Witajcie Kochani,
przed wami ostatnia część tego rozdziału. Mam nadzieję, że spodoba wam się ta krótka chwila pozytywnych relacji Jamesa z Lily :)
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Tej nocy, o dziwo, nie śnił mi się żaden koszmar. Już od samego ranka miałam dobry humor, którego nic nie mogło mi popsuć. Ann również zachowywała się tak, jakby narodziła się na nowo, nie mówiąc już o Jamesie. Jedyny wyjątek stanowiła relacja Dorcas z Łapą. Niby normalnie ze sobą rozmawiali, ale mimo wszystko moja przyjaciółka nadal skrywała w sobie wściekłość. Nie sądziła, że Black jednak potraktuje ją jak każdą inną dziewczynę.
Od chwili, kiedy Potter zgodził się na wspólne wyjście, cieszyłam się na to głupie przyjęcie u Slughorna. Zresztą nie miałam możliwości wykręcenia się już z uczestnictwa, gdyż potwierdziłam je, kiedy profesor zatrzymał mnie dzisiaj pod koniec lekcji.
Jeszcze o godzinie szesnastej siedziałam z dziewczynami w dormitorium. Mój rozciągnięty dres nie zyskiwał nawet na najniższą ocenę, a włosy byle jak upięte, opadały mi na twarz.
- Nie powinnaś zacząć się zbierać? – spytała Kate, włączając radio.
- Może i powinnam – odparłam i spojrzałam na Ann, która od godziny siedziała już w pełni przygotowana do wyjścia. Miała na sobie chabrową sukienkę przed kolana i czarne szpilki. Włosy tym razem wyprostowała, a na twarz nałożyła tonę makijażu. Mimo tego całość robiła piorunujące wrażenie. Bądź co bądź, Ann uznawana była za jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole. Powierzyłam jej również moją osobę, ale nie byłam pewna, czy to był dobry pomysł.
- Racja, idź się wykąpać, a ja przejrzę twoje ubrania. – Rzekła stanowczo, a ja wywróciłam oczami, spełniając jej rozkaz.
Pół godziny później, opatulona w ciepły szlafrok oraz z włosami zawiniętymi w ręcznik, wyszłam z łazienki. Dorcas czekała na swoją kolej, a Ann i Kate przetrząsały moje rzeczy.
- Nie masz nic, w czym mogłabyś iść? – spytała Ann z irytacją, ale i rozbawieniem.
- A to? – wskazałam na czerwoną sukienkę do kolan z rękawami trzy czwarte i trójkątnym dekoltem. Miałam ją założoną na ślubie kuzynki w zeszłe wakacje.
- Staromodne – powiedziały obie jednocześnie, a ja westchnęłam i usiadłam koło Dor.
Kate i Ann naradzały się dosyć długo „co by tu ze mną zrobić”, aż w końcu moja blond przyjaciółka rzuciła mi sukienkę w stylu „mała czarna” z tą różnicą, że akurat ta była brązowa.
- I ja mam to niby włożyć? Na wyjście z Jamesem? – spytałam, kiedy dokładnie obejrzałam kreację, którą dała mi Ann. Sukienka była w kolorze mlecznej czekolady i bez ramiączek, a sięgała tylko do połowy ud. W pasie miała kremowy pasek ze średniej wielkości kokardą na środku.
- To był twój wybór – przypomniała mi Ann.
- A co z butami? – W tym momencie do dormitorium weszła Miriam.
- Jesteś wreszcie – powiedziała Kate.
- Co jest? – spytała przybyła, patrząc na swoją przyjaciółkę.
- Skoczysz do tej swojej koleżanki, jak jej tam było… Alex? Chodzi mi o te buty, które dla mnie od niej pożyczałaś.
- Jasne, a gdzie się tym razem wybierasz?
- Nie ja, tylko Lily – odparła Kate. Miriam uśmiechnęła się szeroko.
- W takim razie już lecę – powiedziała i wybiegła z pokoju.
Znowu spisek, pomyślałam. Zrezygnowana weszłam do łazienki i tym razem wciągnęłam na siebie sukienkę. Wyglądałam w niej całkiem dobrze, ale nie byłam pewna, czy nadaje się dla Rogacza. Może i postanowiliśmy zostać przyjaciółmi, ale i tak wiedziałam, że wykorzysta każdą możliwą okazję.
- Zapniesz mi zamek? – poprosiłam Dor, kiedy wyszłam z łazienki.
- Wyglądasz świetnie – przyznała Kate. – Poczekamy jeszcze, aż Miriam przyniesie buty, a teraz może Dorcas zajmie się twoimi włosami.
Dor nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Wysuszyła mi włosy jednym machnięciem różdżki, wyszczotkowała, drugim machnięciem zrobiła z nich naturalnie wyglądające loki, a potem upięła w kok, dzięki czemu pojedyncze pasma włosów luźno wisiały, delikatnie okalając mi twarz.
- No, może być – stwierdziła, kiedy skończyła i przyjrzała się swojemu dziełu.
- Godzina?
- Dwadzieścia pięć po piątej.
- Najwyżej chwilę poczeka – powiedziała Ann. – Ja uprzedziłam Bruca, że z zasady się spóźniam – dodała, a ja wywróciłam oczami.
- Teraz moja kolej – rzekła Kate i zabrała się za makijaż.
Przygotowania na zwykłą imprezę u Slughorna zamieniły się w przygotowania, co najmniej na światowy pokaz mody, pomyślałam z niezadowoleniem.
Kate wybrała średnio mocny makijaż. Kreski, narysowane czarną kredką, delikatnie rozmazała, a rzęsy intensywnie wytuszowała. Oprócz tego przypudrowała mi twarz, nadając jej konkretny kolor. Na koniec pociągnęła usta bordową szminką. Osobiście zmyłabym połowę tych kosmetyków.
- James już czeka na dole – oznajmiła Miriam, wpadając do pokoju. – Wow, wyglądasz cudownie – dodała, a potem wręczyła mi kremowe szpilki. Za wysokie jak na mój gust.
- Zabiję się w nich – stwierdziłam, wkładając je na nogi.
- Nie zabijesz – powiedziała Ann. – No, pokaż się.
Okręciłam się wkoło, prezentując dzieło dziewczyn. Dor poprawiła ostatni raz moje włosy, a potem oznajmiła:
- Możesz iść.
Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam zbyt wyzywająco jak na przyjacielski wieczór z Rogaczem, ale wiedziałam, że dziewczyny bardzo się starały, więc powiedziałam tylko:
- Dziękuję – i uśmiechnęłam się.
- Dobra, lećcie już – rzekła Kate i razem z Ann opuściłyśmy dormitorium wesoło przy tym rozmawiając.
Potter czekał na mnie przy schodach. Miał na sobie czarne jeansy i koszulę. Strój dopełniały, również czarna, skórzana kurtka oraz jak zwykle rozczochrane włosy, wyglądające tak, jakby dopiero co zszedł z miotły. Na mój widok zrobił wielkie oczy, ale spróbował się opanować.
- Evans jak zwykle spóźniona. – Posłałam mu znaczące spojrzenie. – Wyglądasz cudownie – powiedział, bezczelnie się na mnie gapiąc. Byłam pewna, że nawet nie zwrócił uwagi na Ann, która właśnie stanęła koło mnie, patrząc na tą scenę z lekkim rozbawieniem.
- Dziękuję – odparłam i odwzajemniłam uśmiech. – Ty też wyglądasz wyjątkowo dobrze – pokazałam mu język.
- Chciałabym zauważyć, że ja też tu jestem – odezwała się moja jasnowłosa przyjaciółka. Dopiero teraz Rogacz zwrócił na nią uwagę.
- A ty gdzie idziesz? – spytał.
- Tam, gdzie wy – odparła.
Ann, w porównaniu do mnie, wyglądała o niebo lepiej, a jednak Potter nie zwrócił na to uwagi. Nawet rozmawiając z nią, jego wzrok ciągle wędrował w moją stronę.
- To może chodźmy już – zaproponowałam.
- Cholera, zapomniałam torebki – oznajmiła Ann.
- To idź szybko, poczekamy – powiedziałam.
- Nie, idźcie sami. Potem do was dołączę – rzekła, posyłając mi znaczący uśmiech. Wiedziałam, co miał oznaczać.
- Jak chcesz – odparłam, na co ona pobiegła z powrotem do dormitorium, a ja z Jamesem udaliśmy się do wyjścia.
~ * ~
- Z kim poszła Ann? – spytał James, gdy byliśmy już prawie na miejscu.
- Z Brucem Bowersem, a co?
- Nic, tak pytam. Myślałem, że umówiła się na jakąś randkę czy coś. – Zaśmiałam się.
- Ann zawsze wygląda olśniewająco – wyjaśniłam. – Musi być przygotowana na każdą możliwość, a imprezy i bale są dla niej jeszcze większym polem do popisu. Kocha zakupy i modę – dodałam. – Można nabawić się przy niej niemałych kompleksów, ale mi to nie przeszkadza. Nie lubię rzucać się w oczy.
- Uważam, że jesteś od niej ładniejsza – powiedział stanowczo Rogacz. – A w tej sukience wyglądasz po prostu ślicznie.
- Eee, dziękuję – odparłam, a James uśmiechnął się do mnie.
W końcu dotarliśmy na miejsce.
- Tylko pamiętaj – powiedziałam, kiedy staliśmy przed drzwiami. – To nie jest randka. Idziesz w charakterze osoby towarzyszącej dzięki wspaniałomyślności…
- Lily, przyjaźnimy się, a ja nie liczę na nic więcej, rozumiesz? – rzekł Potter zdecydowanie.
Skinęłam głową, chociaż wiedziałam, że kłamie. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Już z daleka słychać było głośną muzykę, rozmowy i śmiechy, ale kiedy weszliśmy do środka to wszystko uderzyło we mnie z ogromną siłą. Od razu zauważyłam w kącie Severusa w towarzystwie Mulcibera oraz Lastrange’a. Nie zdążyłam jednak przyjrzeć im się bliżej, bo Rogacz pociągnął mnie w stronę stołów z jedzeniem.
- No co? – spytał. – Umieram z głodu.
- Poczekajmy, aż Slughorn do nas podejdzie, a potem możemy robić, co chcemy. Profesor musi mnie najpierw zobaczyć – wyjaśniłam, a potem rozejrzałam się w poszukiwaniu Ann i jej partnera.
Potter skinął głową i zabrał się za jedzenie. Pół godziny później, zauważyłam idącego w naszą stronę Slughorna. Szturchnęłam Jamesa i czekałam.
- Witam, panno Evans. Miło mi, że przyszłaś.
- Wszystkiego najlepszego, panie profesorze – powiedziałam.
- Dziękuję, dziękuję. Przyznam, że byłem bardzo zaskoczony przedwczesnym prezentem, ale teraz już wszystko rozumiem. Wykluła się dzisiaj równo o godzinie szesnastej.
- Cieszę się, że zdążyła na czas – uśmiechnęłam się.
- A gdzie jest pan Whitby?
- Nie mógł przyjść – wyjaśniłam. – Postanowiłam więc, że wezmę ze sobą Jamesa.
Dopiero teraz profesor zauważył Rogacza, na widok którego szeroko się uśmiechnął.
- Witam, witam.
- Serdeczne życzenia – rzekł Potter.
- Dziękuję – twarz Slughorna rozjaśniła się jeszcze bardziej.
- Muszę już iść. Inni goście wciąż czekają. Bawcie się dobrze.
- O czym on mówił? – spytał Rogacz, kiedy Slughorn poszedł porozmawiać z jakimś blondynem. – Co mu dałaś w prezencie?
- Rybkę – odparłam. – Kilka dni temu zostawiłam na jego biurku kulę z wodą, na powierzchni której pływał płatek kwiatka. Dzisiaj wykluła się z niego rybka – wyjaśniłam.
- Pomysłowe.
- Tak – to był jeden z moich najbardziej udanych prezentów. Trochę się bałam, że rybka nie zdąży na czas, ale jak było widać, Slughorn był wniebowzięty, kiedy zgłębił sens prezentu.
- Hej – w tym momencie w końcu dołączyła do nas Ann.
- Hej, gdzie masz swojego Krukona? – spytałam.
- Eee, nie wiem. Gdzieś go tam zostawiłam – odparła, ale czułam, że coś kręci. – Możemy zamienić dwa słowa? – poprosiła i pociągnęła mnie za rękę.
- Co jest? Źle się bawisz?
- Bawić to się źle nie bawię. Już trzech chłopaków zapraszało mnie na randkę – powiedziała.
- Więc o co chodzi?
- O Bruca.
- Co z nim?
- Na początku było super, porozmawialiśmy, potańczyliśmy i w ogóle, ale potem się z nim całowałam i… To był błąd, bo on teraz myśli, że chcę z nim chodzić czy coś. Zrobił się strasznie namolny. Łazi za mną, próbując zaciągnąć mnie w jakiś kąt – wyjaśniła niezadowolona, a ja wybuchłam śmiechem. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Pierwszy raz widziałam, jak ucieka przed chłopakiem. – To wcale nie jest śmieszne.
- Przepraszam, Ann, ale mnie to naprawdę bawi. Taki już urok namolnych adoratorów – powiedziałam. – Teraz już wiesz, jak się czułam, kiedy Rogacz za mną latał, a robił to dłużej niż godzinę.
- Tylko, że wy to zupełnie inna sprawa.
- Możliwe, ale sądzę, że działa to na tej samej zasadzie.
- Co mam teraz zrobić? – spytała z rozpaczą. – Chciałam się dobrze bawić, ale chyba przedwcześnie zakończę tą imprezę. Cholerny Bowers.
- Mogłaś się z nim nie całować – powiedziałam i znowu zachichotałam.
- Nie mów, jak moja matka – odparła.
- Taka prawda.
- Nie chcecie przyjąć mnie z Jamesem do swojego towarzystwa?
- Myślałam, że dałaś nam wolną rękę – zauważyłam i pokazałam jej język.
- I ty się nazywasz moją przyjaciółką? – burknęła niezadowolona.
- Sama się o to prosiłaś – stwierdziłam.
- Ale… Cholera, idzie tu – jęknęła Ann i już jej przy mnie nie było.
- Cześć, Lily – powiedział Bowers z uśmiechem, pokazując przy okazji rząd swoich równych, śnieżnobiałych zębów.
- Cześć, Bruce – odparłam. Krukon był stosunkowo miłym blondynem o zielonych oczach. Jak na chłopaka, według mnie, zbyt mocno zwracał uwagę na swój wygląd, ale w sumie nic do niego nie miałam.
- Widziałaś gdzieś Ann? – spytał. – Od jakiegoś czasu nie mogę jej znaleźć.
- Niestety nie – rzekłam. Podobał mi się pomysł utarcia nosa mojej przyjaciółce, która bawiła się chłopakami, wykorzystując swój wygląd, ale zrezygnowałam. Ann nigdy by mi tego nie wybaczyła.
- Przyjaźnicie się?
- Tak, od pierwszej klasy.
- Jest niezła – wyjaśnił.
- Tak – odparłam. – Słuchaj, Bruce. Muszę iść. Mój partner na mnie czeka.
- Jasne. Jeśli ją zobaczysz, powiedz, że jej szukam. Na razie, Evans.
- Cześć.
Nadal śmiejąc się z Ann, wróciłam do Pottera, który dalej stał przy stole z przekąskami, rozmawiając z jakąś młodszą dziewczyną, na oko czternastoletnią
- Najadłeś się już? – spytałam, podchodząc do niego i mierząc jego nową koleżankę wzrokiem. Niska brunetka od razu się zmyła.
- Nie – odparł z rozbawieniem, a ja wywróciłam oczami.
- Będziesz tak jadł przez kolejną godzinę?
- Nie.
- Więc kończ już.
- Nie posmakowałem jeszcze tej zielonej papki.
- Masz zamiar spróbować wszystkiego, co tu jest? – spytałam. – Myślałam, że chcesz się zabawić.
- Jak tylko skończę jeść. Gdzie Ann? – zmienił temat, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć.
- Nie wiem. Poszła gdzieś i sądzę, że już jej dzisiaj tutaj nie zobaczymy.
- Niespełniona miłość, czy nachalny adorator? – spytał rozbawiony.
- To drugie – odparłam ze śmiechem. – Ale proszę cię, oszczędź ją. Wiem, jak denerwujący są nachalni adoratorzy – dodałam, zanim pomyślałam, co mówię, jednak on nie dał po sobie poznać, że dotknęła go moja uwaga.
- Nie licz na to – powiedział w końcu.
- Dobra, jeśli jedzenie jest ważniejsze niż ja, to idę porozmawiać – oznajmiłam. – Nie mam zamiaru stać tu z tobą przez cały wieczór.
Wcześniej w tłumie dostrzegłam wysokiego i bardzo szczupłego szatyna w okularach, w którym rozpoznałam dosyć znanego pisarza. Lubiłam jego książki przygodowe o czarodziejach i magii, której było więcej niż w normalnym świecie, więc chciałam spróbować zamienić z nim parę słów. Jednak zanim do niego dotarłam, zaczepił mnie Dirk Worple z Ravenclawu, wysoki szatyn z siódmej klasy, przez co straciłam moją ofiarę z oczu.
- Cześć, Lily.
- Dirk? Cześć, co tu robisz?
- Przyszedłem jako osoba towarzysząca. Te imprezy zawsze są takie drętwe?
- Z reguły rozkręcają się po dwudziestej – wyjaśniłam ze śmiechem.
- Dobrze widziałem, że przyszłaś z Potterem?
- Tak, a co? – Wiedziałam, że dla wielu osób w szkole może to być niemiłe zaskoczenie.
- Myślałem, że chodzisz ze Whitbym.
- To dobrze myślałeś. Sean nie mógł dzisiaj przyjść, więc poprosiłam Pottera o przyjacielską przysługę – wyjaśniłam.
- Przyjacielską przysługę? – spytał z lekką ironią w głosie. – To teraz się przyjaźnicie?
- Tak.
- Twój przyjaciel cieszy się jak zwykle wyjątkowym powodzeniem.
Spojrzałam w stronę, gdzie stał Rogacz w towarzystwie siedmiu małolat.
- Nigdy nie było inaczej – odparłam.
- Nie jesteś zazdrosna?
- Czemu miałabym być?
- Co jest? – spytał Potter, wyrastając nagle za moimi plecami. – Idziemy zatańczyć?
- Już się najadłeś?
- Nie zjadłem jeszcze faszerowanych ślimaków, ale zrezygnowałem z nich na rzecz twojego towarzystwa – wyjaśnił.
- Och, miło mi, że przeskoczyłam poziom jedzenia – powiedziałam z ironią, a Worple patrzył na naszą wymianę zdań z lekkim rozbawieniem.
- Nigdy nie spadłaś z pierwszego miejsca. Zawsze byłaś ponad wszystko – rzekł James i spojrzał na mnie z uwielbieniem. Na chwilę zatraciłam się w jego orzechowych oczach, ignorując Krukona i całą resztę znajdującą się w sali. – No więc jak, zatańczymy?
- Jasne – odparłam. – Przepraszam, pogadamy później – zwróciłam się do Dirka, a potem razem z Rogaczem dołączyliśmy do tańczącego tłumu. Zapomniałam nawet o moim pisarzu, którego chciałam poznać. W tym momencie ważne było tylko to, że mogę spędzić z Rogaczem trochę czasu.
Dobrze bawiliśmy się tylko we dwójkę. James spławiał swoje fanki w miarę możliwości, a i ja zamieniałam tylko kilka zdań z każdym znajomym, tak z grzeczności. Poza tym nie chciało mi się tłumaczyć połowie z nich, dlaczego przyszłam z Potterem, a nie z Seanem.
Jakiś czas później skoczna muzyka zamieniła się w coś wolniejszego i bardziej romantycznego, więc już na pierwszych dźwiękach zeszłam z parkietu zakłopotana. James nie powiedział na to ani słowa, tylko podążył za mną do miejsc siedzących.
- Chcesz coś do picia?
Skinęłam głową, a on zniknął w tłumie. Na chwilę odetchnęłam z ulgą. Miałam ogromną ochotę zatańczyć i ten taniec, ale nie mogłam.
- Co ty wyprawiasz? – spytała Ann, siadając koło mnie.
- Ty nadal tutaj? Myślałam, że już dawno poszłaś do wieży.
- Miałam taki zamiar, ale na oczach Bruca przypadkowo wpadłam na jakiegoś mega przystojnego gościa. Tego tam, widzisz? – Wskazała ręką na wysokiego bruneta o piwnych oczach. Miał na sobie jasne jeansy, szarą koszulę i skórzaną, brązową kurtkę. Nosił gustowne okulary i nigdy nie rozstawał się ze swoim małym notatnikiem.
- Przypadkowo? – zapytałam z lekką ironią. – Przypadkowo wpadłaś na Patricka Douglasa, głównego redaktora magazynu Tydzień z Quidditchem?
- No dobra, nie przypadkowo, ale i tak miałam zamiar z nim porozmawiać. Nie miałam pojęcia, że Slughorn zaprasza tu zawsze tylu znanych ludzi.
- Co było dalej?
- No więc wpadłam na niego na oczach Bruca, Patrick trochę się zmieszał, więc użyłam mojego uroku osobistego i tak jakoś zaczęliśmy sobie rozmawiać o Quidditchu. Bowers chyba nie był zbyt zadowolony z obrotu sprawy, bo od tamtego czasu przestał za mną łazić.
- Jesteś brutalna – stwierdziłam.
- Nie bardziej niż ty.
- Sugerujesz coś?
- Absolutnie – odparła. – Może tylko to, że podobnie postępujesz z Jamesem, ale nie moja sprawa.
Chciałam coś na to odpowiedzieć, ale w tym momencie wrócił Potter.
- Jak tam Bowers? – spytał Rogacz Ann z szerokim uśmiechem na ustach, a ja posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- Powiedziałaś mu? – naskoczyła na mnie moja przyjaciółka.
- Nie – odparłam, ale znowu się zaśmiałam, widząc jej minę.
- Ale jesteś.
- Nie martw się, Ann. Tacy faceci jak Bowers nigdy się nie poddają – rzekł James.
- Spadaj, Potter – odparła Vick.
- Chcesz coś do picia? – zaproponował jej.
- Nie. Idę poszukać Patricka Douglasa – oznajmiła i zostawiła nas samych, posyłając mi jeszcze mordercze spojrzenie.
- Musiałeś? – spytałam. – Przecież cię prosiłam.
- Daj spokój. Podenerwuje się i jej przejdzie. Poza tym widzę, że już ma kolejną ofiarę i to nie byle jaką.
- Mogę cię zapoznać z Douglasem. Z Douglasem i nie tylko… – powiedziałam.
- Kusząca propozycja, ale wolę posiedzieć z tobą.
- Na pewno?
- Na pewno – potwierdził. – Nawet żaden światowy gracz qidditcha nie jest wart więcej niż ty. Zapoznasz mnie z nimi wszystkimi następnym razem.
- Nie wiem, czy będzie następny raz.
- Zaryzykuję.
- Jak chcesz.
- Proszę, kelnerka przyjęła moje specjalne zamówienie – Rogacz wręczył mi w końcu kieliszek z pomarańczowo-brązowym płynem.
- Co to jest? – spytałam. Oczekiwałam raczej Kremowego Piwa, które by mnie trochę rozgrzało, bo teraz siedząc, zrobiło mi się chłodno.
- Posmakuj. – Wzięłam łyka i poczułam jak płonie mi gardło.
- Skąd to masz? Przecież to jest tylko dla pełnoletnich. – Potter posłał mi swój łobuzerski uśmiech. – Ognista Whisky prosto z prywatnej kolekcji Horacego Slughorna. Mówiłem, że przekupiłem kelnerkę – wyjaśnił, widząc moją minę. – Poza tym, jakbyś nie zauważyła, oboje mamy już siedemnaście lat.
- Chodziło mi raczej... Zresztą, nie ważne. Można wiedzieć, w jaki sposób ją przekupiłeś? – spytałam, chociaż nie byłam pewna, czy chcę poznać odpowiedź.
- Nie marudź, tylko pij. Ta impreza i tak jest drętwa – stwierdził i poszedł po drugą kolejkę. Za trzecim razem wrócił z całymi trzema butelkami.
- Możesz już iść, czy musisz się pożegnać z gospodarzem? – spytał Rogacz.
- Mogę – odparłam. – Zresztą i tak mam już dosyć tej imprezy.
- W takim razie chodź – powiedział.
Rozejrzałam się jeszcze w poszukiwaniu Ann, ale nigdzie jej nie zauważyłam, więc ostatecznie wyszliśmy z sali i zaczęliśmy powoli wspinać się na siódme piętro.
- Zimno mi. Dziewczyny zatroszczyły się o oprawę, ale o kurtce to już nie pomyślały – stwierdziłam z oburzeniem.
- Weź moją – zaproponował Rogacz.
- Nie, dzięki. Wytrzymam do wieży. – Mimo dwóch kieliszków Ognistej Whisky jeszcze dobrze pamiętałam, jak skończyło się ostatnio pożyczanie ubrań od Jamesa.
- Jeszcze nie idziemy do wieży – powiedział. – Myślisz, że sam wypiję te trzy butelki? – podniósł je do góry. – Aż tak dobry nie jestem.
- James, jutro jest mecz, a ja jestem wykończona.
- Lily, nie oblaliśmy jeszcze naszego nowego układu, naszej przyjaźni.
Po długich namowach Rogacza w końcu zgodziłam się na jego propozycję.
- Jeśli gdziekolwiek mam z tobą iść, to jednak daj mi tę kurtkę – powiedziałam, kiedy byliśmy na szóstym piętrze. Potter wręczył mi ją, usatysfakcjonowany faktem, że w końcu uległam. Kiedy ją założyłam, od razu zrobiło mi się cieplej.
Weszliśmy na siódme piętro.
- Mówiłeś, że nie idziemy do wieży – zauważyłam.
- Bo nie idziemy – odparł i poprowadził mnie na korytarz, gdzie wisiał gobelin z Barnabaszem Bzikiem i trollami.
- Odwróć się – powiedział, zatrzymując się tutaj.
- Co ty znowu wymyśliłeś? – spytałam z dezaprobatą.
- Odwróć się – powtórzył, a ja zrobiłam, co chciał, bo nie miałam już siły z nim dyskutować.
- Już.
Odwróciłam się i zaniemówiłam. Tam, gdzie jeszcze chwilę temu była tylko zwykła ściana, teraz znajdowały się ogromne drzwi.
- Pokój Życzeń – wyszeptałam. – Skąd wiesz, jak się do niego dostać?
- Zapomniałaś, że…
- Tak, tak – przerwałam mu, żeby nie słuchać kolejny raz tej samej formułki.
- No właśnie – rzekł z zadowoleniem.
- Jak się do niego dostać?
- Może kiedyś ci powiem – odparł i otworzył drzwi.
- James! – krzyknęłam ze złością.
- Czekam w środku – powiedział tylko.
No cóż, nie miałam innego wyjścia, jak wejść do środka. Nie wiem, jak Potter to zrobił, ale Pokój Życzeń wyglądał dokładnie tak samo, jak Pokój Wspólny Gryffonów. Czytałam, że zawsze zawiera to, czego się akurat potrzebuje. Czy właśnie tego teraz potrzebujemy?, zastanowiłam się. Pokoju do zwykłej pogawędki?
Potter siedział już na kanapie z kieliszkiem w prawej ręce. Na stoliku stał drugi przeznaczony dla mnie. Usiadłam więc w fotelu naprzeciwko niego i podniosłam kieliszek. Stuknęliśmy się i wypiliśmy ich zawartość, którą Rogacz zaraz uzupełnił.
- Widzę, że masz adoratorów w każdym z czterech domów – powiedział Potter przy czwartej kolejce. Przy szóstej, jeśli doliczyć te na imprezie.
- To znaczy?
- Whitby, Worple, Snape i ja – wymienił po kolei.
- Sean jest moim chłopakiem, Worple tylko znajomym, na którego nawet nigdy nie zwróciłam uwagi. Ty jesteś moim przyjacielem. Severus też nim kiedyś był. Teraz jest nikim – wyjaśniłam bez cienia zakłopotania. – Nie widzę więc żadnych poważnych adoratorów wokół mnie.
James wpatrywał się we mnie przez chwilę, a ja czekałam w napięciu na to, co powie.
- A więc za przyjaźń – rzekł i wypił kolejny kieliszek Ognistej Whisky.
Kiedy wszystkie trzy butelki były już opróżnione, Rogaczowi nadal nic nie było, za to ja nie mogłam utrzymać się na nogach.
- Zaprowadzę cię do dormitorium – powiedział Potter.
- Nie dam rady – wystękałam. Gardło mnie paliło, głowa pękała, a nogi miałam jak z waty.
- Pomogę ci – rzekł, próbując powstrzymać śmiech, a potem mnie podtrzymał i wyprowadził na korytarz. – Nie sądziłem, że masz taką słabą głowę – zaśmiał się.
- Teraz już wiesz – odparłam. – Zadowolony jesteś?
Nie odpowiedział, tylko znowu się zaśmiał. W Pokoju Wspólnym było trochę ludzi, więc spróbowałam iść o własnych siłach, żeby całkowicie nie zejść publicznie na dno, do czego udało się Potterowi doprowadzić. Pomógł mi jednak wejść na górę, bo to już było ponad moje siły. Otworzył drzwi łokciem, nadal mnie przytrzymując i weszliśmy do środka.
- Lily! – krzyknęła Ann i zerwała się z łóżka. Widocznie nasz wieczór trwał dłużej niż jej obecność na imprezie u Slughorna, gdyż zdążyłam zarejestrować fakt, że nie miała już na sobie chabrowej sukienki, tylko elegancki, firmowy i drogi jasnoróżowy dres, który zazwyczaj nosiła wieczorami.
- Co jej się stało? – spytała Dor. Kate i Miriam obserwowały całe zajście z boku.
- Chyba trochę za dużo wypiliśmy na tej imprezie – wyjaśnił James z miną niewiniątka.
- Trochę?
- Ile? – spytała stanowczo Dorcas.
- Jakieś trzy butelki Ognistej Whisky.
- Trzy butelki? – Ann była zła.
- Nie wiedziałem, że ma tak słabą głowę – Potter próbował się tłumaczyć, jednocześnie przekazując mnie Dor, która położyła mnie na łóżku i zdjęła buty. – Poza tym niczego jej nie wmuszałem. Sama chciała.
- Potter, lepiej zejdź mi z oczu, bo naprawdę nie ręczę za siebie – ostrzegła moja blond przyjaciółka. – Jak w takim stanie ma jutro zagrać?
- Cholera, o tym nie pomyślałem – przyznał Rogacz.
- A o czym pomyślałeś? – Ann była naprawdę wściekła, a ja na wpół przytomna.
Resztę rozmowy, czyli krzyk mojej przyjaciółki, słyszałam niewyraźnie, a wkrótce potem zasnęłam.
~ * ~
Obudziłam się bardzo wcześnie. Zbyt wcześnie, stwierdziłam, kiedy przypomniałam sobie wczorajszy wieczór, a przy pierwszym ruchu poczułam okropny ból głowy, w której strasznie mi szumiało. Zabiję go, pomyślałam z trudem. Spróbowałam przywołać w pamięci to, co działo się wczoraj po opuszczeniu imprezy u Slughorna, ale za nic nie mogłam przypomnieć sobie ani kawałka rozmowy. Nie wiedziałam więc, czy wczoraj stało się coś, z czego znowu będę musiała się tłumaczyć lub coś, czego powinnam nigdy nie mówić.
Z trudem w końcu wstałam z łóżka i poszłam do łazienki poszukać tabletek na ból głowy. Znalazłszy je, od razu zjadłam pół opakowania. Wróciłam do łóżka i aż do wpół do ósmej biłam się z myślami.
W weekendy i inne dni wolne śniadanie zaczynało się o ósmej i trwało aż do dziesiątej. Ci, którzy jakimś cudem na nie nie zdążyli, musieli czekać aż do dwunastej na lunch lub dopiero o szesnastej zejść na obiad. O ósmej więc zwlekłam się z łóżka i wyszykowałam tak, by móc pokazać się ludziom. Założyłam też od razu część stroju do Quidditcha. Wychodząc z dormitorium zjadłam jeszcze kilka tabletek na ból głowy, a resztę schowałam do kieszeni. Po tym wszystkim plus był jeden, dzisiaj nie chwiałam się już na nogach.
Siedziałam przed pełnym talerzem jedzenia, ale nie mogłam przełknąć ani kęsa. Nalałam więc sobie kolejną szklankę soku dyniowego, który wypiłam duszkiem.
- A już się bałam, że nie staniesz dzisiaj na nogach – usłyszałam głos Ann, a potem dziewczyny usadowiły się koło mnie.
- Ann, litości – jęknęłam. – Nie krzycz tak.
- Wcale nie krzyczę – odparła i zabrała się za jedzenie.
- Jak się czujesz? – spytała Dorcas.
- Głowa mi pęka – pożaliłam się. – Ale oprócz tego, nic mi nie jest. Jak tam reszta imprezy? – zwróciłam się do Vick.
- Nienajgorzej – powiedziała. – Zaprzyjaźniłam się z Patrickiem.
- Patrickiem? Przeszliście na ty?
- Yhy, jest naprawdę strasznie miły. Dał mi swój adres i powiedział, że przyśle mi bilety na najbliższy mecz, który będzie komentować – pochwaliła się.
- Super – odparłam.
- A co z Bowersem? – spytała Dor.
- Nic. Nadal za mną łaził, ale chyba potem już całkiem zrezygnował. Palant jeden. A co wyście wczoraj robili? – zapytała Ann po chwili, zwracając się do mnie. – Wyszliście koło wpół do dziewiątej, a wróciliście później niż ja.
- Dokładnie to nie wiem – rzekłam zrezygnowana. – Film mi się urwał jakoś po drugiej butelce.
- Skąd w ogóle mieliście tyle Ognistej Whisky?
- James zbajerował jakąś kelnerkę.
- Świetny początek waszej „przyjaźni” – rzekła Ann z przekąsem. – Jak tak dalej pójdzie, skończysz na odwyku.
- Wiedziałam, że ten twój kolejny głupi pomysł źle się skończy – wtrąciła Dor.
- To był pomysł Seana, a nie mój – sprostowałam.
- Ale się na niego zgodziłaś.
- Bo chciałam się w końcu dogadać z Rogaczem!
- A wiesz może, co robiliście p o wyjściu z imprezy? – spytała Ann.
Zrobiłam niepewną minę. Właśnie to był jedyny problem. Właściwie to nie wiedziałam, co się wtedy działo. Kompletnie nic nie pamiętałam, ale wydawało mi się, że Potter nie jest aż tak głupi, żeby od razu podwójnie zaryzykować. I tak upijanie mnie było już sporym ryzykiem.
- Zapewniam was wszystkie, że do niczego wczoraj nie doszło – najpierw usłyszałam jego głos, a potem Rogacz w towarzystwie chłopaków usiadł naprzeciwko nas. – Tylko rozmawialiśmy – dodał i rzucił się na jedzenie. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Jak głowa? – spytałam.
- Nie najgorzej – odparł z uśmiechem. – Jestem przyzwyczajony do takiej ilości alkoholu. Poza tym, ty wypiłaś więcej.
- Doprawdy? – zadałam to pytanie retoryczne z lekką ironią.
- Świetny z ciebie przyjaciel, Rogacz – rzekł Łapa z udawaną powagą. – Powinieneś się pochwalić, jak to po wczorajszym przyjściu obrzygałeś całą podłogę w łazience, chociaż jak twierdzisz, wypiłeś mniej – dodał Black. Wszyscy, oprócz Jamesa, wybuchliśmy śmiechem, a Peter poklepał go po plecach.
- Przyzwyczajony do takiej ilości alkoholu, co? – spytałam złośliwie.
~ * ~
W tym sezonie nie grałam jeszcze z Krukonami, ponieważ akurat wtedy leżałam w Skrzydle Szpitalnym. Pierwszy mecz z nimi nie należał do udanych, jednak tym razem było inaczej, chociaż na początku nie zapowiadało się ciekawie. Tydzień temu pani Hooch pojechała na spotkanie Rady Sędziów Quidditcha i jeszcze nie wróciła. Oczekiwano jej dzisiaj rano, dlatego dyrektor wstrzymał rozpoczęcie meczu do jej powrotu, co nastąpiło dopiero około godziny piętnastej.
- Trzymać nas tu cały dzień? To jest jakieś chore – wkurzył się Jonson w szatni podczas kolejnej godziny czekania.
Mimo początkowych problemów, ostatecznie mecz zakończył się o godzinie osiemnastej naszą miażdżącą przewagą. Jak zwykle w takich sytuacjach w Pokoju Wspólnym już czekała na nas impreza, z której połowa drużyny na razie się wykręciła.
Jeszcze wczoraj umawiałam się z Seanem na popołudnie, a wyszło jak zwykle, więc żeby zyskać chociaż trochę czasu, szybko wzięłam prysznic, przebrałam się w codzienne ubranie i zeszłam na dół. Spojrzałam na zegar. Zostało mi jeszcze trochę ponad pół godziny do umówionego wcześniej spotkania z moim chłopakiem. Zaczęłam więc szukać dziewczyn, które wkrótce dostrzegłam w towarzystwie Seamusa oraz naszych dwóch pałkarzy. Jednak nim do nich dołączyłam, zaczepił mnie Łapa.
- Może Kremowe Piwo? – zapytał z huncwockim uśmiechem.
- A jak myślisz? – odparłam zgryźliwie. – Podziękuj swojemu przyjacielowi w moim imieniu – dodałam, zostawiając go nadal z uśmiechem na twarzy.
James Potter
Zaproszenie Evans na imprezę było dla mnie lekkim zaskoczeniem, biorąc pod uwagę fakt, jak długą drogę przeszliśmy, by w końcu skończyć jako „przyjaciele”. Na razie, dodałem w myślach. Może byłem głupi i naiwny, ale mimo tego, co jej obiecałem, nie przestałem jeszcze walczyć, dlatego kiedy nadarzyła się okazja na rozmowę „przy kieliszku”, rozwiązującym język, skorzystałem z niej.
Z tego, co mi było wiadomo, Lily nie pamiętała zbyt dużo z wczorajszego wieczoru i niech tak zostanie. W jej przekonaniu jesteśmy teraz przyjaciółmi, ale ja dzięki tym trzem butelkom Ognistej Whisky, znowu wyszedłem na prowadzenie. Dowiedziałem się od niej tego, co chciałem.
- Naprawdę myślisz, że możemy być przyjaciółmi? – spytałem po drugiej butelce.
- Warto spróbować – odparła. – Może się uda, a może nie. Jednak nie odpowiadam za to, co, jak myślę, prędzej czy późnej się stanie.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- To, że w końcu dopniesz swego – sięgnęła po kolejny pełny kieliszek.
- Myślisz, że to się stanie?
- Sądzę, że to już się stało – wyznała, a potem opróżniła kieliszek.
„Sądzę, że to już się stało”, te słowa dźwięczały mi cały czas w głowie, a i tak nie mogłem w nie jeszcze uwierzyć.
Patrzyłem, jak Lily dołącza do swojego towarzystwa i zagłębia się w rozmowie. Jej uśmiech, nawyk zakładania, opadających na twarz, włosów za ucho oraz poprawiania koszuli, którą jeszcze kilka dni temu miałem przyjemność rozpinać… To wszystko sprawiało, że nie mogłem oderwać od niej oczu.
- Evans dziękuje za dziurę w pamięci i ból głowy – rzekł Łapa, pojawiając się koło mnie z Kremowym Piwem. Przybrałem na twarz swój uśmiech tryumfu. – Jak tam przygotowania? – spytał, wręczając mi jedną z butelek.
- W jak najlepszym porządku – odparłem i poklepałem się po piersi, gdzie pod kurtką, dzięki zaklęciu zmniejszającemu, miałem ukrytą Pelerynę Niewidkę.
- Świetnie, w takim razie poszukajmy chłopaków.
Już miałem go poprzeć, jednak w tym momencie zauważyłem, jak Lily idzie w kierunku wyjścia. Spotkanie z Whitbym. Przypomniałem sobie, jak się z nim umawiała po meczu.
- Trzymaj – powiedziałem i podałem Łapie moją butelkę.
- Gdzie ty idziesz? Mieliśmy iść po chłopaków.
- Nagła zmiana planów – odparłem, nadal śledząc wzrokiem Evans.
- Rogacz! – krzyknął jeszcze Syriusz, ale ja już szedłem w stronę wyjścia, wyciągając Pelerynę Niewidkę. Odczekałem kilka sekund, aż Lily wyjdzie z wieży, a potem pod przykryciem, poszedłem w jej ślady.
Nie pocałowali się na powitanie, tylko od razu udali się na trzecie piętro, gdzie było najwięcej pustych i otwartych sal do spotykania się sam na sam. Szedłem za nimi powoli, jak najciszej stawiając stopy, by nie usłyszeli moich kroków.
Wkrótce usiedli na schodach, a ich głosy mąciły wszechogarniającą ciszę, która panowała na tym mało uczęszczanym korytarzu. Sean objął ją ramieniem, a ona oparła głowę na jego torsie. Siedzieli tak z dobrą godzinę, a ja byłem naprawdę zaskoczony tym, jak długo można rozmawiać o różnych głupotach. Whitby był tak nudnym człowiekiem…
- Jak było wczoraj u Slughorna? – spytał w końcu.
Wyprostowałem się i podszedłem jeszcze bliżej. Lily natomiast przyjęła to pytanie z lekkością i swobodą.
- Zbyt dużo alkoholu – odparła ze śmiechem.
- A Potter?
- Zachowywał się w porządku. Dziwnie spokojnie jak na niego – dodała.
- To chyba dobrze?
- Chyba tak – rzekła z namysłem. – Dziękuję, że pozwoliłeś mu iść ze mną – powiedziała, a potem w końcu go pocałowała.
- Dla ciebie wszystko – odparł z uśmiechem i odwzajemnił pocałunek.
Dłuższą chwilę nie odrywali się od siebie. Ta scena tak mnie zniesmaczyła, że nie zauważyłem stojącej za mną zbroi. Potknąłem się o nią, a brzęk metalu rozniósł się po całym korytarzu.
- Co to było? – spytała Lily, rozglądając się. Patrzyła teraz wprost na mnie. Wstrzymałem oddech, bojąc się, że mimo peleryny, zauważy mnie.
- To tylko zbroja – uspokoił ją Sean. – Chodź – dodał i pociągnął ją za rękę.
Weszli do jednej z pustych klas. W ostatniej chwili wślizgnąłem się za nimi, po czym Whitby zatrzasnął drzwi. Ustawiłem się w kącie sali tak, by tym razem niczego nie dotknąć oraz żeby mieć dobry widok na drzwi, o które oparła się Lily, a potem znowu zaczęli się całować.
Czas mijał, ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Oni nie przestawali, a ja miałem ogromną ochotę znowu przywalić Whitby’emu. Tylko ja mam prawo t a k ją całować, pomyślałem w chwili, kiedy ręce Seana powędrowały w stronę górnego guzika koszuli Evans, koszuli, którą ja pierwszy dotykałem. Na ten gest Lily gwałtownie przerwała pocałunek.
- Sean, nie – powiedziała, odsuwając się. – Nie mogę. Jeszcze nie. Nie teraz. Nie tak szybko – była zdenerwowana.
- Spokojnie, Lily – rzekł, łapiąc ją za ręce. – Przepraszam, nie powinienem tego robić. Nie chcę wywierać na tobie żadnej presji, rozumiesz? – Evans skinęła niepewnie głową.
- Wracajmy już. Jestem zmęczona.
- W porządku – Sean przytulił ją mocno, a ona przylgnęła do niego, opierając głowę na jego torsie.
~ * ~
Tej nocy nie spałem. Zastanawiałem się, dlaczego Lily nie pozwoliła Seanowi na coś, co mi dała bez żadnego „ale” i tylko jedno przychodziło mi do głowy. „Sądzę, że to już się stało”, jej wyznanie nabrało teraz nowego sensu.
***
Wiem, że rybkę, w oryginale dostał wcześniej, ale jakoś pasowała mi w tym momencie, więc trochę nagięłam fakty :)