sobota, 17 stycznia 2015

9. Zemsta cz. II

Hej!
     Przed wami druga część rozdziału zatytułowanego: "Zemsta", jednak zanim do niej przejdziecie, chciałabym dodać kilka słów.
     Po pierwsze, ostatnio nie mam zbyt dużo czasu, dlatego wszystkie blogi, które czytam, a na których pojawiło się coś nowego od zeszłej soboty, postaram się skomentować do końca tego weekendu, chociaż niczego nie obiecuję.
     Po drugie, przyznam szczerze, że od tego momentu w moim opowiadaniu zaczną dziać się takie rzeczy, które kiedyś wydawały mi się dobrym pomysłem, a teraz siedzę, czytam i zastanawiam się, jak coś takiego w ogóle mogło wpaść mi do głowy xD
     Ostatnio doszłam do wniosku, że moja wersja znacznie odbiega od wersji, którą pokazała nam Rowling. W siódmej klasie James miał zmądrzeć i trochę się uspokoić, u mnie niestety nie będzie to zbyt widoczne, ale powiem szczerze, że mam na to wytłumaczenie. Kiedy zaczynałam pisać, wszystko miało dziać się w klasie szóstej, co by pasowało, potem zmieniłam to na siódmą i wtedy zachowanie niektórych bohaterów mija się z "oryginalnym", dlatego wybaczcie mi, ale będziecie musieli patrzyć na wszystko trochę z dystansu, bo niestety nie ma szans na to, że uda mi się poprawić tak dużą ilość tekstu.
     Jeszcze raz was przepraszam i dłużej nie marudzę. Zapraszam do czytania :)

***

Lily Evans
     Kiedy wyszłam z łazienki, Ann i Dorcas nie było w dormitorium. Zastałam tylko moje dwie pozostałe współlokatorki – Kate i Miriam. Powiedziałam cześć i zamieniłam z nimi kilka zdań. Dowiedziałam się, że ta druga też chce grać w naszej drużynie na pozycji ścigającego, ale ja i tak wiedziałam, kogo wybierze James. Nie chciałam jej niszczyć nadziei, więc życzyłam tylko powodzenia i wkrótce pożegnałam się z nimi, kładąc do łóżka.
     Śniły mi się różne dziwne rzeczy, ale kiedy w moim śnie pojawił się Rogacz i zaczął mnie całować, obudziłam się. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwunastą cztery. Obróciłam się na drugi bok i spróbowałam znowu zasnąć. Długo leżałam, ale jakoś sen nie przychodził. Wyszłam więc z łóżka i chciałam zejść na dół. Płomienie w kominku stojącym w Pokoju Wspólnym zawsze mnie uspokajały, a teraz tego potrzebowałam. Stwierdziłam, że jestem zbyt zirytowana rozmową z Ann i zbyt oszołomiona po pocałunku z Potterem. Jak widać, nawet gorąca kąpiel nie pomogła. Ciągle zastanawiałam się nad tym, co powiedziała Ann. Było to po części to, czego się obawiałam, o czym nie chciałam myśleć i co było t ą drugą opcją, o której myślałam po pocałunku w pociągu, a jednak podjęłam decyzję. Teraz już nie byłam przekonana czy dobrą.
    Schodząc po schodach, usłyszałam głosy dobiegające z sypialni chłopaków. Podeszłam bliżej i już wiedziałam, że Huncwoci jeszcze nie śpią.
- Żeby dać się pokonać dziewczynie – śmiał się James.
- Ha, ha, ha – odparł Syriusz. – Bardzo zabawne. Zobaczycie, jeszcze jej się odwdzięczę. A tak swoją drogą – Łapa zmienił temat, – to jak stoisz z Lily? Kolacja się udała?
     Serce podeszło mi do gardła. Byłam ciekawa, co Potter powiedział kolegom. Chciałam wiedzieć, którą ze stron przedstawił jako przepraszającą, a którą jako przyjmującą przeprosiny, więc podeszłam jeszcze bliżej drzwi.
- Nie rozumiem, skąd u ciebie tyle złośliwości, ale jeśli już musisz wiedzieć, to Lily przyjęła moje przeprosiny.
- Żartujesz? – odezwał się Lupin.
- Nie, nie żartuję. Zgodziła się wrócić do poprzedniego układu.
- Poprzedniego, czyli którego? – spytał Peter.
- Tego z zeszłego roku, chociaż teraz nie jestem już tego taki pewny – przyznał.
- Jak tego dokonałeś? – James nie odpowiedział.
- Czyli w końcu będzie spokój – powiedział Syriusz z zadowoleniem.
- Co masz na myśli? – spytał Potter.
- Przecież dopiąłeś swego. Lily znowu z tobą gada, ale nie zapowiada się na nic poważniejszego, więc możesz ją teraz olać i zająć się inną dziewczyną. Ostatnio jedna z Puchonek wypytywała mnie o ciebie.
- Czy ty nie słyszałeś, co ci dzisiaj powiedziałem? – zapytał z oburzeniem Rogacz. – Nie odpuszczę sobie Lily.
- Ty to mówiłeś na poważnie? Stary, przecież nie masz u niej szans. Zrozum to w końcu i daj sobie spokój.
- Słuchajcie chłopaki, bo powiem to tylko raz: zależy mi na Lily Evans i nadal będę próbował ją zdobyć, bo naprawdę ją kocham. 
     Na chwilę zapadła cisza.
- James Potter, chłopak, który może mieć każdą, zakochał się w dziewczynie, która go nie chce – odezwał się w końcu Peter.
- Rozumiem, że może ci na niej zależeć – Syriusz znowu zabrał głos w dyskusji. – Ale skąd taki pomysł, że się w niej zakochałeś? – James nie odpowiedział od razu. – To dosyć mocne słowo. Do tej pory…
- Jak mam ci to wytłumaczyć? – spytał po woli. – Po prostu to wiem. Wiem, co do niej czuję. Musisz mi uwierzyć na słowo.
     Byłam w szoku. Potter się we mnie zakochał? Teraz to już muszę odrzucić myśl o mojej drugiej opcji i znaleźć jakąś trzecią. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Ja w ogóle nie mogłam uwierzyć w to, co dzisiaj usłyszałam, a było tego sporo. Biorąc to wszystko pod uwagę, już stałam na przegranej pozycji. Chociaż... W sumie miałam jeszcze coś do powiedzenia. Jamesowi mogło na mnie zależeć, mógł nawet naprawdę się we mnie zakochać, ale to nie znaczy, że j a go kocham. No właśnie. Ja go nie kocham, więc nie mam się czego obawiać. W takim układzie to on miał problem, a ja nie miałam zamiaru go uświadamiać. Szybko odrzuciłam więc wszystkie wątpliwości, wyśmiałam słowa Ann, wyśmiałam słowa Jamesa. Nie wiem, jakim cudem w tej chwili stanął mi przed oczami pocałunek z Rogaczem i nagle zrobiło mi się go trochę żal.
     Moje rozmyślania przerwał Peter.
- Uważam, że to dobry moment na zakończenie rozmowy o życiu prywatnym Rogacza, a zajęcie się naszym wynalazkiem. Mieliśmy wprowadzić zmiany, pamiętacie? – Przez szparę zobaczyłam, jak Syriusz, James i Remus zwrócili głowy w jego stronę.
- Masz rację – potwierdził Potter. Wydawało mi się, że powiedział to z ulgą w głosie.
- Ostatnio w bibliotece znalazłem potrzebne zaklęcie – dodał Lupin.
     Wstał, podszedł do szafki nocnej i wyciągnął z szuflady kawałek pergaminu. Syriusz natomiast szukał czegoś w kufrze. Po krótkiej chwili także trzymał pergamin, jednak ten był o wiele większy od tego, który przyniósł Remus.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – powiedział Peter. Wszyscy czworo pochylili się i nic nie mogłam już dostrzec. Usłyszałam tylko jak Lupin zaczął mruczeć jakieś zaklęcie, którego nie znałam. Stwierdziłam, że nie mam tu nic więcej do roboty. Zeszłam więc po cichu na dół do Pokoju Wspólnego i usiadłam przed kominkiem.
     Kiedy się obudziłam, było wpół do drugiej. Musiałam jednak chwilę się zdrzemnąć, stwierdziłam. Wyplątałam się z koca i wstałam z kanapy. Zaraz, zaraz, nie przypominam sobie, żebym przykrywała się czymkolwiek.
- Pomyślałem, że może być ci zimno – usłyszałam nagle znajomy głos, a zaraz potem z fotela ukrytego w cieniu wstał Rogacz.
- Co ty tutaj robisz? – spytałam niepewnie.
- Siedzę i myślę – uśmiechnął się. W pokoju panował półmrok. Ogień z kominka rzucał na nas słabe światło, które odbijało się w jego oczach, potęgując mój efekt hipnozy.
- O wpół do drugiej w nocy? – spytałam sceptycznie.
- Można tak powiedzieć – rzekł.
- A tak naprawdę to co tutaj robisz?
- Naprawdę? – Zbliżył się do mnie. – Siedziałem i patrzyłem. Lubię patrzeć na ciebie, kiedy śpisz – odparł. – Jesteś wtedy taka delikatna. Nie wrzeszczysz, nie złościsz się, tylko wyglądasz naturalnie uroczo – dodał.
     Stałam, wpatrując się w niego niepewnie. Nie miałam pojęcia, po co mi to mówi i do czego zmierza w tej rozmowie.
- Dzięki za koc – powiedziałam w końcu. – Jestem zmęczona, idę na górę. – Chciałam zakończyć to dziwne spotkanie jak najszybciej, ale jego wzrok nadal mnie hipnotyzował. W końcu udało mi się wyswobodzić spod jego czaru i ruszyłam w stronę schodów.
- Zaczekaj – znowu się odwróciłam. James stał teraz bardzo blisko, trzymając mnie za rękę.
- Co znowu?
- Chciałem w końcu skończyć naszą rozmowę. Dziewczyny już dwa razy nam przerwały. Więc pytałaś mnie, dlaczego cię wtedy pocałowałem.
- Jeśli twoja odpowiedź znowu ma wyglądać tak samo, to daruj sobie.
- Lily, mimo tego, co myślisz, zależy mi na tobie jak cholera i dopóki nie stracę nadziei, będę liczył na to, że kiedyś zmienisz zdanie. Jesteś dla mnie kimś ważnym, zmieniłem się, bo wywróciłaś moje życie do góry nogami.
- James…
- Dobra, mówiąc w skrócie, mam do ciebie słabość. Wiem, że nie mogę liczyć na nic więcej niż to, co już było, ale chyba nadal mogę mieć nadzieję, co?
- James, stawiasz mnie w głupiej sytuacji. Wiesz, że niczego nie mogę ci zaoferować, nie to, na czym ci zależy. Nie chcę ci nic obiecywać.
- Nie proszę cię o to. Po prostu bądź, rozmawiaj ze mną, śmiej się i uśmiechaj, nie próbując mnie przy tym zabić – posłał mi wesoły uśmiech.
- Zobaczymy, co da się zrobić – odparłam złośliwie, wyczuwając nagłą zmianę w napięciu.
- Zrobić da się dużo, ale musisz tego chcieć – powiedział od niechcenia. Czułam, że chwilowa swobodna atmosfera znowu uleciała. – Może się mylę, ale wydaje mi się, że jednak jest coś, czego oboje pragniemy – dodał.
- Wątpię – rzekłam. Serce przyspieszyło swoje bicie. Rogacz nadal trzymał mnie za rękę. Maska, która zasłaniała mu twarz, opadła, ukazując wszystkie jego uczucia. Moja maska obojętności, na widok jego oczu pałających pożądaniem i nadzwyczajną łagodnością, również się roztrzaskała.
- Lily, nie oszukujmy się, cokolwiek teraz zrobię, nie dostanę w twarz.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna – próbowałam się bronić, ale miał rację. Chciałam tego samego co on, tylko bez żadnych zobowiązań.
- Bez ryzyka nie ma zabawy, więc zaryzykuję – powiedział z błyskiem w oku.
- Nie możemy tego zrobić – rzekłam.
- Możemy. Jesteśmy dorośli, sami podejmujemy decyzje, czyż nie?
- Nie powinniśmy tego robić. – Z akcentem na NIE POWINNIŚMY, dodałam w myślach.
- Zależy, jak na to spojrzeć.
- A jak chcesz na to spoglądać?
- Nie chcę w ogóle, chcę wziąć na siebie całe ryzyko.
- Nie – powiedziałam (mało) stanowczo, ale Rogacz mnie puścił.
- W porządku – rzekł Potter z uśmiechem. – Masz rację, zagalopowałem się, ale… Tak na mnie po prostu działasz. Nie chcę, żebyś znowu była na mnie wściekła – powiedział szczerze. – Po prostu… Chodźmy spać. Jutro eliminacje do drużyny – Rogacz trochę się zmieszał. – Idź – uśmiechnął się.
- A ty?
- Muszę jeszcze coś przemyśleć.
     Chciałam iść na górę, ale nie mogłam się ruszyć. Coś ciągnęło mnie w drugą stronę. Do NIEGO, do chłopaka, któremu nie mogłam nic zaoferować, któremu nie chciałam nic obiecywać. Moje uczucia do niego były dziwne, nie potrafiłam ich określić, ustawić po odpowiedniej stronie. Nie chciałam dawać mu złudnych nadziei, nie będąc niczego pewna, a jednak w chwili, kiedy kazał mi odejść, nadal stałam w miejscu.
- Lily, będziesz jutro zmęczona, a chcę, żebyś dała z siebie wszystko – rzekł, ale go zignorowałam. Westchnęłam. Wyminęłam go i znowu usiadłam na kanapie. Potter bezszelestnie zrobił to samo. Milczał. Obróciłam głowę i napotkałam jego spojrzenie. Czas na chwilę zatrzymał się w miejscu, a kiedy znowu ruszył, leżałam oparta o poręcz sofy, czując na sobie ciepło umięśnionego ciała Jamesa i jego dłonie na moich plecach. Obejmowałam go za szyję, a zapach jego perfum połączony z żelem do kąpieli uderzył w moje nozdrza. Co jednak w tym wszystkim najważniejsze i najgorsze, kolejny raz w przeciągu kilku godzin, ciepło jego ust rozpalało moje wargi.
     Po jakimś czasie, bliżej nieokreślonym, delikatnie odepchnęłam go od siebie, ale zrozumiał aluzję. Też był w lekkim szoku po tym, co się właśnie stało. Niby tego chcieliśmy, ale teraz oboje wiedzieliśmy, że nie powinniśmy tego robić. Potter odsunął się, uwalniając mnie. Usiadłam prosto, a potem szybko wstałam z miejsca. Rogacz zrobił to samo. Nie wiedziałam, co mam teraz powiedzieć. Wygłupiłam się. To, co zrobiliśmy było niedopuszczalne w naszych relacjach, a jednak ja również tego pragnęłam. Inaczej nie pozwoliłabym sobie na to kolejny raz. Tak, Potter mnie pociągał i intrygował, był inny niż reszta chłopaków, ale nie wyobrażałam sobie nas jako pary, jako ludzi, których łączy coś więcej niż przyjaźń.
- Nie powinnyśmy tego robić – powiedziałam po dłuższej chwili milczenia, wbijając wzrok w zniszczony dywan.
- Masz rację. To był błąd. Miły, ale jednak nadal błąd – przyznał. Nie wierzyłam mu. Wiedziałam, że tego nie żałuje. Mógł żałować wszystkiego, ale na pewno nie tego.
- Zostańmy przy tym, co było. – Nic na to nie odpowiedział. – James, lubię cię, może nawet bardziej niż mi się wydaje, a jednak to nie jest to, na co liczysz. Nie jest i sądzę, że nigdy nie będzie, dlatego mówię ci to wprost. Nie chcę ci dawać złudnych nadziei, że kiedyś będzie inaczej. Wszystko, co robisz, robisz na własną odpowiedzialność. Ja również biorę odpowiedzialność za to, co się stało, bo zrobiłam to świadomie, ale… Wybacz. Możemy jedynie dać sobie spokój albo wrócić do tego, co było. Twój wybór.
- Rozumiem – rzekł po chwili Rogacz. – Przepraszam za to, co się stało. Postaram się, żeby to był ostatni raz. Może będę tego żałował, ale zbyt mi na tobie zależy, żeby znowu zaczynać od zera, tak więc wymażmy z pamięci tą chwilę słabości. Co ty na to? – uśmiechnął się, ale widać było, że z ciężkim sercem.
- Myślę, że to dobre wyjście – również się uśmiechnęłam.
- Dobra, w takim razie idź spać. Widzę cię jutro na treningu.
- Myślałam, że robisz wcześniej eliminacje.
- Robię, ale nie sądzisz chyba, że wywalę kogoś ze stałego składu – odparł stanowczo. – Jesteśmy za dobrzy, by cokolwiek zmieniać.
- Czyli mam się nie bać o posadę?
- Tego nie powiedziałem…
- Pff… Dobra, idę spać – oznajmiłam. – Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedział i obdarzył mnie spojrzeniem uwielbienia.
- James – powiedziałam jeszcze, kiedy byłam już na schodach.
- Hmm?
- Nie bądź na mnie zły, co?
- Nie jestem zły. Cieszę się, że jasno stawiasz sprawę.

~ * ~

     Byłam strasznie niewyspana, ale po długiej pobudce zgotowanej mi przez dziewczyny zmusiłam się do opuszczenia łóżka. Przecież dzisiaj miały się odbyć eliminacje do drużyny Quidditcha oraz pierwszy trening w tym sezonie. James oczywiście ściemniał z nowym wyborem całej drużyny, o czym zapewnił mnie w nocy, więc pewna swojego miejsca, byłam ciekawa, kogo wybierze na pałkarzy, gdyż tylko te dwie pozycje pozostały do obsadzenia.
     Nie wiem, czy Ann i Dorcas rozmawiały wczoraj, ale zauważyłam, że na razie postanowiły dać mi spokój. Byłam ciekawa, co tym razem wymyśliły, ale w sumie cieszyłam się, że puściły w niepamięć naszą wczorajszą rozmowę, bo nie chciałam się z nimi kłócić. Przy śniadaniu, próbując zatrzeć jakiekolwiek ich podejrzenia, opowiedziałam im o tym, co usłyszałam w nocy, kiedy podsłuchiwałam Huncwotów. Oczywiście pominęłam tą część rozmowy, która dotyczyła mnie, bo w myślach już widziałam ten tryumfujący uśmiech Ann. To, co się stało później, tym bardziej wrzuciłam do przegródki: „Zniszczyć, zapomnieć, nie ujawniać”.
- „Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego”? Co to ma znaczyć? – spytała Dorcas.
- Nie wiem – odparłam. – Nic więcej nie mówili. Rzucili jeszcze tylko jedno zaklęcie na ten kawałek pergaminu.
- Ciekawe – stwierdziła Ann. – Pamiętasz, jakie to było zaklęcie? – Pokręciłam głową.
- Nie znam go. Nawet go wcześniej nie słyszałam.
- Zastanawiam się, co oni knują – rzekła Dor.
- Może nic. I tak nam nie powiedzą, jeśli spytamy – stwierdziłam.
- Racja. Dobra, a tak zmieniając temat, wpadłam na świetny pomysł – oznajmiła moja ciemnowłosa przyjaciółka i zaczęła wtajemniczać nas w swój plan. 

~ * ~

     Lekcje minęły mi dzisiaj bardzo szybko. Może dlatego, że tak śpieszyło mi się na trening, a może dlatego, że nie męczyłam się już kłótnią i unikaniem Jamesa. Po ostatnich zajęciach, razem z Huncwotami, poszliśmy na obiad, który zjedliśmy w ekspresowym tempie, a potem udałyśmy się w stronę boiska.
     Ann i ja weszłyśmy do szatni, żeby się przebrać, a Dorcas, która nie brała udziału w eliminacjach, została na zewnątrz. W środku było już kilka osób. Jedni stali i rozmawiali wesoło, inni siedzieli lub chodzili w tą i z powrotem zestresowani. Przebierając się, przyjrzałam się każdemu po kolei i zauważyłam, że, jak co roku, najwięcej kandydatów zgłosiło się z pierwszej klasy, mimo iż większość z nich nie potrafiła nawet latać na miotłach. Zobaczymy jak będzie tym razem, pomyślałam.
- Gotowa? – spytała Ann.
- Daj mi jeszcze minutę – odparłam.
- Mam nadzieję, że już przygotowałaś dla mnie galeona, Ann – usłyszałam za sobą głos Syriusza, – bo na pewno wygram zakład.
- Chyba w twoich snach, Black – odparowała.
     Łapa zaśmiał się i wyszedł z szatni, dołączyć do Lupina i Petera, którzy czekali na swoich kolegów na zewnątrz.
- Wiesz, że przegrasz – powiedziałam do niej.
- Słuszna uwaga – James podszedł do nas. – Syriusz zawsze broni wszystkie strzały.
- Wiem, ale jeszcze się łudzę – odparła.
- Lily, gotowa? – zapytał Rogacz z uśmiechem na twarzy. Zignorowałam go. Wzięłam miotłę do jednej ręki, drugą pociągnęłam Ann za sobą i poszłyśmy do Dorcas.
- Syriusz już wyszedł – poinformowała nas nasza ciemnowłosa koleżanka. – Poczekam jeszcze na Jamesa, a kiedy oboje będą już na boisku, wślizgnę się do szatni i...
- Tak, tak, wiemy – przerwała jej Ann i wytłumaczyła, gdzie Syriusz położył swoje ubrania. – Mam nadzieję, że posypiesz właściwe, a nie na przykład jakiegoś pierwszoroczniaka. – Dorcas zrobiła obrażoną minę, ale zaraz się uśmiechnęła.
- Ciuchy Syriusza znajdę bez problemu, bo jego wodę kolońską czuję aż tutaj. – Parsknęłyśmy śmiechem.
- Dobra, idźcie już. Będę trzymała za was kciuki.
- Dzięki – powiedziałam. Dorcas uśmiechnęła się jeszcze, a my ruszyłyśmy na boisko. Po drodze zastanawiałam się, jaką minę będzie miał Łapa, kiedy po meczu zorientuje się, czym Dor posypała mu ubrania.
     Kiedy doszłyśmy na miejsce, okazało się, że McGonagall nie przesadzała, mówiąc o około trzydziestu osobach. Spojrzałam na Ann, a ona na mnie. Jaka szkoda, że większość z nich odejdzie zawiedziona. Jak wspomniał mi dzisiaj James, nie zamierzał wywalać nikogo z drużyny, a jedynie zobaczyć, komu jak bardzo zależy. Z tego, co wiedziałam, nikt nie zrezygnował ze swojego stanowiska, więc szukaliśmy tylko pałkarzy. Jednak dla zachowania pozorów, Rogacz chciał przetestować wszystkich, bo może znalazłby jakichś lepszych rezerwowych. W sumie nie był to głupi pomysł.
     W pewnej chwili nad naszymi głowami przeleciał James, a obok niego Syriusz.
- Witam wszystkich – usłyszałam głos Rogacza. – Cieszę się, że tak dużo was tu dzisiaj przyszło, bo będzie, w czym wybierać. – Mimo odległości, jaka nas dzieliła, zauważyłam jak puścił oko do Łapy. – Proszę ustawić się w szeregu.
     Razem z Ann poszłyśmy dołączyć do innych. Kiedy wszyscy byli już ustawieni, James zarządził pięć kółek rozgrzewki, „na dobry początek”, jak to określił. I miał rację, ponieważ, tak jak przeczuwałam, połowa z zebranych nie potrafiła nawet wzbić się w powietrze. Biedni pierwszoroczniacy ze spuszczonymi głowami opuścili boisko. Chciało mi się śmiać, ale przypomniałam sobie, że w pierwszej klasie też zostałam wyproszona. Powstrzymałam się więc od śmiechu i tylko uśmiechnęłam do siebie na wspomnienie tamtej chwili. 
     Po rozgrzewce James kazał tym, co zostali, pogrupować się względem tego, na jakiej pozycji chcieli grać. Najwięcej osób zgłosiło się na pozycje pałkarzy, bo to właśnie ich najbardziej potrzebowaliśmy. Trochę mniej osób starało się o pozycje ścigających, a jeszcze mniej na obrońcę. Pozycja szukającego była już zajęta, więc ci, którzy jeszcze tego nie wiedzieli, odeszli zawiedzeni.
     Potter zaczął eliminacje od ścigających. Razem z Ann wzbiłam się w powietrze i przez najbliższych kilka minut wykonywałyśmy różne zadania, które James dla nas przygotował. Przez cztery lata, co roku grałyśmy w drużynie, więc technikę i wszystkie chwyty, których do tej pory używaliśmy, miałyśmy opanowane do perfekcji. Nic więc dziwnego, że wszystkie zadania Pottera wykonałyśmy o połowę szybciej niż prawie cała reszta.
     Kiedy zrobiliśmy już wszystko, co James nam kazał, z zadowoleniem poleciałam na dół i stanęłam z resztą w szeregu.
- Więc tak – zaczął nasz kapitan. – W drużynie zostają następujące osoby: Ann Vick, Lily Evans oraz Seamus Migden. Dodatkowo pozycję dwóch zastępców zyskują…
     Nie słyszałam już, kto ma być zastępcą, bo radość wypełniła całe moje ciało, chociaż wiedziałam, że Potter nie zmieni składu drużyny. Kiedy Rogacz skończył mówić, część z naszej grupy poszła z powrotem do szatni, a ci, co zostali, poszybowali w górę. Dopiero wtedy spojrzałam na trybuny, gdzie siedziała zadowolona z siebie Dorcas. Nie liczyłam na to, ale odwzajemniła moje spojrzenie i uniosła kciuk w górę, informując mnie, że wszystko poszło według planu. Szybko podleciałam do Ann.
- Już załatwione – powiedziałam.
- Super – ucieszyła się. – Chcę zobaczyć jego minę, kiedy... – nie dokończyła, bo Potter przywołał nas do siebie.
- Słuchajcie, teraz wybiorę obrońcę, więc każdy z was ma po trzy strzały, co łącznie da dziewięć. Znacie zasady, wy rzucacie, oni bronią.
     Wszyscy skinęliśmy głowami i ustawiliśmy się w kolejce. Pierwszy kandydat obronił cztery na dziewięć strzałów, drugi i trzeci byli trochę lepsi, bo wpuścili tylko po trzy. Kiedy przyszła kolej Syriusza, Ann wykonała swój najlepszy trik, jednak nic jej to nie dało. Przegrała zakład, bo Black nie wpuścił żadnego gola, chociaż ani Ann, ani ja, ani nawet Seamus go nie oszczędzaliśmy.
- Mówiłem, że przegrasz – powiedział Łapa do Ann, kiedy lądowaliśmy na boisku. Usiedliśmy na trybunach i obserwowaliśmy wyczyny pałkarzy, którymi ostatecznie zostali Wespurt i Jonson.
     Po skompletowaniu drużyny, James zwołał wszystkich do szatni i podał nam termin pierwszych rozgrywek. Jak zwykle zaczynaliśmy od meczu ze Ślizgonami.
- Słuchajcie – zaczął. – W ich drużynie zmieniły się tylko dwie osoby i to na dodatek szukający i pałkarz, więc tak naprawdę to ja będę się musiał najbardziej gimnastykować. Nie wiem, kto jest nowym pałkarzem, ale mimo wszystko będziecie musieli na niego uważać – zwrócił się do całej drużyny. Wszyscy zgodnie skinęliśmy głowami. – Ok, w takim razie przedstawię wam teraz naszą taktykę. Co prawda nie różni się zbytnio od tej z poprzednich lat, ale wprowadziłem parę zmian, które najpierw omówię.
     Przez dwadzieścia minut Rogacz dokładnie tłumaczył zadanie każdego gracza. Musiałam przyznać, że taktyka, którą przedstawił nam Potter, była znakomita. Wprowadził kilka zmian dla ścigających, inne ustawienie, dodatkowe podania i zwroty, ale stwierdziłam, że po kilku godzinach treningów będziemy ich już używać automatycznie, a w meczach na pewno nam pomogą. Tak więc doszłam do wniosku, że w tym roku również zdobędziemy Puchar Quidditcha. 
     Po omówieniu nawet najmniejszych szczegółów, wyszliśmy z szatni, wróciliśmy na boisko i zaczęliśmy pierwszy w tym roku trening. Szybując w powietrzu, zapomniałam o problemach. Unosząc się nad ziemią, zostawiałam wszystkie przyziemne sprawy daleko za sobą, myślałam tylko o grze. Zdobyciu piłki i trzech pętlach po drugiej stronie boiska.
     Właśnie odebrałam podanie od Seamusa i poleciałam w stronę obręczy, żeby strzelić Syriuszowi gola, gdy poczułam na twarzy pierwsze krople deszczu. Spojrzałam szybko w stronę Jamesa, ale on machnął ręką, żebym zakończyła podanie. Rzuciłam kafel i Łapa jak zwykle obronił. Wróciłam na swoją pozycję w chwili, kiedy krople deszczu zamieniły się w ulewę. Dopiero wtedy Rogacz zakończył trening, zwołując wszystkich do siebie.
- Jak na pierwszy raz było super – stwierdził. – Na dzisiaj wystarczy. Widzimy się jutro o tej samej godzinie.
     Cali zmarznięci, przemoczeni i zmęczeni udaliśmy się w końcu do szatni. Z Ann szybko przebrałyśmy się w suche ubrania, chociaż nie miało to najmniejszego sensu, odniosłyśmy miotły i chwilę później dołączyłyśmy do czekającej już na nas Dorcas. Schowałyśmy się pod wielkim drzewem i czekałyśmy, aż Syriusz z Jamesem wyjdą z szatni. Deszcz nie przestawał lać, więc po sekundzie byłyśmy całe mokre, jednak musiałyśmy zobaczyć minę Blacka, kiedy zorientuje się, co zrobiła Dorcas.
     Huncwoci jak zwykle wyszli ostatni. Po wyjściu z szatni dołączyli do Remusa i Petera i całą czwórką udali się do zamku.
- Wracając do rozmowy – powiedział Łapa. – Uważam, że dobrze postąpiłeś, nie zmieniając składu drużyny.
- Tak naprawdę wcale nie chciałem tego robić – wyjaśnił James. – Są najlepsi, a mam nadzieję, że nasi nowi pałkarze dobrze będą się dogadywać z resztą – dodał.
     Szli wolno, nadal rozmawiając, więc poczekałyśmy, aż trochę odejdą i dopiero wtedy ruszyłyśmy się z miejsca. Cały czas trzymałyśmy się od nich z daleka, idąc w bezpiecznej odległości.
- Co ci jest? – usłyszałyśmy w pewnej chwili pytanie Petera.
- Nie wiem – odparł Syriusz. – Wszystko mnie swędzi. – Spojrzałyśmy na siebie i parsknęłyśmy śmiechem, niestety zbyt głośno, bo Huncwoci nas usłyszeli. – Co wy zrobiłyście? – zapytał Łapa, krzywiąc się i wykręcając.
- O co ci chodzi? – spytała Dorcas z miną niewiniątka. Potter, Lupin i Pettigrew chyba w końcu zrozumieli, o czym mówi Black, bo zaczęli się śmiać.
- Czym to posypałaś Meadowes?
- Niczym ci nic nie posypałam – odparła Dor. – Czemu zwalasz całą winę na mnie?
- Bo wiem, że to ty. Co ja ci znowu zrobiłem?
- Trzeba mnie było wczoraj nie całować – powiedziała, a my w końcu zrównałyśmy się z chłopakami.
- Nie podobało ci się? – Łapa zmienił taktykę. Dorcas chciała coś powiedzieć, ale przerwałam jej głośnym kichnięciem. W tym momencie wtrąciła się Ann.
- Dor, kończ tą dyskusję i chodź do zamku, bo zaraz wszystkie będziemy chore.
     Nasza ciemnowłosa koleżanka zrobiła oburzoną minę, ale Ann spojrzała na nią znacząco.
- Masz, weź to. Będzie ci trochę cieplej – odezwał się James, a potem podszedł do mnie i zarzucił mi na ramiona swoją szatę. Fakt, zrobiło mi się trochę cieplej, ale nie byłam pewna, czy to zagranie było bezpieczne. Po wczorajszym dniu wiedziałam, że powinnam jak najszybciej całkowicie zakończyć naszą znajomość. Nie był to jednak czas na rozmyślania o tym. Zawinęłam się więc w szatę Rogacza i dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy Huncwoci, pomimo deszczu, mieli suche ubrania. Dziewczyny, mimo wszystko, patrzyły na ten ruch Pottera sceptycznie.
- Dzięki – wyjąkałam w końcu, próbując na niego nie patrzyć.
- Nie ma sprawy – James uśmiechnął się do mnie, a potem objął ramieniem.
- Nie przesadzaj, Potter – powiedziałam ze złością.
- Przestań, kochanie – odparł. – Przecież widzę, że trzęsiesz się z zimna.
     Miał rację. Od dziecka byłam zmarzlakiem, więc teraz, w deszczu i jesiennej temperaturze, było mi strasznie zimno. Marzyłam o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku, więc zrezygnowana jeszcze bardziej wtuliłam się w Jamesa. Zobaczyłam, jak dziewczyny wymieniły spojrzenia, a potem odezwała się Ann.
- Mogę wiedzieć, jakim cudem nie jesteście mokrzy, chociaż od kilku minut stoimy na deszczu?
- Widzisz… – zaczął Syriusz. – Mamy swoje sposoby. Jeśli chcesz…
- Zamknij się, Black – powiedział Remus. – Wystarczy proste zaklęcie – wyjaśnił i machnął różdżką. Po tym zabiegu zauważyłam, jak deszcz spływa po Ann i Dorcas, nie mocząc im ubrań. Nagle zorientowałam się, że ja również, od jakiego czasu, nie czuję padającego na mnie deszczu. James chyba zauważył moje zmieszanie, kiedy uświadomiłam sobie ten fakt, bo uśmiechnął się do mnie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i zobaczyłam w jego oczach błysk.
- Dobra, jeśli już wszyscy są bezpieczni, to może w końcu wrócimy do zamku? – odezwał się Peter. Każdy przytaknął mu z aprobatą i ruszyliśmy przez Błonia, rozmawiając wesoło.
     Kiedy w końcu znaleźliśmy się w Sali Wejściowej, wyswobodziłam się z objęć Jamesa, zdjęłam jego szatę i podałam mu.
- Oddasz mi później – powiedział. – My jeszcze musimy coś załatwić – puścił oko do reszty kolegów.
- Racja – poparł go Lupin. – Spotkamy się później w Pokoju Wspólnym – dodał i cała czwórka zostawiła nas na środku pustego hallu.
     Poszłyśmy więc do wieży Gryfonów i każda z nas po kolei wzięła gorący prysznic. Założyłam gruby sweter, ale nadal było mi zimno. Poczekałam na dziewczyny, a potem razem poszłyśmy ogrzać się przy kominku w Pokoju Wspólnym.
     Kiedy zeszłyśmy na dół, zobaczyłyśmy na „naszych miejscach” Huncwotów, którzy, gdy nas dostrzegli, dostawili fotele, wywalając z nich jakichś drugoklasistów.
- Już wszystko w porządku? – spytała złośliwie Dorcas, zwracając się do Syriusza. Ten spojrzał na nią z urazą i odparł:
- Zobaczysz, że się odwdzięczę. – Dor zaśmiała się i znowu zaczęła dyskusję z Łapą. Pasowali do siebie. Uparci i wygadani.
- James jest na górze? – spytałam Lupina.
- Eee, tak – powiedział w końcu. – Musiał coś dokończyć, ale zaraz powinien zejść.
- Sama do niego pójdę – odparłam, zastanawiając się, dlaczego Remus zawahał się przy odpowiedzi. Może chodziło o to, co podsłuchałam wczoraj w nocy. Nie wiedziałam, ale jeśli Potter nadal nad tym pracuje, jest szansa, że czegoś się dowiem. Wstałam z podłogi. Dziewczyny spojrzały na mnie.
- Idę oddać szatę Jamesowi – wyjaśniłam i pobiegłam do góry, ignorując ich badawcze i niedowierzające spojrzenia.
     Wstąpiłam do naszego dormitorium, żeby wziąć własność Rogacza i chwilę potem stałam już przed drzwiami do sypialni chłopaków. Zawahałam się. Stojąc tu teraz, nie wiedziałam czy kolejne spotkanie sam na sam z Potterem jest dobrym pomysłem. Niby ustaliliśmy, że o wszystkim zapominamy no, ale James to James, pomyślałam i stwierdziłam w końcu, że jednak oddam mu szatę, jak będziemy na neutralnym gruncie. Już miałam zawrócić, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Rogacz.
- Wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział, uśmiechając się.
- Skąd? – spytałam podejrzliwie.
- Eee, po prostu miałem przeczucie. – I znowu to wahanie, zauważyłam. – Wejdziesz?
- Co? – zapytałam zdezorientowana nagłą zmianą tematu rozmowy.
- Wejdziesz do środka, czy będziemy rozmawiali przez próg?
- Chciałam ci tylko oddać szatę, a nie... – zaczęłam, ale zanim dokończyłam, James wciągnął mnie do pokoju i zatrzasnął drzwi.
- Masz – podałam mu szatę, którą ciągle trzymałam w ręce. Potter wziął ją ode mnie i rzucił niedbale na łóżko. – Boże, przez wakacje zapomniałam, jaki tu zawsze macie syf – stwierdziłam, rozglądając się po ich sypialni.
- Nie jest tak źle – odparł Rogacz. – Po dwóch tygodniach to tylko wstępny bałagan.
- Wstępny bałagan? – powiedziałam z ironią.
     James uśmiechnął się zawadiacko. Staliśmy naprzeciwko siebie, milcząc. Było mi dosyć niezręcznie. Na oko obliczyłam odległość dzielącą mnie od wyjścia, ale nic to w sumie nie dało, bo żeby dostać się do drzwi, musiałabym wyminąć Rogacza. Po co w ogóle o tym myślę? Przecież do tej pory przebywałam z nim sam na sam dosyć często i nie było problemów. Tak, ale to było przed pocałunkiem w pociągu, moim dormitorium i Pokoju Wspólnym, poprawiłam się. Dziwne, ale przez to wszystko nie potrafiłam już tak naprawdę wrócić do tego, co było, co właśnie sobie uświadomiłam.
- Yyy – zaczęłam, żeby nie stać bezczynnie i nie dać mu żadnej przewagi. – Dzięki za użyczenie mi szaty. Myślę, że w pewnej mierze uratowała mi życie.
- Zawsze do usług – odparł James z uśmiechem.
- Wracam na dół. Muszę dokończyć jeszcze wypracowanie z eliksirów. Idziesz też? – spytałam i nie czekając na odpowiedź, poszłam w stronę drzwi. Chciałam jak najszybciej zakończyć tą niezręczną sytuację. Wiedziałam, że mogłam tu sama nie leźć, pomyślałam. Ominęłam Pottera i położyłam rękę na klamce. Już ją nacisnęłam, kiedy poczułam na swojej talii ręce Rogacza, a potem jego usta na moich wargach. Cholera, pomyślałam. To już trzeci raz w ciągu dwóch dni. Dlaczego on to robi? Przecież się umawialiśmy. Nie zdążyłam zadać sobie w myślach następnych pytań, bo po raz kolejny zaatakowała mnie fala uczuć, które czułam przy pocałunkach z Jamesem. Co prawda swego czasu nie cierpiałam, a nawet nienawidziłam osoby, która mnie całowała, ale... No właśnie, w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Czułam się bezpiecznie i byłam... szczęśliwa. Chciałam, żeby już zawsze tak było. Chciałam zostać z Jamesem jak najdłużej się da, ale nie mogłam.
     Nie wiem, jak długo trwał pocałunek, ale w pewnej chwili Potter skończył. Patrzyłam teraz w jego orzechowe oczy, a serce biło mi jak szalone. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Co ty wyprawiasz? – spytałam w końcu. – Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy w nocy? Na co się umawialiśmy? Nie możesz mnie całować przy każdej nadarzającej się okazji. Ty w ogóle n i e  m o ż e s z mnie całować.
- Nie widzę nigdzie takiego zakazu – odparł z zadowoleniem, nadal patrząc mi głęboko w oczy. Czułam się tak, jakby dzięki temu znał wszystkie moje myśli, których sama się bałam, gdyż złość ustąpiła w tej chwili miejsca jakiemuś dziwnemu przywiązaniu i pragnieniu pozostania w objęciach Jamesa. Mogłam się domyślić, że nie uszanuje mojej decyzji, a sprawę ułatwiał mu fakt, że już trzy, a właściwie cztery razy uległam, więc wiedział, że może to zrobić jeszcze raz i jeszcze raz…
- To ja go właśnie ustanowiłam – rzekłam, ale miałam nadzieję, że Potter nie zastosuje się do niego.
- Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz? – spytał, całkowicie mnie zaskakując. W tej chwili tym bardziej nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie, wcale nie byłam tego pewna. Co więcej, byłam święcie przekonana, że tego n i e c h c ę. Naprawdę nie wiem, co się ze mną działo, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Zresztą ważniejsze było to, że c h c ę to zrobić, więc zamiast odpowiedzi na zadane przez Jamesa pytanie, pocałowałam go. Wyczułam, że w pierwszej chwili był zdezorientowany, ale ostatecznie odwzajemnił pocałunek, który wkrótce zakończyłam.
- Ja... – nie wiedziałam, jak wytłumaczyć mu to, co właśnie się stało. Nie byłam pewna, czy potrafię, bo sama nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Widząc moje zmieszanie, Potter puścił mnie, a ja ostatni raz spoglądając mu prosto w oczy, odwróciłam się szybko, wyszłam z pokoju i z hukiem zatrzasnęłam drzwi. W tej chwili nie czułam nic. Nie byłam jeszcze do końca świadoma tego, co właśnie się stało i chyba nie chciałam sobie tego uświadomić.
     Zeszłam powoli na dół, nie reagując na nic.
- Co jest? – spytała Ann. Dopiero teraz zaczęłam odzyskiwać świadomość.
- Co? – odparłam i spojrzałam na wszystkich po kolei. Dziewczyny i Huncwoci patrzyli na mnie dziwnie.
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś...
- Co tak wszyscy siedzicie? – usłyszałam za sobą głos Pottera. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Stwierdziłam, że z twarzy Jamesa nie da się nic wyczytać. Dobrze potrafił ukrywać swoje emocje. Byłam za to pewna, że z mojej twarzy dziewczyny zaraz odczytają całą odpowiedź. Postanowiłam do tego nie dopuścić albo chociaż trochę odwlec tę chwilę, dlatego wyminęłam Rogacza i nie reagując na wołania dziewczyn oraz Remusa, który chciał zagrać w szachy, wyszłam z Pokoju, udając się do biblioteki. 

***

     Kilka słów na koniec. Wiem, w rozdziale za dużo tych wszystkich pocałunków, ale chciałam zrobić jakiś wstęp do tego, co będzie dziać się później, do decyzji, które w kolejnych rozdziałach będzie podejmować Lily i pokazać, że od tego momentu nie jest tylko "ofiarą", bo James całował ją z zaskoczenia, ale także tą, która, że tak powiem świadomie zawiniła :)

4 komentarze:

  1. Kochana Luthien.
    Gratuluję kolejnego świetnego wpisu. Co notka to hit. Przyznam się, że na rozdział czatuję już od wczoraj. Poprzednią notę przeczytałam aż 3 razy :)
    Piszesz, że miałaś zamiar zacząć od szóstej klasy i dlatego ich zachowanie jest niedojrzałe. Nie zapominaj że to są jeszcze młodzi ludzie... i jeśli chodzi o sprawy sercowe to ja w wieku 19 lat byłam podobnie zagubiona jak Lily. Wiec dla mnie ich zachowanie było autentyczne. W ogóle muszę Ci się przyznać, że nie cierpię twojej Ann, kojarzy mi się ze starą dewotą, która ciągle się wcina. Niech ktoś zawróci jej w głowie żeby dała spokój Evans, bo jak tak dalej pójdzie to ona opóźni zejście sie Lily i Jamesa.
    W ogóle zauważyłam, że ta notka była przełomowa tyle porachunków :). Wiesz, że w pewnym momencie myślałam, że doszło między nimi do czegoś więcej... wyobraźnia mnie poniosła jak nic. Ciekawa jestem czy w rozdziale 9 ona pocaluje go jeszcze raz?
    Dorcas chyba przez ten swój kawał chciała pokazać, że Syriusz zrobił na niej wrażenie. Ciekawa jestem czy oni się zejdą. Nie pozostaje mi noc innego niż czekanie na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam :*
    Em

    OdpowiedzUsuń
  2. Miało być POCAŁUNKÓW. Ach to T9 w telefonie do szału doprowadza.
    Jeszcze raz gratuluję świetnej notki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Em,
    nawet nie wiesz, ile uśmiechu na ustach wywołują u mnie Twoje miłe komentarze :)
    Muszę się przyznać, że osobiście też nie lubię mojej Ann, ale na razie taka miała wyjść, żebym potem mogła zrobić z nią coś innego, dlatego jeszcze sporo trzeba będzie z nią wytrzymać niestety xD Poza tym, fakt, że znajdzie sobie kogoś, nie będzie równoznaczny z tym, że przestanie się wtrącać w życie Lily.
    Tak, pocałunków było sporo po to, żeby połączyły się one z kolejnym rozdziałem i wyjaśnieniem kilku spraw.
    Pozdrawiam
    Luthien
    P.S. Słownik w telefonie... Wiem coś o tym. Jedna z najbardziej denerwujących rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam Twojego bloga przez przypadek ale nie mogłam się oderwać od czytania! Trochę denerwowalo mnie zachowanie Lily jednak ostatnie pocałunki z Jamesem po prostu mnie zaczarowaly. Genialnie piszesz, opisy mega! Rozmowy Lily i Jamesa tak realne, że tylko pozazdrościć czekam na więcej ! Pisze na telefonie, więc jest krótki ale chciałam żebyś wiedziała, że przeczytałam i jestem pod wrażeniem, rozumiem jak komentarze motywują do pisania a liczę, ze Nowy rozdział będzie szybciutko.
    Pozdrawiam Rogata z huncwot-rogata.blogspot.com
    W

    OdpowiedzUsuń