sobota, 24 stycznia 2015

10. Pocałuj mnie cz. I

Witajcie! 
     Tytuł mówi sam za siebie, dlatego mam nadzieję, że się nie zniechęcicie już od samego początku, jednak muszę też uprzedzić, że od tego rozdziału nie będzie kolorowo w relacjach głównych bohaterów, ale do rzeczy.
     Na początek chciałabym zamieścić kilka ogłoszeń:
1. W przyszłym tygodniu, a dokładnie w piątek 30 stycznia, wypadają urodziny Lily, w związku z tym, mam szczerą nadzieję, że kolejna notka pojawi się właśnie wtedy, a nie jak to zawsze bywa, dzień później w sobotę.
2. Wiem, że się powtarzam, ale od tego tygodnia w końcu wzięłam się poważniej za naukę do sesji, której niestety jest więcej niż myślałam, dlatego mniej więcej do 16 lutego (możliwe, że luźniej zrobi się już 9 lutego), naprawdę będę miała ograniczony czas, bo siedzę od rana do wieczora i męczę się z jakimiś księgowaniami i wykresami kosztów, których sama nie rozumiem, a zaliczyć egzaminy trzeba. Ogólnie zmierzam do tego, że nie u wszystkich jestem na bieżąco i w najbliższym czasie na pewno tego nie nadrobię.
    Jeśli powtórzyłam już wszystko kolejny raz (obiecuję, że to był ostatni i więcej nie będziecie musieli czytać moich tłumaczeń czy narzekań ;)), to zapraszam do lektury. Rozdział dedykuję Gabby, która wczoraj ucieszyła mnie wiadomością o swoim powrocie :)

***

Lily Evans
     Był ostatni piątek września. W zeszłym tygodniu rozegraliśmy pierwszy mecz Quidditcha ze Ślizgonami, który oczywiście wygraliśmy. Muszę przyznać, że mimo tak krótkiego czasu nasi nowi pałkarze spisali się naprawdę dobrze, wysyłając już na początku meczu dwóch członków drużyny Slytherinu do Skrzydła Szpitalnego.
     Wraz z rozpoczęciem sezonu Quidditcha mecze odbywały się praktycznie co tydzień, w związku z czym jutro graliśmy kolejny tym razem z Krukonami. Dzisiaj czekał nas więc ostatni trening, którego nie mogłam się już doczekać. Wcześniej jednak musiałam przeżyć kilka lekcji w tym dwie transmutacje, których się obawiałam. McGonagall miała dzisiaj sprawdzać poziom opanowania przez nas ostatniego zaklęcia, a ja miałam z nim problem. Chociaż ćwiczyłam je już chyba ze sto razy, nadal mi nie wychodziło. Nie uśmiechało mi się prosić kogoś o pomoc, bo przecież byłam najlepsza, ale tym razem musiałam schować dumę do kieszeni. Zrezygnowana postanowiłam, że na przerwie poproszę o pomoc Remusa, któremu to zaklęcie wyszło już za trzecim razem. Tylko żeby nie usłyszał tego Potter albo Black, bo będę skończona, pomyślałam.
     Od czasu naszego ostatniego pocałunku Rogacz zachowywał się wobec mnie śmielej, chociaż do tej pory nie poruszył tamtego tematu. Ja natomiast starałam się traktować go jak najbardziej obojętnie, czego nie potrafiłam. Nawet teraz nie wiedziałam, dlaczego go wtedy pocałowałam. Próbowałam więc chociaż, stwarzać jeszcze mocniejsze pozory tego, że wróciliśmy do poprzednich stosunków. Wiedziałam jednak, że James ma nade mną przewagę, którą w każdej chwili może wykorzystać. Poza tym były jeszcze dziewczyny, które od tamtego czasu uważniej przyglądały się i analizowały nasze wzajemne relacje. Byłam pewna, że domyślają się prawdy, ale tak jak obiecały, nic nie mówiły ani nawet o nic nie pytały.
     Od tamtego czasu nie dopuściłam także więcej do sytuacji sprzyjającej pocałunkowi. Uważałam, żeby pod żadnym pozorem nie zostawać z nim sam na sam. Dziewczyny były trochę zaskoczone naszym, a w szczególności moim, zachowaniem, biorąc pod uwagę fakt, że były świadkami mojego wcześniejszego obściskiwania się z Potterem i przyznania się do tego, iż pocałunek z nim mi się podobał. Z tego też powodu starałam się unikać krępujących sytuacji z Rogaczem.
     Ostatnio często myślałam o tym, co się wtedy stało. Czasami przyłapywałam się nawet na zastanawianiu się nad tym, jakby to było, gdybym dała sobie spokój i w końcu się z nim umówiła, że może James w głębi duszy naprawdę nie jest taki, jak mi się wydaje, że może stwarza tylko pozory swojego zachowania. Tak, musiałam przyznać sama przed sobą, że Potter mnie jeszcze bardziej zaintrygował. Jednak mimo wszystko ostatecznie bardzo szybko odrzucałam te myśli, z niechęcią myśląc o tym, że kiedykolwiek mogłabym się z nim umówić i znowu go pocałować. Wiem, że to drugie brzmiało w moich myślach śmiesznie, bo jeszcze niedawno sama to zrobiłam, ale prawda była taka, że naprawdę nie wiedziałam, dlaczego stało się to, co się stało. Od tamtego momentu ciągle nie dawało mi to spokoju. Na początku chciałam porozmawiać z Rogaczem na ten temat, ale stwierdziłam, że lepiej będzie puścić to w niepamięć. Jeśli James nie powiedział nikomu o naszym pierwszym pocałunku, dlaczego miałby zrobić to teraz? Właśnie tak próbowałam zabezpieczyć się przed tym. Bałam się, co wkrótce może z tego wyniknąć, bo oprócz tego, kilka razy prawie dopuściłam do siebie niepokojące wyjaśnienie mojego zachowania, które... Nie, stanowczo nie mogło mi w całości przejść przez myśl. Więc kiedy dochodziłam do ostatniego etapu tej analizy, wymyślałam najbardziej irracjonalne wytłumaczenia, żeby tylko nie dopuścić do tego jednego. Poza tym nadal twierdziłam, że nie jest to nawet możliwe. Oczywiście możliwe dla mnie. Nie wiem, jak wpadłam na ten pomysł. Nie mogłam i nie chciałam o tym myśleć. D l a c z e g o więc myślałam? To było ważniejsze pytanie i ważniejsza odpowiedź, której nie potrafiłam znaleźć. Jednak faktem było, że te myśli nawiedzały mnie od tamtego czasu na okrągło. Poza tym, faktem było też to, że pocałowałam Jamesa, że całowałam się z nim nie w efekcie zaskoczenia, ale dlatego, że sama również tego chciałam.

~ * ~

     Obudziłam się w dobrym humorze. Wszystkie dziewczyny jeszcze spały, więc poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Myjąc zęby łaziłam po pokoju, wrzucając do torby kolejne książki. W końcu byłam spakowana, więc poszłam wypłukać zęby i doprowadzić do ładu swoje włosy.
- Hej, Lily. Ty już na nogach? – spytała zaspana Miriam, kiedy wyszłam z łazienki.
- Jak zawsze – odparłam z uśmiechem i usiadłam na łóżku. – Widzę, że miałaś wczoraj kiepski dzień.
- Do drugiej w nocy pisałam wypracowanie z eliksirów – wyjaśniła, opadając z powrotem na poduszki.
- Mogłaś powiedzieć, pomogłabym ci.
- Nie chciałam zawracać ci głowy. Dobrze się wczoraj bawiłyście z Huncwotami.
     Fakt, wczorajsze popołudnie mogłabym zaliczyć do jak najbardziej udanych. Szachy z Remusem, dyskusje Syriusza i Dorcas, rozbierany poker Ann i połowy (wiadomej) Huncwotów, muzyka, mnóstwo słodyczy i niewiele mniej napojów procentowych, czyli standardowy wspólny wieczór spędzony z chłopakami, a zakończony libacją alkoholową w ich dormitorium. Dziwne, że nie miałam dzisiaj kaca. Dodatkowo wszystko w bezpiecznym „większym” towarzystwie.
- Na naukę zawsze znajdę czas – rzekłam z uśmiechem.
- Rezygnując z zabawy?
- Tak.
- Dziwna jesteś.
- Wiem o tym, ale takie są moje priorytety.
     Zapadła chwila ciszy. Wpatrywałam się w swoje dłonie, myśląc o jutrzejszym meczu.
- Słuchaj, Lily – odezwała się Miriam niepewnie.
- Hmm?
- Czy między tobą a Jamesem coś jest? – Trochę zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie spodziewałam się go z ust kogoś, kto nie należał do moich bardzo bliskich przyjaciół.
- Nie – odpowiedziałam szybko. – Nie więcej niż do tej pory, a czemu pytasz?
- Wiesz… James od zawsze mi się podobał. Pomyślałam więc sobie, że może chociaż w ostatniej klasie zwróci na mnie uwagę, ale od początku roku, a nawet jeszcze wcześniej, mam wrażenie, że ciągnie was do siebie.
- Ja mu tylko dałam szansę poprawy i powiedzmy, że ją wykorzystał, więc teraz żyjemy w pokojowych stosunkach, ale na pewno nic więcej nie było, nie ma i nie będzie – zapewniłam ją. – Przecież mnie znasz. Śmiało możesz się z nim umawiać – posłałam jej lekko wymuszony uśmiech. Nie podobało mi się to, do czego dążyła.
- Naprawdę?
- Tak, Miriam.
- Dzięki, Lily. – Była szczerze usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
- Obudzę dziewczyny – rzekłam i zrobiłam, co powiedziałam. Oczywiście Ann musiała pomarudzić parę minut, ale w końcu poszła w ślady Dorcas.

~ * ~

     Zeszłam z dziewczynami na śniadanie. Byłam pewna, że Huncwoci, a w szczególności James i Syriusz, który nadal starał się o względy Dorcas, nie każą na siebie długo czekać. I miałam rację, bo zszedłszy do hallu, od razu się do nas przyczepili.
- Są nasze zguby – odezwał się Łapa, obdarzając Dor uśmiechem.
- Nic mi nie wiadomo o tym, żebyśmy były poszukiwane – odparła moja przyjaciółka z ironią w głosie. Jednak Blacka to nie zraziło, bo nadal nadskakiwał jej jak wierny pies, co w sumie nie było aż tak głupim porównaniem, jak mi się w pierwszej chwili wydało.
- Idziecie, czy będziemy tu tak stać? – spytała Ann.
- Eee, idźcie same. Zaraz do was dołączymy – odparł Black i zniknęli za zakrętem. 
     W tej chwili w wejściu do Wielkiej Sali wybuchło jakieś zamieszanie. W całym hallu i blisko drzwi zebrały się tłumy. Każdy chciał się dowiedzieć, o co chodzi. McGonagall i Filch również szli już w naszą stronę.
- O co chodzi? – spytała Dor, próbując coś dostrzec.
- Nie mam po… – nie dokończyłam, bo w tym właśnie momencie z sufitu korytarza, na cały zebrany tłum, lunęła różowa neonowa farba. Nie muszę chyba dodawać, że tym oto sposobem, co najmniej jedna trzecia uczniów oraz kilku nauczycieli, w tym woźny i wicedyrektorka, ucierpiało. Nie musiałam się nawet zastanawiać, kto był pomysłodawcą tego głupiego dowcipu.
- Ukatrupię kiedyś tych matołów – rzekłam ze złością, oglądając swoją nową szatę. Miałam nadzieję, że farba zejdzie w kąpieli, a ubrania będą czyste po praniu. Spojrzałam na Dorcas, która próbowała kolejnych zaklęć czyszczących, nieprzynoszących żadnych efektów, a potem na Ann, która próbowała powstrzymać śmiech.
- Ciebie to bawi? – spytała załamana Dor. I po moim dobrym humorze, stwierdziłam zła.
- A was nie? – obie pokręciłyśmy głowami.
     Tłum się powoli przerzedził, a McGonagall, z żądzą mordu w oczach, poszła szukać Huncwotów.
- Idę na górę po inną szatę i przede wszystkim się wykąpać. Nie będę chodziła cały dzień jak idiotka w różowej – powiedziała Dorcas.
- Popieram – odparłam i wszystkie trzy poszłyśmy do wieży.
     O ile rano miałam wyśmienity humor, o tyle teraz byłam po prostu wściekła na chłopaków. Nie dość, że zniszczyli mi szatę, to jeszcze zmarnowałam pół godziny na kolejną kąpiel.
     W końcu znowu byłyśmy na dole. Część poszkodowanych osób poszła w nasze ślady, jednak co niektórzy byli wyraźnie zadowoleni z nowego koloru ubrań. Zostało nam niewiele czasu na śniadanie, więc usiadłyśmy na pierwszych wolnych miejscach i zabrałyśmy się za jedzenie. Po jakimś czasie dołączyli do nas zadowoleni Huncwoci.
- Ile tym razem? – spytała Ann.
- Tydzień i dwadzieścia punktów – odparł wesoło Łapa.
- Mam nadzieję, że to zejdzie w praniu, bo to była nowa szata – powiedziała wściekła Dor.
- W praniu nie zejdzie – wyjaśnił Black.
- Co?
- Potem podam wam zaklęcie – wtrącił Remus, zapobiegając awanturze Dorcas – Syriusz.
     Potter nie brał udziału w dyskusji. Rzuciłam w jego stronę krótkie spojrzenie i napotkałam jego wzrok.
- Co? – spytałam niezbyt uprzejmie.
- Ładnie dziś wyglądasz – odezwał się. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc żeby nie dopuścić do sytuacji, w której musiałabym podziękować mojemu nachalnemu adoratorowi za komplement, odpowiedziałam:
- Uważasz, że w inne dni nie wyglądam ładnie?
- Nie – odparł Rogacz bez cienia zmieszania. – Uważam, że dzisiaj wyglądasz w y j ą t k o w o ładnie.
- Daruj sobie – rzekłam ze złością. Byłam nadal wkurzona o ten głupi kawał, więc wstałam z miejsca i przesiadłam się kawałek dalej. Dziewczyny zdezorientowane podążyły za mną.
- O co ty się na niego złościsz? – spytała Dor, siadając koło mnie.
- Co? – odparłam, spoglądając na nią znad Proroka Codziennego.
- James prawi ci komplementy, a ty się wściekasz – wyjaśniła. – To dosyć dziwna reakcja.
- Dor, daj mi spokój. Jak dobrze wiesz i on zresztą też, nienawidzę różowego. Zniszczyli mi szatę, zmarnowali czas i dobry humor, który miałam rano, więc jestem po prostu zła i w tym momencie nie obchodzi mnie to, co Potter do mnie mówi, nawet jeżeli są to komplementy, które zaraz powtórzy pięciu innym dziewczynom.
- Nie wydaje mi się, żeby cię to nie obchodziło – wtrąciła Ann. Spojrzałam na nią, a potem na Dorcas, następnie pochyliłam się w ich stronę i powiedziałam ze złością:
- To, że całowałam się z Potterem, o niczym nie świadczy, a że wy to widziałyście, to od razu wysnuwacie jakieś chore wnioski. Wbrew pozorom nadal mam do niego żal i trudno mi wrócić do tego, co było. Codziennie walczę z faktem, który mi mówi, że nie powinnam się z nim kumplować, a wy próbujecie mi wmówić, że...
- Zaczekaj – przerwała mi Ann. – Niczego nie próbujemy ci wmówić, ale weź pod uwagę ogólnie znany nam fakt co do waszego pocałunku, a potem zastanów się, czy chcesz coś zmienić w swoim monologu.
- Nic nie chcę w nim zmieniać!
- Poza tym, od czasu eliminacji do drużyny o b o j e zachowujecie się jakoś dziwnie – kontynuowała, nie zwracając na mnie uwagi. – Czy wtedy stało się coś jeszcze? – Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- Jesteście nienormalne – rzuciłam, zgarnęłam ze stołu dzisiejszy numer Proroka Codziennego, wstałam z ławki i zostawiłam je same.
     Byłam zła na moje przyjaciółki za ich głupie uwagi i aluzje, na siebie za to, że nie umiem pohamować moich słów, ale najbardziej zła byłam na Pottera, który od samego rana zatruwa mi życie i przez którego ostatnio coraz częściej kłócę się z dziewczynami. Tak, to jego wina. Po każdej naszej sprzeczce, a ostatnio jest ich mimo wszystko sporo, której Ann i Dorcas są świadkami, następuje kolejna, już bez udziału Rogacza, ale na jego temat. Poza tym, właśnie wstąpiła we mnie kolejna obawa o moją tajemnicę. Przed chwilą Ann nawiązała do tego feralnego dnia, o którym chciałam zapomnieć, a znając ją, już coś wywnioskowała z mojego zachowania na wzmiankę o tym. Układ, w którym nie odzywałam się do Jamesa był o niebo lepszy, bo naprawdę mam już tego wszystkiego dość, pomyślałam ze złością w chwili, kiedy ktoś na mnie wpadł.
- Mógłbyś uważać, jak chodzisz – powiedziałam ostro i schyliłam się, żeby podnieść gazetę i książkę, które podczas zderzenia wyleciały mi z ręki.
- Przepraszam, zamyśliłem się – usłyszałam znajomy głos, którego właściciel właśnie zniżył się do mojego poziomu. Patrzyłam teraz zaskoczona na twarz Seana Whitby’ego, który podniósł moją gazetę, następnie wstał i podał mi rękę. Wahałam się chwilę, ale ostatecznie przyjęłam jego pomoc. Stałam z nim teraz twarzą w twarz.
- Yyy, przepraszam, że na ciebie naskoczyłam. Od rana jestem po prostu wkurzona.
- Nie ma sprawy. To moja wina.
- Daj spokój – odparłam. – Przecież dobrze wiemy, że tak nie jest.
- Chciałem być miły – uśmiechnął się. Jaki chłopak bierze na siebie całą winę?, zastanowiłam się. Nie znałam takiego, a już na pewno nie Pottera i jego kumpli, którzy zawsze próbują wyjść ze wszystkiego bez szwanku. Ale Sean jest inny. Miły, sympatyczny, przystojny... James też jest przystojny, usłyszałam w mojej głowie jakiś głos. Co jest do cholery?, pomyślałam. Czemu znowu on? Nie wiedziałam dlaczego, od pewnego czasu wszystkich chłopaków nieświadomie porównywałam do Rogacza, co naprawdę mnie irytowało. W tej chwili udało mi się jednak uporać z dalszą analizą i skupić na moim rozmówcy.
     Od początku września powoli się zaprzyjaźnialiśmy. Kilka razy byliśmy na spacerze, dobrze mi się z nim rozmawiało, był zabawny i uprzejmy, a co najważniejsze, Potter był o niego zazdrosny. Po głębszym zastanowieniu, tak naprawdę nawet mogłabym spróbować z nim być.
- Doprawdy? – odezwałam się w końcu. – Więc jesteś inny niż większość chłopaków – dodałam, sama nie wiedząc, po co. Sean obdarzył mnie teraz pięknym uśmiechem, co wywołało u mnie mocniejsze bicie serca.
- To dobrze czy źle? – spytał.
- Myślę, że to zależy od sytuacji – odparłam.
- A w tej?
- Raczej kłopotliwe.
     Zapadła chwila ciszy, którą przerwał mój rozmówca.
- Ładnie dziś wyglądasz – powiedział.
- Dziękuję – odparłam trochę niepewnie. O co im chodzi? Kolejny już raz dzisiaj słyszę ten sam komplement, a dzień nawet się jeszcze na dobre nie zaczął.
- Evans, jednak umiesz dziękować za komplementy – usłyszałam nagle tak bardzo znienawidzony przeze mnie w tej chwili głos.
- Czego chcesz, Potter? – spytałam nieuprzejmie, kiedy opadło ze mnie to dziwne uczucie, które zawładnęło mną podczas rozmowy z Seanem.
- Zastanawiam się, dlaczego j e g o komplement jest lepszy od mojego.
- Może dlatego, że tamten, jak sam zauważyłeś, wyszedł z t w o i c h ust – odparłam z ironią.
- Nadal nie rozumiem – ciągnął James.
- To już twój problem – stwierdziłam. – A teraz już drugi raz dzisiaj mówię ci, żebyś dał mi święty spokój.
- A umówisz się ze mną? – spytał Rogacz automatycznie. Kątem oka zauważyłam, że twarz Seana zmieniła swój wyraz po wypowiedzi Pottera. Nie było już na niej tego cudownego uśmiechu. Jak widać, James mimo wszystko nie zrezygnował z tego pytania, z czym musiałam się pogodzić, ale w tej chwili było ono nieodpowiednie.
- Wybij to sobie z głowy raz na zawsze – rzuciłam, a potem powiedziałam do Seana: – Widzimy się na lekcji – i wyszłam z Wielkiej Sali.
     Miałam teraz dwie godziny zielarstwa, więc poszłam do wyjścia. Przy drzwiach dogonił mnie Puchon.
- Lily, zaczekaj! – Odwróciłam się do niego. – Zapomniałaś tego – podał mi Proroka Codziennego.
- Dzięki – uśmiechnęłam się słabo. Przełożyłam torbę do drugiej ręki, żeby móc wziąć od niego swoją własność, która w sumie nie była mi już potrzebna.
- Pomogę ci – zaproponował Sean i zanim się zorientowałam, o co mu chodzi, wziął ode mnie torbę i zawiesił na swoim ramieniu. Stałam trochę zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Dz-dz-dzięki – wyjąkałam w końcu.
     Sean patrzył teraz na mnie uważnie, a ja czułam się trochę zakłopotana. Nie wiem, co się ze mną działo, bo zwykle nie miałam problemów z chłopakami. Większość chciała się ze mną umówić, więc miałam nad nimi przewagę. Jednak nie tym razem. Tym razem nie ja tu dominowałam, więc czułam się dziwnie, chociaż jednocześnie intrygowało mnie to. Sean nie był taki jak inni chłopacy, a już na pewno nie Potter, którego był całkowitym przeciwieństwem. Znowu to robię, pomyślałam i skarciłam się w duchu.
- Lily, coś ci jest? Wszystko w porządku?
- Tak – odparłam zbyt szybko. – Chociaż nie, nic nie jest w porządku – dodałam, (nie wiem dlaczego, bo w sumie co go to obchodziło). – Zresztą nieważne. To moja sprawa. Moja i...
- Pottera – dokończył za mnie Sean. Wszyscy w szkole wiedzieli, jaka jest sytuacja między mną, a moim adoratorem, więc nie zdziwiło mnie to, że Whitby wiedział, kogo miałam na myśli.
- Tak – potwierdziłam, – ale sama sobie z nim poradzę. Potrzebuję tylko więcej czasu.
- Nie wydaje mi się, żeby było to tak proste, jak ci się wydaje. Wiesz, niby podpisaliście rozejm, co było dla mnie dosyć dużym zaskoczeniem w zeszłym roku, ale Potter to Potter. Nie rezygnuje z obranego celu. Ewidentnie widać, że jest w tobie zakochany, a ty...
- Zaraz, zaraz – przerwałam mu ze złością. – W co ty się ze mną bawisz? – spytałam. – To nie jest twoja sprawa, więc nie masz prawa się wtrącać. To jest tylko i wyłącznie mój problem, więc zatrzymaj swoje uwagi dla siebie, bo podobnych mam, na co dzień, mnóstwo od osób, które mają większe prawo mi o tym mówić. – Byłam wściekła. Za kogo on się uważa, żeby wtrącać się w moje życie? Kolejny palant. A już myślałam, że jest inny.
- Lily, nie wściekaj się. Nie chciałem się wtrącać czy cię urazić, tylko po prostu z boku wygląda to trochę... inaczej niż mówisz – wyjaśnił Sean.
- Taak? To powiedz mi, jak to wygląda, bo jestem bardzo ciekawa, co mogą sobie ubzdurać inni.
     Nie wiedział, co powiedzieć. Na jego twarzy malowały się strach, zakłopotanie, niepewność. Zrobiło mi się go trochę żal.
- Dobra, już nie chcę wiedzieć – powiedziałam i znowu zatopiłam się we własnych myślach.
     Zastanowiłam się nad tym, co powiedział i musiałam przyznać mu po części rację. Po pierwsze James nie odpuści tak łatwo, co oznajmił mi wprost. W sumie to dziwne, że od tylu lat nadal się tego trzyma, zamiast dać spokój i wziąć to, co mu zaoferowałam z wielkim trudem. Po drugie... Drugą przyczyną powoli mogła stać się ta, o której na razie wolałam nie myśleć. Co z tego, że James dobrze całuje? Przecież nie będę za niego wychodzić dla tego jednego, małego szczegółu. Małego aczkolwiek potężnego. Potężnego na tyle, że sama straciłam dla niego głowę. Chociaż może to, że wtedy go pocałowałam, nie było wcale z tym związane? Może... Obecnie wolałam jednak tłumaczyć to sobie w ten właśnie sposób. Dlaczego? Innego się po prostu bałam.
     Z zamyślenia wyrwał mnie Sean.
- Lily, nie gniewaj się na mnie, co? Wolę, jak się uśmiechasz – powiedział. – Poza tym nie chciałbym nic mówić, ale musimy iść na zajęcia. I tak jesteśmy już spóźnieni.
     Spojrzałam na zegarek. Miał rację, dwie minuty temu był dzwonek na lekcje, którego (nie wiem dlaczego), nie usłyszałam. Dojście do szklarni zajmie nam, w najlepszym wypadku, od pięciu do dziesięciu minut, więc mocno się nie spóźnimy. Miałam nadzieję, że profesor Sprout będzie wyrozumiała i nie odejmie nam punktów, na które tak ciężko pracowałam. Zapomniałam na chwilę o mojej złości na niego, więc nie zwlekając dłużej, wyszliśmy z zamku i pobiegliśmy do szklarni numer sześć. 

~ * ~

- Musimy wymyślić jakieś dobre wytłumaczenie – powiedziałam, kiedy byliśmy już prawie na miejscu.
- Nie słyszeliśmy dzwonka? – zaproponował Sean, ale pokręciłam głową.
- Po pierwsze za słabe, a po drugie jak wyjaśnisz to, że spóźniliśmy się r a z e m? – odparłam. – Myślałam raczej o czymś w stylu kulturalnego i uczynnego chłopaka, który pomaga dziewczynie w potrzebie. – Sean spojrzał na mnie, nie do końca rozumiejąc mój plan.
- Ok, ja będę mówić, ale jakby co, to oficjalna wersja jest taka, że zasłabłam, a ty mi pomogłeś. Przejdźmy resztę drogi wolnym krokiem, żeby nasz plan od razu się nie spalił.
- Dobra – powiedział Whitby i uśmiechnął się do mnie. – Jesteś szalona, a zarazem pomysłowa.
- To jedna z moich zalet – odparłam z uśmiechem.
     W końcu dotarliśmy na miejsce. Spojrzeliśmy na siebie, wzięliśmy głęboki oddech i weszliśmy do szklarni. Rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu profesor Sprout, mając nadzieję, że nie zauważy naszego nagłego przybycia. W pierwszej chwili nigdzie jej nie dostrzegłam. Napotkałam za to spojrzenia dziewczyn i Huncwotów. Ann i Dorcas były trochę zszokowane, Syriusz z Lupinem zaskoczeni, a James... No cóż, twarz Pottera wyrażała... Sama nie wiem co. Może coś pośredniego pomiędzy zaskoczeniem, a zszokowaniem z lekką domieszką złości i... bólu? Niemożliwe, pomyślałam. Chociaż jakby się nad tym zastanowić, to nie wiem dlaczego, ale, mimo złości na Pottera, wolałabym w tej chwili, żeby mój towarzysz i Rogacz zamienili się miejscami. Sean oddał mi moją torbę, co było kolejnym ciosem dla moich znajomych, a następnie poszłam na swoje miejsce.
     Nie zdążyłam dojść do stanowiska, gdy usłyszałam głos profesor Sprout. Cholera, pomyślałam.
- Dzień dobry – powiedziała. Rzuciłam szybkie spojrzenie Seanowi, a on skinął głową. – Jestem pewna, że wasza chwilowa nieobecność ma jakieś poważne uzasadnienie – dodała.
     Chciałam coś powiedzieć, ale Puchon mnie wyprzedził.
- W zasadzie tak – odparł. – Spotkałem Lily na korytarzu, źle się czuła, a że nie chciała iść do Skrzydła Szpitalnego, przypilnowałem, żeby bezpiecznie tu dotarła. – Musiałam przyznać, że Sean potrafił nieźle kłamać bez zająknięcia się.
     Profesor Sprout spojrzała na mnie uważnie. Bałam się, że nie da się nabrać na naszą bajkę, ale po chwili uśmiechnęła się i spytała:
- Dobrze się czujesz, panno Evans?
- Tak, już mi lepiej – odparłam, kończąc rozmowę na temat naszego spóźnienia. 
     Sprout jeszcze raz, tym razem specjalnie dla naszej dwójki, wytłumaczyła, co mamy robić przez najbliższe dwie lekcje i zabraliśmy się do pracy. Kiedy schowała się w swojej części szklarni oddzielonej od nas szybą, Syriusz powiedział coś do Jamesa, a ten wysłuchawszy go do końca, spojrzał na mnie i jakby ze złości rzucił z rozmachem na stół swoje rękawice, a następnie oparł się plecami o ścianę szklarni, założył ręce na piersi i nadal się we mnie wpatrywał. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, chociaż właściwie w podświadomości coś przeczuwałam. Obserwowałam go uważnie przez chwilę, a potem zajęłam się pracą zleconą nam przez profesor Sprout. Nie jesteśmy razem i nie będziemy. Tak się umawialiśmy. Czy za każdym razem muszę powtarzać sobie to samo? Sean jest tylko moim kolegą. W mniejszym stopniu niż James, ale jednak, dodałam w myślach.
     Musiałam przyznać, że nie była to przyjemna lekcja. Rośliny, z których mieliśmy wyciągnąć nasiona, gdy się je źle złapało, strzelały swoimi „mackami”, zostawiając na skórze czerwone pręgi. Próbowałam skupić się na tym, co mam robić, ale kątem oka obserwowałam Pottera, który nadal stał i nie robił nic. W pewnej chwili zauważyłam, że Remus szepnął mu coś do ucha, a potem, chyba to samo, powiedział Syriuszowi. Lupin i Black parsknęli śmiechem, ale James zignorował ich, przestał podpierać ścianę i szedł w moją stronę. Postanowiłam, że spróbuję go zignorować. Przysunęłam do siebie kolejną doniczkę z rośliną i ponownie zabrałam się do pracy.
     W pewnej chwili poczułam, że Rogacz stoi za moimi plecami. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie miałam zamiaru zaszczycać go moim.
- Twój nowy znajomy potrafi świetnie kłamać – odezwał się. – Zastanawiam się tylko, jaka jest prawdziwa przyczyna w a s z e g o spóźnienia – zamilknął na chwilę, a potem kontynuował. – Pilna uczennica Lily Evans spóźnia się na lekcję, a kiedy w końcu zaszczyca nas swoją obecnością, przychodzi w towarzystwie Puchona i to nie byle jakiego, bo Seana Whitby’ego. – Zignorowałam go, ale on jak zwykle nie dawał za wygraną. – Co z nim robiłaś?
- A co cię to obchodzi? – nie wytrzymałam. – Po pierwsze: nie muszę ci się spowiadać. Po drugie: to nie jest twoja sprawa, bo nie jesteśmy razem. Po trzecie: mogę rozmawiać i zadawać się z kim chcę, a ty nie masz prawa o tym decydować, bo jesteś tylko moim dobrym znajomym – zakończyłam trochę zbyt dobitnie. Potter zrobił niewyraźną minę. Wiedziałam, że moje słowa musiały go zaboleć, ale próbowałam o tym nie myśleć.
- Nie wiem czemu, ale widzę, że spadłem jeszcze niżej – powiedział. – Ale to dobrze.
- Dobrze? – spytałam zdezorientowana.
- Tak – odparł z szerokim uśmiechem na twarzy. – Według przysłowia: ostatni stają się pierwszymi, a biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze niedawno...
- To tylko głupie przysłowie – przerwałam mu szybko. Wiedziałam, co chciał powiedzieć, bo, tak jak przeczuwałam, z chwilą, kiedy przeszłam do ataku, on przeszedł do defensywy. Mimo naszych ustaleń, zazdrość była jego słabym punktem.
- Możliwe – odparł. – A teraz powiedz mi, dlaczego właśnie on? Nadal się na mnie mścisz czy co?
     Hmm, na początku miała to być zemsta, ale teraz sama już nie wiedziałam. Seanowi naprawdę zależało na naszej znajomości, a ja lubiłam spędzać z nim czas. Naprawdę go polubiłam, co trochę skomplikowało sprawę. Cały mój początkowy plan odwrócił się przez to o sto osiemdziesiąt stopni i zamiast dopiec Rogaczowi, sama tkwiłam pomiędzy dwójką moich adoratorów, nie wiedząc, jak się z tego wyplątać.
- Bo go lubię – powiedziałam w końcu ze złością i odwróciłam się szybko w jego stronę, jednocześnie zbyt mocno wyszarpnęłam nasionko, którym się właśnie zajmowałam i roślina machnęła swoimi pędami w formie buntu.
     Zanim się zorientowałam, co się dzieje, James odepchnął mnie, sam przyjmując cios od zbuntowanej rośliny.
- Auć! – krzyknął. – To naprawdę bolało.
- Twoja wina – powiedziałam bez cienia współczucia. – Sam się o to prosiłeś. – Potter stał, trzymając się za policzek. – Czego tu nadal stoisz? Chyba ta roślinka dała ci wyraźny znak…
- Czekam na podziękowania. – Parsknęłam śmiechem.
- Że co, proszę?
- Uratowałem cię od szpecącej szramy na policzku, sam przyjmując cios, więc chyba coś mi się należy.
- Szczerze w to wątpię. Gdybyś tu nie przylazł i nie zawracał mi głowy, nic by się nie stało, więc w sumie sam się o to prosiłeś i nie mam wobec ciebie żadnego długu wdzięczności. Powiem więcej, najpierw mnie naraziłeś, żeby potem „uratować”.
- Ale jednak uratowałem.
- I co z tego?
- Więc nie podziękujesz?
- Nie.
- Evans, nawet nie wiesz, jak ja kocham ten twój upór i spojrzenie, jakim mnie obdarzasz w tej chwili – rzekł, a ja z wyższością odwróciłam od niego wzrok.
- Lily – wtrąciła się w końcu Ann. Spojrzałam na nią, przy okazji zauważając, że prawie wszyscy z zainteresowaniem przypatrują się teraz całej sytuacji. – Uważam, że powinnaś mu podziękować.
     James uśmiechnął się z satysfakcją, ale zaraz skrzywił się z bólu.
- Nie ma mowy. Co wyście się wszyscy na mnie uwzięli? Chyba jednak pójdę do tego Skrzydła Szpitalnego – powiedziałam ze złością. Zebrałam swoje rzeczy i poszłam do profesor Sprout, żeby się zwolnić, w ten sposób kończąc koszmarną lekcję zielarstwa.

11 komentarzy:

  1. Cześć!
    Ale mi się miło na serduszku zrobiło! Jejku, naprawdę dziękuję!
    Jestem naprawdę okropna! Powinnam strzelić jakiś przydługi komentarz, a tu tylko kilka zdań... Nie mam ostatnio weny do komentowania niestety :/ Ale cóż zrobić? Nic nie mogę na to poradzić :-P
    Rozdział świetny, cieszę się jeszcze bardziej, że jest tak jakby, dla mnie (ależ to brzmi samolubnie)
    Mam nadzieję, że coś z tym Seamusem będzie ;-) Może jakiś goracy romans? Mam nadzieję się dowiedzieć jak najszybciej ♥
    Niestety kończę. Kurdee, znowu nie zostawiłam drugiego komentarza, który byłby w stanie Cię podnieść na duchu :-(
    Pozdrawiam serdecznie, cały czas z małym badaniem na twarzy, Gabby ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było tyle czekać, nie powiem ;) Tak jak zawsze czyt. zajebiście. ;)) ;********!
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział ;**
    http://life-in-the-magic-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej
    Jeszcze nie przeczytałam, ale już mi się podoba... ze względu na tytuł.
    Czyżbyś droga Luthien była na rachunkowości i finansach? :P
    I mnie teraz też robi się gorąco. Właśnie dzisiaj dowiedziałam się o tym że na nastepny zjazd mam trzy egzaminy i kolosa (to chyba bd najdłuższy weekend mojego życia)
    Ale damy radę! :)
    Trzymam kciuki za ciebie :*
    A teraz uciekam czytać

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez to, że rozdział musiałam podzielić na dwie części, w pierwszej nie ma niestety nawiązania do tytułu :(
    Tak, finanse i rachunkowość. Czasami stwierdzam, że rzuciłam się na głęboką wodę z tymi studiami po profilu humanistycznym w LO, ale nie należę do osób, które szybko sie zniechęcają, także daję radę.
    Ja za Ciebie również, Em. Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Luthien,
    Przeczytałam i... przerwałaś w takim fajnym momencie, ale rozumiem, że masz kupę roboty.
    - Lily straszenie zaangażowała się w ten pocałunek z Jamesem. Inaczej by go tak nie analizowała
    - Sean i Evans będą tylko przyjaciółmi? Bo jakoś mi do siebie nie pasują
    -Osobiście uważam, że kolejny konflikt EVANS&POTTER był winą ich wspólną. Gdyby James poczekał do końca lekcji to nie byłoby tej sytuacji. Jednak gdyby ruda podziękowała to mogłoby to złagodzić konflikt.
    - WNIOSEK:
    1.LILY NIE UMIE PRZEPROSIĆ OSOBY JAMESA POTTERA
    2.Ciągle wyżywa się na przyjaciółkach. Dziwię się że one to tak cierpliwie znoszą :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie tak koło 21:00 tam bd czekać krótkie ogłoszenie

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy wiesz ale zostałaś nominowana do LBA przeze mnie.
    http://life-in-the-magic-world.blogspot.com
    Serdecznie zapraszam :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszymy się, że Lily zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że coś czuje do Rogacza. Szkoda tylko, że boi się uczucia, ale wszystko przed nimi. Zapraszamy go nas, niedawno wystartowałyśmy z huncwockim opowiadaniem. Przy okazji informujemy, że nominujemy Cię do LBA. Szczegóły i pytania znajdziesz tutaj:

    http://mlodosc-huncwotow.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    Pozdrawiamy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dziękuję za nominację. To dla mnie naprawde duże wyróżnienie. Czytam Waszego bloga, jednak nie mam jak skomentować rozdziałów, gdyż macie zablokowane dodawanie komentarzy z nazwy, a inaczej nie mogę :)
    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej!
    Dziękuję za komentarz u mnie:) Rozdział jak zwykle super, wyczekiwalam tego pocałunku ale widać będzie dopiero w następnej części, której nie mogę się wprost doczekać. Po prostu tak spodobało mi się Twoje opowiadanie, że mogłabym je czytać i czytać i żeby się nie kończyło:) co do Lily, strasznie niezdecydowana dziewczyna z niej chociaż z drugiej strony obawia się swoich uczyć też bym miała obiekcje gdyby podobał mi się chłopak mający opinię Jamesa tym bardziej, że tak jak Lil zakochuje się raz na zawsze, więc dla mnie jej zachowanie jest uzasadnione. A James Strasznie naciska Ale jego zachowanie jest takie jamesowe nie rozumiem tylko jej przyjaciółek, powinny wspierać Rudą może gdyby wszystko im wytlimaczyla byłoby inaczej:) Czekam!
    Pisz! Pisz! Weny! Pomysłów!
    Pozdrawiam Rogata

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie, umknęło nam to, że miałyśmy zablokowane komentarze. Bardzo dziękujemy za wskazówkę. Już wszystko jest zrobione tak, jak być powinno. Czekamy na kolejny rozdział i życzymy weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Omójbożeomójbożeomójboże!
    Genialne! Dzisiaj odkryłam Twój blog i po pierwszym rozdziale nie mogłam powstrzymać się, żeby nie przeczytać reszty. To jest po prostu CU DOW NE!
    Trochę się rozemocjonowałam, hahahah. Według mnie Lily powinna spotykać się z Seanem, ale przy okazji razem z Jamesem skraść kilka pocałunków. Em miała rację, Lily nie umie przeprosić Jamesa, chociaż to załagodziłoby konflikt. :D Ale jak dla mnie to dobrze, w końcu Potter ma przed sobą nie lada wyzwanie, żeby przekonać Lily, że się w nim zakochała. Bo zakochała się, to widać. Nie przyjmuję sprzeciwu! XD
    Pozdrawiam, ~K.

    OdpowiedzUsuń