Kochani,
naprawdę nie wiem, co mam wam napisać. Rozdział miał być w środę, potem w czwartek, następnie w sobotę lub niedzielę i nic z tego nie wyszło. Nadal stoję w połowie rozdziału, nie mogąc sklecić chociaż dwóch zdań, a naprawdę siedziałam nad nim w weekend. W tym momencie znowu siadam do laptopa i spróbuję coś napisać, ale naprawdę moja wena chyba padła gdzieś martwa. Kurcze, nigdy nie miałam aż takiego problemu z pisaniem i przyznam szczerze, że mnie to nieziemsko irytuje, pomimo faktu, że wiem, co w tym rozdziale ma dalej być. No nic, piszę to tylko po to, żeby nie było, że nie informuję czy coś.
Pozdrawiam