzy malował się najpiękniejszy uśmiech.
- Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – odparł w końcu. – I pocałowałbym cię – spojrzałam mu prosto w oczy.
- Kocham cię, James – rzekłam. – Nigdy w życiu nie byłam niczego tak pewna.
            Rogacz był lekko zdezorientowany takim obrotem spraw, ale nie mogłam powiedzieć, że się tego nie spodziewał. Po prostu nie wierzył, że w końcu usłyszał to, na co czekał tyle czasu, a ja byłam przeszczęśliwa, że w końcu mu to wyznałam. Żałowałam tylko, że stało się to tak późno i po tylu przykrych sytuacjach.
- Ja też cię kocham, Lily – powiedział, nadal się uśmiechając. – Kocham cię najbardziej na świecie. Byłaś pierwszą i ostatnią dziewczyną, którą pokochałem – dodał. – Zapomnijmy o tym, co było. Zacznijmy wszystko od nowa, jeśli naprawdę chcesz ze mną być.
- Nigdy niczego nie pragnęłam bardziej – odparłam, a jego oczy zabłyszczały. Były w nich te same radosne ogniki, które pojawiały się zawsze, kiedy na mnie patrzył.
- Lily… – zaczął, ale nie wiedział, co powiedzieć, jak wyrazić swoje uczucia. Tylko jeden sposób mógł zastąpić te wszystkie słowa, które chcieliśmy wypowiedzieć, milcząc, więc zbliżyliśmy się do siebie, a on objął mnie w talii, przyciągnął i pocałował.
            Przylgnęłam do niego całym ciałem. Serce biło mi jak szalone, a setki motyli chciało wyrwać się z mojego brzucha w tę zimną noc. Chciałam czuć każdy jego dotyk, każdy skrawek jego idealnego ciała, palce, które pokonywały trasę od moich łopatek do dolnej części kręgosłupa, pozostawiając po sobie delikatne drżenie moich nerwów, jego zapach, szorstkie policzki i smak ust, tak dobrze mi znany. Zamknęłam oczy, kiedy całował mnie namiętnie, aczkolwiek delikatnie, tak, jak lubiłam najbardziej. Jego język pieścił moje podniebienie, a dłonie ciało i nie czułam się skrępowana. Było chłodno, ja miałam na sobie jedynie kurtkę, a mimo to nie czułam zimna z powodu braku szalika czy rękawiczek. Nasze ciała rozpalały się wzajemnie jak kilka godzin temu, przylegając do siebie tak ściśle, pasując idealnie.
- Może wrócimy do środka? – szepnął mi do ucha. – Nie chcę, żebyś się rozchorowała.
- Nie jest mi zimno – odparłam i jeszcze bardziej przylgnęłam do niego, znowu go całując.
            Śnieg nadal delikatnie prószył, gwiazdy świeciły, a ciemna noc była jedynym świadkiem naszego wyznania, naszej miłości… Kochałam go ponad wszystko, mimo, iż lata temu ustanowiłam zasadę, która brzmiała: „Nigdy w życiu nawet nie rozmawiać z tym głąbem Potterem”, ale to było tak dawno…
- Kocham cię, James – szepnęłam mu do ucha, kiedy całował mnie w szyję, na co ten spojrzał na mnie, uśmiechnął się i schował twarz w moich włosach, a ja oparłam głowę o jego tors.

~ * ~

            Nie wiedziałam, ile czasu spędziliśmy na Wieży Astronomicznej. Piętnaście minut? Pół godziny? Godzinę? Teraz jednak wyjaśniwszy sobie wszystko, będąc szczerymi i świadomymi wzajemnej miłości, wracaliśmy do Pokoju Wspólnego. Gruba Dama dała popis swojej tendencji do narzekania na „niewychowanych” uczniów, ale nie zrobiło mi to większej różnicy, bo żyłam jeszcze chwilą poprzednią, w której tonęłam w objęciach Jamesa.
            Kiedy weszliśmy do salonu, zegar wskazywał prawie drugą trzydzieści. Zazwyczaj kładłam się szybko i wstawałam wcześnie, ale dzisiaj był wyjątek. I tak zapewne bym nie zasnęła, a tak mogłam się teraz położyć do łóżka bez stresu i niepokoju, bo wszystko sobie z Potterem wyjaśniliśmy i w końcu wiedzieliśmy, na czym stoimy. Będąc z nim na dworze, nie czułam chłodu, ale teraz, znalazłszy się w Pokoju Wspólnym, gdzie ogień na kominku prawie wygasł, dreszcz przeszedł moje ciało.
- Mówiłem, żebyśmy wracali – zauważył Rogacz.
- Nic mi nie będzie – odparłam.
            Weszliśmy na górę i dopiero będąc na balkoniku między dormitoriami, Potter ściągnął z nas pelerynę niewidkę.
- Hej, co jest? – spytał, widząc moją niewyraźną minę. Uniósł palcem mój podbródek, zmuszając do tego, bym na niego spojrzała. – Uśmiechnij się, bo moje serce krwawi – rzekł z błyskiem w oku. Słysząc takie wyjaśnienie, zrobiłam, o co prosił. – Co się stało? – spytał i przytulił mnie.
- Nic. Po prostu… Tak się zastanawiam, co sobie wszyscy pomyślą, kiedy zaledwie kilka godzin temu byłam z Seanem, a teraz…
- A teraz figurujesz jako moja dziewczyna?
- Dziewczyna?
- Dziewczyna, narzeczona… Co wolisz – posłał mi huncwocki uśmiech, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie zapędzaj się. Na razie jako twoja dziewczyna.
- Niech będzie. Jeśli względy formalne mamy już za sobą to…
- To?
- Lilka, nieważne jest to, co powiedzą ludzie. Nie będziemy się przecież afiszować na każdym kroku, żeby mieli o czym gadać i pisać w lokalnych gazetach. Tu chodzi o nas, a nie o nich, a Sean prędzej czy później też się z tym pogodzi.
- Masz rację, ale i tak prawie każda dziewczyna w tej szkole jeszcze bardziej będzie chciała mnie zabić.
- Na to na pewno nie pozwolę. Będzie dobrze. Niczym się nie przejmuj. Ludzie zawsze będą gadać, a że zapewniłaś to sobie lata temu to… – Uderzyłam go w ramię, a on się tylko zaśmiał. – Będzie dobrze – powtórzył.
- Kocham cię, James.
- Kocham cię, Lily – odparł z uśmiechem. – Nie wierzę, że udało mi się zdemoralizować konserwatywną panią prefekt naczelną.
- Nie wierzę, że złamałam swoją pierwszą zasadę jeszcze z pierwszej klasy, która brzmiała: „Nigdy w życiu nawet nie rozmawiać z tym głąbem Potterem” – nie pozostałam mu dłużna. Oboje roześmialiśmy się. Przytulił mnie i pocałował w głowę, po czym rozeszliśmy się do własnych dormitoriów.
            Szybko rozebrałam się i z uśmiechem na ustach i lekkim sercem weszłam do łóżka, opatulając się ciasno ciepłą kołdrą.

~ * ~

            Pobudka zgotowana mi przez Ann była drastyczna i wyrwała mnie z pięknej, leśnej polany. Nie chciałam się budzić, jeszcze nie. Było zbyt wcześnie. Nie byłam przyzwyczajona do tak późnego chodzenia spać, więc o ósmej rano w niedzielę czułam się ledwo żywa.
- Ann, litości! – jęknęłam, naciągając na głowę kołdrę.
- Nie marudź, tylko wstawaj! – krzyknęła.
- Nie chcę.
- Spóźnisz się na śniadanie.
- Trudno.
- Będziesz głodna.
- Zawsze mogę iść do kuchni – zauważyłam.
- Miałyśmy odwiedzić Hagrida.
- Pójdziemy później – Ann zarzucała mnie argumentami, a ja na każdy miałam odpowiedź.
- Remus mówił o jakimś zebraniu prefektów.
- Było tydzień temu – stwierdziłam.
- Nie chcesz wstawać to nie – wkurzyła się. – Powiem Jamesowi, że śpisz – rzuciła i otworzyła drzwi.
- Zaraz! – krzyknęłam, gwałtownie siadając na łóżku. – Co chce Rogacz? – spytałam.
            Ann odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem i lekkim rozbawieniem na twarzy.
- Wiedziałam, że to podziała.
- Co chce James? – powtórzyłam pytanie.
- Nic – odparła. – Nawet nie zszedł jeszcze na dół. Mogłam od razu posłużyć się tym argumentem – stwierdziła z namysłem i roześmiała się, widząc moją zdezorientowaną minę.
- Spadaj, Vick – powiedziałam niezadowolona, posyłając w jej stronę poduszkę, przed którą zrobiła unik, a potem zwlekłam się z łóżka i weszłam do łazienki.
- W końcu – powiedziała, stając w drzwiach, opierając się o framugę i patrząc na mnie uważnie.
- Co? – spytałam, wyjmując szczoteczkę do zębów z buzi.
- Nic.
- Poszłam spać o wpół do trzeciej – próbowałam się usprawiedliwić, czego zaraz pożałowałam, bo już widziałam, jak nad jej głową zapala się ostrzegawcza lampka.
- To co robiłaś w nocy?
- Nieważne – odparłam. – Myślałam.
- Wiedziałam!
- Co wiedziałaś? – Byłam lekko zirytowana.
- Znowu pokłóciłaś się z Jamesem – stwierdziła.
- Nie, nie pokłóciłam się z nim. Spędziliśmy miły dzień…
- A potem ze sobą nie rozmawialiście.
- Wydaje ci się.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- A chcesz się założyć? – próbowałam ją podpuścić. – Rogacz nie chciał, żebym szła do Slughorna, dlatego był zły, ale nic poza tym – wyjaśniłam.
- Jeśli tak mówisz – rzuciła, wywróciła oczami i usiadła na łóżku. – Nie zmienia to faktu, że nadal nie wytłumaczyłaś mi, co robiłaś do wpół do trzeciej w nocy. – Dobra. Postanowiłam, że jej powiem, bo i tak nie da mi spokoju, a lepiej, żeby dowiedziała się tego ode mnie niż przypadkowo razem z całą szkołą. – Po kolacji u Slughorna rozmawiałam z Seanem, chociaż właściwie to zbyt mocne słowo. Nie mniej jednak rozstaliśmy się. Przed tym spotkaniem u Ślimaka faktycznie pokłóciłam się z Rogaczem i nie dawało mi to spokoju, więc kiedy wszyscy już spali, my rozmawialiśmy, wyjaśniając sobie wszystko. – Przerwałam. – Powiedziałam mu prawdę.
- To znaczy? – Ann wstała z łóżka i niebezpiecznie zbliżyła się do mnie.
- To znaczy, że teraz figuruję jako dziewczyna Jamesa Pottera – powiedziałam i szybko zatrzasnęłam drzwi łazienki, zamykając je dodatkowo zaklęciem.
- Evans! – wrzasnęła moja przyjaciółka. – Wyłaź stamtąd, bo muszę cię udusić. – Zaśmiałam się. Miałam nadzieję, że nie każdy zareaguje w ten sposób. Zostało mi jeszcze poinformowanie Dorcas i chłopaków. Na razie wystarczy.
- Daj mi kilka minut i będę gotowa – poprosiłam, zmieniając temat, ale usłyszałam tylko nieokreślone dźwięki dobiegające zza drzwi.
            Umyłam zęby, ubrałam się i uczesałam, zostawiając makijaż na koniec. W końcu opuściłam mój bezpieczny azyl, a kiedy tylko wyszłam z łazienki, Ann rzuciła mi się na szyję.
- Tak się cieszę, kretynko!
- Ja też – przyznałam. – Nie oznacza to jednak, że będę się z tym afiszować na każdym kroku, więc proszę cię, jako przyjaciółkę, nie rób z tego afery.
- No wiesz – oburzyła się, ale zaraz znowu zaczęła skakać z radości.
- Właśnie wiem, bo znam cię doskonale. Więc jak?
- Nie pisnę nikomu.
- Dziękuję – dokończyłam malowanie i razem zeszłyśmy na dół.

~ * ~

- Cześć, Evans – rzucił Syriusz, wychylając się zza oparcia fotela.
- Cześć, Black – odparłam.
- Rogacz jeszcze śpi – powiedział.
- Ann, idź na dół. Zaraz do was przyjdę – zwróciłam się do niej. Spojrzała na nas z zaciekawieniem i niechętnie skinęła głową, zostawiając nas samych. – Pamiętaj, co mi obiecałaś! – krzyknęłam jeszcze za nią.
            Usiadłam na przeciwko Łapy, który patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem.
- A mówisz mi to, bo? – spytałam. Jakaś czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie.
- Bo chcę wiedzieć, co robiliście w nocy.
- Nie rozumiem. – Black zaśmiał się.
- Oj, Evans. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Rozmawialiście w nocy i to dosyć długo – rzekł z szerokim uśmiechem. Parsknęłam śmiechem.
- Wydaje ci się. Nie wiem, jak ty, ale ja wykorzystuję noc do spania.
- Evans – Syriusz pokręcił z politowaniem głową. – Mnie nie oszukasz. Rozmawiałaś w nocy z Jamesem.
- Tak? – udałam zdziwienie, zmieniając taktykę. – I o czym rozmawialiśmy? – spytałam z ciekawością.
- Tego to akurat nie wiem, bo…
- Bo ci się to przyśniło – weszłam mu w słowo.
- Zapewniam, że nie spałem i wszystko słyszałem. No… Prawie wszystko – dodał.
- Wszystko, znaczy co?
- Że musicie porozmawiać, umówiliście się w Pokoju Wspólnym, po czym James ubrał się i wyszedł.
- Niezła teoria – przyznałam, – ale cały czas spałam w dormitorium. Nigdzie się nie ruszałam.
- Sugerujesz, że mam omamy? – zapytał z lekkim niepokojem, a ja musiałam się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.
- Na to wygląda – stwierdziłam.
- A dlaczego masz taki dobry humor? – nie dawał spokoju.
- Bo rozbawiasz mnie od samego rana. No i dzisiaj jest niedziela – wyjaśniłam.
            Wstałam z miejsca, podeszłam do niego i poklepałam po ramieniu ze współczuciem.
- Może potrzebujesz pomocy? – spytałam z ironią.
- Spadaj, Ruda – burknął niezadowolony. Jeden zero dla mnie, Black, pomyślałam.
- Kto potrzebuje pomocy? – znajomy głos włączył się do rozmowy.
            Odwróciłam się i ujrzałam Rogacza, który stał teraz oparty o oparcie fotela ze swoim zawadiackim spojrzeniem. Kiedy napotkałam jego wzrok, uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten mały gest porozumienia.
- Więc kto potrzebuje pomocy? – powtórzył pytanie.
- Black, bo twierdzi, że w środku nocy zebrało nam się na potajemne rozmowy – wyjaśniłam, rzucając Potterowi porozumiewawcze pojrzenie.
- Potajemne rozmowy? – James roześmiał się, w lot pojmując mój plan wkręcania Blacka. – Łapciu, całą noc spędziłem w łóżku smacznie śpiąc, chociaż nie ukrywam, że spędzenie nocy z Evans byłoby mi na rękę – rzekł, poprawiając nieład na głowie, za co oberwał wczorajszym Prorokiem, który wzięłam ze stolika.
- Nie przesadzaj, Potter – rzuciłam, ale on uśmiechnął się tylko.
- Ech, nie chce mi się z wami gadać – oburzył się Syriusz, rzucając nam uważne spojrzenie. – Nie oszukacie mnie. Ja swoje wiem i udowodnię wam jeszcze, że mam rację – dodał, a potem obrażony ruszył do wyjścia.
- Black! – zatrzymałam go, zanim wyszedł z Pokoju. – Pamiętasz naszą umowę? – Nie bardzo wiedział, o co mi chodzi. – Nie będziesz musiał mnie w tym wyręczać, bo sama ją zrealizowałam – dodałam z uśmiechem, na co i on odwzajemnił gest, łapiąc, o co mi chodzi.
- Kiedyś się doigrasz, Evans – rzucił jeszcze, po czym w końcu wyszedł.
            Kiedy tylko przejście zamknęło się, parsknęliśmy śmiechem.
- Czemu wmówiłaś mu, że ze sobą nie rozmawialiśmy? – spytał Rogacz. Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Lubię, kiedy się irytuje – odparłam.
- A o co chodziło z waszą umową? Nie wiedziałem, że jakąś mieliście.
- Nie wszystko musisz wiedzieć. Nasza umowa, nasza tajemnica – pokazałam mu język.
- Nie poznaję cię, Evans – zaśmiał się.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz, Potter.
- I tu się mylisz, skarbie – zaprotestował, a mi na dźwięk tego określenia znowu zrobiło się cieplej na sercu. – Wiem o tobie wszystko.
- Tak? – spytałam prowokacyjnie. – W takim razie, panie Potter, na co mam teraz ochotę?
- Na śniadanie?
- Trafiony zatopiony – rzekłam, a potem razem zeszliśmy na dół.

sobota, 5 marca 2016

47. Tajemnica Wieży Astronomicznej cz. I Najlepsze wyjście?

Kochani! 
     Rozdział pisało mi się bardzo ciężko, nie miałam kompletnie słów na to, by ująć w nich to, co chciałam, aczkolwiek chyba mi się to udało, mimo iż z samego rozdziału zadowolona nie jestem. Mam jednak nadzieję, że nie wyszedł strasznie źle, a rozmowa, na którą niektórzy z was czekali, być może w pierwszej chwili was zawiedzie, ale... Właśnie tak ją planowałam, z racji tego, że Sean będzie miał do odegrania jeszcze jedną ważną rolę w rozdziale, dziejącym się w grudniu.
     Rozdział chciałabym tym razem zadedykować Szafirowej, która dodała 600 komentarz na tym blogu :)
Całuję
Luthien

***

Alice Lufkin

            Nie spotkałam Seana ani w drodze do zamku, ani w nim. Nie miałam pojęcia, gdzie mógł być, a nie wiedziałam, czy to, co chciałam mu powiedzieć, nie wymagało najpierw dogłębnego przemyślenia. Zastanawiając się nad tym po drodze do Pokoju Wspólnego, stwierdziłam, że jednak wymagało. Wbiegłam więc do dormitorium i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam co najmniej trzy, cztery godziny zanim ktoś się w nim pojawi, dlatego bez pośpiechu przebrałam się w coś wygodniejszego, wyciągnęłam spod łóżka dużą paczkę żelek i wiśniowe czekoladki, z szuflady kawałek pergaminu i pióro, po czym z takim ekwipunkiem usadowiłam się na łóżku. Zastanawiałam się, czy lepszym wyjściem nie byłoby napisanie do Seana anonimowego listu, ale doszłam do wniosku, że czas skończyć użalanie się nad sobą. Kochałam go i jeśli miałam o niego zawalczyć, musiałam zrobić to stanowczo. Odgryzając głowę zielonej dżdżownicy, zaczęłam wypisywać na kartce za i przeciw tego, co chciałam powiedzieć. Korzyści i problemy, którymi obarczone będzie kilka osób.
            Po jakimś czasie pełna lista leżała na łóżku, a ja nadal byłam niezdecydowana. James i Lily niczego nie stracą, co więcej zyskają wolną rękę i w końcu będą mogli być razem. Nimi więc się nie przejmowałam. Wpatrywałam się bezmyślnie w ten kawałek papieru, nie mogąc rozgryźć reakcji Seana. Czy ta prawda była warta tego, by w najgorszym wypadku stracić tę przyjaźń i przeboleć stratę? Czy była warta oskarżeń rzuconych w moją stronę o rozwalenie mu związku? Czemu chociaż raz nie mogłam być szczęśliwa? Łzy napłynęły mi do oczu na wspomnienie jego spojrzenia, które rzucał Evans. Na wspomnienie spojrzenia Jamesa rzucanego w jej stronę. I mimo, że raniła ich obu, nie widzieli świata poza nią.
            Wstałam z łóżka i wyszłam z dormitorium. Nie miałam zamiaru się wtrącać. Jeśli Sean by mi uwierzył, jeśli zerwałby z Lily… To i tak nie mogłam zmusić go do tego, by mnie pokochał, a tego z pewnością by nie zrobił. Straciłabym go, musząc znosić jego współczujące i przepraszające spojrzenie rzucane w moją stronę do końca życia. Do końca ostatniego roku naszej znajomości. Postanowiłam, że wytrzymam do czerwca, a potem zniknę i nigdy więcej nie będzie zaprzątać moich myśli. Bolało, ale nie sądziłam, by inne wyjście było lepsze.

~ * ~

            Naszła mnie ochota na spacer, odetchnięcie mroźnym powietrzem i oczyszczeniem umysłu, więc zdecydowałam się na opuszczenie zamku i brodzenie w śniegu pokrywającym Błonia. Był to jednak błąd, bo wychodząc na zewnątrz, natknęłam się na osobę, której chciałam uniknąć. Whitby wpadł na mnie i wykazując się szybkim refleksem ścigającego, przytrzymał mnie, bym nie upadła na podłogę.
- Alice? Myślałem, że jesteś w Hogsmeade…
- Nie jestem – odparłam, odwracając wzrok, by nie widział, ponownie cisnących się do moich oczu łez.
- Możemy chwilę porozmawiać? – spytał.
- Wybacz, ale nie chcę w tej chwili z tobą rozmawiać, Sean – rzekłam, wyswobodziłam się z jego dłoni przytrzymujących moje ramiona i ruszyłam dalej przed siebie.
- Zaczekaj! – podbiegł do mnie i zrównał swój krok z moim. – Al, coś się stało?
- Nic się nie stało.
- Przecież widzę – złapał mnie za rękę, więc musiałam stanąć. – O co chodzi? – ponowił pytanie, widząc, że do moich oczu znowu napływają łzy. Nie chciałam mu nic mówić, więc spróbowałam zmienić temat. To była moja ostatnia szansa.
- O czym chciałeś porozmawiać? – Whitby był lekko zdezorientowany moim zachowaniem.
- Eee, o Lily – odparł, wbijając mi tym samym tysiące szpilek w moje serce.
- W takim razie nie jestem odpowiednią osobą do tej rozmowy. Daj mi spokój – rzuciłam i znowu szybko się oddaliłam.
- Alice, do jasnej cholery, powiedz mi, o co ci chodzi! – zawołał, kolejny raz się ze mną zrównując i zatrzymując gwałtownie.
- Odwal się, Sean. Od kiedy tak się mną interesujesz? – Whitby zignorował mój wybuch.
- Od kiedy zachowujesz się w ten sposób – odparł.
- Nie chcę z tobą rozmawiać ani o mnie, ani o Evans, rozumiesz? Więc daj mi spokój i zostaw samą.
- Co ona ci znowu zrobiła? Co ja ci zrobiłem?
- Czy ty nie rozumiesz słowa nie? – spytałam. – Mam dosyć zajmowania się twoimi sprawami i słuchania ciągle o cudownej Lily – wkurzyłam się. – Chcesz wiedzieć, o co mi chodzi? Naprawdę chcesz to ode mnie usłyszeć? A więc proszę bardzo. Mam dosyć zajmowania się twoimi problemami związanymi z Evans. Być może kiedyś jej na tobie zależało, ale nic więcej. Nigdy cię nie kochała i tak naprawdę nigdy nie wiązała z tobą żadnych planów. Od samego początku narzekałeś na jej relacje z Potterem. Czy ty naprawdę tego nie rozumiałeś? Wiedziałeś, a na pewno przypuszczałeś, że ona nie czuje do ciebie tego, co do niego. Nigdy nie miałeś szans na to, żeby zająć jego miejsce, żeby znaczyć dla niej tyle, co on. Lily kocha Jamesa, nie ciebie. Zawsze go kochała, nawet jeśli myślała, że nie jest to przesądzone i ma szanse na normalne życie z kimś innym, w tym wypadku z tobą. Nie rozumiem, jak mogłeś być tak głupi. Nie byliście ze sobą długo, ale chyba każdy w tej szkole wiedział, jaka jest sytuacja, tylko ty bezmyślnie wierzyłeś w każde jej kłamstwo. Każde zapewnienie, że Potter nic dla niej nie znaczy. Raz praktycznie z tobą zerwała i tylko moją winą było to, że wróciła do ciebie z głupią bajeczką, bo to ja popełniłam błąd, całując się wtedy z Jamesem. I najgłupsze, co mogłeś zrobić, to znowu jej uwierzyć. Wyszedłeś na kompletnego idiotę, a ona osiągnęła swój cel. Ona tak naprawdę nigdy nie chciała zranić ciebie, a Pottera. Zakochałeś się w niej i, mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi, uparcie nie chciałeś zauważyć tego, co się dzieje naprawdę. Po części cię nawet rozumiem, bo sama zrobiłabym wszystko dla chłopaka, którego bym kochała. Dlatego mówię ci to ze świadomością, że mnie znienawidzisz, a to, co było między nami stanie się niewygodną relacją przyjaciół, z których jedno zakochało się w drugim, ale mam nadzieję, że w końcu przejrzysz na oczy i staniesz twarzą w twarz z bolesną prawdą. I chociaż ja zostanę z niczym, przeboleję to, jeśli będę miała pewność, że w końcu będziesz szczęśliwy, bo cię kocham, Sean. Więc jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to zostaw mnie w spokoju i uporządkuj własne życie – zakończyłam i tym razem Whitby mnie nie zatrzymał, kiedy zostawiałam go w tyle.
            O ile starałam się powtrzymać łzy, mówiąc mu to wszystko, o tyle teraz leciały strumieniami po moich policzkach. Nie chciałam mu tego wyrzucać, ale kiedy na mnie wpadł i zaczął wypytywać, nie mogłam powstrzymać żalu. Dlaczego nie mogłam być jak każda normalna dziewczyna? Dlaczego jedni uważali mnie za totalną kretynkę, a inni, którzy tego nie robili, nie chcieli dostrzec, jaka tak naprawdę jestem? Dlaczego zawsze musiałam zakochiwać się w chłopakach, którzy oddawali swoje serce komu innemu, nawet, jeśli ten ktoś sprawiał im tyle bólu?

Ann Vick

        Wracając do zamku z Remusem, Dorcas i Syriuszem, byłam trochę niespokojna. Lily wszystko mi wyjaśniła i zrozumiałam ją, ale nie wierzyłam, że długo uda im się zachować obecny stan. Zastanawiałam się, czy powinniśmy zostawiać ich samych, ale musiałam ulec, widząc uradowaną twarz mojej przyjaciółki i oczy przepełnione ukrytym szczęściem, kiedy James zaproponował jej pomoc. Ona chciała spędzić ten czas z nim i nikt nie mógł jej tego zabronić. Czasami za nią nie nadążałam, ale wiedziałam, że ona go kocha i może nie będzie to miłym zaskoczeniem dla niektórych, James w końcu dostanie od niej to, na co zasłużył.
- Co jest? – spytał Lupin, patrząc na mnie uważnie.
- Co? A nie, nic. Tak sobie myślę – odparłam.
- Ann, oni są dorośli. Wiedzą, co robią – stwierdził.
- Kto jest dorosły? – wtrącił się Peter, który nagle do nas dołączył.
- Glizdek, gdzieś ty był cały dzień? – chciał wiedzieć Syriusz.
- Eee, miałem coś do załatwienia. Nic ważnego – zmieszał się Pettigrew, patrząc na nas niewyraźnie. – Gdzie James i Lily? – szybko zmienił temat, pakując porcję purée do buzi.
- Zostali w Hogsmeade, szukać rękawiczek – wyjaśnił Black z huncwockim błyskiem w oku, na co Dorcas spojrzała na niego z politowaniem.
- Czy ty jesteś aż tak głupi? Zostali, bo chcieli zostać – powiedziała.
- Kochanie… – zaczął.
- Żadne kochanie – warknęła.
- Meadowes, jak nikt inny wiem, jak wyglądają te ich poszukiwania.
- I lepiej nie zagłębiajmy się w nie – odezwał się Remus. – Nie sądzę, aby pojawili się na obiedzie.
- Ale…
- Żadne ale – zirytował się Lupin.
- Vick, nie zamartwiaj się tak. James na pewno nic jej nie zrobi. Kto jak kto, ale on akurat o nią zadba. Gdybyś nasłuchała się jego żali tyle, co ja…
- Nie o to jej chodzi, Black – przerwała mu Dorcas, wywracając oczami.
- A o co?
- O to, że ich miłość jest, jakby to delikatnie ująć, toksyczna.
- Mówiąc wprost: pod wpływem chwili robią coś, czego potem żałują.
- Popadacie w paranoję, dziewczyny. Z tego, co słyszałem…
- Ludzie, koniec tematu! – wtrącił znowu Remus, ale Black go zignorował.
- Evans wcale nie jest taką przykładną panią prefekt. Poza tym nie możecie do końca życia prowadzić jej za rękę. Sama o sobie decyduje. Jeśli będą chcieli zrobić coś głupiego to i tak to zrobią, a ty nawet się o tym nie dowiesz – podsumował.

~ * ~

            Skończyliśmy w końcu obiad, nie rozmawiając więcej o dwójce naszych nieobecnych przyjaciół i zebraliśmy się do wyjścia, by odpocząć w Pokoju Wspólnym. W drzwiach natknęliśmy się na Krukona, którego oczy, zauważywszy Dorcas, zabłyszczały z niepohamowanego szczęścia.
- Wreszcie! – krzyknął Eric, podchodząc do swojej dziewczyny, na co Tony uśmiechnął się pobłażliwie i razem z Betty weszli do Wielkiej Sali.  
- Cześć – powiedziała Dor, po czym para zatopiła się w bardzo namiętnym pocałunku. Twarz Petera zrobiła się cała czerwona, Remus zmieszany odwrócił wzrok, a Syriusz… Black wyglądał tak, jakby zaraz miał przywalić konkurentowi.
- Mogę porwać swoją dziewczynę? – spytał Montmorency, kiedy para odkleiła się w końcu od siebie. Uśmiechnęłam się do niego, a Łapa obrzucił go zabójczym spojrzeniem.
- Nie spytałeś, czy chcę być porwana – odparła Dorcas ze śmiechem, nadal się do niego przytulając.
- Odmówisz takiemu przystojnemu porywaczowi?
- Jadłeś obiad?
- Nie.
- Więc może najpierw zjedz.
- Skarbie, nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem.
- Widziałeś mnie rano – zauważyła.
- No właśnie, r a n o, a teraz jest prawie szesnasta – uśmiechnął się.
- Przesadzasz.
- Nie moja wina, że…
- Dobra, idźcie już sobie i oszczędźcie mi szczegółów – wtrącił Łapa, na co moja przyjaciółka spiorunowała go wzrokiem.
- Dzięki za pozwolenie – odparła poirytowana, powoli przenosząc na niego spojrzenie, które szybko zwróciła w moją stronę. – W takim razie, wybaczcie. Spotkamy się później – dodała, a potem poszła z Ericem na dwór.
- Black, jesteś najgorszym dupkiem, jakiego widział świat – rzuciłam wściekła w jego stronę.
- Chociaż raz mógłbyś powstrzymać się od komentarza – rzekł Lupin. – Między wami było, co było, zraniłeś ją, a ona nadal się z tobą przyjaźni, więc mógłbyś pokazać, że na tą przyjaźń zasługujesz – stwierdził. – Nikt ci nie każe lubić Erica, ale chociaż udawaj, że go akceptujesz.
- Ale ja go nie akceptuję – odparł Black.
- I nie ma to żadnego znaczenia – wtrąciłam. – Nawet nie wiesz, jak jest jej przykro, kiedy zachowujesz się w ten sposób. Płakać przez ciebie nie będzie, ale… Nie powinieneś mieć do niej pretensji. Ona jest szczęśliwa, kocha Erica, nie ciebie, więc pozwól jej się cieszyć tym, co ma.
- Ze mną byłaby szczęśliwsza – stwierdził.
- Gdybyście byli sobie przeznaczeni, to byście byli razem. Nie jesteście – rzekłam. – Zauważ, że sam zmarnowałeś swoją szansę. Dorcas jest inna, nie wybacza szybko, więc radzę ci jej więcej nie podpaść – dodałam.
            Black nadal był niezadowolony z obrotu spraw, ale nie odezwał się już, myśląc nad czymś uporczywie, więc już tylko w czwórkę skierowaliśmy się w stronę schodów. Co z Huncwotami było nie tak? Nie potrafili okazywać uczuć, zakochiwali się w dziewczynach, które ich nie chciały, stosując idiotyczne techniki podrywu. Czy oni nie rozumieli, że najlepszym wyjściem jest zostawienie wolnej ręki dziewczynom? James w końcu chyba to zrozumiał, ale jak widać Syriusz nie potrafił sobie z tym poradzić. Kłócił się o Lily z Rogaczem, a sam oficjalnie wyrażał swoje niezadowolenie w związku z chłopakiem Dorcas. I to podobno kobiety są skomplikowane.

Sean Whitby

            Po zakończeniu rozmowy z Alice nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Od rozstania z Lily przemyślałem sobie co nieco ponownie i byłem pewny tego, co przypuszczałem już od pewnego czasu, a mianowicie, że Evans nigdy tak naprawdę nie czuła do mnie niczego więcej, prócz zwykłej sympatii czy przywiązania. Zawsze był tylko Potter, który cokolwiek zrobił, był tłumaczony na miliony różnych sposobów. Wiedziałem, że tamtego wieczoru po tańcach, Lily zerwała ze mną naprawdę. Nie miałem jednak pojęcia, dlaczego wróciła, kiedy ewidentnie męczyło ją już udawanie szczęśliwej w związku, który był dla niej udręką. Teraz wiedziałem i byłem lekko zdziwiony, że Alice powiedziała mi o wszystkim. Zapytacie pewnie, dlaczego ja zgodziłem się dalej z nią być, wiedząc, że nie znaczę dla niej nic… Zapewne dlatego, że mimo wszystko nadal ją kocham i jeśli miałem okazję jeszcze przez chwilę mieć ją dla siebie, skorzystałem z niej. Teraz wiedziałem, że nie powinienem, bo było to z mojej strony tak samo głupie zagranie. Poza tym miałem kolejną szansę na pokonanie Pottera. Błąd. Zrobiłem z siebie jeszcze większego idiotę, pokazując, jak naiwny byłem. Co miałem jednak zrobić, jeśli nie tylko ona zapewniała mnie o swoim uczuciu, a moje serce pokonało rozum?
        Musiałem pogodzić się z faktami, jakie przedstawiły mi Alice i moja dziewczyna. Czy tego chciałem czy nie, musiałem zaakceptować Jamesa w roli miłości życia Lily i zakończyć mój związek jak najszybciej. Nie pozostawało mi nic innego, jak sprawić, by to ona była w końcu szczęśliwa, nawet, za cenę, którą będę musiał zapłacić ja. Z Jamesem zawsze łączyła ją dziwna więź, ale wiedziałem, że ona nigdy nie pozwoli sterować jej życiem, dlatego przyjąłem ten fakt do wiadomości i mimo tego, że czasami zachowywała się dziwnie, unikała mnie, nie chciała rozmawiać, ufałem jej. Zawsze bez względu na wszystko jej ufałem, bo wiedziałem, że nawet jeśli kocha jego, nie mnie, to nie jest osobą, która potrafi zdradzić. Byłem przekonany, że wtedy by ze mną po prostu zerwała i teraz właśnie chciała to zrobić, więc miałem zamiar dać jej to, czego oczekiwała, bez zbędnego gadania i wyrzutów.
            Jeśli chodzi o Alice to nie miałem zielonego pojęcia, jak powinienem zareagować na to, co mi dzisiaj powiedziała, więc po prostu dałem jej spokój. Znałem ją od pierwszej klasy, zawsze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale traktowałem ją tylko i wyłącznie jako przyjaciółkę, nic więcej. Ona naprawdę nie była złą dziewczyną. Osobiście bardzo ją lubiłem i zawsze życzyłem szczęścia. Jej kobiecy punkt widzenia był inny niż mój, więc często pomagała mi w różnych sytuacjach. Przyjaźniliśmy się, dobrze rozumieliśmy, jednak w tym roku delikatnie się to zmieniło. Nigdy nie zastanawiałem się, co może być tego przyczyną. Zawsze powtarzała, że to nie moja sprawa, że sama sobie z tym poradzi. Za każdym razem, gdy pytałem ją o zdanie w kwestii Evans, stawała się bardziej ponura, przybita i niedostępna. Nie wiedziałem, dlaczego tak jest, ale nie lubiła rozmawiać na ten temat, więc nie naciskałem. Nie przypuszczałem, że prawda jest aż tak prosta. Cholera, doszedłem dzisiaj do wniosku, że jestem najgłupszym człowiekiem na świecie, z którego nie jedna osoba w tej szkole będzie miała ubaw do końca życia.

~ * ~

            Dochodziła osiemnasta trzydzieści. Lily zaprosiła mnie na dzisiejszą kolację u Slughorna, ale zastanawiałem się, czy iść. Byłem przekonany, że na pewno się tam zjawi, ale obawiałem się, że przez naszą dzisiejszą kłótnię zrezygnuje ze spotkania ze mną. Zawsze tak działała. Kiedy coś przeżywała, kiedy musiała coś przemyśleć, zastanowić się, unikała wszystkich, czasami nawet Ann i Dorcas. Samotność i spokój, to był jej sposób na radzenie sobie z problemami. Nie odzywanie się do nikogo.
            Z drugiej strony nie powinna mnie wystawić. Nawet, jeśli była zła, obiecała mi wieczorem rozmowę, z której na pewno nie zrezygnuje, wiedząc, co miała mi do powiedzenia. Postanowiłem więc zaczekać na miejscu planowanego spotkania. O osiemnastej przed salą Slughorna zaczęło się robić tłoczno. Uczniowie z różnych klas i domów zaczęli się schodzić. Sporo było Ślizgonów, którzy stali z boku oddzielnie i szeptali coś do siebie. W szkole krążyły plotki, że niektórzy z nich są Śmierciożercami, ale ile było w tym prawdy, nie miałem pojęcia, bo jakoś nigdy się w to nie zagłębiałem. Wolałem na razie nie myśleć o tym, co dzieje się za murami szkoły, bo mnie to po prostu przerażało. Oprócz Snape’a, Lestrange’a czy Evana Rosiera rozpoznałem również przyjaciela Lily, Kevina, Dirka Worple’a, Cristin Adams czy Thomasa Fluma. Same „pożyteczne” osoby, które mogły dać Slughornowi wiele korzyści już teraz, jak i w przyszłości, ale na co ja liczyłem? Od zawsze było wiadomo, że „Klub Ślimaka” to spotkania towarzyskie profesora z rokującymi uczniami, których traktował jak cenne trofea. Zapraszał tylko tych, którzy mieli szanse na osiągnięcie czegoś wielkiego.
            Na oko było już jakieś dwadzieścia osób, w tym niewielu gości o charakterze osoby towarzyszącej, raczej stały skład, więc stanąłem z boku, bo nadal nie wypatrzyłem nigdzie mojej dziewczyny. Kiedy wybiła osiemnasta trzydzieści wszyscy zaczęli wchodzić do sali, której drzwi otworzyły się, zapraszając gości do środka. Korytarz opustoszał i zostałem na nim sam. Lily spóźniała się, a z zasady tego nie robiła. Chyba, że miała ważny powód lub nie była to jej wina. Co więc stało się teraz? Pewnie nadal była z Jamesem. Plotki o niej spędzającej z Potterem czas w Hogsmeade obiegły szkołę już podczas obiadu. Szybciej niż informacja o tym, że zerwała ze mną, co naprawdę zabolało, ale starałem się nie zwracać na to uwagi.
            Chodząc w tę i z powrotem pod drzwiami klasy, kiedy zdecydowałem już, że jednak wrócę do siebie, natknąłem się na profesora, który najwidoczniej spóźnił się na własne spotkanie. Zauważywszy mnie, podszedł spiesznie.
- Witam, panie Whitby – powitał mnie wesoło, ale z lekkim, zwyczajnym roztargnieniem.
- Dobry wieczór, panie profesorze – odparłem.
- Ma pan do mnie jakąś sprawę? – spytał. – I tak jestem już spóźniony na własne spotkanie. Na własne spotkanie! – krzyknął wesoło i zaśmiał się.
- Eee… – nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo nie byłem pewny, czy Lilka w ogóle się tu dzisiaj pojawi. Z drugiej strony jakie kłamstwo mogłem mu wcisnąć? – Czekam na Lily Evans – rzekłem w końcu zgodnie z prawdą. – Zaprosiła mnie w charakterze osoby towarzyszącej, ale do tej pory nie przyszła, więc ja właśnie miałem zamiar wracać do siebie.
- Jeszcze nie przyszła? To do niej niepodobne. – Zamyślił się. – No cóż, miejmy nadzieję, że wkrótce się zjawi, a tymczasem zapraszam pana do środka.
- Może lepiej poczekam, profesorze.
- Och, naprawdę nie ma takiej potrzeby. Panna Evans na pewno niedługo przyjdzie, a nam wystygnie kolacja – stwierdził Slughorn z szerokim uśmiechem na ustach.
- No dobrze – odparłem, a profesor wszedł do sali. Spojrzałem jeszcze raz na korytarz
i podążyłem za nim.

~ * ~

            Prawie wszystkie miejsca były już zajęte, więc podążyłem tam, gdzie stały dwa ostatnie puste talerze i usiadłem, odprowadzany przez nienawistne spojrzenia Ślizgonów. Od czasu, kiedy chodziłem z Evans, zaczęli mnie takimi obdarzać, ale nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłem się.
            Jadłem powoli przygotowaną kolację, którą poczęstował nas Slughorn, słuchając bezmyślnie toczących się wokół mnie sztucznych rozmów prowadzonych przez profesora z członkami tego jakże elitarnego klubu. Nie miałem pojęcia, dlaczego Lily zgodziła się na uczestnictwo.
- Thomasie – zwrócił się Slughorn do Flume’a, niskiego, grubszego, ciemnego blondyna. – Bardzo dziękuję za pudełko czekoladek. Smak słodyczy z Miodowego Królestwa ciągle ten sam – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Ojciec stosuje tę samą sekretną recepturę co dziadek – odparł chłopak.
- I nie ma szans na ujawnienie tajnego składnika?
- Niestety – rzekł Flume sztywno. Chyba rozmowa o rodzinnym, bardzo dochodowym interesie nie przypadła mu do gustu.
- A co u Marleny, Agnes? – spytał profesor małej blondyneczki o niebieskich oczach i śmiałym spojrzeniu. Była maksymalnie w trzeciej klasie, a już zaskarbiła sobie sympatię nauczyciela.
- Szkoli się w Ministerstwie – powiedziała dziewczynka. – Ale to, co robi, jest tajne – wyjaśniła poważnie i zabrała się za jedzenie.
- Cudownie – uradował się Slughorn. – Zawsze powtarzam, że rodzina McKinnonów to sami zdolni czarodzieje. – Wuj nadal pracuje w Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego, panie Hilliard? – zwrócił się teraz do Krukona, z którym przyjaźniła się Lily.
- Ni mnie ni więcej – odparł chłopak chłodno, niezbyt zadowolony z faktu, że siedzi właśnie w tym miejscu, a nie w swoim Pokoju Wspólnym czy gdziekolwiek indziej.
            Takich rozmów profesor prowadził setki z każdym po kolei i ciągle o tym samym. Eliksiry czyli Severus Snape, Dirk Cresswell, Dirk Worple. Ministerstwo było konikiem Tyberiusza Maclagena i Amandy Hawkins. U Deana Harkissa próbował uzyskać znajomość z jego ojcem dziennikarzem, a Cristean Adams prosił o bilet na mecz Quidditcha, w którym grała jej starsza siostra Ellie. Najmniej skorzy do rozmów, poszeptujący tylko między sobą, byli niektórzy Ślizgoni w postaciach Carrowa, Lestrange’a czy Rosiera.
            Nie wiem, czemu w ogóle dałem namówić się na uczestnictwo w tej pozowanej kolacji, jeśli nie było na niej osoby, która mnie zaprosiła. Czas leciał, potrawy powoli zamieniały się w deser, miałem dosyć paplaniny profesora i tych jego pupilków przechwalających się na każdym kroku. Niecierpliwiłem się i zastanawiałem, dlaczego Evans do tej pory jeszcze nie przyszła.
            Kiedy talerze zniknęły ze stołu zastąpione ogromnymi pucharami lodów z owocami i bitą śmietaną, rozległo się pukanie do drzwi. Serce zabiło mi szybciej z nadziei, że może w końcu zostanę wyratowany z opresji i na szczęście nie przeliczyłem się. Do sali weszła Lily ze smutnym uśmiechem na twarzy. Wszyscy zwrócili na nią uwagę.
- Dobry wieczór – przywitała się. – Przepraszam za spóźnienie, profesorze, ale miałam naprawdę bardzo ważną sprawę do załatwienia – wyjaśniła.
- Nic nie szkodzi, panno Evans. Dopiero zaczęliśmy lody – zauważył Slughorn z szerokim uśmiechem. Lily skinęła głową, a potem obeszła stół dookoła i usiadła na wolnym miejscu koło mnie, całkowicie mnie ignorując. Zachowywała się tak, jakby była gdzieś w swoim świecie, a mnie poraziło to spuszczenie między nami kurtyny milczenia i poczucia, że od tego momentu, jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.
            Jeden z uczniów podjął znowu swoją opowieść o jakimś polowaniu na wampiry, którą wcześniej przerwało przybycie mojej dziewczyny, więc uwaga ponownie skupiła się na nim, co dało mi chwilę na rozmowę z nią. Jednak nie podjąłem tej rozmowy. Patrząc teraz na nią, całkowicie mnie ignorującą z niewiadomego mi powodu, nie byłem w stanie odezwać się ani słowem. Przyglądałem się jej uważnie. Rude, zadbane włosy, śliczne zielone oczy okolone długimi rzęsami, które teraz spoglądały z bólem na roztapiający się powoli deser, zaróżowione policzki, na których dostrzegłem jakąś zabłąkaną łzę… Płakała. Chciałem ją objąć, odezwać się, pocieszyć, ale nie potrafiłem się na to zdobyć. Nadal ją kochałem, ale wiedząc teraz na czym stoję, powoli się z tym godząc, nie mogłem kolejny raz ulec temu uczuciu. Miałem wrażenie, że nie mam prawa już niczego od niej wymagać, że nie mam prawa jej dotykać, że nie mam prawa z nią rozmawiać. Nie miałem pojęcia, co chciałbym jej w ogóle powiedzieć. Pierwszy raz czułem prawdziwy ból i bezradność.

Lily Evans

            Pierwszy raz czas na spotkaniu u Slughorna wlókł się niemiłosiernie. Sporo się spóźniłam, ale i tak dopiero po jakiejś godzinie męczarni profesor pożegnał nas i wszyscy zaczęli się powoli zbierać. Wstałam z miejsca, wzięłam z krzesła kurtkę i torebkę i szybko udałam się do wyjścia. W drzwiach minęłam się z Kevinem, który przepuścił mnie, ale nie odezwał się. Zresztą od dwóch tygodni nie zamieniliśmy słowa. Powinnam go przeprosić, ale do tej pory miałam na głowie ważniejsze sprawy niż on. Postanowiłam więc, że jutro z nim pogadam.
      Wyszliśmy od Slughorna w ciszy. W ogóle Sean nie odezwał się od czasu, kiedy pojawiłam się na kolacji, a właściwie na samym deserze. Zastanawiałam się więc, jak będzie wyglądała nasza ostatnia rozmowa. Nie wiedziałam, co chciałabym mu w tym momencie powiedzieć. Jak dużo wie i co będę musiała dopowiedzieć. W tej chwili zastanawiałam się, jak mogłam, tak długo się z nim bawić. Czy określenie, że stał mi się zupełnie obcy byłoby w tej chwili na miejscu? Po seksie z Jamesem nie mogłam znieść myśli, że przez tak długi czas dawałam się dotykać innemu chłopakowi niż Rogacz. To… Było bardzo dziwne uczucie i nie potrafiłam go do końca wyjaśnić.
      Nie chciałam odwlekać tej rozmowy w nieskończoność, więc weszłam do pierwszej pustej klasy, a on za mną, zamykając za sobą drzwi.
            Staliśmy chwilę naprzeciwko siebie, milcząc. Wpatrywał się we mnie, nawet nie zbolałym wzrokiem, aczkolwiek w jego oczach widziałam mieszaninę niezrozumienia dla tego, co tu teraz robiliśmy. Z drugiej strony – spokojną akceptację.
- Spędziłaś cały dzień z Potterem – odezwał się w końcu.
- Tak – potwierdziłam. To nie był czas na zaprzeczenia, tylko wyjaśnienia i pożegnanie.
- Więc po co przyszłaś do Slughorna? Mogłaś i powinnaś z nim zostać – rzekł, zaskakując mnie tym.
- Obiecałam, że odpowiem na wszystkie twoje pytania.
- Obiecałaś mi również, że będziesz ze mną szczera. Nie byłaś. Nie mam więc żadnej pewności, że to, co mi teraz powiesz, będzie miało coś wspólnego z prawdą. – Szczerze? Tymi dwoma zdaniami sprawił, że poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Ale czego się spodziewałam? Tak naprawdę liczyłam chyba na to, że nadal nie jest świadomy tego, co się działo. Myliłam się. Znał sytuację, być może lepiej, niż ja sama.
            Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc milczałam, nie odwracając od niego wzroku.
- Zadam tylko jedno pytanie, bo chyba o to ci chodziło, proponując tę rozmowę. Nie zrozum mnie źle, ale… Czuję się w tej chwili tak, jakbyśmy byli dla siebie obcymi osobami. Zbyt daleko odsunęłaś się ode mnie ostatnimi czasy i już dawno powinnaś mi o tym powiedzieć, więc spytam tylko o to, bo wiem, że powiesz prawdę. – Wziął głęboki oddech. – Kochasz Jamesa?
- Tak – odparłam bez żadnego zastanawiania się.
- Więc życzę wam szczęścia, Lily – rzekł i ruszył w stronę drzwi. Nie zareagowałam na to w żaden sposób, zbyt zaskoczona przebiegiem tej rozmowy, a raczej jej… brakiem?
- Sean, zaczekaj… – odezwałam się jednak po chwili.
- Nie ma tu czego wyjaśniać – rzucił tylko, nawet się do mnie nie odwracając. Myślałam, że jeszcze się zatrzyma, ale nie zrobił tego. Po prostu zamknął za sobą drzwi i zostawił mnie samą. Nie tego się spodziewałam. Chciałam powiedzieć coś więcej, ale jak widać, on nie chciał tego słuchać i musiałam uszanować jego decyzję. Nie wiem, czy było to wynikiem pogodzenia się z sytuacją, czy raczej brakiem tej akceptacji. Ja czułam się w tym momencie jeszcze gorzej.

Ann Vick

            Siedziałam z chłopakami w Pokoju Wspólnym, grając z Remusem w szachy, kiedy po jakichś trzech godzinach dołączyła do nas Dorcas, wróciwszy z romantycznego spaceru z Ericem.
- Lily i Jamesa jeszcze nie ma? – spytała, a ja pokręciłam głową.
- Może od razu poszła do Slughorna – zaproponowałam.
- A Rogacz?
- Jest dorosły…
- O wilku mowa – wtrącił Black, po czym do naszego stolika podszedł Potter, z rezygnacją opadając na fotel.
- Cześć – rzucił Łapa, ale ten mu nie odpowiedział. Patrzył tylko bezmyślnie w płomienie na kominku.
- Coś się stało? – spytał Lupin, ale Rogacz pokręcił nieznacznie głową. – Myśleliśmy, że zaginęliście – dodał.
- Widzieliście Lily? – zapytał Potter po chwili milczenia, a ja wbiłam w niego uważne spojrzenie.
- Chyba ty powinieneś wiedzieć, gdzie ona jest – zauważyła Dorcas i również na niego spojrzała.
- Czyli jednak poszła na spotkanie – stwierdził Potter ze smutkiem w głosie.
- Czy coś się stało? – powtórzył pytanie Lunatyk, ale i tym razem zostało zignorowane.
- Nie chcę marudzić – odezwałam się w końcu, – ale mógłbyś mi wyjaśnić, gdzie się podziewaliście? Mieliśmy się spotkać na obiedzie, a jest już prawie dwudziesta.
- Jestem idiotą – westchnął sam do siebie zapytany, po czym dodał szybko, zwracając się do mnie. – Ann, odwal się. Nie musisz wszystkiego wiedzieć. – Widać było jednak, że coś go gryzie. Napotkałam jego wzrok, więc znowu powrócił do wpatrywania się w kominek. – Nie martw się, twoja przyjaciółka jest cała, zdrowa i najedzona. Tak mi się bynajmniej wydaje.
            Prychnęłam i nie dyskutowałam z nim więcej. Coś ukrywał, ale wolałam poczekać na sprawozdanie Lily, a jeśli i ona nic nie powie, dam spokój. Dlaczego zawsze, kiedy zostawia się ich razem, patrzących na siebie wzrokiem przepełnionym bezgraniczną miłością, wracają osobno, pokłóceni?

Sean Whitby

            Nie wiem, dlaczego ta rozmowa przebiegła w ten, a nie inny sposób. Nie wiem, czy po prostu nie chciałem słuchać jej kolejnych tłumaczeń, czy chciałem, ale nie byłem na nie gotowy. Być może chodziło właśnie o to ostatnie. Być może musiałem najpierw wszystko jeszcze raz przemyśleć, pogodzić się z tym, co się stało, zagoić rany, które teraz szczypały niemiłosiernie, a dopiero wtedy porozmawiać z nią o wszystkim, co działo się przez ostatnie miesiące. Być może teraz, słuchając tego, powiedziałbym coś, czego mimo wszystko bym żałował. Być może za jakiś czas zrozumiem, dlaczego tak się stało. To ona miała być szczęśliwa, więc usłyszałem tylko to, co chciałem usłyszeć, by zacząć kolejny etap życia. Prosiłem ją o to, by była ze mną szczera, nie była i chyba to mnie najbardziej zabolało, dlatego chociaż raz chciałem, by z jej ust padły słowa prawdy.
            Wróciwszy do Pokoju Wspólnego, nie skierowałem się do swojej sypialni tylko do dormitorium dziewczyn, mając nadzieję, że zastanę w nim Alice. Uniosłem dłoń, by zapukać do drzwi i zastygłem na chwilę. Nie wiedziałem, co mógłbym jej w tej chwili powiedzieć. Nie chciałem tracić przyjaciółki. Zbyt wiele dla mnie znaczyła, zbyt wiele od niej dostałem, by teraz tak po prostu to wszystko skreślić. Wiedziałem jednak, że po jej wyznaniu nic nie będzie już takie samo i z drugiej strony przekląłem się w duchu, że byłem aż tak ślepy.
            Kiedy w końcu zapukałem, drzwi otworzyła mi Sue, która odsunęła się niepewnie, wpuszczając mnie do środka, po czym wyszła, zamykając za sobą. W pokoju nie było nikogo więcej prócz naszej dwójki. Alice, widząc mnie, szybko otarła łzy z twarzy, wstała z łóżka i odsunęła się ode mnie w najdalszy kąt.
- Po co przyszedłeś?
- Chciałem porozmawiać o tym, co mi dzisiaj powiedziałaś. Ja… Nie jestem już z Lily.
- Przykro mi – odparła naprawdę szczerze.
- To była właściwa decyzja. Wiedziałem, że ona mnie nie kocha, a mimo to minie trochę czasu, zanim całkowicie to zaakceptuję, ale tak dla wszystkich będzie teraz lepiej. Dla wszystkich, prócz ciebie.
- Mną się nie musisz przejmować, Sean. Ja dam sobie radę. Nie chciałam, żebyś o tym wiedział, ale naciskałeś mnie, a ja się wkurzyłam. Żałuję, że powiedziałam ci, co do ciebie czuję, bo teraz nic nie będzie tak, jak dawniej. Nie chciałam psuć naszej przyjaźni, a teraz obojgu nam będzie niezręcznie, więc… Lepiej, gdybyśmy na jakiś czas ograniczyli nasze kontakty.
- Czemu uważasz, że tak będzie lepiej? – spytałem.
- A czemu miałoby być gorzej?
- Posłuchaj, Alice… Przez te wszystkie lata nie raz mnie wspierałaś, ofiarowałaś to, co masz najlepszego, nie chcąc niczego w zamian, przyjaźniliśmy się do tego stopnia, że nigdy nie pomyślałbym, że możesz czuć do mnie coś więcej. Zresztą ostatnio w ogóle nie myślałem, zapatrzony w dziewczynę, która mnie nie kochała. Nie chcę się tłumaczyć w żaden sposób, nie chcę, żebyś mnie żałowała czy współczuła, bo nie o to mi chodzi. Być może zasłużyłem na to, co się stało, ale naprawdę nie chciałbym, żebyś i ty zniknęła z mojego życia, bo od wielu lat jesteś jego częścią.
- Czego ty ode mnie oczekujesz, co? Że będę twoją zabawką zastępczą? Nie chcę twojej litości, Sean.
- Nie chcę się nad tobą litować, Al, bo będzie to z mojej strony świństwo. Nie mogę ci obiecać, że kiedyś będziesz dla mnie tak samo ważna, jak ja dla ciebie, bo na chwilę obecną moje serce nadal oddane jest komuś innemu i może minąć trochę czasu, nim się to zmieni. Nie mogę ci również obiecać, że to się nigdy nie zmieni, bo bardzo chciałbym ruszyć dalej i być może kolejną osobą, dla której stracę głowę, będziesz ty. Wiem, jak beznadziejnie to teraz brzmi, ale uwierz mi, że ja naprawdę nie chcę stracić tego, co powstawało między nami przez tyle lat.
- To się nie uda. Od teraz będziesz żył pod presją uczucia, które do ciebie żywię, Sean. Nawet jeśli zapomnisz o Evans, będziesz na siłę starał się mnie uszczęśliwić, a nie chcę, by to, co do mnie czujesz było wymuszone, by było wynikiem jakiejś wdzięczności czy litości.
- Obiecuję ci, że nic takiego się nie stanie. Jeśli się w tobie zakocham, to naprawdę. W przeciwnym wypadku nie będę ci robił żadnych nadziei, bo wiem, jak możesz się wtedy czuć.
- Nie wiem, Sean. Nasza przyjaźń jest dla mnie ważna, ale nie jestem pewna, czy dam radę to w ten sposób dalej ciągnąć. Daj mi trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Tobie radziłabym to samo – zakończyła, po czym wyminęła mnie i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego.
            Dzisiejszego dnia straciłem dwie dziewczyny, na których mi zależało. Z tym, że chyba niewłaściwie ulokowałem swoje uczucia. Naprawdę nie mogłem zagwarantować jej tego, że kiedyś będę w stanie związać się i spędzić z nią resztę życia, aczkolwiek nie wyobrażałem sobie, bym mógł ją w tej sprawie okłamać i zrobić to tylko z litości czy poczucia jakiegoś obowiązku. Czy ta rozmowa nie była z mojej strony jakimś aktem desperacji, skierowanym w jej stronę? Nie chciałem przez mój zakończony już związek z Evans tracić jeszcze najlepszej przyjaciółki, która nie raz ratowała mnie z opresji. Czy jednak mogłem wymagać od niej tego, by nadal robiła coś wbrew sobie tylko dlatego, że to ja jej w tym momencie potrzebowałem?

Lily Evans

            Wszyscy jak zwykle siedzieli przy tym samym stoliku. Dziewczyny z Lupinem rozmawiały o czymś wesoło, James poszeptywał z Syriuszem, a Peter siedział z boku i pogryzał kociołkowe pieguski. Zachowywali się tak, jakby nic się nie stało, więc podeszłam do nich, by spróbować włączyć się do tej ich normalności.
- Cześć – przywitałam się, siadając na podłokietniku fotela Blacka.
- Jak było u Slughorna, Ruda? – spytał Łapa.
- Ruda? – powtórzyłam, piorunując go wzrokiem.
- Nie podoba ci się?
- Wolałabym, żebyś tak do mnie nie mówił – stwierdziłam.
- Mam tak do ciebie mówić? Masz to jak w banku – uśmiechnął się szeroko.
- Black!
- Evans?! – odpowiedział złośliwie, a ja go uderzyłam, na co tylko się zaśmiał.
- A więc Lily – zaczął poważnie. – Jak było u Ślimaka?
            Wywróciłam oczami i westchnęłam.
- Lepiej nie mówić – odparłam. Na chwilę obecną bardziej odpowiednie było zachowanie się w sposób, który nie świadczyłby o tym, że zaledwie półtorej godziny temu przespałam się z Jamesem. Nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział, bo nawet ja sama nie miałam tego w planach na co najmniej najbliższy rok albo jeszcze dłużej. Chciałam, żeby to zostało tylko między mną a Jamesem.
            Rzuciłam torebkę i kurtkę na podłogę i usiadłam wygodniej, o ile siedzenie na poręczy fotela było wygodne. Nie zwracałam uwagi na Pottera, ale czułam, że Rogacz się we mnie wpatruje, chociaż nic nie mówi. Kiedy nasze spojrzenia na chwilę się skrzyżowały, dostrzegłam w jego oczach coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Zastanawiałam się, czy on ma do mnie żal o to, co się stało, czy to raczej ja otrzymałam cios, dowiadując się, co James myślał o naszym seksie. Musiałam z nim porozmawiać jeszcze dzisiaj. To było moim priorytetem, bo bałam się, że jeszcze chwila, a kolejny raz go stracę.

~ * ~

            Długo rozmawialiśmy o rożnych rzeczach tak, jakby nic się nie stało, bo czy oficjalnie coś było nie tak? Nie, tylko ja z Jamesem mieliśmy problem. A może on go nie miał i tylko ja niepotrzebnie panikowałam? Jednak czy zgodny seks z osobą, w której zakochałam się, nienawidząc, był niczym?
            Nie zamieniłam jednak do tej pory żadnego słowa z Rogaczem. Rozstaliśmy się znowu pokłóceni i teraz też zerkaliśmy tylko na siebie, milcząc, chociaż czułam się, jakbym była pod ostrzałem, bacznie obserwowana przez wszystkich biorących udział w dyskusji.
            Kiedy zegar nad kominkiem wybił godzinę jedenastą, a pokój do tego czasu całkiem opustoszał, również zaczęliśmy się zbierać. Chłopacy szybko pożegnali się i poszli na górę. My posiedziałyśmy jeszcze chwilę w milczeniu i także udałyśmy się do sypialni.
            Kate i Miriam rozmawiały o czymś, siedząc na jednym łóżku, więc każda z nas także zajęła się sobą.
- Idę do łazienki – oznajmiła Ann i zniknęła za drzwiami.
            Po raz kolejny już dzisiaj zdjęłam ubrania i założyłam ciepły szlafrok. Dorcas zrobiła to samo.
- Co was zatrzymało w Hogsmeade? – spytała, kiedy związywałam włosy.
- Szukaliśmy rękawiczek. Były u Scrivenshafta – odparłam.
- Lily, wiesz, że nie o to mi chodzi – powiedziała, a ja westchnęłam i w końcu rozsunęłam kotary łóżka, żeby wejść pod kołdrę. Kiedy to zrobiłam, zauważyłam, że w miejscu poduszki leży to samo pudełko, które widziałam kilka godzin temu. Nie zdziwiłam się, a wręcz zrobiło mi się ciężko na sercu.
            Usiadłam na łóżku, wzięłam je do ręki i otworzyłam, oglądając po raz kolejny jego zawartość. Z bólem i żalem wpatrywałam się w nie przez chwilę.
- Skąd to masz? – spytała Dorcas, na co z hukiem zatrzasnęłam wieczko i włożyłam pudełko do szuflady.
- Od Jamesa. Prezent na przeprosiny.
- Jeśli tak mówisz – powiedziała znacząco i spojrzała na mnie. Przed tym jej spojrzeniem nie potrafiłam nic ukryć.
- Nie tutaj – rzekłam zrezygnowana i wskazałam na nasze współlokatorki.
- Łazienka wolna.
            Dor wzięła swoją piżamę i po chwili usłyszałam, jak odkręciła wodę, która teraz lała się do wanny.
- Lily, możesz na chwilę przyjść? – spytała, wyglądając zza framugi.
            Ann zmierzyła mnie wzrokiem, więc wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do łazienki.

~ * ~

            Dor szybko zamknęła drzwi na klucz. Spojrzałam na nią zaskoczona, ale ona była nieugięta. Jeśli to zrobiła, musiała mieć powód.
- Na wszelki wypadek – wyjaśniła, uśmiechając się. – Lily, jeśli nie chcesz, nie mów, ale… Czy coś się stało?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Stało się coś czy nie? Prosta odpowiedź. – Nie odezwałam się, wpatrując bezmyślnie w lecącą z kranu wodę. – Hej, widzę, że coś cię gryzie. Kiedy rozstawałyśmy się w Hogsmeade byłaś w dobrym humorze. Chciałaś spędzić z Potterem czas i to rozumiem. Co więc się stało?
- Poszliśmy do kawiarni na gorącą czekoladę i ciasto – zaczęłam. – Było naprawdę miło i chętnie spędziłabym z nim ten czas ponownie, ale potem… Zrobiliśmy coś głupiego. Coś bardzo głupiego – powiedziałam z zażenowaniem. – A najgorsze jest to, że była to moja inicjatywa, chciałam tego…
- Czego? – weszła mi w słowo, patrząc na mnie uważnie.
- Nie mogę ci powiedzieć – rzekłam i posłałam jej wymuszony uśmiech, a ona zrozumiała i nie naciskała dłużej.
- Co było potem?
- Wszystko było w porządku. Nie żałuję niczego, co się dzisiaj stało, tylko, że… Ja nie planowałam takiego zakończenia dnia. Rano obiecałam Seanowi, że porozmawiam z nim po kolacji u Slughorna, więc wyjaśniłam Jamesowi, że muszę iść pogadać z Whitbym, że muszę z nim właśnie dzisiaj zerwać, a wtedy on się wkurzył i powiedział coś, co mnie dotknęło. Z jednej strony mnie to zabolało, z drugiej próbuję sobie wytłumaczyć, że po tym wszystkim, co do tej pory przeszliśmy, miał do tego prawo. Pokłóciliśmy się więc, chociaż zaskoczyłam go trochę odpowiedzią i poszłam do Slughorna. Po kolacji próbowałam porozmawiać z Seanem. Myślałam, że będzie chciał usłyszeć ode mnie jakieś wyjaśnienia, ale spytał tylko, czy kocham Jamesa, więc przytaknęłam, a on życzył nam szczęścia i odszedł. Nie jesteśmy już razem.
- Ehh, to w sumie dobrze, że w końcu zdecydowałaś się powiedzieć mu prawdę. Nie mogłaś tego ciągnąć w nieskończoność.
- Wiem i cieszę się, że to się w końcu stało. Kiedyś chciałabym mu dokładniej wszystko wyjaśnić, ale myślę, że na razie nie chce mieć ze mną do czynienia.
- Dobrze, więc jedna sprawa z głowy. Chodzi ci jednak o to, że znowu posprzeczałaś się z Rogaczem?
- Po prostu nie wiem, co mam robić. Kocham go i chcę z nim w końcu być, ale… Wydaje mi się, że on ma do mnie zbyt dużo żalu. Wiem, że gdybyśmy się w końcu zdecydowali, byłoby całkiem inaczej, ale często się kłócimy, dlaczego miałoby się to zmienić?
- Bo kłócicie się z tego powodu, że nie jesteście razem.
- Jeśli będziemy, łatwiej będzie cokolwiek zepsuć. Jedno słowo, jeden gest… Nie chcę by cały czas panowało milczenie, bo nie potrafimy rozmawiać.
- Lilka, uspokój się – powiedziała Dorcas, łapiąc mnie za ramiona. Spojrzałam na nią. – Cokolwiek zrobiliście, nie ma to znaczenia, jeśli się kochacie, tak? To tobie wydaje się, że nie potraficie rozmawiać, bo do tej pory zważałaś na każde wypowiedziane słowo. Jeśli w końcu powiesz mu, że go kochasz, nie będzie żadnych ograniczających was tajemnic. Przecież żyć bez niego nie możesz, więc idź do niego i porozmawiaj z nim. Powiedz, co czujesz, jeśli musisz, przeproś za wszystko i wyjaśnij, że to, co dzisiaj zrobiliście, nie było błędem – spojrzałam na nią zrezygnowana. – Bo nie było? – Pokręciłam głową.
- Chociaż czuję się okropnie, że stało się to, jeszcze zanim rozstałam się z Seanem.
- Lily, jesteś gotowa na to, by powiedzieć Jamesowi prawdę, więc przestań się mazać. Kiedy w końcu zaczniecie załatwiać swoje sprawy sami? Macie teraz szansę. Zaufaj mi.
            Zapadła chwila milczenia, podczas której zastanawiałam się nad słowami mojej przyjaciółki.
- Dzięki, Dor – rzekłam w końcu.
- Nie musisz dziękować – odparła, a ja uśmiechnęłam się do niej. – Po prostu porozmawiaj z nim.
- Idę, bo woda w wannie ci wystygnie – zauważyłam i udałam się do wyjścia.
- Lily… – zatrzymała mnie jeszcze.
- Tak?
- Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś to coś głupiego, o czym wspomniałaś, jeszcze raz? – skinęłam głową.
- Nie zmieniłabym biegu wydarzeń.
- A gdybyś kochała Seana, tak bardzo jak Jamesa, doszłoby coś takiego do skutku z jego udziałem? – Tym razem pokręciłam głową.
- Nie, z nim nie byłabym w stanie tego zrobić na tym etapie.
            Dorcas nie spojrzała na mnie od razu. Sprawdziła wodę w wannie i zakręciła kran, dopiero potem odwróciła się w moją stronę, zakładając ręce na piersi.
- Więc powinnaś znać już odpowiedź na wszystkie swoje pytania.