Witajcie kochani!
Dzisiaj zgodnie z obietnicą, z okazji urodzin Lily, druga część rozdziału pojawia się wcześniej :)
Na wstępie chciałabym podziękować za, aż 3!, nominacje do LBA. Odpowiedzi na pytania, jeśli was interesują, możecie znaleźć w odpowiedniej zakładce.
I jeszcze ogólnie kilka słów co do rozdziałów, które pojawiły się i będą pojawiać się na moim blogu. W katalogu "opowiadanie", który znajduje się na moim laptopie istnieje na chwilę obecną 19 całych rozdziałów. Jak już niejednokrotnie pisałam, są one długie, więc nie mam wyjścia, chcąc nie chcąc, muszę dzielić je na kilka części. Poza tym nie wiem nawet, czy onet pozwoliłby mi wstawić aż tak długi rozdział. Staram dzielić się je w "zamkniętych" scenach, ale jeśli 30 stron jest tą całością, to niestety i tak akcja dzieli się na części i musicie czekać na jej zakończenie kolejny tydzień. Bardzo was za to przepraszam, ale nie mam innego wyjścia. Mam nadzieję, że zrozumiecie, bo zaczynając pisanie, nie sądziłam, że kiedyś będę musiała dopasowywać treść do bloga :)
Pozdrawiam was mocno i zapraszam na drugą część rozdziału, która jest strasznie przegadana i składa się prawie z samych dialogów. Przyznam szczerze, że to jest mój najmniej udany rozdział, ale sami oceńcie.
Luthien
***
Lily Evans
Byłam już w połowie drogi do zamku, gdy usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Sprawdziłam, czy moja różdżka nadal leży na swoim miejscu w kieszeni i przyspieszyłam. Ten, kto za mną szedł, widocznie chciał mi dorównać kroku, bo mogłabym przysiąc, że w pewnym momencie biegł. Uciekanie nic nie da, pomyślałam i w jednej chwili zdecydowałam, co zrobię. Odwróciłam się, jednocześnie wyciągając różdżkę z kieszeni.
- Co ty tu robisz? – spytałam, kiedy zorientowałam się, kto przede mną stoi.
- Zwariowałaś? – odparł Potter. – Kolejny zamach na moje życie?
- Nie planowałam żadnego zamachu, chociaż to bardzo kusząca propozycja – stwierdziłam złośliwie.
- Evans, co ja ci znowu zrobiłem?
- Nienawidzę koloru różowego – powiedziałam wściekła, ale James posłał mi tylko litościwe spojrzenie.
- Wiem, ale może chodzi ci o coś jeszcze? Czy od teraz zawsze już będę skazany na twoje humory, jeśli tylko zbliżę się do ciebie, z racji tego, że nie potrafisz opanować swoich uczuć?
- Czy tobie na głowę padło? O czym ty mówisz?
- Chyba dobrze wiesz, o czym – odparł.
- Możesz mi teraz powiedzieć, co tu robisz? – spytałam po chwili, zmieniając temat.
- Tak jak ty idę do Skrzydła Szpitalnego, bo moja rana chyba nie ma zamiaru się goić.
Dopiero teraz spojrzałam na jego policzek. Rana była głębsza niż się z początku wydawało. Dodatkowo kapały z niej kropelki krwi, a w środku zbierała się jakaś wydzielina. Z obrzydzeniem odwróciłam wzrok i przeniosłam go na oczy Jamesa. Poczułam dziwne ciepło i zrobiło mi się go trochę żal.
- Wcale nie idę do Skrzydła Szpitalnego – powiedziałam.
- Wiem.
- Tak?
- Jesteś strasznie naiwna Evans. Myślisz, że uwierzyłem w tą bajeczkę Whitby’ego? – Wzruszyłam ramionami. – A tak swoją drogą to mogłabyś mi potowarzyszyć.
- Mogłabym, ale powiem ci, że gdybyś w zeszłym roku uważał na zaklęciach, nie musiałbyś korzystać z pomocy pani Pomfrey.
- Przyznam szczerze, że byłem wtedy zajęty czymś innym.
- Mianowicie?
- Patrzenie na ciebie, było o niebo lepszym zajęciem.
Wywróciłam oczami, ale serce mi się ścisnęło, widząc jego minę. Postanowiłam zaryzykować. Zbliżyłam się do niego z bijącym sercem, które, kiedy dotknęłam jego twarzy, chciało wyskoczyć mi z piersi.
- Co ty robisz? – spytał z pewną obawą James, zaskoczony tak nagłym moim zbliżeniem. Odsunęłam się szybko i spojrzałam na niego uważnie.
- Chcesz iść do Skrzydła Szpitalnego, czy spędzić pół godziny, robiąc, co ci się żywnie podoba?
- Hmm, jeżeli spędzisz ten stosunkowo krótki czas ze mną, to poddam się twoim zabiegom. – Wywróciłam oczami.
- Nie ma mowy – powiedziałam. – Mam lepsze zajęcia niż znoszenie ciebie.
- Mianowicie? – Potter nie dawał za wygraną.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo w sumie co miałam zamiar robić przez te pół godziny? Pewnie poszłabym do biblioteki i zagłębiła się w jakiejś lekturze, jednak teraz miałam dylemat. James czy biblioteka?
- No więc? – ponaglił mnie Rogacz.
- W sumie to... – Nie, inaczej. – Mam ci pomóc czy nie? Pytam ostatni raz.
James wpatrywał się we mnie przez chwilę, a ja dzielnie znosiłam jego wzrok. W końcu powiedział:
- Widzę, że zmiana taktyki. Jak zwykle zresztą. Dobra, niech ci będzie. Tylko żeby nie bolało – zaznaczył i spróbował się uśmiechnąć, co przerodziło się w kolejny jęk.
Znowu do niego podeszłam i znowu serce zaczęło mi bić jak szalone. Wzięłam jednak głęboki oddech i zbadałam, jak głęboka jest rana, a następnie zaczęłam działać. Najpierw usunęłam ohydną wydzielinę, a potem zasklepiłam czystą już ranę, na co James syknął z bólu. Kiedy skończyłam, powiedziałam:
- Może przez jakiś czas szczypać, ale powinno być wszystko w porządku. Jeśli jednak będzie się coś działo, to idź do Skrzydła Szpitalnego.
- Dzięki – powiedział Potter. Dzięki? Czy ja kiedykolwiek słyszałam z jego ust to słowo? Chyba nie.
- Nie ma sprawy – odparłam zdezorientowana. Schowałam różdżkę do kieszeni, zostawiłam Jamesa samego i ruszyłam do zamku, by nacieszyć się chwilą wolności, zanim będę musiała zmierzyć się z transmutacją i McGonagall.
- Czy ty naprawdę nie możesz spędzić ze mną tych dwudziestu pięciu minut? Gdzie ci się tak śpieszy? – usłyszałam głos Pottera. Miałam nadzieję, że odpuści, ale jak to się mówi: nadzieja matką głupich. Wiedziałam, że za mną polezie, pomyślałam zrezygnowana. Pierwszy raz od dłuższego czasu spotkaliśmy się sam na sam i trochę obawiałam się finału tego spotkania.
- Sądzę, że nie. Poza tym, czy ty zawsze musisz za mną łazić? – spytałam, zatrzymując się i odwracając w jego stronę.
- Tak.
- I nie dasz mi spokoju?
- Nie, bo lubię z tobą przebywać. Chodź – pociągnął mnie za rękę.
Usiedliśmy na ławce obok jednej ze szklarni. Milczeliśmy jakiś czas, czerpiąc przyjemność z wzajemnej obecności. W końcu zapomniałam o złości na niego i przeszliśmy na temat Quidditcha.
- I co, tak źle się ze mną rozmawia? – spytał James, kiedy skończyliśmy się kłócić, która drużyna jest lepsza.
- Nie – przyznałam. – Jednak wyjaśnijmy sobie coś. Lubię cię, ale bez przesady. Jesteś nachalny, wkurzający, czasami bezczelny, irytujący, chamski i proszę cię, daj sobie spokój z tymi swoimi zabiegami, bo naprawdę na mnie nie działają.
- Nie sądzisz, że wymieniłaś trochę zbyt dużo epitetów?
- Nie sądzę, chociaż... Tak, zapomniałam dodać jeszcze: arogancki i ciągle targasz włosy – powiedziałam, na co on z uśmiechem znowu to zrobił.
- I co w związku z tym? – spytał.
- Właściwie to…
- Właściwie to zapomniałaś powiedzieć, że jestem przystojny, zabawny, pomysłowy i lubisz spędzać ze mną czas.
- Właściwie to chciałam zaznaczyć, że i tak nigdy się z tobą nie umówię, więc daj mi w końcu spokój. – Wstałam z ławki z zamiarem powrotu do zamku.
- Nie byłbym tego taki pewny.
- Coś ty powiedział? – spytałam ze złością. Podeszłam do niego bliżej i kolejny raz wyciągnęłam różdżkę. Celując nią w Pottera mówiłam dalej. – To, że jesteś popularny i ogólnie lubiany, co mnie naprawę dziwi – dodałam z ironią – nie daje ci prawa...
- Evans, Evans, Evans... Jak ty mało wiesz – powiedział Rogacz, również wstał i zanim się zorientowałam, zabrał mi różdżkę, a kiedy zaprotestowałam, dodał: – Wolałbym skończyć tę rozmowę, będąc w jednym kawałku. – Nie wiem, jaką miałam w tej chwili minę, ale James szybko kontynuował, bym nie mogła nic wtrącić. – Wracając do naszej rozmowy...
- To nie była rozmowa, tylko stwierdzenie kilku oczywistych faktów, które powinieneś dobrze znać. Poza tym ja już skończyłam naszą „rozmowę”, jak ty to ująłeś i nie mam nic więcej do powiedzenia. – James zignorował mnie i mówił dalej.
- Powiem szczerze, że jesteś jedyną dziewczyną, która traktuje mnie w ten sposób.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego – powiedziałam z ironią. – Ale wybacz, nie będę za to przepraszać.
- Tak naprawdę to wcale nie jest takie ważne. Wolałbym wiedzieć, dlaczego to robisz i co ci szkodzi umówić się ze mną na jedną randkę. W sumie to nawet nie musi być randka. Po prostu chodźmy kiedyś na czekoladę do Hogsmeade. – Chciałam coś powiedzieć, ale znowu mi nie pozwolił. – Poza tym, jedna rzecz ciągle nie daje mi spokoju. Zastanawiam się, dlaczego po zawarciu naszej umowy, pocałowałaś mnie.
Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Wiedziałam, że kiedyś dojdzie do tej rozmowy, ale nie sądziłam, że będzie to tak szybko. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, że powoli ogarnia mnie lekka panika. James znowu wykorzystał sytuację.
- Hmm, zastanówmy się – zaczęłam niepewnie. – Pierwszą odpowiedź już ci dałam, a jeśli chodzi o drugą to może dlatego, że, jak sam zauważyłeś, ma to być jednorazowe, więc wybacz, ale nie umówię się z tobą tylko dlatego, żebyś mógł podwyższyć swoje ego i poczucie wartości. – Trzecie pytanie postanowiłam zignorować. Sama nie wiedziałam, dlaczego go wtedy pocałowałam, więc co mu miałam niby powiedzieć?
- W sumie to twoje wytłumaczenie ma sens, ale...
- Ale?
- Czy twoja odpowiedź nadal będzie taka sama, jeśli po raz setny powiem ci, że liczę na coś więcej niż jedna randka?
James nie zareagował na brak odpowiedzi na trzecie pytanie, co byłam pewna, że wykorzysta następnym razem. Dodatkowo miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam, co powiedzieć. Musiałabym to wszystko na spokojnie przemyśleć, ale nie miałam czasu. Pozostawało mi tylko, trzymać się swojej decyzji i nie zmieniać jej.
- Nie, nie zmieniłoby się – odparłam. – James, umawialiśmy się na coś.
- No cóż. Mimo to, nie uwzględniłaś tego, że jednak mam nad tobą przewagę.
W sumie racja, pomyślałam. Ma moją różdżkę, ale to jest akurat nic w porównaniu z tym, jaką informację posiada. Informację, która jest przeznaczona t y l k o dla naszej dwójki... Ale w obecnej sytuacji niewiele mogę zrobić. A niech to.
Jednak strasznie się pomyliłam, interpretując jego słowa. Nie chodziło mu o różdżkę, ale o coś innego i przede wszystkim silniejszego. O coś, co jest dla mnie większym zagrożeniem niż jakiś głupi urok i co od razu stawiało mnie na straconej pozycji.
Domyśliłam się tego dopiero w momencie, gdy kolejny raz poczułam jego rękę na mojej tali. Już wtedy wiedziałam, co teraz nastąpi. Próbowałam się bronić, ale w sumie nie było widać żadnych rezultatów, bo... Tak, musiałam to w końcu przyznać sama przed sobą: mimo tego, iż nie chciałam mieć z nim do czynienia na płaszczyźnie związkowej, pocałunki z Potterem były czymś, czego mimo wszystko pożądałam bardziej niż tlenu do życia.
Kiedy poczułam jego usta na moich, pierwszy raz od dłuższego czasu doznałam uczucia euforii. Każdy kolejny pocałunek wydawał mi się lepszy od poprzedniego (o ile to w ogóle było możliwe). T y l k o w takich chwilach, będąc w ten sposób połączona z Jamesem, czułam, że nie potrzebuję nic więcej. Zamknęłam oczy i przywołałam w pamięci wszystkie pocałunki z nim. Pociąg, sypialnia, którą dzieliłam z dziewczynami, Pokój Wspólny, dormitorium chłopaków... Te wszystkie wspomnienia nałożyły się na siebie, co Rogacz na pewno wyczuł.
Po jakimś czasie wróciło moje racjonalne myślenie, które od razu dało o sobie znać.
- Nie wiem, za kogo ty się uważasz, ale nie pozwolę żeby... – zaczęłam, próbując okazać złość, a jednocześnie ukryć zmieszanie. Spojrzałam Jamesowi w oczy, w których widać było zadowolenie, satysfakcję i radość. Ten zabieg był jednak błędem, bo jego błyszczące, orzechowe oczy rozbroiły mnie do tego stopnia, że odrzucając na chwilę swój racjonalizm, sama zaczęłam go znowu całować. No właśnie: ZNOWU. Dlaczego? Dlaczego znowu to zrobiłam? Potter był na początku trochę zaskoczony, jak wtedy w jego sypialni, ale ostatecznie, też tak jak wtedy, odwzajemnił pocałunek, pozwalając sobie na większą swobodę.
Nie przestawałam (DLACZEGO?), a on nie protestował, co było logiczne z jego punktu widzenia i w sumie mnie nie dziwiło. Bałam się tylko konsekwencji mojego działania, bo o nie mi szczególnie chodziło. Z tego, co zrobił James, mogłam się szybko wykręcić, ale nie wytłumaczę s w o j e g o zachowania, o czym Rogacz na pewno nie da mi zapomnieć. Problem w tym, że teraz miał tą przewagę dwa razy mocniejszą. Wiedziałam o tym, ale nadal nie zakończyłam pocałunku.
- To już jest przesada – w pewnej chwili usłyszałam z daleka jakiś głos.
- Dwa zwoje pergaminu? Nie cierpię zielarstwa – odpowiedział mu inny.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to sprawdzenie godziny. Czyżby minął już mój cały cenny czas, który przeznaczyłam na bibliotekę? Nie, to niemożliwe żebym spędziła z Jamesem aż tyle czasu. Jednak mimo wszystko słyszałam coraz wyraźniej przybliżające się głosy. Cholera, pomyślałam. Koniec, koniec, koniec, myślałam z rozpaczą. Wpadłam w panikę. Nie chciałam, żeby dziewczyny znowu zobaczyły mnie w tej sytuacji. Zresztą, mniejsza z Ann i Dorcas. Jeżeli zobaczy nas ktoś inny, nie będę miała życia w tej szkole. Te wszystkie plotki i domysły... Ta wizja mnie przerażała. Przestałam całować Jamesa i spróbowałam go odepchnąć.
- Przestań – powiedziałam z trudem. – Zielarstwo już się skończyło. Poza tym nie mogę uwierzyć, że spędziłam z tobą aż tyle czasu.
- Chyba nie żałujesz tych kilku minut? Poza tym... potajemny romans? – spytał Potter z uśmiechem, nie puszczając mnie, ale jeszcze bardziej przyciągając do siebie. – Daj spokój.
- Żaden romans – odparłam ze złością. – Jeśli ktoś nas zobaczy, moja reputacja będzie stracona, a do ciebie nie odezwę się już nigdy ani słowem, więc puść mnie, bo i tak zmarnowałam już na ciebie zbyt dużo czasu.
Sekundy szybko mijały, a James nadal nie zrobił żadnego ruchu. Patrzył mi prosto w oczy w taki sposób, że w końcu odwróciłam wzrok.
- Wiesz co, Evans... Chyba jednak zaryzykuję. I tak nie mam nic do stracenia – powiedział w końcu i zanim zdążyłam coś dodać, znowu mnie całował. Oczywiście mogłam spróbować coś zrobić, ale szczerze mówiąc, wolałam tłumaczyć to sobie w ten sposób, że nie miałam możliwości manewru, że nie ode mnie to zależało. Zresztą i tak James by mnie nie puścił, chociaż...? Wahałam się, ale ostatecznie zrezygnowana odwzajemniłam pocałunki. Jeżeli tak ma się to zakończyć, to wolałam się w to zaangażować, a nie stać bezczynnie, bo po pierwsze sprawiało mi to przyjemność, a po drugie moje życie publiczne po tym incydencie i tak zostanie przekreślone na zawsze. Później się z nim policzę, pomyślałam, po czym mój mózg przeprogramował się na odbieranie tylko jednego bodźca.
- No i wtedy on powiedział, że... – teraz głosy były już bardzo wyraźne, co znaczyło, że ich właściciele są blisko. – Bella, co jest? – Bella Colins, Krukonka, chyba pokazała coś swojej koleżance, bo teraz obie zaczęły żywą dyskusję na temat mój i Rogacza. No to już po mnie. Te dwie dziewczyny nie dadzą mi żyć.
- Co tu się dzieje? – poznałam, że właścicielem tego pytania jest Syriusz i w tym momencie pomyślałam, że trochę przesadziłam. Dlaczego zawsze, gdy jestem z Rogaczem, muszę zachowywać się jak idiotka? Jak to możliwe, że będąc z nim, moje wątpliwości i stanowczość znikają? Byłam na siebie zła, że dopuściłam do kolejnej takiej sytuacji. Wiedziałam, że powinnam trzymać się od niego z daleka, pomyślałam, a potem w końcu przerwałam pocałunek, który i tak trwał już zbyt długo. Potter poparł mój pomysł, a nawet puścił mnie i odsunął się kawałek. Jak miło z jego strony, pomyślałam z ironią, a potem spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, ale on tylko uśmiechnął się z zadowoleniem. Wściekła zignorowałam go i oszacowałam, jak dużo osób zaraz dowie się o wszystkim. Na szczęście większość przeszła koło nas, nie zwracając na nas uwagi, gdyż bądź co bądź, byliśmy schowani za szklarnią. Ogólnie zostali ci, którzy zostać chcieli, czyli oczywiście dwie największe plotkary z Ravenclawu, Huncwoci i dziewczyny. Mogło być gorzej, chociaż czułam, że i tak zaraz wszyscy będą o tym mówić. Dodatkowo Sean, którego od dwóch tygodni zapewniałam, że nic mnie z Potterem nie łączy, patrzył na nas z mieszaniną pogardy i zaskoczenia, co trochę mnie dotknęło.
- Przepraszam, ale mógłby mi ktoś wytłumaczyć, co tu się dzieje? – dopytywał się Łapa.
- Raczej nie, Black – odparł Rogacz z uśmiechem.
- Raczej nie? – spytałam z ironią. – Racja – dodałam po chwili. Podeszłam do Pottera i powiedziałam: – Oddaj mi różdżkę.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
- Mam to gdzieś. To moja różdżka.
James niechętnie wręczył mi moją własność i powiedział cicho:
- Musimy pogadać.
- Masz rację, musimy – odparłam, zostając na swoim miejscu.
- Koniec przedstawienia – odezwała się w tej chwili Dorcas, zwracając się do Krukonek. – Idźcie stąd.
- W życiu. To dopiero będzie news!
- Powiedziałam coś i nie będę powtarzać drugi raz – Dor wycelowała w ich stronę swoją różdżkę.
- Daj spokój – powiedziałam. – Mam gdzieś te dwie idiotki. Nic już nie zrobisz. Lepiej wszyscy stąd idźcie, bo m y musimy wyjaśnić kilka spraw – dodałam, odwracając się znowu w stronę Jamesa. Oczywiście nikt z zebranych się nie ruszył, no, ale przecież wiedziałam, że tak będzie. Westchnęłam i podeszłam do Pottera.
- Nie chcę robić kolejnej sceny, ale uprzedzałam cię, a dobrze wiesz, że jestem pamiętliwa i dotrzymuję danego słowa.
- Zaczekaj – odezwał się Rogacz. – Jesteś niesprawiedliwa.
- Doprawdy? W takim razie wyjaśnij mi, w którym miejscu leży ta niesprawiedliwość. – Ściszyłam głos, żeby nikt z obecnych nie usłyszał dalszej rozmowy. – Uprzedziłam cię, jakie będą konsekwencje, prawda? – wyszeptałam. – Postanowiłeś jednak zaryzykować, twierdząc, że nie masz nic do stracenia. Ty może nie masz, ale ja miałam i właśnie to straciłam.
- Lily, daj spokój. Mówiłaś to na poważnie?
- A jak ci się wydaje? Teraz mogłabym zmienić zdanie, ale właśnie zniszczyłeś moją reputację, więc jak inaczej mam ci za to podziękować?
- Rozumiem – powiedział James powoli. – Dobra, źle postąpiłem i przepraszam cię za to...
- Nie chcę twoich przeprosin.
- Ok, w takim razie wyjaśnij mi może, dlaczego odwzajemniłaś moje pocałunki skoro tego nie chciałaś, a co ważniejsze, dlaczego sama mnie pocałowałaś, wtedy i teraz. Jeśli wiedziałaś, że to zniszczy twoje „szkolne życie”…
Jak widać, Rogacz znowu chciał wykorzystać swoją przewagę, którą, głupia, przed chwilą jeszcze bardziej powiększyłam. Dlaczego do cholery to zrobiłam? Nadal nie wiedziałam. Nie wiedziałam, dlaczego zrobiłam to wcześniej i dlaczego zrobiłam to teraz.
- Dobra, masz rację – powiedziałam zrezygnowana. – Chcąc, nie chcąc, muszę przyznać, że świetnie całujesz... – James uśmiechnął się z zadowoleniem. – Ale n i c w i ę c e j. Dodatkowo nie zmienia to faktu, że oprócz tego nie masz żadnych innych zalet, które dałyby ci jakieś szanse. – Nie chciałam zdradzić swoich uczuć. I tak zbyt dużo już straciłam. Nie chciałam być jeszcze bardziej zależna od Rogacza, ale w tej chwili musiałam wybrnąć z tej sytuacji z twarzą.
- Nie rozumiem cię, Evans – stwierdził Potter. – Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- I nie odpowiem – rzekłam i zdecydowałam, że to koniec rozmowy, ale James mnie zatrzymał. – Puść mnie.
- Nie, dopóki nie usłyszę odpowiedzi. Chciałbym to szybko wyjaśnić, bo McGonagall i tak się wścieknie, że tyle osób zaraz spóźni się na transmutację.
Zerknęłam do tyłu i zobaczyłam, że wszyscy stoją tak, jak stali. Nadal trochę zszokowani sceną, która się przed nimi rozgrywa, jednak bacznie śledzący każdy nasz ruch i próbujący wyczytać coś z ruchu naszych warg.
- Dasz mi spokój, jeśli powiem ci, dlaczego to zrobiłam? – spytałam.
- Nie – odparł szybko i zdecydowanie. – Możemy udawać, że nic między nami nie było i nie ma, ale nie odpuszczę ci, dopóki się ze mną nie umówisz.
- Jaki ty jesteś uparty – powiedziałam ze złością.
- Ja jestem uparty? Czemu ty tak się przede mną wzbraniasz?
- Bo mam swoje zasady, a cała nasza znajomość je łamie.
- Ach, więc chodzi tylko o jakieś twoje durne zasady?
- Nie tylko, ale aż – odparłam. – James, zrozum, nie umówię się z tobą. Nigdy. Mogę jednak zrobić coś, co będzie zapłatą za brak jakichkolwiek wyjaśnień. Dodatkowo zapomnę o tym incydencie. – Będąc narażona na tak długie ataki ze strony Rogacza, nauczyłam się sprytu oraz tego, jak się z nim targować.
- O czym ty mówisz?
- Złamię dla ciebie te zasady kolejny raz, w pełni świadomie. Tutaj, teraz, przy wszystkich, którzy na nas patrzą.
- Czemu nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie? Złamanie zasad jest dla ciebie mniej dotkliwe niż prawda?
- Tak.
- A co w zamian dostanę?
- Pocałuj mnie – powiedziałam.
- Co? Żartujesz, tak? – spytał Potter, a jego twarz wyrażała prawdziwe niedowierzanie i szok. Pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć.
- Słuchaj, nie powiem ci, dlaczego odwzajemniłam twoje pocałunki i dlaczego sama cię pocałowałam, ale...
- Ale? – Rogacz nadal był zszokowany.
- Ale przyznam szczerze, że nie miałam jeszcze chłopaka, który całowałby w taki sposób jak ty. Tak, że ja... – Potter uniósł brwi w geście wyrażającym pytanie, ale ja zamilkłam. I tak powiedziałam już zbyt dużo. Zresztą nie mogłam powiedzieć mu nic więcej, bo sama nie wiedziałam, dlaczego całowanie się z nim sprawia mi przyjemność. Nie umiałam sama sobie odpowiedzieć na to pytanie, więc jak mogłam powiedzieć to jemu? – No więc? – ponagliłam go.
- Zapomnisz o całej tej sytuacji?
- Tak.
- Nie – powiedział Potter. – Nie mogę. Nie chcę całować się z tobą w formie zapłaty. To nie fair. Poza tym bardzo chciałbym znać odpowiedź na moje pytanie.
- Nie dam ci na nie odpowiedzi, ale powiedz mi szczerze, czy całowanie mnie bez mojej zgody jest w porządku? Posłuchaj, ja naprawdę chcę żebyś jeszcze raz... ostatni raz – poprawiłam się szybko, – mnie pocałował. Przyrzekam, że nie robię tego z litości.
- No nie wiem...
- James, chcę tego – nie chciałam mówić tego w ten sposób, ale w sumie teraz ja nie miałam już nic do stracenia, a była to okazja do nie odpowiadania na zadane przez Pottera pytania. Poza tym co jest z nim nie tak? Zwykle robi to, co chce, a teraz nagle zgrywa wielkiego gentelmana? W co on ze mną pogrywa? – Jest to najmilsza rzecz, jaka mnie spotkała z twojej strony. Naprawdę – brnęłam coraz dalej. Musiałam to powiedzieć, żeby uwierzył w to, co mówię, bo inaczej będę miała problem.
- Czyli tak całkowicie mnie nie nienawidzisz? Dobrze wiedzieć. – Zmusiłam się do uśmiechu.
- Tylko spróbuj to komuś powiedzieć, to cię zabiję. I wiedz o tym, że nadal będę zachowywać pozory tego, że cię nie cierpię.
- Tak myślałem, ale w sumie nie przeszkadza mi to – stwierdził Rogacz.
- Więc jak będzie?
- Dobra, zgadzam się na to, ale pod warunkiem, że tym razem to ty sama mnie pocałujesz. Twoje zasady i ty je łamiesz. Jeśli ja to zrobię, będziesz się mogła ze wszystkiego wykręcić.
- Co?
- Pocałuj mnie tu i teraz – rzekł stanowczo.
Musiałam przyznać, że był godnym przeciwnikiem. Proponując mu ten wybór, miałam nadzieję, że wszystkiego się wyprę, ale jak to mówi Remus, Potter mnie zamatował. Jedno wyjście było gorsze od drugiego. Cholera. Co teraz?
- Więc co robimy? – spytał Rogacz, czekając na moją reakcję. Nie miałam wyjścia, musiałam go pocałować i właśnie to zrobiłam. Oczywiście odwzajemnił pocałunek, a ja nie byłam już pewna, kogo okłamuję: siebie czy jego. Nie było to jednak zbyt ważne, bo zrobiłam, co musiałam. Kiedy skończyłam, wzięłam głęboki oddech.
- Zadowolony?
- Nie, ale odpuszczę ci tą odpowiedź.
- I o to chodziło – powiedziałam na odchodnym do Rogacza, a potem z walącym sercem odwróciłam się w stronę gapiów. Przeszłam spokojnie obok dziewczyn, Huncwotów i całej reszty, mając nadzieję, że w t e j c h w i l i nie będę musiała się z nimi zmierzyć, bo byłam pewna, że nie ominie mnie „poważna” rozmowa z Ann i Dorcas, które albo przestaną się do mnie odzywać, albo na mnie nawrzeszczą i nawymyślają, albo (co było najgorszą opcją) stwierdzą, że naprawdę zakochałam się w Jamesie.
- Lily, zaczekaj! – usłyszałam wołanie Ann.
Stanęłam i poczekałam, aż dziewczyny do mnie dobiegną.
- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałam, kiedy w końcu się ze mną zrównały.
- Nawet nie miałyśmy zamiaru... – zaczęła Dorcas.
- Myślicie, że jestem aż tak naiwna? Wystarczająco długo was znam, żeby...
- Dobra, masz rację – powiedziała Ann. – Nie nadążam za wami. Chciałabym wiedzieć, czemu znowu schrzaniliście sprawę, ale o nic nie spytam.
- Dzięki – odparłam.
- Chociaż... – Spojrzałam na Ann znacząco. – Żartowałam. Postanowiłyśmy, że nie będziemy się wtrącać w miarę możliwości.
- Chyba, że będzie to konieczne – dodała Dor.
- Właśnie.
- Albo wtedy, kiedy sama nam powiesz...
- Na co się chyba nie zanosi? – spytała Ann.
- Na razie nie. Może kiedyś, ale obecnie sama nie wiem... Muszę to przemyśleć.
Zapadła chwila ciszy. Szłyśmy w milczeniu, a ja myślałam nad tym, co powiem McGonagall, kiedy w końcu zjawimy się na lekcji. Jednak ostatecznie nie wymyśliłam nic, bo moje myśli ciągle wracały do Jamesa. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego tak się tym przejmuję?
- Dlaczego go okłamałam? – powiedziałam do siebie. Nie dawało mi to spokoju. Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo, a ja wiedziałam, że zaraz umrą z ciekawości. Przystanęłam, a potem usiadłam na dużym kamieniu, który był przy ścieżce. Dziewczyny stanęły na przeciwko mnie.
- Nic ci nie jest? – spytała Dor.
- Mam wyrzuty sumienia – odparłam po chwili.
- Wyrzuty sumienia? Nie rozumiem – powiedziała Ann.
- Bo tu nie ma nic do rozumienia. Okłamałam Jamesa i naciągnęłam fakty tylko po to, by dał mi spokój.
- Co w tym dziwnego? Zawsze tak robiłaś.
- Ale tym razem podle się czuję – westchnęłam. – Posłuchajcie, po tym jak James mnie pocałował...
- Dzisiaj czy wcześniej? – spytała Dor. Spojrzałam na nią z politowaniem.
- Dzisiaj. Musicie wiedzieć, że ja też go pocałowałam, a potem powiedziałam mu, żeby zrobił to jeszcze raz, ale nie chciał, więc ja znowu to zrobiłam, po to bym nie musiała odpowiadać mu na, hmm... niewygodne dla mnie pytanie, ale...
- Ale?
- Teraz wiem, że nie dlatego to zrobiłam – podparłam głowę dłonią i spojrzałam na swoje buty. Dziewczyny milczały, akurat teraz, kiedy wolałabym, żeby wyciągnęły ze mnie zeznania. Jeszcze chwilę temu myślałam, że potrafię zadbać o swoje sprawy, że umiem powstrzymać, ukryć moje uczucia, ale jak widać, jeśli chodziło o sprawy związane z Potterem, byłam bezradna. – Sama tego chciałam. Naprawdę chciałam go pocałować. Potrzebowałam tego bez względu na moją reputację, która i tak właśnie padła pokonana. Cholera, co jest ze mną nie tak? – poczułam, że pojedyncze łzy spływają mi po policzkach. Zamknęłam oczy i poczułam uściski moich przyjaciółek, które siedziały teraz obok mnie, każda z innej strony.
- Wszystko jest z tobą w porządku, Lilka.
- Nie martw się, będzie dobrze.
- Ale co ja mam teraz zrobić? Wszyscy już wiedzą, że całowałam się z Potterem. Myślałam, że potrafię o wszystkim zapomnieć, ale jak widać, nie umiem udawać, że nic się nie stało, a najgorsze jest to, że mimo wszystko czuję się tak, jakbym go potrzebowała. Jakbym… Nie, na pewno nie. – Wstałam i zaczęłam chodzić w tą i z powrotem.
- Świat się nie skończy – powiedziała Dorcas.
- No właśnie – poparła ją Ann. – Przecież to już od dawna było jasne, jeśli…
- Co? – przerwałam jej. – To nie jest ani jasne, ani proste. To się nie mogło stać i nie może. Nie kocham go! Zrozumcie to wreszcie i przestańcie ciągle mi to wmawiać.
- Nikt tu nic nie mówił o twojej miłości do niego – zauważyła Dor, a ja stwierdziłam, że znowu się wkopałam. Czy ja naprawdę gdzieś w podświadomości cały czas o tym myślę? Przecież bronię się przed tym tak zaciekle…
- Lily, spójrz na to racjonalnie. Uważam, ale nadal nie mogę w to uwierzyć, że to już się stało, chociaż w sumie możesz jeszcze o tym nie wiedzieć, bo jak widać nie potrafisz i nie chcesz, dopuścić do siebie takiej myśli.
- A ty byś po tym wszystkim chciała? Nic nie rozumiecie – powiedziałam ze złością. – Mogłam wam o niczym nie mówić.
- Dobra – Dor postanowiła zmienić temat. – Nie mówmy już o tym. Lily, zastanów się lepiej, co chcesz z tym wszystkim zrobić.
- Świetne pytanie – poparła ją Ann.
- Nie wiem.
- Może raz, a dobrze wyjaśnij z nim całą tą sytuację i ostatecznie coś postanówcie.
- I co miałabym mu niby powiedzieć? „Lubię cię, ale po tym, co było, nie potrafię być obojętna?” I co mi to da? Co da mi fakt, że świetnie całuje?
- Uważam, że musisz się zastanowić czy to, co było i zaszło wtedy między wami, jest dla ciebie na tyle ważne, by wszystko zmienić, by pozbyć się w końcu wątpliwości – powiedziała Ann poważnie.
- Może najpierw zastanów się nad tym, dlaczego go pocałowałaś? Dlaczego...
- Nie mogę się z nim spotykać – powiedziałam, przerywając Dorcas. – Nigdy nie powinnam do tego dopuścić. To był stanowczy błąd. To było złamanie głównej z ustanowionych przeze mnie zasad.
- Po jaką cholerę ci w tej chwili zasady? – spytała Ann już trochę zła. – Nie widzisz, co się dzieje? Najpierw go nienawidzisz, walczycie na każdym kroku po to, żeby w końcu zawrzeć pokój? Już to powinno dać ci do myślenia. Gdyby coś nie było na rzeczy, nie pozwoliłabyś sobie na to, więc wybacz, ale twoje zasady, które ustalałyśmy razem kilka lat temu, już dawno są nieaktualne. Dawno straciły ważność i wartość, nie uratują cię już od tego, od czego miały ratować, bo z chwilą, kiedy dałaś Jamesowi szansę, obeszłaś je. Nie mają już po co istnieć, co więcej, nie istnieją od dobrych kilku miesięcy. Ja to wiem i Dor to wie, wiedzą o tym nawet Remus, Kevin, Syriusz, a przede wszystkim sam James. Tylko ty trzymasz się kurczowo czegoś, czego nie ma, bojąc się stawić czoło temu, co na siebie sprowadziłaś, czy się tego spodziewałaś czy nie, rozumiesz? Więc przestań się oszukiwać, Lily. Daj spokój z zasadami, z uczuciami, które teraz dochodzą do głosu. Nie możesz ich uciszać w nieskończoność. Uwierz mi, że na początku zachowanie Pottera było zabawne. Myślałam, że jesteście dla siebie godnymi przeciwnikami. Dokuczałam ci, bo naprawdę mnie to bawiło, ale nie sądziłam, że kiedyś coś się zmieni. Jak widać, ja również się myliłam. Byłam zaskoczona, ale pogodziłam się z tym. Nie jestem twoją koleżanką, ale przyjaciółką, więc czy tego chcesz czy nie od teraz będę ci walić prawdę prosto w oczy, bo uważam to za swój przyjacielski obowiązek.
- To nie jest takie proste, jak ci się wydaje.
- Nie, Lily, to jest proste. Powiedz, że nie lubisz z nim przebywać, rozmawiać, śmiać się. Całowałaś się z nim ile razy w ciągu tych dwóch tygodni? Cztery, pięć razy?
- Osiem albo dziewięć – wtrąciłam. Ann się nakręciła i wiedziałam, że nie skończy, póki nie powie tego, co myśli. Co więcej wiedziałam, że ma rację. Znała mnie. Mogłam okłamywać Jamesa i samą siebie, ale nie ją, więc pozostawało mi tylko powiedzieć jej prawdę.
- Osiem albo dziewięć? – prawie się zakrztusiła, a ja skinęłam głową. – Dziewięć razy w ciągu dwóch tygodni, a nawet nie jesteście razem! Pomyśl, jak się czułaś, kiedy James odprowadzał cię pijaną do łóżka, użyczał swojej kurtki, przytulał cię, kiedy było ci zimno.
- Nie chcę do tego wracać.
- Właśnie, nie chcesz do tego wracać, bo jeśli nic byś do niego nie czuła, nie miałabyś tego problemu. Nie pozwoliłabyś mu na takie stanowcze kroki. Ale powiedz albo przyznaj sama przed sobą, tak szczerze, czułaś się bezpieczna i szczęśliwa, mam rację? – nie odpowiedziałam.
- Ann, daj jej spokój – poprosiła Dorcas. – To jest jej życie i jej sprawa.
- Ale je marnuje. Od roku z każdym dniem coraz szybciej traci szansę, którą sama sobie dała. Poczuła coś do niego i się przestraszyła. Miała żal do Rogacza, że ją okłamał. Czy normalnie by ją to obeszło? Nie, więc nie mów mi, że…
- Nawet jeśli, to nie możesz jej do niczego zmusić.
- Ja jej do niczego nie zmuszam, Dor. Próbuję jej tylko wytłumaczyć, że zabawa się skończyła. Ja nie mówię, że ona go kocha. Nie, naprawdę nie uważam, że się w nim zakochała, bo może jest jeszcze na to za wcześnie, ale istnieje kilka etapów miłości. Fascynacja, pociąg, przyzwyczajenie, przywiązanie, zauroczenie, zakochanie, miłość i pewnie jeszcze inne pośrednie. Na pewno ją do niego ciągnie, jest oczarowana i fascynuje ją fakt, że Potter jest inny niż cała reszta. Na początek to wystarczy.
- Możliwe, ale nawet jeśli tak jest, to ona podejmuje ostateczne decyzje – siedziałam i słuchałam, jak moje przyjaciółki dyskutują o moim życiu. Nie odzywałam się, bo i tak nic by to nie dało. Dorcas z zasady nie lubiła się wtrącać i przeważnie tego nie robiła. Nawet teraz nie podobało jej się to, co mówiła Ann i próbowała mnie bronić, ale moja jasnowłosa przyjaciółka była uparta i stanowcza. Mówiła, co myśli, nie owijając niczego w bawełnę i często miała rację. Tak też było i teraz. Nie kochałam Pottera, ale na pewno czułam do niego coś, co, na chwilę obecną, niezbyt potrafiłam określić, chociaż wydawało mi się, że Ann trafiła z oceną. Fascynacja i pociąg. Coś innego, a jednocześnie zakazanego. Czułość i stanowczość. Bezpośredniość. To był cały James i podobała mi się ta mieszanka, mimo, że usilnie próbowałam wyprzeć to z własnej świadomości.
- Właśnie – w końcu wtrąciłam się do dyskusji. – Doceniam twoją szczerość i próbę postawienia mnie do pionu, ale jak zauważyła Dorcas, to ja podejmuję ostateczne decyzje.
- Cholernie głupie decyzje – burknęła Ann. – Powinni cię ubezwłasnowolnić za głupotę i nieprzystosowanie do życia. – Razem z Dor parsknęłyśmy śmiechem, ale mojej kręconowłosej przyjaciółce nie było do śmiechu.
- Głupie, ale moje – rzekłam w końcu. – Może masz rację, ale ja naprawdę muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć, a jeśli dopuszczę Jamesa jeszcze bliżej, nie będę mogła tego zrobić, dlatego na razie nie mogę się z nim spotykać.
- Lily, ja ci mówię, że to jest najgorsza z możliwych opcji – stwierdziła. – A wiem, co mówię.
- Ale na razie nie mam lepszego pomysłu. Im mniej czasu będę z nim spędzać, tym szybciej się ze wszystkim uporam. Ostatnio próbowałam unikać z nim sytuacji sam na sam i co z tego wyszło? Nie, Ann. Mów, co chcesz, ale już postanowiłam. Tak będzie najlepiej.
- Nie wiem dla kogo – skomentowała moją wypowiedź, ale już nie zwróciłam na to uwagi. Postanowiłam, że muszę to przemyśleć, ale nie zmienię zdania. Zobaczymy, do jakich dojdę wniosków i co zrobię ze znajomością z Potterem. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale potrzebowałam trochę czasu.