sobota, 21 marca 2015

19. Powrót do punktu wyjścia cz. I czyli po pierwsze wyjaśnienia i bolesne wspomnienia

Witajcie, Kochani! 
     Ta część rozdziału taka w sumie o wszystkim i o niczym.
     EDIT: Całkiem wyleciało mi to z głowy, ale oczywiście, że kolejny rozdział pojawi się w przyszły piątek 27 marca z okazji urodzin Jamesa, a nie jak zwykle w sobotę.
     Na prośbę Anity dopisałam, może niezbyt zadowalający, bynajmniej w mojej opinii, fragment dotyczący krótkich przemyśleń Jamesa. Drugi fragment dotyczy historii Dorcas, której ogólnie nie miałam na razie w planach, no ale wszystko się jakoś przesunęło, więc jest. Mam nadzieję, że tego nie schrzaniłam. 
     Jak już piszę i tak przydługi wstęp, to dodam jeszcze, że na prośbę Em, pojawi się wątek miłosny z udziałem Petera, ale trochę później, bo akurat wpasuje mi się do tego, co mam już napisane odnośnie tej postaci.
    Rozdział dedykuję czterem osobom:
- Em, za dodanie 200 komentarza. Chociaż zdaję sobie sprawę, że połowę z nich napisałam sama, odpowiadając na wasze, ale nawet jeśli liczyć połowę, to 100 jest dla mnie mega osiągnięciem;
- Panience Livvi oraz Małej Czarnej, od których to dostałam kolejne nominacje do LBA;
- Gabby, która namówiła mnie na drugiego bloga i zmotywowała do stworzenia nowej historii. 
     Dobra, nie marudzę dłużej, tylko zapraszam na rozdział.

Kocham Was
Luthien

***

James Potter
     Usiadłem koło chłopaków i bezmyślnie wpatrywałem się w talerz. Syriusz zatopiony był we własnych myślach, usilnie szukając kogoś w osobach wchodzących do Wielkiej Sali. Peter wciągał kolejną porcję sałatki warzywnej, a Remus spoglądał to na mnie, to na Blacka, niepewny czy powinien się odezwać. Na szczęście wybrał opcję z milczeniem, za co byłem wdzięczny, bo nie chciałem mu wszystkiego tłumaczyć. Evans traktowała mnie tak, jakbym był jakimś monstrum – nie człowiekiem, a ja też miałem uczucia i prawda była taka, że w tym właśnie momencie, po słowach, które wyszły z ust dziewczyny, którą kocham nad życie, moje serce krwawiło. I chciało krwawić w samotności. Wstałem więc od stołu i bez słowa wyszedłem z sali.

~ * ~

     Byłem totalnym kretynem. Mój plan sprawdzenia, czy Lily na mnie zależy, który na początku dał pozytywny skutek, był największym idiotyzmem, jaki zrobiłem w ostatnim czasie. Powinienem szybciej odpuścić, a tak przesadziłem. W lesie chciała tylko pogadać, a ja ją olałem tak samo jak ona mnie z milion razy. W tamtym momencie powinienem się wycofać, bo wygrałem. Wiedziałem, że jej na mnie zależy, tylko usilnie próbuje zepchnąć to uczucie w odmęty swojej ukrytej podświadomości. Dlaczego tak trudno było do niej dotrzeć? Nawet po tym, co się między nami ostatnio wydarzyło.
     Przeszedłem przez ukryty korytarz i w końcu znalazłem się koło portretu. Rzuciłem hasło, wszedłem do pustego Pokoju Wspólnego, po czym wbiegłem na górę i walnąłem się na łóżko, zasuwając kotary, odgradzając się od świata zewnętrznego, pozostając w tym, w którym, na chwilę obecną, panował ból.
     Nie chciałem tego rozpamiętywać, ale nie mogłem przeboleć faktu, że dziewczyna, którą kocham od tak długiego czasu, że Lily Evans powie mi kiedyś, że wolałaby zginąć i nigdy więcej mnie nie oglądać. Do czegoś takiego nie posunęła się nawet wtedy, kiedy jeszcze naprawdę mnie nienawidziła. A jednak to zrobiła. Czy ja nie mogłem czuć się zraniony? Fakt, stwarzałem pozory tego, że potrafię się nie przejmować, ale nigdy nie skonfrontowałem się z takim ciosem prosto w moje serce i w sumie nie wiedziałem, co teraz zrobić. Jak mogłem zniknąć jej z oczu, kiedy dzień w dzień chodziliśmy na te same zajęcia, siedzieliśmy w tym samym Pokoju Wspólnym, graliśmy w tej samej drużynie Quidditcha?
     Zamknąłem oczy, próbując o niej nie myśleć, ale ciągle widziałem jej twarz. Długie, rude włosy, oczy w kształcie migdałów o głębokiej, żywej barwie zieleni, malinowe usta, których nie raz miałem możliwość smakować z obustronną korzyścią… Czułem się tak, jakby jej słowa torturowały każdą komórkę mojego ciała, wwiercając się boleśnie w każdy jej nerw. Kłamałem, mówiąc wczoraj, że jej nienawidzę. Nie powinienem tego mówić. Byłem dupkiem i zasłużyłem na spoliczkowanie. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. Byłem zdesperowany i każdy chwyt uważałem za dozwolony. Teraz żałowałem. Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie i chociaż zamiast „kocham cię” usłyszała wczoraj: „nienawidzę cię, nic dla mnie nie znaczysz”, i chociaż było to największe kłamstwo, jakiego dopuściłem się w ciągu siedemnastu lat, teraz, pierwszy raz w życiu chciałem, żeby Evans była mi obojętna, chciałem naprawdę jej nienawidzić za to, co powiedziała, bo może wtedy nie bolałoby to tak bardzo. Nie potrafiłem.
- Lily Evans, nie… – zacząłem z nadzieją, że jeśli kolejny raz uda mi się to wypowiedzieć, jeśli teraz postaram się w to uwierzyć, ból zelżeje. – Nie potrafię cię znienawidzić – dokończyłem prawie szeptem, a potem złapałem poduszkę i rzuciłem nią przed siebie, próbując wyładować emocje. Poduszka zniknęła za kotarą łóżka, upadając z głośnym hukiem na ziemię, zapewne spowodowanym faktem, zahaczenia przez nią o coś leżącego na podłodze. Ból jednak się nie ulotnił.

Dorcas Meadowes
     Zrezygnował dla mnie z kolacji i teraz siedzieliśmy w jednej z pustych sal, zamknięci od środka tak, że nikt nie mógł nam przeszkodzić. Gdyby Black spojrzał na tą swoją mapę, na pewno by mnie znalazł, jednak, również na pewno, nie dostałby się do środka. Dałam mu ostatnią szansę i oblał egzamin, a furtka z jego nazwiskiem zamknęła się na amen.
     Łapa nieświadomie wywołał u mnie traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, które latami próbowałam zakopać jak najgłębiej w pamięci tak, bym kiedyś naprawdę o nich zapomniała. Jedenaście lat, wyłączając kilka pierwszych miesięcy po tej tragedii, musiałam zmagać się ze wszystkim sama, nie chcąc jeszcze bardziej ranić rodziców, którzy i tak mieli pozostać zmienieni do końca życia. Latami czekałam na moment, w którym zaufam komuś na tyle, że podzielę się z nim tą tajemnicą. Latami czekałam na moment, kiedy skończę swoją opowieść. Latami czekałam na moment oczyszczenia, który pozwoli mi ostatecznie opłakać twarz, która pojawiała się w moich najgorszych koszmarach. Ten moment miał nadejść właśnie teraz. Dziewiątego października tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku, w sobotę wieczorem ja, Dorcas Meadowes, miałam raz na zawsze uwolnić się od tej tajemnicy, raz na zawsze pożegnać się, raz na zawsze zapomnieć, zabierając to wspomnienie do grobu, nigdy więcej do niego nie wracając. Tego dnia miałam wywiązać się z danej mu obietnicy.

~ * ~

- Eric, wiesz, że ufam ci bezgranicznie, ale zanim zacznę, poproszę cię o trzy rzeczy.
- Co tylko chcesz – odparł chłopak.
- Po pierwsze, cokolwiek powiem, cokolwiek sobie pomyślisz, cokolwiek pomyślisz o mnie, obiecaj, że mnie nie zostawisz.
- Przecież wiesz, że już to obiecałem. – Skinęłam głową.
- Po drugie, cokolwiek będziesz chciał po wszystkim powiedzieć, nie współczuj mi. Błagam cię o to.
- Dobrze.
- Po trzecie… Opowiem ci wszystko, odpowiem na twoje pytania, ale nie dam rady, patrząc ci w twarz. Zapewne uważasz mnie teraz za kretynkę i masz całkowitą rację, ale kiedyś coś komuś obiecałam i jesteś pierwszą osobą, dzięki której mogę to przyrzeczenie wypełnić. Podzielić się tym z kimś i zapomnieć, uwalniając nie tylko siebie, ale i drugą osobę. Jeśli nie chcesz się w to bawić, zrozumiem. Po prostu… Ufam ci i wiem, że zrozumiesz.
     Krukon patrzył na mnie uważnie, a na jego twarzy malowała się prawdziwa troska, współczucie i niema zgoda na wszystko. Nie było na niej pogardy, ale szczere zainteresowanie i zrozumienie.
- Dor, wysłucham wszystkiego, co masz mi do powiedzenia – rzekł, a potem wyczarował dwie wielkie poduszki, na których usiedliśmy, opierając się o siebie plecami.
     Zamknęłam na chwilę oczy i próbowałam uspokoić swoje skołatane serce, zebrać w sobie odwagę. W końcu zaczęłam opowieść.
- Opowiadałam ci o mojej siostrze Margaret. Niedawno skończyła dziesięć lat. Kocham ją, opiekuję się nią, wysyłam listy i słodycze z Miodowego Królestwa. Kiedy jestem w domu opowiadam jej o Hogwarcie, czasami czuję się tak, jakbym była jej matką, chociaż Maggie jest oczkiem w głowie rodziców. Można by sądzić, że jest młodszą ukochaną córeczką, a ja powinnam być zazdrosna... Nie jestem i nigdy nie byłam. Teraz jest inaczej, ale wcześniej nigdy mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałam, że rodzice kochają również mnie, chociaż wtedy może nie bardzo potrafili to okazać. Obecnie nadrabiają zaległości. – Przerwałam na chwilę, by przygotować się na wyznanie, które było martwe przez ostatnie jedenaście lat. – Miałam brata – wyszeptałam, a Eric nieznacznie się poruszył. – Miał na imię Christopher, był młodszy ode mnie o dwa lata. Od dziecka uwielbiał latać. Kiedy tata podrzucał go do góry w formie zabawy, czym doprowadzał do szału moją matkę, nie bał się, tylko machał rękami i nogami, śmiejąc się głośno. Już na pierwsze urodziny dostał maleńką miotełkę dla dzieci, później kolejne, coraz większe, chociaż wolno mu było latać tylko pod nadzorem kogoś dorosłego. Pewnego razu zachorowała moja babcia. Mama deportowała się do szpitala, by ją wesprzeć podczas ciężkiego leczenia, a ja i Chris zostaliśmy z tatą. Były wakacje, a on miał wolne w pracy, więc chciał nas zabrać do naszej ulubionej restauracji zaraz po tym, jak podrzuci znajomemu jakieś dokumenty. Pan Meyer mieszkał na obrzeżach Londynu w mugolskiej dzielnicy, takiej, gdzie przy wąskich uliczkach stoją szeregi identycznych domów z ogrodem i podjazdem na samochód, których jeszcze wtedy nie było tyle co teraz. Tata kazał nam zostać na podwórku, a sam wszedł do środka. Miałam pilnować Chrisa, cały czas trzymać go za rękę. Tylko to miałam wykonać, nic więcej, a zamiast tego pobiegłam oglądać cudowne kwiaty rosnące w ogrodzie pana Meyera, bo co się mogło stać czterolatkowi na domowym podwórku? – Znowu przerwałam na chwilę, ale Eric się nie odezwał, więc kontynuowałam. – Mój brat znalazł przy drewnianej budce miotłę. Nie dziecinną, ale normalną, dużą dla dorosłych. Dla takiego malucha miotła to miotła, na każdej da się polatać. Zanim się zorientowałam, wsiadł na nią i ledwo mogąc się utrzymać, poleciał w górę. Dopiero wtedy zaczęłam krzyczeć, płakać i prosić, by zszedł na dół. Był za słaby, żeby ją opanować, nie potrafił nią kierować, a jego próby lądowania… Miotła mocno przyspieszyła. Dom Meyerów był pod zaklęciem Fideliusa, ale tylko w granicach posesji, a Chris… Chris wyleciał na ulicę prosto pod jadący samochód. Rozumiesz? Tylko pięć osób w sąsiedztwie miało wtedy auto i akurat, któryś z sąsiadów postanowił wybrać się nim na zakupy. Christopher zginął na miejscu. Ludzie z Ministerstwa musieli wymazać mugolom pamięć, pojawili się jacyś uzdrowiciele, a ja zapamiętałam bezwładne ciało brata leżące na ulicy. Zmasakrowaną twarz i rękę zanurzoną w kałuży krwi. – Z moich oczu popłynęły łzy. Zamknęłam je i zobaczyłam uśmiechniętą twarz czterolatka o ciemnych włosach i, takich samych jak moje, szarych oczach. – Miałam go tylko trzymać za rękę! Dlaczego akurat wtedy musiał przejeżdżać ten samochód? – Wstałam teraz z podłogi i podeszłam do okna. Eric również się podniósł. – Nigdy nie pogodziłam się z tym, co się stało, z tym całym zbiegiem okoliczności. Rodzice byli załamani, matka nie odzywała się do nikogo przez miesiąc, a wtedy najbardziej potrzebowałam jej dobrego słowa. Ojciec zapewniał mnie, że to nie moja wina, biorąc wszystko na siebie, ale zawsze wiedziałam, że to ja uśmierciłam brata. Rodzice w końcu pogodzili się ze stratą, zaczęli dbać o to, co im zostało, zaczęli jeszcze bardziej troszczyć się o mnie, próbując rzucić w niepamięć tamto zdarzenie. Nauczyli się żyć od nowa, zdecydowali na kolejne dziecko. Ignorowali moje pytania odnośnie Chrisa, więc i ja w końcu przestałam je zadawać, udając, że nikogo takiego nigdy nie było tylko dlatego, że pytając, rozdrapywałam ranę, która wciąż mogła ich boleć. Od tego czasu sama musiałam sobie radzić. Kiedy w nocy budziłam się, widząc we śnie twarz Christophera, nie krzyczałam ze strachu. Wiedziałam, że by tego nie chcieli. Musiałam dorosnąć, bo jako sześcioletnie dziecko nie rozumiałam ich zachowania. Kiedyś zwierzyłam się dziadkowi, który wytłumaczył mi „po dziecinnemu” tok rozumowania rodziców. Powiedział, że Chris bardzo mnie kochał i nie chciałby zapewne widzieć, jak bardzo się przez niego smucę. To było jakieś dwa lata po wypadku. Poprosiłam go wtedy, żebyśmy poszli na cmentarz. Stojąc nad nagrobkiem brata, przysięgłam, że postaram się więcej uśmiechać. Obiecałam, że jeśli kiedyś spotkam kogoś, komu zaufam bezgranicznie, kto będzie wart poznania jego historii, kogo Chris, gdyby żył, na pewno by polubił, opowiem mu o nim i raz na zawszę zostawię w spokoju. Pożegnam się, uwalniając ze smutku i siebie i jego. To było trudne, żyć przez lata wspomnieniem schowanym na samym dnie podświadomości, ale teraz wiem, ze spełniłam daną mu obietnicę, wiem, że teraz może odejść w spokoju, nie nękając mnie więcej w snach. Nigdy o nim nie zapomnę, bo był moim ukochanym, młodszym bratem, ale teraz wszystko zrozumiałam. Pogodziłam się z tym, że widocznie tak musiało być. – W końcu odwróciłam się do Krukona i spojrzałam mu w oczy. – Dzięki tobie zrozumiałam, że czas dać mu odejść, Eric.
- Dzięki mnie? – Chłopak odezwał się pierwszy raz od czasu, kiedy zaczęłam opowieść.
- Tak, bo opowiedziałeś mi o swoim ojcu. To wtedy postanowiłam, że nadszedł odpowiedni czas. Jeśli inni potrafią, to ja też. Nie wiedziałam tylko, jak do tego wrócić, bo oprócz mojej rodziny i kilku osób z Ministerstwa, nikt nie wiedział o Chrisie. Nigdy nie powiedziałam o nim przyjaciółkom, chociaż ufam im bezgranicznie. Dzisiaj Black nieświadomie wywołał we mnie te wspomnienia i chociaż na początku bałam się, że znowu mnie zniszczą, postanowiłam sobie z nimi poradzić. Przepraszam, jeśli zmusiłam cię do wysłuchania tego wszystkiego. Zdaję sobie sprawę, że…
- Dorcas, nie musisz za nic przepraszać. – Eric podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach. – Rozumiem cię, Dor – powiedział, a z moich oczu znowu potoczyły się słone łzy. – Przez lata cierpiałaś potrójnie. Za siebie, za Chrisa i za rodziców. Uważam, że dobrze robisz. Czas dać każdemu z nich odejść własną drogą. Jesteś najsilniejszą dziewczyną, jaką znam. Wiem, że poradzisz sobie ze wszystkim, jeśli tylko będziesz pewna, że inni również zaznali spokoju.
     Skinęłam głową. Krukon miał rację. Powinnam przypieczętować rozstanie z tym wydarzeniem. Wrzucić je do szufladki: „opłakane, wycierpiane, zrozumiane, gotowe do zamknięcia” i ostatecznie zakopać, zostawiając wspomnienia tylko z czterech szczęśliwych lat życia Christophera.
- Pójdziesz ze mną, ostatni raz pożegnać się z Chrisem? – spytałam cicho.
- Jeśli tego chcesz.

~ * ~

     Było już po dwudziestej drugiej, kiedy przemierzałam korytarze prowadzące do mojej wieży. Nie dbałam o to, czy dostanę szlaban za wałęsanie się o tej godzinie po szkole, bo czułam ulgę. Ogromny głaz rosnący przez jedenaście lat, właśnie dzisiaj spadł mi z serca. Pozwoliłam Chrisowi odejść. W Zwierciadle Ain Eingarp, które pokazała mi kiedyś Lily, widziałam, jak mój brat macha mi na pożegnanie i z małą miotełką w ręce odchodzi, znikając w oddali. O tym marzyłam przez lata. Definitywnie zakończyłam ten etap mojego życia, a historia Chrisa już nigdy nie zostanie opowiedziana. Nawet moim przyjaciółkom. Jeśli ktoś mnie kiedyś spyta o rodzeństwo, powiem tylko, że miałam brata, pogodzona z faktem użycia w tym zdaniu czasu przeszłego.
     W Pokoju Wspólnym nikogo już nie było, więc wspięłam się na górę. Gdy stanęłam przed odpowiednimi drzwiami, o mało nie dostałam zawału, kiedy z cienia wyłoniła się wysoka postać, zamieniająca się powoli w jednego z Huncwotów.
- Co tu robisz? – spytałam.
- Czekam na ciebie – odparł Syriusz. – Gdzie byłaś?
- Rozprawiałam się z przeszłością – powiedziałam wymijająco. – Chciałeś coś?
- Przeprosić za to, że zostawiłem cię samą. Nie powinienem…
- Właśnie, nie powinieneś. To był twój ostatni sprawdzian. Oblałeś go – stwierdziłam.
- Dorcas, porozmawiajmy. Powiedz mi, co się dzisiaj stało.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, Black. Na pewno nie teraz. Zostawiłeś mnie samą wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam twojej obecności.
- Dor…
- Zamknęłam już furtkę z twoim nazwiskiem, Black. Jesteś, jaki jesteś, nie zmienisz się, nie rozumiemy siebie nawzajem. Nie chcę z tobą być.
- Przyszedłem – wtrącił nieśmiało.
- Za późno – rzekłam, a potem odwróciłam się i weszłam do dormitorium.

Ann Vick
     Byłam zdruzgotana i zła. Od czasu wspólnego szlabanu Lily i James nie odzywali się do siebie. Od tamtego momentu również Dorcas unikała Blacka i o ile po kilku dniach tej drugiej przeszło, o tyle moja ruda przyjaciółka nadal nie rozmawiała również ze mną i Dor, a także z Seanem, który ciągle męczył nas swoimi pytaniami.
     Musiałam przyznać, że obecna sytuacja była jeszcze gorsza niż poprzedni układ tej dwójki. Unikali się i nawet nie kłócili, a najgorsze było to, że Lily od tamtego czasu ani razu nie wspomniała o Potterze. Wcześniej jej na nim zależało, to było widać gołym okiem, ciągle o nim mówiła, ale teraz... Zachowywała się tak, jakby go w ogóle nie znała. Z relacji Remusa wiedziałam, że Rogacz zachowywał się podobnie. Bałam się, że mimo naszych usilnych prób ta dwójka się nie pogodzi, a w ostateczności nie zejdzie.

~ * ~

     Siedziałam z Drocas na śniadaniu i czekałam, aż Huncwoci łaskawie zjawią się w Wielkiej Sali. Kiedy w końcu przyszli, szybko do nich podeszłam.
- Remus, musimy porozmawiać. Mam do ciebie sprawę – od razu przeszłam do rzeczy, nawet nie pozwalając mu usiąść. – Huncwoci spojrzeli na mnie niechętnie, ale ja wiedziałam, że Lupin mnie lubi i mimo wszystko pójdzie ze mną.
- W porządku – odparł w końcu. – Tylko szybko.
- Oczywiście – powiedziałam z szerokim uśmiechem i poprowadziłam go do miejsca, gdzie czekała Dor.
- O co znowu chodzi? – zapytał, siadając koło niej.
- Mam pewien pomysł odnośnie tego, jak pogodzić Pottera z Lily. Muszę tylko wiedzieć, być pewna na sto procent, że Jamesowi nadal na niej zależy. – Remus westchnął.
- Ann, daj spokój. Jestem pewny, że Rogaczowi nadal na niej zależy, ale może oni nie chcą się godzić. Może tak właśnie powinno być. Może nie są sobie przeznaczeni, a my niepotrzebnie i na siłę próbujemy to zmienić. Ostatnio, jak z nią rozmawiałem, totalnie mnie zbyła, czego do tej pory nigdy nie robiła.
- Ja wiem, że oni chcą być razem, ale nie potrafią dopuścić do siebie myśli, że to mogłoby się udać, więc wybadaj, czy James nadal chce walczyć o ten związek i daj mi znać. – Lupin westchnął, a potem powiedział:
- Mógłbym chociaż wiedzieć, co ty znowu wymyśliłaś?
- Ann stwierdziła, że trzeba ich umówić na spotkanie – wtrąciła się w końcu Dorcas. – Osobiście uważam, że to nie jest dobry pomysł, bo jeszcze bardziej się wściekną.
- Ann, proszę cię – rzekł Lunatyk. – Daj im święty spokój.
- Nie – powiedziałam stanowczo. – Wolę, żeby Lily nie odzywała się do mnie niż do Pottera.
- Za bardzo się poświęcasz – stwierdziła Dorcas. – Może jej bardziej zależy na waszej przyjaźni? Ann, Remus ma rację. Daj im w końcu święty spokój. – Lupin pokiwał głową. Nie wierzyłam, że tym razem on też będzie przeciwko mnie. Dorcas już ostatnio wypowiedziała się na ten temat, ale on? Zauważyłam, że Lunatyk ma do mnie słabość i do tej pory dobrze to wykorzystywałam, ale teraz nie dał się przekonać.
- Czyli nie wypytasz Jamesa? – spytałam w końcu, patrząc na niego zmrużonymi oczami.
- Nie – odparł stanowczo. – Nie chcę dłużej się w to bawić, wybacz. Lily jest moją przyjaciółką i nie mogę jej tego zrobić.
- Dobra, jak chcesz – rzekłam zdenerwowana. Dlaczego nikt nie widzi tego co ja? Czy tylko dla mnie sytuacja jest oczywista?
- Ann, uspokój się – powiedziała Dorcas. – Przecież wiesz, że mamy rację.
- Szkoda z wami gadać… – rzuciłam na koniec, a potem opuściłam Wielką Salę.

James Potter
     Zastanawiałem się, co Ann znowu wymyśliła, że potrzebowała do tego Lunatyka. Ostatnio blond przyjaciółka Lily za wszelką cenę próbowała nas pogodzić, ale ja nie byłem głupi. Pogodzę się z nią tylko wtedy, kiedy ona sama będzie tego chciała.
     Obserwowałem, jak Ann wkurzona wychodzi z Wielkiej Sali, a Lupin po zamienieniu kilku zdań z Dor, w końcu ma zamiar do nas dołączyć.
- Co znowu chciała Vick? – spytał Peter, kiedy Lunatyk usiadł na swoim miejscu.
- Nic ważnego – odparł zapytany, ale po spojrzeniu, jakie mi posłał, wywnioskowałem, że znowu byłem głównym tematem rozmowy.
- Rogacz, kiedy robimy kolejny trening? – zapytał Black. – Od ostatniego meczu Evans nie była na żadnym, więc może w końcu się zjawi. Chyba, że ją wyrzucisz i weźmiesz Marka.
     Na te dosyć ostre słowa Syriusza zareagowałem od razu.
- Dlaczego mam ją wyrzucić z drużyny? Harmon nie jest tak dobry jak ona.
- Ale w przeciwieństwie do Evans, przychodzi na treningi. Gdyby z nami dłużej ćwiczył, byłby równie dobry – stwierdził Łapa.
- Nie będę zaczynał wszystkiego od nowa. Evans zna naszą taktykę, gra w drużynie od początku – odparłem stanowczo.
- Rogacz, przyznaj w końcu sam przed sobą, że nadal ci na niej zależy – odezwał się Peter. – Gdyby ktoś inny opuścił, chociaż jeden, trening bez konkretnego uzasadnienia, wyrzuciłbyś go.
- Dlaczego tak sądzisz? Niby czemu miałbym kogoś wyrzucać? Nie po to się z nimi wszystkimi męczę, żeby potem...
- Och, daj spokój, James – rzekł Syriusz zniecierpliwiony. – Zależy ci na niej i tyle. Ciągle ze wszystkiego się tłumaczysz, nie uczestniczysz w naszych akcjach... Rogacz, co z tobą? Osobiście naprawdę mam tego dosyć. Lubię Evans, ale nie sądzisz, że czas się wycofać? Co ty w niej nadal widzisz?
- Nic w niej nie widzę – odparłem. – Dziewczyna jak każda inna. Miałem ubaw, bawiąc się z nią. Poza tym już ją pocałowałem i to nawet nie jeden raz, więc mogę z czystym sumieniem postawić przy jej nazwisku haczyk.
- Jeszcze niedawno mówiłeś... – zaczął Syriusz.
- Łapa, w całym swoim życiu mówiłem dużo różnych rzeczy, które tak naprawdę nie miały znaczenia. Chłopaki, przecież całe nasze życie opiera się na kłamstwach, intrygach i zabawie, więc czy ważne jest to, co mówimy?
- Znowu się tłumaczysz – stwierdził Black. – Rogacz, przecież jakiś miesiąc temu mówiłeś, że ją kochasz. Powtarzałeś to ciągle od czwartej klasy, a ja słuchałem tego, myśląc, że cały czas żartujesz.
- Mówiłem to wielu dziewczynom – rzekłem beznamiętnym tonem. Nie podobał mi się kierunek, na jaki schodziła ta rozmowa. Dodatkowo Lupin stanowił dla mnie swego rodzaju zagrożenie, ponieważ wiedział coś, czego teraz w życiu bym mu nie powiedział. Tamtego dnia w bibliotece miałem chwilę słabości. Tak bardzo zależało mi na Evans, że zrobiłbym wszystko, byleby ze mną rozmawiała. I rozmawiała, ale teraz znowu wszystko się skomplikowało. Może jednak nie jest nam pisane bycie razem, zastanowiłem się. Może... Mimo wszystko nadal liczyłem na to, że coś się zmieni, że ona zmieni zdanie, bo im bardziej próbowałem to lekceważyć, tym bardziej mi na niej zależało, ale co z tego, jeśli nie chciała mnie znać? Musiałem przyznać sam przed sobą, że Evans była pierwszą dziewczyną, która naprawdę mnie zraniła, chociaż tak bardzo próbowałem to ukryć. Dla Petera moje życie prywatne nie miało znaczenia, Black wkurzał się tylko dlatego, że ostatnio ceniłem Evans bardziej niż naszą przyjaźń, a Lunatyk... Jako jedyny wiedział o wszystkim, a nawet jeżeli nie, to albo sam się domyślał, albo o wszystkim informowała go Ann.
- Ale nigdy nie na poważnie – stwierdził w końcu Lupin. Posłałem mu zabójcze spojrzenie.
- Widzisz, miałem rację – powiedział Łapa.
- Nie, Syriusz. Nie miałeś racji.
- To wytłumacz mi w takim razie, co się stało, że aż tak się zmieniłeś. Evans stawiasz wyżej niż naszą przyjaźń. Myślałem, że żartujesz, angażując się w ten „związek”. Sądzisz, że nawet, jeżeli Evans kiedyś, w końcu na ciebie spojrzy, to obdarzy cię jakimś uczuciem? Ona cię nienawidzi! Nie licz na dużo z jej strony. Pobawi się tobą i zostawi tak, jak to robiłeś ty. Ona jest bezwzględna, jeśli chodzi o zemstę, więc uważaj, bo ja nie będę cię żałował. James, zrozum w końcu, że ona na ciebie nie zasługuje. Jeśli do tej pory się nie zdecydowała, już tego nie zrobi. Możecie się przyjaźnić, ale nie sądzę, żebyś dostał od niej coś więcej.
- Wiesz co, Black? Masz rację. Nadal mi na niej zależy, ale nie mogę zrobić nic, dopóki ona sama nie będzie chciała.
- Właśnie to próbuję ci powiedzieć. Ona nigdy nie będzie chciała wejść z tobą w żadne układy, nie wspominając już o związku – rzekł Łapa ze złością. – Ale w porządku. Powiedz łaskawie jak skończysz tą zabawę. I nie licz na to, że będziesz mógł przylecieć do mnie z płaczem, bo nic mnie to nie obchodzi. Jeśli jednak docenisz w końcu naszą wieloletnią przyjaźń, zgłoś się, Potter.
- Chłopaki – wtrącił się Lunatyk. – Przestańcie. Chyba nie pozwolicie na to, żeby jakaś dziewczyna was poróżniła.
- Już nas poróżniła, Lupin – stwierdził Syriusz, a potem wyszedł z Wielkiej Sali.
- Jeszcze komuś nie podoba się to, co robię? – spytałem ze złością.
- Mi jest to obojętne – rzekł Glizdogon. – I tak zrobisz, co będziesz chciał. – Racja, pomyślałem. – Dogonię Łapę – dodał Glizdek, a potem także wyszedł z Wielkiej Sali.
- Zadowolony jesteś? Co ty robisz, James? – zapytał Lunatyk, kiedy zostaliśmy sami.
- Nie rozumiem – odparłem.
- Przecież wiesz, że Łapa bardzo dba o waszą przyjaźń, a ty odstawiasz taki numer.
- A co miałem zrobić? Mam zrezygnować z Lily? Poza tym to ty wrobiłeś mnie w tą sytuację! Ja nie chciałem poruszać tego tematu. Syriusz jest moim kumplem, ale nie zapewni mi szczęścia do końca życia. Czas w końcu dorosnąć, a to, że znalazłem dziewczynę, którą kocham, trochę ułatwia mi sprawę.
- Naprawdę wierzysz w to, że możesz spędzić z nią całe życie? – Nie odpowiedziałem. Nie, wcale tak nie sądziłem. Co więcej byłem przekonany, że tak nie będzie. Mimo to czułem, że tylko z Evans dowiem się w końcu, czego tak naprawdę potrzebuję. – Czyli nadal chcesz o nią walczyć? – spytał Lunatyk zrezygnowany, a ja skinąłem głową. – Nawet po tym wszystkim co ci powiedziała, jak cię potraktowała?
- Nawet – odparłem zdecydowanie. Tak, zbyt mocno mi na tym zależało, żeby teraz zrezygnować. Może jeśli zobaczy, że po tym wszystkim nadal próbuję, zmieni zdanie.
- No cóż, rób jak chcesz. Jeśli jesteś w stu procentach przekonany, to może dogadaj się z Ann – powiedział Lupin.
- Nie rozumiem.
- Myślisz, że czego ona ciągle ode mnie chce? Za wszelką cenę stara się was jednak zeswatać.
- To jej pomóż – odparłem.
- Nie mam zamiaru dłużej się w to bawić, James, bo to przechodzi ludzkie pojęcie. Poza tym Lily jest moją przyjaciółką i nie mam zamiaru jej tego robić. Ona i tak już wie, że mam swoje zdanie na ten temat, które jej się nie podoba.
- Remus, przecież nie pójdę do najlepszej przyjaciółki Evans i nie powiem jej wprost, żeby mnie zeswatała z Lily. Poza tym, pozostawiłoby to plamę na moim honorze.
- No tak, honor ponad wszystko – rzekł Lupin z ironią. – A nie mówiłeś mi kiedyś przypadkiem, że jesteś w stanie poświęcić dla niej wszystko? Wydaje mi się, że jeśli chcesz ją zdobyć, będziesz musiał poświęcić nie tylko swój honor, ale i o wiele więcej.
- Remus – spojrzałem na niego znacząco i w napięciu czekałem na reakcję.
- Dobra – powiedział w końcu. – Ostatni raz się dla ciebie poświęcam. Mam nadzieję, że to wszystko będzie tego warte i że Lily mnie nie znienawidzi.
- Wszystko będzie lepsze od tej jej cholernej obojętności. Już wolę, żeby się na mnie darła.
- Ale pamiętaj, jeżeli do końca tego semestru sprawy nie posuną się do przodu, osobiście cię zabiję – zagroził.
- Jasne – odparłem niedbale. – Mam nadzieję, że nie będę musiał kupować trumny, bo są strasznie drogie – puściłem do niego oko.
     Dokończyliśmy śniadanie w spokoju, a potem poszliśmy poszukać chłopaków.

Dorcas Meadowes
     Znalazłam Ann na Błoniach. Poranne słońce ledwo przebijało się przez październikowe chmury.
- Nie chce mi się z tobą gadać – powiedziała, kiedy do niej podeszłam.
- Ann, daj spokój. I sobie i im – dodałam.
- Dlaczego jesteś taka uparta? Chociaż ten jeden raz mogłabyś złamać te swoje zasady.
- Po pierwsze, dobrze wiesz, że nie lubię się wtrącać w czyjeś życie nawet, jeśli chodzi o moją przyjaciółkę. Po drugie, nie mamy pewności, że Jamesowi naprawdę zależy na Lily, po trzecie, nie masz pojęcia, co tak naprawdę ona do niego czuje. Jeśli jednak jest coś poważnego na rzeczy to i tak nie jest powiedziane, że oni w ogóle chcieliby być razem. Co zrobisz, jak dopniesz swego, a oni zerwą ze sobą? Sprawa skomplikuje się jeszcze bardziej, a wszystkie oskarżenia polecą na ciebie.
- Masz rację, nie mamy pewności, ale czy nie uważasz, że ta sytuacja już jest fatalna? Gorzej więc być nie może – stwierdziła, a ja musiałam przyznać jej choć częściowo rację, ale nie powiedziałam tego głośno. Sama uległam Syriuszowi i chociaż okazał się niewart mojego zachodu, Lily nie robiła mi żadnych wymówek, więc ja też nie mogłam jej tego zrobić. Nie pojmowałam, jak Ann może tak ciągle mieszać i jeszcze wciągać w to biednego Remusa, który również ze względu na swoją wieloletnią przyjaźń z Lily i Potterem, nie chce się w nic wtrącać.
- Rób, co chcesz, ale mnie do niczego nie mieszaj – rzekłam, na co moja jasnowłosa przyjaciółka nic nie powiedziała.
     Siedziałyśmy w ciszy. Lekcje zaczynałyśmy dzisiaj dopiero od trzeciej godziny, więc spokojnie mogłyśmy wylegiwać się na trawie. W pewnej chwili zauważyłam, że w naszą stronę idzie Lily. Zdziwiłam się nieco, bo od czasu szlabanu w Zakazanym Lesie moja przyjaciółka nie rozmawiała z nikim.
- Cześć – powiedziała niepewnie, kiedy do nas podeszła. Spojrzałam na Ann, a potem na nią.
- Cześć – odparłam.
- Możemy chwilę pogadać?
- Przecież nie musisz pytać.
- Ale... – zaczęła, jednak nie wiedziała, co powiedzieć. Usiadła naprzeciwko nas i teraz wpatrywała się we własne dłonie.
- O czym chciałaś rozmawiać? – spytała Ann.
- Ja... Chciałam was przeprosić – rzekła. – Nic nie zrobiłyście, a ja na was nawrzeszczałam, nie odzywałam się… Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale byłam wtedy taka wściekła na Pottera…
- Nie ma sprawy – odparłam z uśmiechem. W pełni ją rozumiałam. Ostatnio Black również doprowadził mnie do szału i chociaż teraz normalnie z nim rozmawiałam, domyślałam się, co ona czuła.
- Ej, ja się poczułam urażona – wtrąciła Ann, a ja posłałam jej piorunujące spojrzenie. – No co?
- Przepraszam, Ann – powiedziała jeszcze raz. – Może jestem głupia, ale doszłam do wniosku, że chyba nie ma już we mnie nic z dawnej mnie. Nie wiem. Zmieniłam się i chyba nie jest to zmiana na dobre.
- O czym ty mówisz? – zapytałam lekko zaskoczona jej słowami.
- O tym, że zawsze wiedziałam, co robić, a teraz po prostu nie mam pojęcia – kilka łez spłynęło jej po policzkach. Zastanawiałam się, o czym w tym momencie myśli. – James ostatnio działa na mnie jeszcze bardziej drażniąco, ale mimo wszystko żałuję tego, co mu powiedziałam wtedy po szlabanie.
- A można wiedzieć, co mu powiedziałaś? – wtrąciła Ann.
- Coś w stylu, że wolałabym go nigdy w życiu nie poznać i nigdy więcej nie oglądać. – Ann zrobiła duże oczy, ale Lily nie dała jej na szczęście dojść do słowa. – Nie zasłużył na to – kontynuowała. – Teraz wiem, że naprawdę poważnie go uraziłam. – Vick spojrzała na mnie wymownie. – Jest jeszcze druga sprawa.
- Mianowicie? – Moja kręcono włosa przyjaciółka wydawała się teraz bardziej zainteresowana.
- Miałaś rację – zwróciła się do niej Lily.
- Naprawdę? Kiedy? – spytała ta z ironią.
- Ann, nie ułatwiasz jej sprawy – zganiłam ją.
- Przepraszam – odparła tamta. – A więc z czym miałam rację?
- Z Seanem – wyjaśniła Lilka, a ja automatycznie wciągnęłam powietrze. – Wcześniej tak o tym nie myślałam, ale kiedy zaproponował mi chodzenie, zgodziłam się, myśląc chyba, że wkurzę tym Pottera. Na razie miał to być związek bez zobowiązań, więc bez żadnych konsekwencji i tłumaczeń mogłabym z nim w każdej chwili zerwać…
- Więc zrób to, jeśli chcesz.
- Tu się właśnie tworzy kolejny problem. Chcę powiedzieć Seanowi prawdę, co jest równoznaczne z tym, że mnie rzuci…
- Nie o to ci chodzi? – spytałam.
- Właściwie to sama nie wiem. Od września naprawdę go polubiłam, jest fajnym chłopakiem. Trochę zbyt naiwnym, ale chyba żal by mi było, kończyć ten związek czy cokolwiek to było, jest…
- Nie rozumiem – przyznałam. Nie nadążałam za nią.
- Przecież Rogacz nawet nie wie, że chodzisz z Whitbym – stwierdziła Ann.
- I właśnie w tym jest problem, a może nawet i nie – dodała po chwili Lily.
- Nie rozumiem – powtórzyłam, a ona westchnęła.
- Chcę przeprosić Pottera i spróbować jakoś się z nim dogadać – zaczęła wyjaśniać. – Nie chcę się z nim kłócić. Nie chcę, żeby był na mnie zły. To wcale nie jest tak, że żałuję znajomości z nim. Wręcz przeciwnie, ale na dzień dzisiejszy nie mogę mu zaproponować nic więcej niż przyjaźń i o to chcę zawalczyć.
- A co ma do tego Whitby?
- Jeśli James nic o nim nie wie, to jest szansa, że mi wybaczy albo chociaż wysłucha.
- W sumie masz rację – poparłam ją.
- A co chcesz zrobić z Seanem? – spytała Ann.
- Powiem mu całą prawdę. Chciałabym tego nie robić, ale muszę.
- Nie rozumiem. To chcesz z nim zerwać czy nie?
- Nie wiem. Chyba nie. Obawiam się jednak, że nie będę miała wyjścia.
- Ale przecież powiedziałaś, że chodziłaś z nim dlatego, że byłaś zła na Pottera i chciałaś zrobić mu na złość.
- No tak, ale to nie jest takie proste. Kiedy się zgadzałam, byłam na niego wściekła. Z początku taki był mój zamiar, ale jak już zauważyłyście, Rogacz o niczym nie miał pojęcia, bo potem już w sumie nie chciałam, żeby o tym wiedział. Miałam ogromną chęć powiedzieć mu o tym w dzień szlabanu, ale nie mogłam go aż tak dobić. Szczerze mówiąc, to teraz mam wobec niego straszne wyrzuty sumienia w związku z tym. Cały czas czuję się winna, że spotykanie się z Seanem sprawia mi prawdziwą radość.
- To jest zbyt skomplikowane – stwierdziłam. Nie rozumiałam do końca, o co chodzi mojej przyjaciółce.
- Czekaj, wyjaśnij to jeszcze raz. Po pierwsze chcesz przeprosić Jamesa i jakoś się z nim dogadać, oferując mu przyjaźń – zaczęła Ann. – Po drugie chcesz powiedzieć Whitby’emu całą prawdę, wiedząc, że z tobą zerwie. Po trzecie, z racji tego, że nie możesz ofiarować Rogaczowi tego, na co liczy, nadal chcesz się spotykać z Seanem. Po czwarte ten twój Puchon nie jest w tym momencie zemstą na Potterze, ale kartą przetargową, żeby się z nim dogadać. Po piąte chcesz nadal być z Whitbym, ale masz wyrzuty sumienia z tego powodu względem Jamesa? – zakończyła.
- Mniej więcej właśnie tak to wygląda – wyjaśniła Lily. – Mówiłam, że nie wiem, co robić. Zależy mi na znajomości i jednego i drugiego. Jeśli obojgu powiem prawdę, stracę obu. Jamesa znam dłużej i bardziej go skrzywdziłam, więc w sumie to najpierw z nim chcę wszystko naprawić. Jeśli przez to Sean ze mną zerwie to trudno, jakoś przeżyję, chociaż będę żałowała swojej głupoty.
- Czy to wszystko nie sprowadza się do tego, że na Potterze zależy ci bardziej niż na Whitbym? – spytała Ann.
- To nie jest tak, że mi zależy lub nie. Po prostu czuję się źle, bo zachowałam się wobec niego podle, poza tym po tak długiej znajomości czuję do niego swego rodzaju przywiązanie. Jeśli chodzi o Seana to po prostu mi żal, że w tak głupi sposób zmarnowałam ewentualną szansę na coś poważniejszego.
- Lily – odezwałam się pierwszy raz od dłuższego czasu. – Nie możesz mieć ich obu jednocześnie. Albo ty z któregoś zrezygnujesz albo Potter zrezygnuje z ciebie, bo on nie zniesie konkurencji.
- Wiem, Dor, ale naprawdę nie jestem w stanie dać mu tego, co chce. To on stwarza problemy.
- A jednak to właśnie z nim chcesz uregulować wszystkie sprawy.
- Bo mam coś takiego jak poczucie winy wobec niego.
- A wobec Seana nie? To, że go wykorzystałaś, to było według ciebie w porządku?
- Nie, ale sam zaproponował związek bez zobowiązań.
- Bo mu na tobie naprawdę zależało! – stwierdziła Ann. Ja wolałam się nie odzywać w tym momencie.
- Możliwe, ale wiedział, na co się pisze. Teraz też przedstawię mu całą sprawę, niczego nie zatajając. To będzie jego wybór. Nie mój.
- Świetnie! Po prostu cudownie – rzekła Ann ze złością. – Porzuciłaś zemstę na rzecz dogadania się z Potterem, co moim skromnym zdaniem, jest najlepszą decyzją, jaką ostatnio podjęłaś, ale zauważ, że w twoim scenariuszu cały czas zakładasz, że Whitby z tobą zerwie, kiedy się o wszystkim dowie. Jednak co zrobisz, jeśli Sean cię nie rzuci? Jeśli James ci wybaczy, jak mu o tym powiesz, nie wywołując kolejnej awantury? Dobrze wiesz, że takową zrobi.
     Spojrzałam z napięciem na Lily. Ann zadała kluczowe pytanie. Moja przyjaciółka chciała załatwić wszystko w sposób, który jej najbardziej odpowiadał, nie zważając na nieprzewidziane przeszkody. Chciała pozbyć się poczucia winy, chociaż widać było, że nieświadomie ustawia wszystko pod Rogacza. W tym momencie jej rozumowanie było egoistyczne. Właśnie zamierzała zrobić to, o co zawsze oskarżała Pottera, a mianowicie o bawienie się uczuciami.
- Przecież jeśli James zobaczy, że chodzisz z Whitbym, to będzie dla niego kara sama w sobie, nawet jeśli nie to jest twoim zamiarem.
- Nie wiem, co zrobię. Nie moja wina, że Potter nie potrafi zrozumieć tego, że z nim nie będę. Może być dla mnie kolegą, nawet przyjacielem, to i tak o wiele więcej niż planowałam, ale na pewno nikim więcej. Nie mogę żyć pod jego dyktando, bo już dawno skończyłabym z nim w łóżku – stwierdziła Lily.
- Może tak właśnie powinno być? – powiedziała moja blond przyjaciółka. Nie, Ann, pomyślałam z obawą. Nie tędy droga.
- Aha, czyli według ciebie, powinnam się z nim umówić, przespać, a potem czekać aż mnie rzuci? – Lily była teraz naprawdę wściekła.
- Nie. Ja tylko próbuję powiedzieć, że... – zaczęła Ann, ale jej przerwałam, wiedząc, że zaraz ta dwójka rzuci się sobie do gardeł.
- Przestańcie! Lily, jeśli już coś postanowiłaś, to zrób to. Pogadaj z Jamesem, pogadaj z Seanem. Tylko zanim to zrobisz, zastanów się, na którym bardziej ci zależy i który z tej dwójki będzie ewentualnie bardziej skłonny do kompromisu.
- Oczywiście, że Sean.
- Więc idź najpierw do Rogacza, potem Whitby’ego. Jeśli Sean z tobą nie zerwie, są szanse na to, że ustosunkuje się odpowiednio do twojej znajomości z Jamesem. Jeśli nie, to i tak byłaś przygotowana na zakończenie związku, prawda? – Skinęła głową. – Więc wszystko jasne.
     Ann wywróciła oczami. Wiedziałam, że znowu jest zła, ale byłam przekonana, że zaproponowana przeze mnie opcja, jest w tej sytuacji najlepsza. Jeśli Lily nie była jeszcze gotowa na ewentualne wiązanie się z Rogaczem, co mimo wszystko nie było przesądzoną sprawą na przyszłość, powinna dążyć na razie do tego, by być zadowolona z tego, co ma i uzyskać względny spokój. Nawet, jeśli naprawdę kiedyś pokochałaby Pottera, nie było powiedziane, że muszą ze sobą być. Do takich właśnie wniosków doszłam ostatnio, myśląc nad tym, co się działo ostatnimi czasy. Jeśli chciała się spotykać z Seanem, ok. Jeśli chciała przyjaźnić się z Jamesem, to jeszcze lepiej. Ja nie miałam zamiaru ani prawa podważać jej decyzji.
     Moja ruda przyjaciółka rozważała przez chwilę to, co powiedziałam.
- Masz rację, tak chyba będzie najlepiej – rzekła w końcu, a Ann skapitulowała.
- Dobra, twoje życie, twoja decyzja – powiedziała, a ja wiedziałam, że ten temat jest już zakończony. Bynajmniej do t e j rozmowy Lily i Jamesa, którą mam nadzieję przeprowadzą w postaci przemyślanych słów, a nie nieprzemyślanych czynów, co nie było aż tak oczywiste, jak być powinno.
     Pogadałyśmy jeszcze chwilę o różnych głupotach. Cieszyłam się, że w końcu wszystko, chociaż bardzo powoli i na bardzo cienkiej granicy, zaczyna się prostować. Teraz, kiedy Lily podjęła taką decyzję, może wszystko się ułoży, chociaż na jakiś czas, bo wiedziałam, że długo w zgodzie to ta dwójka nie pociągnie. Oni po prostu żyli tymi swoimi kłótniami, które nadawały im sens życia.
- Chyba okazję do rozmowy z chłopakiem będziesz miała szybciej niż myślisz – powiedziała Ann w pewnej chwili.
- Co?
- Sean tu idzie – wyjaśniła.
     Spojrzałyśmy we wskazanym przez nią kierunku. Kiedy Lily zobaczyła Seana, spanikowała. Zerwała się z ziemi i zebrała swoje rzeczy.
- Co ty robisz?
- Nie mogę przecież teraz z nim rozmawiać. Najpierw rozmowa z Jamesem, zapomniałaś? Poza tym muszę na spokojnie przemyśleć, co mam mu powiedzieć.
- Ale... – zaczęła Ann, jednak nie zdążyła dokończyć, bo Lily już biegła w stronę zamku. – Wolałabym, żeby od razu mu powiedziała, że z nim zrywa. – Westchnęłam.
- Nie jest powiedziane, że ze sobą zerwą – rzekłam.
- Ale tak powinno być i dobrze o tym wiesz.
- Cześć dziewczyny – usłyszałyśmy w końcu głos Seana. – Widzę, że z wami Lily się pogodziła.
- Nie do końca – rzekłam niepewnie. Chciałam chociaż trochę ją usprawiedliwić.
- Nie wiem, co w nią wstąpiło. Nie chce ze mną rozmawiać, unika mnie, a ja muszę z nią pomówić, muszę jej coś wyjaśnić.
- Posłuchaj Sean, nie potrafię ci pomóc. Lily mówiła, że porozmawia z tobą, ale najpierw musi coś załatwić.
- Mówiła, o co chodzi? – spytał niepewnie.
- Lily ostatnio nic nam nie mówi – wtrąciła się w końcu Ann.
- A wiecie może, o co pokłóciła się wtedy z Potterem? – Pokręciłyśmy stanowczo głowami, bo nie była to jego sprawa. – No cóż. Dzięki – rzekł Sean, a potem nas zostawił.

13 komentarzy:

  1. Kochana Luthien!
    Dziękuję za dedykacje, nie spodziewałam się tego :) Ale było to, oczywiście, bardzo miłe zaskoczenie :P
    Nie skomentuje tego porządnie w bo po prostu mi się nie chce :D Wiem, jestem taka zła...
    Nie mogę się doczekać tych rozmów z Jamesem i Seanem. W głębi liczę, że on z nią zerwie, ale wiem, że raczej do tego nie dojdzie. Chociaż... nie wiem, musze poczekać :(
    NIENAWIDZĘ ANN. Nareszcie udało Ci się mnie do niej zniechęcić. Lupin i Dorcas mają rację: co ma być, to będzie ;)
    I teraz zakończę. Jest to mój najkrótszy komentarz jaki zostawiam pod Twoim postem, ale trudno :( Rozdział genialny, podoba mi się jak pokazujesz uczucia bohaterów, a w tym rozdziale najbardziej ta scena z Jamesem i opowieścią Dor. Muszę teraz czekać aż tydzień na dalszy ciąg wydarzen. Kocham Twój styl pisania i nawet mnie nie wkurzaj, że piszę lepiej od Ciebie, bo nie wiem co Ci zrobię :P
    Pozdrawiam,
    Gabby

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Luthien!
    Rozdział zajebisty *.* Brakowało trochę wątku Jamesa i Lily, ale i tak był niesamowity.

    Historia Dorcas naprawdę mnie poruszyła. Straciła brat i jeszcze do tego sama siebie obwiniała. Szkoda ze Łapa nie skorzystał z szansy której ona mu dala wcześniej.

    James chce, ale nie potrafi nie nawidzic Lily. Słodkie Jest To że Dalej Mu Na Niej Zależy. Mam nadzieje ze szybko się pogodzą i zaczną ze sobą chodzić, albo na początku tylko się przyjaźnic.

    Pomysły Ann mnie naprawdę szokują. Ona chyba zrobi wszystko żeby Evans była z Potterem. Fajnie za za namowami Jamesa, Lupin zgodził się współpracować z Vick.

    Lily podejmuje decyzję które mogą zmienić jej relacje tak samo z Seanem, jak z Jamesem. Mam nadzieje ze zerwie z Seanem.

    Dziewczyny muszą jej pomóc. Fajnie Ze Się Pogodziły. Mam nadzieje ze juz nie będą się kłócić.
    Mam takie pytanie : Czy z okazji urodzin Jamesa które wypadają w piątek będzie dodatkowy rozdział.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział
    Astoria *-*
    Ps: Zaprasza Do Mnie Na Piąty Rozdział : http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Astorio,
    wątku Lily i Jamesa w tym rozdziale nie było, z racji tego, że dopisałam pięć dodatkowych stron z historią Dorcas i uczuciami Pottera. Dlatego wszystko się przesunęło. Resztę postaram podzielić się tak, żeby w następnym rozdziale ich wątek był.
    Dodatkowego rozdziału niestety nie będzie z okazji urodzin Jamesa, gdyż musiałabym dodać jeden w piątek, a drugi zaraz w sobotę i uważam, że to trochę bez sensu. ale zamiast w sobotę. przesunę rozdział na piątek w takim razie.

    Pozdrawiam i oczywiście wpadnę do Ciebie później.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Gabby,
    przecież ja Cię nie zmuszam do żadnego komentowania :) Miło mi, że w ogóle zmuszasz się do niego xD
    W sumie to się cieszę. że udało mi się zniechęcić Cię do Ann ;)
    Dobra, dobra, mów, co chcesz, a ja i tak wiem swoje.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Luthien!
    Wiem, że mnie nie zmuszasz, ale od czasu do czasu fajnie jest kogoś uszczęśliwić komentarzem, a wiem co mówię o tym szczęściu, bo mam doświadczenie z dziedziny dostawania radości poprzez miłe komentarze :P
    Wiem, że będziesz ją jeszcze bardziej pogrążać, ale ja się nawet cieszę, bo to w końcu będzie blog, gdzie wszystkie przyjaciółki nie są białe jak mąka ziemniaczana :D
    Ja też wiem swoje, nie odpuszczę. Możesz sobie nawet flagę Polski na fioletową zamienić, moje zdanie na ten temat, tym bardziej po takich rozdziałach jak ten, będzie takie same ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Lavender Potter21 marca 2015 23:09

    Droga Luthien!
    Dziękuję, że powiadomiłaś mnie o nowym rozdziale. Jest świetny, inaczej taki jak wszystkie :)
    Współczuję Remusowi. Namawiać go do mieszania się w czyjeś sprawy... Szkoda mi Dorcas. Wiem, że to po części też jej wina, ale... Czekaj wróć... TO NIE JEJ WINA! Jakby już kogoś obwiniać, to chyba jej rodziców! Nieodpowiedzialność! Zostawiać sześcioletniemu dziecku pod opiekę czteroletniego chłopca! Jednak dobrze, że Dorcas otworzyła się i powiedziała o tym Erickowi. Jak Sean nie zerwie z Lily, a dowie się o tym Potter, to Whitby zapewne wyląduje w Skrzydle Szpitalnym... Jednak mam nadzieję, że Sean zerwie z Lily. Nie za bardzo go lubię.
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Luthien,
    Wyznam Ci szczerze, że był moment kiedy polowałam na 100 komentarz. Niestety nie udało mi się dosięgnąć tego zaszczytu. Cóż mam Ci napisać? Że 200 komentarz jest dla mnie wyróżnieniem. Jestem przeciętną blogerką, która miała szansę na trafienie na taką „perełkę” jak Ty. Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja dostrzegłam w Tobie potencjał od samego początku. To, co dajesz swoim czytelnikom jest naprawdę piękne.
    Nie będę jednak tutaj roztkliwiać się nad Twoim talentem, który jest ogromny. W tej notce pokazałaś mi jakieś bardziej ludzkie, rzekłabym nawet empatyczne oblicze Ann. Co prawda jestem jeszcze daleka do polubienia tej konkretnej bohaterki. Jednak mogę z czystym sumieniem napisać, że jej postać nie irytowała mnie tak bardzo. Co prawda Ann ma swego typu rację. Wiadomo to od początku, jednak sposób w jaki pragnie je udowodnić jest zazwyczaj… niehumanitarny. Ciągłe intrygi z jej strony nie pomogą zejść się naszym bohaterom, czasem mam nawet wrażenie, że to ona wzajemnie odstrasza ich od siebie. Wierzę jednak, że ta bohaterka właśnie się zmienia i w końcu stała się minimalnie empatyczna.

    Ogółem jestem dumna z naszej Lily, która sama przyznała, że chce się pogodzić z Jamesem. Jest to Dość przełomowy moment, bo to w końcu Evans pragnie zgody, a nie JAMES. Także brawa dla naszej rudowłosej. Zastanawiam się, czy Evansówna podejdzie do Pottera i powie „pogódźmy się”, czy raczej zacznie swoją mowę od „przepraszam” – co byłoby dla niej wielkim krokiem do przodu, bo z tego, co pamiętam Twoja Lilka nie potrafiła użyć tego słowa w stosunku do Jamesa.
    Może uznasz mnie za okropną istotę, ale musze Ci coś wytknąc. Trochę brakowało mi tutaj rozmowy Lily i Jamesa. Mam nadzieję, że takowa znajdzie swoje miejsce w kolejnej części (swoją drogą prośba od fanki… notka dzień wcześniej z okazji urodzin Rogacza, które mają miejsce 27.03?). Nie krytykuję oczywiście, bo rozdział jest długi i pewnie druga część zawiera to, co najważniejsze. W każdym razie tylko czekałam jakoś na chwilę, kiedy Lilka być może powie do Jima krótkie „przepraszam”. Wydaje mi się, że z jej strony byłby to jakiś przełom.
    Historia Dorcas wzruszyła mnie niemal do łez. To przykre, że Meadowes męczyła się przez tyle lat. Najważniejsze jednak jest to, że wreszcie po tylu latach potrafiła sobie wybaczyć. Mam nadzieję, że ta bohaterka nie będzie już zagłębiać się w przeszłość, tylko będzie odważnie „pruć” do przodu. Historia z bratem była bardzo wzruszająca. Na szczęście to już przeszłość. Chociaż moim zdaniem Doris nigdy nie powinna się za nią obwiniać. Ona miała 6 lat. Była dzieckiem, które nie może ponosić odpowiedzialności za inne dziecko.
    Mimo tego, że Łapa okazał się największym palantem jest mi go żal. Stracił Dorcas zanim jeszcze tak naprawdę była „jego”. Pewnie teraz będzie cierpiał. Jestem ciekawa jak zagłuszy tzw. wyrzuty sumienia? Czy jeszcze dane mu będzie szczęście? Czy raczej do końca życia w jego sercu zostanie Dorcas Meadowes – dziewczyna, z której zrezygnował z taką łatwością?
    Kochana życzę Ci nie 200, a 20 000 komentarzy, bo naprawdę na nie zasługujesz.
    Pozdrawiam Twoja Em
    PS. U mnie nowe notki.
    PS.2. Gdzie moje maniery?! Z tego wszystkiego omal nie zapomniałam o najważniejszym! Dziękuję bardzo za dedykację i za to, że jednak dodasz wątek Petera.

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Luthien!
    Zacznę od Syriusza. Sądzę, że nie potrzebnie rozpoczynał kutnie z Potterem w sprawie Evnas. Przecież Black zna go na tyle długo, żeby wiedzieć. Dla Rogacza sprawa Lily jest tematem drażliwym. Chyba, że Syriusz nie myślał o Jamesie tylko o drużynie.
    Z kolei w temacie Dorcas w życiu, by nie pomyślała, że strach przed lataniem może być spowodowany czymś takim. Przykro mi z jej powodu. Ciszę się, że pozwala robić Lily to co ona uważa za słuszne.
    Ann i tu jest problem. Można, by rzec na skale światową. Lubią ja bardzo. Jest ciekawą postacią. Ja uważam, że ludzie powinni robić, co chcą, przyjaciele mogą tylko radzić. Vick wymaga od Lily, żeby zrobiła to co ona chce i właśnie z jednej strony myślę. Ann postępuje dobrze swatając Pottera z Liliką. Jednak trochę nie liczy się z Evans.
    Remus jest taki jaki powinien być przyjaciel radzi ale się nie wtrąca. No przynajmniej taki był. Nie mogę uwierzyć. Nie wiedziałam, że Potter ma na niego taki wpływ. Lupin aż zdanie zmienił. Wiem, że i on, i Potter, i Vick chcą dobrze znając jednak Lily (i Ciebie) wyjdzie na odwrót.
    James... szkoda gadać(pisać) od początku mówiłam(pisałam), że ten plan jest fatalny. Było tak? Było i teraz cierpi. Przykro mi z jego powodu. Biedny chłopak. Gdyby wtedy nie olał Lily to teraz byłoby inaczej. Albo przynajmniej nie tak źle jak jest teraz. Widać po nim. Jest zakochany w Lily. Mógłby schować dumę do kieszeni i z nią pogadać. Spróbować jeszcze raz. Co mu szkodzi?
    Lily chciałaby, żeby chociaż jedna część notki była z jej perspektywy łatwiej, by mi się pisało o jej uczuciach i o niej samej. Postaram się coś napisać. Od początku wiedziałam, że to chodzenie z Seam nie jest dobre. Można się było domyślić, że będzie podobnie. Szkoda trochę chłopaka. Wracając do Evans. Cieszę się, że ma wyrzuty sumienia względem Jamesa chociaż, gdyby została potraktowana tak jak ona też by mnie poniosło. Pewnie powiedziałaby coś sto razy gorszego.
    Z niecierpliwością czekam na rozmowę James - Lily i na całą notkę.
    Pozdrawiam.
    Ps. Nie pisałam nic o Peterze, bo uznałam, że nie ma sensu. Sama go opisałaś jemu to zwisa i powiewa xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana Em,
    absolutnie nie mów, że jesteś przeciętną bloggerką, bo nie znam chyba lepszego bloga od Twojego. Tak, pamiętam, że to Ty dałaś mi szansę na prowadzenie mojego i dzięki Tobie nadal istnieje :)

    Nigdy nie spojrzałam na to w sten sposób, że to właśnie Ann odstrasza od siebie Lily i Jamesa, chociaż... Może jest w tym racja, bo i Pottera i Evans wkurza zachowanie Vick. Co do jej empatii, to szczerze, sama już nie pamiętam, co tam dalej napisałam (dawno nie czytałam całości), ale nie mogę niczego obiecać.

    James czuje się w tej chwili mocno zraniony jej słowami, szczególnie, że wyszły one z ust dziewczyny, którą kocha, z którą w szóstej klasie, powiedzmy, że prawie się przyjaźnił, a teraz nagle zaczęła się od niego mocno oddalać. Z jednej strony zrobi wszystko, żeby ona zmieniła do niego stosunek, z drugiej strony chciałby na jakiś czas zniknąć jej z oczu, nie oglądać jej i w samotności co nieco przemyśleć. Inna sprawa, że nie bardzo może to wykonać, więc na razie latać za nią nie będzie. Co innego Evans, która całkowicie się teraz przestawi.

    Dobra, może tym razem zaspoileruję trochę i zdradzę, że Evans powie "przepraszam". Oczywiście, rozdział pojawi się dzień wcześniej 27.03. Widzę również, że brakowało wam rozmowy Lily z Jamesem oraz czegoś z punktu widzenia Evans. Chciałam podzielić resztę tego rozdziału jeszcze na dwie części, ale w przyszły piątek znowu nie doszłoby do rozmowy naszej pary, która jest na samym końcu, więc myślę, że tym razem wyjątkowo dodam resztę w całości. Wyjdzie trochę za dużo (bo aż 23 strony w wordzie), no ale cóż. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.

    Historię Dorcas, a tym samym jej przeszłość mam zamiar zostawić już w spokoju. Nie będę do tego wracać. Może kiedyś powie tylko dziewczynom o tym, że miała brata, nie zagłębiając się w szczegóły, ale nic więcej. Teraz zacznie nowy etap.

    Myślę, że Black nie zrezygnował z Dor z łatwością. Nigdy nie zależało mu na żadnej dziewczynie i nie bardzo wie jeszcze, jak powinien z nią postępować, jeśli chce, żeby została jego dziewczyną na dłużej, a może i na zawsze. Zrozumiał swój błąd, ale za późno. Na razie tych postaci nie będzie łączyć nic więcej niż przyjaźń i jakaś ukryta głęboko więź.

    Dobra, ale się rozpisałam.

    Pozdrawiam i dziękuję za cudowny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana Luthien,

    Strasznie się cieszę, że kolejny wpis pojawi się dzień wcześniej i dodatkowo będzie dość długi.

    Jestem w szoku, że Lily da radę powiedzieć Jamesowi przepraszam. Ciekawe, czy z trudem jej to przejdzie przez usta, czy raczej będzie to takie "naturalne" z głębi serca. Trzymam za nich mocno kciuki. Fajnie by było jakby pocałowali się na zgodę, ale pewnie teraz nie mam, co na to liczyć

    Czyżby jednak była jeszcze jakaś nadzieja dla Syriusza i Dorcas? Może spróbują związku... bo fajna byłaby z nich para. Życzę Łapie, żeby wydoroślał i zaczął szanować kobiety, bo z takim podejściem daleko nie zajdzie.

    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana,
    No właśnie tak się zastanawiam, czy dać w piątek całą resztę czy jednak podzielić to na dwie części :/ Sama nie wiem.

    Mam nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu uda mi się was zaskoczyć jeśli chodzi o to, co się stanie. Jeśli nie to trudno :)

    Z początku chciałam, żeby Dor i Syriusz byli razem, teraz nie wiem co dla nich przygotuję. Jakaś nadzieja jest, chociaż na tą chwilę Meadowes znajdzie sobie innego chłopaka na dosyć długi czas.

    OdpowiedzUsuń
  12. Najukochańsza Luthien,
    po prostu brakuje nam słów. Nie wiemy jak Ty to robisz, że Twoje opowiadanie jest takie... prawdziwe, realne, rzeczywiste, pełne emocji, nacechowane każdą cząstką bohaterów. Ty żyjesz tym opowiadaniem, widać, że wkładasz w nie spory kawał swojej duszy. Jesteśmy zachwycone. Dawno żadne opowiadanie nie wywoływało w nas takiego poczucia... niedosytu. Naprawdę nie jesteśmy w stanie tego opisać słowami, ale bijemy przed Tobą Kochana czołem i składamy głębokie ukłony pełne uznania i szacunku. Jesteś niewyobrażalnie wielkim talentem! :)

    A teraz rozdział, mamy nadzieję, że niczego nie pominiemy, a jeśli tak, to prosimy o wybaczenie.
    Cieszymy się, że James zakończył tą swoją debilną gierkę pt:"Mam Evans głęboko w poważaniu." Naprawdę jesteśmy dumne z niego i z tego, że dalej będzie o nią walczył, jednak... szkoda nam Syriusza. Czemu to wszystko musi się odbijać na ich przyjaźni? Tego naprawdę nie da się nijak pogodzić? Fakt, Łapa może i powinien być bardziej wyrozumiały, ale wszystko ma swoje granice, a Potter momentami przegina. I nie podoba nam się plan Ann i to, że Lupin się w to włączy. Trochę boimy się reakcji Lily.
    Jeszcze co do panny Vick, niech ta kobieta da sobie spokój. Irytuje nas lekko jej ciągłe wtrącanie się w życie osobiste. Czasami trzeba po prostu odpuścić, ale nie! Ona po prostu nie jest chyba w stanie tego pojąć. Owszem, chce dla tej dwójki dobrze, ale czasami trzeba zostawić niektóre wydarzenia własnemu biegowi, bo przez ingerencję można tylko wszystko jeszcze bardziej skomplikować, jakby to nie było jeszcze dość poplątane. I jeszcze te jej fochy. Po co chce mieszać w to innych? Czujemy dumę wobec Dorcas, że kobietka ma zdrowy rozsądek :)
    No właśnie... Dorcas, skąd wytrzasnęłaś tą historię? Wyszła Ci mistrzowsko. W tych zdaniach było tyle emocji, że bałyśmy się, że nie udźwigniemy tego ciężaru, nigdy byśmy nie pomyślały, że dziewczyna może skrywać taką historię. Dziękujemy Ci ogromnie za postać Erica... wymarzony przyjaciel w postaci męskiej :D
    Jeszcze plany Lily. Z jednej strony dobrze, że chce zażegnać te wszystkie konflikty, ale chyba nie przemyślała tego zbyt dobrze i jak zrobi to wszystko na hurra, to coś jej może nie wyjść, a szkoda by było tak dobrych postanowień. Co ona by zrobiła bez swoich przyjaciółek? A ściślej bez Meadowes? Chyba jedyna, która naprawdę trzeźwo i kompromisowo myśli.

    Dobrze, to chyba wszystko co chciałyśmy skomentować. Jesteś cudowną osobą i dziękujemy Ci za to, że jesteś i za to, że obdarzasz nas tą historią. Po prostu... no po prostu dziękujemy!
    Trzymaj się Kochana, ściskamy i przesyłamy całusy, a także życzymy pisarskiej rączki(czyt. weny) :D
    Pozdrawiamy gorąco ~ Twoje Łapa i Rogacz

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochane Dziewczyny,
    jest to najpiękniejszy komentarz, jaki dostałam. Wasze słowa niezmiernie mnie wzruszyły.

    Ogólnie dla Dorcas nie miało być żadnej historii. Po prostu zwykły lęk wysokości i tyle. Dopiero kiedy dopisywałam poprzednią scenę "randki" na miotle z Blackiem, jej reakcja na tą propozycję utworzyła się samoistnie. Po prostu... Bardzo często tak mam, że piszę coś do ułożonego planu i nawet nie myśląc, co piszę, wychodzą różne nieplanowane wątki. "Samo się napisało" ;) Ten również tak powstał. Jeśli już taka pojawiła się jej reakcja, chciałam żeby historia też miała jakieś głębsze dno. Nawet dużo nad nią nie myślałam, jakoś sama od razu się stworzyła :)

    Pozdrawiam was gorąco

    OdpowiedzUsuń