niedziela, 17 stycznia 2016

44. Ale nie dostanę w twarz? cz. II O krok dalej

Ann Vick
            Szłam przez zaśnieżony dziedziniec, by poinformować Lily i Seana o wspólnym wyjściu do wioski. Miałam iść razem z Dorcas, ale musiałam coś przemyśleć, a moja przyjaciółka chciała się przebrać, więc ustaliłyśmy, że sama poszukam „zakochanej” pary.
            Już od dłuższego czasu martwiłam się o swoich przyjaciół. Ja byłam szczęśliwa z Remusem, Dorcas zapatrzona w Erica, Syriusz w sumie nie wiem, czy umawiał się z Sue Summers, bo nadal wodził tęsknym wzrokiem za Meadowes, a Lily i James, wykorzystywali innych, by robić sobie na złość. Oboje bardzo się zmienili. Potter wydoroślał, chociaż gdybym go tak długo nie znała, całkiem inaczej określiłabym jego zachowanie, a Evans natomiast zdziecinniała. Nigdy nie pomyślałabym, że pani prefekt ulegnie Huncwotowi i to temu, który nie dawał jej spokoju, któremu, poprzez spoliczkowanie go trzy lata temu, zaszczepiła nieśmiertelną miłość do niej. Myliłam się.
            Znalazłam ich na ławce na Błoniach. Evans czytała na głos wiadomość od Slughorna i tłumaczyła Puchonowi, że tym razem musi iść na to spotkanie.
- Nigdzie cię nie puszczę – mówił Whitby. – Myślałem, że spędzimy to popołudnie razem.
- Nie marudź – odparła. – Muszę iść. Już na ostatnim nie byłam, bo mieliśmy wtedy tańce. – Sean miał skrzywioną minę, ale w końcu dał za wygraną.
- I tak zrobisz, jak będziesz chciała, więc chyba nie mam tu nic do gadania.
- Możesz iść ze mną, jak chcesz – zaproponowała.
- Wiesz, że nie lubię tych jego spotkań.
- Ale…
- Będzie tam James?
- Sean – powiedziała z politowaniem. – Ile razy mam ci tłumaczyć to samo? Rozumiem, że go nie lubisz, ale to nie jest powód do tego, żebym zaniechała kontaktów z nim, bo jest to niemożliwe, chociażby z tego względu, że nasi rodzice się przyjaźnią. Poza tym, dobrze wiesz, że zależy mi na Potterze, znamy się od ponad sześciu lat, wiele dla mnie znaczy…
- I dlatego tygodniami ze sobą nie rozmawiacie? – spytał, a ona zrobiła bardzo niewyraźną minę. – Przepraszam – rzucił szybko.
- Nie rozmawiam z nim, bo właściwie najpierw…
            Nie wiedziałam, czy chcę słuchać tego, co mogło być dalej powiedziane, więc podeszłam do nich, stanęłam za plecami Seana i głośno chrząknęłam, przerywając mojej przyjaciółce, która, zauważywszy mnie, posłała mi piorunujące spojrzenie.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale wybieramy się całą paczką do Hogsmeade i liczymy także na wasze towarzystwo. – Spojrzałam znacząco na Lilkę. Ta natomiast zerknęła na Seana i chyba dostrzegła coś w jego oczach, bo powiedziała:
- Jasne, że z wami idziemy. O której?
- Syriusz zarządził zbiórkę o dziesiątej trzydzieści w hallu – odparłam, na co Whitby spojrzał na zegarek.
- Nie mamy zbyt dużo czasu – stwierdził.
- Cholera, muszę się przebrać, bo jestem cała mokra – odparła Lily, a ja dopiero teraz zauważyłam, że oboje są cali mokrzy od roztapiającego się śniegu.
- Dobry pomysł – poradziłam więc. – To my idziemy do siebie – dodałam i pociągnęłam przyjaciółkę za sobą.
            Szłyśmy kawałek w ciszy. Co chwilę zerkałam na nią, nie potrafiąc wyczytać z jej twarzy nic, aż w końcu nie wytrzymałam.
- Lily, naprawdę już nie wiem, co się ostatnio wokół mnie dzieje, ale nie mogę już tego wytrzymać psychicznie. Oboje z Jamesem zachowujecie się jak nienormalni, a ja codziennie modlę się, by wstać rano i zastać wszystko tak, jak było dawniej, ale jest coraz gorzej, bo serwujecie mi, szczególnie ty, nową porcję zachowań, które uważam za niemożliwe.
            Lilka była zaskoczona moim wybuchem i nie wiedziała, co powiedzieć. Patrzyła na mnie zdezorientowana.
- Czy ty się czasami zastanawiasz, co robisz? Nigdy nie przepadałam za Whitbym, to fakt, ale nie rozumiem, jak możesz go tak traktować. – Znowu przerwałam, zamknęłam oczy i chwilę oddychałam głęboko. – Nie mogłabyś w końcu powiedzieć im prawdy? Dziewczyno! Ty przecież chcesz być z Jamesem i nie powinnaś być z Seanem. Chodzisz z nim nadal tylko dlatego, bo Rogacz całował się z Alice, o co nie powinnaś mieć pretensji. Chciałaś się na nim odegrać, rozumiem. Szkoda tylko, że nie potrafisz zrozumieć, że bardzo go tym ranisz. Żałuję, że James nie miał tyle szczęścia. Nie będę i nawet nie chcę się już wtrącać, ale powiem szczerze, że kiepsko widzę twoją przyszłość po ostatnich zagraniach. Jako prefekt powinnaś dawać dobry przykład, a ty co? Nie liczysz się z innymi.
- Ann … – Lily chciała się bronić, a jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Nie dałam jej jednak dojść do słowa, będąc przekonana, że znowu zaserwuje mi to samo tłumaczenie.
- Wiesz, co mnie najbardziej boli? To, że Rogacz nigdy nie usłyszał i może nie usłyszy tego, co już nie raz niezasłużenie dostawał Sean. – Przystanęłam i spojrzałam na nią z wyrzutem i żalem, po czym dodałam: – Życzę ci powodzenia.
 

Lily Evans
       Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Zawsze była silna, a teraz zrezygnowana i zmęczona ciągłym kontrolowaniem mnie i próbami zapobieżenia upadkowi. Patrząc na nią, dostrzegłam kolejną prawdę, która wcześniej nie miała znaczenia, chociaż Syriusz coś mi tam kiedyś wspominał. Tylko, że właśnie drugi już raz dzisiaj chciałam porozmawiać z Seanem i drugi raz mi przerwano.
- Ann? – spytałam ostrożnie, bo widziałam, że jest na mnie wściekła. – Ja wiem, że Potter zaprosił Alice na bal tylko i wyłącznie po to, żeby mnie wkurzyć. – Ann nie zareagowała. – Wierzyłam, że posunie się do czegoś takiego, ale nie sądziłam, że się z nią zaprzyjaźni… Nie wiem, jak to zniosę, jeśli powiem mu prawdę, a oni nadal będą utrzymywać ze sobą kontakt…
- Nie obchodzi mnie to, Lily. Przestałabyś w końcu patrzeć tylko i wyłącznie na siebie, bo nie tylko ty się liczysz. – Chciałam powiedzieć jej o zamiarze rozmowy z Whitbym, ale jej odpowiedź wryła mnie dosłownie w ziemię. Ann pokręciła głową i zostawiła mnie, ruszywszy dalej do zamku.
            Było mi teraz głupio, że oboje z Rogaczem posuwaliśmy się do różnych, żenujących rozwiązań, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę, żeby zranić siebie nawzajem, bo sami czuliśmy się urażeni.

~ * ~

- Ann, posłuchaj… – zaczęłam.
- Nie musisz się przede mną tłumaczyć – odparła, nawet nie odwracając się w moją stronę. – Rób, co chcesz. Nie interesuje mnie to.
- Ann! – krzyknęłam, a kiedy stanęła, dodałam już normalnym głosem. – Wysłuchaj mnie. – Prychnęła i znowu miała obojętną minę. – Proszę. – Nadal się nie odzywała. – Słuchaj, – zaczęłam w końcu, kiedy stwierdziłam, że nie doczekam się żadnej reakcji z jej strony. – Za zachowanie Jamesa nie odpowiadam. – Ann zaśmiała się i wywróciła oczami. Westchnęłam. Miała jak zwykle rację. To ja byłam powodem zmiany Rogacza i jego późniejszych zagrań, więc można by powiedzieć, że jest to moja wina. – Dobra, zachowuje się tak przeze mnie, ale to on podejmuje decyzje sam za siebie. Ja robię swoje i masz rację, zachowywałam się jak kompletna idiotka, wykorzystując nie tylko Seana i Pottera, ale również ciebie, więc masz prawo mieć do mnie żal. Jednak, gdyby nie ty, James już dawno by ze mnie zrezygnował, a ja nigdy nie uświadomiłabym sobie, dlaczego z nikim innym mi nie wychodziło. – Spojrzałam na nią niepewnie, ale ona nadal stała niewzruszona. – Nie chcę cię stracić, Ann.
            Nie zareagowała i przyznam szczerze, że zabolała mnie jej obojętność. Jednak nie mogłam jej za to winić. Zrobiła, co mogła. To ja byłam głupia, ale wcześniej wszystko wydawało mi się dobrym pomysłem. Nie wiem, co się stało z panią prefekt. Silną, stanowczą, konkretną, dbającą o wszystkich, liczącą się z innymi, mającą swoje zasady… Chciałam, żeby Potter się dla mnie zmienił. Nie przewidziałam jednak, że ja też będę musiała to zrobić. Miłość wymaga poświęceń, ale teraz wiedziałam, że nie powinna istnieć kosztem tych zmian.
- Chcę to wszystko naprawić, Ann. Zerwać z Seanem i… – rzekłam po chwili. – I tak miałam zrobić to już tydzień temu. – Dopiero teraz moja przyjaciółka wykazała zainteresowanie, ale kolejny już raz dzisiaj, zaskoczyła mnie. Liczyłam na to, że poprze to, co powiedziałam, ale ona odparła z drwiną w głosie:
- Nie musisz się aż tak poświęcać. Sean tego nie zrozumie. Poza tym, jak sama stwierdziłaś, masz zobowiązania, z których musisz się wywiązać. Trzeba było zrobić to tydzień temu, tak, jak chciałaś, ale oczywiście musiałaś pójść po całości. Lily, obie dobrze wiemy, że Alice nie kocha Jamesa. Jest zakochana w kimś, kto dla ciebie niewiele znaczy, a tak w ogóle to jest naprawdę miła. Może więc zacznij od niej. Mówię to z trudem, ale zmieniłaś się. Wasza miłość jest idealnym odzwierciedleniem historii z romansów, które wiadomo, jak się kończą. Wszyscy od zawsze wam kibicowali i ja sama nadal to robię, bo uważam, że będziecie naprawdę szczęśliwi. Nie przypuszczałam jednak, że dokonasz aż takiej kreacji kosztów.
            W tym momencie nie miałam pojęcia, co więcej mogę powiedzieć, co w ogóle odpowiedzieć na jej zarzuty. Ann poszła dalej sama, więc ja też ruszyłam samotnie, rozmyślając nad tym, co mi przed chwilą powiedziała. Kolejna osoba, próbująca przekonać mnie, że Alice Lufkin nie czyha już na Pottera, że jest naprawdę sympatyczna. O co w tym wszystkim chodziło? Czułam, że jest w tym jakiś głębszy sens, którego na razie nie potrafiłam dostrzec.

~ * ~

            Kiedy weszłam do zamku, zobaczyłam Seana i jego kolegów, którzy ze śmiechem popychali się, idąc korytarzem. Whitby był już przebrany, więc ja również chciałam szybko przemknąć obok nich i w końcu dotrzeć do wieży, bo teraz było mi już całkiem zimno. Jednak jak zwykle nie wychodziło mi nic, co sobie zaplanowałam.
            Stawiając stopę na pierwszym stopniu schodów, dobiegł mnie głos Seana. Zignorowałam go i przyspieszyłam. Nie miałam ochoty znowu z nim rozmawiać. Teraz, kiedy wiedziałam, że nie zniosę dłuższego udawania, czułam się dziwnie w jego towarzystwie, a może chodziło tu po prostu o to, że wreszcie nie udawałam, tylko szukałam odpowiedniej okazji, by wyznać prawdę.
            Będąc już na pierwszym piętrze, znowu usłyszałam jego wołanie i znowu je zignorowałam. Jednak chwilę później poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Chcąc nie chcąc, musiałam stanąć i zanim on się odezwał, powiedziałam:
- Sean, nie teraz. Nie mam czasu. Muszę się przebrać, bo mi zimno.
- Lily, coś się stało? – spytał jednak zatroskany, nie zwracając uwagi na moje słowa. Spojrzałam na parter i zobaczyłam, że jego koledzy obserwują całe zajście. Nie chciałam robić sceny, bo dobrze wiedziałam, czym się one zazwyczaj kończyły, więc powtórzyłam tylko:
- Nie teraz, – a potem odwróciłam się i wbiegłam po schodach na górę.
            Rzuciłam hasło Grubej Damie i weszłam do Pokoju. Wszyscy moi znajomi siedzieli razem rozbawieni rozmową, jednak napotkałam przez chwilę spojrzenie Rogacza. Szybko odwróciłam wzrok i poszłam do dormitorium, żeby się przebrać. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Dreszcz przeszedł całe moje ciało, więc szybko zdjęłam mokre ubrania, rzucając je na razie na łóżko i założyłam gruby szlafrok. Usiadłam przed toaletką, rozpuściłam włosy, przeczesałam je i lekko podkręciłam. Poprawiłam makijaż przyczerniając jeszcze bardziej rzęsy i nakładając na policzki trochę różu, a potem pomalowałam usta brzoskwiniowym błyszczykiem. Tak gotowa klęknęłam przy kufrze i zaczęłam wyrzucać z niego wszystkie rzeczy, szukając moich ulubionych ciemnych jeansów oraz cienkiego swetra w kolorze jasnego turkusu.
            Trwałam jeszcze w poszukiwaniu górnej części mojej garderoby, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
- Przepraszam za bałagan. Zaraz posprzątam – powiedziałam, myśląc, że to jedna z moich współlokatorek.
- Chyba będzie to nieuniknione – usłyszałam odpowiedź, a potem znajomy głos zaśmiał się cicho. Co on tu do cholery robi?, pomyślałam i akurat w tym momencie znalazłam poszukiwaną rzecz. Wstałam z klęczek i rzuciłam ubrania na łóżko, obok tych mokrych.
- Czego chcesz? – spytałam. James zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując się dłużej na wysokości moich piersi, gdzie, jak na złość, rozsunął się szlafrok, ukazując w pełni górną część mojej bielizny. Zaklęłam w duchu i szybko się zasłoniłam. Mimo to nadal znajdowałam się z nim sam na sam, okryta tylko szlafrokiem. Rogacz, patrząc na moje próby zachowania odrobiny przyzwoitości, uśmiechnął się tylko z rozbawieniem i jakby nigdy nic, zaczął zbierać z podłogi moje rozrzucone rzeczy.
            Stałam chwilę zdezorientowana tą żenującą sytuacją i bacznie go obserwowałam. Kiedy skończył i zatrzasnął wieko kufra, spytałam ponownie, czego chce.
- Tak się odwdzięczasz za posprzątanie tego bałaganu? Po co ci tyle ubrań? – spytał przysuwając się do mnie. Poczułam na swoim policzku jego ciepły oddech i woń znanych mi dobrze perfum. Delikatnie założył mi kosmyk włosów za ucho, a w tym czasie serce biło mi jak szalone.
- Yhm – odsunęłam się od niego, przerywając tę niezręczną sytuację. Schyliłam się, przytrzymując poły szlafroka i wzięłam z łóżka ubrania, a potem powiedziałam: – Po pierwsze, nie prosiłam cię o sprzątanie. Po drugie, nie powinno cię tu być. Po trzecie, pytam po raz kolejny, czego ode mnie chcesz?
- Po pierwsze, nie ma sprawy. Po drugie skąd wiesz, że to akurat ciebie szukałem? Chociaż masz rację, przyszedłem do ciebie. Po trzecie, chciałem zakopać topór wojenny. – Przewróciłam oczami i roześmiałam się. Potter chce się pogodzić? Tak bardzo sama tego pragnęłam, że aż wydawało mi się to nierealne. – Mówię poważnie – rzekł James. Nie odpowiedziałam, patrząc na niego uważnie. Tak naprawdę, dla zachowania swojej wewnętrznej równowagi, już mu wybaczyłam ten pocałunek z Alice. Wystarczyło, że tydzień temu, kiedy zanosił mnie do łóżka, zrobił to samo ze mną. Tak niewiele, bym straciła dla niego głowę.
            Znowu zrobiło się niezręcznie. Potter patrzył na mnie w napięciu. Odwróciłam wzrok od jego twarzy, orzechowych oczu, zgrabnego nosa, ładnie zarysowanej szczęki i wyraźnych kości policzkowych. Miał także niewielki zarost, który czynił go jeszcze bardziej przystojnym. Wzięłam z podłogi moje wysokie kozaki zimowe i z tak skompletowaną garderobą udałam się do łazienki, trzasnąwszy drzwiami.
- Dobra – usłyszałam jego głos. – Jak chcesz, możemy rozmawiać i tak.
            Słuchając jego paplaniny, która dotyczyła wyjaśnień pocałunku z Alice, piosenki na konkursie karaoke oraz tego, co zdarzyło się dzień wcześniej, wyznań uczuć oraz niezliczonych komplementów pod moim adresem, zdjęłam szlafrok i wciągnęłam na siebie ubrania. Od razu poczułam się lepiej. Spryskałam się delikatnie moimi ulubionymi perfumami, spojrzałam jeszcze raz w lustro i wygładzając niewidoczną zmarszczkę na swetrze, w końcu wyszłam z łazienki. W takim stroju mogłam bez skrępowania pokazać się Rogaczowi. Ten zaniemówił na chwilę, widząc mnie w nowej odsłonie, a jego oczy błysnęły. Widać w nich było pożądanie i przepełniającą go miłość do mnie.
- Poprzednia wersja bardziej mi się podobała – stwierdził z uśmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wrzucać do torebki potrzebne drobiazgi. Portfel, grzebień, lusterko, błyszczyk do ust, rękawiczki. Potter patrzył na to rozbawiony, co trochę mnie irytowało. Spojrzałam na niego i spytałam:
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? Nie powinno cię tu być i dobrze o tym wiesz.
- Mówiłem ci już, po co przyszedłem i tłumaczyłem to przez ostatnie dziesięć minut, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz. – Nie odpowiedziałam, więc zastanawiał się chwilę, co dalej powiedzieć. W końcu rzekł: – Liluś… – wyjątkowo zignorowałam to zdrobnienie, więc kontynuował. – Ostatnio wiele się wydarzyło i myślę, że się nie obrazisz, jeśli powiem, że wina leży równo po każdej ze stron. Czasami miałem już naprawdę dość tego, jak mnie traktowałaś, czułem się okropnie, kiedy mijałaś mnie bez słowa, z beznamiętnym wyrazem twarzy, a zaraz potem, kiedy myślałaś, że nie widzę, wszystkie emocje wypływały na powierzchnię. Dosłownie serce mi pękało, widząc, jak bardzo wszystko się między nami zmieniło. I nie chodzi tu nawet o Seana, którego nie kochasz, a który miał być tylko zabezpieczeniem przede mną. Naprawdę w ogóle tutaj o niego nie chodzi. Po tylu latach negatywnych uczuć i pesymistycznego nastawienia, potrafiliśmy się dogadać, polubić, zakochać… – Nie przerywałam mu, co musiał odczytać, jako dobry znak. – Może o tym nie wiesz, ale potrafię słuchać i obserwować, więc wiem, kiedy nagle zaczęłaś się wycofywać. Długo zastanawiałem się dlaczego. Szybko stwierdziłem, że w końcu dopiąłem celu, ale jeszcze szybciej zauważyłem, że kiedy w końcu ty sama się połapałaś, jeśli mogę tak to ująć, dosłownie się pogubiłaś i nie wiedziałaś, co zrobić, a ja, zamiast dać ci czas i odpuścić, jeszcze bardziej naciskałem, próbując przyspieszyć bieg rzeczy. Popełniłem błąd, zaczęłaś się bronić, a kiedy wydawało mi się, że jesteś gotowa powiedzieć mi prawdę, nie wiedziałaś, czy możesz, czy po tym, jak mnie potraktowałaś, masz w ogóle do tego prawo. Wiem, że wiele razy cię skrzywdziłem i chcę za to wszystko przeprosić. Dłużej nie zniosę tego, że ciągle jesteś na mnie zła, że się nie uśmiechasz, nie śmiejesz, milczysz i zamykasz się w sobie, że rezygnujesz z rzeczy, za które między innymi cię kocham. Nie mogę cię do niczego zmusić i nawet nie będę próbował, ale bardzo zależy mi na tym, żebyś znowu potrafiła ze mną rozmawiać, żebyśmy chociaż spróbowali zostać przyjaciółmi. Raz się nie udało, ale właściwie dlaczego ustaliliśmy wtedy jakieś zasady? Czy sam fakt, że nasze relacje były takie, a nie inne, nie stwarzał niepisanej umowy, że to, co nas łączy można nazwać tym mianem? Niektórych rzeczy nie da się zamknąć w sztywne ramy. Po co zamykać w nie coś, co i tak istnieje i ma się dobrze? Lily, wiem, że tobie też na tym zależy – dodał i spojrzał na mnie uważnie. Faktycznie, kiedyś mi na tym zależało, ale teraz było teraz i liczyłam na coś więcej.
            Czekał znowu, aż coś odpowiem, ale ja milczałam, więc kontynuował.
- Wiem, że nie jestem ci obojętny, że zawiodłem twoje zaufanie. Wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale nie potrafisz, że również żałujesz wielu rzeczy, że się po prostu pogubiłaś. Chcę, żebyśmy od tej chwili spróbowali zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Chcę, żebyś znowu zaczęła mi ufać…
- James, ja ci ufam. Naprawdę. Nawet w najgorszym okresie nie miałam wątpliwości, że mogę powierzyć ci swoje życie.
- Nie o życie tu tylko chodzi – zauważył.
- Wiem, ale nie jestem pewna czy potrafię tak nagle puścić wszystko w niepamięć. Nigdy nie próbowałam, nigdy żadna sytuacja tego ode mnie nie wymagała, więc jeśli chcemy się przekonać to… – nie wiedziałam, co więcej powiedzieć. Nie zaprzeczałam tym razem żadnym jego słowom, co zapewne zauważył. Czy to był jakiś pierwszy, malutki krok? Chciałam mu pokazać, że pierwszy raz się do wszystkiego przyznaję, nie mówiąc mu niczego wprost? Może kiedyś załatwilibyśmy w ten sposób wszystko, ale ja nie potrafiłam zapomnieć. Wymazać z pamięci tego, co razem przeszliśmy, naszych pocałunków, uczucia, które dojrzewało we mnie latami. Westchnęłam i zebrałam w sobie odwagę na następne słowa, które miałam zaraz wypowiedzieć. – To ja powinnam cię przeprosić, James, a nawet błagać o wybaczenie. Zachowałam się okropnie, ośmieszyłam cię i zraniłam tyle razy, że powinieneś mnie teraz nienawidzić, a ty nadal… – Nie potrafiłam dokończyć. – Nigdy w życiu nie powinieneś doświadczyć tego wszystkiego od osoby, którą tak bardzo kochasz – wyszeptałam. – Wydarzyło się tyle rzeczy, że trudno będzie mi o nich zapomnieć, ale spróbuję. Od dawna marzę o tym, byśmy nie kłócili się tak jak kiedyś, żebyśmy znowu potrafili ze sobą rozmawiać, spędzać całe dnie tylko we dwoje i łamać wszystkie stereotypy, które powstały przez pierwsze lata naszej znajomości, bo Lily Evans nie nienawidzi już Jamesa Pottera – uśmiechnęłam się do niego. – Zmieniliśmy się, James. Wszyscy – teraz czułam, że zaraz się rozpłaczę. Próbowałam powstrzymać łzy, nie chciałam jego litości, tylko prawdy. – Wiesz, straszne jest jeszcze to, że oprócz ciebie nieświadomie zraniłam również Ann. Od samego początku chciała pomóc, ale przecież ja zawsze wiedziałam lepiej, co robię, nie?
- Taka już twoja natura – odparł. – Zawsze musisz udowodnić swoje racje.
- Wiem, ale nie chcę, żeby była na mnie zła. Nie chcę, by ktokolwiek był na mnie zły. Myślisz, że mi wybaczy?
            Wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam na wirujące płatki śniegu, które nadal spadały z nieba. Poczułam, że pojedyncze łzy w końcu spływają mi po policzkach i zastanawiałam się, po co ja mu to wszystko mówię. Bo go kochałam? Bo wiedziałam, że nie ważne, o co chodzi, zawsze mnie zrozumie? Bo przytuli, wytrze łzy i powie, że wszystko będzie dobrze?
            Słyszałam, jak James podszedł do mnie i stanął za moimi plecami.
- Ann na pewno ci wybaczy – powiedział po chwili. – W końcu to twoja przyjaciółka i wiem, że jej również zależy, że mimo wszystko rozumie. Nie płacz, tylko porozmawiaj z nią przy pierwszej okazji – dodał, po czym zapadła chwila ciszy. – Poza tym…
- A czy ty mi wybaczysz, James? – przerwałam mu.
            Odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w oczy. Rogacz ujął moją twarz w dłonie i wytarł łzy z moich policzków, a potem jeszcze raz przejechał po nich opuszkami palców. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech, po czym przytulił mnie mocno, opierając brodę na mojej głowie. Poczułam się nagle tak dobrze. Bezpieczna, kochana i szczęśliwa.
- Wiesz, jesteś pierwszą dziewczyną, która na mój widok nie zemdlała z zachwytu – rzekł, wtulając teraz twarz w moje włosy, na co parsknęłam śmiechem i odsunęłam się od niego.
- I zapewne pierwszą, która dała ci w twarz, co? – odparłam zadowolona.
- To prawda, ale kiedy zrobiłaś to trzy lata temu na peronie, przy widowni składającej się z naszych rodziców i Syriusza, wydałaś na siebie wyrok – stwierdził z uśmiechem, a ja wywróciłam oczami. Rogacz patrzył na mnie chwilę. – Jesteś piękna, Lily i nic na to nie poradzę, że jako pierwsza i ostatnia skradłaś moje serce – powiedział i wyjął z kieszeni małe, aksamitne pudełko. To, które już widziałam. – Ann mi to oddała, ale myślę, że teraz nie będzie już musiał leżeć u mnie. – Otworzył pudełeczko i wysunął rękę w moją stronę.
- Oświadczasz mi się? – palnęłam, zanim pomyślałam, co mówię.
- A powiedziałabyś „tak”?
- Nie – odparłam ze śmiechem.
- W takim razie jest to tylko prezent. Na zaręczyny dostaniesz jeszcze ładniejszy – posłał mi swój zawadiacki uśmiech.
- Nie zapędzaj się, Potter – powiedziałam.
- To ty wyjechałaś z oświadczynami – stwierdził.
- Nie łap mnie za słówka – odparłam.
            W końcu wyjął z pudełka pierścionek. Ten sam z motywem kwiatów, wykonanych z białych i czerwonych oczek, który chciał podarować mi na imieniny dwa tygodnie temu. Wziął moją dłoń i założył mi go na serdeczny palec.
- Pasuje idealnie – powiedział, a ja podniosłam rękę do góry i przez chwilę obserwowałam, jak kamienie w pierścionku odbijają światło na wszystkie strony.
- Dziękuję, James – rzekłam i pocałowałam go w policzek. Ten prezent naprawdę wiele dla mnie znaczył.
- Dla ciebie wszystko.
            Zapadła chwila ciszy, którą przerwałam, uświadamiając sobie, która jest godzina.
- Już po dziesiątej – stwierdziłam zaskoczona, zmieniając temat.
- Łapa znowu będzie marudził, że się spóźniamy – odparł Rogacz. – Chodź – dodał, podniósł z łóżka mój beżowy płaszcz zimowy i pomógł mi go włożyć. Szybko uporałam się z jego guzikami i paskiem, a w tym czasie Potter schylił się po szalik w barwach Gryffindoru.
- Hej! – powiedziałam poirytowana. – Umiem się sama ubrać. Oddawaj! – James nie chciał uwzględnić jednak mojego argumentu. Nie była to dla mnie wygodna sytuacja, gdyż przez jego nachalność znaleźliśmy się w dwuznacznej sytuacji. Przerwał na chwilę wykonywaną czynność i spojrzał na moją twarz. Był ode mnie wyższy, więc kiedy stał tak blisko, musiałam odchylić głowę trochę do tyłu, ale dało się zauważyć, że Rogacz patrzy raczej na moje usta, a nie szalik. Pochylił się lekko i chciał pocałować, ale w tym właśnie momencie drzwi dormitorium otworzyły się i do środka weszła Ann.
- Lily, jesteś… – nie zdążyła dokończyć pytania, bo stanęła i patrzyła na nas z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Zerknęłam na nią, a James odsunął się szybko ode mnie i posłał jej jeden ze swoich najładniejszych uśmiechów.
- Black się niecierpliwi i ciągle narzeka, że jak zwykle się spóźniacie.
- My właśnie… – zaczęłam, ale mi przerwała.
- Nieważne – odparła szybko. – Chodźcie.
            Westchnęłam zrezygnowana i sama dokończyłam opatulanie się szalikiem. W pośpiechu wzięłam torebkę i przerzuciłam ją przez ramię, gdyż Ann była już na zewnątrz, a Rogacz z uśmiechem przytrzymywał mi drzwi. Przechodząc obok niego, rzuciłam mu zabójcze spojrzenie, ale tak naprawdę to nie byłam na niego zła. Zastanawiałam się, jak mam porozmawiać z moją przyjaciółką i wyjaśnić jej wszystko, jak ciągle była świadkiem dwuznacznych sytuacji między mną a Jamesem. Z drugiej strony tak naprawdę wcale nie musiałam jej się z niczego tłumaczyć. To było moje życie i mogłam robić, co chciałam, mimo tego, iż trochę jej zawdzięczałam. Miałam jednak nadzieję, że jakoś uda mi się wybrnąć z tego całego chorego rozdziału mojego życia.

~ * ~

            Zeszliśmy na dół. W Pokoju Wspólnym nie było prawie nikogo, gdyż większość pewnie była już w drodze do Hogsmeade. Ann nadal była na mnie zła, w związku z czym nawet na nas nie czekała, tylko sama poszła na dół. Przez całą drogę do hallu byłam więc skazana na Jamesa, który po naszej rozmowie jakby odżył. Cieszyłam się z tego, że jest szczęśliwy i w końcu może normalnie funkcjonować. Próba zaczęcia wszystkiego od nowa będzie trudna, ale na pewno sprawi mi radość i ulgę. Mimo to, miałam wyrzuty sumienia, bo nadal znajdowałam się w głupim układzie. Zazdrościłam mu umiejętności puszczania wszystkiego w niepamięć nawet, jeśli po prostu dobrze grał.
            Podczas drogi na dół Potter ciągle gadał. O quidditchu, Hogsmeade, lekcjach, nauczycielach, wizytach u Hagrida, ich kawałach i szlabanach, naszych wspólnych spotkaniach i planach na przyszłość, po prostu o wszystkim tym, o czym rozmawialiśmy kiedyś, a ja śmiałam się razem z nim, wspominając dawne czasy. To zabawne, ile może znaczyć człowiek, którego kiedyś się nie cierpiało. Ile potrafiliśmy znaleźć wspólnych tematów, będąc tak całkowicie różni. Brakowało mi go takiego.
            Byliśmy już prawie na dole, a ja stwierdziłam, że przez ostatnie minuty nie odezwałam się słowem, utrzymując wzrok na profilu jego twarzy. Wystarczało mi to, że po prostu mówił.
- Lily, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – wyrwał mnie z zamyślenia i, z zawadiackim uśmiechem na twarzy, potargał włosy.
- Oczywiście – odparłam i również obdarzyłam go uśmiechem. Odwróciłam od niego wzrok i zauważyłam, że nasi znajomi stoją już w kolejce do wyjścia, czekając tylko na nas. I… w tym momencie mnie zamurowało. – Co ona tu robi?
- Kto? – spytał James i podążył za moim wzrokiem. Obok Blacka i Dorcas, którzy stali jakby z boku, Remus, Ann i Sean rozmawiali wesoło z Alice. Twarz Rogacza wykrzywił grymas, ale nie wiedziałam, czy była to reakcja na Puchonkę czy mojego rzekomego chłopaka. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale mnie zignorował. Westchnęłam. W obecnej sytuacji wolałabym spędzić czas w gronie samych Gryffonów.
- Cholera.
- Popieram – odparł Rogacz. Spojrzałam na niego z obawą.
- Słuchaj – zaczęłam. – Wiem, że nie lubisz Seana. Ja chcę z nim po…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał mi, nie pozwalając dokończyć i wyjaśnić sytuacji, a właściwie moich zamiarów względem Whitby’ego. – Nie będę nic mówił, obiecuję. I nie wściekaj się o Alice, co? To nie ja ją zaprosiłem, przysięgam. Nie chciałem spędzać z nią dzisiaj czasu. Nie chcę się znowu kłócić. Udawajmy, że jest w porządku, bo przecież nie o nią chodzi, ale o nas – dodał i posłał mi swój najcudowniejszy uśmiech.
- Masz rację. Tym razem ma chodzić tylko i wyłącznie o nas – odparłam. Znałam go jednak i wiedziałam, że jego obecna mina nie jest wyrazem zadowolenia. Mimo to, zgodził się ze mną, skinąwszy głową, po czym zbliżył się do mnie i szepnął mi do ucha: – Niech nic nie popsuje dzisiaj naszej zabawy.
- James – powiedziałam i odepchnęłam go od siebie. – Mieliśmy zachowywać się normalnie – dodałam.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – odparł i ukłonił się przede mną. Parsknęłam śmiechem, a on wstał i posłał mi kolejny uśmiech, który na nowo obudził moje serce.
            Teraz to już było po mnie. Zachowanie Rogacza nie było w żadnym wypadku odpowiednie do naszego wspólnego postanowienia, ale przecież od razu wiedziałam, że tak będzie i w sumie mi to nie przeszkadzało. Chciałam mieć go w końcu na wyłączność, ale z drugiej strony bałam się, jak zareaguje Sean, kiedy powiem mu prawdę, a chwila ta przybliżała się nieubłaganie.
- Dosyć – powiedziałam w końcu. – Czekają na nas – dodałam i nie patrząc na niego, biegiem zeszłam do reszty towarzystwa.
- Nareszcie – westchnął Syriusz. – Czy wy nie macie zegarków? Ile można na was czekać?
- Black, czy ty zawsze musisz tyle marudzić? – spytałam, pokazując mu język.
- Gdzie Glizdek? – zapytał Rogacz, dołączając do nas.
- Nie wiem. Powiedział, że z nami nie idzie, bo ma coś do załatwienia – wyjaśnił Remus.
- C o ś, to znaczy co? – pytał dalej Potter. – Dziewczyna? – Huncwoci roześmiali się.
- Dlaczego uważacie, że nie może sobie żadnej znaleźć? – spytała Ann. – Przecież jest to prawdopodobne.
- Wątpię. Tylko oni, – Łapa wskazał na mnie i Jamesa, – urządzają sobie potajemne schadzki – stwierdził złośliwie, a ja zdzieliłam go po głowie.
- Nie mamy żadnych potajemnych schadzek, Black – powiedziałam zła.
- To co tak długo was nie było? – spytał podejrzliwie.
- Musieliśmy coś załatwić – odparł Rogacz i puścił do mnie oko. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego. Przebiegłam wzrokiem po wszystkich zebranych, dłużej zatrzymując się na Alice i Seanie, którzy teraz stali razem trochę na uboczu. Blond Puchonka zmierzyła mnie wzrokiem i posłała w moją stronę coś na kształt uśmiechu, natomiast z twarzy mojego chłopaka wyczytałam dezorientację.
- Dobra, wszyscy gotowi? W takim razie chodźmy w końcu – zarządziłam i zbliżyliśmy się do Filcha, który z niezadowoleniem na twarzy i pałętającą się koło jego nóg kotką, przeszukiwał nas uważnie pod kątem tego, czy nie przemycamy czegoś nielegalnego. Nie znalazłszy niczego, z zawodem na twarzy, przepuścił nas dalej.
~ * ~

            Znowu znalazłam się na dworze, gdzie śnieg nie przestawał padać i sięgał mniej więcej do kostek. Wyciągnęłam z torebki rękawiczki, założyłam je, a potem wtuliłam dodatkowo twarz w szalik, zakładając na głowę kaptur.
            Szliśmy w parach. Na przodzie Łapa z Remusem, Ann z Dorcas, James z Alice i na samym końcu ja z Seanem. Whitby patrzył bezmyślnie przed siebie, rozmyślając nad czymś. Wiedziałam, że nie był zadowolony z tego, co zobaczył w hallu i, że zanim dojdzie do tej właściwej, czeka mnie inna nieprzyjemna rozmowa z nim. Mogłabym już teraz załatwić sprawę, ale nie chciałam robić tego w takich okolicznościach, tylko gdzieś, gdzie będziemy we dwójkę i nikt nie będzie mógł nam przeszkodzić. Tę pogawędkę chciałam odwlec jak najbardziej się da, bo nawet nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć, ale w oczach Seana dostrzegłam coś, co zmusiło mnie do jej rozpoczęcia. Zwolniłam więc, tworząc sporą przerwę między parą, która szła przed nami, ale Whitby zatrzymał się w pewnej chwili.
- Coś się stało? – spytałam.
- Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z tobą i Potterem, bo chyba znowu nie nadążam. – Westchnęłam i również stanęłam. – W ogóle ostatnio nie rozumiem, co ty wyprawiasz, Lily. Ja…
- Nie będziesz mi mówił, z kim mam się przyjaźnić, Sean – rzuciłam bez zastanowienia.
- A czy ja kiedykolwiek miałem coś do powiedzenia w tej sprawie? Zawsze robiłem, co chciałaś. Kłóciłaś się z nim, nic nie mówiłem. Godziłaś – też nie mogłem nic powiedzieć, bo od razu mnie atakowałaś. Zależało i nadal zależy ci bardziej na nim niż na mnie.
- To wcale tak nie jest!
- A jak? Wytłumacz mi to sama, jeśli chcesz, bo ja i tak wiem, o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie chcę teraz tutaj o tym rozmawiać. Powiem ci, co chcesz wiedzieć, jak wrócimy do zamku, ale od samego początku uprzedzałam, że Potter jest dla mnie kimś ważnym i z niego nie zrezygnuję, a ty zgodziłeś się na warunki, które postawiłam.
- Masz rację, wiedziałem, na co się piszę, ale ja również prosiłem cię o jedną rzecz. Chciałem byś bez względu na wszystko, była ze mną szczera. – Zignorowałam jego wtrącenie.
- James jest trudnym przypadkiem, od zawsze się kłóciliśmy, wyzywaliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie, ale mimo wszystko świetnie się rozumiemy. Mam dużo przyjaciół, na których mi zależy, i dla których poświęciłabym wiele. Potter do nich należy. Przyjaźnię się z Remusem, Syriuszem i Kevinem, a nawet moim byłym chłopakiem Ianem i jakoś nie miałeś z tym problemu.
- Ale Potter to co innego. Lata za tobą, od kiedy pamiętam, wykorzystuje każdą okazję i jest tak cholernie pewny swego… – Spojrzał teraz na mnie. – Wiesz, dlaczego zawsze ci ustępowałem? Bo cię kocham. – Wiedziałam, co miały znaczyć te słowa. Ukryta w nich aluzja aż biła w tym momencie po oczach.
- Dobrze wiem, że nie lubisz Jamesa i zawsze byłeś o niego zazdrosny, ale to mój znajomy. Był nim nawet wtedy, kiedy tego nie chciałam, a uwierz mi, że widywanie go także podczas wakacji przez ostatnie lata, nie było przyjemnym doświadczeniem. Teraz jest inaczej, więc będę się z nim zadawać i tobie nic do tego. Nie będziesz mi mówił, co mam robić, bo nikt nigdy nie miał i nie będzie miał takiego prawa. – Wkurzyłam się. Sean był trochę zdezorientowany. Nie wiem, na jaki rezultat tej rozmowy liczył, ale naprawdę nie chciałam ciągnąć jej tu i teraz. – Posłuchaj. Jeśli masz do mnie jakieś pytania, to na nie odpowiem, ale nie teraz, na środku drogi prowadzącej do Hogsmeade, bo uważam, że to nie jest ani dobry czas ani dobre miejsce. Jeśli chcesz porozmawiać to zrobimy to wieczorem, jak skończy się spotkanie u Slughorna, bo teraz, pierwszy raz od dłuższego czasu chcę spędzić miły dzień z przyjaciółmi. Bez żadnych kłótni. Wiem, co James do mnie czuje i nie wybiję mu z głowy tego uczucia.
- Tak, bo wolisz go traktować jak przyjaciela, który tylko czeka, żeby zaciągnąć cię do łóżka – odparł wkurzony. To był dla mnie cios poniżej pasa.
- Jak w ogóle możesz coś takiego mówić? – spytałam. – Nie znasz go i niewłaściwie oceniasz. James mnie kocha. Nigdy by mnie nie skrzywdził i do niczego nie zmusił. Tego jestem pewna.
- Właśnie. To jest ten problem. Potter cię k o c h a. Nie za bardzo mu ufasz?
- Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – Whitby mnie zignorował.
- Nie dajesz mi wyboru. Od razu stawiasz mnie przed faktem dokonanym.
- Dla ciebie nie ma żadnego wyboru! To ja decyduję o tym, z kim się przyjaźnię, a nie ty.
- Chyba raczej o tym, kogo kochasz i nie mówię tu o sobie. Tylko czasami mogłabyś pomyśleć, jak ja się czuję, kiedy jawnie mnie ignorujesz.
- Jeśli twierdzisz, że go kocham, to dlaczego do tej pory ze mną nie zerwałeś? – odparłam, zanim pomyślałam, co mówię, bo nie chciałam kończyć tego związku w ten sposób. Najpierw wyjaśnienie.
- Bo cię kocham, Lily. Szkoda tylko, że nie potrafisz tego docenić.
- Więc co chcesz teraz zrobić?
- Pozwolić ci odejść, spędzić miły dzień bez żadnych kłótni, a wieczorem usłyszeć od ciebie całą prawdę – powiedział, nie patrząc na mnie i nie czekając na moją odpowiedź, wyminął mnie i ruszył z powrotem do zamku.
 

James Potter
            Szliśmy jakiś czas, nie odzywając się do siebie. Byłem szczęśliwy, że pogodziłem się z ukochaną, że przyjęła mój prezent, że znowu się śmiała i to z mojego powodu. Była śliczna i inteligentna, miała piękne oczy… Domyślałem się, że to przeze mnie nadal jest z Whitbym i nienawidziłem siebie za to, że dopuściłem do tego głupiego pocałunku z Alice. Mimo wszystko zauważyłem, że ani razu nie zaprzeczyła dzisiaj, kiedy pośrednio wspomniałem, że czuje do mnie coś, o czym boi się mi powiedzieć.
- Rozmawiałam przy śniadaniu z Ann i Dorcas. – Puchonka wyrwała mnie z zamyślenia. – Vick wszystkiego się domyśliła, przejrzała mnie na wylot.
- W tych sprawach nie jest głupia – odparłem. – Czasami to właśnie ona ratowała sytuację i dodawała mi motywacji, kiedy byłem bliski zgodzenia się na warunki Evans. Jest upierdliwa, ale naprawdę w porządku. – Pierwszy raz w życiu z moich ust wyszły komplementy względem irytującej przyjaciółki Lily. Zdecydowanie bardziej lubiłem Meadowes.
- Myślisz, że powie o wszystkim Evans?
- Raczej nie. Poza tym jest na nią zła.
- Zła? Pokłóciły się o coś?
- Sądzę, że o mnie.
- Och…
- Pogodziłem się w końcu z Lily. Wybaczyła mi tamten pocałunek.
- Cieszę się. – Alice posłała mi szczery uśmiech. Naprawdę życzyła mi dobrze.
- Przyjęła pierścionek i wiem, że żałuje, iż nie zerwała jeszcze z Seanem, ale zrobi to prędzej niż później, zaufaj mi.
- Ufam – odparła. – Widać, że jest w tobie zakochana. Szkoda tylko, że Whitby nie zauważa tego, co my.
- W końcu zauważy – pocieszyłem ją. – Na pewno nie będziesz musiała czekać dłużej niż ja. Evans jest specyficzną osobą, poprawną panią prefekt naczelną z zasadami, ale chyba dlatego tak bardzo ją kocham – przyznałem.
- Ann zaproponowała mi dzisiaj, żebym jako pierwsza porozmawiała z Seanem i powiedziała mu o wszystkim. Myślisz, że powinnam tak zrobić?
- A ty jak uważasz?
- Wiem, że nie mam nic do stracenia. Jeśli to zrobię, jest szansa, że zyskają na tym aż trzy osoby.
- Fakt, ale jest też obawa, że Whitby wścieknie się na ciebie za rozbicie mu związku.
- Tak, ale ona i tak z nim w końcu zerwie, a mnie nie kocha, więc w sumie do stracenia jest niewiele. Pomogłoby to na pewno wam.
- Alice… – spojrzałem na nią. – Jeśli jesteś na tyle silna, by to zrobić i w końcu wyznać mu prawdę, bo zapewne będziesz musiała, to spróbuj. Na pewno ci po wszystkim pomogę. Nie oczekuję jednak od ciebie żadnych poświęceń w związku ze zdobywaniem przeze mnie Lilki. I tak zrobiłaś już w tej sprawie wiele.
- Wiem, ale zyskacie na tym i wy. Chcę, żebyś w końcu usłyszał to, na co czekasz.
- Mam nadzieję, że ty również tego dożyjesz. Jeśli nie od Whitby, inny szczęśliwiec. – Uśmiechnęła się.
- Ann zaprosiła mnie z grzeczności, ale wiem, że nie chciałeś dzisiaj spędzać ze mną czasu. Sean też będzie przeszkadzał, więc porozmawiam z nim, dając wam wolną rękę. Spotkamy się wieczorem – powiedziała po chwili.
- Nie chciałem, żebyś tak do odebrała. Jeśli chcesz, chodź z nami – zacząłem, ale mi przerwała.
- Nie, tak będzie lepiej. Może w końcu coś się między wami zmieni, co? – spytała z uśmiechem.
- Może – odparłem z nadzieją, a ona zaśmiała się.
- Jesteś wspaniałym facetem i dobrym przyjacielem – stwierdziła.
- No wiesz, ma się ten urok osobisty – rzekłem z zawadiackim uśmiechem i potargałem włosy.
- Powodzenia, James – rzuciła i pocałowała mnie w policzek, a potem zawróciła w stronę zamku.
            Byłem pozytywnie nastawiony do rozmowy Alice z Seanem, chociaż wiedziałem, że ani ona, ani on nie osiągną oczekiwanych efektów. Jeśli nawet jej uwierzy, Lily z nim zerwie albo on z nią, to Lufkin nie będzie mogła zmusić Whitby’ego do tego, by ten się w niej zakochał. Tej jednej rzeczy nie dało się osiągnąć zwykłą rozmową. Szczerze? Współczułem Puchonce tego pecha, bo była naprawdę świetną dziewczyną zasługującą na szczęście. Westchnąłem zrezygnowany, chociaż zadowolony z tego, co udało mi się dzisiaj osiągnąć. Miałem przeczucie, że po tym, co Whitby widział w hallu, nie zostawi na Lily suchej nitki, ona się wkurzy i pokłócą się o mnie, a ona nie będzie za nim biec.
            Chłopacy i dziewczyny zniknęli mi z pola widzenia. Możliwe, że byli już nawet w wiosce, więc postanowiłem, że zaczekam na Lilkę, by nie szła sama, a nawet jeśli będzie z Whitbym, to nie zaszkodzi spędzić z nią tych kilku minut więcej przy akompaniamencie wściekłego wzroku Seana.

7 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Cieszę się, że w końcu napisałaś ten rozdział. W końcu Lily powiedziała prawdę Jamesowi. Dlaczego wpisy będą co 2 tyg? Proszę o co tygodniowy wpis. Liczę na specjalny wpis 14 lutego :-*.
    Jeśli znajdziesz chwilę wolnego czasu, to zapraszam na mojego bloga:http://zielonooka-i-huncwoci.blogspot.com/2016/01/rozdzia-2-przeprosiny.html?m=1
    Dopiero zaczynam, ale czy mogłabyś coś mi poradzić dotyczącego mojego bloga? Pozdrawiam serdecznie <3,
    *Luna*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie nowy rozdział. Mam nadzieje że Lili będzie w końcu z James. Popieram koleżankę wyżej że wpisy co tydzień. Rozdział super!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Lily jeszcze do końca nie powiedziała mu prawdy, ale jest do tego bardzo blisko.

    Wpisy już od dłuższego czasu pojawiają się co dwa, trzy tygodnie i nie jestem w stanie tego na chwilę obecną zmienić, więc do cotygodniowych na pewno w najbliższym czasie nie wrócę, bo sprawy, które codziennie załatwiam wypełniają maximum mojego wolnego czasu i nawet nie mam kiedy pisać.

    14 lutego wpisu specjalnego jako takiego nie będzie. 30.01 pojawi się trzecia część tego rozdziału, 14 lutego ostatnia czyli czwarta i myślę, że to, co się w nim stanie będzie można uznać, jako specjalny prezent. Mam taką nadzieję.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Luthien
    Naprawdę bardzo podoba mi się to opowiadanie, a każdy rozdział przynosi prawdziwą ekscytację.
    Lily i James nareszcie się pogodzili, teraz już chyba wszystko będzie szło lepiej, cudownie.:)
    Nie wiem, czy wyobrażam sobie ten pierścionek tak, jak ty, ale tak, jak ja go widzę jest naprawdę prześliczny.;)
    W sumie to nawet lubię tą Alice, okazała się miła, no i szczerze mówiąc, to mam nadzieję, że usunie Seana z życia Lily, bo akurat za nim średnio przepadam...
    Rozgadałam się.:)
    Rzeczywiście, terminy następnych rozdziałów tak idealnie pasują.:)
    Pozdrowienia!:)
    Teoretyczna

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Luthien,
    Wiem, że nadszedł ten ciężki czas. Jako studentka rozumiem doskonale jak to jest, gdy dopada Cię sesja, dlatego życzę Ci powodzenia i żebyś wszystko zaliczyła za pierwszym razem. Dla pocieszenia, jak będziesz na 3 roku będzie gorzej, bo do tego wszystkiego dojdzie pisanie pracy (z czym właśnie zmagam się ja), ale koniec narzekania...

    Kochana dalej uwazam, że pomysł spędzenia dnia w Hogsmeade w towarzystwie Alice nie jest zbyt dobry. Myślę, że przez to trochę popsuje się atmosfera, a mogłoby być już spokojniej. Chociaż ... pewnie dopóki Lily nie skończy z Seanem, a Alice nie pójdzie ocierać łez puchona nie będzie spokojnie .

    Lily i James oni już praktycznie są razem. James nieźle sobie to wszystko ugrał wtargnął do dormitorium dziewczyn kiedy Lily była bezbronna. I ona wreszcie przestała wszystkiemu zaprzeczać (co prawda niczego nie potwierdziła). Ta chemia między nimi jest tak namacalna, że tylko ślepy i głuchy by tego nie dostrzegł. Kochana, czy Ty planujesz wielkie zejście tej dwójki na walentynki ? Jeśli tak to będzie to cudowny dzień, bo to już za niecałe 4 tygodnie.

    Zirytowała mnie trochę Ann, która oczywiście musiała strzelić focha. Myślę, że trochę przegina. Powinna się wycofać i nie mieć pretensji, bo nikt jej nie prosił o komentarz, a ona ciągle się wcinała. Jest ona bohaterką, którą prawdopodobnie każdy czytelnik od czasu do czasu miał ochotę zdzielić łopatą i zakopać przy grządkach Hagrida. Dlatego cudownie byłoby gdyby przestała żyć życiem innych.

    Rozdział oczywiście świetny, bo wywołał u mnie całą gamę emocji od lekkiej irytacji po ogromną radość (momenty z Lily i Jamesem)

    Pozdrawiam i trzymam mocno za Ciebie kciuki
    Em

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana,
    Tak mi przykro, że narobiłam sobie takich zaległości na Twoim blogu... Uwierz, że jest prześwietny! :D Na szczęście już wszystko nadrobiłam :)
    Rozdział świetny :D
    Jejku, jak ja się cieszę, że Lily pogodziła się z Jamesem! W końcu spełnia się moje marzenie ;)
    Jednak Lilkę widocznie przeraża perspektywa rozmowy z Seanem. I z resztą się jej nie dziwię... Przecież on na pewno będzie wściekły... Patrząc na to, jak zachował się podczas drogi do Hogsmeade, to raczej będzie BARDZO wściekły.
    Mam nadzieję, że Ann pogodzi się z Evans. Ale raczej tak, skoro Lilka zrozumiała, jaką egoistką była i jeszcze nawet potrafiła się do tego przyznać Jimmowi :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D Życzę mnóstwa weny :*
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana,
    U mnie pojawił się nowy rozdział :D
    Zapraszam, jeśli masz czas i ochotę ;)
    Pozdrawiam :)
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń