Kochani!
Słowem wyjaśnienia: Jest to według mnie chyba najważniejszy rozdział, który do tej pory się pojawi, a właściwie cztery jego części i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to, co stanie się w tych najbliższych czterech notkach. Wzięłam również pod uwagę waszą opinię i prośby i zmieniłam co nieco w relacjach Lily - Sean, które miały trwać dłużej niż teraz będą. Wszystko ma swój sens i powód.
Komentarze na waszych blogach postaram się uporządkować do końca roku, żeby w nowy wejść z czystą kartą ;)
Całuję
Luthien
***
P.S. Tak, wiem, że raczej nieprawdopodobne jest to, by Syriusz zapomniał o wyjściu do Hogsmeade, ale potrzebowałam w tamtym momencie tego elementu zaskoczenia.
Lily Evans
Listopad chylił się ku końcowi. Trwała ostatnia sobota tego jesiennego miesiąca, a ja od rana byłam na nogach. Dziewczyny jeszcze spały, więc wstałam, narzuciłam szlafrok i podeszłam do okna, za którym, ku mojemu zdumieniu, wszystko pokryte było warstwą białego, skrzącego się w słońcu puchu. Weszłam do łazienki i napuściłam do wanny gorącej wody, w której powoli się zanurzyłam. Rozkoszując się jej ciepłem, patrzyłam w sufit, setny raz przez ostatni tydzień myśląc o zeszłej niedzieli.
Kłótnia o Alice… To nie była żadna kłótnia, tylko moja bezpodstawna histeria. Okłamanie Jamesa. Znowu. Jak on mógł mnie po tym wszystkim nadal kochać? Pokonanie Puchonów w meczu, tańce, kłótnia chłopaków i te cudowne dwadzieścia minut z Potterem, kończące cały dzień. Westchnęłam. Od tamtego czasu nadal nie odzywaliśmy się do siebie, chociaż nie unikaliśmy tak, jak dawniej. Zresztą spędzałam ostatnio sporo czasu z Whitbym, powtarzając materiał do egzaminów, grzecznie grając swoją rolę oraz wyrzucając sobie moją głupotę. Gdyby James nie pocałował Alice… Cholera. Jakie miałam prawo do oceniania go i wściekania się o to? Żadne. Byłam totalną kretynką. Okłamywałam wiele osób na raz, wykorzystując każdą na swój sposób, próbując tłumaczyć przed sobą, samą siebie, bo tak jest najlepiej. Nie, tak nie jest najlepiej. To najgorsze, co mogłam zrobić i nie wiem, czemu nadal to robię. Kiedyś nie mogłabym sobie na to pozwolić. Kto ma wyjść na tym dobrze? Sean, marnując czas na dziewczynę, która wmawia mu, że go kocha, chociaż tak nie jest, która wykorzystuje go do własnych celów zwrócenia na siebie uwagi jego rywala? James, zakochany we mnie po uszy, gotowy oddać za mnie życie, który chyba nigdy nie usłyszał z moich ust prawdy w stosunku do siebie, a przynajmniej nie tej, która mu się należy? Czy nawet ja, chociaż o siebie już dawno przestałam dbać, męcząca się w związku, który jest zwykłą fikcją, nauczona kłamać prosto w oczy chłopakowi, którego bardzo kocham? I Whitby i Potter mają prawo pomyśleć sobie o mnie wszystko, nawet najgorsze rzeczy jakie przyjdą im do głowy i jeśli powiedzą mi to w końcu prosto w twarz, nie będę się kłócić, przyjmę to do wiadomości, bo wiem, że taka jest prawda, że w ostatnim czasie zachowuję się jak zwykła dziwka. Lily Evans, dziewczyna, która czuła się zażenowana używaniem takich słów w jej towarzystwie, która sama nigdy w życiu nie użyłaby takiego określenia w stosunku do żyjących i fikcyjnych osób, nieważne jak bardzo by pasowało, która nie wypowiedziałaby tego nawet w myślach, a co dopiero na głos… Pierwszy raz posłużyła się tym hańbiącym słowem i to w stosunku do samej siebie… Należało ci się, Evans. Należało… I nie możesz zwalać winy na nikogo innego. Twojego zachowania nie usprawiedliwia zachowanie Jamesa, Seana czy Alice. Każdy pracuje na własny rachunek. Czy prowadzenie w głowie monologu i gadanie do siebie jest normalne? Raczej nie, ale każdy psychiatra określiłby moje ostatnie poczynania jako dalekie od właściwych, przypisanych ludziom zrównoważonym psychicznie.
Ann miała rację, ja również ucierpiałam na swojej decyzji, ale chciałam wywiązać się z obietnicy towarzyszenia Seanowi na balu i byłam rozżalona faktem, że James całował się z A l i c e. Przeżyłabym każdą, ale nie ją. Nie pomyślałam jednak, że mogłam dać mu się wytłumaczyć. Widziałam tylko to, co chciałam widzieć. Powinnam dać im się wypowiedzieć. Nie musiałabym teraz zastanawiać się, jak oznajmić mojemu chłopakowi, dlaczego zamiast tydzień temu przyznać, że z nim zrywam, nie zrobiłam tego, tylko zaprzeczyłam, mając świadomość, że jeszcze bardziej go zranię. Kiedyś prosił mnie o to, bym była z nim szczera. Nie byłam. Nigdy. Nawet piekło nie chciałoby mnie pochłonąć za to, co zrobiłam. Trudno. Nawarzyłam piwa, to teraz muszę je wypić z całą jego goryczą. Nie dbam już o to, jak zareaguje McGonagall, jeśli dowie się, że Sean zrezygnował z mojego towarzystwa podczas balu. Należy mu się prawda i ją dostanie albo chociaż tę część, która jest niezbędna do zakończenia tego przedstawienia, które trwa już wystarczająco długo. Najwyżej Puchon mnie znienawidzi. I tak nic już na to nie poradzę. James również w końcu usłyszy prawdę, nawet jeśli teraz nic już ona nie zmieni. Czas zmierzyć się z rzeczywistością. Za daleko zabrnęłam w swoich kłamstwach, by prosto i bez konsekwencji móc wszystko odkręcić, ale w końcu przejrzałam na oczy i uświadomiłam sobie, że lepsza brutalna prawda, niż słodkie kłamstwa. Nie tym się zawsze kierowałam?
- Lily! – usłyszałam krzyk Ann, a zaraz potem walenie do drzwi. – Nie jesteś sama! Wszystkie chcemy skorzystać z łazienki!
- Już wychodzę! – odkrzyknęłam. Chyba straciłam poczucie czasu. Podczas, gdy woda powoli znikała w odpływie wanny, szybko umyłam zęby, a potem zwolniłam łazienkę, którą momentalnie zajęła moja przyjaciółka. Pokręciłam z uśmiechem głową.
- Lily! Ty masz dobry humor – stwierdziła zaskoczona Dorcas, kiedy wciągałam na siebie jeansy i bluzkę.
- Bo dzisiaj jest wyjście do Hogsmeade i nie mam tych głupich lekcji tańca. Carmelita Carter doprowadza mnie do szału – odparłam, siadając gotowa na łóżku. – Poczekać na was? – spytałam, a ona skinęła głową.
Kiedy wszystkie trzy byłyśmy w takim stanie, że mogłyśmy pokazać się publicznie, zeszłyśmy na dół i poszłyśmy na śniadanie. Usiadłam koło Dor i zaczęłam bawić się moją kaszką manną. Chwilę potem przyszli Huncwoci, więc Ann zajęła się rozmową z Remusem, a Dorcas znowu zaczęła wykłócać się z Blackiem i Rogaczem o Quidditcha, który ostatnio stał się u niej popularnym tematem, co trochę mnie zdziwiło, gdyż zawsze trzymała się od tej gry z daleka.
- Meadowes, ile razy mam ci powtarzać, że Złote Smoki wcale nie są dobrą drużyną? – rzekł Łapa, ze zrezygnowaniem przejeżdżając dłonią po twarzy.
- Ale przynajmniej ładnie się nazywają – odparła stanowczo moja przyjaciółka.
- Z kim ja się zadaję – jęknął Black, a ja z Potterem parsknęliśmy śmiechem.
W tym momencie do naszego stołu dosiadł się Sean.
- Hej, kochanie – powiedział i uśmiechnął się. – Cześć wszystkim. – Moi znajomi, oprócz Rogacza, rzucili jakieś słowa powitania.
- Co słychać? – spytałam niezbyt zainteresowana odpowiedzią.
- Odzyskałem w końcu książkę, więc jutro możemy powtarzać dalej.
- To super, ale na jutro mam już inne plany.
- Hmm, a poniedziałek?
- Tańce.
- Wtorek?
- Pilnuję szlabanu.
- Środa?
Czułam na sobie spojrzenie Rogacza, przysłuchującego się moim wykrętom. Udałam, że zastanawiam się nad odpowiedzią. Tak naprawdę nie wybiegałam tak daleko wprzód naszego dalszego związku, bo liczyłam na to, że już dzisiaj uda mi się go zakończyć. Dzisiaj albo w najbliższej, jak najkrótszej przyszłości.
- Dobra, daj po prostu znać, kiedy będziesz miała chwilę czasu – powiedział w końcu, na co pokiwałam głową. Odwróciłam się i mój poranny dobry humor prysnął, jak bańka mydlana, zauważywszy blondynkę idącą w naszą stronę. Mimo moich porannych postanowień, a nawet chęci wysłuchania jednak tego, co ona i James mieli mi do powiedzenia, nie chciałam użerać się teraz z jej towarzystwem. Stwierdziłam, że to dobry moment, by zakończyć śniadanie.
- Idziemy się przejść? – zaproponowałam. – W nocy spadł śnieg. – Sean ochoczo przytaknął, więc przywołałam z dormitorium kurtkę i szalik, a potem wstałam od stołu i szybko się ubrałam. Spytałam, czy ktoś jeszcze ma ochotę na spacer, ale nikt nie wykazał chęci opuszczenia zamku w ten chłodny poranek.
Moim pierwotnym zamiarem było uniknięcie konfrontacji z Alice, ale niestety, jak zwykle, był to tylko zamiar, bo w rzeczywistości błogą chwilę spokoju, przerwał właśnie jej głos.
- Dzień dobry wszystkim – rzuciła na powitanie. – Widzę, że dla niektórych bardzo dobry od samego rana – dodała sztucznie i jakby od niechcenia, spojrzawszy na mnie i Seana. Nie spuszczałam z niej wzroku, kiedy podchodziła do Jamesa.
- Cześć – zwróciła się teraz konkretnie do niego i szybko pocałowała go w policzek. Teraz większość naszej paczki była zainteresowana rozmową, gdyż było wiadomo, że jeżeli znajdę się z Alice w jednym miejscu, może dojść do nieprzyjemnego incydentu.
Spojrzałam badawczo na wszystkich po kolei. Syriusz i Peter nie wykazywali większego zainteresowania Lufkin, Remus udawał, że niezbyt go to zajmuje, a dziewczyny i Potter czekali w napięciu na to, jak rozwinie się akcja. Tym razem nie chciałam dać się pokonać głupiej Puchonce, więc powiedziałam:
- Może czas wcielić nasz plan w życie? – spojrzałam znacząco na Seana.
- Jasne, idziemy – odpowiedział i objął mnie ramieniem.
Wzięliśmy się za ręce i już mieliśmy odejść, kiedy Alice znowu się odezwała.
- Jakie to romantyczne – rzekła z ironią i lekką złością wyczuwalną w jej głosie. Zauważyłam, że w tym momencie James posłał jej wymowne spojrzenie, ale udała, że go nie zauważyła. Ja naprawdę nie wiedziałam, o co jej chodzi. Nie lubiła mnie, a ja jej. Chciała mieć Rogacza dla siebie i w tej chwili j e s z c z e miała, nie rozumiałam więc, dlaczego była taka opryskliwa i negatywnie nastawiona w stosunku do mnie i Seana.
- O co ci chodzi, Alice? – spytałam już trochę rozdrażniona.
- O nic, Evans – odparła poirytowana. – Idźcie sobie na ten spacer.
- Dzięki za pozwolenie – rzekłam z ironią i znowu złapałam Seana za rękę.
- Czekaj – zatrzymała mnie.
- Co znowu?
- Mam dla ciebie wiadomość od profesora Slughorna – wyjaśniła. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w ręce zwitek pergaminu z charakterystycznym znakiem Klubu Ślimaka, któremu przewodził nauczyciel eliksirów. Czekałam w napięciu, aż da mi ten list i będę mogła w spokoju cieszyć się sobotą. Ociągając się i jakby niepewnie w końcu oddała mi wiadomość.
- Dzięki – powiedziałam, ale ona nawet nie spojrzała już w moją stronę.
Zatrzymałam chwilę wzrok na jej osobie, obserwując uważnie. Wydawała się jakby trochę przybita i zrezygnowana. Schowałam zaproszenie do kieszeni kurtki, a potem w końcu opuściliśmy z Seanem Wielką Salę, nie miałam zamiaru głowić się nad jej pokręconą psychiką.
- Nie mogłabyś z nią porozmawiać? – spytał Whitby, kiedy szliśmy w stronę drzwi. – Wiem, że się nie lubicie, ale może warto zakopać topór wojenny, co?
- Pomyślę o tym.
Alice Lufkin
Patrzyłam zmrużonymi oczami za odchodzącymi i zastanawiałam się, co wszyscy widzą w tej Evans. To nie ona była blondynką, za którą podobno szaleją faceci, a jednak za nią uganiali się, patrząc na Lily maślanym wzrokiem, chłopacy, na których mi zależało. W piątej klasie postąpiłam głupio, odbijając Evans chłopaka, ale naprawdę myślałam, że kocham Pottera. Problem w tym, że on nie kochał mnie. Po jakimś czasie uświadomiłam więc sobie, że jestem idiotką goniącą za niedostępnymi marzeniami. Poza tym, inaczej spojrzałam na Whitby’ego, który wtedy zawsze był przy mnie i doszłam do wniosku, że tak naprawdę nigdy nie kochałam Jamesa, że dopiero przy Seanie serce zabiło mi szybciej, ale… Znowu ubiegła mnie Evans, której nie mogłam za nic winić, bo znowu to nie ona była inicjatorką tego związku, który, na moje nieszczęście, doszedł do skutku. I w ten oto sposób, chłopak, którego naprawdę kocham, nie wie o moim uczuciu, chce się tylko przyjaźnić, więc siedzę w tej relacji z aktu desperacji, ciesząc się, że jest szczęśliwy. Wcześniej można było dostrzec, że Evans zależy na znajomości z Whitbym, ale teraz jasno było widać, że jest z nim po prostu z przyzwyczajenia, że nic do niego nie czuje, że nie patrzy na niego tak, jak na Jamesa, że jest zmęczona tym całym udawaniem. Jednak jak mogłabym wyjaśnić to Seanowi, kiedy ten, zapatrzony w nią jak w obrazek, nie widzi albo nie chce widzieć, jak Evans go sobie ustawia, mszcząc się rzekomo na Potterze?
Tydzień temu miałam szansę. Wracając z Jamesem z zajęć tanecznych usłyszałam kawałek ich rozmowy, która świadczyła o tym, że Lily była gotowa z nim zerwać i zapewne zrobiłaby to, gdyby nie zobaczyła, jak całuję się z Rogaczem. Do tej pory to sobie wyrzucałam. Byłam głupia i nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam, dlaczego po części z mojej winy musiałam patrzeć dalej, jak Evans umawia się z chłopakiem, którego kocham ja.
Co do Jamesa… Jest przystojny, sympatyczny i zabawny. Lubię spędzać z nim czas i rozmawiać, ale tylko się przyjaźnimy. Nie wyobrażam sobie teraz, by mogło łączyć nas coś więcej. Co zaważyło na to, że byliśmy w takich, a nie innych relacjach? Jego szczerość, kiedy zapraszał mnie na bal. Powiedział wprost, że chce zdenerwować Lily tak, żeby ta zerwała z Seanem. Było nam to obojgu na rękę, więc się zgodziłam i chyba nam się to udawało. Problem był tylko w tym, że Evans zwróciła na niego uwagę, a Sean na mnie nie. To znaczy nie pod kątem jakiegokolwiek związku bardziej złożonego od przyjaźni. Dlatego tak bardzo irytował mnie ten sztuczny uśmiech na twarzy Gryffonki, który posyłała Whitby’emu. Jakiś czas temu postanowiłam porozmawiać z nią o tym, co było dwa lata temu, co jest teraz, ale jeszcze się na to nie zdobyłam. Może to był właściwy moment?
~ * ~
Lily z Seanem zniknęli z zasięgu mojego wzroku, więc spojrzałam na Jamesa, na twarzy którego widziałam teraz ból i smutek. Od początku uważana byłam w szkole za rozpieszczoną, ładną jedynaczkę z dobrego domu, lubianą przez chłopaków, zarozumiałą, samolubną, nieempatyczną i apodyktyczną, ale prawda była taka, że miałam uczucia i potrafiłam je okazywać. Byłam po prostu zagubiona, potrzebowałam kogoś, kto mnie zrozumie. Zaprzyjaźniłam się z Sue Summers, Seanem, a ostatnio nawet z Potterem, który potrafił docenić we mnie to, co najlepsze. Może dlatego, że oboje ukrywaliśmy się pod maskami trochę innych osób. Grunt, że go rozumiałam i współczułam cierpienia, którego od tylu lat doświadczał z powodu prawdziwej miłości. Tak, James Potter kochał Lily Evans szczerze i na zawsze, nie szczenięcą miłością tak bardzo typową dla osób w naszym wieku.
- James – powiedziałam w końcu, przerywając ciszę. – Co dzisiaj robimy? Mamy wolną sobotę… – Może wyciągnę go do Hogsmeade, pomyślałam. Reszta osób z jego paczki, które do tej pory przysłuchiwały się rozmowie, w końcu zajęła się sobą, dzięki czemu Potter nie miał możliwości wykręcenia się.
- Nie wiem – zaczął, a ja już wiedziałam, że zaraz zacznie ściemniać. Miał zły humor i nie chciało mu się nic robić, ale nie mogłam pozwolić, żeby siedział cały dzień myśląc o kolejnym podboju skazanym na niepowodzenie. – Mam dzisiaj dużo pracy. Wypracowanie dla Flitwicka, opracowanie nowej taktyki gry… – zaczął wyliczać.
- Och, daj spokój. Przecież dobrze wiem, że wypracowanie napisałeś już w piątek, a sezon Quidditcha skończył się tydzień temu – powiedziałam. – Od dziesiątej trzydzieści jest wyjście do Hogsmeade, więc może się wybierzemy?
- Ja…
- Co? – wtrącił się Black. – Dzisiaj jest wyjście do wioski? Jakim cudem mogliśmy o tym zapomnieć?
- My pamiętałyśmy – odezwała się Vick.
- I nie przypomniałyście?
- Wiesz, chciałyśmy wyjść tylko we trzy i zrobić sobie babski dzień – wyjaśniła Meadowes złośliwie.
- Wy i wasze babskie dni… Całe wieczory ze sobą spędzacie. Mało wam? – odparł z ironicznym uśmiechem. – Idziemy wszyscy razem na Kremowe Piwo do Trzech Mioteł.
- Ale… – Dorcas chciała negocjować.
- Nie ma żadnego, ale, skarbie – uciął szybko dyskusję. – Jest… – spojrzał na zegarek – parę minut po dziewiątej, więc spotykamy się za półtorej godziny w hallu – zarządził przyjaciel Rogacza, po czym wstał i pociągnął za sobą resztę Huncwotów. – Chodźcie chłopaki. Mamy jeszcze czas na szybką zabawę z kotką Filcha – dodał i cała czwórka, przy akompaniamencie głośnych śmiechów, wyszła z Wielkiej Sali.
Usiadłam zrezygnowana na miejscu Pottera i stwierdziłam, że kolejną niedzielę spędzę sama, gdyż Sue umówiła się ze swoim bratem bliźniakiem na kupno szaty wyjściowej, a ja nie chciałam im przeszkadzać.
Przyjaciółki Evans ociągały się z zakończeniem śniadania. Dorcas miała nadzieję, że Lily pójdzie z nimi do Hogsmeade nawet, jeśli miałaby przyjść z Seanem. Ann zgodziła się z nią, ale czułam, że uważnie mi się przygląda.
- Coś się stało? – spytałam w końcu. – Jestem gdzieś brudna?
- Nie – odparła szybko.
- Więc o co chodzi?
- Nie chcę się wtrącać… – zaczęła, a ja już wiedziałam, że będzie to robić, – ale chyba wiem, na czym polega twój problem – stwierdziła.
- Uważasz, że mam jakiś problem? – Blondynka skinęła głową, na co Meadowes zainteresowała się naszą rozmową, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza Vick. – Więc może powiesz mi, na czym on polega – zaproponowałam.
- Jak chcesz, to powiem, chociaż mogę się mylić. Nie znasz mnie, ale uwierz, że takie rzeczy wyłapuję od razu.
- Dobra – powiedziałam niepewnie. – A więc?
- Po pierwsze wcale nie zależy ci na Jamesie. To znaczy nie w kontekście związku. Po prostu się przyjaźnicie i uważam, że to jest w porządku. Zgodziłaś się iść z nim na bal, bo chciał zdenerwować Lily, co mu się udało.
- Skąd taki wniosek?
- Bo nie patrzysz na niego tak, jak powinnaś, gdybyś była zakochana. Takie rzeczy da się zauważyć. To już zamknięty rozdział. Poza tym, znam Rogacza i wiem, jakie stosuje metody, żeby zwrócić na siebie uwagę mojej przyjaciółki.
Zaskoczyła mnie ta jej bezpośredniość, ale słyszałam już, że zawsze mówi, co myśli i wali prawdę prosto w oczy.
- Mam rację? – Po chwili zastanowienia lekko skinęłam głową, na co ta się uśmiechnęła.
- A po drugie? – spytałam, ciekawa co jeszcze ma do powiedzenia. Spodobała mi się i zaintrygowała.
- Po drugie taka sytuacja jest ci na rękę. James dąży do tego, żeby Lily zerwała z Whitbym. Zgodziłaś się mu pomóc, bo tobie też to pasuje.
- Nie rozumiem – wtrąciła Dorcas.
- Masz rację – przyznałam. Nie wiem dlaczego, postanowiłam powiedzieć im prawdę, ale czułam, że dobrze na tym wyjdę.
- Ma rację? – spytała Meadowes zaskoczona.
- Tak.
- Alice zakochała się w Seanie.
- Zakochałaś się w Seanie?
- Tak. Chciałam mu o tym powiedzieć, ale on zaczął chodzić z Evans i tak jakoś wyszło… Tylko proszę was, nie mówcie o tym nikomu. Oprócz was, prawdę zna tylko James. Pewnie wiecie, że się z nim całowałam, – skinęły głowami, – ale to był głupi wypadek. Chcieliśmy po prostu zobaczyć, czy coś poczujemy. W zasadzie to ja chciałam obojgu nam coś uświadomić. Jestem zła, że Evans wykorzystuje Whitby’ego, ale dokopanie jej czy coś, nie było moim celem. Naprawdę. James będzie z nią szczęśliwy, jeśli tylko ta w końcu powie mu prawdę. On kocha tylko ją, a ja kocham Seana i tyle. Chcę po prostu, by przestała go okłamywać, nic więcej.
- Wiesz… – zaczęła znowu Ann. – Nie chcę się bardziej wtrącać, ale myślę, że, prędzej czy później, Sean zorientuje się, że ona nic do niego nie czuje. Przyjaźnicie się, więc może warto powiedzieć mu prawdę, co?
- Może, ale on jest tak bardzo w nią zapatrzony…
- Że kiedy zerwą, będzie potrzebował wsparcia.
- Jeśli zerwą.
- Alice, zapewniam cię, że to zrobią. Uwierz mi, że ja też nie mogę patrzeć na to, co się dzieje. Poza tym nigdy nie lubiłam Whitby’ego w roli chłopaka mojej przyjaciółki – przyznała Ann i zaśmiała się.
Widać było, że Meadowes nie jest zadowolona z paplaniny Vick, ale mi poprawił się humor.
- Więc co mam zrobić?
- Poczekaj jeszcze chwilę – poradziła, a ja skinęłam głową. – Albo po prostu powiedz mu, co czujesz. Być może w pierwszej chwili się zdenerwuje, obwini cię o to, że przez ciebie stracił ukochaną, ale jeśli jesteś na tyle twarda, że to przeżyjesz, to potem będzie ci dziękował. Może też zareagować całkiem inaczej. Ciężko mi stwierdzić. Zawsze unikałam jego towarzystwa, jeśli mogłam.
- I to zadziała?
- Myślę, że może pomóc. Ale! Żeby potem nie było na mnie – uśmiechnęła się, a ja skinęłam głową.
- Zastanowię się nad tym wszystkim jeszcze raz. I tak nie mam nic do stracenia – przyznałam. – Dzięki za rozmowę. Pójdę już.
- Wszystko zostanie między nami – zapewniła mnie jeszcze blondynka, a Dorcas pokiwała głową.
- Dziękuję. Nie powiem Lily, że z wami rozmawiałam, bo pewnie się wścieknie – rzuciłam na zakończenie, a potem wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia.
- Alice! – krzyknęła jeszcze Ann. – Może pójdziesz z nami do Hogsmeade? – Odwróciłam się i spojrzałam na nią.
- Nie chcę wam przeszkadzać. Nie będę raczej mile widziana.
- Daj spokój. Jesteś naprawdę w porządku. – Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję.
- Więc jak?
- Zastanowię się. Na razie – powiedziałam.
- Do zobaczenia.
Lily Evans
Po wyjściu z Wielkiej Sali odetchnęłam z ulgą. Alice nie wywoływała we mnie pozytywnych emocji, ale może naprawdę się zmieniła? Tak, jak mówił Sean. Wróciłam pamięcią do momentu, kiedy nakryłam ją z Potterem. Wydawała się szczerze zdezorientowana i zażenowana, próbowała wspomóc Rogacza w wyjaśnieniach tak, jakby wcale nie zależało jej na zdobyciu chłopaka, jakby nie chciała, bym przez ten incydent to ja zrezygnowała z niego. Nie dałam im jednak dojść do słowa, chociaż powinnam. Z drugiej strony Sean mówił, że Lufkin miała na oku kogoś innego. Ciekawe, kto był tym szczęśliwcem.
- Coś nie tak? – Głos Seana wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Wydajesz się być nieobecna i jakaś taka nie w humorze. Zrobiłem coś? – To ja zrobiłam coś okropnego, pomyślałam.
- Nie, wszystko w porządku – odparłam, a on złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, chcąc pocałować, ale odwróciłam wzrok, więc tego nie zrobił, tylko pociągnął mnie na dwór.
Co prawda był koniec listopada, ale w nocy puszysty, srebrzysty śnieg pokrył wszystko grubą pierzyną, odbijającą cudownie nieliczne promienie słońca. Fontanna na środku dziedzińca, w której zawsze pluskała woda, stała teraz bez życia, a cztery zwierzęta z herbu Hogwartu patrzyły na siebie posępnie, przywalone śniegiem.
Wychodząc z ciepłego zamku, poczułam zimny podmuch, który przyprawił mnie o drżenie. Sean przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Wtuliłam twarz w jego sweter, próbując chociaż trochę uchronić się przed chłodem, a on pocałował mnie w głowę. Staliśmy tak jakiś czas, a śnieg padał i padał, pozostawiając na naszych włosach biały łupież. Wokół nas biegali pierwszoroczni podekscytowani pierwszym śniegiem i magicznym krajobrazem. Zrobiło mi się smutno. To był mój ostatni rok w Hogwarcie i to napełniało mnie wielkim żalem. Kochałam to miejsce, kochałam ludzi, których tu poznałam, nauczycieli, a nawet kotkę Filcha. To był mój dom, chciałam zostać tu na zawsze, obserwować, jak zmienia się przyroda wokół zamku, ale sama budowla, jej korytarze, klasy, przytulny Pokój Wspólny, zostają takie same.
Sean wiele dla mnie znaczył, kiedyś myślałam, że go kocham, ale teraz był po prostu kimś, komu mogłam się wyżalić, gdy nikt inny mnie nie rozumiał. Zawsze mogłam na niego liczyć, dawał mi oparcie. Nadal z nim byłam, ale moje serce ciągle wyrywało się do innego chłopaka. Chłopaka, którego zostawiłam przed chwilą w Wielkiej Sali, a którego z dnia na dzień kochałam coraz bardziej. Mimo tego, że tyle razy mnie zranił, upokorzył, ośmieszył, zdenerwował, doprowadził do furii i płaczu, cieszyłam się, że nie odpuścił, że trwał przy swoim tak długo, aż uświadomiłam sobie, że tylko z nim wyobrażam sobie moje przyszłe życie.
Śnieg padał coraz mocniej, zasypując wszystkie ślady ludzkiej obecności. Podniosłam głowę i napotkałam wzrok Seana.
- Kocham cię, Lily – powiedział, przytulając mnie mocniej, a mi ścisnęło się serce.
- Ja… – słowa, które powinnam powiedzieć, utknęły mi w gardle. Potrafiłam mówić Jamesowi, że nic do niego nie czuję, ale słowa wyrażające miłość, nie potrafiły wyjść z moich ust w stronę chłopaka, którego traktowałam jak dobrego przyjaciela.
Byłam świadoma tego, że jeśli teraz powiem to, co chcę powiedzieć, sytuacja stanie się okropna i niezręczna, ale musiałam to zrobić.
- Sean, musimy… – zaczęłam.
Zanim jednak cokolwiek więcej powiedziałam, poczułam, jak na moich plecach ląduje zagubiona śnieżka rzucona przez któregoś z bawiących się dzieciaków. Razem z Puchonem wybuchliśmy śmiechem, na co chłopacy, którzy wcześniej schowali się za fontanną, podeszli do nas z szerokimi uśmiechami na ustach.
- Cześć. Jestem Damien, a to Andy – powiedział niski, szczupły chłopiec o brązowych włosach i zielonych oczach z zadziornym spojrzeniem, wskazując ręką w zaśnieżonej rękawiczce na trochę wyższego od niego, ciemnego blondyna o szarych oczach i zawadiackim uśmiechu, podobnym do tego, jakie często widnieją na twarzach Huncwotów.
- Cześć – odparłam, uśmiechając się. – Jestem Lily, a to Sean.
- My też jesteśmy z Gryffindoru – odezwał się Andy.
- Na trzecim roku? – spytałam. Wiedziałam, że chłopcy byli dopiero w pierwszej klasie, ale byłam pewna, że ucieszą się, jeśli pomyślę, że są starsi. Chłopacy lubili, jak brało się ich za doroślejszych niż byli w rzeczywistości.
- Nie, dopiero na pierwszym – rzekł Damien z szerokim uśmiechem na twarzy, – ale wyglądamy na starszych, nie?
- Tak – przyznałam z udawaną powagą, a Sean próbował powstrzymać śmiech.
- Ulepicie z nami bałwana? – poprosił szatyn. Zerknęłam na Whitby’ego, a ten nieznacznie skinął głową.
- My zrobimy brzuch, a wy głowę – zarządziłam, na co chłopcy uradowani pobiegli toczyć śnieżną kulę. – No, co? – zapytałam, widząc, że Sean patrzy na mnie z rozbawieniem. – Rób bałwanowi brzuch. – Puchon pokręcił głową zrezygnowany i zrobił, co mu poleciłam.
Piętnaście minut później ustawiliśmy śniegowego ludzika na środku dziedzińca. Damien z Andym powtykali mu kamyczki imitujące guziki, oczy oraz usta, a Sean wyczarował marchewkę na nos i mały garnuszek na czapkę. Pierwszoroczni patrzyli z uznaniem na nasze dzieło. Wyciągnęłam różdżkę i dotknęłam nią bałwana, który, pod wpływem zaklęcia, zaczął śpiewać świąteczne piosenki.
- Ale super! – zachwycił się Damien.
- Jak to zrobiłaś? – spytał Andy.
- Dowiecie się, jak będziecie starsi – odparłam, a potem kolejny raz tego ranka dostałam śnieżką. Tym razem od Seana. Chłopcy od razu poszli w jego ślady, więc zaczęła się bitwa. – Trzech na jednego? To nie sprawiedliwe – pożaliłam się, kiedy po pewnym czasie zostałam pokonana. Whitby zaśmiał się, powalił mnie na ziemię i zaczął smarować śniegiem. Damien i Andy, widząc, że zostali odsunięci od zabawy, wycofali się dyskretnie, chichocząc i rzucając słowa pożegnania. Zostaliśmy sami.
Syriusz Black
- Musimy dzisiaj koniecznie wpaść do Zonka i Miodowego Królestwa – powiedziałem, wywalając z fotela jakiegoś drugoroczniaka i siadając na jego miejscu. Pozostali usiedli obok, a James jak zwykle wybrał fotel pod oknem, skąd najlepiej widać było dziedziniec, Błonia i dwie pary obręczy na boisku do quidditcha.
- A co, skonsumowałeś już całe zapasy z zeszłego tygodnia? Nie jedz tyle, bo będziesz gruby i żadna dziewczyna nie będzie cię chciała – odparł zgryźliwie mój przyjaciel, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem. – Chociaż z drugiej strony… Twój Fan Club nie mając wyjścia, poleci do mnie. – Rogacz posłał mi szeroki uśmiech, a ja rzuciłem w niego książką, leżącą przed chwilą na stoliku.
- Przecież masz swój Fan Club – wtrącił Remus, kręcąc głową w geście potępienia naszego „szacunku” do przedmiotów jakim były książki.
- Ale nie ma w nim Evans – rzekł James, wzdychając, a ja wywróciłem oczami.
Myślałem, że to akurat była jego wina, ale teraz zmieniłem zdanie. To prawda, trochę zawalił tym, że całował się wtedy z Alice, ale w przeciwieństwie do Rudej, znałem całą prawdę i uwierzyłem mu. Nie zrobiłby jej tego celowo. Nie teraz. Lily jednak nie dała się tak łatwo przebłagać. Nawet, jeśli Puchonka wodziła wzrokiem za kimś innym, James nie powinien się z nią całować. Kiedyś, za takie zagranie, pogratulowałbym mu, ale teraz sytuacja była inna. Przez niego znowu musiałem wysłuchiwać jego żali i zachwalania Evans, jakbym to mało nasłuchał się przez ostatnie lata.
- Nie rozpaczaj – rzekłem. – Na nią też przyjdzie kolej – pocieszyłem go, ale on nawet mnie już nie słuchał.
Spojrzałem na niego uważnie, a potem przeniosłem wzrok na okno, które było głównym punktem zainteresowania Jamesa. Przechyliłem się przez opacie fotela, zerknąłem w tamtą stronę i już wiedziałem, o co chodzi. Obserwowałem, jak Lily z Whitbym kończą budować bałwana z jakimiś małolatami, a potem toczą bitwę na śnieżki. Ich towarzysze zabawy się zmyli, Sean trzymał teraz Evans w pasie, chociaż ta się wyrywała. W końcu dała za wygraną i razem padli na ziemię. Przeturlali się i Whitby wstał, podając jej rękę. Cali biali i wyraźnie zmarznięci, chociaż zadowoleni, przeszli na Błonia i usiedli na jednej z kamiennych ławek, odgarniając z niej wcześniej śnieg. Lily oparła głowę na ramieniu Seana i wyciągnęła z kieszeni wiadomość, którą dzisiaj rano wręczyła jej Puchonka. W ostatnim czasie dawno nie widziałem Evans tak zadowolonej. Chociaż… Nie, nie wydawało mi się, by to zadowolenie na jej twarzy było szczere. Kiedy ostatni raz z nią o tym rozmawiałem przyznała, że chce zerwać z Seanem, więc stawiałem na to, że robi dobrą minę do złej gry, szykując się na najgorsze. Szczęśliwa to ona na pewno nie była w układzie, który sobie stworzyła przez ten incydent Rogacza z Lufkin. Nie była i dopóki nie powie obu adoratorom prawdy, nie będzie. Mimo wszystko, chociaż sztucznie, teraz się uśmiechała, więc domyślałem się, jak w tej chwili czuje się James. Z drugiej strony nie mogłem pojąć, dlaczego wierzył w to, co widział. Przecież znał każdy jej ruch warg czy brwi i potrafił przyporządkować to jej uczuciom.
- Od dawna nie widziałem jej takiej… – odezwał się Lunatyk, który także od pewnego czasu spoglądał przez okno.
- Szczęśliwej. Tak, wiem – dokończył za niego zrezygnowany Potter. – Co ona w nim widzi? Przecież on w niczym nie jest lepszy ode mnie – narzekał dalej.
- No nie wiem… Ja bym znalazł kilka… – zacząłem, żeby go rozweselić, ale szybko się zamknąłem. – Żartowałem.
- Mi nie jest do śmiechu.
- Rogaty, co z tobą? Przecież tak dobrze ją znasz. Spójrz na nią jeszcze raz i odpowiedz sobie na pytanie, czy ona naprawdę wygląda na szczęśliwą?
- Ja już nic nie wiem, Black. Ostatnio kłamstwo i ukrywanie prawdy wychodzą jej naprawdę nieźle.
- Oj, Potter. Evans owinęła cię sobie wokół palca. Przecież dobrze wiesz, że ona świata poza tobą nie widzi. Od lat uparcie jej to wmawiałeś, aż stało się to prawdą, więc nie marudź. Ona ma jeszcze żal o ten pocałunek z Alice – wyjaśnił Lupin. – Ale i o nim w końcu zapomni. Tylko daj jej czas.
- A ty myślisz, że co ja robię? – spytał zdenerwowany James. – Przepraszam. Wiem, że Lily mnie kocha, ale męczy mnie już to czekanie. Marnujemy tylko cenny czas, który moglibyśmy ze sobą spędzić. – Westchnął.
- No cóż… – zacząłem. – Z tylu dziewczyn, wybrałeś właśnie ją. Pamiętasz, jak w trzeciej klasie na peronie powiedziałeś: „Jeszcze będzie moją dziewczyną. Kocham ją”? i od tego czasu robiłeś wszystko, by zdobyć jej serce? Naprawdę bawiły mnie twoje podchody, kiedy Evans bez żalu odprawiała cię z kwitkiem. To jej: „Spadaj, Potter” albo „Twoje niedoczekanie, Potter”, „Chyba na głowę upadłeś”…
- „Wybij to sobie z głowy”… – wtrąciła się Dorcas, która nagle pojawiła się w Pokoju Wspólnym.
- I wiele innych – zakończył Peter.
- Właśnie.
- Widzę, że obgadujecie moją przyjaciółkę. – Meadowes usiadła teraz na oparciu kanapy. Zrobiła urażoną i złą minę.
- Bo ty tego nie robisz – odparłem, na co ona tylko prychnęła.
- James – zwróciła się do niego. – Wystarczy to wszystko doprowadzić do końca. Jeśli chcesz, użyj siły, bo perswazja na nią nie działa – puściła do mnie oko.
- Gdyby to było takie proste…
- Potter, co z tobą? – spytała. – Ona chce porozmawiać, tylko nie wie jak, bo boi się, że jesteś na nią zły. I w sumie powinieneś, ale jesteś Huncwotem! Upierdliwym, zakochanym na zabój chłopakiem, który zapewni jej bezpieczeństwo i oparcie czy babą? – Parsknąłem śmiechem, a Meadowes zmierzyła mnie wzrokiem. – Wiesz, co ci poradzę?
- Co?
- Sam jestem ciekawy – dodałem.
- Po pierwsze, ale nie najważniejsze: nie krytykuj Seana. Ten związek nic już dla niej nie znaczy, ale ona chce mieć w nim przyjaciela i nie ścierpi, jeśli nadal będziesz rzucał w jego stronę obelgi. Po drugie przyciśnij ją, zaskocz w najmniej spodziewanym momencie i nie daj jej szansy na uniknięcie rozmowy, a usłyszysz to, co chcesz usłyszeć. I nie będzie to w żadnym wypadku wymuszone, tylko jak najbardziej szczere.
- Wy jesteście jakieś dziwne – stwierdziłem. – Działacie razem, a każda przeciwko sobie.
- Żadna dziewczyna nigdy nie będzie dziwniejsza od ciebie, Black – powiedziała. – A teraz wybaczcie panowie, ale idę się przebrać. Spotykamy się niedługo.
Ann Vick
- Czyś ty całkiem zwariowała? – spytała Dor, kiedy Alice znalazła się już poza naszym zasięgiem. – Po co ją zapraszałaś? Przecież wiesz, że Lily jej nie znosi.
- I o to chodzi. Poza tym słyszałaś, o czym rozmawiałyśmy. Ona kocha Seana. Lily kocha Jamesa, czego długo nie będzie już ukrywać. Alice naprawdę jest miła, nie sądzisz?
- Może i tak, ale nie zmienia to faktu, że Lilka jej nie lubi. Rogacz też nie chciał spędzać z nią dnia.
- Nie spędzi.
- A jeśli ona przyjdzie?
- Nawet, jeśli przyjdzie, to nikt nie spędzi z nią całego dnia.
- Jak to niby zrobisz?
- Nic nie będę robić. Po prostu mi zaufaj.
Dorcas nie miała zadowolonej miny, ale nie miała też innych argumentów. Poza tym, już zaprosiłam tę Puchonkę i byłam pewna, że nikt nie będzie musiał znosić jej towarzystwa.
- Jakby co, to ty będziesz się tłumaczyć przed Lily i Jamesem. Nie ja – rzekła zła.
- Jasne – rzuciłam od niechcenia, na co ona zdenerwowała się jeszcze bardziej.
Nie byłam taka głupia, jak się niektórym mogło wydawać. Byłam ekspertem od związków i relacji interpersonalnych związanych z tym etapem życia. Alice nie pałała już nienawiścią do Lily. Była zła na Seana, że jest tak zapatrzony w Evans i wyrażała to w swoim spojrzeniu i tonie głosu, kiedy natykała się na tę dwójkę razem. Jamesa zawsze całowała w policzek, bez większych emocji, nie okazywała mu więcej zainteresowania niż przyjaciółka przyjacielowi. Może i kiedyś czuła do niego coś więcej, ale teraz była to tylko przyjaźń i dążenie do wspólnego celu. Zdobycie ukochanej osoby poprzez wydarcie jej z bezsensownego związku bez przyszłości.
Co do obaw Dorcas, to ja ich nie miałam. Dobrze wiedziałam, co robię. Lilka na pewno przyszłaby na nasze spotkanie z Seanem, który wolałby zostawić nas samych, niż patrzeć na Lily i Jamesa udających, że nic dla siebie nie znaczą. Lufkin nie mogłaby pogodzić się z faktem, że Whitby całą swoją uwagę skupia na Evans. Oboje dyskretnie by nas opuścili, razem spędzając niedzielę w Hogsmeade, co wydawało mi się bardzo dobrym układem.