Lily Evans
Lekcje ciągnęły mi się dzisiaj niemiłosiernie. Siedziałam na pierwszej z dwóch godzin zaklęć i próbowałam przetrwać do dzwonka, gdy na mojej ławce wylądowała jakaś kartka. Wzięłam ją do ręki, a potem rozejrzałam się po klasie, próbując wywnioskować, kto mógł mi ją podesłać, ale nie zauważyłam nic podejrzanego. Rozwinęłam więc liścik i szybko spojrzałam na sam dół w nadziei, że znajdę tam chociaż jakieś inicjały, ale nic takiego nie było. Ten, kto to podesłał, widocznie chciał zostać całkowicie anonimowy. Zaintrygowało mnie to, więc sprawdziłam, czy profesor nie patrzy w moją stronę i zaczęłam czytać.
Droga Lily!
Nie chciałem rozmawiać z Tobą twarzą w twarz, żeby Ślizgoni nie zwrócili na Ciebie jeszcze większej uwagi. Poza tym jestem pewny, że nawet gdybym się na to zdecydował, Ty nie chciałabyś nawet na mnie spojrzeć. Mam nadzieję, że mimo wszystko, przeczytasz ten list do końca. Bardzo Cię o to proszę.
Przeczytałam pierwszy akapit i już wiedziałam, od kogo jest list. Severus Snape. Czego on znowu ode mnie chciał? Po tym, jak nazwał mnie szlamą, bezskutecznie próbował się ze mną skontaktować, ale w szóstej klasie całkowicie z tego zrezygnował. Po co więc teraz do mnie pisał? Zaklęciem zmienił swój charakter pisma, wiedząc, że od razu bym go rozpoznała. Niezłe posunięcie, ale nie miałam pojęcia, co teraz zrobić. Ze wstępu nie wynikały żadne przeprosiny czy błagania o danie mu jeszcze jednej szansy. Po krótkim namyśle zdecydowałam, że przeczytam list do końca.
Wiem, że mnie nienawidzisz. Wiem, że straciłem Cię na zawsze, ale nadal jesteś jedyną osobą, na której kiedykolwiek mi zależało. Ślizgoni chcą na własną rękę likwidować w Hogwarcie uczniów pochodzących z rodzin mugoli, dlatego chcę Cię ostrzec. Nie proszę Cię o nic więcej prócz jednego: uważaj na siebie. Unikaj przede wszystkim Avery’ego, bo to właśnie jego najbardziej do Ciebie ciągnie. On, Black czy Lastrange naprawdę czyhają na Twoje życie.
Zapewne już się domyśliłaś, kim jestem. Głupie zaklęcie zmiany pisma nie jest dla Ciebie problemem. To wszystko, o co Cię proszę. Nie błagam o kolejną szansę, bo wiem, że mi jej nie dasz. Nie przepraszam, bo wiem, że i tak mi nie wierzysz.
Byłam trochę zaskoczona tym, co właśnie przeczytałam. Od dawna wiedziałam, że niektórzy Ślizgoni są Śmierciożercami, ale do tej pory nie miałam żadnych dowodów. Teraz zresztą też nie, stwierdziłam. Mogłam opierać się tylko na tym, co mi napisał Snape, chociaż w sumie nie było to nic oprócz ostrzeżenia, nie było w tym żadnego oskarżenia. Gdybym poszła z czymś takim do McGonagall, wyśmiałaby mnie. Jedyną rzeczą, która mi pozostawała to przyłapanie któregoś ze Ślizgonów na gorącym uczynku lub zmuszenie ich do pokazania mi Mrocznego Znaku, który podobno nosili. Z kolei gdybym poszła do dyrektora z takimi dowodami, na pewno by mi uwierzył, ale nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, żeby postawić na swoim. I Avery. Snape przestrzegał mnie szczególnie przed nim. Czy to więc on dowodzi całą tą ich paczką? Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
~ * ~
Dwie ostatnie lekcje, czyli zaklęcia i obrona, minęły mi na obmyślaniu planu podejścia Ślizgonów. Ciągle zastanawiałam się, co zrobić, by zdobyć te cholerne dowody i w końcu postawić na swoim.
Chwilę wytchnienia zaznałam dopiero podczas obiadu. Razem z dziewczynami usiadłyśmy na pierwszych wolnych miejscach i od razu rzuciłyśmy się na kurczaka w ostrej panierce. Kiedy zaspokoiłyśmy swój głód, a Ann wyciągnęła Proroka, żeby w końcu przejrzeć dzisiejszą gazetę, w Wielkiej Sali pojawili się Huncwoci. Obserwowałam ich przez chwilę, a potem odwróciłam wzrok.
- Kolejne trzy morderstwa czarodziejów pochodzenia mugolskiego? – powiedziała Ann z lekką rozpaczą w głosie.
- Gdzie?
- Na obrzeżach Londynu. Tutaj jest napisane, że to byli jacyś zwykli włóczędzy – wyjaśniła Dorcas, zaglądając Ann przez ramię.
- Taak, bardzo dziwny zbieg okoliczności – odparła tamta.
- Masz rację – usłyszałam w tej chwili głos Pottera, po czym Huncwoci usadowili się koło nas na wolnych miejscach.
Spojrzałyśmy na siebie z dziewczynami, a potem one powoli przeniosły wzrok na chłopaków. Osobiście nie wiedziałam, jak mam się w tej sytuacji zachować. Od naszej „rozmowy” nie odzywaliśmy się do siebie z Rogaczem, dlatego nie miałam pojęcia, co się nagle od dzisiejszego ranka zmieniło. Było mi głupio za całą tamtą sytuację, a Potter jak zwykle utrudniał mi życie. Żeby zatuszować moje zakłopotanie, nałożyłam sobie na talerz dużą porcję budyniu czekoladowego i spróbowałam ją w siebie wmusić.
- Wiesz na ten temat coś więcej? – zapytała w końcu Ann, przerywając napięcie i ciszę.
- Nie mówiłem wam nigdy, że mój ojciec jest aurorem? – Dziewczyny pokręciły głowami. Ja akurat dobrze o tym wiedziałam. – Ojciec jest ich szefem, więc wie wszystko. Naprawdę nie wiedziałyście, kto nimi zarządza? – spytał Potter z pełną buzią. Przełknął i z chęcią podjął temat. – Według ludzi z Ministerstwa za wszystkimi zabójstwami stoi ta sama osoba o pseudonimie Lord Voldemort, ale to akurat wszyscy już wiedzą.
- Tak, ale jeśli to ta sama osoba, to dlaczego do tej pory aurorzy jej nie złapali? – spytała Ann z oburzeniem.
- To nie jest takie proste – odparł zapytany. – Ten facet ma pod sobą wielu ludzi, którzy odwalają za niego większość roboty. Ministerstwo nie ma ich pełnej listy. Ojciec twierdzi, że minie dużo czasu nim wszystkich złapią. Są naprawdę sprytni.
W tym momencie, po tych wyjaśnieniach, nie wytrzymałam. Podniosłam wzrok i spojrzałam porozumiewawczo na Ann. Wiedziałam, że bardzo dobrze pamięta naszą rozmowę o Averym.
- Przecież tak nie może być – odezwała się w końcu Dor. – Oni próbują się pozbyć wszystkich mugoli i czarodziejów pochodzących z takich rodzin. – Teraz spojrzała na mnie przepraszająco.
- Aurorzy mają naprawdę sporo pracy. Kilku ludzi już zamknęli w Azkabanie, ale nowych ciągle przybywa.
- Ale… – zaczął tym razem Peter, jednak w tym momencie przy naszym stoliku pojawił się Sean.
- Wybaczcie, że przerywam, ale muszę zamienić dwa słowa z moją dziewczyną – powiedział, wyrywając mnie na chwilę z niewygodnego towarzystwa, chociaż byłam ciekawa, co jeszcze na temat Voldemorta ma do powiedzenia Rogacz.
- Przepraszam, zaraz wracam – wybąkałam, a potem odeszłam na bok.
- Przerwałem ci obiad, ale mam do ciebie niecierpiącą zwłoki sprawę.
- O co chodzi?
- Potrzebuję twoich notatek z transmutacji z ostatnich czterech lekcji. – Uśmiechnęłam się, słysząc tą śmieszną prośbę.
- Jasne, nie ma sprawy. Przecież wiesz, że zawsze służę pomocą.
- Ratujesz mi życie – odparł również z uśmiechem, który za każdym razem mnie rozbrajał.
- A możesz przyjść po nie dopiero po kolacji, bo wcześniej nie znajdę dla ciebie nawet pięciu minut.
- Oczywiście. Pamiętam, że masz trening – Sean spojrzał na zegarek. – Ja w sumie też muszę zaraz lecieć. Załatwię tylko sprawę z kumplem.
- Ostatnio ciągle się mijamy – stwierdziłam.
- Jutro to sobie wynagrodzimy – odparł Sean, a potem mnie pocałował i przytulił. – Leć już – rzekł po chwili. – Spotkamy się później.
Pocałowałam go jeszcze raz, a potem wróciłam do znajomych. Już w drodze powrotnej zauważyłam, że przy stole nie ma Pottera. Westchnęłam. Zobaczyłam tylko tył jego pleców, kiedy zbliżał się do wyjścia.
James Potter
Widziałem, że Lily była zaskoczona i czuła się bardzo niezręcznie, kiedy pierwszy raz od kilku dni zaaranżowałem bliższe spotkanie. Było widać, że nie wie, o co chodzi w całej tej sytuacji.
Zazwyczaj nie rozmawiałem na tematy, o których mówił mi ojciec, ale tym razem uważałem, że ludzie powinni znać całą prawdę na temat tego, co się aktualnie dzieje na świecie. Tuszowanie zabójstw i wszystkie inne nieudolne działania Ministerstwa mające zapobiec wybuchowi paniki nie były dobrym pomysłem. Ludzie powinni wiedzieć, z czym mają do czynienia, powinni wiedzieć, jak się bronić.
Mój ojciec pracował w Ministerstwie, był Szefem Departamentu Aurorów, więc wiedziałem wszystko o morderstwach, których ostatnio było całkiem sporo, a które tak nieudolnie tuszowało Ministerstwo. Ojciec mówił mi nawet więcej, niż mógł, chociaż sam miał odgórny zakaz Ministra, wyjawiania szczegółów na temat tego, czym się zajmował. Mimo to już od dawna wiedziałem, że cały plan tego Lorda Voldemorta i Śmierciożerców, którzy nazywali go Czarnym Panem, kręcił się wokół mugoli i czarodziejów mugolskiego pochodzenia, dlatego tak bardzo obawiałem się tego, co Ślizgoni mogą zrobić Evans w szkole. Można by sądzić, że pod okiem Dumbledore’a nie mogą zrobić nic, ale sam się przekonałem, że oni nie mają żadnych ograniczeń. Cały czas myślałem o tym, co by się stało, gdybym wtedy, po powrocie od McGonagall nie zdążył na czas. Na pewno potraktowaliby ją zaklęciem niewybaczalnym. Tego byłem pewien na sto procent. Evans była twarda i zwykle radziła sobie ze Ślizgonami, ale obawiałem się, że kiedyś może jej się nie udać, więc uważałem za swój obowiązek, bronić jej tak długo, jak będzie to możliwe.
Przez cały obiad zbierałem się na to, by jeszcze raz porozmawiać z Evans, jeszcze raz zamienić z nią te wszystkie słowa i przyjąć to, co mi zaoferowała. Kiedy już podjąłem decyzję, że złapię ją przed treningiem, przy n a s z y m stole zjawił się Whitby. Zauważyłem, że Lily odetchnęła z ulgą, gdy Sean wyrwał ją na chwilę z naszego towarzystwa. Kilka zamienionych z nim słów, uśmiech i maślane oczy, pomyślałem z irytacją. W czym on jest lepszy ode mnie?, zastanowiłem się po raz tysięczny.
Nie odrywałem od niej wzroku, więc widziałem także ich pełen namiętności pocałunek, po którym już nie wytrzymałem. Lily mogła się spotykać z Whitbym, ale widok całującej się jej z Seanem, a nie ze mną był dla mnie nie do zniesienia. Przecież sama mi powiedziała, że dobrze całuję. Tak, tylko to było zanim wszystko schrzaniliście, odezwał się jakiś głos w mojej głowie.
Przytulenie i kolejne słowa. Wstałem z ławki.
- Gdzie się wybierasz? – spytał Łapa.
- Muszę jeszcze coś załatwić przed treningiem – odparłem. – Widzimy się za chwilę.
- Pójdę z tobą – zaoferował Syriusz.
- Nie. Nie trzeba – rzekłem i szybko się oddaliłem.
Byłem już prawie przy wyjściu, kiedy usłyszałem za plecami głos Whitby’ego.
- Potter, zaczekaj! – Nie zareagowałem. Zamieniłem już z nim dzisiaj „dwa słowa” i nie miałem zamiaru, zamieniać więcej. – Potter – Sean wyrósł teraz obok mnie.
- Whitby, odwal się – powiedziałem ze złością.
- Rozmawiałeś już z Lily? – zapytał. Przystanąłem i spojrzałem na niego.
- Posłuchaj mnie, Whitby. Nie będziesz mi mówił, co mam robić. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, więc powtarzam ci jeszcze raz: odwal się
Ruszyłem dalej. Sean tak mnie wkurzał, że ledwo nad sobą panowałem. Dodatkowo teraz miałem ochotę mu przywalić za ten pocałunek.
- Możesz mnie nie lubić, ale wiem, że nadal zależy ci na m o j e j dziewczynie. Naprawdę bardzo mi przykro, że Lily tak cię zawiodła – powiedział z ironicznym uśmiechem.
Moja pięść poleciała w stronę jego twarzy tak szybko, że nawet nie zdążyłem pomyśleć, co robię. Whitby upadł na ziemię, z nosa obficie leciała mu krew.
- Do jasnej cholery, Potter – wystękał Sean.
- Już ci powiedziałem, co myślę na ten temat – rzekłem, podnosząc go za szatę. Wokół nas zebrało się już trochę osób. – Jeszcze zobaczysz, że i tak wygram. – Rzuciłem go z powrotem na ziemię. Teraz na twarzy Whitby’ego malowała się wściekłość.
- Sean, nic ci nie jest? – głos Lily przeciął powietrze jak brzytwa. Uklęknęła i pomogła mu wstać. – Potter, jesteś nienormalny! – krzyknęła, zwracając się do mnie. – Powinieneś się leczyć!
Whitby jęknął. Lily wyciągnęła różdżkę, jednym zaklęciem naprawiła mu złamany nos, a potem znowu zwróciła się do mnie.
- A ja myślałam, że możesz się zmienić. Chciałam dać ci szansę – powiedziała z rozpaczą. – Dobrze, że to wszystko odrzuciłeś – dodała. Sean wytarł krew rękawem koszuli.
- Lily, daj już spokój – rzekł i ją objął. – Jak widzisz, Potter nie jest wart twojego zachodu.
~ * ~
- Co ty wyprawiasz? – spytał Lupin, kiedy razem z Łapą przebierałem się przed treningiem.
- Luniek, daj mi spokój – odparłem. – Nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić.
- Rogacz, coraz bardziej oddalasz się od celu – powiedział Remus stanowczo. – Wcale nie będę zaskoczony, jeśli teraz to Lily ci odmówi.
- Whitby sam się o to prosił – wyjaśniłem.
- A co on ci takiego znowu zrobił?
- Całował się z Evans, to wystarczy – rzekłem sztywno i wyszedłem z szatni.
Lily przyszła na trening dwadzieścia minut po czasie. Domyślałem się, że to zrobi, że w ten sposób, chociaż częściowo się zemści, ale mimo to, a może właśnie dlatego, moja wściekłość sięgnęła zenitu.
Dałem dzisiaj wszystkim nieźle popalić na treningu, chociaż Evans znowu toczyła ze mną wojnę. Nie słuchała i robiła, co chciała, a kiedy kolejny raz na nią nawrzeszczałem, rzuciła kafel na ziemię z dużej wysokości, wylądowała i poszła do szatni. Ona jedna z całej drużyny była na tyle odważna, by zrobić coś takiego. Z drugiej strony była pewna, że mimo wszystko nie wyrzucę jej.
- Jeszcze nie skończyłem – powiedziałem wściekły, kiedy szła do szatni.
- Ale ja już skończyłam. Zejdź mi z drogi.
Na tym zakończyłem trening, który nie miał już sensu bez trzeciego ścigającego, a byłem pewny, że nic nie zmusi Evans do powrotu na boisko. Gdybym zagroził wyrzuceniem jej z drużyny, odeszłaby sama, tego byłem pewien. Nic więcej nie mogłem już więc zrobić. Kolejny mecz, na który ogromny wpływ będą miały nasze prywatne porachunki. Miałem nadzieję, że mimo wszystko, chociaż teraz wygramy.
~ * ~
Po treningu szybko opuściłem szatnię i wróciłem do dormitorium. Chłopacy nie odezwali się do mnie ani słowem od czasu zakończenia treningu i dziękowałem im za to z całego serca. Chciałem dobrze zacząć próbę rozmowy z Lily, ale wyszło jak zwykle. Nic nie mogłem poradzić na to, że Whitby tak mnie wkurzał, a to, że na razie był na wygranej pozycji, denerwowało mnie jeszcze bardziej. Naprawdę nie mogłem pojąć, dlaczego oni nadal ze sobą są.
Kiedy naszedł odpowiedni czas, udałem się na dół na kolację. Przeleciałem wzrokiem stół Gryffonów, ale nie zauważyłem jeszcze nikogo ciekawego. Usiadłem więc sam na samym końcu. Po jakimś czasie do Wielkiej Sali weszli Huncwoci. Napotkałem wzrok Łapy, który zrozumiał moje wskazówki i razem z Lupinem i Peterem poszli dalej. Potrzebowałem trochę samotności. Musiałem na nowo przemyśleć sprawę pogodzenia się z Lily. Wcześniej widziałem, że naprawdę tego chce, ale po tym, jak uderzyłem jej chłopaka… W pełni na to zasłużył, palant jeden, pomyślałem w duchu.
Czekałem, aż na kolacji zjawią się dziewczyny, ale gdy już przyszły, nie było z nimi Evans. Zamiast niej usłyszałem chichot, a zaraz potem dołączyła do niego twarz Mirandy, która usiadła koło mnie i zaczęła nakładać sobie na talerz kanapki.
- Coś się stało? – spytała po chwili.
- Nie.
- To czemu masz taką minę?
- Miranda, nie teraz – powiedziałem. – Mam sprawę do załatwienia.
- Ta sprawa to znowu Lily Evans? Nieźle sprałeś dzisiaj jej chłopaka – rzekła z niezadowoleniem i niechęcią jednocześnie. – Czemu ciągle za nią latasz? – Nie odpowiedziałem. Kolejna osoba robiąca mi wymówki. Wstałem i bez słowa zostawiłem ją samą. – James! – krzyknęła stanowczo. – Jeśli do niej pójdziesz, koniec z nami! – Zignorowałem ją i opuściłem Wielką Salę. Tym lepiej dla mnie, pomyślałem. Chodziłem z nią od kilku dni i już miałem jej dosyć.
W Pokoju Wspólnym zastałem kilka osób, głównie dziewczyn, które zamiast iść na kolację, wolały się głodzić, by, jak to one mówiły, utrzymać dobrą figurę. Wśród nich nie było jednak tej, której szukałem. Wziąłem więc głęboki oddech i swoim huncwockim sposobem wbiegłem po schodach do dormitorium dziewczyn.
Nie miałem zamiaru pukać, bo równało się to z oczywistym brakiem odpowiedzi, więc otworzyłem drzwi i wszedłem bez zaproszenia.
- Mówiłam, że nie jestem głodna – odezwała się Lily na dźwięk otwieranych drzwi, a potem się odwróciła. Na mój widok, na jej twarzy od razu zagościła wściekłość. – Wynoś się stąd albo wezwę profesor McGonagall – rzekła.
- Musimy porozmawiać, Evans – odparłem.
- Nie rozmawiam z tępymi idiotami. Wynoś się stąd – powtórzyła. – Daję ci ostatnią szansę.
- Ja właśnie w tej sprawie – wyjaśniłem i teraz stanąłem na samym środku ich dormitorium.
Na twarzy Evans nadal malowała się wściekłość, ale nie w jej oczach.
- Chodź, Miriam – usłyszałem z boku głos Kate. Dopiero teraz spostrzegłem, że nie jesteśmy w pokoju sami. Miriam zaplatała Kate warkocza, siedząc na łóżku po mojej lewej stronie. Ta pierwsza nawet na mnie nie spojrzała, kiedy obie wychodziły.
- Mam cię dosyć, Potter – rzekła Lily, odwracając się ode mnie i zaczynając ze złością wrzucać książki do torby. – Nie będziemy rozmawiać. Nie mamy, o czym rozmawiać, co więcej, to ty nie chciałeś ze mną rozmawiać – mówiła dalej. – Nie chodzi mi nawet o to, co dzisiaj zrobiłeś, bo osobiście byłam przygotowana na to, że kiedyś w końcu coś podobnego się stanie – dodała.
- To wcale nie było i nie jest tak, że nie chciałem z tobą rozmawiać – powiedziałem, kiedy ona w końcu przestała mówić. – Ja po prostu… – przerwałem, żeby się trochę uspokoić. – Zresztą nieważne.
- Jeśli nieważne – zaakcentowała drugie słowo – to po co tu przyszedłeś?
- Porozmawiać – powtórzyłem. – Chyba by wypadało.
- Jeśli chodzi o dzisiaj, to nie będę marnować czasu na kolejne komentarze dotyczące twojego żałosnego i bezczelnego zachowania, a jeśli o wtedy to… – teraz znowu odwróciła się w moją stronę. – To powiedziałam już, co chciałam. Nic więcej nie mogę ci zaoferować, więc jeśli nie chcesz się ze mną przyjaźnić, to nie mamy, o czym znowu rozmawiać. Możemy jedynie wrócić do tego, co było albo nadal udawać, że się nie znamy. Twój wybór.
- Na pewno nie ma czwartej opcji? – spytałem, chociaż wiedziałem, jaka będzie odpowiedź. Lily postawiła mi ultimatum: przyjaźń albo nic.
- Mało ci dałam opcji? Nie, nie zerwę z Seanem dlatego, że ty tego chcesz. Spójrz na siebie, nie zasługujesz nawet na moją przyjaźń.
- Nie jesteś w porządku – rzekłem. Jej ocena była niesprawiedliwa. To jej zależało na tej przyjaźni, nie mi.
- To ty nie jesteś w porządku. Ciągle powtarzałeś mi, że ci na mnie zależy, że mam ci dać szansę, a w tym czasie miałeś dziesięć innych dziewczyn. W ciągu ostatniego tygodnia byłeś z trzema. To ma być według ciebie w porządku?
- To akurat było celowe – odparłem oburzony.
- Celowe? To było i jest dziecinne, tak samo jak ty. Powiedziałeś, że się dla mnie zmieniłeś, że wywróciłam twoje życie do góry nogami, że rzucisz dla mnie wszystko, jeśli tylko zaryzykuję, ale jaką mam pewność, że jeśli nagle w naszym związku, jakikolwiek by on nie był, wyniknie jakiś problem, nie polecisz do innej? Jaką mam na to gwarancję?
- Tylko moje słowo.
Lily prychnęła i usiadła na łóżku. Odczekałem chwilę, myśląc, że zaraz podejmie swój monolog na nowo. Ona jednak milczała, więc zabrałem głos.
- Posłuchaj mnie – przyklęknąłem koło niej i spojrzałem jej w oczy. – Wiem, że zrobiłem dużo głupich rzeczy, że masz podstawy do tego, by mi nie ufać, a nawet nienawidzić, ale przemyślałem wszystko na spokojnie i doszedłem do wniosku, że byłem głupi, odrzucając to, co mi zaoferowałaś, więc jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, zgadzam się na przyjaźń. Nie wiem, jak to będzie, ale postaram się tego nie zepsuć.
- Postarasz się? – spytała z ironią. – Moja propozycja nadal jest aktualna, ale powiedz mi, jak po tym wszystkim mam ci zaufać? Przyjaźń to zaufanie, a ja nie mam go względem ciebie nawet po dwukrotnym uratowaniu mi życia. – Westchnąłem. Było trudniej niż myślałem.
- W takim razie oboje musimy zaryzykować.
Milczała przez chwilę, która była dla mnie wiecznością.
- Więc jak? Zaczynamy wszystko od nowa? Podejmujemy to ryzyko?
- Zgoda. Spróbuję ci zaufać, ale jeśli znowu zmienisz się w zazdrosnego adoratora, wszystko zakończymy.
Z trudem zgodziłem się na te warunki. Nie wiedziałem, jak długo tak wytrzymam, ale musiałem postawić wszystko na jedną kartę.
Wstałem z klęczek z zamiarem wyjścia. Udało się. Jeszcze w to nie wierzyłem, ale naprawdę się udało. Lily musiało strasznie na tym zależeć, że mimo tego, co dzisiaj zrobiłem i mimo tego, co do tej pory przeszliśmy, w tej chwili tak szybko zmieniła co do mnie swoje nastawienie.
- James, zaczekaj – usłyszałem jej głos, a zaraz potem poczułem jej uścisk. Zaskoczyła mnie tym, ale także ją przytuliłem.
Lily Evans
To tylko przyjacielski uścisk. Przecież o to ci chodziło, idiotko, pomyślałam. Mimo to, czułam się w jego ramionach tak dobrze, że nawet nie zwróciłam uwagi na otwierające się drzwi do dormitorium.
- Lily – usłyszałam Ann, która zaniemówiła, wszedłszy do środka.
Kolejny raz ta sama sytuacja, stwierdziłam. Chociaż teraz przynajmniej się z nim nie całuję. James mnie puścił i stanął obok. Dor także weszła już do pokoju.
- Sean czeka na dole. Mówił, że miałaś mu dać jakieś notatki czy coś – powiedziała, wymijając Ann, udając, że niczego nie zauważyła.
- Tak, zaraz do niego zejdę – odparłam i otworzyłam szafę, żeby znaleźć odpowiednie kartki dla Seana.
- To ja już pójdę – odezwał się Rogacz. – Zobaczymy się później.
- James, zaczekaj chwilę – powiedziałam, kiedy był już przy drzwiach.
- Co jest?
- Jutro po południu Slughorn robi imprezę urodzinową – wyjaśniłam. – Może chcesz ze mną pójść w charakterze osoby towarzyszącej? – spytałam, podkreślając dwa ostatnie słowa. Przyjaźń, ok, ale nie chciałam, żeby już w ciągu pierwszych pięciu minut zaczął znowu liczyć na coś więcej. – Sean nie może ze mną iść, więc pomyślałam, że…
Wpatrywałam się w niego z napięciem, czując na sobie także wzrok dziewczyn. Po chwili Potter się odezwał.
- O której?
- O osiemnastej.
- Będę czekał na ciebie za piętnaście szósta w Pokoju Wspólnym – odparł, a potem posłał mi swój cudowny uśmiech i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Sean czeka na dole – przypomniała mi Dorcas, kiedy zostałyśmy same.
- Już idę – wzięłam notatki i miałam zamiar otworzyć drzwi, ale powiedziałam: – Pytajcie – dziewczyny milczały. – Och, dajcie spokój. Przecież wiem, że macie dużo do powiedzenia. – Spojrzały na siebie, a potem odezwała się Ann.
- Co to znowu miało być? Jeszcze godzinę temu byłaś na niego wściekła.
- Tak, ale bardziej zależało mi na tym, żeby się z nim dogadać i przyjaźnić. Ustaliliśmy warunki i w końcu dopięłam swego.
- Zobaczymy, jak długo to potrwa – stwierdziła Ann, niepewna moich wyjaśnień. Zignorowałam jej kąśliwą uwagę.
- A Slughorn? – spytała Dor. – Po co go zaprosiłaś? Sean się wścieknie.
- Nie wścieknie się, bo sam mi to zaproponował. On nie może ze mną iść, a sama w ogóle bym nie poszła. Poza tym, ufa mi.
- A czy ty ufasz sobie? – zapytała Ann.
To pytanie trochę mnie zaskoczyło. Nie rozpatrywałam tego w ten sposób, więc nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć.
- Sean czeka – zmieniłam temat. – Jak wrócę, to porozmawiamy, bo jest kilka spraw, które chcę w końcu wyjaśnić. Naprawdę – dodałam, widząc ich miny, a potem wyszłam.
Sean czekał na korytarzu przed wejściem do naszej wieży.
- Przepraszam, że tak długo to trwało. Jak nos? – spytałam, wręczając mu notatki.
- Już dobrze – odparł. – Coś się stało? – dodał, widząc moje zakłopotanie.
- Ja… Pogodziłam się z Potterem i zaprosiłam go na tą jutrzejszą imprezę – powiedziałam.
Sean milczał, przypatrując mi się uważnie.
- Pomyślałam, że chciałbyś o tym wiedzieć, mimo tego, co się dzisiaj stało.
- Czy teraz jesteś szczęśliwa? – Skinęłam głową. – A więc nie ma żadnego problemu. Będę musiał go znosić, ale pociesza mnie fakt, że on będzie musiał znosić mnie. – Uśmiechnęłam się i go przytuliłam.
- Dziękuję – powiedziałam.
- Idź odpocząć. Spotkamy się jutro i dzięki za notatki. – Pocałowałam go na pożegnanie i wróciłam do wieży.
Dziewczyny nadal siedziały w dormitorium. Kate i Miriam jeszcze się nie pokazały, więc miałyśmy chwilę na rozmowę.
- O czym chciałaś rozmawiać? – spytała Ann ze sceptyczną miną.
Wzięłam głęboki oddech. Chciałam w końcu wyjść na prostą.
- Wiem, że ostatnio nie było między nami zbyt dobrze. Ciągłe tajemnice i nieporozumienia wystawiły naszą przyjaźń na próbę, ale chciałabym, żeby od dzisiaj wszystko było tak, jak kiedyś. No, może z jednym wyjątkiem. Posłuchajcie, jestem z Seanem, a od dzisiaj przyjaźnię się także z Jamesem. Biorę pod uwagę możliwość, że wszystko może się jeszcze zmienić, ale na razie jestem zadowolona z tego, co mam, dlatego proszę was, żebyście i wy zapomniały o wszystkim.
- Koniec z tajemnicami? – spytała Dorcas.
- Kłamstwami i wymyślaniem? – dodała Ann.
- Koniec.
- Znowu będziesz dawną Lily?
- Jeśli tylko wy przestaniecie się wtrącać i mnie oceniać. Od dzisiaj zaczynam wszystko od początku.
- Nie podoba mi się to, co robisz z Rogaczem, ale masz rację – powiedziała Ann. – Ostatnio trochę przesadziłyśmy. – Dor pokiwała głową, a potem dodała:
- Jeśli naprawdę wszystko się w końcu skończy, będę przeszczęśliwa. Teraz moim jedynym problemem jest Black, któremu nie ujdzie na sucho to, jak mnie ostatnio potraktował.
- Co chcesz z nim zrobić? – spytałam.
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno na długo zapamięta moją zemstę – Dor uśmiechnęła się szeroko, chociaż wiedziałam, że przykro jej w związku z tym, jak Łapa ją potraktował.
- Wiesz, że jak coś, zawsze możesz na mnie liczyć, nie? – powiedziałam. Moja ciemnowłosa przyjaciółka skinęła głową, a potem wszystkie trzy wykonałyśmy nasz uścisk przyjaźni. – Cholera, co ja mam założyć na tą imprezę u Slughorna? – rzekłam w pewnej chwili.
- Ann na pewno coś ci znajdzie – odparła Dor, spoglądając na blondynkę.
- O to się nie martw. Będziemy wyglądały najlepiej ze wszystkich – stwierdziła.
- Będziemy? – zapytałam zdezorientowana.
- Noo, pamiętacie Bruca Bowersa? Tego Krukona z szóstej klasy? – Dor zaprzeczyła, a ja skinęłam głową. – Zaprosił mnie na to przyjęcie do Slughorna. Nie mówiłam wam o tym? – spytała Ann. Teraz ja również pokręciłam głową. – Spotkałam go podczas wakacji, mieszkał w tym samym hotelu co ja, podczas mojego wyjazdu na Majorkę – wyjaśniła. – Nikogo tam nie znałam, więc spędziliśmy razem trochę czasu. Na pewno wam o tym mówiłam – stwierdziła.
- Nie mówiłaś – rzekła Dorcas.
- No to teraz już wiecie.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńSkomentuje potem.
Pozdrawiam Astoria
Droga Luthien!
OdpowiedzUsuńRozdział boski *-*
Jak ja nie cierpię Snape'a, wkurza mnie. Jednak miło z jego strony że ostrzegł Lilke przed Ślizgonami.
Nienawidzę Seana, mam ochotę go utopić. Bardzo dobrze że Potter go walną, ma debil za to że pocałował się z Evans na oczach Pottera. Kiedy Lily i Whitby wreszcie zerwą ? Mam nadzieję że za nie długo.
Kolejne morderstwa, Voldek nie daje za wygraną. Mam nadzieję że nie zabije rodziców Lily, ani Pottera. Mam takie pytanie w odnośnie do postaci Ann : Ona umrze czy przeżyje ?
James i Lily się przyjaźnią. Jak na razie idą w dobrym kierunku by zacząć chodzić :) Dobrze że Evans dała mu jeszcze jedną szansę, mam nadzieję że ta przyjaźń przetrwa. Lily przytuliła Pottera i zaproponowała mu pójście z nią na przyjęcie Slughorna, to słodkie. Lepiej niech Lily ubierze jakąś wystrzałową sukienkę.
Przepraszam że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale nie miałam czasu, ale powiem ci że był niesamowity.
Zapraszam do mnie na rozdział 9
Pozdrawiam Astoria
Kochana Astorio,
OdpowiedzUsuńScena, w której Potter uderza Seana nie jest nawet dobra, a mimo to sama ją lubię. Niestety na zerwanie Lily z Whitbym trzeba będzie jeszcze poczekać.
Rodzice Pottera i Evans nie umrą w najbliższej przyszłości. Na pewno wszyscy razem będą na ślubie tej dwójki i jeszcze trochę później.
Co do Ann to sama jeszcze nie wiem. Na pewno od grudnia i przez drugi semestr będę ją stopniowo odsuwać od głównych wątków i zejdzie na dalszy plan. Więcej nie mogę niestety zdradzić. Na chwilę obecną nie mam dla niej ostatecznych planów, jak i dla kilku innych postaci, więc możliwe, że pójdę za radami czytelników i w tej, jak i innych sprawach zrobię głosowanie :)
Evans tylko czekała na to aż będzie mogła to zrobić. Co do ich przyjaźni... Może to trochę zbyt duża nadinterpretacja. A o jej wygląd na przyjęciu na pewno zadbają jej niezastąpione przyjaciółki.
Pozdrawiam
Kochana Luthien,
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że Sean wreszcie dostał w mordę. W tym wypadku można powiedzieć, że między chłopakami jest 1:1.
Fajnie, że Lily pogodziła się z Jamesem i że teraz w końcu będą się przyjaźnić. Ciekawa jestem jak długo jeszcze Evans będzie walczyć z tym co nieuniknione (to jest z faktem , że ona i Potter są sobie pisani). To przyjęcie u Ślimaka brzmi naprawdę obiecująco i zastanawiam się, czy tam nic się nie wydarzy... może jakiś przełom?
Severus wkurzył mnie tym listem. Widzi, że jego kumple są rypnięci, a zamiast ich olać to oficjalnie działa z nimi, a nieoficjalnie ostrzega swoją byłą przyjaciółkę przed jego obecnymi przyjaciółmi.
Gdzie tu logika? - Pytam o zachwoanie Seva, bo nie mam na myśli, że coś źle napisałaś rozdział cud miód malina ^^
Hmmm o czym to ja jeszcze... a już wiem o meczu, o drużynie. Szkoda, że przez napięte stosunki naszych głównych bohaterów cierpi cała drużyna. Dziwię się, że Gryfoni nie próbują się buntowac. Ruda powinna jednak być trochę bardziej pokorna na treningach... chociaż Potter też nie powinien się na niej wyżywać.
Pozdrawiam
Em
Kochana Lutchien
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Jak zwykle :)
Lily w końcu pogodziła się z Rogaczem. Jednak zakładam, że niedługo wszystko wymknie się z pod kontroli. James pewnie będzie zasdrosny. Wystarczy pomyśleć, co by się działo, gdyby Lily rozmawiała z Potterem, a przyszedłby Sean i pocałował dziewczynę. Wybuchłoby prawdziwe piekło... Jestem ciekawa, jak Huncwoci zareagują na wieść, że James pogodził się z Lily :)
Jednak Sev dał sobie spokój z przeprosinami. Chociaż dobrze, że ostrzegł Lily przed śmierciożercami, najbardziej przed Averym.
Pozdrawiam
Lavender Potter
Kochana Em,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz, jak mnie również cieszy ten fakt. Musiał kiedyś oberwać chociaż raz "fizycznie".
Przyjęcie będzie miało dosyć spore znaczenie dla trzech postaci. Skutkiem tego będzie dosyć szybka rezygnacja Jamesa z oficjalnej przyjaźni z Evans, ale nic więcej nie zdradzę.
Kochana, w zachowaniu Seva nie ma logiki. Może tak, on już nie bardzo patrzy na to, co robią jego kumple, bo po wakacyjnym spotkaniu z Voldemortem zdobył własną pozycję i ma teraz własny cel. Czarny Pan obiecał mu, że nie tknie Evans, jednak nie obchodzi go, co zrobią w tej sprawie jego podwładni i tutaj Snape ma problem.
Pozdrawiam
Kochana Luthien,
OdpowiedzUsuńto będzie krótki komentarz, miałam wg tego nie robić, ale w pewnym momencie jak zaczęłam czytać, to... No, musiałam to zrobić.
Chcę poruszyć tylko jedną sprawę. Sprawę, która ma na imię Sean.
W tym rozdziale przekonałam się, że lubię Seana bardziej niż Jamesa. Piepszyc to, co powiesz, wierna fanko Pottera :D Pamiętam na lekcji religii w podstawówce, albo gimnazjum ksiądz powiedział, że miłość to "pragnienie szczęścia drugiego człowieka". A Sean w tym rozdziale (i w poprzednich) mówi, że chce, aby Lily była szczęśliwa. Tak się wtedy na Pottera wściekłam... Czy on pragnie jej szczęścia? Poprzez zadawanie jej bolesnych ran? Och, jakim on jest dupkiem! Mam nadzieję, że się zmieni. Proszę, powiedz, że tak! Bo mój stosunek do miłości szybko się nie zmieni. Sean byłby idealnym chłopakiem, gdyby nie jego brak czasu dla dziewczyny. Ale w tym rozdziale jest moim bohaterem. Porozmawiał nawet z osobą, której nienawidzi dla jej szczęścia!
Ale żeby ten komentarz nie był złym dla Ciebie, to pochwalę przyjaźń Jamesa i Lily oraz to, że dziewczyny się pogodziły (jeśli mogę to tak nazwać ;P ). I jeszcze Severus mi się spodobał w tym rozdziale.
Dobra, ja kończę, pozdrawiam, weny, pa!
Gabby
Ohh to takie... no nie wiem ale ja już bym chciała żeby coś z tego wynikło . Mam nadzieję że Rogacz tego nie zepsuje ...
OdpowiedzUsuńKochana Luthien!
OdpowiedzUsuńNa początku strasznie Cię przepraszamy za nasze opóźnienie. Byłyśmy pewne, że koniec roku będzie luźniejszy, a wyszło zupełnie odwrotnie. Na szczęście poprawiamy się i nadrabiamy zaległości. :)
Rozdział jak zwykle cudowny. Brakuje nam już słów dla Twojego pisarskiego talentu, więc napiszemy tylko tyle, że piszesz fantastycznie. :)
Zaskoczyło nas zachowanie Severusa. Zaimponował nam tym, że przestrzega Evans, nie oczekując niczego w zamian. Mamy nadzieję, że Lily posłucha jego rad i nie będzie szukała guza, próbując przyłapać na czymś Śmierciożerców. Chyba że bardzo zależy jej na tym, by James biegł jej na ratunek.
James wzbudza w nas mieszane uczucia. Z jednej strony faktycznie widać w nim wolę poprawy. Naprawdę zależy mu na Lily i chyba woli mieć w niej przyjaciółkę niż nie mieć jej w ogóle. Z drugiej strony nadal zachowuje się niedojrzale, traktując Lily w kategoriach rzeczy, którą może posiadać i którą według niego samego powinien posiadać. Poza tym ta cała akcja z Seanem też raczej niczego mu nie dała. Wiemy, że Rogacz jest narwany, w końcu sam przyznał się do tego, że uderzył zanim pomyślał, ale powinien faktycznie zacząć słuchać Remusa, bo jakoś kiepsko idzie mu stosowanie rad kumpli w praktyce.
Lily chyba znalazła złoty środek. Jest z Seanem, do którego w końcu się przekonałyśmy, całkiem mądry z niego facet i trochę nam szkoda, że James go uszkodził. I przyjaźni się z Rogaczem, który wiadomo oczekuje czegoś więcej. Póki co chyba nie jesteśmy za tym, żeby Lily i James byli razem. Oboje czują coś do siebie, kochają się na jakiś swój pokręcony sposób, ale uważamy, że James powinien dojrzeć. Swoją drogą mamy nadzieję, że Sean za bardzo nie oberwie, kiedy Evans rozstanie się z nim, jak już zrozumie, że kocha Jamesa.
Cieszymy się, że Potter i Evans w końcu doszli do porozumienia. Dobrze, ze Rogacz przystał na warunki Lily i mamy nadzieję, że będzie dla niej prawdziwym przyjacielem i że po prostu tego nie zepsuje. Niech będzie cierpliwy, to może Lily spojrzy na niego zupełnie inaczej? Przecież widać, że jej na nim zależy, skoro po wszystkich głupstwach, które zrobił, nadal oferuje mu przyjaźń.
Zaskoczyło nas, że Lily jednak zaprosiła Jamesa na imprezę do Slughorna. Jesteśmy bardzo ciekawe, co się tam wydarzy i czy faktycznie będzie ona miała tylko przyjacielski charakter, dlatego zaraz zabieramy się za następny rozdział.
Pozdrawiamy i życzymy ogromu weny i czasu! :)
~ Łapa i Rogacz
Kochane Dziewczyny,
OdpowiedzUsuńNiestety koniec roku i czas matur nie są luźniejsze, tym bardziej mi miło, że w ogóle znalazłyście czas by do mnie zajrzeć.
James już niedługo zrozumie, jaką taktykę powinien teraz obrać, jednak potem Lilka zacznie się z nim bawić i znowu będą kłopoty.
Do tego, żeby nasza dwójka była razem jeszcze trochę czasu. Zdradzę, że przy samym zerwaniu Sean nie bardzo oberwie, troszkę później wyda się coś, co miało być zachowane w sekrecie i wtedy dopiero cios pójdzie w jego stronę niestety.
Pozdrawiam
Luthien