sobota, 14 marca 2015

18. Hogsmeade cz. III czyli dwie furtki oraz szlaban i jego skutki

Witajcie, Kochani!
     Udało mi się skończyć rozdział dzisiaj z czego strasznie się cieszę. Siedziałam nad nim cztery godziny, próbując dopasować fragment Dorcas - Syriusz do tego co było i co będzie. Miałam zamiar trochę inaczej to poprowadzić w tym rozdziale, ale jakoś samo napisało mi się to, co się napisało, więc postanowiłam, że tak to zostawię. Przez to będę musiała wcześniej wyjawić tajemnicę Dorcas Meadowes, ale mam nadzieję, że uda mi się dopisać ten fragment szybciej i kolejny rozdział pojawi się zgodnie z terminem w przyszłą sobotę. 
    Cały fragment z punktu widzenia Dorcas był wstawiany dodatkowo, dla bardziej szczegółowego wyjaśnienia tego, co stanie się w najbliższym czasie i mam nadzieję, że wam się spodoba. Mam również nadzieję, że tego nie schrzaniłam aż tak bardzo. 
     Chciałam jeszcze podziękować Em, za jej cudowną dedykację dla mnie. Kochana, nawet nie wiesz, ile uśmiechu na moich ustach oraz radości wywołała ona we mnie. Dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa, które kierujesz do mnie od początku istnienia tego bloga. Naprawdę podnoszą mnie na duchu i są powodem, dla którego nadal piszę, więc ten rozdział chciałabym zadedykować właśnie Tobie. 

Pozdrawiam
Luthien

***

Lily Evans
     Minęło parę minut, zanim dziewczyny do mnie dołączyły i razem poszłyśmy kontynuować zakupy, ale już w nieco gorszych nastrojach. Byłam zła. Chciałam z kimś porozmawiać, myślałam, że jeśli powiem im o wszystkim, ulży mi, ale byłam w błędzie. Sprawy przybrały niekorzystny dla mnie obrót i wiedziałam, że Ann i Dorcas tak czy inaczej przedyskutują wszystko i nie zostawią tej sprawy.
     Po ciężkich zakupach, z których ostatecznie jednak byłam zadowolona, wróciłyśmy do zamku i od razu rzuciłyśmy się na obiad. Zostały mi tylko dwie godziny do czasu, aż będę musiała się zmierzyć z Potterem.
     O wpół do szóstej wyszłam z Pokoju Wspólnego i udałam się w stronę chatki Hagrida. Dziewczyny nie chciały zostać w wieży, więc mnie odprowadziły.
- Cześć, Hagrid – powiedziałam, kiedy dotarłyśmy na miejsce.
- Cześć, Lily. Widzę, że James jak zwykle się spóźnia. Nadal strasznie ci dokucza?
- Żadna nowość – stwierdziła Ann.
- Nie jest tak źle – odparłam niezgodnie z prawdą.
     Dziewczyny poczekały ze mną do czasu, aż szanowny pan Potter w końcu się zjawił.
- Sie masz, Hagrid – rzucił z uśmiechem, a ja poczułam ucisk w okolicy serca.
- To my już pójdziemy – powiedziała Dorcas. – Do zobaczenia później, Lily.
- Jeśli przeżyjemy – Rogacz puścił do niej oko.
     Boże, jaki on jest żałosny, pomyślałam. Pożegnałam się z przyjaciółkami, a potem zostałam sama z Hagridem oraz chłopakiem, którego w tym momencie naprawdę nienawidziłam.
- Co teraz? – spytałam. – Jeśli już mam odbyć mój pierwszy w życiu szlaban, to zróbmy to szybko...
- I bezboleśnie – dodał Potter z uśmiechem na twarzy. Jego poczucie humoru było naprawdę żałosne. Poza tym zauważyłam, że od czasu przybycia, Rogacz nie spojrzał na mnie ani razu. I dobrze. Im mniej wzajemnego kontaktu z nim, tym lepiej. 
- Spokojnie, już idziemy – rzekł Hagrid, a potem wszedł do chatki, wziął dwie lampy i zawołał psa.
- Jak się masz, Brytan? – powiedziałam. Pies szczeknął i zamerdał ogonem, a ja pogłaskałam go po głowie.
- Gdzie idziemy? – zapytał Rogacz.
- Do Zakazanego Lasu oczywiście. Ostatnio centaury są bardzo zaniepokojone, cholibka, a naprawdę ciężko je przestraszyć.
- I my mamy sprawdzić, co się stało? – spytałam.
- Nie inaczej.
- Hagrid, a nie sądzisz, że jeśli centaury nie mogą sobie z tym poradzić, to my tym bardziej nie mamy szans?
- A co, boisz się? – Potter pierwszy raz się do mnie odezwał.
     Tak, bałam się, ale nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Przełknęłam ślinę i zmierzyłam go wzrokiem.
- Nie, chyba, że ty masz jakiś problem. – Nie odpowiedział, więc Hagrid znowu przejął inicjatywę.
- Tylko się rozejrzymy. No, to czas na nas. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej i dla was, i dla mnie. – Skinęłam głową.
     Poszliśmy dosyć spory kawałek w głąb lasu. Z każdym kolejnym krokiem rosło więcej drzew i robiło się coraz ciemniej. Zadrżałam. James spojrzał na mnie, ale szybko odwróciłam wzrok i udałam, że tego nie zauważyłam. Po jakimś czasie usłyszałam szelest, który dobiegał z dosyć bliska. Serce podeszło mi do gardła.
- Hagrid? – powiedziałam drżącym ze strachu głosem, a następnie zrobiłam dwa kroki w stronę Rogacza. Nieważne, że był skończonym idiotą. Ważne było to, że w przypadku zagrożenia obroniłby mnie lepiej niż gajowy.
     Znowu usłyszałam szelest. Tym razem dochodził z krzaków po mojej prawej stronie. Krzyknęłam, kiedy w końcu wyszedł z nich centaur.
- Sie masz, Firenzo – rzekł gajowy.
- Witaj, Hagridzie – odparł tamten. – Co tu robicie? Wiesz, że ostatnio wzmocniliśmy naszą czujność. Mojemu stadu nie spodoba się wiadomość o tym, że zapuszczasz się tak daleko i to na dodatek z obcymi – centaur, nazwany przez Hagrida Firenzem, spojrzał na nas uważnie.
- Przyszliśmy sprawdzić, co się dzieje – wyjaśnił gajowy. – Dzisiaj znowu znalazłem kilka martwych zwierząt. To coś zabija niewinne istoty i trzeba się tego pozbyć – dodał wzburzony.
- Hagridzie, przecież ci mówiłem, że sami sobie poradzimy.
- Przepraszam bardzo – wtrącił się Potter. – Może ktoś nam wyjaśnić, czym jest to „coś”, o czym ciągle mówicie?
     Dobre pytanie, przyznałam. Sama chciałabym wiedzieć, po co w tej właśnie chwili tkwiłam w Zakazanym Lesie, zamiast na spokojnie przymierzać sukienkę na bal.
- Od pewnego czasu w lesie grasuje coś... niebezpiecznego. Zabija wszystko, co spotka na swojej drodze, ale nas – centaurów, nie atakuje. Nie możemy jednak pozwolić, by to coś zabijało zaprzyjaźnione z nami zwierzęta – wyjaśnił Firenzo. – Od kilku dni przeczesujemy las w poszukiwaniu tej bestii. Wzmocniliśmy straże... Sądzimy także, że tego potwora wabi ludzkie mięso, gdyż częściej ukazuje się w okolicach chatki Hagrida.
- Na pewno przesadzacie – powiedział James. – Jeśli mamy znaleźć to coś, to zaczynajmy, bo nie będę tu siedział w nieskończoność. – Nie podzielałam jego opinii odnośnie „potwora”, ale chciałam jak najszybciej wrócić do zamku, więc przytaknęłam.
- Chłopcze... – zaczął Firenzo. – Ten las jest pełen niebezpieczeństw.
- Brałem udział w wielu niebezpiecznych akcjach – powiedział Potter.
     Jak mnie wkurza ta jego obojętność na wszystko. Potrafi się tylko chwalić, a nie dba nawet o własne życie, stwierdziłam. Mam nadzieję, że Rogacz w końcu dostanie za swoje. 
- Proponuję się rozdzielić – rzekł Hagrid. – Ja pójdę z Firenzo, a Lily i James razem.
- Nie ma mowy – zaprotestowałam. – Z tym idiotą czeka mnie pewna śmierć – wyjaśniłam, chociaż naprawdę nie to było powodem mojego protestu. Ja się po prostu bałam zostać z nim sam na sam.
- Aż tak bardzo mi nie ufasz? – spytał James. – Przecież już raz uratowałem ci życie. Myślę, że w ostateczności mógłbym to zrobić ponownie.
     Miałam ochotę go uderzyć. Był bezczelny, chamski i dobrze potrafił wykorzystywać swoją przewagę. Jednak tym razem nie chciałam dać mu zatryumfować.
- W porządku – powiedziałam w końcu stanowczo. – Chodźmy. – Zaraz potem zwróciłam się do Rogacza. – Jeszcze zobaczymy, kto tu będzie kogo ratował, Potter.
- No więc dobrze – rzekł Hagrid. – My pójdziemy w tę stronę, a wy w tamtą. Weźcie Brytana, może na coś się przyda. I nie pozabijajcie się nawzajem. – Zawołałam psa, Rogacz wziął od gajowego jedną z lamp, a potem, ku mojej rozpaczy, rozdzieliliśmy się.
     Szliśmy jakiś czas w milczeniu, nasłuchując jakichkolwiek oznak zagrożenia. Cisza, która nam towarzyszyła naprawdę mnie dobijała i napawała strachem. Najgorszy z tego wszystkiego był brak reakcji Rogacza. Na co dzień buzia mu się nie zamykała, a teraz, kiedy z miłą chęcią posłuchałabym nawet najbardziej irytującej paplaniny w jego wykonaniu, milczał, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem. Byłam na niego naprawdę zła. Czułam się przez niego zraniona i upokorzona. Nie wiem, dlaczego tak emocjonalnie reagowałam na jego obojętność, ale męczyło mnie to bardzo, bo już nie panowałam nad sobą. Potter zrobił ze mnie kogoś, kim przez tyle lat nie chciałam być.
     Po kolejnych piętnastu minutach ciszy nie wytrzymałam.
- Potter, wyjaśnijmy sobie coś – powiedziałam, zatrzymując się.
- Przecież wszystko już sobie wyjaśniliśmy – rzekł beznamiętnym tonem.
- Powiedz mi, o co ci chodzi – mówiłam dalej, nie zwracając uwagi na jego odpowiedź. – Powiedz mi czy to, co robisz, robisz z własnej woli, czy dlatego, że ja cię do tego zmusiłam?
- Nie rozumiem – odparł, ale w jego głosie wyczułam widoczne ożywienie.
- James, to ja nie rozumiem! Nie rozumiem, dlaczego po tym wszystkim...
- A czy to ważne? Czy to ważne, dlaczego to zrobiłem? Przestań ciągle zawracać mi głowę, bo jeszcze pomyślę, że ci na mnie zależy. – Był teraz tak blisko, że mogłam zobaczyć w jego oczach błysk. Miałam nadzieję, że mocne bicie mojego serca nie było słyszalne. Teraz, w nikłym blasku ledwo przebijających się gwiazd, miałam ochotę go pocałować. Miałam też świadomość tego, że mnie zranił, a co ważniejsze, że mam chłopaka, więc w końcu odsunęłam się szybko.
- Wiesz co, wal się – rzuciłam ze złością, a potem zostawiłam go samego, idąc w głąb lasu. Dlaczego?, myślałam. Dlaczego on tak na mnie działa? Byłam wściekła, ale i zażenowana. Przez tak długi czas znosiłam jego nachalność, a teraz on mi mówi, że się narzucam? Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Pierwszy raz na poważnie przez niego płakałam, a obiecywałam sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji. Zresztą było mi już wszystko jedno, bo moje plany, zamiary i postanowienia szlag trafił. Chciałam być twarda, ale musiałam w końcu pogodzić się z tym, że przegrałam. Nie byłam tylko pewna, kto na tym bardziej skorzystał. Jeśli Potter chce się dalej bawić w ten sposób, proszę bardzo. Nie miałam zamiaru dłużej udawać, że coś mnie to wszystko obchodzi. W porządku, postanowienia postanowieniami, ale co w takim razie mam zamiar zrobić ze łzami, które nadal płynęły? Szlaban, który miał być wypełnieniem obowiązku, a także karą za spoliczkowanie Pottera, przerodził się w prawdziwy koszmar. Chciałam, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło, bo byłam załamana i zdruzgotana. Żaden chłopak jeszcze nigdy tak mnie nie potraktował. Gdyby tamtego pamiętnego wieczora to on stał na moście, nie kiwnęłabym palcem. Tak to się powinno skończyć, stwierdziłam. Miałabym spokój, a co ważniejsze nie byłabym zależna od osoby, która powinna zniknąć z mojego życia jak najszybciej. NA ZAWSZE.
     Tak rozmyślając, czyli wściekając się na Pottera i użalając się nad sobą, szłam przed siebie w całkowitej ciemności. Drzewa rosły tu bardzo gęsto, dlatego z trudem przedzierałam się przez las. Nie pomagały także łzy ciągle kapiące mi z policzków, rozpuszczone włosy, które haczyły się o gałęzie oraz chłód, jaki w tej chwili odczuwałam. Nie widziałam już także słabego promienia światła, dolatującego z lampy, którą niósł Rogacz. Dopiero teraz, tak naprawdę, uświadomiłam sobie moje położenie. Oprócz tego, że byłam na krawędzi, jeśli chodzi o moje relacje z Jamesem, to w obecnej chwili byłam także sama w lesie. GDZIEŚ w Zakazanym Lesie.
     W końcu ogarnęła mnie panika. Nie wiedziałam, w którą stronę poszli Hagrid i Firenzo ani nawet gdzie zostawiłam Rogacza. Nie chciałam wołać o pomoc, bo znowu wyszłabym na przegraną pozycję. Poza tym mogłam ściągnąć na siebie nie tylko Pottera. Musiałam wziąć się w garść. Wyciągnęłam różdżkę z tylnej kieszeni jeansów i zapaliłam światło. Obróciłam się, rozglądając dookoła. Nic. Wszędzie ciemno. Spróbowałam dostrzec na niebie księżyc albo gwiazdy, ale i to nic nie dało. Westchnęłam. Musiałam w końcu przyznać sama przed sobą, że zgubiłam się dlatego, iż nie potrafiłam normalnie rozmawiać z Potterem.
     Jeszcze raz, tym razem uważniej, przyjrzałam się najbliższej okolicy. W jednym miejscu dostrzegłam kilka połamanych gałęzi, więc postanowiłam pójść w tamtą stronę, mając nadzieję, że idąc tutaj, sama wyrządziłam te szkody. I chyba miałam rację, bo przez następnych kilka minut, z trudem, ale jednak, odnajdywałam ślady mojej działalności.
     W pewnym momencie drzewa rozrzedziły się, ale jednocześnie ze stwierdzeniem tego faktu, ja zgubiłam punkt zaczepienia. Rozglądałam się przez kilka minut uważnie, ale niestety nic nie mogłam dostrzec. Znowu ogarnęła mnie panika, poczucie beznadziejności i bezsilność. Załamana usiadłam pod jednym z drzew, schowałam twarz w dłoniach i znowu zaczęłam płakać.
     Nie wiem, jak długo tak siedziałam. Może dziesięć minut, może pół godziny, a może godzinę. Grunt, że wkrótce zapas moich łez na razie się wyczerpał. I dobrze, pomyślałam. Nie wiem, dlaczego w ogóle przez niego płaczę. Jeszcze nigdy, ale to naprawdę nigdy nie płakałam przez żadnego chłopaka. To zawsze oni mieli problem, bo zazwyczaj to ja z nimi zrywałam.

Dorcas Meadowes
     Dzień zbliżał się ku końcowi. Dwójka moich przyjaciół łaziła właśnie po lesie i miałam nadzieję, że wrócą cali, nie zabijając się wzajemnie w tym krótkim czasie, który musieli spędzić razem w ramach szlabanu. Byłam przerażona tym, co mi dzisiaj powiedziała Lily, ale nie miało żadnego sensu roztrząsanie tego i cofanie się w czasie. Moja przyjaciółka już wymazała z pamięci tamto wydarzenie i nie miała zamiaru do niego wracać. Westchnęłam i przeniosłam się myślami do Zakazanego Lasu oraz, jeszcze o tym niewiedzącej do końca, zakochanej pary przyjaciół. Nie sądziłam, że nowa taktyka stosowana od kilku dni przez Pottera względem Lily sprawdzi się. Co więcej uważałam, że to był głupi pomysł, ale z drugiej strony Evans naprawdę czuła się bardzo dotknięta i zraniona tym, co jej ostatnio powiedział Rogacz. Swoją drogą, co z niego za idiota. Bez tej nienawiści mogło się obejść.
     Rozejrzałam się po pokoju. Ann gdzieś zniknęła, a mój wzrok padł na pewnego chłopaka siedzącego w cieniu, poza światłem kominka rozlewającym się po pomieszczeniu. Przystojny brunet o szarych oczach nie zwracał uwagi na nic innego poza śliczną blondynką, do której szczerzył swoje białe zęby, zbliżając się do niej coraz bardziej. Coś jej opowiadał, a ona co chwilę wybuchała perlistym śmiechem, wgapiając w niego, jak w obrazek, swoje brązowe oczy. Mimo tego, że byłam trochę zazdrosna, zadziwiająco mało mnie to w sumie obeszło. Dlaczego? Być może dlatego, że już zbyt długo czekałam na zmianę, do której zapewne nigdy nie dojdzie. Nie w tym przypadku. Byłam zakochana, a on, wykorzystując tą sytuację, czarował mnie tak samo jak inne dziewczyny. Problem w tym, że potrafiłam dostrzec moment, w którym powinnam zrezygnować, moment, w którym to, co robiłam, zaczynało mi się nie opłacać. I ja go niestety dostrzegłam, jakiś czas po tej naszej pseudo randce. Chodził za mną, to fakt, ale jednocześnie podążał także innymi drogami, na końcu których czekały na niego „zapasowe opcje”. Może było w tym trochę mojej winy, bo nie chciałam od razu przechodzić do rzeczy, próbując zmusić go do tego, by okazał odrobinę zainteresowania, które nadałoby sens temu, do czego dążyliśmy. Tak się nie stało. Dalej robił to, co robił, a mi powoli przestało to przeszkadzać, chociaż nadal trochę bolało. Pokładałam w Blacku większe nadzieje, których pył właśnie rozwiewał. Myślałam, że go kocham, myślałam, że on również się mną zainteresował, ale czy można dzielić takie uczucie pomiędzy dwie osoby? Raczej nie, bo gdyby czuło się coś do tej pierwszej, nie poczułoby się niczego do tej drugiej.
- O czym myślisz, piękna? – mój wewnętrzny monolog przerwał głos Syriusza, którego osoba właśnie rozwalała się na fotelu stojącym obok mojego.
- O tym, że twoje tanie teksty rzucane do dziewczyn są tandetne, oklepane, a co najważniejsze ŻAŁOSNE.
- Ale działają – odparł Łapa z zadowolonym uśmiechem na twarzy.
- Tak myślisz? – spytałam.
- A ty tak nie myślisz? Siedzisz tutaj ze mną, rozmawiasz ze mną i spotykasz się też ze m n ą – wyjaśnił.
- Dosiadłeś się do mnie to po pierwsze. Zawracasz mi głowę to po drugie. Mogłeś zostać z tą blondynką to po trzecie i zapamiętaj sobie jedną rzecz: nasz „związek” – nakreśliłam w powietrzu cudzysłów – to nie jest żadne spotykanie się. Do tego dużo brakowało i nadal brakuje – zauważyłam. – Nasze relacje są od tego dalekie.
     Łapa wpatrywał się teraz we mnie swoimi szarymi oczami. Był naprawdę przystojny. Podłużna twarz o wyraźnie zarysowanych liniach okolona przydługimi, rozrzuconymi, czarnymi włosami, błyszczące oczy, idealnie, jak na chłopaka, skrojone usta i jednodniowy zarost dodawały mu jeszcze większego uroku. Z rozpiętą koszulą i luzackim stylem bycia był zdecydowanie przystojniejszy od Pottera. Nic więc dziwnego, że większość dziewczyn lgnęła do niego. Problem w tym, że ten drugi od lat zapatrzony był w moją przyjaciółkę, wykorzystując fanki do swoich „zacnych” celów wywołania zazdrości u Evans, a ten pierwszy każdą z dziewczyn traktował tak samo. I o ile Lily mogła w każdej chwili podjąć śmiałą decyzję o życiu z Potterem do grobowej deski, o tyle ja nie chciałam stać się kolejną zabawką Syriusza, którą zostawiłby przy pierwszej lepszej okazji, tracąc całe zainteresowanie, bo nigdy nikogo nie kochał i nie sądziłam, że mógłby pokochać. Mimo, iż usilnie chciałam w niego uwierzyć, nie wiedziałam, czy jeszcze potrafiłam. Stopniowo dawkowałam sobie nasze relacje, próbując przyzwyczaić do nich i siebie i jego, próbując przekonać się, czy da się z nim normalnie żyć, czy da radę sprawić, by zaczęło mu zależeć chociaż w minimalnym stopniu tak, jak Jamesowi na Lily. Nie wyszło i miałam zamiar się wycofać. Szczerze? Mimo tylu lat nabijania się z tej relacji, zazdrościłam Evans Pottera, który był w stanie zrobić dla niej wszystko, poświęcając nawet własne życie. Czy ja nie mogłam poznać kogoś pokroju Rogacza? Kogoś, kto poza mną świata nie widzi? Zapewne mogłam. Może nawet już go znałam?
- Chciałabyś to zmienić? – głos Łapy znowu wyrwał mnie z zamyślenia. Nie wiedziałam, jak długo już mi się przygląda. Odwróciłam wzrok. Co mu miałam powiedzieć? Postawić ultimatum? Naprawdę wolałam odpuścić i jakoś nie było mi strasznie źle z tego powodu, bo od początku byłam przygotowana na taki obrót spraw, a raczej brak tego obrotu. Z jednej strony marzyłam o tym, by Black spojrzał na mnie inaczej niż zwykle, z drugiej wiedziałam, że to nie nastąpi, o czym przypominał mi na każdym kroku. Byliśmy na randce dwa czy trzy razy, w zależności od tego, jak on to postrzegał, ale nawet nie próbował zmienić tego w coś innego. Fakt, próbował traktować mnie inaczej, rozmawiał ze mną inaczej, ale to nie było to. Widziałam, że nie bardzo mu zależy, a wszystko, co między nami było, miało raczej charakter spotkań, które zazwyczaj odbywał ze swoimi kolejnymi dziewczynami. Zresztą, na co ja liczyłam? Czym niby różniłam się od połowy społeczności szkolnej? Przeboleję to.
- Nie wiem, Syriusz – powiedziałam więc. – Chyba nie. Bynajmniej nie teraz. Nie oczekuję od ciebie miłości takiej, jak u Jamesa i Lily, ale nie chciałabym, żebyś traktował mnie jak każdą inną dziewczynę. Jestem warta więcej – wyjaśniłam. – Nie chcę być z chłopakiem, dla którego jestem tylko trofeum niereprezentującym niczego więcej, bo zasługuję na szczęście, którego, jak widać, ty nie potrafisz dać.
- Dor, nie jest tak jak myślisz – rzekł Łapa, prostując się nagle w fotelu i wpatrując się we mnie usilnie. Był chyba lekko zaskoczony moją odmową.
- Wybacz, ale tak się właśnie czuję.
     Syriusz wstał z fotela i klęknął przy moich nogach.
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? – spytał, poważnym, jak na niego, tonem, łapiąc mnie za ręce.
- Udowodnić, że to, co mówisz, jest prawdą. Nie wymagam od ciebie wiele, ale muszę wiedzieć, że jest w tym jakiś sens. Ja cię naprawdę lubię, Black…
- Ale nie czujesz do mnie nic więcej, mam rację? – wszedł mi w słowo.
- Nie wiem, co czuję w t e j chwili. Jeszcze niedawno czułam coś więcej, dzisiaj to uczucie jest mgliste – przyznałam. – Dałam ci już jedną szansę, Syriusz i według mnie jej nie wykorzystałeś. Żeby coś z tego wyszło, najpierw ty musisz poczuć coś do mnie.
- Dorcas, ja… Naprawdę czuję do ciebie coś… Czego nie potrafię określić – powiedział trochę niepewnie. – Jesteś piękna, mądra, zabawna, inteligentna…
- I dlatego „spotykając się” ze mną, spotykasz się również z innymi dziewczynami? – tym razem ja weszłam mu w słowo. Łapa spuścił głowę, wzdychając.
- Dor…
- Nie, Black. Mnie nie oszukasz. Jesteś, jaki jesteś i nie oczekuję, że się dla mnie zmienisz. Naprawdę tego nie wymagam. Chcę tylko trochę uczucia, szczerości i wierności. Inaczej nic z tego.
- Więc co mam zrobić, żebyś mi zaufała?
- Coś, dzięki czemu uwierzę w każde twoje słowo. Coś, dzięki czemu będę wiedziała, że tylko ja się dla ciebie liczę – powiedziałam. – Nie chcę zmarnować sobie życia ani rozpaczać po chłopaku, którego kochałam, a który nie okazał się mnie wart. Wybacz, ale nie wszystkie dziewczyny są takie same. Nie jestem kolejną kopią tych, które się z tobą spotykają, nie jestem też kopią mojej przyjaciółki, która wie, że kocha Jamesa, a jednak usilnie tłumi to uczucie. Ja chcę być szczęśliwa, Black. Mam swoje zasady i sama stwierdzam, czy to, w co chcę się wpakować, ma sens. Nasz związek na chwilę obecną by go nie miał. – Zakończyłam swoją przemowę, a potem wstałam z fotela i poszłam na górę, zostawiając go zamyślonego.

~ * ~

     Zamknęłam się w łazience, związałam włosy i odkręciłam wodę, która gorącym strumieniem zaczęła lać się do wanny. Tafla lustra powoli parowała, więc przetarłam ją ręką, spoglądając na własne oblicze. Pociągła, blada twarz, brązowe oczy oraz podobnego koloru proste włosy. Nic nadzwyczajnego, więc czego ja oczekuję od życia?
     Zaczęłam się rozbierać w chwili, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Westchnęłam i otworzyłam je, stając twarzą w twarz z Kate.
- Pytałam przecież, czy chcesz skorzystać z łazienki – zauważyłam.
- Wiem, ale nie o to chodzi – odparła.
- Więc o co? – Rozejrzałam się po pokoju, zatrzymując wzrok na uchylonych drzwiach, za którymi stał Black. Zauważywszy mnie, wszedł do środka. – Co ty tu robisz? – zwróciłam się do niego.
- Chciałem cię wyciągnąć z zamku – wyjaśnił.
- Teraz? Jest ciemno, późno, niedługo kolacja, a poza tym właśnie miałam zamiar się wykąpać.
- Daj mi pół godziny. Proszę, Dor – rzekł i podał mi żółtego tulipana, którego właśnie wyczarował.
     Zerknęłam na zegar, a potem na Łapę, który wpatrywał się we mnie z wyczekiwaniem.
- Dobrze. Pół godziny i ani minuty dłużej. Daj mi chwilę, muszę się ubrać.
- Dziękuję – powiedział uradowany i pocałował mnie w policzek. – Czekam na dole – dorzucił i wyszedł.
- Pozostawmy to bez komentarza – uprzedziłam pytanie mojej współlokatorki, wyczarowując wazon z wodą i wkładając do niego kwiatka.
- Czemu nie chcesz iść? – spytała.
- Bo nie chcę, żeby Black robił coś na siłę. Wiem, że mu na mnie nie zależy i tyle. Nie chcę marnować i jego i swojego czasu, Kate. Dzisiaj był w Hogsmeade z jakąś dziewczyną, godzinę temu bajerował w Pokoju Wspólnym jakąś blondynkę, po czym przyszedł do mnie spytać pośrednio, czy chcę z nim chodzić.
- I co mu odpowiedziałaś?
- Że nie, a co miałam mu powiedzieć? On się nie zmieni, Kate i obie dobrze o tym wiemy. Nie mam zamiaru umierać z rozpaczy, kiedy zostawi mnie dla pierwszej lepszej dziewczyny. Dostał szansę i jej nie wykorzystał.
- Może…
- Nie – znowu uprzedziłam jej pytanie.
     Zapadła chwila ciszy, podczas której ubierałam cieplejsze rzeczy, zastanawiając się, po co zgodziłam się na to wyjście.
- Już wiem! – krzyknęła w pewnym momencie Wolpert, zrywając się z łóżka i doskakując do mnie.
- Co wiesz?
- Poznałaś kogoś innego. – Wlepiła we mnie swoje piwne oczy.
- Co? Nie! Pogięło cię? Skąd ci to przyszło do głowy? – zaprzeczyłam szybko, a moje myśli automatycznie poleciały w odpowiednią stronę.
- Przestaje ci zależeć, kiedy poznajesz kogoś innego – wyjaśniła. – Wierz mi, nie raz już to przechodziłam.
- Wiem – odparłam, pokazując jej język.
- Sama nie jesteś lepsza – zrewanżowała się. – Kto w zeszłym roku rozpaczał po Justinie? Przeszło ci, kiedy wbiłaś sobie do głowy Blacka.
- Wydaje ci się. Poza tym, ja go sobie do głowy nie wbijałam.
- Tak, tak… 
- Dobra, nie gadam z tobą dłużej. Koniec tematu. Wychodzę – rzuciłam i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Baw się dobrze! – krzyknęła jeszcze, na co uśmiechnęłam się tylko i wyszłam.

~ * ~

- Jestem. Gdzie idziemy? – spytałam Syriusza czekającego już w Pokoju Wspólnym.
- Na Błonia. Chcę ci coś pokazać – odparł z tajemniczym uśmiechem.
- Ale wrócę do zamku żywa?
- Oczywiście. Nie ufasz mi? – Nie wiedziałam, czy pytanie było retoryczne czy nie, więc nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam do wyjścia.
     Schodziliśmy na dół w ciszy, każdy zatopiony we własnych myślach. Nie chciałam, żeby Łapa się nade mną litował, bo ubzdurałam sobie, że mi się podoba, więc czuł obowiązek zabawiania mnie przez jakiś czas. Nie byłam taka.
- Nie musisz tego robić – odezwałam się, kiedy byliśmy już w hallu koło Wielkiej Sali. Wpatrywałam się teraz w jego profil, który tylko nieznacznie wykrzywił się, kiedy otworzył usta.
- Nie muszę, ale chcę. Chodź ze mną – dodał i pociągnął mnie za rękę.
     Wyszliśmy na dwór i szliśmy kawałek w stronę boiskowych trybun. Przeczuwałam już, jaki plan miał Łapa. Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej żałowałam, że zgodziłam się na to wyjście, obawiając się najgorszego i… Moje obawy niestety się potwierdziły, gdy zauważyłam miotłę towarzyszącego mi Huncwota. Zatrzymałam się gwałtownie, stając automatycznie w miejscu. Łapa, trzymający mnie dotąd za rękę, zachwiał się zdezorientowany i spojrzał na mnie. Wieczór był cudowny. Księżyc i gwiazdy świeciły jasno na niebie miękkim światłem otulającym Hogwart i całą najbliższą okolicę, a ja stałam jak sparaliżowana, niezdolna się poruszyć.
- Co się stało? – spytał Syriusz, patrząc na mnie uważnie. Nie odpowiedziałam, więc chłopak wziął do ręki swoją miotłę, przełożył przez nią nogę i zaprosił mnie gestem, żebym i ja usiadła na niej razem z nim.
- Zapomnij o tym – powiedziałam, cofając się trochę. Żałowałam, że tu przyszłam. Tyle lat dusiłam to w sobie, a teraz miałam do tego wracać? Nie ma mowy. Nie mogłam znowu zagłębić się w tych destruktywnych dla mnie wspomnieniach.
- Dor, nic ci się przecież nie stanie. Latam na miotle od trzeciego roku życia i nigdy z niej nie spadłem. Zobaczysz, że… – Black próbował przekonać mnie do swojego pomysłu, jakim było pokazanie mi zaczarowanej scenerii z lotu ptaka.
- Nie wsiądę na miotłę – rzekłam powoli, próbując kontrolować swój głos, bo czułam, że zaraz odmówi mi posłuszeństwa.
- Ale…
- Nie ma mowy. Nie wsiądę na nią, Syriusz. Nie zmusisz mnie do tego.
- Dorcas, ja… – zaczął Łapa, teraz już totalnie zdezorientowany moim zachowaniem. – Mówiłaś, że masz lęk wysokości, więc pomyślałem, że pomogę ci się z tym uporać. Moglibyśmy wznieść się tylko na dwa metry. Tak na początek… Latanie jest cudowne. Szczególnie nocą.
- Syriusz, doceniam gest, ale nic z tego nie będzie. Nie wsiądę na miotłę – powtórzyłam. – Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie, o mój lęk wysokości… – Nie mogłam dokończyć wypowiedzi. Nie mogłam dokończyć tego kłamstwa teraz, kiedy pierwszy raz od tak długiego czasu, ktoś jawnie zmuszał mnie do latania. Czułam, że gdzieś w moim ciele na nowo otwiera się zasklepiona dawno rana. Zamknęłam na chwilę oczy, bo czułam, że jeśli tego nie zrobię, popłyną z nich łzy, że pierwszy raz od tylu lat to, co się stało, to, co dawno powinno być zapomniane, znowu zostanie opłakane.
- Powiesz mi, o co chodzi? – spytał Black, podchodząc do mnie, a ja pokręciłam głową. – Dorcas…
- Proszę cię, Syriusz. Nie zmuszaj mnie do tego, daj mi odejść i nigdy więcej nie proponuj latania. Bez względu na wszystko. – Ostatnie słowa wyszeptałam, bo mój głos całkowicie się już załamał. Z moich oczu popłynęły tak długo gubione w otchłani rozpaczy łzy, a w podświadomości znowu pojawiła się twarz. Twarz, która już dawno powinna zaznać spokoju.
     Black nie wiedział, co zrobić, więc stał tylko, wpatrując się we mnie z niemałym zaskoczeniem, a ja odwróciłam się i pobiegłam do zamku. Będąc już przy drzwiach, schowałam twarz w dłonie i oparłam się o zimną ścianę, próbując wyrównać oddech.
- Dor – głos Łapy przeciął wszechogarniającą ciszę. Wbił się jak nóż w moje rozbiegane myśli. Spojrzałam na niego. – Przepraszam. Nie powinienem zmuszać cię do tego. – Odwróciłam wzrok, bo tym razem nie chodziło o niego. Podszedł do mnie i mocno przytulił, nie mówiąc nic więcej.
     Staliśmy tak jakiś czas. Wiedziałam już, że kolejny raz nie uda mi się przejść przez to bez uszczerbku na mojej psychice. Trauma i poczucie winy były zbyt duże, bym kiedykolwiek mogła o wszystkim zapomnieć. Przez lata musiałam zmagać się z tym sama, wiedząc, że ze względu na rodziców, nie mogę nigdy więcej do tego wracać. W końcu nauczyłam się ukrywać ból, ale tego właśnie dnia, zapora, którą budowałam wokół tego feralnego wydarzenia tak długo, roztrzaskał się pod naporem żalu, upychanego latami za jej murami.
- Syriusz! – W końcu ciszę przerwał kobiecy głos. Odsunęłam się szybko od Blacka i oboje spojrzeliśmy w stronę, z której nas dobiegł. W drzwiach, które cały czas były otwarte, stała ta sama blondynka, z którą Łapa rozmawiał wcześniej w Pokoju Wspólnym.
- Jo… Co ty tu robisz? – spytał mój towarzysz, lekko zmieszany.
- Szukałam cię. Umawialiśmy się przecież, że pokażesz mi Hogwart i całą okolicę z góry. NOCĄ. – Blondynka zaakcentowała ostatnie słowo, sugerując, że jej również Black obiecał randkę na miotle.
- Fakt – wyjąkał Huncwot, zerkając na mnie z zakłopotaniem. – Zapomniałem. Przełóżmy to na inny dzień.
- Syriuszku, ale obiecałeś. – Jo zrobiła bardzo zawiedzioną minę. Jej usta zaczęły drżeć, a oczy na chwilę się zaszkliły. Łapa spojrzał na mnie.
- Jeśli jej obiecałeś, to idź. Ja popsułam ci zabawę – powiedziałam cicho. – Przepraszam – dodałam, ocierając łzy z policzków.
- Ale ty… Nie chcę…
- Jestem dorosła, Black. Dam sobie radę – rzekłam. Syriusz zerknął na blondynkę, a potem znowu na mnie.
- Jeśli tak mówisz... Dobrze, w takim razie chodź, Jo – rzucił do dziewczyny, której twarz od razu się rozpromieniła. Blondynka podbiegła do niego szybko, łapiąc go za rękę i razem podążyli w kierunku kawałka pustej przestrzeni przed Zakazanym Lasem.
     Stałam jeszcze chwilę w miejscu, patrząc za nimi tak długo, aż całkowicie zniknęli w ciemności. W tym właśnie momencie, furtka z napisem „Syriusz Black”, zamknęła się z cichym piskiem, a klucz do niej utonął w martwej wodzie nadziei. Czułam się tak, jakby moje serce właśnie rozpadło się na miliony kawałków. Łapa, nieświadomie, rozdrapał jedną z niewielu ran, które w nim nosiłam, zostawiając mnie samą w chwili, kiedy najbardziej potrzebowałam czyjejś cichej obecności. Z moich oczu znowu popłynęły łzy. Łzy bezradności i bólu, których nie potrafiłam w tym momencie zatrzymać. Czułam, że jeśli się im poddam, zniszczę samą siebie, a nie chciałam przechodzić tego kolejny raz. Nadszedł czas, który w myślach przez lata nazywałam „oczyszczeniem”.
     Weszłam do zamku, kierując swoje kroki w stronę zachodniej wieży. Prosząc pierwszą lepszą osobę o pomoc, czekałam chwilę pod drzwiami Pokoju Wspólnego Krukonów, aż w końcu wyszedł zza nich wysoki brunet o miodowych oczach. Zauważywszy mnie, uśmiech, który nigdy nie schodził z jego twarzy, zmienił się w prawdziwą troskę. Podszedł do mnie szybko, biorąc w ramiona. Głaszcząc mnie po plecach, pocałował w głowę, a ja wtuliłam się w niego.
- Eric… – wyszeptałam. – To tak strasznie boli.
- Już dobrze – powiedział swoim miękkim głosem, jeszcze mocniej mnie przytulając. – Już dobrze, Dor. Powiesz mi, co się stało?

Lily Evans
     W pewnym momencie usłyszałam jakiś szelest, a potem trzask. Serce zabiło mi mocniej. Zerwałam się z ziemi i obróciłam. Nic. Już miałam podjąć dalszą wędrówkę, kiedy trzasnęła kolejna gałąź, a potem coś zeskoczyło z drzewa i ciężko wylądowało za moimi plecami. Z sercem w gardle odwróciłam się powoli i o mały włos nie krzyknęłam. Przede mną na trawie siedziało jakieś zwierzę. Chyba to było zwierzę. Miało pięć nóg, z których każda zakończona była zdeformowaną stopą i nisko zawieszony tułów. Całe porośnięte było grubą, czerwonobrązową sierścią. Jednak nie to było najgorsze. Najstraszniejsze były jego błyszczące, paciorkowate oczy oraz szereg małych, ale ostrych zębów. Na pewno bez trudu się nimi posługuje, pomyślałam z paniką.
     Stałam, nie mogąc się ruszyć i wpatrywałam się w to „coś”. Strach mnie sparaliżował, dlatego kiedy to zwierzę zaczęło powoli iść w moją stronę, nie zareagowałam od razu. W końcu zaczęłam się cofać. Chciałam trochę się oddalić, a potem uciec, ale już po chwili mój plan się spalił, gdyż potknęłam się o wystający korzeń i upadłam na ziemię. Dodatkowo różdżka wypadła mi z ręki. Już po mnie, stwierdziłam. Jeszcze przed chwilą myślałam o śmierci jako o wyzwoleniu, pozbyciu się problemów, ale teraz, kiedy dzieliły mnie od niej sekundy, najwyżej minuta, bałam się. Naprawdę bardzo się bałam. Nie miałam jednak wyjścia, musiałam spróbować ucieczki. Powoli dźwignęłam się z ziemi i oparłam o drzewo. Teraz albo nigdy, pomyślałam i rzuciłam się w stronę, gdzie leżała moja różdżka.
     Na reakcję zwierzęcia nie trzeba było długo czekać. Instynktownie zareagowało na mój gwałtowny ruch, odbijając się od ziemi i skacząc w moją stronę. Nie miałam szans. Kiedy już wiedziałam, że jego zęby nie chybią celu i jednak zatopią się w którejś części mojego ciała, błysnęło światło i pokraczny stwór odleciał do tyłu, uderzając o jeden z pni. Mimo to podniósł się bardzo szybko i znowu przygotował do ataku. Kolejne zaklęcie poleciało w jego stronę, ale tym razem chybiło. Następne również. Atak, który teraz nastąpił był szybszy i bardziej zdecydowany, ale tym razem nie był wymierzony we mnie. Dopiero teraz spośród drzew wyszedł Potter, który nadal miotał zaklęciami. Co on tu robi? Kolejny raz ratuje mi życie. Mimo tego faktu byłam zła z tego powodu.
     Kiedy James siłował się z dziwnym zwierzęciem, zdołałam w końcu znaleźć i podnieść różdżkę. Posłałam w stronę tego dziwnego stwora kilka zaklęć, dzięki czemu znowu skupił całą swoją uwagę na mnie. Zostawił Rogacza w spokoju i rzucił się w moją stronę. Nie spodziewałam się tak szybkiego zwrotu akcji, dlatego po chwili poczułam w prawej ręce ostry, przeszywający ból, który na chwilę mnie sparaliżował. Spojrzałam na swoje ramię, z którego obficie kapała krew w chwili, kiedy stwór szykował się do kolejnego ataku na mnie.
- Co ty robisz?! – krzyknął do mnie Rogacz, ale ja w odpowiedzi syknęłam tylko z bólu, próbując unieść różdżkę, by rzucić zaklęcie i nie dopuścić tym samym do kolejnego ataku. – Cholera – zaklął Potter. Podbiegł do mnie i znowu potraktował stwora zaklęciem. Tym razem zwierzę, które było już w powietrzu, opadło na ziemię martwe. Leżąc na plecach, ostatni raz poruszyło nogami.
     Oparłam się o drzewo wyczerpana dosyć obfitym, jak na takiego rozmiaru ranę, upływem krwi. Upuściłam różdżkę na ziemię i spróbowałam zatamować krwawienie.
- Co. To. Było? – spytałam. Serce biło mi jak szalone.
- Sądzę, że kwintoped – odparł Rogacz. Podszedł do martwego zwierzęcia i trącił je różdżką.
- Co?
- Miłe, piękne, mięsożerne zwierzątko, które szczególnie rozsmakowało się w ludziach. – Świetnie, kolejny raz prawie zginęłam i kolejny raz życie zawdzięczam Potterowi. Jest jeszcze gorzej niż myślałam. 
- Skąd to wiesz?
- Yyy... – zaczął, ale wiedziałam, że niczego się od niego nie dowiem. – Po prostu wiem.
     Wywróciłam oczami. Chciałam się wyprostować i wreszcie zająć moją ręką, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie i znowu syknęłam z bólu.
- W porządku? – spytał Rogacz, a potem podszedł do mnie i obejrzał moją ranę.
- Zostaw, sama sobie poradzę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, James. Nic nie jest w porządku. Sterczę od dwóch godzin w Zakazanym Lesie, zamiast przymierzać sukienkę na bal. A to wszystko przez ciebie.
- Ej, uratowałem ci życie.
- Niepotrzebnie! Sama bym sobie poradziła. Nie musiałeś tego robić.
- Czyli kolejny raz, ale teraz niepotrzebnie uratowałem ci życie?
- Dokładnie. Sama bym sobie poradziła – powtórzyłam.
- Nie poradzi...
- Lily! James! – w tej chwili rozległ się głos zasapanego Hagrida. Za nim szedł Firenzo. – Co tu się cholibka stało? Usłyszeliśmy hałasy i... Nic wam nie jest?
- Nie do końca – odparłam.
- Powinnaś iść do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie trzeba. Sama sobie z tym poradzę – rzekłam i w końcu podniosłam różdżkę.
- Zaczekaj – powiedział Firenzo, a potem przyjrzał się mojej ranie. – Co zostawiło taki ślad?
- To – James wskazał na zabitego stwora.
- Co to jest?
- Kwintoped – stwierdził Hagrid i wymienił jakby porozumiewawcze spojrzenie z Potterem, co oczywiście nie umknęło mojej uwadze. – Jak go...?
- Nieważne – powiedział Rogacz. – Wydaje mi się jednak, że załatwiliśmy problem, więc może wrócimy już do zamku. Mam nadzieję, że jeszcze zdążymy na kolację.
- Odprowadzę was na skraj lasu – rzekł Firenzo. – A potem wraz ze stadem pozbędziemy się tego stwora.
- W takim razie chodźmy.
- Sekunda – powiedziałam, a potem wymruczałam zaklęcia uzdrawiające. Rana zasklepiła się, ale ręka nadal mnie bolała. Chyba jednak będę musiała przejść się do pani Pomfrey. – W porządku, możemy iść – rzekłam.
     Przez las szliśmy w milczeniu. Hagrid postanowił odprowadzić nas aż do zamku, więc kiedy w końcu Firenzo nas opuścił, spytałam:
- Skąd w Zakazanym Lesie wziął się ten kwintoped? Nigdy nie słyszałam o czymś takim. – Spojrzałam znacząco na gajowego, który w końcu powiedział:
- Sprowadziłem go nielegalnie sześć lat temu. Nie mogłem go trzymać w domu, więc wypuściłem do lasu. Nie sądziłem, że przeżyje, bo był taki malutki, kiedy widziałem go ostatni raz – Hagrid rozkleił się na to wspomnienie. – Nie wiem, jak go zabiliście, ale mieliście strasznie dużo szczęścia. Kwintopedy są bardzo niebezpieczne.
- Zauważyłam – rzekłam. – Ale gdyby Potter mi nie przeszkodził, nie ucierpiałabym.
- Nie poradziłabyś sobie sama! Ile razy mam ci to tłumaczyć? Nie zabiłabyś go, bo nawet nie wiedziałaś, co to jest!
- Sama dałabym sobie radę! A dzięki tobie zostałam ranna.
- Niewiele osób przeżyło spotkanie z nimi – przerwał nam Hagrid. – Są odporne na większość zaklęć i strasznie szybkie.
     Mina mi zrzedła, kiedy gajowy przyznał Rogaczowi rację. Cholera, a więc Potter się nie mylił, stwierdziłam. Znowu uratował mi życie i kolejny raz ten fakt był dla mnie tylko ciężarem. Dlaczego nie mógł zostawić mnie w spokoju, nie wtrącać się?
- Tutaj was zostawię – Hagrid wyrwał mnie z zamyślenia. – Muszę jeszcze coś załatwić. Do zobaczenia.
- Cześć – rzuciłam na pożegnanie.
     W holu byliśmy teraz sami. Z Wielkiej Sali dochodziły głośne śmiechy i rozmowy.
- A więc zdążymy na kolację – stwierdził Rogacz. – Lepiej by było, jakbyś się najpierw trochę, hmm... ogarnęła.
     Spojrzałam na siebie. Rękaw bluzki był rozdarty i cały poplamiony krwią. Spodnie brudne od ziemi także nosiły ślady walki. Nie miałam lustra, więc na wszelki wypadek rozczesałam włosy palcami, a potem je przygładziłam. Po tych zabiegach znowu naskoczyłam na Pottera.
- Tylko na tym ci zależy? Nie wiem, jak możesz być aż tak ograniczony.
- Wściekasz się, bo wiesz, że miałem rację – powiedział Rogacz. – Dobrze wiesz, że nie poradziłabyś sobie sama i jesteś zła, że kolejny raz cię uratowałem.
    Weszliśmy teraz do Wielkiej Sali. Większość nie zwróciła na nas uwagi, biorąc pod uwagę fakt, jak wyglądaliśmy.
- Posłuchaj – powiedziałam. – Niepotrzebnie mnie ratowałeś. Nie prosiłam cię o to ani wtedy, ani teraz. Nie musiałeś tego robić. Nic dla mnie nie znaczysz i ja nic nie znaczę dla ciebie, więc przestańmy w końcu udawać, że jest inaczej. Przestańmy bawić się w zbędne uprzejmości!
- Wolałaś zginąć? Inaczej, wolałabyś zginąć niż przyznać mi rację i podziękować? – spytał James, próbując powstrzymać złość.
- Tak, dokładnie. Wolałabym zginąć i już nigdy, rozumiesz? NIGDY cię nie zobaczyć! – krzyknęłam.
     Dopiero teraz zorientowałam się, że większość osób, znajdujących się w sali, w tej właśnie chwili patrzy w naszą stronę i przysłuchuje się wymianie zdań, która dobrze niosła się po całej Wielkiej Sali.
     Byłam naprawdę zła o to, że kolejny raz nasze prywatne sprawy załatwialiśmy na forum publicznym całej szkoły, a nie jak cywilizowani ludzie. Z Potterem niczego nie da się załatwić normalnie, stwierdziłam. I pomyśleć, że ja się z nim całowałam, że jeszcze kilka godzin temu raniła mnie jego obojętność.
     O dziwo moje słowa chyba trochę go zszokowały.
- W porządku – powiedział. – Jeżeli tak wolisz.
- Nic nie wolę – odparłam. – Jedyne, czego pragnę to spokoju. Naprawdę nie wiem, dlaczego uczepiłeś się właśnie mnie.
- Również nie znam już odpowiedzi na to pytanie – stwierdził Rogacz. – Może po prostu chciałem postawić przy twoim nazwisku haczyk. Zresztą teraz jest mi to obojętne – dodał ze złością.
- Naprawdę? To tak jak mi. Dzięki bogu, że już nie muszę zawracać sobie tym głowy – rzekłam, a potem ruszyłam wzdłuż stołu Gryfonów z zamiarem dołączenia do dziewczyn oraz zjedzenia kolacji. Idąc, czułam na sobie spojrzenia osób, znajdujących się w Wielkiej Sali oraz przeszywający mnie na wylot wzrok Jamesa.
- Czy wy zawsze musicie załatwiać swoje sprawy publicznie, przy całej szkole? – spytała Ann, kiedy dosiadłam się do niej i Kate. Dziwne, ale Dorcas nie było w Wielkiej Sali. – Nie potraficie zachować się jak cywilizowani ludzie?
     Milczałam. Miałam dość wszystkiego i wszystkich, a przede wszystkim wtrącania się dziewczyn w nie swoje sprawy. To mój problem jak traktuję Pottera i innych.
- Jak ty w ogóle wyglądasz? – dodała Ann. – Co ci się stało? – wskazała na moją pokrwawioną rękę. – Co wyście robili w tym Zakazanym Lesie? O co znowu poszło? – pytania sypały się z ust mojej blond przyjaciółki niekończącą się falą. Ignorowałam je, ale w końcu nie wytrzymałam.
- Nieważne – przerwałam jej stanowczo. – To nie jest twój interes.
- Ale...
- Powiedziałam: NIEWAŻNE! – krzyknęłam ze złością, a Ann umilkła i wpatrywała się we mnie zmrużonymi oczami.
     W tym momencie do naszego stołu podszedł Sean. O nie, jęknęłam w duchu. Gorzej już być chyba nie może.
- Lily, możemy pogadać? – zapytał.
- Nie teraz – odparłam z niechęcią.
- Teraz – powiedział stanowczo. – O co znowu wam poszło?
- NIEWAŻNE – powtórzyłam formułkę, a Sean westchnął.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o szlabanie, tylko dowiedziałem się o nim od dziewczyn?
- Bo nic by to nie zmieniło.
- Lily, proszę cię. Porozmawiajmy normalnie. Wiem, że jesteś zła na Pottera, ale...
- Ale co? – Sean milczał. – No właśnie – rzekłam.
- Lily... – odezwały się dziewczyny.
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój. Nie wtrącajcie się, nie wyrażajcie swojej opinii, bo mnie to nie interesuje.
     Wstałam z miejsca i zostawiając całe towarzystwo trochę zdezorientowane, wyszłam z Wielkiej Sali. 

***

     Rozdział wyszedł trochę dłuższy niż myślałam, więc mam nadzieję, że udało wam się dotrwać do końca. Cudowne stworzonko wzięłam z książki "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć", która stoi na mojej półce. Może trochę zbyt naciągana była ta akcja, ale ratowanie Evans przez Pottera od początku było w planach pod nazwą: "Do trzech razy sztuka".

19 komentarzy:

  1. Kochana Aniu! (Jeśli mogę tak do Ciebie mówić)

    Rozdziały coraz lepsze. Ale on był zaczepisty! Mój ulubiony ♥ Będę musiała gdzieś zapisać sobie jego tytuł ;)

    Mam mieszane uczucia co do zachowania Pottera. Zachowuje się strasznie szczeniacko. Czasami jest to nawet śmieszne (wiem, jestem okrutna), ale z każdym jego słowem jest to dla mnie coraz mniej zabawne, a staje się żałosne i... przykre. Żal mi Lily. Biedna czuje się jak... odrzucona i zagubiona dziewczynka. Powinna przemyśleć swoje uczucia i nie okłamywać wszystkich dookoła, a tym bardziej siebie.

    Ciarki mnie przechodzą jak ona jest tam sama w lesie. Ja, jako mugolka, czułabym się bezbronna z samym patykiem w ręce. Wiem, że Ty się nie boisz takich rzeczy, bo żaden horror Ci nie straszny, jednak... Ja Tobą nie jestem :D

    Wątek Syriusz-Dorcas wyszedł nieziemsko. Uczucia między nimi są niemniej pokręcone, jak między Lily, a Jamesem. Lecz co stało się Dorcas? Dlaczego nie może latać na miotle? Strach, wspomnienia, klątwa? Zawiodłam się na Syriuszu, kiedy sobie poszedł. Zero wyczucia. Powinien wiedzieć, że dziewczyny samej nie zostawia się w takim stanie.

    Dreszczyk emocji miałam podczas walki z potworem. Kolejny raz Potter ratuje Evans i kolejny raz ona nie podziękuję mu, wręcz przeciwnie, woli zginąć niż mu podziękować. Tak, tamto zdanie nie dotknęło tylko Rogacza, ale też mnie. Jak ona mogła?! To było zdecydowanie gorsze niż ten policzek.

    Kończę komentarz. Oczywiście, moja opinia jest pozytywna. Nie zawiodłam się wątkiem D&S, i nie musisz się go obawiać :)
    Pozdrawiam
    Gabby ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Luthien

    Bardzo dziękuję za dedykacje. Naprawdę czuję się bardzo wyróżniona. Właśnie siedzę na wykładzie i niestety mimo tego że cholernie bym chciała, ale nie mogę przeczytać calej notki.
    Skomentuje więc, co przeczytałam. Mam nadzieję, że Lily nic się nie stanie i że Rogacz przybiegnie jej z pomocą. Jakoś mam wrażenie, że Lilka bd miała "szczęście" spotkać tego potwora...
    W ogóle dobuja mnie duma rudej. Mogłaby powiedzieć Jamesowi, że źle się czuje jak on sie nie odzywa.

    Wpadne później i skomentuje resztę
    Pozdrowienia z wykładu
    Em

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Panienka Livvi14 marca 2015 22:00

    Droga Luthien,
    Znowu zacznę tak jak zawsze, ale inaczej nie potrafię wyrazić tego jak ten rozdział jest świetny. To tak, to było rewelacyjne, idealne, wspaniałe, cudowne, po prostu perfekto *.* Jeju, jak ja kocham twoje rozdziały. Co sobotę nic tylko patrze, czy już dodałaś kolejny, uzależniłam się. Szlaban :0 Ja nie rozumiem ani trochce Lilki. Jak ona może jeszcze po tym co się zdarzyło i co zrobił Rogacz, na niego krzyczeć?! Co za wiedźma!!! On ją ratuje, a ona tak cudownie mu się odpłaca. Pfff... Tak może postąpić tylko szanowna panna Evans. Czy ona w końcu nie może powiedzieć, że go kocha i byłoby idealnie i normalnie tęcze, kucyki, jednorożce i wszystko co romantico <3 Ale nie oni nie mogą, zawsze się kłócą i wyzywają, chodź oboje się kochają nad życie! To nie jest logiczne, to wręcz smutne i chore! Zawsze podziwiałam Jamesa za jego wytrwałość i cierpliwość, czyli to czego brakuje większości chłopakom. Dor i Syriusz hmmm... Wszytko jest pięknie i tak dalej, ale za to co zrobił Syriusz to mam go ochotę udusić. Ona jest w takim stanie, a ten se idzie z jakąś panienką na spacerek. To że ona powiedziała, że może sobie iść to nie znaczy, że to miała na myśli, ty Kretynie! Typowy facet nie rozumie podtekstu. Syriusz ty się ratuj bo nie ręczę za siebie! Seanowi się lekko oberwało, więc na koniec jestem bardzo szczęśliwa, ale ubolewam, że się bardziej nie pokłócili. Boże, niech Lily pogodzi się z Jamesem i będzie jednen wieki żyg tęcza i Happy End. Czekam na to niecierpliwie ^^ Jeszcze raz mówię że to wszystko jest bezbłędne i fantastyczne! Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! <3 Czekam na next i przepraszam za taki nijaki komentarz :/ Życzę mnóstwo weny!
    Pozdrawiam cieplutko Panienka Livvi :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Luthien!
    Chodź, by się waliło i pali to ja w życiu nie zrozumiem Lily. Po prostu gorzej niż baba w ciąży. Wiem, co mówię. Ja też mam humorki. Dziś np. jak wróciłam z biegania upiekłam babeczki. Ostatnio o 19 zachciało mi się pirogi robić. Czasem bez powodu wydrę się na dwóch debili, których niektórzy nazywają moimi braćmi. Bobaska się chociaż nie spodziewam. Evans jednak nie potrafię ogarnąć. Raz płaczę, raz krzyczy. Zamiast dziękować, to mówi, że wolałaby umrzeć w lesie. Są trzy możliwość. To mógłby być okres ale sądzę, żeby miała aż takie wahania nastrojów. Więc albo jest w ciąży albo się zakochała. Stawiam jednak na miłość. Teraz pytanie za 10 punktów w kim zakochała się Evans?

    Potter nie wiem, co mu pod tą rozczochraną łepetyną siedzi, bo nie piszesz, o jego uczuciach. Na nextie napisz o nim, plose. Jednak puki co jego zachowanie jest dla mnie nie zrozumiałe i ten cały plan. Po co mu to? Rozumiem w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Myślę, że jak się do wie. To będzie katastrofa, armagedon ( co ja piszę to dobry film). Jak dziewczyny jej powiedzą, że wiedziały to, Lily daruję sobie przyjaźń z nimi.

    Szkoda mi Dorcas. Zasłużyła na kogoś lepszego niż Black. Myślę, że dobrze zrobiła odpuszczając go sobie. Jest tylu chłopaków w Hogwarcie znajdzie sobie jakiegoś i po problemie, by było. Gdyby Meadows nie zakochała się Blacku jej życie byłoby prostsze.

    Syriusz. Co za imbecyl?! Chce udowodnić Dorcas, że mu zależy?! Na pewno zrobi to proponując innej latanie na miotle. Mam pomysł niech Syriusz oświadczy się tej blondzi wtedy Doris na pewno przekona się, iż Black kocha Meadows ponad życie. Cała moja sympatia do Blacka wyparowała.

    Za tę całą akcję kocham twój blog nad życie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Gabby,
    cieszę się, że rozdział Ci się podobał.
    Role tej dwójki, po ostatnich słowach Evans, zamienią się w najbliższym czasie.
    Myślałam, że akcja w lesie trochę beznadziejna :/
    Co się stało Dorcas, wyjaśni się mam nadzieję w przyszłym rozdziale, jeśli uda mi się to dopisać na czas. Nie jest to żadna klątwa, bo Dor może latać na miotle, tylko po prostu nie chce. Boi się.
    Z Syriuszem o to mi chodziło. Ostatni sprawdzian na to, jak bardzo zależy mu na Meadowes. Oblał go.
    I kolejny raz o to chodziło. O to, żeby Lily powiedziała mu coś takiego, co ruszyłoby jej sumienie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiesz, jak mi miło czytać takie podbudowujące opinie :)
    Evans, po tym co powiedziała, ruszy sumienie i będzie latać za Jamesem przez najbliższy czas, ale jak to u mnie bywa, nie będzie tak kolorowo, jak by się mogło wydawać. Chociaż teraz będzie miała do niego coś jakby większą słabość.
    Dor specjalnie go podpuściła. Już dawno straciła nadzieję na jego zmianę i przekonała się, że słusznie.
    Seanowi nie raz się jeszcze oberwie, nawet za nic także się pomęczy z naszą Lilką.
    Również pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedź na to, w kim zakochała się Lily jest oczywiście jedna. Ona po prostu nie wie, jak powinna się zachować w sytuacji, kiedy uczucia do Jamesa boleśnie próbują przedostać się przez obojętność na jego osobę.
    Osobiście uważam, że plan Jamesa jest dobry. Bo niby dlaczego tylko Evans ma prawo ciągle go ranić? Jeśli nie chce z nim być, to on ma prawo chodzić z kim chce i robić, co chce. Nie chce z nim gadać, to nie będzie się narzucać.
    Dor zakochała się w Blacku, ale jeszcze nie tak bardzo, by nie przeboleć szybko straty chłopaka, w którego przestała wierzyć już jakiś czas temu. Ona jest inna, nie daje sobą manipulować, wie, kiedy powinna zrezygnować.
    Jak już pisałam w powyższych odpowiedziach na komentarze, Black oblał sprawdzian, tracąc ostatnią szansę.

    OdpowiedzUsuń
  8. No ale żebyśmy mieli jasność Potterowi się dostanie, tak?

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana Luthien,

    Udało mi się wreszcie dotrzeć do Twojego bloga. Kolejny raz dziękuję za cudowną dedykację. Rozdział jak zawsze obłędny. Pierwsza część wyjęta niczym z horroru. Ciemny las dwójka nastolatków i jakaś krwiożercza bestia czająca się nie wiadomo gdzie. Trochę zirytowała mnie postawa Panny Evans, która zachowała się dosyć niewdzięcznie, ale rozumiem to jej duma... która działa wszystkim na nerwy. Zresztą, czy ona nie mogłaby powiedzieć dziękuję? czy nie mogłaby powiedzieć przepraszam? I najważniejsze pytanie, czy ona nie mogłaby powiedzieć Potterowi, że go kocha?

    Ta ich zabawa w kotka i myszkę nie działa na nich najlepiej. Nie wiem, co się musi stać, żeby ta dwójka byla razem, ale niech to się stanie jak najszybciej.

    Dorcas jakoś silna mądra kobietka, która nie da sobą pomiatac. Szkoda, że Syriusz Black nie zrozumiał aluzji. Widze, że to kolejny wrażliwy jak papier ścierny bohater, ale cóż tacy są mężczyźni. Do nich trzeba otwartym tekstem. W ogóle jak on mógł nie zrozumieć takiej sugestii? Skoro jemu zależało to czemu zostawił ją samą jak płakała? Normalnie debil roku. Pobił chyba pod tym względem Pottera, a on trzeba przyznać był moim faworytem do tej nagrody.
    Jestem ciekawa jakie traumatyczne zdarzenie wpłynęło tak bardzo na Doris, że boi się latać na miotle.

    Wybacz, że dzisiaj tak krótko, ale mam jeszcze 5 notek do przeczytania.
    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Luthien !
    Rozdział jak zwykle genialny.
    wspólny szlaban Evans i Pottera można uznać za udany . Lilce naprawdę zależy na Potterze, jak by nie zależało nie odezwała by się do niego. Wkurza mnie w Lily ze ona zawsze sądzi ze dała by sobie ze wszystkim rade sama. Moim zdaniem bardzo dobrze ze James ją uratował, niech ma za swoje. Jeśli chodzi o Syriusza i Dorcas to oni też powinni być razem tylko : Dorcas powinna przestać tłumić w sobie uczucia, a Łapa powinien skupić się na niej a nie na jakiś zdzirach. Jedno mnie ciekawi : skąd Potter znał tego potwora. Bo jakoś nie wierzę w to żeby się uczył czy coś. Mam nadzieje ze Potter i Lily w końcu się jakoś do gadają i ze Evans zerwie z tym dupkiem Seanem. Ma m tez nadzieje ze pójdzie na Ball z Potterem. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, zapraszam do mnie na czwarty rozdział i pozdrawiam
    As.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana Luthien!
    jak Ty to robisz, że wszystko, co piszesz jest tak cudowne?

    Lily... Och Lily, kiedy ona w końcu zrozumie, że kocha Pottera? Człowiek ślepy i głuchoniemy jednocześnie już dawno by się zorientował w czym rzecz, ale ona uparcie twierdzi, że jest zupełnie inaczej. James nie jest święty, ma swoje za uszami, ale mamy wrażenie, że Lilka nieustannie odwraca kota ogonem, przekręcając jego słowa i zamiary. Może następnym razem, jeżeli oczywiście takowy będzie, niech Rogacz faktycznie jej nie ratuje, skoro tak bardzo jej na tym zależy. Jak długo Evans będzie oszukiwać samą siebie? Ile można wypierać się miłości?

    Syriusz i Dorcas... Mamy wrażenie, że oni jedyni są normalni. Oczywiście dziewczyna ma rację do Łapy, nie można grać na wszystkich frontach, ale oni przynajmniej ze sobą rozmawiają. Rozmawiają jak cywilizowani ludzie i mówią sobie o swoich oczekiwaniach. Dlaczego Lily i James tak nie mogą? Myślimy, że Syriuszowi faktycznie na niej zależy, po prostu jeszcze nie wie, że aż tak bardzo. Chociaż w jego przypadku to zrozumiałe, raczej nie traktował dziewczyn poważnie, co trafnie zauważyła Dorcas. Szkoda, że randka im nie wyszła... Łapa zupełnie nieświadomie wszystko zepsuł, wywołując u swojej towarzyszki przykre wspomnienia. Chciał dobrze, ale nie wyszło. No i jeszcze ta Jo! Tu się akurat Black nie popisał... Udowodnił jedynie, że faktycznie ma swoje wypróbowane patenty, którymi uwodzi dziewczyny.

    Zdaje nam się, że niezależnie o tego, co zrobiłby James, Lily i tak znalazłaby pretekst, żeby zacząć się z nim kłócić. I oczywiście muszą to robić na oczach całej szkoły. Czy to dlatego, że Lily boi się zostawać z nim sam na sam? Prędzej też chciała go pocałować, Może powinna wyciągnąć z tego właściwe wnioski? I nie powinna wyładowywać się na innych, ale nawet Sean działa jej na nerwy, więc może czas z nim zerwać? Jesteśmy też ciekawe, jak James zamierza zrealizować obietnicę tego, że Lily nie będzie go widywać...

    Kochana Luthien, czekamy niecierpliwie na kolejny rozdział, nie możemy się doczekać balu. Może w końcu tam wydarzy się coś, co ociepli trochę relację Evansówny i Pottera? Czekamy!

    Zapraszamy też do nas na nowy rozdział. :)

    Pozdrawiamy
    ~ Łapa i Rogacz

    OdpowiedzUsuń
  12. Anito,
    Osobiście uważam, że Potterowi już się za to dostało. To, co mu powiedziała Lily było jedną z najgorszym rzeczy, jakie mógł usłyszeć, wiedząc, że wypowiedziała to dziewczyna, którą kocha i wiedząc, że jej na nim zależy. Z tego co pamiętam, wprost mu się za to nie oberwie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana Em,
    Lily na pewno powie dziękuję i przepraszam. Z tym ostatnim będzie problem, ale i do tego w końcu dojdziemy :)
    Ja już wiem, co się musi stać, żeby byli razem, ale na razie nie zdradzę ;)
    Twój fragment komentarza dotyczący Dorcas i Syriusza powalił mnie w pozytywnym sensie. A Black ją zostawił, bo ona powiedziała, że może sobie iść, ona da sobie radę. Nie zrozumiał aluzji.
    Od przeżyć Pottera oraz od opowieści Dor, które to właśnie dzisiaj zaczęłam dopisywać na wykładzie, zacznę następny rozdział.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Astorio,
    Nie zawarłam tego w rozdziale, ale pisałam to z myślą, że w pierwszej klasie, kiedy Hagrid sprowadził tego potwora, Huncwoci byli przy tym. Po prostu gajowy podzielił się tą informacją z nimi tak, jak później smokiem z Harrym, Ronem i Hermioną.
    Lily na razie nie zerwie z Seanem, bo chłopak ma swoja rolę do wykonania.
    Pozdrawiam i wpadnę do ciebie w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziewczyny,
    Rogacz niestety nie potrafi żyć bez Lily i musi ją chociażby widywać. Świadomość, że nigdy więcej jej nie zobaczy, zamykając w trumnie i zakopując w ziemi jest dla niego najgorszą rzeczą, która może mu się przydarzyć, więc czy ona będzie tego chciała czy nie, zawsze będzie starał się ją uratować ;)
    Na chwilę obecną chyba o to chodziło Lily. Wcześniej stwierdziła, że nie chciała zostawać z nim sam na sam, potem chciała go pocałować, te dwie rzeczy zazębiły się w stronę, która jej nie pasuje.
    Sean często będzie działał jej na nerwy, jednak ona usilnie będzie sobie wmawiać, że jest z nim szczęśliwa. Jakoś w późniejszych rozdziałach nie tylko ona trafnie ujmie ten związek z Puchonem.
    Ja wychodzę z założenia, że on jej niczego nie obiecywał. Jej widok będzie dla niego uciążliwy, ale jego dla niej chyba jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana Luthien!
    To znowu my. Chciałyśmy Cię poinformować, że w końcu udało nam się odpowiedzieć na Twoją nominację do LBA. Przepraszamy, że trwało to tak długo. Nasze odpowiedzi znajdziesz tutaj:
    http://mlodosc-huncwotow.blogspot.com/p/lba-nominacja-od-luthien.html
    ~ Łapa i Rogacz

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Lavender Potter16 marca 2015 20:56

    Droga Luthien !
    Trafiłam na twojego bloga dzięki Em. Ale przechodząc do sprawy... Ten blog zwala mnie z nóg! Te sprawy Jamesa i Lily... Ja nigdy bym czegoś takiego nie wymyśliła... Nie rozumiem Lily... Powinna dziękować Jamesowi, że uratował jej życie. Ale cóż... To ona :)
    Hagrid jak zwykle kupuje nielegalne ,,milutkie" krwiożercze bestie :) Przeczytałam całego bloga od początku. JEST ŚWIETNY i naprawdę miesza mi w głowie ( oczywiście pozytywnie :) ). Raz popieram zachowanie Rogacza, a raz nie... Raz popieram zachowanie Lily, a kiedy indziej nie :)
    Przy okazji zapraszam do mnie na
    james-poter.blogujaca.pl
    Pozdrawiam
    Lavender Potter
    Ps. Powiadamiaj mnie o nowych notkach :)

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Panienka Livvi17 marca 2015 11:44

    Hejka! Nominowałam Cię do LBA. Więcej na www.burzliwa-milosc-lily-evans.blogspot.com, w zakładce LBA ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Chociaż sama jestem kobietą, chyba nigdy w pełni nie zrozumiem matrymonialnych problemów innych kobiet ;). W porównaniu z Lily czy Dor, moje życie uczuciowe jest niesamowicie stabilne i nudne...
    Syriusz zachował się bardzo nie wporządku, kiedy zostawił zapłakaną Dorcas. Swoją drogą, jestem ciekawa, z czego wynika jej lęk przed lataniem.
    Sceny w lesie opisałaś cudownie. Udało ci się uchwycić grozę, jakie wzbudzał potwór i emocje Lily, która zgubiła się pośród drzew.

    OdpowiedzUsuń