Kochani!
Rozdział pisało mi się bardzo ciężko, nie miałam kompletnie słów na to, by ująć w nich to, co chciałam, aczkolwiek chyba mi się to udało, mimo iż z samego rozdziału zadowolona nie jestem. Mam jednak nadzieję, że nie wyszedł strasznie źle, a rozmowa, na którą niektórzy z was czekali, być może w pierwszej chwili was zawiedzie, ale... Właśnie tak ją planowałam, z racji tego, że Sean będzie miał do odegrania jeszcze jedną ważną rolę w rozdziale, dziejącym się w grudniu.
Rozdział chciałabym tym razem zadedykować Szafirowej, która dodała 600 komentarz na tym blogu :)
Całuję
Luthien
***
Alice Lufkin
Nie spotkałam Seana ani w drodze do zamku, ani w nim. Nie miałam pojęcia, gdzie mógł być, a nie wiedziałam, czy to, co chciałam mu powiedzieć, nie wymagało najpierw dogłębnego przemyślenia. Zastanawiając się nad tym po drodze do Pokoju Wspólnego, stwierdziłam, że jednak wymagało. Wbiegłam więc do dormitorium i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam co najmniej trzy, cztery godziny zanim ktoś się w nim pojawi, dlatego bez pośpiechu przebrałam się w coś wygodniejszego, wyciągnęłam spod łóżka dużą paczkę żelek i wiśniowe czekoladki, z szuflady kawałek pergaminu i pióro, po czym z takim ekwipunkiem usadowiłam się na łóżku. Zastanawiałam się, czy lepszym wyjściem nie byłoby napisanie do Seana anonimowego listu, ale doszłam do wniosku, że czas skończyć użalanie się nad sobą. Kochałam go i jeśli miałam o niego zawalczyć, musiałam zrobić to stanowczo. Odgryzając głowę zielonej dżdżownicy, zaczęłam wypisywać na kartce za i przeciw tego, co chciałam powiedzieć. Korzyści i problemy, którymi obarczone będzie kilka osób.
Po jakimś czasie pełna lista leżała na łóżku, a ja nadal byłam niezdecydowana. James i Lily niczego nie stracą, co więcej zyskają wolną rękę i w końcu będą mogli być razem. Nimi więc się nie przejmowałam. Wpatrywałam się bezmyślnie w ten kawałek papieru, nie mogąc rozgryźć reakcji Seana. Czy ta prawda była warta tego, by w najgorszym wypadku stracić tę przyjaźń i przeboleć stratę? Czy była warta oskarżeń rzuconych w moją stronę o rozwalenie mu związku? Czemu chociaż raz nie mogłam być szczęśliwa? Łzy napłynęły mi do oczu na wspomnienie jego spojrzenia, które rzucał Evans. Na wspomnienie spojrzenia Jamesa rzucanego w jej stronę. I mimo, że raniła ich obu, nie widzieli świata poza nią.
Wstałam z łóżka i wyszłam z dormitorium. Nie miałam zamiaru się wtrącać. Jeśli Sean by mi uwierzył, jeśli zerwałby z Lily… To i tak nie mogłam zmusić go do tego, by mnie pokochał, a tego z pewnością by nie zrobił. Straciłabym go, musząc znosić jego współczujące i przepraszające spojrzenie rzucane w moją stronę do końca życia. Do końca ostatniego roku naszej znajomości. Postanowiłam, że wytrzymam do czerwca, a potem zniknę i nigdy więcej nie będzie zaprzątać moich myśli. Bolało, ale nie sądziłam, by inne wyjście było lepsze.
~ * ~
Naszła mnie ochota na spacer, odetchnięcie mroźnym powietrzem i oczyszczeniem umysłu, więc zdecydowałam się na opuszczenie zamku i brodzenie w śniegu pokrywającym Błonia. Był to jednak błąd, bo wychodząc na zewnątrz, natknęłam się na osobę, której chciałam uniknąć. Whitby wpadł na mnie i wykazując się szybkim refleksem ścigającego, przytrzymał mnie, bym nie upadła na podłogę.
- Alice? Myślałem, że jesteś w Hogsmeade…
- Nie jestem – odparłam, odwracając wzrok, by nie widział, ponownie cisnących się do moich oczu łez.
- Możemy chwilę porozmawiać? – spytał.
- Wybacz, ale nie chcę w tej chwili z tobą rozmawiać, Sean – rzekłam, wyswobodziłam się z jego dłoni przytrzymujących moje ramiona i ruszyłam dalej przed siebie.
- Zaczekaj! – podbiegł do mnie i zrównał swój krok z moim. – Al, coś się stało?
- Nic się nie stało.
- Przecież widzę – złapał mnie za rękę, więc musiałam stanąć. – O co chodzi? – ponowił pytanie, widząc, że do moich oczu znowu napływają łzy. Nie chciałam mu nic mówić, więc spróbowałam zmienić temat. To była moja ostatnia szansa.
- O czym chciałeś porozmawiać? – Whitby był lekko zdezorientowany moim zachowaniem.
- Eee, o Lily – odparł, wbijając mi tym samym tysiące szpilek w moje serce.
- W takim razie nie jestem odpowiednią osobą do tej rozmowy. Daj mi spokój – rzuciłam i znowu szybko się oddaliłam.
- Alice, do jasnej cholery, powiedz mi, o co ci chodzi! – zawołał, kolejny raz się ze mną zrównując i zatrzymując gwałtownie.
- Odwal się, Sean. Od kiedy tak się mną interesujesz? – Whitby zignorował mój wybuch.
- Od kiedy zachowujesz się w ten sposób – odparł.
- Nie chcę z tobą rozmawiać ani o mnie, ani o Evans, rozumiesz? Więc daj mi spokój i zostaw samą.
- Co ona ci znowu zrobiła? Co ja ci zrobiłem?
- Czy ty nie rozumiesz słowa nie? – spytałam. – Mam dosyć zajmowania się twoimi sprawami i słuchania ciągle o cudownej Lily – wkurzyłam się. – Chcesz wiedzieć, o co mi chodzi? Naprawdę chcesz to ode mnie usłyszeć? A więc proszę bardzo. Mam dosyć zajmowania się twoimi problemami związanymi z Evans. Być może kiedyś jej na tobie zależało, ale nic więcej. Nigdy cię nie kochała i tak naprawdę nigdy nie wiązała z tobą żadnych planów. Od samego początku narzekałeś na jej relacje z Potterem. Czy ty naprawdę tego nie rozumiałeś? Wiedziałeś, a na pewno przypuszczałeś, że ona nie czuje do ciebie tego, co do niego. Nigdy nie miałeś szans na to, żeby zająć jego miejsce, żeby znaczyć dla niej tyle, co on. Lily kocha Jamesa, nie ciebie. Zawsze go kochała, nawet jeśli myślała, że nie jest to przesądzone i ma szanse na normalne życie z kimś innym, w tym wypadku z tobą. Nie rozumiem, jak mogłeś być tak głupi. Nie byliście ze sobą długo, ale chyba każdy w tej szkole wiedział, jaka jest sytuacja, tylko ty bezmyślnie wierzyłeś w każde jej kłamstwo. Każde zapewnienie, że Potter nic dla niej nie znaczy. Raz praktycznie z tobą zerwała i tylko moją winą było to, że wróciła do ciebie z głupią bajeczką, bo to ja popełniłam błąd, całując się wtedy z Jamesem. I najgłupsze, co mogłeś zrobić, to znowu jej uwierzyć. Wyszedłeś na kompletnego idiotę, a ona osiągnęła swój cel. Ona tak naprawdę nigdy nie chciała zranić ciebie, a Pottera. Zakochałeś się w niej i, mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi, uparcie nie chciałeś zauważyć tego, co się dzieje naprawdę. Po części cię nawet rozumiem, bo sama zrobiłabym wszystko dla chłopaka, którego bym kochała. Dlatego mówię ci to ze świadomością, że mnie znienawidzisz, a to, co było między nami stanie się niewygodną relacją przyjaciół, z których jedno zakochało się w drugim, ale mam nadzieję, że w końcu przejrzysz na oczy i staniesz twarzą w twarz z bolesną prawdą. I chociaż ja zostanę z niczym, przeboleję to, jeśli będę miała pewność, że w końcu będziesz szczęśliwy, bo cię kocham, Sean. Więc jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to zostaw mnie w spokoju i uporządkuj własne życie – zakończyłam i tym razem Whitby mnie nie zatrzymał, kiedy zostawiałam go w tyle.
O ile starałam się powtrzymać łzy, mówiąc mu to wszystko, o tyle teraz leciały strumieniami po moich policzkach. Nie chciałam mu tego wyrzucać, ale kiedy na mnie wpadł i zaczął wypytywać, nie mogłam powstrzymać żalu. Dlaczego nie mogłam być jak każda normalna dziewczyna? Dlaczego jedni uważali mnie za totalną kretynkę, a inni, którzy tego nie robili, nie chcieli dostrzec, jaka tak naprawdę jestem? Dlaczego zawsze musiałam zakochiwać się w chłopakach, którzy oddawali swoje serce komu innemu, nawet, jeśli ten ktoś sprawiał im tyle bólu?
Ann Vick
Wracając do zamku z Remusem, Dorcas i Syriuszem, byłam trochę niespokojna. Lily wszystko mi wyjaśniła i zrozumiałam ją, ale nie wierzyłam, że długo uda im się zachować obecny stan. Zastanawiałam się, czy powinniśmy zostawiać ich samych, ale musiałam ulec, widząc uradowaną twarz mojej przyjaciółki i oczy przepełnione ukrytym szczęściem, kiedy James zaproponował jej pomoc. Ona chciała spędzić ten czas z nim i nikt nie mógł jej tego zabronić. Czasami za nią nie nadążałam, ale wiedziałam, że ona go kocha i może nie będzie to miłym zaskoczeniem dla niektórych, James w końcu dostanie od niej to, na co zasłużył.
- Co jest? – spytał Lupin, patrząc na mnie uważnie.
- Co? A nie, nic. Tak sobie myślę – odparłam.
- Ann, oni są dorośli. Wiedzą, co robią – stwierdził.
- Kto jest dorosły? – wtrącił się Peter, który nagle do nas dołączył.
- Glizdek, gdzieś ty był cały dzień? – chciał wiedzieć Syriusz.
- Eee, miałem coś do załatwienia. Nic ważnego – zmieszał się Pettigrew, patrząc na nas niewyraźnie. – Gdzie James i Lily? – szybko zmienił temat, pakując porcję purée do buzi.
- Zostali w Hogsmeade, szukać rękawiczek – wyjaśnił Black z huncwockim błyskiem w oku, na co Dorcas spojrzała na niego z politowaniem.
- Czy ty jesteś aż tak głupi? Zostali, bo chcieli zostać – powiedziała.
- Kochanie… – zaczął.
- Żadne kochanie – warknęła.
- Meadowes, jak nikt inny wiem, jak wyglądają te ich poszukiwania.
- I lepiej nie zagłębiajmy się w nie – odezwał się Remus. – Nie sądzę, aby pojawili się na obiedzie.
- Ale…
- Żadne ale – zirytował się Lupin.
- Vick, nie zamartwiaj się tak. James na pewno nic jej nie zrobi. Kto jak kto, ale on akurat o nią zadba. Gdybyś nasłuchała się jego żali tyle, co ja…
- Nie o to jej chodzi, Black – przerwała mu Dorcas, wywracając oczami.
- A o co?
- O to, że ich miłość jest, jakby to delikatnie ująć, toksyczna.
- Mówiąc wprost: pod wpływem chwili robią coś, czego potem żałują.
- Popadacie w paranoję, dziewczyny. Z tego, co słyszałem…
- Ludzie, koniec tematu! – wtrącił znowu Remus, ale Black go zignorował.
- Evans wcale nie jest taką przykładną panią prefekt. Poza tym nie możecie do końca życia prowadzić jej za rękę. Sama o sobie decyduje. Jeśli będą chcieli zrobić coś głupiego to i tak to zrobią, a ty nawet się o tym nie dowiesz – podsumował.
~ * ~
Skończyliśmy w końcu obiad, nie rozmawiając więcej o dwójce naszych nieobecnych przyjaciół i zebraliśmy się do wyjścia, by odpocząć w Pokoju Wspólnym. W drzwiach natknęliśmy się na Krukona, którego oczy, zauważywszy Dorcas, zabłyszczały z niepohamowanego szczęścia.
- Wreszcie! – krzyknął Eric, podchodząc do swojej dziewczyny, na co Tony uśmiechnął się pobłażliwie i razem z Betty weszli do Wielkiej Sali.
- Cześć – powiedziała Dor, po czym para zatopiła się w bardzo namiętnym pocałunku. Twarz Petera zrobiła się cała czerwona, Remus zmieszany odwrócił wzrok, a Syriusz… Black wyglądał tak, jakby zaraz miał przywalić konkurentowi.
- Mogę porwać swoją dziewczynę? – spytał Montmorency, kiedy para odkleiła się w końcu od siebie. Uśmiechnęłam się do niego, a Łapa obrzucił go zabójczym spojrzeniem.
- Nie spytałeś, czy chcę być porwana – odparła Dorcas ze śmiechem, nadal się do niego przytulając.
- Odmówisz takiemu przystojnemu porywaczowi?
- Jadłeś obiad?
- Nie.
- Więc może najpierw zjedz.
- Skarbie, nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem.
- Widziałeś mnie rano – zauważyła.
- No właśnie, r a n o, a teraz jest prawie szesnasta – uśmiechnął się.
- Przesadzasz.
- Nie moja wina, że…
- Dobra, idźcie już sobie i oszczędźcie mi szczegółów – wtrącił Łapa, na co moja przyjaciółka spiorunowała go wzrokiem.
- Dzięki za pozwolenie – odparła poirytowana, powoli przenosząc na niego spojrzenie, które szybko zwróciła w moją stronę. – W takim razie, wybaczcie. Spotkamy się później – dodała, a potem poszła z Ericem na dwór.
- Black, jesteś najgorszym dupkiem, jakiego widział świat – rzuciłam wściekła w jego stronę.
- Chociaż raz mógłbyś powstrzymać się od komentarza – rzekł Lupin. – Między wami było, co było, zraniłeś ją, a ona nadal się z tobą przyjaźni, więc mógłbyś pokazać, że na tą przyjaźń zasługujesz – stwierdził. – Nikt ci nie każe lubić Erica, ale chociaż udawaj, że go akceptujesz.
- Ale ja go nie akceptuję – odparł Black.
- I nie ma to żadnego znaczenia – wtrąciłam. – Nawet nie wiesz, jak jest jej przykro, kiedy zachowujesz się w ten sposób. Płakać przez ciebie nie będzie, ale… Nie powinieneś mieć do niej pretensji. Ona jest szczęśliwa, kocha Erica, nie ciebie, więc pozwól jej się cieszyć tym, co ma.
- Ze mną byłaby szczęśliwsza – stwierdził.
- Gdybyście byli sobie przeznaczeni, to byście byli razem. Nie jesteście – rzekłam. – Zauważ, że sam zmarnowałeś swoją szansę. Dorcas jest inna, nie wybacza szybko, więc radzę ci jej więcej nie podpaść – dodałam.
Black nadal był niezadowolony z obrotu spraw, ale nie odezwał się już, myśląc nad czymś uporczywie, więc już tylko w czwórkę skierowaliśmy się w stronę schodów. Co z Huncwotami było nie tak? Nie potrafili okazywać uczuć, zakochiwali się w dziewczynach, które ich nie chciały, stosując idiotyczne techniki podrywu. Czy oni nie rozumieli, że najlepszym wyjściem jest zostawienie wolnej ręki dziewczynom? James w końcu chyba to zrozumiał, ale jak widać Syriusz nie potrafił sobie z tym poradzić. Kłócił się o Lily z Rogaczem, a sam oficjalnie wyrażał swoje niezadowolenie w związku z chłopakiem Dorcas. I to podobno kobiety są skomplikowane.
Sean Whitby
Po zakończeniu rozmowy z Alice nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Od rozstania z Lily przemyślałem sobie co nieco ponownie i byłem pewny tego, co przypuszczałem już od pewnego czasu, a mianowicie, że Evans nigdy tak naprawdę nie czuła do mnie niczego więcej, prócz zwykłej sympatii czy przywiązania. Zawsze był tylko Potter, który cokolwiek zrobił, był tłumaczony na miliony różnych sposobów. Wiedziałem, że tamtego wieczoru po tańcach, Lily zerwała ze mną naprawdę. Nie miałem jednak pojęcia, dlaczego wróciła, kiedy ewidentnie męczyło ją już udawanie szczęśliwej w związku, który był dla niej udręką. Teraz wiedziałem i byłem lekko zdziwiony, że Alice powiedziała mi o wszystkim. Zapytacie pewnie, dlaczego ja zgodziłem się dalej z nią być, wiedząc, że nie znaczę dla niej nic… Zapewne dlatego, że mimo wszystko nadal ją kocham i jeśli miałem okazję jeszcze przez chwilę mieć ją dla siebie, skorzystałem z niej. Teraz wiedziałem, że nie powinienem, bo było to z mojej strony tak samo głupie zagranie. Poza tym miałem kolejną szansę na pokonanie Pottera. Błąd. Zrobiłem z siebie jeszcze większego idiotę, pokazując, jak naiwny byłem. Co miałem jednak zrobić, jeśli nie tylko ona zapewniała mnie o swoim uczuciu, a moje serce pokonało rozum?
Musiałem pogodzić się z faktami, jakie przedstawiły mi Alice i moja dziewczyna. Czy tego chciałem czy nie, musiałem zaakceptować Jamesa w roli miłości życia Lily i zakończyć mój związek jak najszybciej. Nie pozostawało mi nic innego, jak sprawić, by to ona była w końcu szczęśliwa, nawet, za cenę, którą będę musiał zapłacić ja. Z Jamesem zawsze łączyła ją dziwna więź, ale wiedziałem, że ona nigdy nie pozwoli sterować jej życiem, dlatego przyjąłem ten fakt do wiadomości i mimo tego, że czasami zachowywała się dziwnie, unikała mnie, nie chciała rozmawiać, ufałem jej. Zawsze bez względu na wszystko jej ufałem, bo wiedziałem, że nawet jeśli kocha jego, nie mnie, to nie jest osobą, która potrafi zdradzić. Byłem przekonany, że wtedy by ze mną po prostu zerwała i teraz właśnie chciała to zrobić, więc miałem zamiar dać jej to, czego oczekiwała, bez zbędnego gadania i wyrzutów.
Jeśli chodzi o Alice to nie miałem zielonego pojęcia, jak powinienem zareagować na to, co mi dzisiaj powiedziała, więc po prostu dałem jej spokój. Znałem ją od pierwszej klasy, zawsze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale traktowałem ją tylko i wyłącznie jako przyjaciółkę, nic więcej. Ona naprawdę nie była złą dziewczyną. Osobiście bardzo ją lubiłem i zawsze życzyłem szczęścia. Jej kobiecy punkt widzenia był inny niż mój, więc często pomagała mi w różnych sytuacjach. Przyjaźniliśmy się, dobrze rozumieliśmy, jednak w tym roku delikatnie się to zmieniło. Nigdy nie zastanawiałem się, co może być tego przyczyną. Zawsze powtarzała, że to nie moja sprawa, że sama sobie z tym poradzi. Za każdym razem, gdy pytałem ją o zdanie w kwestii Evans, stawała się bardziej ponura, przybita i niedostępna. Nie wiedziałem, dlaczego tak jest, ale nie lubiła rozmawiać na ten temat, więc nie naciskałem. Nie przypuszczałem, że prawda jest aż tak prosta. Cholera, doszedłem dzisiaj do wniosku, że jestem najgłupszym człowiekiem na świecie, z którego nie jedna osoba w tej szkole będzie miała ubaw do końca życia.
~ * ~
Dochodziła osiemnasta trzydzieści. Lily zaprosiła mnie na dzisiejszą kolację u Slughorna, ale zastanawiałem się, czy iść. Byłem przekonany, że na pewno się tam zjawi, ale obawiałem się, że przez naszą dzisiejszą kłótnię zrezygnuje ze spotkania ze mną. Zawsze tak działała. Kiedy coś przeżywała, kiedy musiała coś przemyśleć, zastanowić się, unikała wszystkich, czasami nawet Ann i Dorcas. Samotność i spokój, to był jej sposób na radzenie sobie z problemami. Nie odzywanie się do nikogo.
Z drugiej strony nie powinna mnie wystawić. Nawet, jeśli była zła, obiecała mi wieczorem rozmowę, z której na pewno nie zrezygnuje, wiedząc, co miała mi do powiedzenia. Postanowiłem więc zaczekać na miejscu planowanego spotkania. O osiemnastej przed salą Slughorna zaczęło się robić tłoczno. Uczniowie z różnych klas i domów zaczęli się schodzić. Sporo było Ślizgonów, którzy stali z boku oddzielnie i szeptali coś do siebie. W szkole krążyły plotki, że niektórzy z nich są Śmierciożercami, ale ile było w tym prawdy, nie miałem pojęcia, bo jakoś nigdy się w to nie zagłębiałem. Wolałem na razie nie myśleć o tym, co dzieje się za murami szkoły, bo mnie to po prostu przerażało. Oprócz Snape’a, Lestrange’a czy Evana Rosiera rozpoznałem również przyjaciela Lily, Kevina, Dirka Worple’a, Cristin Adams czy Thomasa Fluma. Same „pożyteczne” osoby, które mogły dać Slughornowi wiele korzyści już teraz, jak i w przyszłości, ale na co ja liczyłem? Od zawsze było wiadomo, że „Klub Ślimaka” to spotkania towarzyskie profesora z rokującymi uczniami, których traktował jak cenne trofea. Zapraszał tylko tych, którzy mieli szanse na osiągnięcie czegoś wielkiego.
Na oko było już jakieś dwadzieścia osób, w tym niewielu gości o charakterze osoby towarzyszącej, raczej stały skład, więc stanąłem z boku, bo nadal nie wypatrzyłem nigdzie mojej dziewczyny. Kiedy wybiła osiemnasta trzydzieści wszyscy zaczęli wchodzić do sali, której drzwi otworzyły się, zapraszając gości do środka. Korytarz opustoszał i zostałem na nim sam. Lily spóźniała się, a z zasady tego nie robiła. Chyba, że miała ważny powód lub nie była to jej wina. Co więc stało się teraz? Pewnie nadal była z Jamesem. Plotki o niej spędzającej z Potterem czas w Hogsmeade obiegły szkołę już podczas obiadu. Szybciej niż informacja o tym, że zerwała ze mną, co naprawdę zabolało, ale starałem się nie zwracać na to uwagi.
Chodząc w tę i z powrotem pod drzwiami klasy, kiedy zdecydowałem już, że jednak wrócę do siebie, natknąłem się na profesora, który najwidoczniej spóźnił się na własne spotkanie. Zauważywszy mnie, podszedł spiesznie.
- Witam, panie Whitby – powitał mnie wesoło, ale z lekkim, zwyczajnym roztargnieniem.
- Dobry wieczór, panie profesorze – odparłem.
- Ma pan do mnie jakąś sprawę? – spytał. – I tak jestem już spóźniony na własne spotkanie. Na własne spotkanie! – krzyknął wesoło i zaśmiał się.
- Eee… – nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo nie byłem pewny, czy Lilka w ogóle się tu dzisiaj pojawi. Z drugiej strony jakie kłamstwo mogłem mu wcisnąć? – Czekam na Lily Evans – rzekłem w końcu zgodnie z prawdą. – Zaprosiła mnie w charakterze osoby towarzyszącej, ale do tej pory nie przyszła, więc ja właśnie miałem zamiar wracać do siebie.
- Jeszcze nie przyszła? To do niej niepodobne. – Zamyślił się. – No cóż, miejmy nadzieję, że wkrótce się zjawi, a tymczasem zapraszam pana do środka.
- Może lepiej poczekam, profesorze.
- Och, naprawdę nie ma takiej potrzeby. Panna Evans na pewno niedługo przyjdzie, a nam wystygnie kolacja – stwierdził Slughorn z szerokim uśmiechem na ustach.
- No dobrze – odparłem, a profesor wszedł do sali. Spojrzałem jeszcze raz na korytarz
i podążyłem za nim.
i podążyłem za nim.
~ * ~
Prawie wszystkie miejsca były już zajęte, więc podążyłem tam, gdzie stały dwa ostatnie puste talerze i usiadłem, odprowadzany przez nienawistne spojrzenia Ślizgonów. Od czasu, kiedy chodziłem z Evans, zaczęli mnie takimi obdarzać, ale nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłem się.
Jadłem powoli przygotowaną kolację, którą poczęstował nas Slughorn, słuchając bezmyślnie toczących się wokół mnie sztucznych rozmów prowadzonych przez profesora z członkami tego jakże elitarnego klubu. Nie miałem pojęcia, dlaczego Lily zgodziła się na uczestnictwo.
- Thomasie – zwrócił się Slughorn do Flume’a, niskiego, grubszego, ciemnego blondyna. – Bardzo dziękuję za pudełko czekoladek. Smak słodyczy z Miodowego Królestwa ciągle ten sam – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Ojciec stosuje tę samą sekretną recepturę co dziadek – odparł chłopak.
- I nie ma szans na ujawnienie tajnego składnika?
- Niestety – rzekł Flume sztywno. Chyba rozmowa o rodzinnym, bardzo dochodowym interesie nie przypadła mu do gustu.
- A co u Marleny, Agnes? – spytał profesor małej blondyneczki o niebieskich oczach i śmiałym spojrzeniu. Była maksymalnie w trzeciej klasie, a już zaskarbiła sobie sympatię nauczyciela.
- Szkoli się w Ministerstwie – powiedziała dziewczynka. – Ale to, co robi, jest tajne – wyjaśniła poważnie i zabrała się za jedzenie.
- Cudownie – uradował się Slughorn. – Zawsze powtarzam, że rodzina McKinnonów to sami zdolni czarodzieje. – Wuj nadal pracuje w Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego, panie Hilliard? – zwrócił się teraz do Krukona, z którym przyjaźniła się Lily.
- Ni mnie ni więcej – odparł chłopak chłodno, niezbyt zadowolony z faktu, że siedzi właśnie w tym miejscu, a nie w swoim Pokoju Wspólnym czy gdziekolwiek indziej.
Takich rozmów profesor prowadził setki z każdym po kolei i ciągle o tym samym. Eliksiry czyli Severus Snape, Dirk Cresswell, Dirk Worple. Ministerstwo było konikiem Tyberiusza Maclagena i Amandy Hawkins. U Deana Harkissa próbował uzyskać znajomość z jego ojcem dziennikarzem, a Cristean Adams prosił o bilet na mecz Quidditcha, w którym grała jej starsza siostra Ellie. Najmniej skorzy do rozmów, poszeptujący tylko między sobą, byli niektórzy Ślizgoni w postaciach Carrowa, Lestrange’a czy Rosiera.
Nie wiem, czemu w ogóle dałem namówić się na uczestnictwo w tej pozowanej kolacji, jeśli nie było na niej osoby, która mnie zaprosiła. Czas leciał, potrawy powoli zamieniały się w deser, miałem dosyć paplaniny profesora i tych jego pupilków przechwalających się na każdym kroku. Niecierpliwiłem się i zastanawiałem, dlaczego Evans do tej pory jeszcze nie przyszła.
Kiedy talerze zniknęły ze stołu zastąpione ogromnymi pucharami lodów z owocami i bitą śmietaną, rozległo się pukanie do drzwi. Serce zabiło mi szybciej z nadziei, że może w końcu zostanę wyratowany z opresji i na szczęście nie przeliczyłem się. Do sali weszła Lily ze smutnym uśmiechem na twarzy. Wszyscy zwrócili na nią uwagę.
- Dobry wieczór – przywitała się. – Przepraszam za spóźnienie, profesorze, ale miałam naprawdę bardzo ważną sprawę do załatwienia – wyjaśniła.
- Nic nie szkodzi, panno Evans. Dopiero zaczęliśmy lody – zauważył Slughorn z szerokim uśmiechem. Lily skinęła głową, a potem obeszła stół dookoła i usiadła na wolnym miejscu koło mnie, całkowicie mnie ignorując. Zachowywała się tak, jakby była gdzieś w swoim świecie, a mnie poraziło to spuszczenie między nami kurtyny milczenia i poczucia, że od tego momentu, jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.
Jeden z uczniów podjął znowu swoją opowieść o jakimś polowaniu na wampiry, którą wcześniej przerwało przybycie mojej dziewczyny, więc uwaga ponownie skupiła się na nim, co dało mi chwilę na rozmowę z nią. Jednak nie podjąłem tej rozmowy. Patrząc teraz na nią, całkowicie mnie ignorującą z niewiadomego mi powodu, nie byłem w stanie odezwać się ani słowem. Przyglądałem się jej uważnie. Rude, zadbane włosy, śliczne zielone oczy okolone długimi rzęsami, które teraz spoglądały z bólem na roztapiający się powoli deser, zaróżowione policzki, na których dostrzegłem jakąś zabłąkaną łzę… Płakała. Chciałem ją objąć, odezwać się, pocieszyć, ale nie potrafiłem się na to zdobyć. Nadal ją kochałem, ale wiedząc teraz na czym stoję, powoli się z tym godząc, nie mogłem kolejny raz ulec temu uczuciu. Miałem wrażenie, że nie mam prawa już niczego od niej wymagać, że nie mam prawa jej dotykać, że nie mam prawa z nią rozmawiać. Nie miałem pojęcia, co chciałbym jej w ogóle powiedzieć. Pierwszy raz czułem prawdziwy ból i bezradność.
Lily Evans
Pierwszy raz czas na spotkaniu u Slughorna wlókł się niemiłosiernie. Sporo się spóźniłam, ale i tak dopiero po jakiejś godzinie męczarni profesor pożegnał nas i wszyscy zaczęli się powoli zbierać. Wstałam z miejsca, wzięłam z krzesła kurtkę i torebkę i szybko udałam się do wyjścia. W drzwiach minęłam się z Kevinem, który przepuścił mnie, ale nie odezwał się. Zresztą od dwóch tygodni nie zamieniliśmy słowa. Powinnam go przeprosić, ale do tej pory miałam na głowie ważniejsze sprawy niż on. Postanowiłam więc, że jutro z nim pogadam.
Wyszliśmy od Slughorna w ciszy. W ogóle Sean nie odezwał się od czasu, kiedy pojawiłam się na kolacji, a właściwie na samym deserze. Zastanawiałam się więc, jak będzie wyglądała nasza ostatnia rozmowa. Nie wiedziałam, co chciałabym mu w tym momencie powiedzieć. Jak dużo wie i co będę musiała dopowiedzieć. W tej chwili zastanawiałam się, jak mogłam, tak długo się z nim bawić. Czy określenie, że stał mi się zupełnie obcy byłoby w tej chwili na miejscu? Po seksie z Jamesem nie mogłam znieść myśli, że przez tak długi czas dawałam się dotykać innemu chłopakowi niż Rogacz. To… Było bardzo dziwne uczucie i nie potrafiłam go do końca wyjaśnić.
Nie chciałam odwlekać tej rozmowy w nieskończoność, więc weszłam do pierwszej pustej klasy, a on za mną, zamykając za sobą drzwi.
Staliśmy chwilę naprzeciwko siebie, milcząc. Wpatrywał się we mnie, nawet nie zbolałym wzrokiem, aczkolwiek w jego oczach widziałam mieszaninę niezrozumienia dla tego, co tu teraz robiliśmy. Z drugiej strony – spokojną akceptację.
- Spędziłaś cały dzień z Potterem – odezwał się w końcu.
- Tak – potwierdziłam. To nie był czas na zaprzeczenia, tylko wyjaśnienia i pożegnanie.
- Więc po co przyszłaś do Slughorna? Mogłaś i powinnaś z nim zostać – rzekł, zaskakując mnie tym.
- Obiecałam, że odpowiem na wszystkie twoje pytania.
- Obiecałaś mi również, że będziesz ze mną szczera. Nie byłaś. Nie mam więc żadnej pewności, że to, co mi teraz powiesz, będzie miało coś wspólnego z prawdą. – Szczerze? Tymi dwoma zdaniami sprawił, że poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Ale czego się spodziewałam? Tak naprawdę liczyłam chyba na to, że nadal nie jest świadomy tego, co się działo. Myliłam się. Znał sytuację, być może lepiej, niż ja sama.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc milczałam, nie odwracając od niego wzroku.
- Zadam tylko jedno pytanie, bo chyba o to ci chodziło, proponując tę rozmowę. Nie zrozum mnie źle, ale… Czuję się w tej chwili tak, jakbyśmy byli dla siebie obcymi osobami. Zbyt daleko odsunęłaś się ode mnie ostatnimi czasy i już dawno powinnaś mi o tym powiedzieć, więc spytam tylko o to, bo wiem, że powiesz prawdę. – Wziął głęboki oddech. – Kochasz Jamesa?
- Tak – odparłam bez żadnego zastanawiania się.
- Więc życzę wam szczęścia, Lily – rzekł i ruszył w stronę drzwi. Nie zareagowałam na to w żaden sposób, zbyt zaskoczona przebiegiem tej rozmowy, a raczej jej… brakiem?
- Sean, zaczekaj… – odezwałam się jednak po chwili.
- Nie ma tu czego wyjaśniać – rzucił tylko, nawet się do mnie nie odwracając. Myślałam, że jeszcze się zatrzyma, ale nie zrobił tego. Po prostu zamknął za sobą drzwi i zostawił mnie samą. Nie tego się spodziewałam. Chciałam powiedzieć coś więcej, ale jak widać, on nie chciał tego słuchać i musiałam uszanować jego decyzję. Nie wiem, czy było to wynikiem pogodzenia się z sytuacją, czy raczej brakiem tej akceptacji. Ja czułam się w tym momencie jeszcze gorzej.
Ann Vick
Siedziałam z chłopakami w Pokoju Wspólnym, grając z Remusem w szachy, kiedy po jakichś trzech godzinach dołączyła do nas Dorcas, wróciwszy z romantycznego spaceru z Ericem.
- Lily i Jamesa jeszcze nie ma? – spytała, a ja pokręciłam głową.
- Może od razu poszła do Slughorna – zaproponowałam.
- A Rogacz?
- Jest dorosły…
- O wilku mowa – wtrącił Black, po czym do naszego stolika podszedł Potter, z rezygnacją opadając na fotel.
- Cześć – rzucił Łapa, ale ten mu nie odpowiedział. Patrzył tylko bezmyślnie w płomienie na kominku.
- Coś się stało? – spytał Lupin, ale Rogacz pokręcił nieznacznie głową. – Myśleliśmy, że zaginęliście – dodał.
- Widzieliście Lily? – zapytał Potter po chwili milczenia, a ja wbiłam w niego uważne spojrzenie.
- Chyba ty powinieneś wiedzieć, gdzie ona jest – zauważyła Dorcas i również na niego spojrzała.
- Czyli jednak poszła na spotkanie – stwierdził Potter ze smutkiem w głosie.
- Czy coś się stało? – powtórzył pytanie Lunatyk, ale i tym razem zostało zignorowane.
- Nie chcę marudzić – odezwałam się w końcu, – ale mógłbyś mi wyjaśnić, gdzie się podziewaliście? Mieliśmy się spotkać na obiedzie, a jest już prawie dwudziesta.
- Jestem idiotą – westchnął sam do siebie zapytany, po czym dodał szybko, zwracając się do mnie. – Ann, odwal się. Nie musisz wszystkiego wiedzieć. – Widać było jednak, że coś go gryzie. Napotkałam jego wzrok, więc znowu powrócił do wpatrywania się w kominek. – Nie martw się, twoja przyjaciółka jest cała, zdrowa i najedzona. Tak mi się bynajmniej wydaje.
Prychnęłam i nie dyskutowałam z nim więcej. Coś ukrywał, ale wolałam poczekać na sprawozdanie Lily, a jeśli i ona nic nie powie, dam spokój. Dlaczego zawsze, kiedy zostawia się ich razem, patrzących na siebie wzrokiem przepełnionym bezgraniczną miłością, wracają osobno, pokłóceni?
Sean Whitby
Nie wiem, dlaczego ta rozmowa przebiegła w ten, a nie inny sposób. Nie wiem, czy po prostu nie chciałem słuchać jej kolejnych tłumaczeń, czy chciałem, ale nie byłem na nie gotowy. Być może chodziło właśnie o to ostatnie. Być może musiałem najpierw wszystko jeszcze raz przemyśleć, pogodzić się z tym, co się stało, zagoić rany, które teraz szczypały niemiłosiernie, a dopiero wtedy porozmawiać z nią o wszystkim, co działo się przez ostatnie miesiące. Być może teraz, słuchając tego, powiedziałbym coś, czego mimo wszystko bym żałował. Być może za jakiś czas zrozumiem, dlaczego tak się stało. To ona miała być szczęśliwa, więc usłyszałem tylko to, co chciałem usłyszeć, by zacząć kolejny etap życia. Prosiłem ją o to, by była ze mną szczera, nie była i chyba to mnie najbardziej zabolało, dlatego chociaż raz chciałem, by z jej ust padły słowa prawdy.
Wróciwszy do Pokoju Wspólnego, nie skierowałem się do swojej sypialni tylko do dormitorium dziewczyn, mając nadzieję, że zastanę w nim Alice. Uniosłem dłoń, by zapukać do drzwi i zastygłem na chwilę. Nie wiedziałem, co mógłbym jej w tej chwili powiedzieć. Nie chciałem tracić przyjaciółki. Zbyt wiele dla mnie znaczyła, zbyt wiele od niej dostałem, by teraz tak po prostu to wszystko skreślić. Wiedziałem jednak, że po jej wyznaniu nic nie będzie już takie samo i z drugiej strony przekląłem się w duchu, że byłem aż tak ślepy.
Kiedy w końcu zapukałem, drzwi otworzyła mi Sue, która odsunęła się niepewnie, wpuszczając mnie do środka, po czym wyszła, zamykając za sobą. W pokoju nie było nikogo więcej prócz naszej dwójki. Alice, widząc mnie, szybko otarła łzy z twarzy, wstała z łóżka i odsunęła się ode mnie w najdalszy kąt.
- Po co przyszedłeś?
- Chciałem porozmawiać o tym, co mi dzisiaj powiedziałaś. Ja… Nie jestem już z Lily.
- Przykro mi – odparła naprawdę szczerze.
- To była właściwa decyzja. Wiedziałem, że ona mnie nie kocha, a mimo to minie trochę czasu, zanim całkowicie to zaakceptuję, ale tak dla wszystkich będzie teraz lepiej. Dla wszystkich, prócz ciebie.
- Mną się nie musisz przejmować, Sean. Ja dam sobie radę. Nie chciałam, żebyś o tym wiedział, ale naciskałeś mnie, a ja się wkurzyłam. Żałuję, że powiedziałam ci, co do ciebie czuję, bo teraz nic nie będzie tak, jak dawniej. Nie chciałam psuć naszej przyjaźni, a teraz obojgu nam będzie niezręcznie, więc… Lepiej, gdybyśmy na jakiś czas ograniczyli nasze kontakty.
- Czemu uważasz, że tak będzie lepiej? – spytałem.
- A czemu miałoby być gorzej?
- Posłuchaj, Alice… Przez te wszystkie lata nie raz mnie wspierałaś, ofiarowałaś to, co masz najlepszego, nie chcąc niczego w zamian, przyjaźniliśmy się do tego stopnia, że nigdy nie pomyślałbym, że możesz czuć do mnie coś więcej. Zresztą ostatnio w ogóle nie myślałem, zapatrzony w dziewczynę, która mnie nie kochała. Nie chcę się tłumaczyć w żaden sposób, nie chcę, żebyś mnie żałowała czy współczuła, bo nie o to mi chodzi. Być może zasłużyłem na to, co się stało, ale naprawdę nie chciałbym, żebyś i ty zniknęła z mojego życia, bo od wielu lat jesteś jego częścią.
- Czego ty ode mnie oczekujesz, co? Że będę twoją zabawką zastępczą? Nie chcę twojej litości, Sean.
- Nie chcę się nad tobą litować, Al, bo będzie to z mojej strony świństwo. Nie mogę ci obiecać, że kiedyś będziesz dla mnie tak samo ważna, jak ja dla ciebie, bo na chwilę obecną moje serce nadal oddane jest komuś innemu i może minąć trochę czasu, nim się to zmieni. Nie mogę ci również obiecać, że to się nigdy nie zmieni, bo bardzo chciałbym ruszyć dalej i być może kolejną osobą, dla której stracę głowę, będziesz ty. Wiem, jak beznadziejnie to teraz brzmi, ale uwierz mi, że ja naprawdę nie chcę stracić tego, co powstawało między nami przez tyle lat.
- To się nie uda. Od teraz będziesz żył pod presją uczucia, które do ciebie żywię, Sean. Nawet jeśli zapomnisz o Evans, będziesz na siłę starał się mnie uszczęśliwić, a nie chcę, by to, co do mnie czujesz było wymuszone, by było wynikiem jakiejś wdzięczności czy litości.
- Obiecuję ci, że nic takiego się nie stanie. Jeśli się w tobie zakocham, to naprawdę. W przeciwnym wypadku nie będę ci robił żadnych nadziei, bo wiem, jak możesz się wtedy czuć.
- Nie wiem, Sean. Nasza przyjaźń jest dla mnie ważna, ale nie jestem pewna, czy dam radę to w ten sposób dalej ciągnąć. Daj mi trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Tobie radziłabym to samo – zakończyła, po czym wyminęła mnie i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego.
Dzisiejszego dnia straciłem dwie dziewczyny, na których mi zależało. Z tym, że chyba niewłaściwie ulokowałem swoje uczucia. Naprawdę nie mogłem zagwarantować jej tego, że kiedyś będę w stanie związać się i spędzić z nią resztę życia, aczkolwiek nie wyobrażałem sobie, bym mógł ją w tej sprawie okłamać i zrobić to tylko z litości czy poczucia jakiegoś obowiązku. Czy ta rozmowa nie była z mojej strony jakimś aktem desperacji, skierowanym w jej stronę? Nie chciałem przez mój zakończony już związek z Evans tracić jeszcze najlepszej przyjaciółki, która nie raz ratowała mnie z opresji. Czy jednak mogłem wymagać od niej tego, by nadal robiła coś wbrew sobie tylko dlatego, że to ja jej w tym momencie potrzebowałem?
Lily Evans
Wszyscy jak zwykle siedzieli przy tym samym stoliku. Dziewczyny z Lupinem rozmawiały o czymś wesoło, James poszeptywał z Syriuszem, a Peter siedział z boku i pogryzał kociołkowe pieguski. Zachowywali się tak, jakby nic się nie stało, więc podeszłam do nich, by spróbować włączyć się do tej ich normalności.
- Cześć – przywitałam się, siadając na podłokietniku fotela Blacka.
- Jak było u Slughorna, Ruda? – spytał Łapa.
- Ruda? – powtórzyłam, piorunując go wzrokiem.
- Nie podoba ci się?
- Wolałabym, żebyś tak do mnie nie mówił – stwierdziłam.
- Mam tak do ciebie mówić? Masz to jak w banku – uśmiechnął się szeroko.
- Black!
- Evans?! – odpowiedział złośliwie, a ja go uderzyłam, na co tylko się zaśmiał.
- A więc Lily – zaczął poważnie. – Jak było u Ślimaka?
Wywróciłam oczami i westchnęłam.
- Lepiej nie mówić – odparłam. Na chwilę obecną bardziej odpowiednie było zachowanie się w sposób, który nie świadczyłby o tym, że zaledwie półtorej godziny temu przespałam się z Jamesem. Nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział, bo nawet ja sama nie miałam tego w planach na co najmniej najbliższy rok albo jeszcze dłużej. Chciałam, żeby to zostało tylko między mną a Jamesem.
Rzuciłam torebkę i kurtkę na podłogę i usiadłam wygodniej, o ile siedzenie na poręczy fotela było wygodne. Nie zwracałam uwagi na Pottera, ale czułam, że Rogacz się we mnie wpatruje, chociaż nic nie mówi. Kiedy nasze spojrzenia na chwilę się skrzyżowały, dostrzegłam w jego oczach coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Zastanawiałam się, czy on ma do mnie żal o to, co się stało, czy to raczej ja otrzymałam cios, dowiadując się, co James myślał o naszym seksie. Musiałam z nim porozmawiać jeszcze dzisiaj. To było moim priorytetem, bo bałam się, że jeszcze chwila, a kolejny raz go stracę.
~ * ~
Długo rozmawialiśmy o rożnych rzeczach tak, jakby nic się nie stało, bo czy oficjalnie coś było nie tak? Nie, tylko ja z Jamesem mieliśmy problem. A może on go nie miał i tylko ja niepotrzebnie panikowałam? Jednak czy zgodny seks z osobą, w której zakochałam się, nienawidząc, był niczym?
Nie zamieniłam jednak do tej pory żadnego słowa z Rogaczem. Rozstaliśmy się znowu pokłóceni i teraz też zerkaliśmy tylko na siebie, milcząc, chociaż czułam się, jakbym była pod ostrzałem, bacznie obserwowana przez wszystkich biorących udział w dyskusji.
Kiedy zegar nad kominkiem wybił godzinę jedenastą, a pokój do tego czasu całkiem opustoszał, również zaczęliśmy się zbierać. Chłopacy szybko pożegnali się i poszli na górę. My posiedziałyśmy jeszcze chwilę w milczeniu i także udałyśmy się do sypialni.
Kate i Miriam rozmawiały o czymś, siedząc na jednym łóżku, więc każda z nas także zajęła się sobą.
- Idę do łazienki – oznajmiła Ann i zniknęła za drzwiami.
Po raz kolejny już dzisiaj zdjęłam ubrania i założyłam ciepły szlafrok. Dorcas zrobiła to samo.
- Co was zatrzymało w Hogsmeade? – spytała, kiedy związywałam włosy.
- Szukaliśmy rękawiczek. Były u Scrivenshafta – odparłam.
- Lily, wiesz, że nie o to mi chodzi – powiedziała, a ja westchnęłam i w końcu rozsunęłam kotary łóżka, żeby wejść pod kołdrę. Kiedy to zrobiłam, zauważyłam, że w miejscu poduszki leży to samo pudełko, które widziałam kilka godzin temu. Nie zdziwiłam się, a wręcz zrobiło mi się ciężko na sercu.
Usiadłam na łóżku, wzięłam je do ręki i otworzyłam, oglądając po raz kolejny jego zawartość. Z bólem i żalem wpatrywałam się w nie przez chwilę.
- Skąd to masz? – spytała Dorcas, na co z hukiem zatrzasnęłam wieczko i włożyłam pudełko do szuflady.
- Od Jamesa. Prezent na przeprosiny.
- Jeśli tak mówisz – powiedziała znacząco i spojrzała na mnie. Przed tym jej spojrzeniem nie potrafiłam nic ukryć.
- Nie tutaj – rzekłam zrezygnowana i wskazałam na nasze współlokatorki.
- Łazienka wolna.
Dor wzięła swoją piżamę i po chwili usłyszałam, jak odkręciła wodę, która teraz lała się do wanny.
- Lily, możesz na chwilę przyjść? – spytała, wyglądając zza framugi.
Ann zmierzyła mnie wzrokiem, więc wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do łazienki.
~ * ~
Dor szybko zamknęła drzwi na klucz. Spojrzałam na nią zaskoczona, ale ona była nieugięta. Jeśli to zrobiła, musiała mieć powód.
- Na wszelki wypadek – wyjaśniła, uśmiechając się. – Lily, jeśli nie chcesz, nie mów, ale… Czy coś się stało?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Stało się coś czy nie? Prosta odpowiedź. – Nie odezwałam się, wpatrując bezmyślnie w lecącą z kranu wodę. – Hej, widzę, że coś cię gryzie. Kiedy rozstawałyśmy się w Hogsmeade byłaś w dobrym humorze. Chciałaś spędzić z Potterem czas i to rozumiem. Co więc się stało?
- Poszliśmy do kawiarni na gorącą czekoladę i ciasto – zaczęłam. – Było naprawdę miło i chętnie spędziłabym z nim ten czas ponownie, ale potem… Zrobiliśmy coś głupiego. Coś bardzo głupiego – powiedziałam z zażenowaniem. – A najgorsze jest to, że była to moja inicjatywa, chciałam tego…
- Czego? – weszła mi w słowo, patrząc na mnie uważnie.
- Nie mogę ci powiedzieć – rzekłam i posłałam jej wymuszony uśmiech, a ona zrozumiała i nie naciskała dłużej.
- Co było potem?
- Wszystko było w porządku. Nie żałuję niczego, co się dzisiaj stało, tylko, że… Ja nie planowałam takiego zakończenia dnia. Rano obiecałam Seanowi, że porozmawiam z nim po kolacji u Slughorna, więc wyjaśniłam Jamesowi, że muszę iść pogadać z Whitbym, że muszę z nim właśnie dzisiaj zerwać, a wtedy on się wkurzył i powiedział coś, co mnie dotknęło. Z jednej strony mnie to zabolało, z drugiej próbuję sobie wytłumaczyć, że po tym wszystkim, co do tej pory przeszliśmy, miał do tego prawo. Pokłóciliśmy się więc, chociaż zaskoczyłam go trochę odpowiedzią i poszłam do Slughorna. Po kolacji próbowałam porozmawiać z Seanem. Myślałam, że będzie chciał usłyszeć ode mnie jakieś wyjaśnienia, ale spytał tylko, czy kocham Jamesa, więc przytaknęłam, a on życzył nam szczęścia i odszedł. Nie jesteśmy już razem.
- Ehh, to w sumie dobrze, że w końcu zdecydowałaś się powiedzieć mu prawdę. Nie mogłaś tego ciągnąć w nieskończoność.
- Wiem i cieszę się, że to się w końcu stało. Kiedyś chciałabym mu dokładniej wszystko wyjaśnić, ale myślę, że na razie nie chce mieć ze mną do czynienia.
- Dobrze, więc jedna sprawa z głowy. Chodzi ci jednak o to, że znowu posprzeczałaś się z Rogaczem?
- Po prostu nie wiem, co mam robić. Kocham go i chcę z nim w końcu być, ale… Wydaje mi się, że on ma do mnie zbyt dużo żalu. Wiem, że gdybyśmy się w końcu zdecydowali, byłoby całkiem inaczej, ale często się kłócimy, dlaczego miałoby się to zmienić?
- Bo kłócicie się z tego powodu, że nie jesteście razem.
- Jeśli będziemy, łatwiej będzie cokolwiek zepsuć. Jedno słowo, jeden gest… Nie chcę by cały czas panowało milczenie, bo nie potrafimy rozmawiać.
- Lilka, uspokój się – powiedziała Dorcas, łapiąc mnie za ramiona. Spojrzałam na nią. – Cokolwiek zrobiliście, nie ma to znaczenia, jeśli się kochacie, tak? To tobie wydaje się, że nie potraficie rozmawiać, bo do tej pory zważałaś na każde wypowiedziane słowo. Jeśli w końcu powiesz mu, że go kochasz, nie będzie żadnych ograniczających was tajemnic. Przecież żyć bez niego nie możesz, więc idź do niego i porozmawiaj z nim. Powiedz, co czujesz, jeśli musisz, przeproś za wszystko i wyjaśnij, że to, co dzisiaj zrobiliście, nie było błędem – spojrzałam na nią zrezygnowana. – Bo nie było? – Pokręciłam głową.
- Chociaż czuję się okropnie, że stało się to, jeszcze zanim rozstałam się z Seanem.
- Lily, jesteś gotowa na to, by powiedzieć Jamesowi prawdę, więc przestań się mazać. Kiedy w końcu zaczniecie załatwiać swoje sprawy sami? Macie teraz szansę. Zaufaj mi.
Zapadła chwila milczenia, podczas której zastanawiałam się nad słowami mojej przyjaciółki.
- Dzięki, Dor – rzekłam w końcu.
- Nie musisz dziękować – odparła, a ja uśmiechnęłam się do niej. – Po prostu porozmawiaj z nim.
- Idę, bo woda w wannie ci wystygnie – zauważyłam i udałam się do wyjścia.
- Lily… – zatrzymała mnie jeszcze.
- Tak?
- Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś to coś głupiego, o czym wspomniałaś, jeszcze raz? – skinęłam głową.
- Nie zmieniłabym biegu wydarzeń.
- A gdybyś kochała Seana, tak bardzo jak Jamesa, doszłoby coś takiego do skutku z jego udziałem? – Tym razem pokręciłam głową.
- Nie, z nim nie byłabym w stanie tego zrobić na tym etapie.
Dorcas nie spojrzała na mnie od razu. Sprawdziła wodę w wannie i zakręciła kran, dopiero potem odwróciła się w moją stronę, zakładając ręce na piersi.
- Więc powinnaś znać już odpowiedź na wszystkie swoje pytania.
Pierwsza ! Zaklepuję miejsce. Wracam za chwilę!
OdpowiedzUsuńKochana Luthien !
OdpowiedzUsuńCudownie, jak zwykle! Pozostawiłaś we mnie duży niedosyt, nie mogę się doczekać momentu gdy Lily i James się pogodzą. Dobrze, że zerwała z Witbym( to straszny głupek ). Kiedy kolejna nocia ?!!
Ps. Nie mogę się doczekać
Buziaki i dużo weny
Panna Adrianna
Kochana,
OdpowiedzUsuńNo niestety nie mogłam umieścić w tym rozdziale wszystkiego, a i tak wyszedł trochę dłuższy niż zwykle. Zapewniam jednak, że ich rozmowa znajdzie się zaraz na początku kolejnego rozdziału, który planuję dodać 27 marca na urodziny Jamesa :) Jeśli uda mi się z nim uporać, to pojawi się szybciej, ale niczego nie obiecuję.
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam
Luthien
Kochana,
OdpowiedzUsuńWróciłam i z wstydem, bez bicia przyznaję- zawaliłam w całości. Znów narobiłam sobie wszędzie zaległości. Ale to ostatni raz! Nigdy więcej :) Teraz wszystko naprawiam :)
Rozdział cudowny :) Łezka kręci się w oku. Łezka? Nie. Morze łez :)
Ciekawe, jak Lily i James wszystko sobie wyjaśnią. I po rozmowie mają być oficjalnie parą, bo się obrażę :p
Cieszę się, że Lily zerwała z Seanem, ale szkoda mi go :( Stracił dwie bliskie osoby w ciągu jednego dnia :'(
Rozdział cudowny :*
Tak dla jasności- wszystkie zaległe wpisy przeczytane, ale komentuję tylko ten ;)
Życzę mnóstwa weny :*
Pozdrawiam serdecznie :*
Lavender Potter
Ps. Zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
Kocham ten rozdział, zwłaszcza końcówkę <3 Jak dla mnie trochę za dużo przemyśleń Seana, ale i tak jest wspaniały (to znaczy rozdział, bo Seana nienawidzę xD) I małe pytanie, Sean czyta się "Szon"? Bo w wielu filmach czy serialach jest to imię, za każdym razem czyta się je inaczej xD I tak się zastanawiam jak w tym przypadku :)
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że za dużo przemyśleń Seana i przyznam szczerze, że aż takiej ilości nie planowałam, ale jak już napisałam, to nie chciałam wyrzucać. Z drugiej strony w najbliższym czasie Whitby będzie miał tylko jeden ostatni wątek do zagrania, także było to też swego rodzaju pożegnanie z jego postacią.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale zawsze to imię wymawiam normalnie "Szon" :)
Pozdrawiam
Kochana,
OdpowiedzUsuńJa też bardzo często mam zaległości na waszych blogach, w tym twoim, także rozumiem problem :)
Wyjaśnią sobie wszystko już na początku kolejnego rozdziału, z tym, że muszę tę rozmowę napisać praktycznie od nowa, gdyż zerwanie Lily z Seanem było planowane na późniejszy okres i teraz wszystko mi pokomplikowało.
Postać Seana jest mi jeszcze raz potrzebna, a właściwie dwa, ale to później. Być może zdecyduję się kiedyś na jakiś wątek tylko dla niego, aczkolwiek na chwilę obecną, chcę się go "pozbyć" ;)
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam
Luthien
Kochana Luthien,
OdpowiedzUsuńPrzybywam, oczywiście trochę spóźniona. Za to mogę się pochwalić, że rozdział przeczytałam już w sobotę :D
Przechodząc jednak do komentarza jestem trochę zdziwiona, że tak szybko załatwiłaś sprawę między Lily i Seanem. Myślałam, że cała ta sprawa pochłonie Ci większośc rozdziału, a jednak nie. W sumie trochę mnie to dziwi, ale cieszę się, że Sean wyszedł z tego jakoś względnie. Spodziewałam się, że na koniec zachowa się żałośnie, bo Evans go zostawiła i to jest plus.
Alice odważnie i mądrze postapiła mówiąc mu, ze go kocha. Co prawda teraz na pewno zaczną się miedzy nimi problemy, ale przecież jeżeli to jest przyjaźń to na pewno to przetrwają.
Pozdrawiam i życzę dużo weny
Em
Kochana,
OdpowiedzUsuńBardzo długo zastanawiałam się, jak rozwiązać sprawę Lily i Seana, w ostatniej chwili, za aprobatą przyjaciółki, zdecydowałam się na takie rozwiązanie. Chciałam, by chociaż raz to on "był górą", że tak powiem. Poza tym Whitby będzie miał jeszcze jeden ważny wątek pod koniec grudnia jeśli chodzi o Lily i Jamesa, więc tak naprawdę dopiero wtedy ich związek zostanie całkowicie wyjaśniony i myślę, że dopiero wtedy zostanie powiedziane wszystko to, na co czekaliście teraz. Mam nadzieję, że tego nie schrzaniłam aż tak bardzo, jak mi się wydaje.
Myślę, że do Alice i Seana jeszcze kiedyś wrócę, bo też mam dla nich plan ;)
Pozdrawiam
Luthien
O jeny, spóźniłam się cały tydzień ! Jak mogłam to przegapić :(
OdpowiedzUsuńMeh, skleroza nie boli. Chciałabym ci powiedzieć że notka jest świetna, tylko w jednym miejscu jest napisane "chłopacy" i tyle złego nic więcej nie znalazłam :D Dużo jest opisane z perspektywy Seana, ale to w sumie dobrze, mało o nim samym wiedzieliśmy jako tako, a skoro mówisz że odegra jakąś mniej lub bardziej znaczącą rolę w twoim opowiadaniu, jestem bardzo ucieszona z tego faktu że dowiadujemy się o nim co raz więcej. W ogólę to bardzo bobrze "wpisujesz się" wczuwasz w postacie bo są dobrze przedstawione, każda ma świetnie opisny charakter. Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
~Szafirowa
Ps. dziękuję za dedykację, cieszę się że dobiłaś 600 komentarzy na blogu, mam nadzieję że niedługo dobijesz razem z nami, twoimi wszystkimi czytelnikami do 1000 :D
Cześć! Dopiero dzisiaj natrafiłam na Twojego bloga i musze Ci powiedzieć, że mega jestem ciekawa poprzednich notek! Właśnie zaczynam nadrabiać ^^
OdpowiedzUsuńDroga Luthien!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Natrafiłam tu niedawno, spodobało mi się. Przeczytałam wszystkie rozdziały i ogromnie się cieszę, że Lily i Sean już nie są razem. No mówi się, że miłość jest ślepa, ale żeby aż tak? Nie mogę się doczekać rozmowy Lily i Jamesa. Bardzo fajny jest ten jeleń na naszyjniku, taki symbol tego, że James należy tylko do Lily i jest z nią zawsze jeśli go nie ma w pobliżu. Pierścionek też jest ciekawym pomysłem, co Lily zrobi jakby się dowiedziała, że był taki drogi xD W sumie wie, że był drogi ale chyba nie przewidziała aż tak wysokiej ceny. Coś czuję, że Syriusz i Dorcas za niedługo będą razem, bo kto się czubi ten się lubi, jak to się mówi. Brakuje mi w tym momencie jakiegoś mega dowcipu w wykonaniu Blacka i Pottera na swoich ukochanych. Remus u ciebie też nie jest spokojny, choć mądry jak zawsze, co mi się podoba. Fajnie by było jakby wysmażyli jakiś dowcip we trzech ;). Co do Petera, nie lubię Go i nie będę nigdy lubić. Nie nadaje się do tej paczki, a jak pomyślę jak skrzywdzi Lily, Jamesa, Syriusza i Remusa w przyszłości to coś mnie trafia. Tak więc obojętne mi czy ten żarłok będzie brał udział w dowcipach :D. Z tego co pamiętam to w większości opowiadań chyba Dorcas lubiła ubrania i była roztrzepana a Ann to była ta spokojniejsza, ale może źle pamiętam. W każdym razie wszystko mówiąca Ann i hamująca ją Dorcas też jest świetna. Za mało jest według mnie Irytka i Hagrida, no ale cóż, Twoje opowiadanie ;) Czekam na next niecierpliwie. Całusy!
Magdalene Sun