środa, 30 listopada 2016

Co i jak dalej

Kochani!

Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale w każdym bądź razie ja żyję i o was pamiętam. Długo zastanawiałam się, co napisać, kiedy w końcu to zrobię i nie ukrywam, że zamiast jakiegoś głupiego oświadczenia, wolałabym wstawić rozdział, ale przyznam szczerze, że nadal nie mam zielonego pojęcia, kiedy się on pojawi. Jest gotowy w 40%, więc jeszcze trochę mi brakuje, ale na chwilę obecną nie mam ani czasu, ani pomysłu i weny, jak go ubrać w słowa, chociaż wiem, co się w nim znajdzie.

Żeby wszystko było jasne - nie muszę się z niczego tłumaczyć, ale to zrobię. Niezależnie od tego, ile czasu mi to zajmie, historia ta zostanie doprowadzona do końca nawet, jeśli miałabym ją skończyć za 10 lat. Tak sobie postanowiłam i tego będę się zawsze trzymać. Od zawsze pisałam tylko dla siebie. Zawsze czułam, że to opowiadanie jest takie tylko moje. Pasja, odskocznia, dziecko, o którym wiem tylko ja i jeszcze jedna osoba. Coś, co trzymałam w tajemnicy, dzięki czemu było tylko moim światem. Zdecydowałam się jednak założyć bloga, ze świadomością, że ktoś może jednak zacznie to czytać, ale jakkolwiek to teraz zabrzmi, w ostatnim czasie mam wrażenie, że wraz z jego założeniem, opowiadanie, w moich oczach, straciło coś wyjątkowego. 

4 listopada minęły dwa lata mojej działalności w blogosferze. Myślałam, że pojawi się wtedy kolejny rozdział, ale nie udało mi się go napisać. Zaczęłam się też zastanawiać, czy prowadzenie tego bloga ma dalszy sens. Byłam naprawdę blisko zrezygnowania ze wszystkiego, co tutaj osiągnęłam, aczkolwiek jestem osobą, która zawsze kończy to, co zaczyna i nie potrafiłam, ot tak, wszystkiego zniszczyć. Chciałam więc bloga zawiesić, ale jestem świadoma tego, że gdybym to zrobiła, zapewne blog już nigdy nie zostałby dokończony, a obiecywałam sobie i wam, że nie chcę, by i mój stał się jednym z nich. Dlatego nie napisałam nic. 

To nie jest tak, że mam was gdzieś, że zniknęłam bez słowa, a wy zastanawiacie się, czy warto dalej czekać. Nie odpowiem na pytanie: czy warto?, bo to wy sami oceniacie to, co tu zamieściłam i sami decydujecie o tym, czy chcecie to dalej czytać, czy nie. Obiecuję wam jednak, że mimo wszystko bloga, ostatecznie, nie porzucam ani nie zawieszam. Nie wiem, kiedy uda mi się dokończyć kolejny rozdział. Na chwilę obecną mam pomysł i chęci, ale nie mam czasu. Kiedy napiszę pierwszy rozdział mojej pracy licencjackiej, zabiorę się za opowiadanie. Liczę na to, że maksymalnie do świąt coś się pojawi, w miarę możliwości, dłuższe niż zwykle, ale znowu: niczego nie obiecuję. Nie chcę również, by to, co kiedyś dawało mi radość i pozwalało odpocząć, stało się czymś przymusowym, pisanym pod dyktando goniących mnie terminów, bo nigdy nie potrafiłam robić tego w ten sposób. Raz zajmowało mi to dwa dni, raz pół roku. Tego nie zmienię. 

Jeśli ktoś cały czas zagląda na bloga, to bardzo go przepraszam za nagłe zniknięcie i brak znaku życia. Jeśli ktoś nadal czeka na dalszą część historii, to jedyne, co mogę zrobić to, w chwili obecnej, poprosić o jeszcze trochę cierpliwości.

Całuję Was 
Luthien