Witajcie.
Przed wami kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do czytania i dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Rano obudziła mnie Dorcas.
- Wstawaj – powiedziała, rozsuwając z rozmachem zasłony przy moim łóżku. – Twój Romeo czeka na ciebie na dole – poinformowała mnie.
No tak, pomyślałam. Już ostatnio zauważyłam, że Dor zaczęła spędzać z Huncwotami jeszcze więcej czasu. Od pierwszego dnia szkoły obserwowałam ją uważnie, a znając ją dobrze, bez problemu zauważyłam, że moja ciemnowłosa przyjaciółka chyba naprawdę zakochała się w Syriuszu. Wiedziałam dość dużo o podbojach miłosnych Pottera i Blacka, dlatego martwiłam się, że Łapa wykorzysta ją tak, jak inne dziewczyny. Z drugiej strony znałam ją i kto jak kto, ale ona nie da się traktować jak „każda inna”, tego byłam pewna. Uważałam, że jeśli Syriusz ma się ustatkować, to Dorcas będzie dla niego odpowiednia. Doszedłszy do takich właśnie wniosków, postanowiłam, że nie będę się wtrącać ani odradzać jej angażowania się w związek z Łapą. Miała swój rozum i własną wolę. Poza tym miałam na głowie ważniejsze sprawy. Tak właściwie to jedną i ciągle wiązała się z tym samym nazwiskiem. Potter. Jeszcze dosyć niedawno dodałabym przydomek „znienawidzony”, ale teraz nie pasował. A jaki pasował? Wolałam nie wypowiadać go nawet w myślach.
Usiadłam na łóżku. Spojrzałam na nią zmrużonymi oczami, bo oślepiły mnie promienie słoneczne, które wpuściła do mojego buduaru, kiedy odsunęła zasłony.
- I po to mnie budzisz? – spytałam niezbyt uprzejmie, gdy moje oczy przywykły już do światła dziennego. – Żeby od razu popsuć mi dzień? – skrzywiłam się.
- Hej, nie wiem, o co waszej dwójce znowu chodzi. Nie pytam, bo wtedy zbywasz mnie jeszcze brutalniej, ale tym razem sobie daruj, co? Przez ostatnie dwadzieścia minut wysłuchiwałam jego marudzenia, więc musisz mi wybaczyć. – Dwadzieścia minut? I tak długo wytrzymała, słuchając paplaniny Pottera, a mogę się założyć, że reszta Huncwotów też nie próżnowała. Dobrze wiedziałam, jak irytująca i denerwująca może być ta czwórka, więc musiałam być wyrozumiała.
- Masz rację, wybacz. Nie powinnam na ciebie naskakiwać. Po prostu… Ech, nie ważne – rzekłam.
- Po prostu ktoś tu zaczyna kogoś za bardzo lubić – stwierdziła Dor. Już otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale mi nie dała, zaskakując mnie zmianą tematu. – A tak swoją drogą, nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz – dodała po chwili, siadając na brzegu mojego łóżka.
- Nie jest to proste – przyznałam – ale już się do tego przyzwyczaiłam.
- Czy współczucie będzie dobrym wyjściem? – skinęłam głową. – W takim razie naprawdę ci współczuję i muszę przyznać rację, że Potter to jednak idiota.
- Taa – potwierdziłam, chociaż nie wiedziałam, czym Rogacz nagrabił sobie u Dorcas. Byłam jednak ciekawa, jak rozwija się sprawa z Łapą. Powiedziałam więc – Nie wydaje ci się, że Syriusz zachowuje się ostatnio jakoś inaczej? – zmieniłam temat, co w sumie było małym błędem.
- Lily – Dor spojrzała na mnie z politowaniem – przecież dobrze wiem, o co ci chodzi. Nie możesz spytać mnie o to wprost?
- O czym ty...? – próbowałam udawać głupią, ale ten numer u mojej przyjaciółki prawie nigdy nie przechodził. Westchnęłam. – Dobra, w takim razie spytam wprost, co jest między tobą a Syriuszem?
- Nic – odparła szybko. – Na razie nic – dodała po chwili namysłu.
- A konkretniej? – nie dawałam za wygraną.
- Po prostu mi się podoba – powiedziała, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją. – Wiem, że tyle razy go krytykowałam i w ogóle, ale coś mnie w nim intryguje. Oczywiście nie liczę na to, że Black od razu się dla mnie zmieni, ale...
- Wiesz co, trochę nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że jeżeli tak ci na tym zależy, to spróbuj. Znam cię i wiem, że nie dasz sobą pomiatać, a jeżeli Łapa potraktuje cię źle, to na pewno na zawsze to zapamięta. – Dorcas zaśmiała się. – Tylko poczekaj, aż on sam zacznie się o ciebie starać, bo inaczej wyjdziesz na desperatkę.
- Dzięki za szczerość – burknęła. – Ale masz rację – odparła. – Tak chyba powinnam to rozegrać. Kurczę, aż mi głupio. Zawsze myślałam, że nie będę miała nic wspólnego z Huncwotami, że to ty pierwsza zejdziesz się z Jamesem. Pasujecie do siebie.
- Ile jeszcze razy masz zamiar wałkować ten temat? Prędzej stanę się gumochłonem, niż umówię z Potterem. Dor, chcę żebyś była szczęśliwa. To mi wystarczy.
- A ty?
- A ja sobie poradzę. Naprawdę – dodałam, widząc jej pełną sprzeciwu minę. Wiedziałam, że się o mnie martwi, ale wiedziałam także, że kiedy zawiesiłam z Jamesem broń, ona, a także Ann, wydały swój werdykt, chociaż próbowały się z tym kryć. Ja natomiast nie miałam zamiaru, dawać im tej satysfakcji, mimo tego, że na widok oczu Rogacza mój rozum zaczynał odmawiać mi posłuszeństwa.
- Dzięki, Lily – Dor rzuciła mi się na szyję, a ja poklepałam ją po plecach.
- Jeśli już o nich mowa...
- Właśnie – przerwała mi – zbieraj się – powiedziała i wskazała na zegarek. Cholera, było już strasznie późno. Wyskoczyłam z łóżka. Poszukałam w kufrze jakichś ubrań i szaty i pobiegłam do łazienki. Kilka minut później zarzuciłam torbę na ramię i byłam gotowa do wyjścia.
Dzisiaj zaczynałam od dwóch godzin zaklęć z profesorem Flitwickiem, potem czekała mnie podwójna lekcja obrony przed czarną magią i na sam koniec również dwie godziny eliksirów. Mimo, iż lubiłam ten ostatni przedmiot i byłam z niego najlepsza w klasie, nie miałam dzisiaj ochoty na bawienie się w małego alchemika.
~ * ~
- Gdzie jest Ann? – spytałam, kiedy schodziłyśmy po schodach do Pokoju Wspólnego.
- Na dole. Kiedy ich zostawiałam, kłóciła się z Syriuszem o to, że tym razem nie uda mu się obronić wszystkich strzałów na eliminacjach do drużyny quidditcha.
Przewróciłam oczami. Ann uwielbiała droczyć się z Huncwotami, a oni chętnie wchodzili z nią w zakłady, które przeważnie przegrywali. Jeśli jednak chodziło o quidditcha, byłam pewna, że tym razem to Ann przegra, bo Syriusz, który do tej pory grał na pozycji obrońcy, na eliminacjach do drużyny był niepokonany. Nie pamiętam, by kiedykolwiek zdarzyło się tak, że wpuścił jakiegoś gola. Myśląc nad tym, w końcu coś załapałam. Przecież w zeszłym roku nasz kapitan drużyny ukończył Hogwart...
- Dor? – spytałam z namysłem – wiesz może, kto jest nowym… – Nie zdążyłam dokończyć pytania, bo właśnie znalazłyśmy się w Pokoju Wspólnym. Dorcas jednak wiedziała, o co chciałam zapytać, bo spojrzała na mnie, a potem na Jamesa i znowu na mnie. Nagle części układanki złożyły się w całość. Nie byłam jednak pewna, czy chcę się dowiedzieć, jaki obrazek się na niej kryje. Dlaczego akurat on? Czemu to nie mógł być choćby Black?, zastanowiłam się szybko.
Zeszłam z ostatniego schodka i spojrzałam w stronę, skąd dochodziła najgłośniejsza kłótnia, w której rozpoznałam głosy Ann i Syriusza. Zrobiłam krok w tamtą stronę, ale w tej chwili, na mój widok, James zerwał się z fotela, na którym siedział obok Łapy i Remusa i podbiegł do mnie.
- Cześć – powiedział. Jego twarz zdobił szeroki uśmiech. Nie odpowiedziałam. Próbując nie patrzyć mu w oczy, które były moim słabym punktem, jasno dałam mu do zrozumienia, żeby przeszedł do rzeczy.
- To ja was może zostawię – odezwała się Dorcas. – Idę wspomóc Ann – uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
- Jasne – odparłam zrezygnowana. Wykiwała mnie, pomyślałam zirytowana.
Kiedy Dor była na tyle daleko, że nie mogła mnie usłyszeć, powiedziałam:
- Mógłbyś przestać wykorzystywać moje przyjaciółki? Jeśli już musisz mnie nękać, to rób to sam, a nie za pośrednictwem innych.
Dopiero co wstałam z łóżka, a Potter już mnie wkurzył. Marzyłam o chwili spokoju. Najchętniej spędziłabym cały dzisiejszy dzień w bibliotece, zagłębiona w jakiejś ciekawej lekturze. Na szczęście dzisiaj był piątek, więc moje marzenie miało się wkrótce spełnić. Ta myśl na chwilę poprawiła mi humor. Na chwilę, bo Rogacz zaraz miał mnie jeszcze bardziej zdenerwować.
- Jeśli tak wolisz...
- Wolałabym, żebyś całkowicie dał mi spokój, ale jeżeli nie potrafisz tego dokonać, to chociaż nie wysługuj się innymi. A teraz może byś mnie oświecił, co było aż tak ważnego, że przez dwadzieścia minut męczyłeś Dorcas.
- Umówisz się ze mną? – spytał Potter, a ja zrobiłam zaskoczoną minę.
- Żartujesz, prawda? Nie powiesz mi, że dlatego Dor musiała cię wysłuchiwać przez tak długi czas. Podziwiam ją, że w ogóle tyle wytrzymała.
- Nie mogę potwierdzić twoich przypuszczeń, jednak nadarzyła się okazja i warto było spróbować.
- Jesteś walnięty – stwierdziłam.
Byłam naprawdę zła. Chcąc nie chcąc wróciliśmy do naszych relacji z piątej klasy, co niezbyt mi się podobało. Cały czas miałam nadzieję, że James znowu w końcu odpuści, ale nie robił tego. Nie wiem, czy kłamał w tamtym liście, czy znowu chciał zdobyć przewagę, czy może to po prostu ja zabezpieczałam się w ten sposób. Ukrywałam uczucia, zawsze byłam silna i nie chciałam, by wiedział, jak bardzo zraniło mnie jego kłamstwo. Opcji było wiele.
- No cóż, przykro mi, że masz o mnie takie złe zdanie – James już się nie uśmiechał. W jego orzechowych oczach widziałam smutek. Zrobiło mi się go żal, ale udało mi się oprzeć temu uczuciu. Rogacz patrzył na mnie chwilę, a potem spytał – No, więc jak będzie?
- Co jak będzie? – nie wiedziałam, o co mu chodzi. Męczyła mnie już ta rozmowa.
- Umówisz się ze mną?
- Wybij to sobie z głowy – powiedziałam, trochę już zniecierpliwiona. – Mógłbyś jednak przejść to pierwotnego tematu naszej rozmowy, który nie został tu jeszcze poruszony? – spytałam z ironią.
- Jak sobie życzysz – odparł, obdarzając mnie wymuszonym uśmiechem. – Nie wiem czy już wiesz, że jestem nowym kapitanem drużyny quidditcha.
Quidditch, gra czarodziejów, która zawsze dawała mi tyle radości. Razem z Ann i Seamusem grałam na pozycji ścigającego. Jednak w tym roku całkiem o tym zapomniałam. Dodatkowo nie uśmiechało mi się to, że James był nowym kapitanem. Nie wiedziałam więc, co na to odpowiedzieć.
- Coś mi się obiło o uszy – powiedziałam powoli. – Ale nie rozumiem, po co mnie o tym informujesz osobiście.
- Bo mam dla ciebie propozycję.
- Mianowicie? – spytałam.
- Powiem tak, może to głupi pomysł, ale w tym roku zrobię eliminacje nawet na obsadzone stanowiska. Może wprowadzi to świeży powiew, może nie, ale chcę zobaczyć, jak dajecie z siebie wszystko, mając świadomość, że mogę was nie przyjąć czy po prostu wyrzucić. Na jedno wychodzi.
- Rozumiem – rzekłam niepewna, do czego zmierza. – Myślę, że to nawet dobry pomysł – przyznałam.
- Dzięki – odparł. – No więc w związku z tym… – uniosłam brwi w geście pytania. – Wezmę cię do drużyny bez eliminacji, jeśli się ze mną umówisz i w końcu powiesz, o co ci do cholery chodzi.
Jego odpowiedź mnie zaskoczyła i strasznie zdenerwowała. Nawet więcej niż zdenerwowała. Byłam po prostu wściekła. Co on sobie myślał? Ta propozycja była przeze mnie nie do przyjęcia.
- Jesteś niemożliwy. Moja odpowiedź brzmi oczywiście: nie i zrozum to w końcu. Wcześniej coś się zmieniło, ale teraz znowu wróciło do normy i może to lepiej dla nas obojga – stwierdziłam. – Jak widać twoja głupota, chamstwo i ignorancja nie znają granic. Poza tym nie myślałeś chyba, że będę się wkupywać do drużyny przez „bardzo bliską znajomość kapitana”. Jeśli chcesz, to mnie wyrzuć, ale nie zmieni to faktu, że twoja propozycja jest dla mnie oburzająca i hańbiąca mój honor. Mam zamiar pozostać na mojej pozycji dzięki u m i e j ę t n o ś c i o m, a nie przez łóżko kapitana.
- Ja tego nie powiedziałem – wtrącił się James.
- Dobrze wiesz, o co mi chodziło! – wrzasnęłam. Byłam naprawdę oburzona. Jak on mógł w ogóle coś takiego wymyślić? Żeby się ze mną umówić, posuwał się do coraz bardziej rozpaczliwych sposobów.
- Rozumiem – powiedział Potter.
- Nie, nic nie rozumiesz. Jesteś egoistą, który nie przejmuje się uczuciami innych. Nie pierwszy raz zresztą i nie ostatni. – Wyminęłam go, nie mówiąc nic więcej i poszłam do wyjścia. W oczach miałam łzy. Pokładałam w nim jeszcze nadzieję, a on właśnie ją sobie odebrał.
- Lily! – usłyszałam za plecami krzyk Pottera, ale zignorowałam go. Wyszłam przez dziurę pod portretem i skierowałam się do Wielkiej Sali na śniadanie. Dziewczyny dogoniły mnie dopiero na schodach.
~ * ~
Kiedy usiadłyśmy na swoich miejscach Dorcas oświadczyła Ann, że ma zamiar spróbować z Syriuszem. Ta zaniemówiła zaskoczona, a potem zaczęła tłumaczyć jej, że lepiej by było, gdyby jednak go sobie odpuściła. Dor spojrzała na mnie błagalnie, więc musiałam przedstawić naszej blond przyjaciółce argumenty, które pod jej nieobecność omówiłyśmy rano.
- Mam nadzieję, że Black ma więcej honoru i rozumu niż Potter, bo inaczej nie wróżę ci z nim przyszłości – dodałam na koniec. Nie chciałam tego mówić, ale nadal byłam wkurzona na Rogacza.
- O czym ty mówisz? – spytała Dor, a ja opowiedziałam dziewczynom moją rozmowę z Jamesem.
- Żartujesz? – Ann nie mogła uwierzyć w to, co właśnie powiedziałam. Obie patrzyły teraz na mnie z niedowierzaniem, ale byłam pewna, że widziały, iż uderzyło mnie to bardziej, niż powinno.
- Nie, tak dokładnie powiedział, a ja myślałam, że go zabiję na miejscu. On jest jakiś nienormalny. Ma nierówno pod sufitem...
- O kim mówicie? – spytał Remus, siadając na przeciwko nas. Reszta Huncwotów dołączyła do niego. Nie wiedziałam, ile usłyszeli z naszej rozmowy.
- Tak sobie gadamy – odparła Dorcas z grzeczności, bo ja zbyłam jego pytanie.
Potter jak zwykle usiadł na wprost mnie. Nie mogłam znieść jego spojrzenia, więc zajęłam się śniadaniem, które już mi wystygło. Ale i to mi nie szło.
W pewnej chwili do naszej siódemki podeszła McGonagall i zwróciła się do Rogacza.
- Potter, zgłosiło się już około trzydziestu kandydatów do drużyny – oznajmiła. – Przyjdź do mnie po lekcjach, to dam ci pełną listę, jednak ogłoś to dodatkowo w waszym Pokoju Wspólnym, bo może nie wszyscy się jeszcze zapisali.
- Dobrze, pani profesor. Będę pamiętał – odpowiedział z uśmiechem. Na dzisiaj temat quidditcha był dla mnie zakończony. Powiedziałam więc „Dzień dobry, pani profesor” i wraz z dziewczynami wyszłam z Wielkiej Sali.
- Lily? – odezwała się niepewnie Ann, kiedy szłyśmy na zaklęcia. Nie odpowiedziałam, przeczuwając, że jej pytanie mi się nie spodoba. – Wiem, że nie chcesz o tym gadać, ale mogłabyś mnie w końcu oświecić i powiedzieć, co się stało w wakacje, że znowu z Jamesem drzecie koty? Nie chcę nic sugerować, ale…
- To nie ja zaczęłam – wyjaśniłam. – Myślicie, że nie wolałabym powrotu do tego, co było przed wakacjami? Wolałabym, ale nie jestem głupia i nie dam sobą pomiatać. Potter mnie okłamał i strasznie mnie to dotknęło. Pokładałam w nim nadzieje, odważyłam zaufać, a on to wykorzystał i tyle. W jednym zdaniu: zrobił ze mnie idiotkę, a ja próbując dostrzec w nim coś wartościowego, nie zorientowałam się w porę.
- Chcesz dać mu jeszcze jedną szansę? – spytała Dor.
- Nie wiem. Może. Na dzień dzisiejszy czuję się mocno dotknięta. Tak szczerze to jest mi po prostu przykro, bo naprawdę lubiłam tą jego drugą stronę – przyznałam. – No, ale cóż, jak widać, nie była ona prawdziwa. – Westchnęłam, na co dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. – Co?
- Albo mi się wydaje, albo ktoś jednak chce dać Potterowi szansę.
- Co jest z wami? – spytałam zirytowana. – Nikomu na razie nie chcę dawać żadnej drugiej szansy, a już na pewno nie Jamesowi. Czy wyście wszyscy już kompletnie powariowali? Najpierw Kevin, potem Remus, teraz wy… Litości – ruszyłam dalej, nie czekając na dziewczyny.
- Lilka, nie wkurzaj się, tylko po prostu powiedz, że mimo wszystko się w nim zadurzyłaś albo chociaż, że ci na nim zależy.
- Odczepcie się ode mnie. Lepiej wiem, co czuję do Pottera.
- W takim razie co? Wkurzasz się na każdą wzmiankę o nim, jest ci przykro, bo cię okłamał i uraził. Kiedyś miałabyś to kompletnie gdzieś – stwierdziła Ann stanowczo, a ja musiałam jej przyznać rację. Kiedyś byłoby mi to obojętne, nie zawracałabym sobie tym głowy, ale teraz czułam się okropnie. Myślałam, że udało mi się go zmienić, chciałam, żeby zmienił się d l a m n i e. Powinien to zrobić, pomyślałam ze złością. Jeśli mu na mnie zależy, powinien to zrobić. – Lily, przepraszam, nie powinnam tego mówić – rzekła Ann po dłuższej chwili mojego milczenia.
- Jest mi przykro, bo myślałam, że udało mi się go zmienić – odparłam i spojrzałam na nie. Widziałam, że było im głupio. Nic już więcej nie powiedziały, tylko zatrzymały mnie i przytuliły.
- Dzięki – powiedziałam. – Ale teraz chodźcie, bo się spóźnimy – dodałam po chwili.
~ * ~
Na zaklęciach James obserwował mnie uważnie przez całe dwie godziny. Ja natomiast ignorowałam go na tyle, na ile mogłam sobie na to pozwolić. Byłam wkurzona na jego niemoralną propozycję, ale żal przeważał szalę. Nadal nie mogłam zrozumieć, dlaczego Rogacz to robił. Nie mogło zostać tak, jak było? Może dziewczyny miały rację, może chciałam dać mu jeszcze jedną szansę, może właśnie dlatego tak mnie bolała ta jego ignorancja.
Kiedy po półtorej godziny zadzwonił dzwonek na przerwę, szybko spakowałam swoje rzeczy, poczekałam na dziewczyny i razem poszłyśmy do łazienki. Zaczekałyśmy z Dor, aż Ann poprawi makijaż, a swoje blond loki zwiąże w luźnego koka. Kiedy stwierdziła, że wygląda odpowiednio, wyszłyśmy i bocznym korytarzem udałyśmy się na czwarte piętro, gdzie mieściła się sala do obrony przed czarną magią.
Byłyśmy już na trzecim piętrze, kiedy na drugim końcu korytarza spostrzegłam Jamesa. Był sam, co dobrze nie wróżyło. Zazwyczaj wszędzie łaził przynajmniej z Blackiem. Zawsze zastanawiałam się, jakim cudem Rogacz wiedział, gdzie i z kim byłam o poszczególnych godzinach, że za każdym razem „przypadkowo” na mnie wpadał. I tym razem nie było inaczej.
- Gdzie masz Blacka? – spytała Ann złośliwie. – Poszedł gonić koty?
- Haha, dobre, Vick. Muszę to zapamiętać i przekazać mu potem twoje pytanie – odparł z uśmiechem. – A tak serio to Łapa czeka na ciebie pod salą – zwrócił się do Dorcas.
- Czego chce?
- Idź i sama go spytaj. Ja przyszedłem w innej sprawie – wyjaśnił, pierwszy raz przenosząc swoje spojrzenie na mnie. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Byłam na niego wściekła, ale wyraz jego oczu powoli topił moją blokadę.
- To może my was zostawimy samych – odezwała się Dor. – Zobaczę, czego chce ode mnie Black – dodała, a Ann pokiwała głową. Drugi już raz dzisiaj moja ciemnowłosa przyjaciółka, wkopała mnie w rozmowę z Rogaczem. Posłałam dziewczynom piorunujące spojrzenie, ale one były niewzruszone. Uśmiechnęły się wesoło do Jamesa i pobiegły w stronę schodów.
Zostaliśmy więc sami. Kiedy Ann i Dor zniknęły mi z pola widzenia, również ruszyłam dalej, nie zwracając uwagi na Rogacza. Ten jednak zagrodził mi drogę i złapał mnie za ramiona. Z niecierpliwością odwróciłam więc głowę i udałam, że bardzo zainteresował mnie fragment ściany.
- Możemy pogadać? – odezwał się w końcu James, puszczając mnie niepewnie.
- A mamy o czym, Potter?
- Wydaje mi się, że tak.
- A mi się wydaje, że nie.
- Unikasz mnie, dlaczego?
- Bo jesteś chamem i nie mam zamiaru dłużej ciągnąć naszej znajomości – wyjaśniłam.
- Wiem, że jesteś na mnie wściekła o to, co powiedziałem dzisiaj rano. Masz rację, to było chamskie i głupie. Nie powinienem tego mówić. Przykro mi. Czuję się jak idiota.
- Bo nim jesteś – wtrąciłam.
- Ja po prostu…
- Daruj sobie. Rozumiem, że to jest twoja, swego rodzaju, próba przeproszenia mnie za tą chorą propozycję – powiedziałam niedbale, wytrącając go trochę z równowagi. – Wiem, że nie umiesz przepraszać. Nie zmuszam cię do tego. Zapomnij o tym. – Znowu ruszyłam dalej i znowu James mnie zatrzymał, tym razem nie puszczając.
- Lily, tak naprawdę nie chodzi mi tylko o to, co powiedziałem rano. Unikasz mnie od początku szkoły. Przecież… Dlaczego to robisz?
- Może dlatego, żeby nie walnąć cię żadnym zaklęciem za tamten pocałunek.
- Wiedziałem, że to cię boli.
- Jedyna rzecz, która kogoś tutaj boli, to ciebie twoja głowa, Potter – odparłam. – Jestem zła o ten pocałunek, ale na siebie, bo dobrze wiedziałam, jakie sztuczki stosujesz, a jednak wpadłam i to mnie najbardziej denerwuje. – James patrzył na mnie lekko zdezorientowany moim wyznaniem.
- Jeśli, tak jak mówisz, nie jesteś na mnie zła o ten pocałunek, to o co się wściekasz? – spytał po chwili.
- Bo znowu zacząłeś te swoje głupie podrywy. Bo zrobiłeś ze mnie idiotkę. Bo mnie okłamałeś… – wyjaśniłam z bólem serca.
- Nie rozumiem.
- Właśnie, to jest twój problem. NIE ROZUMIESZ – powiedziałam i próbowałam mu się wyrwać, ale Rogacz trzymał mnie mocno.
- Więc mi wyjaśnij – poprosił.
- Szkoda mi czasu. Nie chcę się spóźnić na obronę – rzekłam wymijająco.
- Lily – rzekł James łagodnie, uśmiechając się. Z jego orzechowych oczu biła troska i coś, co trudno było nazwać, a co widziałam zawsze, kiedy na mnie patrzył. – Powiedz mi, co znowu zrobiłem.
- Chyba raczej czego nie zrobiłeś. Pamiętasz list, który wysłałeś mi pierwszego września? – Rogacz skinął głową. – Napisałeś w nim, że się zmieniłeś, że wywróciłam twoje życie do góry nogami, że… Że ci na mnie zależy.
- Bo to prawda – rzekł zdecydowanie.
- Prawda? Gdyby to była prawda, to nie zachowywalibyśmy się teraz tak, jak w piątej klasie. Fakt, zmieniłeś się, ale znowu na gorsze. W zeszłym roku dałam ci szansę i cieszyłam się, że ją wykorzystałeś, ale jak widać byłam głupia, próbując ci zaufać. Wykorzystałeś to, osiągnąłeś swój cel. Ja znowu wyszłam na tą głupią. Poza tym, gdyby ci na mnie zależało, w co nie wierzę, naprawdę byś się dla mnie zmienił. Nie dla własnej potrzeby, tylko dla mnie. I właśnie to mnie boli, fakt, że mnie oszukałeś, że to wszystko było tylko twoją kolejną grą.
- To nie jest tak, jak myślisz – powiedział.
- Nie? Więc wytłumacz mi, co w moim toku rozumowania się nie zgadza.
- Po pierwsze, dałaś mi szansę i ją wykorzystałem, zmieniłem się i wiem, że cię to cieszyło. Wiem, że mi odpuściłaś, a nawet polubiłaś. Wiem, że nadal mnie lubisz. Po drugie chcę ci powiedzieć, że naprawdę mi na tobie zależy. Wszystko, co napisałem, pisałem świadomie. Miałem plan, ale jak widać znowu zawaliłem.
- Znowu? A czy kiedykolwiek nie zawaliłeś? – Rogacz zignorował moją uwagę i ciągnął dalej.
- Wiesz, te ostatnie miesiące były najlepszymi, jakie przeżyłem w całym moim życiu. Rozmawiałaś ze mną, śmiałaś się, uśmiechałaś, miałem wszystko, co chciałem, ale miałem też świadomość, że jeśli posuniemy się za daleko, stracę to. Nie miałem pewności, co ty wtedy do mnie czułaś. Bałem się, że jeśli nieświadomie zmuszę cię do czegoś, czego robić nie chcesz, znowu mnie znienawidzisz, a kiedy nie odezwałaś się do mnie przez całe wakacje, byłem pewny, że miałem rację.
Zaskoczyła mnie wypowiedź Rogacza. Nie zakładałam od razu, że była to prawda, ale też jej nie wykluczałam. Ale czy James nie miał racji? Namącił mi w głowie, przez całe wakacje próbowałam o nim nie myśleć, wyrzucić go z niej. Czy to nie był strach przed tym, co mogłoby się w końcu stać, gdybyśmy ciągnęli to dalej? Ten jeden jedyny raz musiałam przyznać mu rację, ale mimo wszystko czułam się dotknięta i straciłam do niego zaufanie. Jeśli tak łatwo rezygnował z tego, co miał, mógł równie dobrze w tym momencie całkowicie zrezygnować ze mnie. Z jednej strony chciałam tego, z drugiej nie. Chciałam, by było tak, jak przed wakacjami.
- Posłuchaj mnie. Nie ukrywam, że jesteś trudnym przypadkiem. Masz rację, chyba za daleko to wszystko zaszło. Nigdy nie sądziłam, że będę z tobą utrzymywać jakiekolwiek normalne kontakty, dlatego nie mam pojęcia, co w tej sytuacji zrobić. Lubiłam cię takiego, jaki byłeś przed wakacjami, ale zrozum, obecnie czuję się tak, jakbym w połowie drogi na szczyt, znowu spadła na sam dół, a nie chcę do końca życia wykonywać syzyfowej pracy, próbując zlepić coś, co na dłuższą metę nie będzie miało szans.
- Rozumiem. Mam ci dać czas do namysłu i nie zachowywać się jak idiota – uśmiechnął się do mnie.
- Możemy tak to ująć – odpowiedziałam na uśmiech. Wybrnęłam z sytuacji, ale nie pomyślałam jeszcze nad tym, co będzie później.
- Wiesz… Mimo wszystko wiedz, że to, co napisałem w tym liście, nie było kłamstwem. Naprawdę.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Chciałam, żeby to była prawda, ale czy byłam zdolna mu uwierzyć? Spojrzałam mu teraz prosto w oczy. Ulga, nadzieja i pożądanie – to wszystko było w nich widać. James już mnie nie trzymał. Staliśmy więc teraz twarzą w twarz, wpatrując się w siebie uważnie. Zadzwonił dzwonek, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Zrobiłam krok w stronę Pottera. Czułam jego zapach, widziałam tańczące ogniki radości w jego oczach, które znowu powoli zdejmowały ze mnie maskę. Maskę obojętności, którą próbowałam utrzymać na sobie. Jeszcze przed sekundą byłam zła i zraniona, jednak teraz na chwilę o tym zapomniałam. Jedyne czego chciałam, to znowu poczuć smak jego ust.
- Czy ty na mnie lecisz? – odezwał się James w pewnej chwili, wyrywając mnie z otępienia. Chyba naprawdę zależało mu na tym, bym nie zrobiła nic głupiego, dopóki nie będę tego absolutnie pewna.
- Ja… Chyba śnisz, Potter – odparłam szybko, wracając do rzeczywistości.
- A jednak właśnie wyraźnie chciałaś coś zrobić.
- Wydaje ci się – rzekłam stanowczo. – Przez ciebie już jesteśmy spóźnieni na obronę – zauważyłam i szybko ruszyłam w stronę schodów.
- Przeżyjesz. Chciałem ci jeszcze tylko powiedzieć… – zaczął, ale nie dałam mu skończyć. Za daleko to zaszło.
- Nie obchodzi mnie to – rzuciłam. Nie chciałam już więcej słuchać jego tłumaczeń. – Lekcje – dodałam i razem pobiegliśmy na górę.
~ * ~
W czasie przerwy na lunch umiejętnie unikałam kontaktu z Potterem. Czas, to jedyne co miałam na chwilę obecną. Dziewczyny nie spytały o naszą rozmowę, ale widząc ich dwuznaczne miny, wyjaśniłam, dlaczego to robię.
- Nie chcę, żeby Potter znowu namieszał mi w głowie – powiedziałam. – Do jutra postanowię, co zrobię, ale do tego czasu, chcę mieć jasną sytuację, niemąconą przez Rogacza – oznajmiłam. Dor poparła moją decyzję, a Ann ze śmiechem pokręciła tylko głową.
W końcu nadszedł czas na ostatnie dwie lekcje. Rozstałyśmy się więc z Dorcas, która nie chodziła na eliksiry i razem z Ann zeszłyśmy do lochów.
- Dzień dobry, kochani – przywitał nas Slughorn. – Ostatnio omawialiśmy sprawy organizacyjne, więc dzisiaj przejdziemy już do zajęć. W związku z tym, że to dopiero początek roku, a na dodatek mamy piątek, zabierzemy się za powtórkę czegoś łatwego. Myślę, że spodoba wam się Wywar Żywej Śmierci. – Rozległy się jęki zawodu i radości, ale ostatecznie wszyscy zabrali się do pracy.
Przez nieco więcej niż godzinę warzyliśmy eliksir. Pomogłam trochę Ann i Remusowi, którzy posłali mi uśmiechy wdzięczności. Co jakiś czas spoglądałam na drugą stronę sali, gdzie siedzieli Black z Potterem. Ten drugi wydawał się jakiś rozkojarzony, jakby nie wiedział, gdzie jest i co ma robić. Razem z Łapą próbowali połapać się w dosyć prostej recepturze, przez całą lekcję, dyskutując o czymś zawzięcie. Profesor od czasu do czasu przechadzał się po klasie i przyglądał naszym poczynaniom, najwięcej uwagi skupiając właśnie na tamtej dwójce Huncwotów. W końcu Slughorn krzyknął:
- Koniec czasu – i zaczął chodzić od jednego kociołka do drugiego.
Stałam i czekałam. Spojrzałam na eliksiry moich sąsiadów. Te, które zrobili Ann i Remus wyszły naprawdę dobrze. Uśmiechnęłam się do nich. Rzuciłam okiem na Pottera i zdziwiłam się, widząc dwóch najlepszych przyjaciół, stojących do siebie plecami. Byłam ciekawa, co im się stało, ale nie miałam czasu na dokładniejszą analizę, bo Slughorn właśnie się przede mną zatrzymał.
- Doskonale – powiedział do siebie, a potem odwrócił się do reszty klasy. – Eliksir panny Evans wygląda wyśmienicie. Sprawdźmy jednak, jakie ma działanie. – Profesor wrzucił do mojego kociołka mały listek, który po zetknięciu z eliksirem spalił się. – Wspaniale! – krzyknął uradowany Slughorn. – Kilka kropel tego zabiłoby człowieka.
- Kusi mnie, żeby wziąć ze sobą te kilka kropel i dolać Potterowi do soku dyniowego. Miałabym problem z głowy – szepnęłam do Ann tak, żeby nikt więcej tego nie usłyszał. Udało mi się to, bo profesor zakończył lekcję tymi tylko słowami:
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli się pakować i wychodzić. Różdżką opróżniłam kociołek, zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do drzwi, gdzie czekała już na mnie Ann.
- Panno Evans, może pani zostać na chwilkę wraz z panem Potterem? – zatrzymałam się w połowie drogi.
- Przepraszam, ale trochę mi się spieszy – odparłam.
- Rozumiem, że właśnie zaczynacie weekend, jednak te pięć minut nikogo nie zbawi.
Westchnęłam. Ann spojrzała na mnie z obawą, wzruszyła ramionami, bezgłośnie powiedziała, że poczeka przed klasą i wyszła. Chcąc nie chcąc zawróciłam, mijając Syriusza, który rzucił mi wesoły uśmiech. Na Jamesa nawet nie spojrzał, tylko pognał do wyjścia, gdzie czekał na niego Lupin. Podeszłam do biurka, gdzie stał już Potter, a gdy drzwi się zamknęły, odezwał się Slughorn:
- Panno Evans – zwrócił się do mnie. – Mimo kolejnej przerwy nie wychodzi pani z formy.
- Dziękuję, profesorze.
- Jeśli chodzi o pana, panie Potter, to zastanawiam się, czy nie zaszło jakieś nieporozumienie.
- To znaczy? – spytał James, nie rozumiejąc, do czego zmierza Ślimak.
- Zaliczył pan egzaminy końcowe szóstej klasy z mojego przedmiotu, prawda?
- Tak, panie profesorze.
- Mimo to, powiem szczerze, że miał pan dzisiaj najgorszy eliksir z całej grupy. Jeśli tak dalej pójdzie, będę musiał się z panem pożegnać, bo nie zda pan OWUTEM-ów.
- Panie profesorze – zaczął Rogacz. – Pan, wybaczy, ale chodzi o to, że…
- Bardzo to fascynujące – wtrąciłam się. Nie chciało mi się słuchać durnego tłumaczenia Jamesa, dlaczego nie potrafił zrobić najprostszego eliksiru. – Ale przepraszam, chciałabym się dowiedzieć, co ja mam z tym wspólnego?
- Pomyślałem sobie, że może dałaby pani kilka dodatkowych lekcji eliksirów panu Potterowi?
- Że co, proszę? – spytałam. Serce zaczęło mi walić. Od rana czułam, że ten dzień nie skończy się ani szybko, ani przyjemnie. I znowu była to zasługa Pottera.
- Hmm, mam na myśli coś jakby korepetycje z eliksirów – wyjaśnił Slughorn wesoło.
James spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale i lekkim zadowoleniem, a ja czułam, jak wszystko zaczyna się we mnie gotować. Ledwo powstrzymywałam się, od walnięcia go jakimś zaklęciem. Ten jego uśmiech doprowadzał mnie do szału. Jak on mógł mi to zrobić po tym, co powiedział jeszcze cztery godziny temu?
- To znaczy, co ja bym miała niby zrobić? – dopytywałam się, ledwo nad sobą panując. Mimo wszystko byłam bardzo ciekawa, jak Slughorn to sobie wyobraża.
- Przypomniałabyś mu może kilka podstawowych rzeczy...
- To jest jakiś żart, tak? – spytałam z niedowierzaniem, parząc to na Slughorna, to na Jamesa. – Nie no. Ja zwariuję. – Złapałam się za głowę.
Do tej pory Slughorn był moim ulubionym nauczycielem, ale właśnie się to zmieniło. Na dodatek musiałam przyznać, że był też najgłupszym z wszystkich uczących tu nauczycieli. Nie wierzyłam, że po tym, co widział w pociągu, był zdolny do wymyślenia czegoś takiego. W sumie Potter też się do tego przyczynił. Nie byłam aż tak głupia, żeby uwierzyć w to, iż nie potrafił zrobić prostego eliksiru. Nawet Syriusz sobie poradził. Tutaj chodziło o coś więcej, a tym czymś znowu była próba zwrócenia na siebie mojej uwagi.
Czekałam, aż któryś z nich coś powie, ale jakoś ani Slughornowi, ani Rogaczowi nie spieszyło się do wyjaśnień. Spojrzałam znacząco na Pottera, potem na profesora.
- Rozumiem, że się pani nie zgadza? – odezwał się w końcu nauczyciel eliksirów.
- Oczywiście, że nie. To, co wtedy widział pan w pociągu było podstępem Pottera, który od dawna już stara się o to, bym w końcu się z nim umówiła. Nie umie zachowywać się jak na porządnego chłopaka przystało i kulturalnie się ze mną umówić, ale potrafi za to bardzo dobrze wykorzystywać ludzi, co właśnie zrobił. Myślę, że nasza dalsza rozmowa nie ma sensu. Wszystko jasne. Życzę miłego weekendu, panie profesorze – zakończyłam przemowę i nie zaszczycając żadnego z nich spojrzeniem, odwróciłam się i wyszłam.
Ahh Lilka *-*
OdpowiedzUsuńI ten niegrzeczny Potter ;D
Ooo Lilak zrobi mu krzywdę hahahah xd
Jaka niegrzeczna to do niej niepodobne no, ale jeśli chodzi o Pottera to tak ;D
Czeekam na neeext *-*
Inf mn o kolejnym :)
http://life-in-the-magic-world.blogspot.com
Teraz już mam adres bloga, także będę czytać i informować o wpisach :)
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam. Nie skomentowałam ostatniego wpisu. Przeczytałam go.Jednak nie miałam wtedy głowy, by coś napisać. No i po prostu tak jakoś wyszło, że nie napisałam. Naprawdę przepraszam.
Jeśli chodzi o rozdziały. Muszę przyznać, że Lily wpadła po uszy. Zakochała się w nadentym, egoistycznym, zadufanym w sobie dupku (Potter). W chwili, gdy złożył Evans tą propozycję, myślałam, że żartuje. Naprawdę trzy razy czytałam ten fragment. By być pewna, że nie przeoczyłam typu "Nie no jaja se robię". Jak Rogacz w taki sposób mógł wykorzystać swoją pozycję? Jeśli mam być szczera. Zachował się jak ślizgon. Na miejscu rudej nakopała, by mu do dupy. Przy okazji obrzucając wiązanką przekleństw. Mogłaby wiecznie pisać o "intelekcie" Jamesa ale to zajmnie za dużo miejsca. Przejdźmy, więc do tematu Dorcas i Syriusza. Tu mnie zastanawiają uczucia Blacka. Czy Dor jest jedną z wielu? Czy Łapa jest jak Rogacz? A może Dorcas to ta jedyna? W taj spawie mam same pytanie. A jeszcze Remus. Jakim cudem przyjaźni się z Potterem?!? Przecież Lupin jest w porządku, a Potter...cóż szkoda gadać (pisać). Czekam na nexta
Pozdrawiam
P.S Jeszcze raz sorry
Hej, nie masz za co przepraszać, bo nie składałaś żadnych deklaracji ani obietnic, że koniecznie musisz komentować wszystkie moje wpisy :) Ja często sama tego nie robię na innych blogach. Naprawdę jestem wdzięczna, że w ogóle czytasz moje wypociny :)
OdpowiedzUsuńCo do propozycji Jamesa... W sumie sama nie wiem, czemu ona padła xD Zawsze z góry mam wszystko rozpisane dokładnie, co, gdzie i jak będzie się działo, ale niektóre fragmenty są wynikiem pisania, jak ja to nazywam "pod wpływem chwili", nieplanowane, niezbyt przemyślane, po prostu "same się napisały i tyle". Tak też było i z tym. Fakt, Lily powinna zachować się trochę inaczej, ale nie takie rzeczy jeszcze będzie mu wybaczać :) On jej zresztą też. Myślę, że w kolejnych rozdziałach role się trochę zamienią.
Co do Syriusza i Dorcas to wszystko wyjaśni się w kilku najbliższych rozdziałach, więc niestety muszę Cię prosić o cierpliwość. Ogólnie wszystko będzie się rozbijać o fakt, że teoretycznie główną bohaterką ma być Lily, więc w pierwszej kolejności to nią wszyscy będą się zajmować. Moje rozwiązanie może wydać się z czasem dziwne, ale co do tej pary mam określone plany, które ostatecznie myślę, że dobrze się skończą :)
Haha, można by też spytać, dlaczego do Huncwotów należał w ogóle Peter xD Zawsze grał drugi plan, ciągle się z niego nabijali, no po prostu do nich nie pasował. James i Syriusz byli chłopakami, którzy bardzo cenili sobie przyjaźń, a Lupin pewnie był im wdzięczny za to, co dla niego robili. Ja bym to tłumaczyła w ten sposób.
Pozdrawiam
Luthien
James jest DEBILEM. Taki wniosek wyciągnęłam z tej notki. Cieszę się, że Evans nie skorzystała z propozycji Rogacza. W ogóle po przeczytaniu obu notek zastanawiam się, czy Lily będzie w końcu udzielać tych korków Potterowi, czy jakoś się wymiga?
OdpowiedzUsuńW ogóle ja nadal uważam, że Evansówa zaczyna coś do niego czuć. Tak, to by się nim w ogóle nie przejmowała. A ona rozmyśla wścieka się. Luthien weź w najbliższym czasie minimalnie ociepl ich relacje. Nie mówię, że mają się całować, czy coś, ale niech nawiążą chociaż cień porozumienia :)
Pozdrawiam
O to mi właśnie chodziło, żeby rozmyślała i się wściekała xD
OdpowiedzUsuńJej awantura była stanowczą negatywną odpowiedzią na korki z eliksirów, także niestety ta propozycja się rozmyje ;)
W następnym rozdziale jeszcze ocieplenia nie będzie, ale w kolejnych zaczniecie tego nienawidzić :)
Bedzie jeszcze dużo nieporozumień, bo Lily na razie sama nie będzie wiedziała co czuje, czego chce i jeśli coś się stanie, ona zacznie z tym walczyć, niestety po swojemu.
Pozdrawiam
O matko i córko ! . Jak Boga kocham gdybym stała wtedy koło Jamesa gdy proponował ten układ Lily to chyba by dostał ode mnie w łeb ! Serio ! Rany jaka była wzburzona gdy to czytałam ! . Rany James ! nie ładnie tak składać damom tak bardzo niemoralne propozycje ! . Co do Lily grającej w drużynie Gryfonów to jestem oczarowana , już wyobrażam sobie jak Evans śmiga na miotle podczas meczów. Dobra ja lecę dalej .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)