niedziela, 18 listopada 2018

66. Tajemnica Eliksiru Zapomnienia cz. II

Kochani, 
uwinęłam się jakoś z kolejnym rozdziałem. Następny planuję jakoś w okolicach świąt lub nowego roku, aczkolwiek niczego nie obiecuję, bo nie wiem, jak wyjdzie u mnie z czasem. Prosiłabym Was tylko o to, żebyście nie znienawidzili mnie za rozwijający się wątek Syriusza, gdyż jest on tak idealnie ułożony i ciągnie się w zasadzie do samego (planowanego kiedyś) końca opowiadania, że jestem z niego chyba najbardziej zadowolona :) Zapraszam więc do czytania.
Pozdrawiam
Luthien

***

Lily Evans
Wbrew moim pierwotnym zamiarom, po rewelacjach, jakie usłyszałam od Corinne, nie poszłam już na zajęcia. Miałam się nie wtrącać w tę sprawę i nie stresować nią mojego chłopaka, ale znając jego obecny stosunek do Lautier, mogłam z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jak zareaguje na to, co Francuzka ma mu do powiedzenia. Nie wiem, może i mogłam dać im to załatwić na własną rękę, ale z drugiej strony czułam, że powinnam pierwsza powiedzieć Rogaczowi o całej sytuacji, zapewnić go, że nie wierzę w żadne słowo Lautier oraz pomóc mu rozwiązać ten problem. Nie myślałam na razie nad tym, co zrobię, jeśli okaże się, że Corinne faktycznie spodziewa się dziecka Jamesa. Na pewno nie byłby to powód do rozstania z Potterem. Nadal chciałabym z nim być, to nie ulegało dyskusji. Ja naprawę nie uważałam, że wersja Francuzki jest prawdziwa. Tylko jak mieliśmy się o tym przekonać?
Pobiegłam na górę do wieży, gdzie przed wejściem natknęłam się na Blacka i Hill. Widocznie Kimberly w końcu zgodziła się na rozmowę i ta dwójka wszystko sobie wyjaśniła. Dziwne, ale Kim naprawdę idealnie pasowała do Syriusza. Potrafiła usadzić go na właściwym miejscu, ale również dać mu swobodę działania, kiedy było to potrzebne. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
I Hill, i Łapa byli w kurtkach, więc wywnioskowałam, że właśnie gdzieś wychodzą, dlatego podbiegłam do nich.
- Syriusz! – zatrzymałam go. – Cześć, Kim – rzuciłam dodatkowo.
- Co jest? – spytał Black, patrząc na mnie uważnie.
- Musisz mi pomóc – powiedziałam. – A w zasadzie nawet nie mi.
- Teraz? – skrzywił się. – Idziemy właśnie z Kim do Hogsmeade.
- Stało się coś? – zainteresowała się Hill.
- Chodzi o Corinne. James jest na górze?
- Jak wychodziłem, to był.
- To daj mi dosłownie dziesięć minut. Proszę. Nie chcę, żeby porozmawiała z Rogaczem przede mną.
- Powiesz mi, o co chodzi? – spytał zniecierpliwiony, ale z jednoczesnym zainteresowaniem.
- Na górze.
- Ale ja nic nie wiem o relacjach Pottera z Lautier. Słowo.
- Wiem i dlatego chcę, żebyś ty też usłyszał to, czego właśnie się dowiedziałam.
Black spojrzał na mnie niepewnie, a następnie przeniósł wzrok na Kim.
- Poczekam – powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
- No dobra – skapitulował. – W takim razie chodźmy.
- Dzięki – rzuciłam jeszcze do Hill, a ona tylko skinęła głową.
- Nie ma sprawy.
~ * ~

- Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo właśnie opóźniasz moją randkę z Kim…
- Randkę? – parsknęłam śmiechem. – A ona jest świadoma tego, że to randka? – Syriusz nie odpowiedział, tylko obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem.
- Powiesz mi, dlaczego mam uczestniczyć w tej rozmowie? Nie lubimy się z Lautier, a Potter nigdy nie mówił mi, co się stało w sierpniu, mimo, że pytałem.
- Corinne zaczepiła mnie przed zaklęciami i poczęstowała niezłą rewelacją. Posłuchaj, Syriusz… – zatrzymałam się na schodach prowadzących do sypialni chłopaków, więc on też stanął, po czym odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z zaciekawieniem, ale i jakąś lekką obawą. W końcu chodziło o jego najlepszego kumpla, a cała sprawa owiana była od początku wielką tajemnicą. Gdzieś tam zdążyłam pomyśleć, że w zasadzie James mógł znać całą prawdę i dlatego próbował to ukryć, ale bardziej byłam pewna, że nie okłamałby mnie w takiej sprawie. – Tutaj nie chodzi o mnie, jasne? Prawda jest taka, że nie wierzę w żadne słowo, które usłyszałam dzisiaj od Corinne, to zapewniam. Wiem jednak, że jeśli James, zakładając, że o niczym nie miał pojęcia, dowie się wszystkiego od niej, będzie duża afera. Znam go i wiem, że właśnie tak zareaguje, szczególnie, że oboje dobrze wiemy, jaki, na chwilę obecną, ma do niej stosunek. Potrzebuję cię więc do tego, żebyś w razie czego, powstrzymał go przed nieprzemyślanym działaniem, bo mnie na pewno nie posłucha. Musimy załatwić to wszystko inaczej.
- No dobra, ale o co w ogóle chodzi? Wysławiaj się jaśniej, Evans, bo mój mózg nie działa na takich samych obrotach, co twój. – Wywróciłam oczami i, po chwili milczenia, odpowiedziałam mu.
- Corinne twierdzi, że spodziewa się dziecka, którego ojcem jest James.
- Co? – spytał totalnie zaskoczony. – Ale jak…?
- Nie wiem, ale może w końcu się dowiemy. Nie dla mnie, ale dla jego spokoju.
~ * ~

Syriusz otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszłam więc pierwsza. Potter, który właśnie wychodził z łazienki, swoją drogą bez koszulki, co sprawiło, że moje serce zabiło trochę szybciej, był zaskoczony naszym widokiem i rzucił szybkie spojrzenie na zegarek. Tak, powinnam być właśnie na zajęciach.
- Stało się coś? – spytał, zamykając drzwi do łazienki. – Bo z tego, co wiem, to miałaś iść na zajęcia, a Black właśnie wychodził z Kim do Hogsmeade.
- Ja w zasadzie nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi – powiedział Łapa i rzucił się na swoje łóżko, które zatrzeszczało niewyraźnie pod jego naporem. – Pytaj Evans, co wymyśliła.
- Nic nie wymyśliłam – odparłam i spiorunowałam go wzrokiem.
- Więc o co chodzi? – powtórzył pytanie Rogacz.
- Musimy porozmawiać – oznajmiłam.
- Brzmi groźnie – zażartował, ale zareagowałam tylko zwykłym uśmiechem, więc nie podjął dalszego tematu. – Mogę się chociaż ubrać? – spytał i nie czekając na moją odpowiedź, wciągnął koszulkę, która leżała na szafce nocnej. Nie wyglądał w niej dużo gorzej niż bez. – Dobra, więc dowiem się w końcu, o co chodzi? – Tym razem Potter skierował całą swoją uwagę na moją osobę, bo Łapa w zasadzie mało interesował się tym, co miałam do powiedzenia. Teraz w sumie żałowałam, że go ze sobą wzięłam. Może jednak lepsze byłoby porozmawianie z Jamesem w cztery oczy. Nie wiedziałam, czy chciałby, żeby i Syriusz się o wszystkim dowiedział.
- Wiesz co, Black? Może jednak daj nam na razie porozmawiać na osobności.
- Co? Najpierw psujesz moją randkę z Kim, a teraz wywalasz z pokoju?
- No... Tak. Mógłbyś? – rzuciłam mu błagalne, a zarazem przepraszające spojrzenie. Rogacz patrzył na to wszystko zdezorientowany. – Dosłownie dwie minuty.
- To jest twoje ostatnie życzenie na dzisiaj, Evans – odparł i zwlekł się z łóżka.
- Jasne. Dziękuję – powiedziałam i poczekałam, aż wyjdzie i zamknie za sobą drzwi.
- Czemu go wyrzuciłaś? – spytał Potter.
- Bo jego obecność tutaj nie była do końca przemyślana. Szczególnie, że doszłam do wniosku, że nie wiem, czy chciałbyś go we wszystko wtajemniczać.
- A powiesz mi w końcu, co to za afera, czy mam zastosować bardziej drastyczne środki? – uśmiechnął się łobuzersko.
- Bardziej drastyczne nie zawsze oznaczają gorsze – stwierdziłam, wiedząc, co mu chodzi po głowie. – Ale nie teraz – przystopowałam go szybko. – Rozmawiałam właśnie z Corinne – oznajmiłam w końcu, obserwując uważnie jego wyraz twarzy. Jak się spodziewałam, automatycznie zacisnął szczęki. – Zanim jednak się na mnie wściekniesz... Nie chciałam z nią rozmawiać, naprawdę. To wyszło jakoś tak... Po prostu zatrzymała mnie przed salą no i nie miałam wyjścia.
- Nie jestem na ciebie zły, żeby było jasne – powiedział i mimo wszystko uśmiechnął się do mnie.
- To dobrze, bo żeby było jasne... Nie wierzę w żadne słowo Corinne, które dzisiaj usłyszałam. Wiem, że dałam ci wolną rękę w załatwieniu tej sprawy. I nie chodzi tu w żadnym wypadku o mnie, tylko o ciebie. Nie chcę, żebyś ty się z tym wszystkim męczył, bo naprawdę uważam, że Lautier przegięła i trzeba to raz, a dobrze wyjaśnić.
- W porządku. Tylko powiedz mi w końcu, co ona ci takiego powiedziała.
Zwlekałam z odpowiedzią dłuższą chwilę, co zaczęło go powoli irytować.
- Lily? Miejmy to już za sobą, proszę. Jeśli sam tego nie załatwiłem, to zróbmy to razem. Powiem ci wszystko, co będziesz chciała wiedzieć. – Spojrzałam na niego niepewnie, ale skinął głową, więc wzięłam głęboki oddech.
- Corinne prosiła mnie w zasadzie o to, żebym przekonała cię do spotkania z nią. Chciała wyjaśnić jedną rzecz, a potem dać ci dożywotnio spokój.
- Nie brzmi to jak jej słowa.
- Bo nie powiedziałam ci, dlaczego chciała się z tobą spotkać.
- Dlaczego?
- Twierdzi, że spodziewa się dziecka. Podobno o tym wiesz. – James zastanowił się chwilę, po czym skrzywił się i skinął głową.
- Taa, coś mi chyba o tym mówiła tego dnia, kiedy przyjechała spieprzyć mi na nowo kilka miesięcy mojego życia, ale co to ma wspólnego ze mną? – spytał i zanim odpowiedziałam, sam poskładał wszystko w całość. – Nie mów mi, że powiedziała ci, że to dziecko jest moje – poprosił, ale nim otworzyłam usta, wściekł się.
Nie zaczął rzucać czym popadnie, nie zaczął krzyczeć. Nie zaczął się nawet szykować do wyjścia, by pójść i z nią porozmawiać. Wiedziałam jednak, że jest wręcz wkurzony tylko i wyłącznie po wyrazie jego twarzy. To mi wystarczyło. Nie wiedziałam, co zrobić, więc żeby popchnąć sprawę dalej, potwierdziłam to, czego miałam nie mówić.
- Tak, właśnie to mi powiedziała, ale, James, chyba nie sądzisz, że w to uwierzyłam? Jasne, zastanowiłam się nad tym, bo to wszystko było dziwne. Bez przerwy mnie od niej odciągałeś i w zasadzie składałoby się to ładnie w całość, no nie? Tylko jak dla mnie, to wszystko zbyt idealnie się układa. Poza tym, w którym miesiącu ciąży musiałaby być, jeśli widzieliście się nawet ostatniego dnia sierpnia? Nawet jeśli z nią spałeś... – Słuchał mnie dłuższą chwilę, aż w końcu przerwał mój wywód.
- Wiesz, jaki jest w tym wszystkim problem?
- Jaki?
- Taki, że nie mam zielonego pojęcia, czy się z nią przespałem, czy nie. Całość wygląda mi bardziej na jej intrygę, ale nie mogę zapewnić cię na sto procent, że ona nie jest w ciąży, a ja ewentualnie nie jestem ojcem tego dziecka – powiedział i chyba pierwszy raz w życiu, nie spojrzał mi w twarz, tylko się odwrócił, co zabolało. Kiedy to jednak zrobił, złapałam go za rękę i pociągnęłam, by spojrzał ponownie na mnie.
- James... Proszę, już teraz porozmawiaj ze mną. Nawet, jeśli Corinne spodziewałaby się waszego wspólnego dziecka, w co, zaznaczam, nie wierzę, to nic by to dla mnie nie zmieniło, rozumiesz? Jeśli jednak zadała sobie trud, by wymyślić coś takiego, to trzeba się zastanowić nad tym, jak to wszystko wyjaśnić. Odradzam od razu nieprzemyślane pójście i zrobienie jej afery... Powiedziałeś, że nie możesz mnie zapewnić, że się z nią nie przespałeś...
- Nie mogę.
- A mogę chociaż wiedzieć, jak to jest możliwe? Przecież... – Widziałam, że potrzebuje chwili na to, by przemyśleć to, co właśnie usłyszał i zebrać się w sobie, by wyjaśnić mi całą sytuację. Nie miałam pojęcia, co mogło między nimi zajść, że James aż tak jej nienawidził, a ona jeszcze chciała wpędzić go w jakieś poczucie winy.
- Poznałem ją, jak byliśmy kiedyś z rodzicami we Francji. Z tym, że było to już po tym, jak uznałem, że liczysz się tylko ty i nikt tego nie zmieni. Lubiłem z nią rozmawiać, łaziła ze mną po tym durnym Paryżu i wysłuchiwała mojego gadania o tobie. Powiedziała mi raz, że jej na mnie zależy, ale ją zbyłem, bo lubiłem ją jak koleżankę, nic więcej. W tym roku, na kilka dni przed naszym powrotem do domu, zaprosiła mnie do siebie, a ja głupi zgodziłem się, bo w zasadzie co się mogło niby stać? – Nie przerywałam mu. – Wydaje mi się, że dolała mi do kawy... Eliksir Zapomnienia, bo kiedy ocknąłem się, jakby po kilku godzinach, nie pamiętałem kompletnie nic. Nadal byłem u niej w domu, praktycznie w samych bokserkach i bluzce. Kiedy zorientowałem się mniej więcej, co się stało, Corinne nawet nie zaprzeczyła moim zarzutom odnośnie eliksiru. Nie powiedziała też ani słowa o tym, co się stało. Nic, kompletnie. Ani nie powiedziała prawdy, ani nie skłamała. Zresztą, jak mógłbym to zweryfikować? Ubrałem się, powiedziałem, że nigdy więcej nie ma mi się pokazywać na oczy i wyszedłem. Pisała do mnie jeszcze potem z przeprosinami, zapewniała, jak to mnie kocha, ale wyrzucałem każdy list, jaki od niej dostałem. Jasne, mogłem próbować się z nią dogadać, ale prawda jest taka, że jakkolwiek bym nie próbował, nie powiedziałaby mi prawdy, tylko zemściła się w najbardziej okrutny sposób. To wszystko. Proszę, nie dziw się, że od razu ci o tym nie powiedziałem. Nie ma się czym chwalić.
Szczerze powiedziawszy nie miałam zielonego pojęcia, co mam na to wszystko odpowiedzieć, jak zareagować. Spodziewałam się nawet tego, że James potwierdzi wersję Lautier, jakoś bym to przebolała, ale to wyjaśnienie sprawiło, że zabrakło mi słów. Widziałam, że Potter oczekuje ode mnie jakiejś reakcji, ale nie wiedziałam, co powinnam zrobić.
- Posłuchaj, nie oceniam się w żaden sposób. Nie uważam, że popełniłeś jakiś błąd. Jedyne, czego nie rozumiem to to, dlaczego Corinne posunęła się do czegoś takiego.
- Bo jest nienormalna – wypowiedział te słowa z wściekłością w głosie. – Wiem, że odciąganie cię od niej było głupim zachowaniem, ale wiesz, dlaczego to robiłem? Bo spodziewałem się z jej strony właśnie czegoś takiego. Myślałem, że już nigdy więcej jej nie zobaczę, bo w całym jej życiu liczyła się tylko Francja. Nie chciała stamtąd nigdy wyjeżdżać, więc po co przyjechała tutaj?
- Naprawdę nie wiem, James, ale jak dla mnie za dużo jest tutaj niewiadomych i zbiegów okoliczności działających na jej korzyść.
- Lily, ona celowo zrobiła ze mnie idiotę... A ja jej na to pozwoliłem.
- Nie jesteś idiotą. Nie ma tu żadnej twojej winy. Jakkolwiek byś jej nie zranił, nie miała żadnego prawa w taki sposób rozwiązywać sytuacji – stwierdziłam, bo w zasadzie też byłam zdenerwowana.
Nie słyszałam jeszcze, by ktoś w taki sposób stosował ten eliksir. Sama już prędzej użyłabym eliksiru miłosnego niż tego, który teoretycznie Corinne podała Jamesowi. Chociaż w zasadzie to też nie było pewne. Nie dziwiłam się wcale, że Rogacz nie powiedział mi o całej sprawie od razu. Z drugiej strony mógł i razem wymyślilibyśmy, jak to rozwiązać, bo że trzeba wyjaśnić całą sprawę, to było pewne i chciałam to zrobić.
- Nie wiem, co teraz – przyznał James po chwili milczenia. – Mogę się z nią spotkać i porozmawiać, ale szczerze wątpię, że wymuszę na niej powiedzenie mi prawdy. Zbyt będzie ucieszona całą akcją skupiającą się na jej osobie.
~ * ~

- Żartujesz sobie? – powiedział Syriusz, kiedy Rogacz powtórzył mu w skrócie całą historię.
- Wyglądam, jakbym żartował?
- Naprawdę dałeś się wkręcić w coś takiego Lautier? Mówiłem ci, że ona ma nierówno pod sufitem – oznajmił Łapa, a Potter spiorunował go wzrokiem. Chyba już zaczął żałować, że zgodził się powiedzieć mu o wszystkim. Obserwowałam mojego chłopaka uważnie, więc widziałam, że zacisnął tylko zęby.
- Dlatego, że wolała spotkać się ze mną, a ciebie totalnie olała? – Black nie odpowiedział na ten zarzut od razu, tylko odczekał dłuższą chwilę, czym tylko jeszcze bardziej zirytował Jamesa.
- To jest inna sprawa. Aczkolwiek, jak widać, wyszedłem na tym lepiej niż ty...
- Dobra, Syriusz, skończ już – poprosiłam, widząc, że Potter otwiera usta, by znowu coś powiedzieć. Nie chciałam kolejnej awantury, a na taką się właśnie zapowiadało. – Masz jakiś pomysł na to, jak to spróbować rozwiązać?
- A nie lepiej olać sprawę? Przecież zanim Lautier wyjedzie z Hogwartu będzie wiadomo, czy jest w ciąży czy nie. To chyba będzie łatwo sprawdzić.
- Tak, a potem wkręci ci, że poroniła i co ona ma teraz ze sobą począć. Nie znasz jej – stwierdził Rogacz, po czym usiadł w końcu na łóżku i opadł na nie plecami, łapiąc się za głowę. Wymieniłam z Syriuszem spojrzenia, ale ten wzruszył tylko ramionami. Przejęłam więc inicjatywę.
- Chcemy to rozwiązać teraz – wyjaśniłam. – Bez żadnej afery i mszczenia się na Corinne. Problem jest tylko w tym, że nie mam kompletnie żadnego pomysłu, co możemy w tej sytuacji zrobić. Ona zbyt dokładnie to wszystko wymyśliła, by móc się czegoś zaczepić.
- Rozumiem, że oboje nie wierzycie w jej wersję?
- A ty byś uwierzył? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Spokojnie, upewniam się tylko. Miałbym w sumie jeden pomysł, ale będziecie musieli dobrze odegrać swoje role.
- To znaczy?
- Corinne chce porozmawiać z Jamesem i wrobić go w dziecko, którego może w ogóle nie być, tak?
- Na to wygląda.
- Więc trzeba jej na to pozwolić.
- Co? – Rogacz podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na Łapę, jakby ten właśnie oznajmił, że jest różowym jednorożcem. Niezbyt spodobał mu się chyba pomysł Syriusza. – Zwariowałeś? Nie chcę w ogóle z nią rozmawiać.
- Potter, nie zachowuj się teraz jak dzieciak. Mogę sobie wyjść i sam wymyślisz, jak pozbyć się tej psychopatki. Bez konfrontacji z nią nie da rady. Albo może i da, ale ja ci w tej chwili nie powiem jak.
- James, Syriusz jako jedyny ma na razie jakikolwiek pomysł. Może go chociaż wysłuchaj. Jeśli chcesz, załatw to sam po swojemu, ale ja również uważam, że bez rozmowy z Corinne, niczego nie wyjaśnimy. – Patrzył na mnie dłuższą chwilę, po czym skinął głową.
- Dobra, to powiedz, co wymyśliłeś.
- Nie widzę innej opcji jak ta, żebyś z nią porozmawiał, jak tego sobie życzy. Pójdziesz do niej i postarasz się, by uwierzyła, że przyjmujesz ze zrozumieniem każde jej słowo. Zainteresujesz się dzieckiem i takie tam. Na pewno będzie miała w tej kwestii dopracowany każdy szczegół. Co więcej, powiesz, że rozmawiałeś też z Lily i jeśli faktycznie Corinne spodziewa się dziecka, to Evans nie ma nic przeciwko twoim kontaktom z nim. Chce też, żebyście mieli wzajemnie poprawne stosunki, więc LILY zaproponowała, żebyście spotkali się dzisiaj wieczorem i na spokojnie porozmawiali w trójkę.
- Oszalałeś – stwierdził Rogacz, kiedy Łapa skończył mówić. – Lautier w życiu na to nie pójdzie. Od razu zorientuje się, że to podstęp.
- No to jeśli się zorientuje, to będziemy myśleć dalej. Spraw po prostu, żebyście w trójkę znaleźli się dzisiaj wieczorem w naszym dormitorium, ale tak, żeby ona myślała, że faktycznie daliście się w to wkręcić. Inaczej będzie po zabawie.
- No dobra, a co będzie, kiedy już uda mi się idealnie zagrać swoją rolę naiwnej ofiary losu? – spytał James i oboje spojrzeliśmy na Blacka, wyczekując odpowiedzi i dalszej części jego, jeszcze nie wiadomo czy udanego, planu. Syriusz jednak uśmiechnął się tylko tajemniczo.
Znałam ten jego uśmiech i nie wiedziałam, czy Corinne wyjdzie z tej akcji cało. Nie mieliśmy jednak na razie innego pomysłu, więc chyba oboje zgodziliśmy się na to, co zaproponował. Wiedziałam, że Rogacz będzie musiał wykrzesać z siebie dużo opanowania i swoich umiejętności aktorskich, by nie dać po sobie znać, że chętniej zostawiłby Lautier na pastwę zwierząt w Zakazanym Lesie, niż zapraszał ją na miły wspólny wieczór.
- Najpierw niech się zgodzi przyjść – odparł. – Potem powiem wam, co dalej, bo muszę to jeszcze przemyśleć. W każdym bądź razie macie czas do wieczora. Jak to załatwicie, to już nie moja sprawa. Ja wychodzę z Kim do Hogsmeade. Na razie.

James Potter
Szczerze powiedziawszy, nie podobało mi się to, co wymyślił Syriusz. Łatwo było mu to załatwić w ten sposób, bo sprawa nie dotyczyła jego. Corinne od razu wspominała mi coś o ciąży, ale co mnie to w tamtej chwili obchodziło? Myślałem, że sprawa już dawno została zamknięta, a ona dokładnie, jeszcze przed przyjazdem tutaj, obmyśliła wszystko tak, by w najłatwiejszy sposób, w razie czego, pozbyć się z mojego życia Lily. Evans jednak uwierzyła w moją wersję, przyjmując, chyba w miarę dobrze, całe tłumaczenie, co potwierdzało tylko to, co już wiedziałem, a mianowicie, że mam najcudowniejszą dziewczynę pod słońcem. Corinne nienawidziłem jednak tak bardzo, że nie wiedziałem nawet, jak to wyrazić słowami, kiedy w końcu będę mógł powiedzieć jej to prosto w twarz. Mogłem zrobić to już wcześniej, ale tak naprawdę to myślałem, że wszystko się jakoś rozmyje.
Przyjmowałem do wiadomości to, że tamtego dnia mogłem jednak przespać się z Corinne. W zasadzie chyba pogodziłem się z tym już dawno i podejrzewałem od samego początku, że tak właśnie było, ale mimo wszystko sam również wątpiłem w obecną wersję Lautier. Byłoby to wtedy z jej strony zbyt ryzykowne. Nie wiem dlaczego, ale zwyczajnie miałem takie, a nie inne przeczucie. Jak zauważyła Lily, zbyt idealnie się to wszystko układało. Mimo tego, chyba chciałem się w końcu dowiedzieć, co się stało, kiedy byłem pod wpływem eliksiru. Nie miałem pojęcia, co wymyślił Syriusz, ale wiedziałem, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, na co się porywa, spiskując przeciwko Corinne. W zasadzie zgodziłem się na to wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że Lily na to nalegała, że zależało jej na tym, bym w końcu przestał się tym zadręczać. Jak mogłem zrobić z siebie takiego idiotę? Do tej pory nie wiedziałem, jak odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Nie wiedziałem w zasadzie, gdzie w tej chwili szukać Lautier i szczerze powiedziawszy nawet niezbyt mnie to ogólnie interesowało. Jeśli jednak zgodziliśmy się z Lily, że spróbujemy załatwić sprawę według pomysłu Syriusza, musiałem porozmawiać z Corinne, chociaż myśląc o tym, już chciałem z tego zrezygnować.
Udałem się więc najpierw do dormitorium dziewczyn, a kiedy stałem przed wejściem, z jednej strony miałem nadzieję, że ją zastanę i szybciej będę miał z głowy całą rozmowę, z drugiej liczyłem, że jej nie będzie. Zbierałem się dobre pięć minut, nim w końcu zapukałem. Zdecydowanie krócej czekałem na odpowiedź, bo dosłownie chwilę później drzwi otworzyły się i stanąłem twarzą w twarz z Lautier. Była trochę zaskoczona moją wizytą, ale szybko zmieniła wyraz twarzy na sztuczny uśmiech, a ja powstrzymywałem się, by zamiast załatwić to, po co tu przyszedłem, nie powiedzieć jej tego, co faktycznie cisnęło mi się na usta.
- James – rzuciła, nie wiedząc z początku, jak się zachować. – Nie spodziewałam się...
- Lily mówiła, że prosiłaś mnie o spotkanie. – Doszedłem do wniosku, że granie przesadnie miłego będzie zbyt podejrzane. Ona zdawała sobie sprawę z tego, że nie chcę jej widzieć na oczy.
- Tak – powiedziała szybko. – Przepraszam, że załatwiłam to w ten sposób. Domyśliłam się, że nie chcesz jej w to wszystko mieszać, ale nie miałam innego wyjścia. Tylko ona mogła cię przekonać do tego, byś ze mną porozmawiał.
- I tak spieprzyłaś mi życie, więc jakoś przeżyję i to, że wysługujesz się moją dziewczyną – rzuciłem, zanim pomyślałem, co mówię. – Ona jednak bardzo przejęła się całą sprawą i uznała, że powinienem zainteresować się swoim dzieckiem. – Ostatnie zdanie ledwo przeszło mi przez gardło, ale uzyskałem oczekiwany efekt.
- Może lepiej wejdź – zaproponowała w końcu. – Nie będziemy rozmawiać o tym na schodach – dodała, a kiedy wszedłem do środka, zamknęła za mną drzwi. Poczułem się totalnie osaczony i pokonany. – Usiądziesz? – wskazała mi łóżko stojące z prawej strony. Skorzystałem z propozycji. Zatrzymała mnie w tym pokoju tylko i wyłącznie myśl, że robię to wszystko dla Lily.
- Czemu nie powiedziałaś mi o wszystkim od razu? – Nie odpowiedziała. – Posłuchaj, Corinne – zacząłem i spojrzałem jej w oczy, a ona nie odwróciła wzroku. – Oboje dobrze wiemy, że nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłaś. Miałaś szansę wziąć to, co ci oferowałem i spieprzyłaś wszystko po całości. Chyba, że nie powiedziałaś mi całej prawdy... – W końcu odwróciła wzrok, a ja naprawdę nie mogłem stwierdzić, czy zaraz skłamie, czy nie. Kompletnie nie potrafiłem jej rozgryźć.
- Przepraszam, James. Żałuję, ale czasu nie cofnę. Nie sądziłam, że wynikną z tego takie konsekwencje. – Tym razem ja nie odpowiedziałem od razu, tylko poczekałem, aż może doda coś jeszcze, a kiedy tego nie zrobiła, kontynuowałem. Spodziewałem się podtrzymania przez nią wersji, którą opowiedziała mi tamtego dnia. W zasadzie to nawet na nią liczyłem, bo gdyby ją zmieniła, nie wiedziałbym, co zrobić.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu, że to dziecko jest moje? – powtórzyłem swoje pierwsze pytanie.
- A co by to zmieniło? Nienawidzisz mnie i ja to rozumiem. Nie chcę cię mieszać w życie tego dziecka.
- Teraz już chyba za późno – stwierdziłem, a ona spojrzała na mnie tak, jakbym to ja był winny całej sytuacji. Powstrzymałem się jednak od komentarza, który zaprzepaściłby całą tę rozmowę. – Jeśli faktycznie spodziewasz się mojego dziecka, to chcę mieć z nim kontakt. Jakoś dla niego zniosę nasze spotkania, bo ono nie jest niczemu winne. Dlaczego ma cierpieć za błędy swojej matki?
- Jak ty to sobie wyobrażasz, James, co? – spytała.
- Nie wiem. Ty mi powiedz. Zapewne będziesz chciała mieć je przy sobie, dlatego zadowolę się odwiedzinami, później mogę zabierać je na weekend. Nie pozwolę ci jednak wykreślić mnie z życia tego dziecka.
- Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy, jeśli jestem dla ciebie aż takim problemem?
- Bo nie jestem taki jak ty, Corinne. Zimny, bezwzględny i pozbawiony empatii, idący po trupach do celu. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę i dzieci. Niekoniecznie z tobą, ale jeśli tak się stało, to uznam to dziecko i nie pozwolę ci mi go zabrać. Mogłaś myśleć wcześniej, a jeśli spodziewałaś się, że zareaguję inaczej, cóż. Trzeba było ukryć przede mną ten fakt. Domyślam się jednak, że chęć zniszczenia mojego związku z Lily wygrała. Dlatego zwróciłaś się do niej w pierwszej kolejności. Liczyłaś na to, że zrobi mi aferę i od razu ze mną zerwie.
- Mylisz się – powiedziała, próbując odeprzeć moje zarzuty.
- To dobrze, bo zgodziła się ze mną, że powinienem utrzymywać z wami kontakt i nie pozwolić na to, byś teraz mnie odsunęła.
Obserwowałem uważnie jej reakcję, ale żaden mięsień na jej twarzy nawet nie drgnął, co było dla mnie o tyle trudne, że nie wiedziałem, czy trafiłem w sedno, czy nie. W zasadzie już chyba teraz plan Syriusza w jakiś tam sposób się sprawdził. Oczywiście nadal nie wiedziałem, czy cała akcja opiera się na prawdzie czy na kłamstwie i tego chciałem się jeszcze dowiedzieć, ale jeśli Corinne skłamała w każdej kwestii albo chociaż w kwestii dziecka, przyparłem ją teraz do muru, bo jeśli tego dziecka nie było, to jakoś będzie musiała mi to wytłumaczyć i przyznać się do porażki. W mojej opinii liczyła na to, że wścieknę się na nią jeszcze bardziej, więc zapewni sobie proste rozwiązanie obietnicą dania mi dożywotniego spokoju, jeśli tylko jeden, ostatni raz z nią porozmawiam. Nie okazała tego, że rozmowa potoczyła się inaczej niż chciała i planowała, ale ja byłem pewny, że tak jest. Zaskoczyła ją reakcja Lily na to wszystko mimo, iż nie zareagowała na to w żaden sposób. I chyba właśnie to było potwierdzeniem moich przypuszczeń. Jeśli faktycznie się z nią przespałem, to jakoś to przeżyję, szczególnie, że mam wsparcie w Evans. Nie pozwolę jednak nadal robić ze mnie idioty.
- Powiedziałeś jej o wszystkim? – spytała po dłuższej chwili.
- Powiedziałem.
- Chciałam tego uniknąć – przyznała.
- Za późno – stwierdziłem. – Jest już za późno na wiele rzeczy, Corinne. Chciałem powiedzieć jej o tym już wtedy, kiedy tylko zobaczyłem cię w Hogwarcie, ale wstrzymywałem się, bo nie jestem dumny z tego, jak mnie wtedy załatwiłaś. Zrozumiała jednak, za co jestem jej wdzięczny i wiem, że właściwie ulokowałem swoje uczucia.
- Nie mogłeś najpierw ze mną porozmawiać, tylko unikać bez przerwy? – w końcu się zdenerwowała, chociaż tak naprawdę nie wiedziałem, z jakiego powodu.
- A co by mi to niby dało?
- Nie wyszłabym na... – nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Naprawdę sądzisz, że mając przed oczami wizję rozstania z Lily i to z twojego powodu, zaznaczam, myślałem, jak wypadniesz w jej oczach? – spytałem, po czym autentycznie roześmiałem się. – Jesteś egoistką, Corinne. To się nigdy nie zmieni. Dlatego chcę mieć kontakt ze swoim dzieckiem.
- A jeśli powiem nie?
- To będziemy walczyć o to dziecko formalnie i wtedy więcej osób dowie się, co tak naprawdę zrobiłaś. Pasuje ci takie rozwiązanie? Sądzę, że nie. Dlatego proszę cię, nie utrudniaj sprawy, bo naprawdę nie sprawiają mi przyjemności ciągłe konfrontacje z tobą.
- Naprawdę to zrobisz?
- Co dokładnie?
- Naprawdę aż tak zależy ci na dziecku, którego matką będę ja?
- Tak, bo ojcem z kolei będę ja. Chcę być z Lily i to się nigdy nie zmieni, więc w tej kwestii nie masz na co liczyć. Moja dziewczyna jednak chce, żebyśmy w trójkę doszli do jakiegoś porozumienia w tej sprawie, więc póki jeszcze jesteś na miejscu, załatwmy to i miejmy z głowy. Zastanów się, jeśli musisz, a jeśli nie musisz, to przyjdź do mojego dormitorium dzisiaj wieczorem. Porozmawiamy, a potem rób, co chcesz. – Myślałem, że będzie potrzebowała dłuższego czasu do namysłu, ale odpowiedziała od razu i to z pewnością w głosie.
- Widzę, że nie odpuścisz.
- Nie.
- W takim razie dobrze, przyjdę wieczorem.
~ * ~

Syriusz poszedł w końcu z Kim do Hogsmeade, a ja udałem się tym razem do pokoju dziewczyn z siódmego roku. Jak na razie rozmowa z Corinne poszła po mojej myśli. Starałem się grać tak przekonywająco, że w pewnej chwili aż sam prawie we wszystko uwierzyłem. Marzyłem jednak o tym, by cała ta sprawa okazała się tylko mało śmiesznym żartem. Na przekonanie się o tym, musiałem jednak poczekać do wieczora i zaufać Blackowi. Nie mogłem jednak przestać o tym teraz myśleć, dlatego musiałem porozmawiać z Evans.
- Matko, czy wy nie potraficie wytrzymać bez siebie kilku minut? – spytała Vick, kiedy otworzyła mi drzwi. Już chciałem jej coś na to odpowiedzieć, bo ostatnimi czasy wkurzała mnie niemiłosiernie, ale powstrzymała mnie moja dziewczyna.
- Ann, przestań – powiedziała, po czym wyminęła ją i zamknęła za sobą drzwi, zostając ze mną na schodach.
- Ma szczęście, że mnie uprzedziłaś, bo powiedziałbym jej coś dobitniejszego – rzekłem, na co Lily uśmiechnęła się tylko, kładąc uspokajająco dłoń na moim policzku.
- Zerwała dzisiaj z Remusem – wyjaśniła.
- Myślę, że nie ma to żadnego wpływu na jej zachowanie. Od kiedy jesteśmy razem, czepia się dosłownie wszystkiego.
- Może zazdrości, że mam takiego cudownego chłopaka? – odparła i pocałowała mnie szybko, na co przyciągnąłem ją do siebie i podtrzymałem pocałunek, a ona uśmiechnęła się znowu.
- Cudowną to ja mam dziewczynę – stwierdziłem i spojrzałem jej w oczy. – Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił.
- Jakoś byś sobie poradził – stwierdziła, ale mimo to przytuliła się do mnie na długą chwilę.
- Rozmawiałem już z Corinne – oznajmiłem, na co ona odsunęła się i spojrzała na mnie uważnie.
- I?
- Nie byłem przesadnie miły – przyznałem. – W zasadzie to w ogóle nie byłem miły, ale chyba spodziewała się tego – dodałem, po czym streściłem jej mniej więcej moją rozmowę z Lautier.
- Wiesz, nie sądzę, żeby to wszystko była prawda, naprawdę. Uważam, że Corinne zmyśliła każdą jedną rzecz, ale jeśli okazałoby się, że jednak mówiła prawdę, to chyba jakoś się z nią dogadamy, co?
Spojrzałem na nią. Na jej idealnie pomalowane błyszczykiem usta, na podkreślone czarnym tuszem rzęsy okalające najpiękniejsze oczy na świecie, na opadający jej na twarz kosmyk włosów i nie wiedziałem, z jakiego powodu miałem to szczęście być jej chłopakiem. Znając jej ognisty temperament spodziewałem się, że w takiej sytuacji zareaguje inaczej. Teraz jednak tylko upewniłem się w tym, że jest wszystkim, czego w życiu potrzebuję.
- James?
- Słucham?
- Nie zostawimy tego dziecka na pastwę losu, prawda? – Rozśmieszyło mnie to pytanie, ale nie zaśmiałem się, tylko uśmiechnąłem i przytuliłem ją mocno.
- Kocham cię, Lilka. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Syriusz Black
Wybraliśmy się do Hogsmeade głównie z powodu sukienki, którą chciała kupić Kimberly. Liczyłem jednak na to, że w końcu usiądziemy również spokojnie w jakimś lokalu i bez nieporozumień wypijemy coś ciepłego. Nie wiedziałem, że Hill nie planowała iść na ten bal, tym bardziej ucieszyłem się, że mimo, iż nie była na niego przygotowana, zgodziła mi się towarzyszyć. Pasowało mi też to, że Lily bardzo dobrze się z nią dogaduje, a i Dorcas czy Ann nie mają nic przeciwko. Nawet chłopacy przestali się już na mnie wyżywać z tego powodu. Niezbyt cieszyła mnie perspektywa czekania, aż Kim wybierze jakąś sukienkę, ale z drugiej strony olała dla mnie swoją przyjaciółkę, więc byłem jej coś winny. Starałem się unikać znajomych twarzy, które mogliśmy spotkać w Hogsmeade, bo gdyby wydało się, że jesteśmy tutaj nielegalnie, mielibyśmy duży problem. Z chłopakami nigdy nie wpadliśmy, aczkolwiek Kimberly była w tym zielona i musiałem bardziej jej pilnować. Nie to, żebym miał z tym jakiś problem.
Zdziwiłem się trochę, słysząc, że zerwała z Nigelem. Nie chciałem być winny temu rozstaniu. Jeśli potrzebowała czasu, to bym jej go dał, ale na moje pytanie wzruszyła tylko ramionami i zaprzeczyła. Wyglądało więc na to, że jest z tą decyzją całkowicie pogodzona i niczego nie żałuje. Patrząc na to z mojej perspektywy. Co naprawdę myślała, tego nie mogłem wiedzieć.
- Z wami są same problemy – odezwała się w pewnej chwili, kiedy mijaliśmy witryny sklepowe na głównej ulicy Hogsmeade.
- W sensie?
- Ty zapraszasz dziewczynę na bal i masz spokój, a ja muszę się nagimnastykować, by wyglądać na nim ładnie.
- Ty zawsze wyglądasz ładnie – zauważyłem, a ona wbiła wzrok w drogę przed sobą, nie patrząc na mnie.
- Dziękuję – odparła jednak po chwili.
- Słuchaj, jesteśmy w zasadzie na miejscu – powiedziałem, wskazując wejście do sklepu z ubraniami, w którym swoje sukienki kupowały wcześniej dziewczyny. – Zostawię cię tu i spotkamy się...
- Myślałam, że idziesz ze mną.
- Wybierać sukienkę? – spytałem lekko zaskoczony.
- No, tak sobie pomyślałam, że mógłbyś pomóc i poszłoby szybciej. Jeśli jednak nie chcesz, to nie będę cię zmuszać. Wiem, że nie lubicie siedzieć pół dnia w sklepie.
- To prawda, nie lubimy, ale może faktycznie przyda się mój świetny gust – powiedziałem, a ona parsknęła śmiechem. – Wątpisz w to, że znam się na kobiecych ubraniach?
- Myślę, że na kobiecych znasz się lepiej niż na męskich – rzuciła rozbawiona. – Nie, żebyś źle się ubierał – dodała szybko, chcąc wyjaśnić to średnio trafione stwierdzenie. – Chodziło mi po prostu...
- Zrozumiałem – odparłem. – I w zasadzie to nie zaprzeczę.
- Więc wchodzisz ze mną? Potem możemy iść gdzieś jeszcze, jeśli masz czas.
- Nieograniczoną ilość. Dobra, chodźmy.
Na szczęście Kim nie należała to tej części dziewczyn, które w sklepach z ubraniami mogą spędzić cały dzień. Przymierzyła zaledwie kilka sukienek i tak naprawdę w każdej wyglądała obłędnie. Wybrała jednak najprostszą. Granatową, na długi rękaw, ale z odkrytymi ramionami, idealnie dopasowaną. Dopiero mniej więcej od poziomu ud sukienka była trochę luźniejsza i prosta. Nazwała ten krój jakoś tak dziwnie, ale nie wnikałem bardziej. Najważniejsze, że jej się podobała, a że miała figurę wręcz idealną, to wyglądała w niej przepięknie. Stwierdziła, że weźmie tę, kiedy gapiłem się na nią przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Zapraszając ją w ostatnim momencie doszedłem do wniosku, że zapłacę za jej zakupy, czemu oczywiście była przeciwna, ale ostatecznie uległa, bo nie chciało mi się z nią dłużej dyskutować, a zagroziłem, że jeśli się na to nie zgodzi, to będziemy siedzieć w sklepie tak długo, aż zmieni zdanie. Trochę się zdenerwowała i obraziła, ale wiedziała, że jestem uparty, więc dała spokój. Postawiła tylko warunek, że płaci za kawę, więc dla świętego spokoju, tym razem ja się na to zgodziłem.
Nie poszliśmy jednak do Pubu Pod Trzema Miotłami, bo było to zbyt ryzykowne. Udało nam się jednak znaleźć wolne miejsce w jakiejś kawiarni, w której podobno była z dziewczynami ostatnim razem.
- Całkiem tu przyjemnie – stwierdziła, kiedy dostaliśmy już nasze zamówienie i siedzieliśmy teraz w ciepłym wnętrzu przesyconym intensywnym aromatem mocnej kawy.
- Nigdy tu w zasadzie nie byłem, ale faktycznie dosyć ładnie – przytaknąłem. Zresztą, wszędzie byłoby mi dobrze w jej towarzystwie. – Wiesz, trochę mi głupio z powodu Bethany – powiedziałem, ale ona wzruszyła tylko ramionami.
- Szczerze powiedziawszy to mi niezbyt. Od kiedy tu przyjechałyśmy mam jej serdecznie dosyć. Nie poznaję jej. Ciągle ma do mnie jakieś pretensje, o wszystko się obraża, nie chce nigdzie wychodzić, a od kiedy faktycznie zerwałam z Nigelem, naciska mnie bez przerwy w jego sprawie i sugeruje przemyśleć wszystko jeszcze raz. Wiesz, podejrzewam, że się z nią kontaktował i prosił o to, żeby jakoś na mnie wpłynęła. Nie przypuszczałam jednak, że stanie po jego stronie. W pewnym sensie go rozumiem. Na jego miejscu zachowałabym się pewnie tak samo, ale ja naprawdę nie chcę mieć z nim już nic wspólnego. Jestem świadoma tego, że w końcu będziemy musieli jeszcze raz porozmawiać na spokojnie, ale nie jestem jeszcze na to gotowa.
- Wiesz, wcale się nie dziwię, że tak łatwo nie chce odpuścić.
- To znaczy?
- To znaczy tylko i wyłącznie to, że na jego miejscu zrobiłbym to samo i też nie pozwolił ci odejść.
- Nawet wtedy, kiedy byłabym z tego powodu szczęśliwsza?
- To zależy. Z początku na pewno nie. Później może i owszem. Zerwałaś z nim nagle i w zasadzie bez żadnego powodu, który on by widział. Tylko i wyłącznie dlatego, że tobie to pasowało.
- I uważasz, że to nie jest w porządku?
- Może i nie jest, ale gdybym chciał czy musiał, zrobiłbym tak samo, więc cię nie krytykuję. Na palcach jednej ręki policzyłbym osoby, których dobro przedłożyłbym nad swoje szczęście. Jakkolwiek bezuczuciowo to brzmi.
- Niektórzy zasługują na twój priorytet, a inni nie i nic z tym nie zrobisz, ale dobra, zmieńmy temat, bo nie o Nigelu mieliśmy rozmawiać. Z Jamesem wszystko w porządku? Lily była dosyć przejęta. – Wzruszyłem ramionami.
- Evans zawsze przeżywa wszystko bardziej niż powinna. Szczególnie, jeśli chodzi o Pottera, a cała sytuacja jest zwyczajnie dziwna i tyle. – Kim zmierzyła mnie spojrzeniem.
- To chyba dobrze, że przeżywa, martwi się i go wspiera, nie? Na tym to wszystko polega.
- Nie mówię przecież, że nie. Po prostu dla kogoś takiego jak ja, ich wzajemne martwienie się o siebie jest trochę, jakby to powiedzieć, abstrakcyjne.
- Chyba trochę jednak przesadzasz. Pasują do siebie idealnie. Widać, że James świata poza nią nie widzi.
- To na pewno. Gdybyś wiedziała, ile ja się nasłuchałem jego żali, zanim Evans zgodziła się z nim być.
- Słyszałam, że to długa historia – uśmiechnęła się.
- Życia nie starczy, żeby opowiedzieć – stwierdziłem.
- Ale może właśnie to ma swój urok? Będą mieli co wspominać na starość.
- Może. Swoją drogą, czemu w ogóle o nich gadamy?
- A o czym innym chcesz rozmawiać?
- Nie wiem.
- Właśnie, mogę cię o coś spytać? – zapytała, zastanawiając się nad czymś.
- Jasne.
- Kojarzysz dyrektorkę Beauxbatons? – Serce zabiło mi mocniej, słysząc jej pytanie. Jasne, że kojarzyłem. Spotykałem się z nią przecież w czasie, kiedy Hill nie chciała ze mną gadać. Pomogła mi również zachować w tajemnicy sytuację z pełni.
- Kojarzę – odparłem, starając się, by zabrzmiało to jak najbardziej beznamiętnie, ale Kimberly chyba nie zwróciła na to większej uwagi. – A co z nią?
- No właśnie trochę dziwna sprawa, bo razem z Bethany dostałyśmy od niej zaproszenie na jakieś przyjęcie bożonarodzeniowe. Trochę dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że w zasadzie jej nie znamy. – Słysząc to, prawie zakrztusiłem się kawą. – W porządku? – spytała, wstając, żeby mi pomóc, ale pokręciłem głową na znak, że nie trzeba.
- Tak – powiedziałem, kiedy już udało mi się zażegnać kryzysową sytuację.
- Więc co o tym myślisz? – Patrzyła na mnie, oczekując odpowiedzi.
- W zasadzie to sam nie wiem, bo dostałem identyczne zaproszenie – przyznałem.
Kilka dni temu, kiedy widziałem się wieczorem z La Brun, ta wręczyła mi zaproszenie na przyjęcie, które organizowała dzień przed wigilią. Z jednej strony wydawało mi się to wszystko dziwne, z drugiej logiczne. Cały ten zjazd miał na celu międzynarodową integrację w czasach, kiedy wszystkim przyszło walczyć przeciwko jednemu. Nie powiedziała mi jednak, kogo dokładnie miała zamiar na to przyjęcie ściągnąć. Jak widać pozapraszała ludzi ze wszystkich trzech szkół, jednak nie miałem pojęcia, na jakiej zasadzie ich powybierała, bo z tego, co zdążyłem się przez te kilka dni zorientować, zaproszenia dostali różni ludzie, zarówno ci inteligentni jak i największe ofiary w całej szkole. Nie wiedziałem, co chciała przez to osiągnąć. Upierała się, że mam przyjść na to jej przyjęcie, ale w pierwszej chwili odmówiłem. Z mojego punktu widzenia było to zbyt ryzykowne. Gdyby wyszło na jaw, że spotykałem się z nią przez pewien czas na płaszczyźnie prywatnej, oboje mielibyśmy duże problemy, a ludzie zawsze szukają sensacji. Prosiła mnie długo, aż w końcu uległem i obiecałem, że przyjdę, teraz jednak musiałem zmienić zdanie. Nie chodziło już nawet o to, że nie wiedziałem, co zrobić z Kim, a co z La Brun. Po prostu wiedziałem, że jeśli one dwie spotkają się w jednym miejscu razem ze mną, Hill od razu zorientuje się, że z dyrektorką Beauxbatons łączy mnie coś więcej. Tego byłem pewny.
- Wybierasz się na to przyjęcie? – Kimberly nadal ciągnęła temat, więc wzruszyłem tylko ramionami.
- Sam nie wiem – odparłem, zastanawiając się, jak to wszystko teraz rozegrać. – A ty?
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt chce mi się tam iść, z drugiej strony to jednak dyrektorka szkoły i chyba nie będzie kulturalne zignorowanie jej zaproszenia. Jak myślisz?
- A Bethany chce iść?
- O dziwo tak, może dlatego, że to dla niej jakieś wyróżnienie? Ostatnio mam wrażenie, że czuje się, jakby żyła w moim cieniu. Może dlatego próbuje zwrócić na siebie uwagę. Przecież nigdy nie traktowałam jej jako gorszej od siebie. Zresztą, dlaczego niby mam uważać, że jestem lepsza niż ktokolwiek inny? Lubię ludzi, lubię z nimi rozmawiać, spotykać się, pomagać, jeśli tylko mogę. Ona woli nie być w centrum zainteresowania – powiedziała z lekkim żalem. – Może to faktycznie moja wina? Może powinnam z nią porozmawiać? – spojrzała na mnie, oczekując jakiejś odpowiedzi, ale nie potrafiłem jej pomóc. Nie znałem jej przyjaciółki, bo nie dała się w żaden sposób poznać. Fakt, zachowywała się dziwnie i bez przerwy była obrażona na cały świat, ale nie wiedziałem, dlaczego tak jest i nie wiedziałem, czy przed przyjazdem tutaj, było tak samo czy inaczej.
- Rozmowa nigdy nie jest zła – stwierdziłem. – Może uda ci się wyciągnąć od niej, jaki ma problem. Może jest on związany z całkiem czymś innym niż tobą. Wiesz, czego nauczyłem się, żyjąc w moim rodzinnym domu?
- Czego? – spojrzała na mnie z zainteresowaniem, ale i jakimś bólem wypisanym na twarzy.
- Tego, żeby nie szukać na siłę winy w samym sobie, dopóki nie masz na to konkretnych dowodów. Może i nie jest to przepis do zastosowania w każdej sytuacji, ale myślę, że tutaj się sprawdzi. Poza tym – pochyliłem się teraz nad dzielącym nas stołem i złapałem ją za dłoń. Ryzykowne, to fakt, ale nie zabrała ręki ani nawet nie odwróciła wzroku, patrząc na mnie uważnie. – Poza tym – powtórzyłem. – Jesteś najcudowniejszą dziewczyną, jaką spotkałem w całym swoim życiu.
- A ja cieszę się, że cię poznałam. Naprawdę – dodała i uśmiechnęła się. Patrzyliśmy na siebie długą chwilę w milczeniu, aż w końcu to ja pierwszy odwróciłem wzrok.
- Wracajmy już – zaproponowałem. – Nie chcę wpakować cię w żadne kłopoty. – Kim była lekko zaskoczona moją nagłą zmianą zachowania, ale nic nie powiedziała, tylko skinęła głową i przyznała mi rację, że powinniśmy się powoli zbierać, bo Bethany zacznie w końcu coś podejrzewać, a nie ma dzisiaj nastroju na kłótnię z nią.
            Wróciliśmy więc z powrotem do zamku, niewiele się do siebie odzywając do końca drogi. Coś się dzisiaj stało, oboje to poczuliśmy, a ja znowu uwierzyłem, że Kimberly jest osobą, która sprawia, że czuję się szczęśliwy. Tak zwyczajnie. I bez względu na to, co można by o tym powiedzieć i jak można by to podważyć, czułem po prostu to, co czułem, bez względu na wszystko, bez względu na okres czasu.
Odprowadziłem ją do wieży, lecz zanim rozstaliśmy się i każdy z nas poszedł załatwić swoje sprawy, zatrzymałem ją jeszcze.
- Kim? – Odwróciła się w moją stronę.
- Słucham?
- Wiem, że moja prośba może ci się wydać dziwna i nie na miejscu, ale mogłabyś mi coś obiecać? Tak w ciemno? – Patrzyła na mnie długą chwilę, a ja modliłem się w myślach, by się zgodziła.
- Mogę – odparła w końcu, posyłając mi zainteresowane spojrzenie.
- Wybiegam w przyszłość, ale… Kiedy stąd wyjedziesz… Obiecasz mi, że nadal będziemy utrzymywać kontakt? Chciałbym tego, bo… – Nie dała mi wytłumaczyć, dlaczego ją o to proszę i może było to w tym wszystkim kluczowe.
- Obiecuję.
~ * ~

            Po dzisiejszym wyjściu z Kim do Hogsmeade postanowiłem, że nie pokażę się na przyjęciu świątecznym La Brun. Co więcej, nie będę się z nią dalej spotykał. Na Kimberly zależało mi zdecydowanie bardziej. Beatrice była z kolei tylko romansem, który nie miał dalszej racji bytu. Z drugiej strony ona też miała w sobie coś takiego, co mnie fascynowało. Obawiałem się również, że nie spodoba jej się moja decyzja. Chciałem z nią jednak porozmawiać i zobaczyć, jak ona widzi naszą dalszą znajomość. Miałem nadal przy sobie pelerynę niewidkę i mapę, więc od razu po rozstaniu z Hill, udałem się do gabinetu La Brun. Spędzała w nim dużo czasu i przeważnie tam można ją było zastać, bo tak naprawdę, prócz jakichś oficjalnych rozmów z Dumbledorem, nie miała zbyt wiele do roboty. Korzystając z mapy, rozeznałem się w sytuacji i poczekałem cierpliwie, bo akurat był u niej któryś z jej uczniów. Siedział tam dosyć długo, więc powoli zacząłem się irytować, bo czas nieubłaganie zbliżał się ku wieczorowi, a ja musiałem jeszcze porozmawiać z Rogaczem i Evans o moim planie zdemaskowania intrygi Corinne. Dziwiło mnie to, że Potter aż tak dał się jej wykiwać. Od początku mówiłem mu, że Lautier do normalnych nie należy, ale mnie nie słuchał, więc zaprzestałem mojego gadania. Nie spodziewałem się jednak takiej afery. Czy stosowanie w taki sposób Eliksiru Zapomnienia było w ogóle legalne? Tego nie wiedziałem, bo nie spotkałem się wcześniej z żadną informacją, o użyciu go w ten sposób. Uważałem jednak, że Corinne łatwo da się pokonać własną bronią. Wystarczy tylko umieć to zrobić.
            Dwadzieścia minut później, drzwi do gabinetu La Brun otworzyły się w końcu i wyszedł z niego jakiś mały chłopak z blond włosami, ubrany w granatową szatę. Normalnie poczekałbym jeszcze chwilę i upewnił się, że nie wróci z jakimś kolejnym problemem, ale doszedłem do wniosku, że nie będzie on zbyt groźny nawet, jeśli zastanie nas razem w gabinecie, więc postanowiłem wejść do środka. Po korytarzu kręciło się trochę ludzi, więc nie ściągnąłem z siebie peleryny, tylko pod przykryciem otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Nie przemyślałem tego, w jaki sposób wytłumaczę się dyrektorce z mojego gadżetu, a wolałem, żeby nie dowiedziała się o tej pelerynie, ale szczęście mi sprzyjało, bo kiedy znalazłem się w środku, zorientowałem się, że akurat nie ma jej w gabinecie. Drzwi do sypialni były jednak uchylone i właśnie stamtąd wyszła po krótkiej chwili, w której zdążyłem już przygotować się do spotkania.
- Syriusz? – zdziwiła się, widząc mnie, ale nie powiem, żeby była niezadowolona z tego powodu. – Co ty tutaj robisz? – spytała i podeszła do mnie.
Czułem się w jej gabinecie nadzwyczaj swobodnie, dlatego czekając na nią te kilkanaście sekund, usadowiłem się wygodnie w jej fotelu za biurkiem. Nie wyrzuciła mnie z niego, tylko stanęła obok mnie i oparła się o blat, skupiając na mnie całą swoją uwagę. Nie widziałem jej dzisiaj na śniadaniu, może dlatego, że zawsze jadała je najwcześniej jak się dało, czego ja nie podzielałem. Później rozmawiałem z Lily i byłem z Kim w Hogsmeade, więc zwyczajnie nie dane nam było się jeszcze dzisiaj spotkać. Zanim jednak odpowiedziałem na zadane przez nią pytanie, chłonąłem przez długą chwilę jej idealny jak zawsze wygląd, który sprawiał, że nie byłem już pewny tego, po co tu tak właściwie przeszedłem. Czekała na moją odpowiedź, wpatrując się we mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami, które podkreślone miała mocno czarnym kolorem z dodatkiem metalicznego, granatowego cienia. Połączenie to może i było ryzykowne, bo z zasady nie lubiłem tak bardzo wymalowanych dziewczyn, gdyż wyglądały po prostu karykaturalnie, ale jej makijaż był tak równy i idealnie dopracowany, że dawał nieziemski efekt. Szczególnie przy jej długich, czarnych rzęsach i perfekcyjnie zrobionych brwiach. Jej bardzo jasna karnacja dodawała temu wszystkiemu mocnego kontrastu, ale kontrastu powalającego, na granicy przytłaczającego, a jednak idealnie pasującego. Całość dopełniała suknia na długi rękaw. Jak zwykle prosta, ale dopasowana w talii. Szara ze srebrną, błyszczącą koronką na wierzchu. Miała wycięty do piersi dekolt, więc na szyi znajdował się jeszcze podłużny naszyjnik z niebieskimi kamieniami, a mimo to, w mojej opinii, przesady nie było.
- Musisz się ubierać w taki sposób? – spytałem w końcu, zamiast odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie, na co ta uśmiechnęła się tylko.
- W taki, czyli jaki? – odparła, dobrze wiedząc, o co mi chodzi, ale lubiła się ze mną droczyć, co zauważyłem bardzo szybko. Wiedziała, że przeważnie nie mogę oderwać od niej wzroku, choćbym bardzo chciał. Zazwyczaj jednak nie chciałem.
- W taki, że gapi się na ciebie cała męska część osób w zamku – powiedziałem, nie odwracając wzroku od jej oczu. Ona również tego nie zrobiła.
- Ubieram się tak, odkąd skończyłam naukę w szkole – wyjaśniła. – Nie wyobrażam sobie, założyć czegoś…
- Mniej kontrowersyjnego? – wszedłem jej w słowo.
- Może być i kontrowersyjne, jeśli uważasz, że tak właśnie jest.
- Tylko, że w Hogwarcie nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś taki jak ty, chodzi po korytarzach zamku – zauważyłem.
- Jesteś zazdrosny? – spytała, uśmiechając się ponownie i prawie przechodząc następnie do śmiechu.
Prawie, bo jednak tego nie zrobiła, gdyż jej śmiech i moja cisnąca się na usta odpowiedź zostały w tej samej chwili zablokowane naszym pocałunkiem, a całowanie się z nią było tak nieziemskim uczuciem, że w zasadzie kompletnie już zapomniałem, po co do niej przyszedłem. Po długich kilkunastu sekundach odsunęła się ode mnie i ponownie spojrzała mi w oczy. Nie zabrałem jednak dłoni z jej bioder, co wykorzystała, bo popchnęła mnie z powrotem na fotel i sama usiadła na moich kolanach.
- W porządku, kiedy formalności przywitania mamy już za sobą, powiesz mi, co cię do mnie sprowadza? Nie mieliśmy się dzisiaj widzieć – zauważyła.
- Wiem, ale musimy porozmawiać – oznajmiłem.
- Brzmi groźnie – rzuciła rozbawiona, a kiedy spojrzała na mnie ponownie, jej wyraz twarzy trochę się zmienił. – Widzę, że to coś poważnego.
- Nie wiem, czy poważnego, czy nie, ale… Możesz mi wytłumaczyć, co ty wymyśliłaś z tym swoim przyjęciem bożonarodzeniowym? – La Brun wywróciła oczami.
- Znowu będziemy wałkować ten temat? Chyba już ostatnio o tym rozmawialiśmy?
- Tak, ale dopiero dzisiaj dowiedziałem się, kogo jeszcze zaprosiłaś na to przyjęcie.
- Syriusz, pozapraszałam wiele osób z każdej z trzech szkół. Chyba o to w tym chodzi, nie? Integracja przeciwko temu, co się dzieje na świecie. Znam swoich uczniów, pozostałych ludzi nie, więc wybrałam losowo po rozmowach z Albertem i Albusem. Jaki masz z tym problem? Przecież nikt nie będzie podejrzewał nas o romans, proszę cię.
- No właśnie nie do końca jestem tego taki pewny. Jedna dziewczyna, którą zaprosiłaś, kiedy tylko zobaczy nas razem w jednym miejscu, zorientuje się od razu. Wierz mi, że właśnie tak będzie.
- I mam rozumieć, że przez tę jedną dziewczynę, nie zaszczycisz mnie obecnością na moim przyjęciu?
- Dobrze rozumiesz. Mówiłem ci już ostatnio, że nie będzie dobrze, jeśli się na nim zjawię.
- A ja uważam, że wręcz przeciwnie. Proszę cię, wiele może sobie ona pomyśleć, ale szczerze wątpię, by komukolwiek przyszło do głowy, że łączy nas coś więcej. Kto by chciał się w to mieszać oficjalnie i robić z tego jakąkolwiek aferę? Szczególnie, że nie będzie miał na to żadnych dowodów? – Nie odpowiedziałem. Dałem jej znak, że chcę wstać, więc zeszła z moich kolan i pozwoliła na to, bym odsunął się od niej na bezpieczną odległość i wszystko szybko jeszcze raz przemyślał.
- Posłuchaj, Beatrice, jeśli ktokolwiek dowie się, co nas łączyło, wyrzucą mnie ze szkoły, co jest w zasadzie i tak mało ważne, ale ciebie zdegradują i będzie koniec twoich rządów w Beauxbatons. Chcesz tego?
- Oczywiście, że nie, ale zapewniam cię, że do niczego takiego nie dojdzie. Przysięgam. Zależy mi na tobie, Syriusz. A gdyby cokolwiek kiedyś wymknęło się spod kontroli, to zaprzeczę każdym plotkom, a moje słowo przeciwko zarzutom kogoś innego, będzie miało większe znaczenie – powiedziała, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Nie sądziłem, że w jakikolwiek sposób może jej na mnie zależeć, ale tym całym wyznaniem, zmiękczyła mnie. – Jeśli chcesz, obiecam, że na przyjęciu tylko się z tobą przywitam i więcej nie zamienimy żadnego słowa.
- To po co w takim razie w ogóle mam przychodzić?
- Bo jeśli nie przyjdziesz, mimo mojego zaproszenia, to będzie to bardziej podejrzane. Posłuchaj… – La Brun obeszła teraz biurko i ponownie zbliżyła się do mnie, stając naprzeciwko. – Zależy mi na tobie. Jesteś cudownym facetem i nie chcę, byś miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty. Już raz cię od nich wybawiłam, czyż nie? Myślisz, że celowo chciałabym cię zniszczyć? Niby w jakim celu? Jak sam zauważyłeś, gdy wydam ciebie, wydam również siebie. Chcę się z tobą nadal spotykać, ale dobrze. Jeśli uważasz, że lepiej będzie, kiedy nie przyjdziesz, uszanuję twoją decyzję. Każdy ma prawo nie potwierdzić obecności. Jeśli uznasz, że nie chcesz się więcej ze mną widzieć, również przyjmę to do wiadomości i nie będę robić ci żadnych problemów. Rozumiem, że nie możesz sobie pozwolić na taki skandal. Przemyśl to jeszcze raz, a potem daj mi odpowiedź.
            Naprawdę nie wiedziałem, co mam zrobić. Z czystej ciekawości i chęci zobaczenia La Brun chciałem iść na to przyjęcie, ale praktycznie rzecz biorąc, było to ryzykowne. Staraliśmy się bardzo, by spotykać się tylko w jej gabinecie, a na korytarzu wymieniać jedynie słowa powitania i to też tylko wtedy, kiedy było to konieczne, ale mimo wszystko nadal kiedyś mogło się to wydać. Szczerze powiedziawszy, zdziwiłbym się bardzo, gdyby Dumbledore wywalił mnie ze szkoły za romans z dyrektorką Beauxbatons i to na dodatek na ostatnim roku, ale spotykanie się z nią, nadal stanowiło maksimum możliwości, jeśli chodzi o skalę mojej skłonności do ryzyka. Z drugiej strony, mimo, iż moja relacja z nią ograniczała się w większości do relacji czysto fizycznej, podobało mi się to. Miałem mętlik w głowie. Chciałem, by Kimberly znowu mi zaufała, a jednocześnie nadal pragnąłem dotykać La Brun. Jej ust…
- W porządku. Przyjdę na to przyjęcie.