Kochani!
Na wstępie chciałabym wam życzyć zdrowych, spokojnych świąt w gronie najbliższych oraz mokrego Dyngusa :)
Ostatnimi czasy rozdziały pojawiają się u mnie dosyć rzadko, więc moją dłuższą nieobecność widać było jedynie na waszych blogach. Nadal nad tym pracuję, powoli nadrabiam, więc jeśli u kogoś jeszcze zalegam z komentarzem, to napiszcie mi o tym pod rozdziałem.
Nadal pracuję nad tym, by publikować nowe rozdziały częściej, ale nie pomaga mi w tym fakt, że ostatnio przechodzę spory kryzys praktycznie we wszystkich aspektach mojego życia i powoli staram się ogarnąć swoje życie. Obiecuję jednak, że w kwietniu pojawią się aż dwa rozdziały. Pierwszy 10.04, drugi 24.04 z ewentualnym jednodniowym przesunięciem wstecz lub wprzód z racji tego, że niedługo potem mam urodziny i spodziewam się wtedy gości. Nie mniej jednak te dwa rozdziały na pewno się pojawią.
Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom. Tym, którzy są ze mną praktycznie od początku i tym, którzy dopiero niedawno tutaj wpadli i postanowili zostać. Cieszę się, że jesteście :) Chciałabym tutaj również zaznaczyć, że wszelkie uwagi i prośby, które od was dostaję, analizuję i w miarę możliwości staram się na bieżąco dopisywać, także mam nadzieję, że uda mi się was zadowolić.
Rozdział mocno monotematyczny, aczkolwiek mam nadzieję, że w porównaniu do poprzedniego nie jest aż tak zły i aż tak bardzo się na nim nie zawiedziecie.
Całuję
Luthien
***
Lily Evans
Kiedy Dorcas zwolniła łazienkę i położyła się spać, wlałam do wanny mój ulubiony orzeźwiający olejek zapachowy i napuściłam gorącej wody. Co prawda, będąc prefektem, mogłam korzystać z luksusowej łazienki na piątym piętrze, ale wolałam używać tej wspólnej. Poza tym byłam zmęczona i nie chciało mi się schodzić na dół.
Leżałam w wannie zanurzona w gorącej wodzie, zmywałam z siebie trudy dzisiejszego dnia i rozmyślałam. O tym, co mi powiedzieli James, Sean, Ann i Dorcas. Wiedziałam, że każdy z nich, na swój sposób, ma rację. Wiedziałam, że naprawdę się o mnie troszczyli. Wiedziałam, że w Hogwarcie, który był moim drugim domem, mam też drugą rodzinę. Tylko co ja dla niej robiłam? Umiałam tylko rujnować nie tylko moje, ale także ich życie i czułam się z tego powodu okropnie.
Spodziewałam się innej reakcji Seana, ale doszłam do wniosku, że miał prawo zachować się tak, jak się zachował. Być może nie chciał słuchać kolejnych głupich tłumaczeń, którymi raczyłam go od początku naszego związku. Związku, który nigdy nie powinien dojść do skutku. I… Teraz w sumie go rozumiałam. Jeśli kiedyś będzie gotowy wysłuchać moich tłumaczeń, to powiem mu całą prawdę. Jeśli jednak takie wyjście było dla niego prostsze to uszanuję jego decyzję i sama nigdy więcej nie powrócę do tematu, który do czasu, aż on zdecyduje się na jakiś krok, był już dla mnie zamknięty. Nie oznaczało to jednak, że od teraz na każdym kroku będę się obnosić z moimi uczuciami do Pottera, bo nie chciałam być na językach całej szkoły z kolejnego powodu, który szybko przyćmi pierwszy.
~ * ~
Woda w wannie wystygła, a tysiące myśli nadal przelatywało mi przez głowę. Podejmowałam różne decyzje, z których zaraz rezygnowałam, dochodząc do wniosku, że nie mają sensu, nic nie zmienią, wypalą się, zanim w ogóle wprowadzę je w życie. Z drugiej strony po prostu się bałam, ale zaszłam za daleko. Teraz zaczęło się prawdziwe życie. Nie byłam już małym dzieckiem. Teraz już nikt nie mógł mnie wyręczać, nie mógł decydować, nie mógł pomóc.
Dreszcz przeszedł całe moje ciało. Spojrzałam na zegarek. Siedziałam w łazience już dobrą godzinę, więc woda miała prawo zrobić się zimna. Wyszłam z wanny i założyłam ciepły szlafrok, który do tej pory grzał się koło pieca. Wyciągnęłam korek i patrzyłam przez chwilę, jak woda znika w odpływie. Szybko umyłam zęby, ubrałam piżamę, na którą składały się dresy i koszulka, wyszłam z łazienki i cicho zamknęłam drzwi.
Leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć. Dorcas powiedziała mi kiedyś, że marzenia to nie to, co znajdujemy w swoich snach, lecz to, co nie pozwala nam zasnąć. Nie wiem, czemu teraz o tym pomyślałam. Zegar wybił godzinę pierwszą, a ja zdecydowałam, że muszę w tej właśnie chwili porozmawiać z Jamesem. Nie rano, tylko teraz. Inaczej będzie mnie czekała bezsenna noc. Jednak trochę się bałam. Rogacz mógł już spać… Mimo to wyszłam z dormitorium i poszłam na drugą stronę.
James Potter
Spodziewałem się dzisiaj bezsennej nocy. Z chwilą, kiedy znalazłem się w dormitorium, leżałem na łóżku, nie odzywając się do chłopaków słowem, mimo, iż Syriusz zadawał mi setki pytań. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć, nie wiedziałem, jak po tym wszystkim zareagować. Nie dałem jej dojść do słowa, a ona jak zwykle zaczęła się bronić. Czy jednak to właśnie chciałem od niej usłyszeć, czy nie tylko ona bała się zrobić w końcu ten właściwy krok?
Obecnie, przyświecając sobie różdżką, wpatrywałem się w mapę, którą kiedyś skonstruowaliśmy. Była bardzo użyteczna do śledzenia ludzi i unikania szlabanów. Było już dawno po północy, a ja nie mogłem pozbyć się wspomnień z poprzedniego dnia. Dnia, który pierwszy raz, prawie cały, spędziłem w towarzystwie Lily. Dziewczyny, którą kochałem ponad wszystko, mimo, iż nie raz mnie zraniła i okłamała. Nie zwracałem jednak na to uwagi. Potrafiłem wybaczyć wszystko i wytrzymać wszystko tylko nie to, że mogę ją stracić na zawsze, dlatego nie śpiąc w tą ciemną, ale gwieździstą noc, wpatrywałem się w punkt na mapie oznaczony jej nazwiskiem. Obserwowałem go już jakiś czas. Widziałem, jak wchodziła do dormitorium, domyślałem się, że rozmawiała z Meadowes albo Vick, brała kąpiel… Miałem wyrzuty sumienia. Czułem, że ją zawiodłem i nie chodziło o to, że tym razem świadomie złamaliśmy ustanowione wcześniej zasady. Zawiodłem jej zaufanie, być może gdzieś w podświadomości obawiałem się tego, że kolejny raz wyjdzie i zostawi mnie bez słowa wyjaśnienia, że zaraz znowu poleci do Seana. Nie wiem, czy miałem prawo tak myśleć. Nie powiedziałem tego, ale mimo wszystko dopóki nie będę wiedzieć, na czym stoję, nie dojdę do porozumienia z Evans. Chciałem, by w końcu powiedziała mi wprost, co do mnie czuje. Nawet, jeśli to, co się stało, miało być jednorazowym przypadkiem. Od niej wyszła propozycja, ale powinienem odmówić. Teraz byłem tego absolutnie pewny. Całowanie było całkowicie czym innym. Może prawdą było, że Lily mnie kochała, ale formalnie nadal chodziła z Whitbym i już dawno powinienem to zaakceptować, a przynajmniej fakt, że sama w końcu by z nim zerwała. Nie musiałem jej tego utrudniać. Z drugiej strony powiedziała, że gdyby mogła cofnąć czas, nie zrobiłaby tego. Mimo to i tak nie powinienem się zgadzać. Popełniłem błąd, naciskając dzisiaj na temat Seana i nie dając jej się wytłumaczyć, ale miałem już dosyć ciągłych wyjaśnień, za które teraz dałbym wiele. Popsułem ważny dla nas moment, ale dlaczego w końcu nie mogła powiedzieć mi prawdy? Nie miałem żadnej pewności, jak długo będę miał się z nią jeszcze bawić. Denerwowało mnie to. Znowu było niezręcznie, znowu zapowiadały się dni milczenia i unikania.
Zastanawiając się nad tym wszystkim, w pewnej chwili zauważyłem, że punkt Lily Evans poruszył się, zmieniając położenie. Widziałem, jak wychodzi z dormitorium dziewczyn i powoli, co chwilę zatrzymując się, zbliża do mojej sypialni. Nawet nie zamykając jej, rzuciłem mapę na stolik nocny. Wstałem z łóżka, podszedłem do drzwi i biorąc głęboki oddech, otworzyłem je. I tym razem mapa nie kłamała. Teraz, na przeciwko mnie, stała Lily, ciasno opatulając się kremowym szlafrokiem. Była trochę zmieszana, bo pewnie nawet nie miała zamiaru pukać. Zapewne wkrótce rozmyśliłaby się i wróciła do siebie, a tak postawiłem ją przed faktem dokonanym.
- Hej – rzuciłem, patrząc na nią.
- Skąd wiedziałeś, że…? – spytała cicho, po czym zamilkła, uświadamiając sobie niedorzeczność tego pytania. – Sama nie wiedziałam, czy zapukam – dodała, odwracając wzrok. – Myślałam, że śpisz… – zaczęła się tłumaczyć.
- Nie spałem – odparłem szeptem.
Zapadła cisza. Ani ja, ani ona nie wiedzieliśmy, co powiedzieć.
- Musimy…
- Porozmawiać – dokończyłem. Spojrzałem na nią, a ona objęła dłońmi ramiona i zerknęła do mojego dormitorium.
- Wejdź – powiedziałem. – Chłopacy śpią. – Przeniosła teraz na mnie wzrok i pokręciła głową.
- Nie tutaj – odparła.
- Rozumiem. – Zastanowiłem się chwilę. – Idź załóż buty i kurtkę. Spotkamy się za chwilę w Pokoju Wspólnym.
Lily skinęła głową i wróciła do siebie, trochę zaskoczona moim poleceniem. Zamknąłem drzwi, ubrałem się, a potem wziąłem z szafki mapę i różdżkę. Poszukałem peleryny niewidki, a kiedy miałem i to, zszedłem na dół.
~ * ~
- Dokąd idziemy? – spytała, kiedy wyszliśmy na korytarz. – Jeśli nas złapią…
- Jesteś prefektem, więc raczej uda ci się nas wytłumaczyć. Poza tym przecież nie raz chodziłem po korytarzu, który ty czy Luniek patrolowaliście nocami – stwierdziłem. – Lily nie odpowiedziała, więc wyciągnąłem z kieszeni mapę. Wpatrywałem się w nią chwilę, wypatrując woźnego, czy innych nauczycieli. W końcu schowałem ją i rozłożyłem pelerynę, którą wziąłem ze sobą. – Chodź – powiedziałem. Spojrzała na mnie niepewnie, a potem zlustrowała wzrokiem to, co trzymałem w rękach.
- Peleryna niewidka? – spytała. – Zawsze zastanawiałam się, skąd ją macie.
- Jest moja. Należała do mojego ojca, wcześniej dziadka – odparłem z uśmiechem. – Używamy jej z chłopakami od pierwszej klasy – dodałem.
- Twój ojciec wie, że ją masz? – Nie odpowiedziałem. – Dobra, nie było pytania. – Uśmiechnąłem się do siebie. – Rozumiem, że mamy pod nią wejść…
- Dokładnie.
- No to prowadź – rzuciła jeszcze, po czym jej twarz zastygła w zimnej obojętności na to, co się działo.
Lily Evans
- Daleko idziemy? – spytałam szeptem. Z każdym kolejnym krokiem, bliskość, spowodowana wspólnym ukrywaniem się pod peleryną oraz stres przed tym, co chciałam powiedzieć Jamesowi, powodowały szalony taniec moich wnętrzności.
- Zaraz będziemy na miejscu.
Westchnęłam i szłam dalej obok niego. Po jakichś trzech minutach stanął i zamknął drzwi. Poczułam na skórze zimny powiew wiatru i małe płatki śniegu, które sypały się z nieba.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział.
- Wieża Astronomiczna? Chyba jednak powinniśmy przełożyć tę rozmowę na później – rzekłam i wyszłam spod peleryny.
- Lily, zaczekaj – złapał mnie za rękę. – Filch może się gdzieś kręcić.
- Trudno – odparłam. – Jestem prefektem, więc nic mi nie zrobi, a to nie jest dobry moment ani dobre miejsce na rozmowę.
- Dlaczego?
- Bo… – Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Musiałam z nim porozmawiać, a on zadał sobie trud, żeby niepostrzeżenie nas tu przyprowadzić. Spojrzałam na niebo, które było dobrze widoczne z tej wieży i zobaczyłam mnóstwo gwiazd. Było bardzo ciemno i tylko jasny puch rozświetlał trochę czerń nocy.
- Chodź – powiedział po chwili. – Jest trochę zimniej niż myślałem – uśmiechnął się do mnie, a ja mimo mojego wzburzenia, mimowolnie odwzajemniłam gest. Bałam się tej rozmowy, ale nie chciałam teraz zrobić odwrotu. Byliśmy tu. Razem. Czekając na tę jedną chwilę…
Zerknęłam jeszcze raz na czyste niebo, przymknęłam oczy i zebrałam się w sobie. Miał rację, było strasznie zimno, o wiele zimniej niż kilka godzin temu, więc podeszłam do niego, a on złapał mnie za rękę i wyczarował ławkę oraz gruby koc, na której usiedliśmy, przykrywając się nim. Objął mnie ramieniem, chcąc dodatkowo rozgrzać, a ja przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, opierając głowę na jego klatce piersiowej. Przez chwilę patrzyliśmy gdzieś przed siebie, każdy zatopiony we własnych myślach. Ostatnią rzeczą, o jakiej teraz marzyłam, to nasza rozmowa wyglądająca tak samo, jak ta dzisiejsza z Seanem. Chyba drugi raz bym tego nie zniosła, mimo, iż wiedziałam, że tym razem do powiedzenia jest o wiele więcej.
- Przepraszam, Lily – rzekł w pewnej chwili. Spojrzał na mnie i zmusił do tego, bym i ja zwróciła swój wzrok na niego. – Dużo o tym myślałem i… przepraszam, że złamaliśmy wszystkie zasady. Spędziłem z tobą dzisiaj cudowny dzień, którego nie zamieniłbym na żadne skarby świata, a to, co się stało potem… Po pierwsze nie powinienem się na to zgadzać, bez względu na to, jak bardzo byś na to nalegała. Po drugie… Zaskoczyłaś mnie tym nagłym wyjściem. Nie wiedziałem, co powiedzieć i jak na to zareagować, słysząc, że idziesz do Whitby’ego. Być może faktycznie spodziewałem się usłyszeć właśnie to, o co mnie obwiniłaś, ale to tylko dlatego, że nigdy nie dałaś mi jasno do zrozumienia, czego ode mnie oczekujesz. Powinienem dać ci się wytłumaczyć, ale bałem się, że znowu znikniesz i kiedy kolejny raz cię zobaczę, będziesz z Seanem.
- Nie masz mnie za co przepraszać, James i nie powinieneś się o nic obwiniać – odpowiedziałam. – Byłeś fair, dałeś mi wybór, a ja podjęłam decyzję i chciałam, by była właśnie taka. Pozwoliłam i sama zainicjowałam to, co się stało. Nie żałuję niczego prócz tego, co ci powiedziałam, wychodząc. Rano niczego nie planowałam. Bez względu na to, co by się stało w ciągu dnia, miałam spotkać się z Seanem, odpowiedzieć na wszystkie jego pytania i rozstać się z nim w miarę w przyjacielskich stosunkach, więc kiedy nadszedł na to czas, a ja nadal byłam z tobą, musiałam wyjść. Whitby nie chciał ze mną rozmawiać. Spytał tylko o jedno, a kiedy odpowiedziałam na jego pytanie twierdząco, życzył mi szczęścia i odszedł. Jak widać, tak musiało być. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałowałam tego straconego wieczoru. To nie jest tak, że powinieneś mi odmówić. Zrobiłeś to, bo tego chciałam, bo właśnie to było właściwe i cieszę się, że mimo wszystko stało się, co się stało. W żadnym wypadku nie był zwykły seks bez zobowiązań, uwierz mi, że wiele to dla mnie znaczyło i wbrew pozorom było przemyślane. Chciałam tego i nigdy nikt inny nie mógłby być na twoim miejscu. Więc proszę cię, za nic mnie nie przepraszaj i niczego sobie nie wyrzucaj.
- Niczego od ciebie po tym nie oczekuję – rzekł. – Było, minęło.
- Nie, James. Było, ale nie minęło. – Zabolało mnie to, co przed chwilą powiedział. – Żałujesz, że się ze mną przespałeś? – spytałam, wbijając w niego wzrok.
- Nie – odparł bez namysłu.
- Ja też niczego nie żałuję, więc przestań udawać, że nic się nie stało, a tym bardziej, że jest to bez znaczenia. Nie możemy tak po prostu wymazać tego z pamięci i ja na pewno tego nie zrobię, a jeśli ktoś mnie kiedyś o to spyta, powiem prawdę, bo nie jest to coś, czego się wstydzę. – Przyglądałam mu się przez chwilę i zauważyłam, że mięśnie jego twarzy lekko się rozluźniły po tym, co powiedziałam. On chyba myślał, że ja mam z tym większy problem niż on i jeśli upewni mnie, że jest w stanie puścić wszystko w niepamięć, ulży mi, ale nie o to mi chodziło. Byłam świadoma wszystkiego, co się stało i nie miałam zamiaru tego ukrywać dłużej, niż było to konieczne.
- A jeśli będzie to Sean?
- Jeśli spyta, powiem mu prawdę – powtórzyłam.
- Wkurzy się – stwierdził Rogacz z napięciem w głosie.
- Zapewne, ale nie będę tego przed nim ukrywać. Dzisiaj nie chciał ze mną rozmawiać. Być może tak było dla niego prościej. Jeśli jednak kiedyś zdecyduje się, wysłuchać tego, co miałam mu do powiedzenia, odpowiem na wszystkie pytania, jakie mi zada. Uważam, że jestem mu to winna.
- Tak po prostu?
- Tak – powiedziałam cicho.
- Więc… Nie jesteście już razem.
- Nie.
- Co teraz zrobimy z balem?
- Z balem? – spytałam zdezorientowana. – W tej chwili nie pomyślałeś o niczym innym tylko o tym głupi balu?
- Stwierdziłem, że to będzie najbezpieczniejszy temat.
- Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać?
- Pogadam z Alice – rzucił tylko i zamilkł, więc i ja na chwilę umilkłam, dając mu w spokoju przetrawić to, co zostało do tej pory powiedziane.
Znowu na chwilę oparłam o niego głowę, zbierając w sobie odwagę, by zacząć tę właściwą rozmowę.
- James…
- Hmm?
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Pewnie.
- Czy jesteś w stanie porozmawiać ze mną na poważnie? – spytałam. – Bez żadnych żartów i podchwytliwych odzywek. Pierwszy raz szczerze.
- Oczywiście.
- Dobrze, więc zacznę od początku. – Przerwałam na chwilę, by się zastanowić, co można uznać za początek i jak daleko chcę się cofnąć. – Kiedy w piątej klasie… Snape powiedział, co powiedział, obwiniałam przede wszystkim ciebie. To była twoja wina i przez jakiś czas nie docierał do mnie fakt, że mimo wszystko nie ty zmusiłeś go do wypowiedzenia tych kilku słów, które zburzyły moje życie. W końcu zmieniłam zdanie. Myślałam również, że straciłam główny powód, dla którego mógłbyś się mnie czepiać, a jeśli nadal byś mi nie odpuścił, stwierdziłam, że dam ci szansę. Być może, kiedy przestanę się z tobą aż tak żreć, wtedy ty z braku zabawy, odczepisz się ode mnie i będę miała spokój. Trochę się przeliczyłam. I jeśli chodzi o ciebie, i jeśli chodzi o mnie. Oczywiście nie dało się wyeliminować wszystkiego w stu procentach, ale i ty się zmieniłeś i ja zaczęłam postrzegać cię inaczej, tak, że nawet cię polubiłam. Do tego stopnia, że w końcu musiałam się wycofać, bo aż za bardzo zaczynałam pałać do ciebie sympatią, a wakacje, tym razem spędzone osobno, uświadomiły mi, że faktycznie czegoś mi brakuje. Długo nie chciałam pogodzić się z tym, że stałeś się dla mnie kimś ważnym, kimś, dla kogo traciłam głowę, gdy tylko stawiałeś mnie w odpowiedniej dla ciebie sytuacji. Nie chciałam by tak się działo. Wiedziałam, że Sean pała do mnie poważniejszym uczuciem. Zgodziłam się z nim chodzić, mając nadzieję, że się w nim zakocham i nie będę musiała robić rachunku sumienia i uczuć względem ciebie. Nic to jednak nie dało. Nadal ciągnęło mnie do Jamesa Pottera, którego kiedyś nie chciałam znać, którego obwiniałam za wszystkie największe krzywdy i morze łez wylane przez ostatnie sześć lat… A Seanem manipulowałam jak chciałam i nie słuchałam nikogo, kto mówił mi, że powinnam być z tobą, a nie z nim. Ja przecież wiedziałam lepiej, czego chcę. – Umilkłam na chwilę. Serce biło mi jak szalone, kiedy uświadomiłam sobie, że powiedziałam właśnie więcej, niż kiedykolwiek sądziłam, że powiem. Zmieszana odwróciłam teraz wzrok. Próbowałam wyczytać coś z gwiazd, ale nigdy nie byłam dobra z wróżbiarstwa. Zła na samą siebie wstałam gwałtownie z ławki i podeszłam do murku, który robił za balustradę. Potter nie odrywał ode mnie wzroku. – Dorcas miała rację, Ann zresztą też – powiedziałam, odwracając się i opierając plecami o brzeg balkonu. Rogacz nadal siedział na tym samym miejscu i wpatrywał się we mnie uważnie.
- Dziewczyny z reguły mają rację – stwierdził, a ja uśmiechnęłam się słabo. – Lubię, kiedy się uśmiechasz – powiedział. – Przykro mi, że przeze mnie robisz to tak rzadko.
- To nie jest tak, jak myślisz – powiedziałam. – Przede wszystkim ty też miałeś rację, James. Może czasami mnie denerwujesz, doprowadzasz do szału czy łez, ale najważniejsze jest to, że wywołujesz także całkiem odmienne uczucia. Od początku naszej znajomości zawsze byłeś blisko mnie, co niekoniecznie mi się podobało. Niezależnie od tego, co tobą kierowało. Czy chciałeś mi tylko dokuczać, porozmawiać ze mną, zaprosić na randkę, czy wesprzeć, kiedy tego potrzebowałam. Zawsze, niezmiennie byłeś przy mnie, bez względu na to, ile ja ci złego wyrządziłam. Patrząc z perspektywy czasu wiem, że to co się stało po SUM-ach, naprawdę nie było całkowicie twoją winą. Sprowokowałeś Snape’a do tego, co powiedział, ale to była jego decyzja, nie żaden przypadek. Długo nie mogłam się po tym pozbierać, szczególnie, że odrzuciłam pomoc wszystkich przyjaciół, ale… Myślałam, że go znam i się myliłam. Zmienił się. Całe wakacje myślałam o tym, co się wtedy stało i doszłam do wniosku, że może zbyt krytycznie cię oceniłam, że może, jeśli ci odpuszczę, ty również się zmienisz. Nie jestem nieomylna – przyznałam. – Dałam ci więc szansę. Wykorzystałeś ją, ale ja… Nie wiem, jak mam to ująć… Od września zachowywałam się tak, że nie powinieneś chcieć mnie znać, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że się przestraszyłam. Już przed wakacjami wiedziałam, że czuję do ciebie coś, czego czuć nie powinnam i nie chciałam, dlatego robiłam wszystko, żeby zniszczyć tę chwilę słabości i nigdy nie dopuścić do tego, czego ode mnie oczekiwałeś. Po prostu mnie to przerażało. Nie mogłam jednak zmienić faktu, że nauczyłam się z tobą śmiać, uśmiechać, rozmawiać, cieszyć się z samej twojej obecności… Że to właśnie na twój widok moje serce zaczyna bić szybciej, motyle w moim brzuchu zaczynają wariować i to pod twoim dotykiem, przez moje ciało przechodzą cudowne dreszcze – spojrzałam na niego w napięciu. Jego wyraz twarzy zmienił się. – Jesteś jedną z osób wywołujących uśmiech na mojej twarzy, sensem życia dla tego, co wspólnie przeżyliśmy i co nadal chcę z tobą przeżywać.
Potter chciał coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział co.
- Od tego są przyjaciele – rzekł w końcu i uśmiechnął się. Wstał i powoli podszedł do mnie.
- James, nie musimy już udawać. Nie chcę, byś mówił to, co chcę usłyszeć, tylko to, co naprawdę chcesz mi powiedzieć. Dziewczyny miały rację – powiedziałam jeszcze raz i odwróciłam się do niego plecami. – Ty miałeś rację. Nie mogę nadal cię okłamywać, bo marnuję w ten sposób cenny czas, ale boję się, co będzie, kiedy powiem prawdę.
- Lily, nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo – stwierdził.
- Nawet, jeśli będzie dotyczyła ciebie? – spytałam.
- Nawet, jeśli będzie dotyczyła mnie – potwierdził.
Miał rację, ale nadal się wahałam. I tak powiedziałam już za dużo. Na pewno wiedział, do czego zmierzałam, lecz czekał, aż w końcu powiem mu to wprost. Rogacz patrzył na mnie w napięciu.
- Nie – rzekłam po chwili. – Nie chcę, żebyś znowu czuł się zraniony. – Kilka łez spłynęło po moich policzkach.
- Lily… – spojrzał na mnie z miłością. – Jakoś to zniosę – rzekł z uśmiechem na twarzy. – Tylko powiedz mi prawdę. – Wzięłam głęboki oddech.
- Nie wiem, jak to się stało, ale cieszę się, że okazało się możliwe – zaczęłam. – Jak widać do tej pory nigdy z nikim mi nie wychodziło, bo tak naprawdę zależy mi tylko na tobie, James. Już od dłuższego czasu tak było
Mimo wszystko trochę go… Zaskoczyłam? Naprawdę nie spodziewał się tego, co właśnie chciałam mu powiedzieć? Pierwszy raz widziałam, jak nie mógł wydusić z siebie słowa. Jedynie z jego oczu wyczytałam swego rodzaju niedowierzanie, zaraz zastąpione ulgą.
- Zanim coś powiesz, muszę ci jeszcze jedno wyjaśnić – rzekłam i wzięłam głęboki oddech. – Już wcześniej chciałam zerwać z Seanem i powiedzieć ci prawdę. Praktycznie już to zrobiłam, ale kiedy zobaczyłam cię wtedy z Alice… – przerwałam na chwilę. – Kiedy zobaczyłam cię wtedy z Alice byłam zła i rozżalona, chciałam ci dokopać, bo mnie okłamałeś, więc powiedziałam Whitby’emu, że z nim nie zrywam, a tobie nie dałam się nawet wytłumaczyć. Żałuję, że tak się zachowałam. Żałuję, że zmarnowałam tyle czasu próbując udowodnić coś, czego udowodnić się nie dało.
- Nie powinienem naciskać cię dzisiaj w sprawie Whitby’ego – stwierdził.
- Nie, James. Tu nie ma twojej winy. Do ciebie należy ostateczna decyzja, ale chcę tylko żebyś wiedział, na czym stoisz.
Potter zamyślił się na chwilę, a potem westchnął.
- Wina leży po obu stronach. Nie powinienem wtedy całować się z Alice, ale uwierz mi, że to był wypadek. Eksperyment… Chciała mi udowodnić, że nic do mnie nie czuje, że kocha kogoś innego.
- Seana.
- Właśnie. Pocałowaliśmy się, żeby zobaczyć, o kim w tamtym momencie pomyślimy… Pomyślałem o tobie, a potem zjawiłaś się na tym korytarzu i… Może, gdybym miał inny charakter, nie osądziłabyś mnie od razu.
- Masz cudowny charakter, James – zapewniłam go. – Swego czasu miałam go dosyć, ale nie wyobrażam sobie, byś nagle całkowicie się zmienił. To właśnie to kim jesteś, sprawiło, że znaczysz dla mnie… – Nie pozwolił mi dokończyć, przerywając.
- Gdybym… – zaczął, ale nie wiedział, jak dokończyć. – Może, gdybyś wcześniej wiedziała, jak bardzo cię kocham, byłoby inaczej.
- Wiem, jak bardzo mnie kochasz, James – odparłam. – I to stawiało mnie w jeszcze trudniejszej sytuacji.
- Ale gdybym zachowywał się tak, że nie miałabyś co do tego wątpliwości…
- Również przyznałabym, że cię kocham.
- Więc…
- Więc gdybym teraz powiedziała ci, że cię kocham...? – spytałam cicho, odwracając się do niego. Na jego twarzy malował się najpiękniejszy uśmiech.
- Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – odparł w końcu. – I pocałowałbym cię – spojrzałam mu prosto w oczy.
- Kocham cię, James – rzekłam. – Nigdy w życiu nie byłam niczego tak pewna.
Rogacz był lekko zdezorientowany takim obrotem spraw, ale nie mogłam powiedzieć, że się tego nie spodziewał. Po prostu nie wierzył, że w końcu usłyszał to, na co czekał tyle czasu, a ja byłam przeszczęśliwa, że w końcu mu to wyznałam. Żałowałam tylko, że stało się to tak późno i po tylu przykrych sytuacjach.
- Ja też cię kocham, Lily – powiedział, nadal się uśmiechając. – Kocham cię najbardziej na świecie. Byłaś pierwszą i ostatnią dziewczyną, którą pokochałem – dodał. – Zapomnijmy o tym, co było. Zacznijmy wszystko od nowa, jeśli naprawdę chcesz ze mną być.
- Nigdy niczego nie pragnęłam bardziej – odparłam, a jego oczy zabłyszczały. Były w nich te same radosne ogniki, które pojawiały się zawsze, kiedy na mnie patrzył.
- Lily… – zaczął, ale nie wiedział, co powiedzieć, jak wyrazić swoje uczucia. Tylko jeden sposób mógł zastąpić te wszystkie słowa, które chcieliśmy wypowiedzieć, milcząc, więc zbliżyliśmy się do siebie, a on objął mnie w talii, przyciągnął i pocałował.
Przylgnęłam do niego całym ciałem. Serce biło mi jak szalone, a setki motyli chciało wyrwać się z mojego brzucha w tę zimną noc. Chciałam czuć każdy jego dotyk, każdy skrawek jego idealnego ciała, palce, które pokonywały trasę od moich łopatek do dolnej części kręgosłupa, pozostawiając po sobie delikatne drżenie moich nerwów, jego zapach, szorstkie policzki i smak ust, tak dobrze mi znany. Zamknęłam oczy, kiedy całował mnie namiętnie, aczkolwiek delikatnie, tak, jak lubiłam najbardziej. Jego język pieścił moje podniebienie, a dłonie ciało i nie czułam się skrępowana. Było chłodno, ja miałam na sobie jedynie kurtkę, a mimo to nie czułam zimna z powodu braku szalika czy rękawiczek. Nasze ciała rozpalały się wzajemnie jak kilka godzin temu, przylegając do siebie tak ściśle, pasując idealnie.
- Może wrócimy do środka? – szepnął mi do ucha. – Nie chcę, żebyś się rozchorowała.
- Nie jest mi zimno – odparłam i jeszcze bardziej przylgnęłam do niego, znowu go całując.
Śnieg nadal delikatnie prószył, gwiazdy świeciły, a ciemna noc była jedynym świadkiem naszego wyznania, naszej miłości… Kochałam go ponad wszystko, mimo, iż lata temu ustanowiłam zasadę, która brzmiała: „Nigdy w życiu nawet nie rozmawiać z tym głąbem Potterem”, ale to było tak dawno…
- Kocham cię, James – szepnęłam mu do ucha, kiedy całował mnie w szyję, na co ten spojrzał na mnie, uśmiechnął się i schował twarz w moich włosach, a ja oparłam głowę o jego tors.
~ * ~
Nie wiedziałam, ile czasu spędziliśmy na Wieży Astronomicznej. Piętnaście minut? Pół godziny? Godzinę? Teraz jednak wyjaśniwszy sobie wszystko, będąc szczerymi i świadomymi wzajemnej miłości, wracaliśmy do Pokoju Wspólnego. Gruba Dama dała popis swojej tendencji do narzekania na „niewychowanych” uczniów, ale nie zrobiło mi to większej różnicy, bo żyłam jeszcze chwilą poprzednią, w której tonęłam w objęciach Jamesa.
Kiedy weszliśmy do salonu, zegar wskazywał prawie drugą trzydzieści. Zazwyczaj kładłam się szybko i wstawałam wcześnie, ale dzisiaj był wyjątek. I tak zapewne bym nie zasnęła, a tak mogłam się teraz położyć do łóżka bez stresu i niepokoju, bo wszystko sobie z Potterem wyjaśniliśmy i w końcu wiedzieliśmy, na czym stoimy. Będąc z nim na dworze, nie czułam chłodu, ale teraz, znalazłszy się w Pokoju Wspólnym, gdzie ogień na kominku prawie wygasł, dreszcz przeszedł moje ciało.
- Mówiłem, żebyśmy wracali – zauważył Rogacz.
- Nic mi nie będzie – odparłam.
Weszliśmy na górę i dopiero będąc na balkoniku między dormitoriami, Potter ściągnął z nas pelerynę niewidkę.
- Hej, co jest? – spytał, widząc moją niewyraźną minę. Uniósł palcem mój podbródek, zmuszając do tego, bym na niego spojrzała. – Uśmiechnij się, bo moje serce krwawi – rzekł z błyskiem w oku. Słysząc takie wyjaśnienie, zrobiłam, o co prosił. – Co się stało? – spytał i przytulił mnie.
- Nic. Po prostu… Tak się zastanawiam, co sobie wszyscy pomyślą, kiedy zaledwie kilka godzin temu byłam z Seanem, a teraz…
- A teraz figurujesz jako moja dziewczyna?
- Dziewczyna?
- Dziewczyna, narzeczona… Co wolisz – posłał mi huncwocki uśmiech, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie zapędzaj się. Na razie jako twoja dziewczyna.
- Niech będzie. Jeśli względy formalne mamy już za sobą to…
- To?
- Lilka, nieważne jest to, co powiedzą ludzie. Nie będziemy się przecież afiszować na każdym kroku, żeby mieli o czym gadać i pisać w lokalnych gazetach. Tu chodzi o nas, a nie o nich, a Sean prędzej czy później też się z tym pogodzi.
- Masz rację, ale i tak prawie każda dziewczyna w tej szkole jeszcze bardziej będzie chciała mnie zabić.
- Na to na pewno nie pozwolę. Będzie dobrze. Niczym się nie przejmuj. Ludzie zawsze będą gadać, a że zapewniłaś to sobie lata temu to… – Uderzyłam go w ramię, a on się tylko zaśmiał. – Będzie dobrze – powtórzył.
- Kocham cię, James.
- Kocham cię, Lily – odparł z uśmiechem. – Nie wierzę, że udało mi się zdemoralizować konserwatywną panią prefekt naczelną.
- Nie wierzę, że złamałam swoją pierwszą zasadę jeszcze z pierwszej klasy, która brzmiała: „Nigdy w życiu nawet nie rozmawiać z tym głąbem Potterem” – nie pozostałam mu dłużna. Oboje roześmialiśmy się. Przytulił mnie i pocałował w głowę, po czym rozeszliśmy się do własnych dormitoriów.
Szybko rozebrałam się i z uśmiechem na ustach i lekkim sercem weszłam do łóżka, opatulając się ciasno ciepłą kołdrą.
~ * ~
Pobudka zgotowana mi przez Ann była drastyczna i wyrwała mnie z pięknej, leśnej polany. Nie chciałam się budzić, jeszcze nie. Było zbyt wcześnie. Nie byłam przyzwyczajona do tak późnego chodzenia spać, więc o ósmej rano w niedzielę czułam się ledwo żywa.
- Ann, litości! – jęknęłam, naciągając na głowę kołdrę.
- Nie marudź, tylko wstawaj! – krzyknęła.
- Nie chcę.
- Spóźnisz się na śniadanie.
- Trudno.
- Będziesz głodna.
- Zawsze mogę iść do kuchni – zauważyłam.
- Miałyśmy odwiedzić Hagrida.
- Pójdziemy później – Ann zarzucała mnie argumentami, a ja na każdy miałam odpowiedź.
- Remus mówił o jakimś zebraniu prefektów.
- Było tydzień temu – stwierdziłam.
- Nie chcesz wstawać to nie – wkurzyła się. – Powiem Jamesowi, że śpisz – rzuciła i otworzyła drzwi.
- Zaraz! – krzyknęłam, gwałtownie siadając na łóżku. – Co chce Rogacz? – spytałam.
Ann odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem i lekkim rozbawieniem na twarzy.
- Wiedziałam, że to podziała.
- Co chce James? – powtórzyłam pytanie.
- Nic – odparła. – Nawet nie zszedł jeszcze na dół. Mogłam od razu posłużyć się tym argumentem – stwierdziła z namysłem i roześmiała się, widząc moją zdezorientowaną minę.
- Spadaj, Vick – powiedziałam niezadowolona, posyłając w jej stronę poduszkę, przed którą zrobiła unik, a potem zwlekłam się z łóżka i weszłam do łazienki.
- W końcu – powiedziała, stając w drzwiach, opierając się o framugę i patrząc na mnie uważnie.
- Co? – spytałam, wyjmując szczoteczkę do zębów z buzi.
- Nic.
- Poszłam spać o wpół do trzeciej – próbowałam się usprawiedliwić, czego zaraz pożałowałam, bo już widziałam, jak nad jej głową zapala się ostrzegawcza lampka.
- To co robiłaś w nocy?
- Nieważne – odparłam. – Myślałam.
- Wiedziałam!
- Co wiedziałaś? – Byłam lekko zirytowana.
- Znowu pokłóciłaś się z Jamesem – stwierdziła.
- Nie, nie pokłóciłam się z nim. Spędziliśmy miły dzień…
- A potem ze sobą nie rozmawialiście.
- Wydaje ci się.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- A chcesz się założyć? – próbowałam ją podpuścić. – Rogacz nie chciał, żebym szła do Slughorna, dlatego był zły, ale nic poza tym – wyjaśniłam.
- Jeśli tak mówisz – rzuciła, wywróciła oczami i usiadła na łóżku. – Nie zmienia to faktu, że nadal nie wytłumaczyłaś mi, co robiłaś do wpół do trzeciej w nocy. – Dobra. Postanowiłam, że jej powiem, bo i tak nie da mi spokoju, a lepiej, żeby dowiedziała się tego ode mnie niż przypadkowo razem z całą szkołą. – Po kolacji u Slughorna rozmawiałam z Seanem, chociaż właściwie to zbyt mocne słowo. Nie mniej jednak rozstaliśmy się. Przed tym spotkaniem u Ślimaka faktycznie pokłóciłam się z Rogaczem i nie dawało mi to spokoju, więc kiedy wszyscy już spali, my rozmawialiśmy, wyjaśniając sobie wszystko. – Przerwałam. – Powiedziałam mu prawdę.
- To znaczy? – Ann wstała z łóżka i niebezpiecznie zbliżyła się do mnie.
- To znaczy, że teraz figuruję jako dziewczyna Jamesa Pottera – powiedziałam i szybko zatrzasnęłam drzwi łazienki, zamykając je dodatkowo zaklęciem.
- Evans! – wrzasnęła moja przyjaciółka. – Wyłaź stamtąd, bo muszę cię udusić. – Zaśmiałam się. Miałam nadzieję, że nie każdy zareaguje w ten sposób. Zostało mi jeszcze poinformowanie Dorcas i chłopaków. Na razie wystarczy.
- Daj mi kilka minut i będę gotowa – poprosiłam, zmieniając temat, ale usłyszałam tylko nieokreślone dźwięki dobiegające zza drzwi.
Umyłam zęby, ubrałam się i uczesałam, zostawiając makijaż na koniec. W końcu opuściłam mój bezpieczny azyl, a kiedy tylko wyszłam z łazienki, Ann rzuciła mi się na szyję.
- Tak się cieszę, kretynko!
- Ja też – przyznałam. – Nie oznacza to jednak, że będę się z tym afiszować na każdym kroku, więc proszę cię, jako przyjaciółkę, nie rób z tego afery.
- No wiesz – oburzyła się, ale zaraz znowu zaczęła skakać z radości.
- Właśnie wiem, bo znam cię doskonale. Więc jak?
- Nie pisnę nikomu.
- Dziękuję – dokończyłam malowanie i razem zeszłyśmy na dół.
~ * ~
- Cześć, Evans – rzucił Syriusz, wychylając się zza oparcia fotela.
- Cześć, Black – odparłam.
- Rogacz jeszcze śpi – powiedział.
- Ann, idź na dół. Zaraz do was przyjdę – zwróciłam się do niej. Spojrzała na nas z zaciekawieniem i niechętnie skinęła głową, zostawiając nas samych. – Pamiętaj, co mi obiecałaś! – krzyknęłam jeszcze za nią.
Usiadłam na przeciwko Łapy, który patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem.
- A mówisz mi to, bo? – spytałam. Jakaś czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie.
- Bo chcę wiedzieć, co robiliście w nocy.
- Nie rozumiem. – Black zaśmiał się.
- Oj, Evans. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Rozmawialiście w nocy i to dosyć długo – rzekł z szerokim uśmiechem. Parsknęłam śmiechem.
- Wydaje ci się. Nie wiem, jak ty, ale ja wykorzystuję noc do spania.
- Evans – Syriusz pokręcił z politowaniem głową. – Mnie nie oszukasz. Rozmawiałaś w nocy z Jamesem.
- Tak? – udałam zdziwienie, zmieniając taktykę. – I o czym rozmawialiśmy? – spytałam z ciekawością.
- Tego to akurat nie wiem, bo…
- Bo ci się to przyśniło – weszłam mu w słowo.
- Zapewniam, że nie spałem i wszystko słyszałem. No… Prawie wszystko – dodał.
- Wszystko, znaczy co?
- Że musicie porozmawiać, umówiliście się w Pokoju Wspólnym, po czym James ubrał się i wyszedł.
- Niezła teoria – przyznałam, – ale cały czas spałam w dormitorium. Nigdzie się nie ruszałam.
- Sugerujesz, że mam omamy? – zapytał z lekkim niepokojem, a ja musiałam się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.
- Na to wygląda – stwierdziłam.
- A dlaczego masz taki dobry humor? – nie dawał spokoju.
- Bo rozbawiasz mnie od samego rana. No i dzisiaj jest niedziela – wyjaśniłam.
Wstałam z miejsca, podeszłam do niego i poklepałam po ramieniu ze współczuciem.
- Może potrzebujesz pomocy? – spytałam z ironią.
- Spadaj, Ruda – burknął niezadowolony. Jeden zero dla mnie, Black, pomyślałam.
- Kto potrzebuje pomocy? – znajomy głos włączył się do rozmowy.
Odwróciłam się i ujrzałam Rogacza, który stał teraz oparty o oparcie fotela ze swoim zawadiackim spojrzeniem. Kiedy napotkałam jego wzrok, uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten mały gest porozumienia.
- Więc kto potrzebuje pomocy? – powtórzył pytanie.
- Black, bo twierdzi, że w środku nocy zebrało nam się na potajemne rozmowy – wyjaśniłam, rzucając Potterowi porozumiewawcze pojrzenie.
- Potajemne rozmowy? – James roześmiał się, w lot pojmując mój plan wkręcania Blacka. – Łapciu, całą noc spędziłem w łóżku smacznie śpiąc, chociaż nie ukrywam, że spędzenie nocy z Evans byłoby mi na rękę – rzekł, poprawiając nieład na głowie, za co oberwał wczorajszym Prorokiem, który wzięłam ze stolika.
- Nie przesadzaj, Potter – rzuciłam, ale on uśmiechnął się tylko.
- Ech, nie chce mi się z wami gadać – oburzył się Syriusz, rzucając nam uważne spojrzenie. – Nie oszukacie mnie. Ja swoje wiem i udowodnię wam jeszcze, że mam rację – dodał, a potem obrażony ruszył do wyjścia.
- Black! – zatrzymałam go, zanim wyszedł z Pokoju. – Pamiętasz naszą umowę? – Nie bardzo wiedział, o co mi chodzi. – Nie będziesz musiał mnie w tym wyręczać, bo sama ją zrealizowałam – dodałam z uśmiechem, na co i on odwzajemnił gest, łapiąc, o co mi chodzi.
- Kiedyś się doigrasz, Evans – rzucił jeszcze, po czym w końcu wyszedł.
Kiedy tylko przejście zamknęło się, parsknęliśmy śmiechem.
- Czemu wmówiłaś mu, że ze sobą nie rozmawialiśmy? – spytał Rogacz. Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Lubię, kiedy się irytuje – odparłam.
- A o co chodziło z waszą umową? Nie wiedziałem, że jakąś mieliście.
- Nie wszystko musisz wiedzieć. Nasza umowa, nasza tajemnica – pokazałam mu język.
- Nie poznaję cię, Evans – zaśmiał się.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz, Potter.
- I tu się mylisz, skarbie – zaprotestował, a mi na dźwięk tego określenia znowu zrobiło się cieplej na sercu. – Wiem o tobie wszystko.
- Tak? – spytałam prowokacyjnie. – W takim razie, panie Potter, na co mam teraz ochotę?
- Na śniadanie?
- Trafiony zatopiony – rzekłam, a potem razem zeszliśmy na dół.