Witajcie!
Przed wami druga część rozdziału o niefortunnej propozycji korepetycji z eliksirów. Bardzo:
- dziękuję za wszystkie komentarze,
- przepraszam, że notka nie pojawiła się w terminie, ale jak na złość, całe święta byłam odłączona od internetu ;)
Ze spóźnionymi życzeniami świątecznymi oraz z szybszymi życzeniami noworocznymi, (ponieważ kolejny wpis pojawi się dopiero w styczniu 2015 r.), zapraszam do lektury.
Pozdrawiam
Luthien
P.S. Moim zdaniem reakcja Lily jest trochę przesadzona, biorąc pod uwagę wcześniejszą, poranną propozycję Jamesa i niezbyt jestem zadowolona z takiego rozwiązania, ale już tak mam, że zachwycam się innymi tekstami, a moje własne często mi się nie podobają i rzadko kiedy jestem z nich naprawdę zadowolona. Zresztą, sami oceńcie :)
***
Lily Evans
Ann, tak jak powiedziała, czekała na mnie pod klasą. Zanim do niej podeszłam, zauważyłam, że jest już z nią także Dorcas. Widocznie nasza rozmowa trwała trochę dłużej niż pięć minut.
Byłam wściekła. Najchętniej wszystko bym im opowiedziała, ale nie chciałam teraz z nimi rozmawiać, bo obawiałam się, że mogłabym powiedzieć coś, czego bym potem żałowała. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego robią mi to wszyscy, których ta sprawa nie dotyczy? Zadawałam sobie milion podobnych pytań, kiedy szłam w stronę dziewczyn. Miał rację, zbyt daleko to wtedy zaszło, ale to nie powód, żeby wykorzystywać ten fakt. Nienawidzę Jamesa, nienawidzę go. I co z tego, że dobrze całuje, jak jest skończonym idiotą? Co ja sobie myślałam wtedy w pociągu? Chciałam się rozpłakać, czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, jednak byłam zbyt zła i zdenerwowana. Zależy mu… Prędzej umrę niż uwierzę, w chociaż jedno jego słowo.
- I co? – spytała Ann, gdy byłam na tyle blisko, że mogłam ją usłyszeć.
- Co chciał? – dopytywała się Dorcas. Widocznie moja blond przyjaciółka wszystko już jej opowiedziała.
- Później wam powiem – rzuciłam szybko. – Teraz chcę zostać sama.
- Lily?
- Potem, Ann.
- James? – usłyszałam tym razem głos Dor.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam, że Potter także wyszedł już z sali. Rogacz był osobą, której teraz tym bardziej nie chciałam widzieć. Ominęłam więc dziewczyny i biegiem ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Gdzieś w oddali usłyszałam, jak reszta Huncwotów krzyczy na Jamesa, żeby dał sobie spokój. Ja jednak wiedziałam, że Potter pójdzie za mną. Nie wiedziałam, na jakim gruncie się z nim zmierzyć, dlatego będąc już na parterze, w ostatniej chwili postanowiłam, że najlepiej będzie, jeśli udam się na Błonia.
Tak jak myślałam, James podążał za mną. Po tak długim czasie dobrze znałam jego działania. Jedną z jego bardzo wielu wad było to, że nigdy nie wiedział, kiedy powinien przestać. W sumie mu się nie dziwiłam, bo jako najpopularniejszemu chłopakowi w szkole, zawsze wszystko uchodziło mu na sucho, nawet wtedy, kiedy posuwał się za daleko.
Tak samo było i tym razem. Gdyby w tej chwili dał mi spokój, oszczędziłabym go, ale on wolał, żeby mu się oberwało, niż potem żałować, że czegoś nie zrobił. Miałam nadzieję, że tym razem będzie bardzo zaskoczony, bo nie zamierzałam mu odpuścić. Byłam wychowana w szacunku do samej siebie, dlatego musiałam go nauczyć, gdzie jest granica żartu, a gdzie bezczelności.
- Lily, zaczekaj! – usłyszałam krzyk Jamesa, a potem poczułam na swoim ramieniu jego dłoń.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam i strąciłam jego rękę.
- Lily, proszę. Wysłu...
- Nie, Potter. Więcej nie będę cię słuchać – przerwałam mu ze złością i przystanęłam pod drzewem.
- Czemu? – odpowiedział. – To naprawdę nie...
Nie dałam się nabrać na jego kolejne słowne sztuczki. Miałam dość jego zachowania. Po sześciu latach znajomości, dobrze go znałam i wiedziałam, kiedy kłamie, a kiedy robi coś na pokaz. Jak on w ogóle mógł to zrobić?
- Ty się jeszcze pytasz, Potter? Nie wiem, czy tylko udajesz, czy naprawdę jesteś taki głupi. Nigdy nie wiesz, kiedy skończyć, co? – Coraz trudniej było mi się opanować.
- Lily, daj mi to wyjaśnić – powiedział Rogacz, ale ja nie dałam mu dojść do słowa. Nie chciałam znowu słuchać jego kłamstw.
- Tu nie ma, co wyjaśniać. Zrobiłeś to specjalnie – mówiłam dalej. – Wiedziałeś, że to poskutkuje na profesora Slughorna. Szczególnie po tym incydencie w pociągu....
Jaka ja jestem głupia, pomyślałam z rozpaczą. Patrzyłam mu teraz prosto w oczy, ale kątem oka widziałam, że kilka osób przygląda się tej scenie z zaciekawieniem. Cholera, po co o tym wspominałam? Nie miałam czasu odetchnąć ani się zastanowić, bo mówiłam dalej.
- Miałeś pewność, że załatwi ci korepetycje ze mną albo coś w tym stylu. Naprawdę chciałam dać ci drugą szansę, ale nie zasługujesz na nią. Nie licz na to, że kiedyś wrócimy do tego, co było, bo dla mnie jesteś skończony.
James stał i wpatrywał się we mnie z niemałym szokiem i zaskoczeniem na twarzy. W tej chwili nie interesowało mnie to, co teraz o mnie myśli. Zawsze najpierw robił, a potem myślał, jednak tym razem wydawało mi się, że jest inaczej, że dokładnie obmyślił cały plan. Jednego tylko nie przewidział. Mojej reakcji. Ja w sumie też nie, ale przesadził. Po tym wszystkim, co między nami było, znowu potraktował mnie jak pierwszą lepszą dziewczynę, licząc, że dzięki temu wskoczę mu do łóżka. W tej chwili tak naprawdę nie miałam już nic więcej do stracenia. Ciągnęłam więc dalej, bo chciałam załatwić to od razu. Nie zniosłabym kolejnej rozmowy, której, byłam pewna, nie odpuściłby mi.
- Dobrze zrozumiałam twój plan, czy coś przeoczyłam? Jakbyś jeszcze nie zauważył, to nawet nauczyciele są za naszym związkiem, tylko nie ja! – te słowa już wykrzyczałam. Wokół nas zebrała się całkiem spora grupka osób, w tym Huncwoci, kilku nauczycieli, a także Ann i Dorcas, które stały z otwartymi ustami i nie mogły uwierzyć w to, co widzą. Ślizgoni zaśmiewali się, ale ja nie zwracałam na nich uwagi. Teraz liczyła się tylko moja nienawiść do Jamesa.
- I nie ja to wszystko psuję, bo nie chcę się z tobą umówić, tylko t y swoim żałosnym zachowaniem. Więc wybacz, ale nic z tego nie będzie i mam nadzieję, że w końcu to zrozumiesz. Drugi raz nie dam zamydlić sobie oczu.
- Lily, możesz mnie wysłuchać? – spytał James, kiedy na chwilę zamilkłam.
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Nienawidzę cię. Nie chcę cię znać, nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.
Twarz Rogacza zmieniła się. Wyglądał, jakby właśnie został spoliczkowany i jeszcze nie mógł w to uwierzyć. Mówiłam mu to już milion razy, a jednak na jego twarzy malowało się niedowierzanie i okropny ból. Przez ostatni rok nie powiedziałam mu tego ani razu i myślałam, że już nigdy nie będę musiała mu tego mówić, a jednak się przeliczyłam. Czułam się tak okropnie zraniona, a to uczucie potęgowały jeszcze wspólne wspomnienia.
Spojrzałam na tłum stojący wokół nas i podobną reakcję (niedowierzania i szoku) zauważyłam także u Huncwotów oraz dziewczyn. Reszta nie zwróciła na to większej uwagi, bo w sumie i tak nie wiedzieli, o co chodzi. Przyglądali się tylko dlatego, że była to jakaś sensacja. To wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Może w tej chwili byłam egoistką, ale naprawdę nie obchodziło mnie to. Chciałam być sama.
- Lily – Rogacz nadal próbował.
- Zostaw mnie, Potter – powiedziałam i ruszyłam w stronę zamku.
- Naprawdę mi na tobie zależy – usłyszałam za plecami jego głos. Zawróciłam i stanęłam na wprost niego, bardzo blisko.
- Może to jest właśnie twój problem – rzekłam i odeszłam. Słyszałam już to i tym razem nie dałam się nabrać, chociaż w głębi serca naprawdę chciałam, żeby mówił prawdę.
Reszta Huncwotów, szczególnie Black, próbowała coś jeszcze powiedzieć, wstawić się za Jamesem, wytłumaczyć mi wszystko, ale ja nie chciałam tego słuchać. Miałam dość robienia ze mnie idiotki, czułam się upokorzona tym, jak Potter mnie traktował, bo nie byłam „każdą inną”. Nie zastanawiając się już nad niczym, ignorując wszystkich i na nikogo nie patrząc, przepchnęłam się przez ostatni rząd gapiów i pobiegłam do zamku. Nie zatrzymując się, wbiegłam na siódme piętro, szybko rzuciłam hasło Grubej Damie i przelazłam przez dziurę pod portretem.
Dopiero kiedy wejście się za mną zamknęło i nikt poza mną z niego nie wyszedł, zatrzymałam się. Stałam chwilę, nie mogąc złapać tchu. Gdy oddychałam już w miarę normalnie rozejrzałam się. W Pokoju Wspólnym, mimo ładnej pogody, było kilka osób. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, byłam zbyt zszokowana, zła, załamana, upokorzona... sama nie wiedziałam, co jeszcze czułam, więc wbiegłam po schodach na górę i chwilę później zatrzasnęłam drzwi do dormitorium. Na szczęście nikogo w nim nie było. Rzuciłam się na łóżko i dopiero wtedy poleciały łzy, które zbierały się już od dłuższego czasu. Ukryłam twarz w poduszce i próbowałam o niczym nie myśleć.
Ann Vick
- James, nie – powiedziałam stanowczo, kiedy już otrząsnęłam się z szoku, po tym, co właśnie usłyszałam i zobaczyłam.
- Ann, do cholery, daj mi spokój. Muszę jej to wyjaśnić bez względu na to, czy będzie mnie chciała słuchać, czy nie.
- Ale nie w tej chwili.
- Właśnie, że w tej.
Całą szóstką nadal staliśmy na Błoniach. Wszyscy już się rozeszli po awanturze, jaką moja przyjaciółka przed chwilą zgotowała Rogaczowi. Nie miałam zielonego pojęcia, o co chodzi. Szczerze mówiąc, nawet Potter nie wiedział dokładnie, o co poszło. Wiedziałam jednak, że jeśli Rogacz pójdzie do Lily w tej chwili, może się z nią pożegnać na zawsze. Nie wybaczy mu niczego, nawet tego, czego rzekomo nie zrobił. Spojrzałam więc błagalnie na Blacka i Lupina.
- Rogacz, daj jej teraz spokój – powiedział Syriusz. – Wkurzy się jeszcze bardziej, a chyba nie na tym ci zależy. Ona jest wściekła, ty też jesteś zły. Dodaj dwa do dwóch i wyjdzie ci kolejna awantura, której nie odkręcisz.
- A jak duże są szanse na to, że tą uda mi się odkręcić? – spytał Potter zdenerwowany. – Chciałbym zauważyć, że to jest po części twoja wina. Całą lekcję zawracałeś mi głowę, nie dając nic zrobić. Wkurzyłeś mnie i przypominam, że miałeś ze mną nie gadać.
- Racja, ale nie raz olewaliśmy eliksiry Ślimaka i nic nam nie robił. Skąd miałem wiedzieć, że wymyśli coś tak głupiego? Nie moja wina, że jest skończonym idiotą.
- O czym wy mówicie? – wtrącił się Lupin.
- Właśnie.
- Jeśli naprawdę zależy ci na Lily – odezwała się Dor – to może wytłumacz nam wszystko po kolei, co? Jeśli mam ci pomóc, muszę wiedzieć, o co tutaj chodzi.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale, James. Teraz lepiej jej się nie narażaj. Mocno dotknęło ją to, co się stało, co świadczy tylko o tym, że Evans lubi cię bardziej niż myślisz – stwierdził Remus. – Jestem tego pewien.
- Nie masz zbyt dużego wyboru – zauważył Peter. Potter westchnął smutno. Przyjaźniliśmy się, dlatego widząc ten okropny ból w jego oczach oraz rezygnację wypisaną na twarzy, naprawdę zrobiło mi się go żal.
- Dobra, w takim razie chodźmy może na obiad, bo Glizdek będzie potem marudził, że jest głodny.
Poszliśmy więc do Wielkiej Sali, a kiedy wszyscy już coś przekąsili, Potter zaczął tłumaczyć cały przebieg wydarzeń. Streścił po krótce jego rozmowę z Lily przed obroną i to, co się stało na eliksirach. Po dogłębnej wspólnej analizie nikt już nie miał wątpliwości, że tym razem to moja przyjaciółka się pomyliła. Rogacz nie miał nic wspólnego z głupim pomysłem Slughorna. Sam był nim zaskoczony. Wszystko, co się stało, było raczej winą Blacka, z którym się pokłócił, mimo to Potter wcale nie obarczał go winą. Winił siebie i był naprawdę załamany.
- James, nic nie zrobiłeś. Tym razem to Lily się pomyliła – powiedział Remus. – Ale pozwól jej to przetrawić w spokoju.
- Możliwe, ale miała pełne prawo się wkurzyć. Gdybym nie zawalił wcześniej, nie byłoby sprawy.
- To nie jest twoja wina – rzekłam. – Pomogę ci. Spróbuję jej to jakoś delikatnie wytłumaczyć. Mimo wszystko sądzę, że nie mówiła poważnie, że cię nienawidzi. Zbyt mocno ją to dotknęło, żeby można było powiedzieć, iż wasza znajomość nic dla niej nie znaczyła – stwierdziłam.
- Źle to wszystko rozegrałem – westchnął. – Wiedziałem, że Evans czuje do mnie coś więcej niż sympatię… Cholera, wierzcie mi lub nie, ale mi naprawdę na niej zależy.
- Stary, przestań się mazać – powiedział stanowczo Black. – Spróbujemy z nią pogadać i wszystko wytłumaczyć. Powiem jej, że to moja wina.
- Ale ty na razie daj jej spokój – dodała Dorcas. James skinął głową. Naprawdę wyglądał na załamanego.
- Idę pobiegać – oznajmił i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Dotrzymam mu towarzystwa – powiedział Łapa i jego też już nie było. Zostaliśmy we czwórkę.
- Kiepska sprawa – stwierdził Peter.
- Żal mi go – powiedziała Dor. – Widać, że naprawdę mu zależy. W zeszłym roku tak dobrze im szło, ciekawe czemu znowu wszystko popsuli.
- Przecież słyszałaś, co powiedział James – rzekłam.
- Tak, ale nadal wydaje mi się to dziwne.
- Bo oni jeszcze nie dorośli do tego, żeby być razem – zauważyłam. – Wiedziałam, że to się tak skończy, kiedy oznajmili, że sobie odpuszczają. Problem w tym, że zamienili się rolami. Teraz to Lily zachowuje się dziecinnie. Kiedy wczoraj ją o to spytałam, oczywiście wszystkiego się wyparła, ale to przecież widać, że coś jest na rzeczy. Nie powiecie mi, szczególnie ty Dor, że tego nie zauważyliście. Nie będę tego nazywać miłością, czy zauroczeniem, bo uważam, że to jeszcze nie ten etap, ale jako jej przyjaciółka twierdzę, że on ją po prostu fascynuje, jest inny niż reszta, z którą do tej pory miała do czynienia. Czuje do niego przywiązanie, licząc na coś więcej, inaczej nie zależałoby jej tak bardzo na tym, by uwierzyć w to, że Rogacz się zmienił.
W sumie to, co powiedziałam, miało jakiś sens. Naprawdę od dawna święcie wierzyłam w to, że inaczej niż związkiem, ich relacje skończyć się nie mogą. Widziałam to w zachowaniu i oczach mojej przyjaciółki. Co mogłam jednak zrobić? Może i było to dziwne, ale wierzyłam w słowa Pottera. Zmienił się i to była oznaka, że naprawdę mu zależy. Jeśli w całej tej sprawie miałam odegrać jakąś rolę to na pewno nie będę znowu stała po jednej stronie, bo tym razem są dwie godne siebie.
- Masz rację – powiedziała w końcu Dor.
- Tylko nie za bardzo wiemy, co możemy z tym zrobić – dodał Lupin.
- Może jeśli wszyscy spróbujemy przekonać ją do tej właściwej wersji, w końcu uwierzy – zaproponował Glizdogon.
- Możemy spróbować, jednak wątpię, że da to jakiś efekt. Znam ją i wiem, jaka jest.
- I tak nie mamy lepszego pomysłu.
- Zawsze możemy nie wtrącać się w ogóle. Wiecie, że tego nie lubię – rzekła Dorcas. – Uważam, że lepiej byłoby, gdybyśmy nakłonili ją chociaż do wysłuchania Jamesa, nie narzucając jej własnego zdania.
- Możliwe, ale nie sądzisz chyba, że po tym wszystkim się na to zgodzi. Nie chce znowu zostać zraniona.
Lily Evans
Nie wiem, jak długo tak leżałam. Mimo moich usilnych starań żeby tego nie robić, przypominałam sobie wszystkie sprzeczki i kłótnie z Potterem, po których byłam tak wściekła, że nie mogłam nawet płakać oraz miłe chwile, które spędziliśmy razem w zeszłym roku. Teraz płakałam i nadrabiałam te wszystkie zaległości.
Po jakimś czasie usłyszałam, jak zegar wybija godzinę siedemnastą. Chwilę później drzwi do dormitorium uchyliły się cicho i poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- Lily – zaraz potem usłyszałam delikatny głos Ann. – Może pójdziesz z nami do Skrzydła Szpitalnego? Pani Pomfrey da ci coś na uspokojenie.
Nie chciałam nic na uspokojenie, nie chciałam okazać się słaba. Nie chciałam dać tej satysfakcji Jamesowi. Nie chciałam, aby wszyscy ciągle się mną zajmowali i mówili mi, co mam robić, bo miałam tego dość. Sama wiedziałam, co powinnam zrobić, a w tej chwili nie miałam ochoty pokazywać się nikomu.
Podniosłam jednak głowę i spojrzałam na Ann. Zauważyłam, że przyszła sama. Jej wyraz twarzy wskazywał na to, że wie, co się stało. Pewnie rozmawiała już z Potterem i złożyła wszystko w całość. Chciała jednak uzyskać moje potwierdzenie, ale o nic nie zapytała, a ja dziękowałam jej za to całym sercem.
Już chciałam pokręcić głową i powiedzieć, że nic mi nie jest, ale ona była szybsza.
- Przede mną nie musisz udawać, Lily – zaczęła. – Nie musisz udawać silnej. Przecież każdy ma jakieś swoje granice.
Usiadła na moim łóżku i przytuliła mnie. Siedziałyśmy tak przez jakiś czas w ciszy. Ann pozwoliła mi się wypłakać. Kochałam ją za to. Właśnie teraz jej potrzebowałam, a ona nie pytając o szczegóły, była przy mnie i jak zwykle miała rację. Miałam swoje granice, które do tej pory dzielnie zwalczały ataki Jamesa, ale tym razem sobie nie poradziły. Nie wiedziałam jednak czy były już za słabe, czy tym razem atak był zbyt silny, a może chodziło jeszcze o coś innego. Nie zdążyłam się nad tym porządnie zastanowić, bo wyczerpana wkrótce zasnęłam.
~ * ~
Kiedy się obudziłam, było wpół do ósmej. Zrobiło mi się zimno, więc przebrałam się w jeansy i sweter, opatuliłam kocem i zeszłam na dół, usiąść przed kominkiem. O dziwo, w Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Wszyscy zapewne byli na kolacji. Myśląc o tym, zaburczało mi w brzuchu. Nie jadłam nic od czasu lunchu. Byłam głodna, ale nie miałam tyle sił, by zejść na dół do Wielkiej Sali. Cieszyłam się tą chwilą samotności, zastanawiając się, czy wieści już się rozeszły po całej szkole. To był właśnie jeden z minusów hogwarckiej społeczności – kilka minut po jakimś „ważnym” wydarzeniu, wiedziała o tym cała szkoła. Myślałam nad tym, przeklinając samą siebie. Nie byłam jednak jeszcze gotowa na analizowanie tego, co wydarzyło się te parę godzin temu.
Siedziałam tak z piętnaście minut i posiedziałabym jeszcze dłużej, ale w pewnej chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi do Pokoju Wspólnego. Obróciłam głowę w chwili, kiedy do środka weszli Huncwoci. Zobaczywszy mnie, zatrzymali się. Remus i Syriusz mieli skupione miny. Na twarzy Petera malował się strach, natomiast u Pottera nie mogłam wyczytać kompletnie nic. Liczyłam na jakiś ruch z ich strony, ale oni stali dalej. Musiałam więc sama podjąć inicjatywę. Wstałam z fotela i traktując ich jak powietrze, skierowałam się w stronę schodów do dormitorium.
- James, nie – usłyszałam głos Lupina. Sekundę później ktoś mocno mnie chwycił i obrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Stałam teraz przed Potterem. Odwróciłam od niego wzrok i patrzyłam na obraz, wiszący nad komodą.
- Lily, błagam cię, musisz mnie wysłuchać. To nie było tak, jak myślisz.
- James – zmusiłam się, żeby wymówić jego imię, ale nadal patrzyłam w bok. – Nie mamy o czym rozmawiać. Co więcej, n i e c h c ę z tobą rozmawiać.
Odwróciłam się i poszłam dalej. Już stawiałam stopę na pierwszym stopniu, kiedy on znowu się odezwał.
- To nie miało nic wspólnego z tobą. To był przypadek, na lekcji pokłóciliśmy się z Syriuszem i to była jego wina, że wyszło, jak wyszło.
- Przyznaję, że było tak, jak mówi Rogacz – wtrącił Łapa stanowczo.
- Nie wiedziałem, że Slughorn zaproponuje coś takiego – dodał Potter. – Byłem zaskoczony tak samo jak ty. – Cofnęłam się i obróciłam do niego, tym razem patrząc mu w oczy.
- Nie wierzę ci – powiedziałam, chociaż zastanowiłam się, czy naprawdę nie było tak, jak mówili chłopacy. Sama widziałam, że przez całą lekcję dyskutowali o czymś zawzięcie. Mimo wszystko straciłam już cierpliwość i nadzieję. Miałam gdzieś, jaka wersja była prawdziwa. Tak czy inaczej znowu ja oberwałam. – Gdybyśmy się wtedy nie całowali, Slughorn by nas nie przyłapał i nie byłoby tego całego zamieszania – zauważyłam, obarczając całą winą Jamesa.
Kiedy wspomniałam o pocałunku w pociągu, reszta Huncwotów głęboko wciągnęła powietrze i spojrzała na nas zdezorientowana. Na twarzy Remusa pojawił się lekki uśmiech.
- Nie powiedziałeś im? – spytałam zaskoczona. – Nie powiedziałeś swoim najlepszym kumplom, że się ze mną całowałeś?
- Chciałem być wobec ciebie fair. Chciałem powiedzieć ci o tym przed obroną, ale mnie zbyłaś, spiesząc się na lekcję! – wyjaśnił. Przypomniałam sobie tamtą rozmowę. Fakt, Potter próbował mi coś jeszcze powiedzieć, ale nie chciałam go słuchać. Nie sądziłam, że mogło chodzić o to.
- Myślałam, że nie macie przed sobą tajemnic. Może jednak masz jakieś sumienie – dodałam po chwili namysłu.
- Lily, to, co się dzisiaj stało, to naprawdę był wypadek...
- Nawet jeżeli, to i tak spowodowany z twojej winy. Slughorn jest idiotą i wątpię, że wymyśliłby coś takiego, gdyby nas wtedy nie przyłapał.
- To nie była tylko i wyłącznie moja wina – zauważył. – Zależy mi na tobie – Rogacz próbował się jeszcze ratować, ale miałam to gdzieś. Okłamał mnie już tyle razy, że mu nie wierzyłam. Zmarnował szansę.
- W takim razie masz problem. I błagam cię, oszczędź mi tych swoich chorych wyjaśnień. Byłabym też wdzięczna, gdybyś zostawił mnie w spokoju.
- Nie zrobię tego – odparł.
- Twój błąd – powiedziałam i wbiegłam po schodach na górę.
Będąc bezpieczna w pustym dormitorium, oparłam się o ścianę i złapałam za głowę. Naprawdę miałam już dość kłamstw Pottera. To, że mu na mnie niby zależy, jak widać, było tylko jego kolejnym zagraniem. Chciał mnie wziąć na litość, ale ja nie miałam zamiaru nadal grać w tą jego grę. Zakończyliśmy ją wraz z jego ostatnim listem.
Zwinęłam się pod kołdrą i znowu poczułam łzy w oczach. Chciałam mu uwierzyć, ale nie potrafiłam.
~ * ~
Kiedy kolejny raz tego dnia się obudziłam, była północ. Wszystkie dziewczyny spały. Przekręciłam się na bok i zauważyłam talerz z jedzeniem na moim stoliczku nocnym. Obok leżała karteczka z napisem: Pewnie jesteś głodna. Ann.
Wyszłam z łóżka, założyłam szlafrok, wzięłam do ręki tosta i usiadłam na kanapie pod oknem. Jedząc, wpatrywałam się w ciemną noc oświetloną tylko blaskiem księżyca. Zastanawiałam się, dlaczego James nie powiedział kolegom o pocałunku ze mną. Czemu chciał to zachować dla siebie? Bycie „fair” nie łączyło się z jego nazwiskiem, więc szukałam innego wytłumaczenia. A czemu ty, Lily Evans, chciałaś zachować to w sekrecie i nie mówić o tym nawet przyjaciółkom?, pomyślałam i znowu się rozpłakałam.
Nie wiem, jak długo już tam siedziałam, kiedy podeszła do mnie Ann.
- Czemu nie śpisz? – spytałam szeptem.
- Nie mogę zasnąć, wiedząc, że coś ci jest – odparła.
Nic nie odpowiedziałam. Czułam się niezręcznie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie wiedziałam, co chciałam, a co mogłam jej powiedzieć. Ann usiadła koło mnie. Zapadła cisza, żadna z nas się nie odezwała. Żadna z nas nie spoglądała na drugą.
- Przepraszam – powiedziałam w końcu. Ann przekręciła głowę. – Już naprawdę nie wiem, co mam robić. Potter doprowadza mnie do szału, bawi się moim kosztem, nie liczy z moimi uczuciami, traktuje mnie jak każdą inną dziewczynę, jaką miał do tej pory, a ja nie jestem taka jak one. – Ann nadal nic nie mówiła. Czekała, aż sama wszystko opowiem, jeśli będę chciała. Nie naciskała. – To wszystko jego wina.
Siedziałyśmy tak bardzo długo, bynajmniej tak mi się wydawało. Opowiedziałam jej wszystko, co mnie gryzło, niepokoiło. Wszystko czego się bałam i obawiałam. Pominęłam tylko pocałunek w pociągu, który szczerze mówiąc, był do tej pory najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała ze strony Jamesa. Nawet w porównaniu do tego, co było między nami przed wakacjami. Nie wiem wprawdzie, dlaczego to zrobiłam, bo wcześniej powiedziałam o tym Huncwotom. W takim razie co mnie teraz powstrzymało? Nie wiedziałam.
- A najgorsze jest to – zakończyłam, – że potrafi rzucać uczuciami jak zwykłymi słowami.
- To znaczy? – spytała Ann, pierwszy raz się odzywając.
- Mówi, że mu na mnie zależy, chociaż pewnie powiedział to dzisiaj pięciu innym dziewczynom.
- Wiesz co... – zaczęła Ann. – Myślę, że to może być... Jest... – nie wiedziała, jak zakończyć zdanie. Spojrzałam na nią pytająco, a ona westchnęła. – Razem z Dorcas słyszałyśmy, jak James powiedział to na Błoniach, a potem rozmawiałyśmy z nim i pozostałymi Huncwotami. Przedyskutowałyśmy to także we dwójkę, rozważając wiele opcji i... – Czekałam na to, co chciała powiedzieć, ale się bała. – Obie doszłyśmy do wniosku, że to akurat może być, a właściwie jest, prawda.
Jej wypowiedź mnie zszokowała. Chciałam, żeby tak było, ale nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że Jamesowi naprawdę może na mnie zależeć, a już tym bardziej, że moje przyjaciółki w takiej sytuacji staną po jego stronie.
- Wątpię – powiedziałam z niechęcią. – On jeszcze nigdy nie...
- Daj mi skończyć – poprosiła Ann. – Dokładnie to przeanalizowałyśmy i doszłyśmy do wniosku, że James naprawdę się zmienił. Może ty tego nie zauważyłaś, bo ciągle się z nim tylko kłócisz albo zauważyłaś, ale nie chcesz w to uwierzyć, ale my, jako osoby postronne, uważnie was obserwowałyśmy. Nie oceniasz go obiektywnie, ale Lily, on się naprawdę zmienił, więc nie możesz go obarczać kłamstwem w związku z tym jego głupim listem. Tak, Potter powiedział nam o nim – wyjaśniła Ann, widząc moje zaskoczenie. – Poza tym nie widziałaś, jaką miał dzisiaj minę, kiedy go zbyłaś na Błoniach. Rozmawiałyśmy z nim podczas obiadu. Wtedy też powiedział nam wszystko o tym, co się stało u Slughorna.
- Doprawdy? Was też poczęstował bajeczką, że to był tylko wypadek, że pokłócili się z Blackiem, a ja jak zwykle oberwałam przypadkiem?
- Tak – odparła Ann, zaskoczona, że wiem o tym wszystkim. – Rozmawiałaś z nim? – Skinęłam głową.
- Po kolacji – powiedziałam.
- Aha. W każdym bądź razie Syriusz potwierdził jego wersję.
- Naprawdę mało mnie to obchodzi. Mógł to zrobić na jego prośbę.
- Lily, zawsze po jakimś czasie mu odpuszczasz, a teraz, kiedy naprawdę na to zasługuje, nie chcesz tego zrobić.
- Ann, o co ci chodzi? Już postanowiłam i nie zmienię zdania. Dziwię się tylko, że wy tak szybko to zrobiłyście.
- Lily, to nie jest tak jak...
- Tak jak myślę? Zbyt dużo razy już to dzisiaj słyszałam.
- Jemu naprawdę na tobie zależy!
- Byłaś niechętna, kiedy Dor powiedziała ci o Syriuszu, a na bajki Pottera od razu dałaś się nabrać.
Ann nie spodziewała się takiej odpowiedzi, dlatego nie odezwała się od razu.
- Wiem, że okłamał cię już tyle razy, że mu nie wierzysz, ale jednak wcześniej dałaś mu szansę. Zaufałaś mu i cieszyłaś się, kiedy ją wykorzystał – powiedziała po chwili.
- To był błąd – rzekłam. – Jego kolejna runda w grze, w którą ze mną gra.
- Dobra, rozumiem, że stracił twoje zaufanie, ale nie rozumiem, czemu nie ufasz moim słowom – odparła trochę poirytowana.
- Może dlatego, że są to słowa Jamesa, a nie twoje.
- Ok – westchnęła. – Twój wybór. Ja nie chcę się z tobą kłócić. Ostrzegam cię jednak, że Potter i tak nie odpuści, bo naprawdę mu na tobie zależy, a ja mu wierzę.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – Tymi słowami zakończyłam dyskusję.
Zapadła cisza.
- Lily – powiedziała Ann po chwili, ale czułam, że przychodzi jej to z trudem. – Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie popieram twojej decyzji, ale cokolwiek postanowisz, postaram się pomóc.
Nic na to nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam jej się na szyję, a ona poklepała mnie po plecach.
- Chodźmy spać. Może jak się z tym prześpisz, zmienisz punkt widzenia – powiedziała po chwili i zaciągnęła mnie do łóżka. Wątpiłam w jej nadzieje, ale byłam naprawdę zmęczona, więc z chęcią przystałam na jej propozycję.