sobota, 30 stycznia 2016

45. Ale nie dostanę w twarz? cz. III Przestańmy się tłumaczyć

Lily Evans
            Szłam dalej sama. Przez naszą rozmowę zostałam trochę w tyle, więc przyspieszyłam nieco. Byłam zła, bo rozumiałam Seana i chciałam mu o wszystkim powiedzieć, ale nie w takiej atmosferze. Trochę szacunku mu się należało, ale on się wkurzył i w sumie nie powinnam go za to winić. Co więcej, zapewne wiedział, co będzie zawierała nasza wieczorna rozmowa, której teraz bałam się jak cholera. Nie oczekiwałam, że zrozumie. Zdziwiłabym się, gdyby tak się stało, ale chciałam być w końcu wobec niego fair, chciałam, żeby mógł ułożyć sobie życie z kimś innym. Łączył nas tylko bożonarodzeniowy bal, którego kwestię też będę musiała potem poruszyć, gdyż nie przewidywałam happy endu tej rozmowy.
            Kiedy nad tym rozmyślałam, minęła mnie Alice. W pierwszej chwili chyba mnie nie zauważyła, jednak zaraz zawróciła. Zignorowałam ją, ale ona nie dała za wygraną.
- Czego chcesz? – spytałam w końcu.
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać – stwierdziłam.
- Chciałam cię przeprosić – powiedziała, a ja w końcu stanęłam.
- Dobra... W takim razie słucham. – Alice westchnęła i kontynuowała.
- Obie wiemy, jaka jest między nami sytuacja. Odbiłam ci chłopaka, którego zaraz rzuciłam, bo James nie chciał zwrócić na mnie uwagi. Wiem, że mnie nie znosisz i masz do tego pełne prawo, bo zachowałam się okropnie, ale ja myślałam, że go kocham, a on latał tylko za tobą. To naprawdę wkurzało.
- I niby po co mi to mówisz? – spytałam. Co mnie to właściwie obchodziło?
- Ponieważ chciałam cię za to przeprosić. Wiem, że traktujesz mnie jak potencjalnego wroga, ale ja naprawdę nie mam złych zamiarów. Kiedy James zapraszał mnie na bal, powiedział, że chce tym zwrócić na siebie twoją uwagę. Tak, pojmuję, że teoretycznie można uznać, że mnie wykorzystał, że to było chamskie w stosunku do ciebie, ale on cię naprawdę kocha i nie wie już, co jeszcze może zrobić, by zdobyć twoje serce. Było mi go żal, więc zgodziłam się pomóc. Nie o wszystkim mówił chłopakom, wiele razy opowiadał mi o tobie, a ja słuchałam. Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, zaprzyjaźniliśmy się i naprawdę niczego od niego nie oczekuję, a ten pocałunek… To była tylko i wyłącznie moja wina.
- Na jakiej podstawie mam ci uwierzyć?
- Ogólnie nie masz do tego żadnych podstaw. Jedynie moje słowa, ewentualnie słowa Jamesa, którym pewnie bardziej ufasz. Jedyne co mam do powiedzenia to: kocham kogoś innego – odparła. – Chłopaka, który o tym nie wie, bo ma inną dziewczynę – wyjaśniła i spojrzała na mnie uważnie ze smutkiem i skruchą malującymi się na jej twarzy. Wyglądała na niezbyt szczęśliwą. Zrobiło mi się jej trochę żal.
- W takim razie naprawdę ci współczuję – rzekłam.
- Lily, daj mu szansę. On świata poza tobą nie widzi. Kocha cię, ale nie jest pewny, co ty do niego czujesz. Ranisz go tą obojętnością. Zgodzi się na wszystko, co będziesz chciała, żebyś tylko była przy nim. James to świetny chłopak – rzekła z lekkim uśmiechem.
- Wiem o tym – odparłam. – Wiele dla mnie znaczy i mam zamiar mu o tym powiedzieć.
- Przy okazji może przestań okłamywać również Whitby’ego – zaproponowała nieśmiało. Już chciałam coś na to odpowiedzieć, że nie powinna wtrącać się w nieswoje sprawy, ale ona mnie ubiegła. – Wybacz, nie powinnam tego mówić, ale… To mój przyjaciel i nie chcę, by cierpiał ponad to, co i tak go nie ominie. Wracam do zamku, a wy nacieszcie się swoim towarzystwem – dodała i podążyła w tę samą stronę, co kilka minut temu Sean.
            Stałam chwilę zdezorientowana tą rozmową i zastanawiałam się nad tym, co mi powiedziała.
- Alice! – zawołałam jeszcze za nią.
- Tak? – odwróciła się, a ja podeszłam do niej.
- Jakie korzyści masz z tego, że zgodziłaś się iść z Rogaczem na bal?
- Takie, które nie mają już dla ciebie znaczenia. Kibicuję wam, Evans, więc jeśli stanie się coś, dzięki czemu jednak będziesz wolała iść na ten bal z Jamesem, bez żalu ci go oddam – odparła i znowu podjęła wędrówkę.
- Alice! – znowu ją zawołałam, a ona odwróciła się do mnie.
- Hmm?
- Czy tym chłopakiem jest…? – zaczęłam, ale rozmyśliłam się w ostatniej chwili. – Już nic – dodałam szybko. – Przeprosiny przyjęte  – powiedziałam jeszcze i wyciągnęłam w jej kierunku rękę, którą uścisnęła.
- Nie oszukuj się.
- Nie mam takiego zamiaru – odparłam.

~ * ~

            Kiedy i Alice zniknęła z mojego pola widzenia, podjęłam dalszą wędrówkę. Wszyscy siedzieli już pewnie przy piwie, a ja nawet nie dotarłam jeszcze do Hogsmeade. Wciąż byłam na ścieżce łączącej zamek z wioską. Nie uszłam jednak daleko sama, bo spotkałam Jamesa stojącego na uboczu, który uśmiechnął się na mój widok.
- Co tu robisz? – spytałam. – Myślałam, że już dawno siedzicie w pubie.
- Syriusz pewnie znowu wyzywa na nas, że się spóźniamy, ale chciałem na ciebie poczekać – odparł.
- Skąd wiedziałeś, że będę sama?
- Nie wiedziałem. Wydedukowałem.
- Wydedukowałeś? – posłałam mu ironiczne spojrzenie.
- No… Alice stwierdziła, że nie będzie nam przeszkadzać, że mamy sami uporządkować swoje sprawy i chciała przy okazji powrotu do zamku wziąć ze sobą Seana.
- Aha – odparłam bez sensu. – Sam sobie poszedł – dodałam.
- Hmm… Bądź co bądź, oboje wrócili do szkoły – zauważył. – Whitby nie był pewnie zadowolony, kiedy dowiedział się, że znowu ze mną rozmawiasz, mam rację?
- Masz, ale nie będzie mi mówił, z kim mam się spotykać. Nienawidzę, jak facet mi rozkazuje.
- O tym zdążyłem się już przekonać. – Zaśmiał się, a ja westchnęłam. Złapałam go pod ramię i szliśmy chwilę w milczeniu. Alice miała rację. James był cudownym chłopakiem. Posiadał wiele wad, za które kiedyś miałam ochotę go zabić, a za które teraz go kochałam, chociaż on jeszcze tego ode mnie nie usłyszał. Byłam jednak gotowa na to wyznanie. Czekałam tylko na odpowiedni moment.
            Potrafiliśmy z Rogaczem milczeć długi czas, ale teraz przerwałam ciszę.
- Nie rozumiem, dlaczego Sean nigdy nie potrafił zaakceptować tego, że jesteś dla mnie kimś ważnym. Sam wiele razy mówił mi, że mnie kocha, więc powinien szanować moje decyzje – pożaliłam się, zanim pomyślałam, co mówię. Przeklęłam się w duchu, ale on udawał, że moje słowa nic go nie obeszły.
- Bo może ty dajesz mu powody do obaw? Chociaż myślę, że to raczej jego wina. – Posłał mi swój huncwocki, pseudo poważny uśmiech i kontynuował. – Jeżeli tak, jak twierdzi, kocha cię, – ostatnie słowa ledwo przeszły mu przez gardło, – powinien robić wszystko, by cię uszczęśliwić. Z drugiej strony zawsze miał we mnie wroga, konkurował ze mną, a ty na wiele mi pozwalałaś. Może w ten sposób chciał wyrazić swoją opinię na temat naszych relacji. Słuchałaś czasami, co miał do powiedzenia? – Nie odpowiedziałam, bo oboje dobrze wiedzieliśmy, że nigdy nie słuchałam jego zdania, że dyrygowałam nim, jak chciałam, a on się temu poddawał. Zawsze kapitulował.
            Znowu chwilę milczeliśmy.
- Ty potrafisz mnie uszczęśliwić, James – wyszeptałam. – Nawet nie wiesz, ile razy już to zrobiłeś. Chociaż oczywiście czasami doprowadzasz mnie jeszcze do szału – dodałam.
- Cieszę się – odparł.
- Z tego, że potrafisz mnie wkurzyć? – spytałam podchwytliwie, wbijając w niego rozbawione spojrzenie.
- Z tego, że potrafię cię uszczęśliwić – rzekł, zerkając na mnie.
- Wiesz, nie podziękowałam ci jeszcze za piosenkę z dedykacją. Nie miałam pojęcia, że tak dobrze śpiewasz – przyznałam.
- To była dla mnie, może nie taka przyjemność, jaka miała być, ale ostatnia deska ratunku. Mój występ raczej nie poprawił ci wtedy nastroju – zauważył.
- Nie, ale dzięki niemu zrozumiałam wiele rzeczy, o których wkrótce ci opowiem – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się.
- Jeśli tak, to chętnie posłucham – odparł, ale nie drążył dalej tematu odnośnie tego, co wtedy zrozumiałam, za co mu byłam wdzięczna. Nie sądziłam, że Potter będzie kiedyś tyle dla mnie znaczył.
~ * ~

            W końcu dotarliśmy do centrum Hogsmeade i od razu skierowaliśmy kroki do Pubu Pod Trzema Miotłami, gdzie mieliśmy się spotkać. Weszliśmy do środka, śmiejąc się wesoło i rozejrzeliśmy dookoła. Przy dwóch podwójnych stolikach, stojących przy samych drzwiach, siedziało czterech mężczyzn ubranych w długie, czarne szaty. Rozglądali się uważnie po całym lokalu, analizując każdego, kto do niego wchodził, a było to nie mało osób. Rogacz stwierdził, że to aurorzy, którzy zabezpieczają wioskę przed ludźmi Voldemorta. W tłumie, który tu panował, ciężko było coś dostrzec, ale zauważyłam także Slughorna rozmawiającego z jakimś niskim, grubym i łysym czarodziejem z dużym wąsem, ubranym w zieloną szatę oraz wielu uczniów z Hogwartu. Huncwotów i dziewczyny znaleźliśmy w końcu z tyłu sali, przy dużym stole wciśniętym w róg, oddalonym od okna i osłoniętym przed niechcianymi gośćmi. Zanim do nich podeszliśmy, przepchnęliśmy się do baru, a James zamówił dwa Kremowe Piwa. Kiedy zostaliśmy obsłużeni, podążyliśmy do naszego stolika.
- A wy jak zwykle spóźnieni – stwierdził Syriusz z westchnieniem. – Już myślałem, że się zgubiliście – dodał, a my z Potterem spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
            Po jednej stronie stołu, w samym rogu siedział Łapa, obok niego Remus i Ann. Po drugiej Dorcas, która przepuściła nas na wolne miejsca, gdyż ona sama zawsze musiała siedzieć z brzegu. Usiadłam naprzeciwko Blacka, który puścił do mnie oko i zerknęłam na Lunatyka, który uśmiechnął się delikatnie. Ann nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.
- Gdzie Alice i Sean? – spytała Dorcas, kiedy rozebraliśmy się i powoli sączyliśmy nasz trunek.
            Nie chciałam dzielić się ze wszystkimi moją kłótnią z Whitbym, dlatego odetchnęłam z ulgą, kiedy drugi już raz dzisiaj wyręczył mnie w odpowiedzi James.
- Postanowili, że nie będą nam przeszkadzać. Chcieli, żebyśmy spędzili ten dzień w starym, dobrym gronie.
- Co za wspaniałomyślność – rzekła Ann z przekąsem.
- Vick, co cię dzisiaj ugryzło? – spytał Syriusz. – Włosy ci się nie układają? Przytyłaś i nie weszłaś w ulubione spodnie?
- Zamknij się, Black – odparła. – Dziwne, że twoje ego mieści się w cokolwiek. Myślałam, że nie przeciągniesz bluzki przez swój napuszony, wielki łeb.
            Dorcas, Rogacz i ja parsknęliśmy śmiechem, opluwając się nawzajem Kremowym Piwem.
- Dziewczyny lecą na facetów bez koszulki – stwierdził niezrażony Syriusz i pociągnął długi łyk ze swojego kufla.
- W twoim przypadku chyba te, co nie mają oczu – rzekła Dorcas.
            Rozmowa toczyła się dalej swoim własnym rytmem, a ja chwilowo nie brałam w niej udziału. Cały czas czułam na sobie wzrok Rogacza i mojej blond przyjaciółki. Wiedziałam, że nie uwierzyła w początkowe tłumaczenia Pottera. Ann wpatrywała się to we mnie, to w Jamesa i trochę już mnie to irytowało. W pewnej chwili nie wytrzymałam.
- Ann, musimy porozmawiać – powiedziałam sztywno.
            Wstałam, a Rogacz i Dorcas przepuścili mnie. James uśmiechnął się pokrzepiająco. Podeszłam do Ann i pociągnęłam ją za rękę, zmuszając do tego, żeby poszła za mną. Trzy Miotły były jak zwykle strasznie zatłoczone, ale znalazłam mały, wolny stolik z dala od reszty, przy którym usiadłyśmy.
- O co chodzi? – spytała.
- Wiem, że jesteś na mnie zła…
- Nie, Lily. Nie jestem na ciebie zła. Po prostu wkurza mnie twoje zachowanie, bawienie się Seanem i Jamesem. Tego pierwszego i tak nie lubię, ale to nie znaczy, że możesz sobie robić, co chcesz.
- Ann…
- Chodzi o to, że grasz nie fair. To jest to, co mnie wkurza, a jak chcę ci coś doradzić, to źle na tym wychodzę.
- Bo wpieprzasz się w sprawy, które ciebie nie dotyczą! – krzyknęłam w końcu, a dwie dziewczyny, które siedziały przy sąsiednim stoliku, spojrzały na mnie zaciekawione. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. – Możesz mnie wysłuchać do cholery? – spytałam, a ona nieznacznie skinęła głową. – Dziękuję – powiedziałam. – Posłuchaj mnie przez chwilę. Dzisiaj rano coś sobie uzmysłowiłam. Nie będę mówić, że nie kocham Jamesa, bo obie dobrze wiemy, że jest inaczej. Nigdy na niczym nie zależało mi tak, jak na nim. Chcę z nim być, dlatego kiedy przyszedł do mnie dzisiaj i zaproponował mi zakopanie toporu wojennego, zgodziłam się, bo sama miałam zamiar to w końcu zrobić. Strasznie skomplikowałam sprawę. Nie wiem, czy rozumiesz, jak ja się teraz czuję, bo sama nie potrafię tego opisać, ale… Jestem w takiej sytuacji, że gorzej już być nie może. Rano, podczas kąpieli, podjęłam decyzję. Nie potrafię dłużej udawać, że chcę być z Seanem. Nie powinnam tydzień temu wyprowadzać go z błędu ani wściekać się na Jamesa o to, że całował się z Alice, bo miał do tego pełne prawo. Postanowiłam, że powiem im prawdę. W drodze do wioski pokłóciłam się z Whitbym i jestem przekonana, że sam domyśla się wszystkiego. Chciałam powiedzieć mu o tym rano, ale najpierw przerwali nam chłopcy z pierwszej klasy, potem ty. Teraz to ja nie chciałam rozmawiać na środku drogi, więc obiecałam, że spotkamy się wieczorem i odpowiem na wszystkie jego pytania. Wtedy też ostatecznie z nim zerwę, chociaż pewnie on pierwszy pośle mnie na drzewo. Kiedy załatwię sprawę z Seanem, porozmawiam z Jamesem i powiem mu, co czuję, bo chcę z nim w końcu być.
- A co z tym całym balem? – spytała, a ja westchnęłam. Już tyle razy nad tym myślałam i nadal nie znalazłam dobrego rozwiązania.
- Nie mam zielonego pojęcia – przyznałam. – Poruszę tę kwestię, rozmawiając z Whitbym i dam mu zdecydować. Jeśli nadal będzie chciał ze mną zatańczyć, to zatańczę, jeśli nie, to znajdzie kogoś innego i mam totalnie w głębokim poważaniu to, co powie McGonagall. Nie będę dłużej katować nie tylko siebie, ale i ich. W drodze do Hogsmeade zatrzymała mnie również Alice i powiedziała, że jeśli jednak będę chciała iść na ten bal z Jamesem, to ona mi to umożliwi, więc może pójdzie z Seanem. Naprawdę nie mam pojęcia, co się stanie, ale nie dbam o to. Są ważniejsze rzeczy.
            Ann milczała dłuższą chwilę przetrawiając moje słowa, które pierwszy raz nie brzmiały jak brednie chorej psychicznie osoby.
- Wybacz, ale nie będę cię przepraszać za moje zachowanie – odezwała się w końcu.
- Wcale na to nie liczę – odparłam zgodnie z prawdą. – To ja chciałam cię przeprosić, więc przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte – uśmiechnęła się. – Wiesz, pierwszy raz od dłuższego czasu podjęłaś właściwą decyzję. Cholernie dobrą decyzję. Nie mogłaś zrobić tego wcześniej?
- Mogłam.
- Więc czemu nie zrobiłaś?
- Bo nie chciałam przyjąć do wiadomości, że kocham Jamesa, bo się bałam, bo chciałam spróbować zmienić bieg wydarzeń… Nie żałuję tego, że się w nim zakochałam. Żałuję tego, że mu o tym nie powiedziałam.
- On o tym wie – zauważyła.
- Jestem tego świadoma, ale to nie to samo. Musi usłyszeć to z moich ust.
- Więc mu to powiedz.
- Wieczorem, jak pożegnam się z Seanem. Obiecuję. – Ann patrzyła na mnie chwilę, zastanawiając się nad czymś.
- Ann, proszę cię, nie bądź już na mnie zła – poprosiłam.
- Nie jestem, Lily – odparła, po czym wstałyśmy i przytuliłyśmy się.
- Tylko nic im nie mów. Dorcas sama powiem.
- Oczywiście – uśmiechnęła się do mnie, a następnie wróciłyśmy do naszego stolika, przy którym wszyscy pili już drugą kolejkę, śmiejąc się głośno. Black pokładał się wręcz na blacie stołu.
- Co was tak śmieszy? – spytała Ann, siadając obok Remusa.
- Wspomnienie miny Filcha, kiedy zobaczył wypraną panią Norris – odparł Rogacz, na co Black i Lupin znowu parsknęli śmiechem.
- Długo wam to zajęło – stwierdził Lunatyk, zwracając się do mnie i swojej dziewczyny.
- Tak – odparła Ann. – Ale doszłyśmy do porozumienia.
- To dobrze – przytulił ją i pocałował w głowę, a do mnie uśmiechnął się z wdzięcznością, na co skinęłam głową.
            Wszyscy popijali w spokoju swoje piwo, aż ciszę przerwała Dorcas.
- Lily, pokaż to cudo, które masz na ręce – powiedziała podekscytowana, wymieniając szybkie spojrzenie z Ann. Już dawno domyśliłam się, że obie moje przyjaciółki dogłębnie obejrzały prezent od Pottera, kiedy był on w rękach Vick, ale zrezygnowałam ze sprzeczki na ten temat.
            Teraz wszyscy wpatrywali się we mnie, więc zdjęłam pierścionek z palca i podałam jej.
- Bardzo ładny – stwierdził Remus.
- Od Jamesa. Zaległy prezent imieninowy – wyjaśniłam, zakładając go z powrotem. Rogacz uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Oj, Evans, czyżbyśmy niedługo mieli mówić do ciebie „pani Potter”? – spytał Łapa z zadowoleniem.
- Zamknij się, Black – wycedziłam przez zaciśnięte zęby i rzuciłam w niego podkładką do kufla, ale on zdążył zrobić unik.
- Umówiliśmy się, że na oświadczyny dostanie jeszcze ładniejszy – Rogacz dorzucił swoje trzy grosze i mrugnął do mnie.
- Potter! – krzyknęłam. – Nie wyobrażaj sobie za dużo, co?
- Kochanie… – zaczął.
- Żadne, kochanie!
- Liluś…
- Nie lilusiuj mi tu, Potter – rzekłam i odsunęłam się od niego.
- I wszystko wraca do normy – stwierdził Łapa z westchnieniem, ale i szerokim, huncwockim uśmiechem na twarzy, na co cała nasza szóstka zaśmiała się.

~ * ~

            Dopiliśmy Kremowe Piwo i w końcu opuściliśmy Trzy Miotły. Udaliśmy się więc do Sklepu Zonka, który Huncwoci obowiązkowo musieli odwiedzić. U Scrivenshafta zaopatrzyliśmy się w pergaminy, pióra i jakieś nowe, zmywalne atramenty, wyprodukowane chyba po to, żeby oszukiwać nauczycieli. Razem z dziewczynami kazałyśmy pomęczyć się chłopakom w sklepie odzieżowym, gdzie Ann kupiła nową sukienkę, a następnie wraz z Remusem, przeciągnęliśmy resztę po księgarni, w której Potter kupił mi jedną z książek. Na sam koniec zrobiliśmy jeszcze sporych rozmiarów zakupy w Miodowym Królestwie.
            To był jeden z najbardziej udanych dni, jakie dane mi było przeżyć w ciągu ostatnich miesięcy. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak za dawnych czasów, ciesząc się starym, zaufanym towarzystwem w gronie najlepszych przyjaciół. Byłam naprawdę szczęśliwa.
            Wkrótce trochę się już ściemniło, więc postanowiliśmy wracać do zamku. Poza tym zbliżała się pora obiadu, a większość z nas była strasznie głodna. Mnie natomiast czekało dodatkowo spotkanie Klubu Ślimaka o osiemnastej trzydzieści. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu Derwisza i Bangesa i już mieliśmy wracać, kiedy zorientowałam się, że gdzieś zapodziałam swoje rękawiczki, których, po intensywnych poszukiwaniach w torebce, nie znalazłam.
- I co? – spytała Dorcas.
- Nic. Musiałam je gdzieś zostawić. Przejdę się szybko po sklepach, a wy idźcie już do zamku. Spotkamy się na obiedzie – powiedziałam do reszty.
- No nie wiem, Lily. Trochę się już ściemniło. Nie chcę, żebyś sama wracała – zaniepokoiła się Ann.
- Nic mi nie będzie – odparłam.
- Racja – poparł mnie James. – Zostanę z nią i spotkamy się w zamku. – Dziewczyny spojrzały na mnie znacząco, a ja skinęłam głową. Mogłam spędzić trochę czasu z Potterem bez żadnych insynuacji ze strony moich znajomych.
- Dobra – rzekła Ann. – Ale widzimy się za chwilę w zamku, jasne?
- Jak słońce – powiedział Rogacz z uśmiechem, a Black puścił do niego oko.
            Dziewczyny i Huncwoci zostawili nas samych, a ja z Potterem skręciliśmy w lewo i udaliśmy się z powrotem do Trzech Mioteł.

~ * ~

            Jak to w okresie przedzimowym dni były coraz krótsze, noce dłuższe, temperatura niższa, a warstwa śniegu coraz wyższa. Biały puch nadal leciał z nieba, ślicznie skrząc się w świetle ulicznych lamp, kiedy szliśmy z Rogaczem w stronę pubu. Wsadziłam ręce do kieszeni, gdyż chłód dawał im się już we znaki i nie odzywaliśmy się do siebie, dopóki nie wkroczyliśmy po raz drugi do zatłoczonego pomieszczenia.
            Podeszłam do baru i spytałam kelnerkę, czy nikt nie znalazł moich rękawiczek, ale ta zaprzeczyła, przepraszając, że nie może pomóc. Poszliśmy więc do stolika, przy którym wcześniej siedzieliśmy i uprzejmie spytaliśmy o to samo siedzących przy nim młodych czarodziejów, jednak oni również nic nie znaleźli.
- Będziesz musiała nosić inne – powiedział James, kiedy opuściliśmy Trzy Miotły.
- Te były jedyne, jakie ze sobą wzięłam – wyjaśniłam.
- To kupisz nowe.
- Nie, bo te bardzo lubiłam. Nie przepuszczały zimna – pożaliłam się, a Rogacz wywrócił oczami.
- Ej, widziałam to – oznajmiłam. – Nikt ci nie kazał ze mną zostawać. Dostałam te rękawiczki od babci, dlatego są dla mnie takie ważne. Jeśli nie chcesz ze mną łazić, to możesz iść, sama wrócę do zamku – dodałam i ruszyłam w stronę Miodowego Królestwa.
- Zaczekaj! – krzyknął za mną i podbiegł do mnie. – Dziewczyny mnie zabiją, jeśli zostawię cię samą.
- W takim razie chodź i nie marudź – nakazałam, a on uśmiechnął się tylko.
            W Miodowym Królestwie i Sklepie Zonka również ich nie było.
- Gdzie jeszcze byliśmy?
- U Scrivenshafta – odparłam.
- Więc chodźmy.
            Sklep Scrivenshafta był bardzo nastrojowy. Jasne ściany przyozdobione były haftowanymi tkaninami i oprawionymi w ramki starymi pismami. Z tyłu sklepu znajdowały się regały z pergaminami i kopertami, bliżej drzwi stały różnych kolorów i kształtów kałamarze, a pośrodku, ładnie poustawiane, wszelkiego rodzaju pióra. W sklepie było parę osób, ale my podeszliśmy do lady stojącej po prawej stronie od drzwi. Stał za nią średniego wzrostu szczupły, starszy czarodziej o siwiejących włosach, jasnych oczach i miłym uśmiechu, ubrany w brązowe spodnie i szary sweter.
- Przepraszam – odezwałam się do niego, a on podszedł bliżej lady. – Dzień dobry…
- Witam, w czym mogę służyć? – spytał uprzejmie.
- Byłam tu z przyjaciółmi jakąś godzinę temu i chciałam spytać, czy któryś z klientów nie znalazł może damskich rękawiczek. Takie brązowe z jasnym wykończeniem. Gdzieś je zostawiłam – uśmiechnęłam się niepewnie.
- Nie przypominam sobie… – odparł starszy człowiek i zamyślił się. – Ale może Steven coś wie. Proszę chwilę poczekać – wyszedł zza lady i podążył na drugą stronę sklepu. – Steven, chłopcze…
            Odwróciłam się w stronę Jamesa i oparłam plecami o blat. Obserwowałam, jak właściciel sklepu rozmawia chwilę z jakimś szatynem w okularach, a potem wraca do nas.
- Steven to taki bystry i miły chłopak – powiedział, kiedy był już w zasięgu naszego słuchu. – Inteligentny, mógłby pracować w Ministerstwie, ale wybrał mój sklep – kontynuował, a Rogacz wywrócił oczami. – Ale o czym to ja…
- Pytałam, czy ktoś nie znalazł jakichś rękawiczek – przypomniałam mu.
- Ach, tak. Przepraszam. Steven mówił, że powinny gdzieś tu być – spojrzałam na niego z nadzieją, a on schylił się i szukał chwilę pod ladą. – Są! – krzyknął i podał mi. – To te? – spytał.
- Tak, te – powiedziałam, oddychając z ulgą, widząc moją zgubę. – Bardzo panu dziękuję – dodałam. – Przepraszam za kłopot.
- Żaden kłopot, młoda damo – odparł wesoło. – Żaden kłopot.
- Jeszcze raz dziękuję, życzymy miłego popołudnia – pożegnaliśmy się i wyszliśmy ze sklepu.
- Zadowolona? – spytał Rogacz, zamykając drzwi.
- Tak. Mówiłam, że je znajdziemy.
- Tylko dlatego, że jesteś uparta – stwierdził.
- Przeszkadza ci to? – zapytałam, patrząc na niego uważnie. Jego włosy jak zwykle były w nieładzie, okulary zjechały mu na czubek nosa, ale oczy błyszczały.
- Absolutnie – zaśmiał się.
- Mam nadzieję – powiedziałam i pokazałam mu język. – Dobra, to możemy wracać do zamku. Zdążymy jeszcze na obiad – dodałam i ruszyłam w odpowiednią stronę, ale Potter złapał mnie za rękę.
            Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcze, wywołany jego nagłym dotykiem.
- O co chodzi? – spytałam, odwracając się do niego i patrząc w jego oczy. Kilka płatków śniegu utkwiło mu we włosach.
- Chcesz iść na ten obiad?
- Nie rozumiem.
- No, czy jesteś bardzo głodna? – spytał, strzepując z moich włosów śnieg i zakładając ich kosmyk za moje ucho. Odwróciłam wzrok, a on natychmiast zabrał rękę.
- W sumie to nie jestem – przyznałam. – Niczym się dzisiaj nie zmęczyłam, a i dwa kufle piwa wystarczająco zapełniły mi żołądek, a co?
- To chodź. Zawracamy. Zabiorę cię w bardzo przyjemne miejsce. Niedawno je otworzyli.
- Ale… – zaczęłam. – Czekają na nas. Umawialiśmy się…
- Przeżyją bez nas.
- Ann i Dor będą się martwić.
- Żadna z nich nie jest twoją matką – zauważył.
- Poza tym o osiemnastej trzydzieści mam spotkanie Klubu Ślimaka.
- Zdążysz. Masz jeszcze jakieś trzy godziny – odpowiedział.
            Spojrzałam mu ponownie w oczy i nie mogłam już dłużej odmawiać. Chciałam zostać z nim jak najdłużej, spędzić miłe chwile, porozmawiać, nie będąc pytaną i osądzaną przez nikogo, ale aspekt przyzwoitości też był ważny.
- Naprawdę będą się o nas martwić – powiedziałam jeszcze raz. – Pomyślą, że coś nam się stało.
- A co nam się może stać?
- No nie wiem, dużo osób teraz ginie, Voldemort ma swoich ludzi wszędzie – oznajmiłam.
- Masz rację, ale mówiłem ci już, że w wiosce są patrole aurorów. Nic nam nie będzie.
- Nie boję się, że coś nam się stanie, tylko, że dziewczyny będą się martwić.
            James wywrócił oczami.
- Nie możesz choć raz spędzić ze mną trochę czasu? – rzekł, a ja nie odpowiedziałam. Oczywiście, że chciałam, chociaż nie było to właściwe. Potter chyba wyczytał odpowiedź z moich oczu, bo powiedział znaczące: „właśnie” i nie słuchając mnie dłużej, pociągnął za rękę.
 
~ * ~

         Poprowadził mnie bocznymi uliczkami i dziesięć minut później przeszliśmy przez małe drzwi z ciemnego drewna, nad którymi wisiał błękity szyld ze złotym napisem Coffee Angel. Nazwa beznadziejna, ale sama kawiarnia była przytulna, z dużymi oknami od strony mało uczęszczanej uliczki, urządzona w kolorach ciemnego beżu przez czekoladowy i niebieski. W pomieszczeniu znajdowało się około piętnastu dwuosobowych stolików poustawianych tak, że każdy z nich zapewniał prywatność klientom. Przy jasnych okrągłych stolikach znajdowały się wygodne fotele w kolorze mlecznej czekolady. Nie było tu żadnego głównego źródła światła, tylko niewielkie lampki nad blatami oraz świece. Ściany pomalowane były na brudny błękit z ciemniejszymi motywami wijących się po nich łodyg kwiatów, wykończonych złotą farbą. Przy jednej z krótszych ścian ustawiony był drewniany bar, za którym stała średniego wzrostu uśmiechnięta staruszka. Włosy miała spięte w wysokiego koka, a w pasie przewiązany różowy fartuszek.
            Zerknęłam na Rogacza, który rozglądał się po wnętrzu w poszukiwaniu wolnego stolika. Te przy oknie były zajęte, więc usiedliśmy pod ścianą z dala od drzwi, co było mi w sumie na rękę, bo z wejścia nie było nas widać.
            Zdjęłam kurtkę, a James powiesił ją na wieszaku i usiadł naprzeciwko mnie.
- I co?
- Ładnie tu – przyznałam.
- Dzień dobry, mogę coś podać? – spytała właścicielka, podchodząc do naszego stolika.
- Dzień dobry, poprosimy dwie duże gorące czekolady z bitą śmietaną – powiedział Rogacz, czarując kelnerkę swoim huncwockim uśmiechem.
- Bardzo proszę, zaraz podam – odparła i odeszła.
            Cały czas wpatrywałam się w niego uważnie, aż napotkał mój wzrok.
- O co chodzi? – zapytał.
- Mieliśmy zachowywać się normalnie – zauważyłam.
- A to nie jest normalne? – spytał z rozbawieniem. – Chyba mogę zaprosić cię na gorącą czekoladę?
- W sumie tak…
- Ale?
- Ale sądzę, że w naszej sytuacji jest to dwuznaczne.
- Co więc tu ze mną robisz? – zapytał i utkwił we mnie swoje spojrzenie.
- Lubię cię bardziej, niż to sobie planowałam – odparłam, nawet nie myśląc, co mówię, na co on uśmiechnął się szeroko, kiedy tylko odwróciłam wzrok.
            Niezręczną ciszę, która na chwilę zapadła, przerwała pani Foster, jak głosiła jej plakietka, przypięta na piersi, przynosząc nam zamówione napoje. Podziękowałam i wzięłam kubek w dłonie, czując, jak jego ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Kiedy właścicielka odeszła, odezwałam się.
- James… Nie odpowiedziałeś na moje pytanie… – zauważyłam. Nie wiem, czy właściwe było, zmuszanie go do jasnej odpowiedzi na nie, ale teraz i tak było już za późno.
- Tak – przerwał mi, nim wyjaśniłam do końca, o co mi chodzi. – Wybaczam ci, Lily – dodał, widząc moją lekko zdezorientowaną minę i uśmiechnął się. Myślałam, że zapomniał o tym aspekcie naszej wcześniejszej rozmowy.
- Dziękuję – wyszeptałam więc tylko, nie bardzo wiedząc teraz, co powinnam na to odpowiedzieć.
            Piliśmy chwilę w ciszy. Cały czas patrzyłam mu w oczy, zatracając się w jego ciepłym, przenikającym mnie do głębi spojrzeniu. Atmosfera robiła się coraz bardziej przytłaczająca, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć po tak długim czasie. Jak zacząć rozmawiać o uczuciach, które do tej pory usilnie spychałam w głąb mej świadomości.
- Czasami zastanawiam się, co myślisz, gdy na mnie patrzysz – odezwał się w pewnej chwili Rogacz.
- Nie wiem, czy chciałbyś wiedzieć.
- Aż tak źle?
- Niekoniecznie – odparłam i zachichotałam.
- Więc?
- Myślę o tym, co razem przeszliśmy – przyznałam.
- Czyli nie wypadam korzystnie – zauważył.
- Przeciwnie. Nie sposób zliczyć wszystkich przeżytych razem chwil. Niektóre nadal wywołują na mojej twarzy grymas, ale są też takie, które wspominam z uśmiechem na ustach i myślę, że tych jest zdecydowanie więcej. Są takie rzeczy, które najchętniej wymazałabym z pamięci, ale są również takie, których nigdy nie zapomnę. Nie chodzi o to, by dzielić je na dobre i złe, ale by w każdych znaleźć coś pozytywnego, co sprawia, że warte są zapamiętania, ale nie w sposób, który zmuszałby nas do życia tą przeszłością – wyjaśniłam.
            Potter zastanawiał się chwilę nad tym, co powiedziałam.
- Jakie kryterium bierzesz pod uwagę w moim przypadku?
- Twoją osobę – odparłam, uśmiechając się.
- Moją osobę? Myślałem, że to właśnie ona dyskwalifikuje wszystkie wspomnienia w wyścigu o tytuł tych wartych zapamiętania. – Zaśmiałam się.
- Już nie – wyjaśniłam i upiłam trochę czekolady.
- Naprawdę masz jakieś dobre wspomnienia ze mną? – spytał po chwili, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Całe mnóstwo.
- W takim razie bardzo się cieszę. Miło obserwować twój uśmiech ze świadomością, że po części to moja zasługa – stwierdził.
            Znowu zapadła cisza. Delikatnie mieszałam czekoladę łyżką, wpatrując się w jej powierzchnię, na której powstawały białe spirale z resztek bitej śmietany.
- Rozmawiałam dzisiaj z Alice – powiedziałam.
- I co?
- Przeprosiła mnie i wyjaśniła parę rzeczy. – Potter się nie odezwał. – Nie musiałeś tego robić.
- Czego?
- Zapraszać ją na bal, żeby zrobić mi na złość. To nie było wobec niej fair, nawet, jeśli sama się na to zgodziła.
- Nie chciałem jej wykorzystać, dlatego wyjaśniłem sytuację i się zgodziła. Teraz, z perspektywy czasu, wcale tego nie żałuję. Zyskałem przyjaciółkę. Alice jest naprawdę w porządku.
- W porządku? Jakoś wcześniej tak nie uważałeś.
- O co ci chodzi, Lily?
- O nic. Nic już do niej nie mam.
- Nie mów mi, że jesteś zazdrosna.
- Nie przesadzaj – powiedziałam.
- Więc o co chodzi, Liluś? – spytał.
- O nic – powtórzyłam. – Po prostu dziwne jest to, że z dnia na dzień wszyscy zmieniają co do niej zdanie. Co jest w niej takiego wyjątkowego?
- Moim skromnym zdaniem, nic – odparł. – Zastanów się, czy kiedy ona biegała za mną, zwróciłem na nią uwagę?
- Nie – przyznałam. – Dlaczego? Jest ładna. – Rogacz zaśmiał się.
- I to jest ta różnica. Alice jest ładna, ale nie piękna. To ty jesteś wyjątkowa – uśmiechnął się. Położył rękę na moim policzku i zmusił do tego, bym spojrzała mu w oczy. – Lily, wiem, że już milion razy wyznawałem ci miłość, a ty za każdym razem mnie wyśmiewałaś. Zaprzestałem więc tego, ale uczucie, którym cię obdarzyłem zamiast osłabnąć, stało się mocniejsze. Wybacz, ale nic na to nie poradzę. – Wziął głęboki oddech. – Kocham się, Lily. Kochałem, kocham i będę kochał czy tego chcesz, czy nie, rozumiesz?
- James, ja… – zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie musisz nic mówić – rzekł. – Do niczego cię nie zmuszam. Chciałem po prostu, żebyś wiedziała, co do ciebie czuję – powiedział i zabrał rękę z mojego policzka.
            Byłam gotowa odwzajemnić wyznanie, ale w sumie dobrze, że nie dał mi dojść do słowa. Gdybym powiedziała to teraz, mógłby pomyśleć, że robię to tylko dlatego, żeby się odwdzięczyć, że nie jest to szczere. Chciałam porozmawiać z nim wieczorem i chyba to było najlepsze rozwiązanie, ale nie powiem, zrobiło mi się miło, kiedy znowu, po tak długiej przerwie, usłyszałam od niego te dwa magiczne słowa.
- Dziękuję, James – rzekłam po chwili, posyłając mu delikatny uśmiech.

~ * ~

            Dopiliśmy czekoladę, nie rozmawiając więcej o niczym. Było już po szesnastej, więc myślałam, że będziemy wracać do zamku, ale kiedy właścicielka przyszła zabrać kubki, Potter, po chwili zastanowienia, zamówił mi jeszcze kawałek karmelowego ciasta.
- Nie mam ochoty – oznajmiłam, kiedy dostaliśmy zamówienie.
- To nie jedz – odparł, – ale musisz na mnie chwilę poczekać, więc wypadałoby się nim zająć – dodał z uśmiechem.
- Wybierasz się gdzieś? – spytałam, kiedy włożył kurtkę.
- Eee, jakiś czas temu coś zamówiłem. Miałem to odebrać w przyszłym tygodniu, wymykając się któregoś dnia ze szkoły, ale jeśli już tu jesteśmy, to warto sprawdzić, czy zamówienie jest gotowe – ściemnił na poczekaniu. – Wybacz. Poczekasz dosłownie dziesięć minut?
- A mam inne wyjście?
- Nie bardzo.
- Więc idź – odparłam niepewnie.
- Zaraz jestem z powrotem – rzucił jeszcze i wybiegł z kawiarni.
            Rozejrzałam się po wnętrzu, w którym było sporo osób. Właścicielka obsługiwała nowo przybyłą parę, a zakochani, siedzący dwa stoliki dalej właśnie złączyli swoje usta. Westchnęłam i zaczęłam bawić się pierścionkiem od Rogacza. Na pierwszy rzut oka wyglądał zwyczajnie, ale przyjrzawszy mu się uważnie, stwierdziłam, że musiał być strasznie drogi. Normalnie bym go zwróciła, ale był piękny i poza tym od Jamesa. Potter wrobił mnie w tę kawiarnię podstępem, ale odczuwałam zadowolenie z faktu, że byłam tu z nim i nikt nam nie przeszkadzał.
            Minuty mijały, dalej siedziałam sama i zastanawiałam się nad tym, co powiem dziewczynom, kiedy w końcu łaskawie pokażemy się w wieży Gryffonów. Na te kilka godzin całkiem zapomniałam też o czekającej mnie rozmowie z Seanem. Za dużo się tłumaczę.
            Spojrzałam na zegarek. Minęło osiem minut od czasu wyjścia Rogacza. Ciekawe, co tym razem wymyślił, zastanowiłam się w chwili, kiedy wszedł do kawiarni i wrócił do naszego stolika.
- Jesteś strasznie punktualny – powiedziałam z ironią.
- Tylko wtedy, kiedy mam powód – rzekł i usiadł na swoim miejscu.
- Gdzie byłeś? – spytałam.
- Niedaleko.
- A konkretniej?
- Odebrać to – rzekł, wyciągając z kieszeni kurtki granatowe, kwadratowe pudełko, które położył na stole i przesunął w moja stronę.
- Co to jest? – spytałam podejrzliwie.
- Prezent.
- Z jakiej okazji?
- W tym momencie z żadnej – odparł.
            Westchnęłam. Wzięłam pudełko ze stołu i niepewna, co dalej robić, wpatrywałam się w niego uważnie. Rogacz nie wytrzymał. Uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, zabrał mi pudełko i sam je otworzył. Kiedy to zrobił, wciągnęłam głęboko powietrze. W środku, na jasnej poduszeczce, leżał przepiękny naszyjnik. Na delikatnym, dosyć długim, łańcuszku znajdowała się srebrna zawieszka w kształcie jelenia z brązowymi, błyszczącymi kamykami osadzonymi w miejscu oczu. Znałam jego tajemnicę, jego i wszystkich pozostałych Huncwotów, ale nigdy nikomu nie przekazałam jej dalej. Jeśli James sprezentował mi coś takiego, to oznacza, że musiało to wiele dla niego znaczyć.
- Bez żadnej okazji poleciłeś zrobić go na zamówienie? – spytałam.
- No… Może nie do końca. Fakt, zamówiłem go właśnie takiego, bo chciałem, żebyś zawsze o mnie pamiętała, z tą różnicą, że tak naprawdę chciałem ci go sprezentować dopiero na Boże Narodzenie – wyjaśnił. – Nie podoba ci się?
- Jest… Śliczny – powiedziałam, nie potrafiąc ukryć zachwytu.
- Cieszę się, że ci się podoba. Jest twój – dodał i znowu przesunął pudełko w moją stronę.
- James, to jest naprawdę piękne, ale na pewno zbyt drogie. Nie mogę tego przyjąć.
- Nie masz wyjścia – stwierdził. – Zamówiony, zrobiony, zapłacony. Jedyny w swoim rodzaju. Tak, jak ty – dodał z czarującym uśmiechem, po czym wstał, wyjął naszyjnik z pudełka i zapiął go na mojej szyi. Czułam jego chłodne jeszcze palce, kiedy to robił.
- Dziękuję – rzekłam, spoglądając mu głęboko w oczy i dotykając gładkiej powierzchni zawieszki.
- Twój uśmiech jest najpiękniejszym podziękowaniem – powiedział, a ja naprawdę szczerze uśmiechnęłam się do niego, pochyliłam i pocałowałam dodatkowo w policzek.
            Rogacz w odpowiedzi potargał swoje włosy i spojrzał na mnie dziwnie.
- Coś nie tak? – spytałam zdezorientowana.
- Powiedz mi tylko jedną rzecz.
- Co takiego?
- Czemu nie zjadłaś ciasta?
            Roześmiałam się. Zawsze zadziwiało mnie to, że James potrafił szybko i bez żalu przejść z jednego tematu do drugiego.
- Jest zbyt słodkie – odpowiedziałam niepewnie.
- Nawet go nie spróbowałaś – rzekł udawanie obrażonym tonem. Wziął na widelec kawałek ciasta i zjadł z apetytem. Kolejna porcja wylądowała w moich ustach i muszę przyznać, że było pyszne.
            Rozmawiając, śmiejąc się i sprzeczając, siedzieliśmy w kawiarni jakąś kolejną godzinę, opróżniając talerz. Nie żałowałam ani jednej sekundy spędzonej w jego towarzystwie. Zapomniałam na ten czas o wszystkim i dobrze się z tym czułam.
            W końcu Rogacz zapłacił za czekolady i ciasto, a potem pomógł mi włożyć kurtkę.
- Co teraz powiemy reszcie? – spytałam, kiedy wyszliśmy z kawiarni na ciemną uliczkę.
- Lily, czy ty zawsze musisz się ze wszystkiego tłumaczyć? To twoje życie i możesz robić, co chcesz i z kim chcesz.
- Masz rację – powiedziałam. – Przepraszam. Dziękuję za dzisiejszy dzień.

niedziela, 17 stycznia 2016

44. Ale nie dostanę w twarz? cz. II O krok dalej

Ann Vick
            Szłam przez zaśnieżony dziedziniec, by poinformować Lily i Seana o wspólnym wyjściu do wioski. Miałam iść razem z Dorcas, ale musiałam coś przemyśleć, a moja przyjaciółka chciała się przebrać, więc ustaliłyśmy, że sama poszukam „zakochanej” pary.
            Już od dłuższego czasu martwiłam się o swoich przyjaciół. Ja byłam szczęśliwa z Remusem, Dorcas zapatrzona w Erica, Syriusz w sumie nie wiem, czy umawiał się z Sue Summers, bo nadal wodził tęsknym wzrokiem za Meadowes, a Lily i James, wykorzystywali innych, by robić sobie na złość. Oboje bardzo się zmienili. Potter wydoroślał, chociaż gdybym go tak długo nie znała, całkiem inaczej określiłabym jego zachowanie, a Evans natomiast zdziecinniała. Nigdy nie pomyślałabym, że pani prefekt ulegnie Huncwotowi i to temu, który nie dawał jej spokoju, któremu, poprzez spoliczkowanie go trzy lata temu, zaszczepiła nieśmiertelną miłość do niej. Myliłam się.
            Znalazłam ich na ławce na Błoniach. Evans czytała na głos wiadomość od Slughorna i tłumaczyła Puchonowi, że tym razem musi iść na to spotkanie.
- Nigdzie cię nie puszczę – mówił Whitby. – Myślałem, że spędzimy to popołudnie razem.
- Nie marudź – odparła. – Muszę iść. Już na ostatnim nie byłam, bo mieliśmy wtedy tańce. – Sean miał skrzywioną minę, ale w końcu dał za wygraną.
- I tak zrobisz, jak będziesz chciała, więc chyba nie mam tu nic do gadania.
- Możesz iść ze mną, jak chcesz – zaproponowała.
- Wiesz, że nie lubię tych jego spotkań.
- Ale…
- Będzie tam James?
- Sean – powiedziała z politowaniem. – Ile razy mam ci tłumaczyć to samo? Rozumiem, że go nie lubisz, ale to nie jest powód do tego, żebym zaniechała kontaktów z nim, bo jest to niemożliwe, chociażby z tego względu, że nasi rodzice się przyjaźnią. Poza tym, dobrze wiesz, że zależy mi na Potterze, znamy się od ponad sześciu lat, wiele dla mnie znaczy…
- I dlatego tygodniami ze sobą nie rozmawiacie? – spytał, a ona zrobiła bardzo niewyraźną minę. – Przepraszam – rzucił szybko.
- Nie rozmawiam z nim, bo właściwie najpierw…
            Nie wiedziałam, czy chcę słuchać tego, co mogło być dalej powiedziane, więc podeszłam do nich, stanęłam za plecami Seana i głośno chrząknęłam, przerywając mojej przyjaciółce, która, zauważywszy mnie, posłała mi piorunujące spojrzenie.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale wybieramy się całą paczką do Hogsmeade i liczymy także na wasze towarzystwo. – Spojrzałam znacząco na Lilkę. Ta natomiast zerknęła na Seana i chyba dostrzegła coś w jego oczach, bo powiedziała:
- Jasne, że z wami idziemy. O której?
- Syriusz zarządził zbiórkę o dziesiątej trzydzieści w hallu – odparłam, na co Whitby spojrzał na zegarek.
- Nie mamy zbyt dużo czasu – stwierdził.
- Cholera, muszę się przebrać, bo jestem cała mokra – odparła Lily, a ja dopiero teraz zauważyłam, że oboje są cali mokrzy od roztapiającego się śniegu.
- Dobry pomysł – poradziłam więc. – To my idziemy do siebie – dodałam i pociągnęłam przyjaciółkę za sobą.
            Szłyśmy kawałek w ciszy. Co chwilę zerkałam na nią, nie potrafiąc wyczytać z jej twarzy nic, aż w końcu nie wytrzymałam.
- Lily, naprawdę już nie wiem, co się ostatnio wokół mnie dzieje, ale nie mogę już tego wytrzymać psychicznie. Oboje z Jamesem zachowujecie się jak nienormalni, a ja codziennie modlę się, by wstać rano i zastać wszystko tak, jak było dawniej, ale jest coraz gorzej, bo serwujecie mi, szczególnie ty, nową porcję zachowań, które uważam za niemożliwe.
            Lilka była zaskoczona moim wybuchem i nie wiedziała, co powiedzieć. Patrzyła na mnie zdezorientowana.
- Czy ty się czasami zastanawiasz, co robisz? Nigdy nie przepadałam za Whitbym, to fakt, ale nie rozumiem, jak możesz go tak traktować. – Znowu przerwałam, zamknęłam oczy i chwilę oddychałam głęboko. – Nie mogłabyś w końcu powiedzieć im prawdy? Dziewczyno! Ty przecież chcesz być z Jamesem i nie powinnaś być z Seanem. Chodzisz z nim nadal tylko dlatego, bo Rogacz całował się z Alice, o co nie powinnaś mieć pretensji. Chciałaś się na nim odegrać, rozumiem. Szkoda tylko, że nie potrafisz zrozumieć, że bardzo go tym ranisz. Żałuję, że James nie miał tyle szczęścia. Nie będę i nawet nie chcę się już wtrącać, ale powiem szczerze, że kiepsko widzę twoją przyszłość po ostatnich zagraniach. Jako prefekt powinnaś dawać dobry przykład, a ty co? Nie liczysz się z innymi.
- Ann … – Lily chciała się bronić, a jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Nie dałam jej jednak dojść do słowa, będąc przekonana, że znowu zaserwuje mi to samo tłumaczenie.
- Wiesz, co mnie najbardziej boli? To, że Rogacz nigdy nie usłyszał i może nie usłyszy tego, co już nie raz niezasłużenie dostawał Sean. – Przystanęłam i spojrzałam na nią z wyrzutem i żalem, po czym dodałam: – Życzę ci powodzenia.
 

Lily Evans
       Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Zawsze była silna, a teraz zrezygnowana i zmęczona ciągłym kontrolowaniem mnie i próbami zapobieżenia upadkowi. Patrząc na nią, dostrzegłam kolejną prawdę, która wcześniej nie miała znaczenia, chociaż Syriusz coś mi tam kiedyś wspominał. Tylko, że właśnie drugi już raz dzisiaj chciałam porozmawiać z Seanem i drugi raz mi przerwano.
- Ann? – spytałam ostrożnie, bo widziałam, że jest na mnie wściekła. – Ja wiem, że Potter zaprosił Alice na bal tylko i wyłącznie po to, żeby mnie wkurzyć. – Ann nie zareagowała. – Wierzyłam, że posunie się do czegoś takiego, ale nie sądziłam, że się z nią zaprzyjaźni… Nie wiem, jak to zniosę, jeśli powiem mu prawdę, a oni nadal będą utrzymywać ze sobą kontakt…
- Nie obchodzi mnie to, Lily. Przestałabyś w końcu patrzeć tylko i wyłącznie na siebie, bo nie tylko ty się liczysz. – Chciałam powiedzieć jej o zamiarze rozmowy z Whitbym, ale jej odpowiedź wryła mnie dosłownie w ziemię. Ann pokręciła głową i zostawiła mnie, ruszywszy dalej do zamku.
            Było mi teraz głupio, że oboje z Rogaczem posuwaliśmy się do różnych, żenujących rozwiązań, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę, żeby zranić siebie nawzajem, bo sami czuliśmy się urażeni.

~ * ~

- Ann, posłuchaj… – zaczęłam.
- Nie musisz się przede mną tłumaczyć – odparła, nawet nie odwracając się w moją stronę. – Rób, co chcesz. Nie interesuje mnie to.
- Ann! – krzyknęłam, a kiedy stanęła, dodałam już normalnym głosem. – Wysłuchaj mnie. – Prychnęła i znowu miała obojętną minę. – Proszę. – Nadal się nie odzywała. – Słuchaj, – zaczęłam w końcu, kiedy stwierdziłam, że nie doczekam się żadnej reakcji z jej strony. – Za zachowanie Jamesa nie odpowiadam. – Ann zaśmiała się i wywróciła oczami. Westchnęłam. Miała jak zwykle rację. To ja byłam powodem zmiany Rogacza i jego późniejszych zagrań, więc można by powiedzieć, że jest to moja wina. – Dobra, zachowuje się tak przeze mnie, ale to on podejmuje decyzje sam za siebie. Ja robię swoje i masz rację, zachowywałam się jak kompletna idiotka, wykorzystując nie tylko Seana i Pottera, ale również ciebie, więc masz prawo mieć do mnie żal. Jednak, gdyby nie ty, James już dawno by ze mnie zrezygnował, a ja nigdy nie uświadomiłabym sobie, dlaczego z nikim innym mi nie wychodziło. – Spojrzałam na nią niepewnie, ale ona nadal stała niewzruszona. – Nie chcę cię stracić, Ann.
            Nie zareagowała i przyznam szczerze, że zabolała mnie jej obojętność. Jednak nie mogłam jej za to winić. Zrobiła, co mogła. To ja byłam głupia, ale wcześniej wszystko wydawało mi się dobrym pomysłem. Nie wiem, co się stało z panią prefekt. Silną, stanowczą, konkretną, dbającą o wszystkich, liczącą się z innymi, mającą swoje zasady… Chciałam, żeby Potter się dla mnie zmienił. Nie przewidziałam jednak, że ja też będę musiała to zrobić. Miłość wymaga poświęceń, ale teraz wiedziałam, że nie powinna istnieć kosztem tych zmian.
- Chcę to wszystko naprawić, Ann. Zerwać z Seanem i… – rzekłam po chwili. – I tak miałam zrobić to już tydzień temu. – Dopiero teraz moja przyjaciółka wykazała zainteresowanie, ale kolejny już raz dzisiaj, zaskoczyła mnie. Liczyłam na to, że poprze to, co powiedziałam, ale ona odparła z drwiną w głosie:
- Nie musisz się aż tak poświęcać. Sean tego nie zrozumie. Poza tym, jak sama stwierdziłaś, masz zobowiązania, z których musisz się wywiązać. Trzeba było zrobić to tydzień temu, tak, jak chciałaś, ale oczywiście musiałaś pójść po całości. Lily, obie dobrze wiemy, że Alice nie kocha Jamesa. Jest zakochana w kimś, kto dla ciebie niewiele znaczy, a tak w ogóle to jest naprawdę miła. Może więc zacznij od niej. Mówię to z trudem, ale zmieniłaś się. Wasza miłość jest idealnym odzwierciedleniem historii z romansów, które wiadomo, jak się kończą. Wszyscy od zawsze wam kibicowali i ja sama nadal to robię, bo uważam, że będziecie naprawdę szczęśliwi. Nie przypuszczałam jednak, że dokonasz aż takiej kreacji kosztów.
            W tym momencie nie miałam pojęcia, co więcej mogę powiedzieć, co w ogóle odpowiedzieć na jej zarzuty. Ann poszła dalej sama, więc ja też ruszyłam samotnie, rozmyślając nad tym, co mi przed chwilą powiedziała. Kolejna osoba, próbująca przekonać mnie, że Alice Lufkin nie czyha już na Pottera, że jest naprawdę sympatyczna. O co w tym wszystkim chodziło? Czułam, że jest w tym jakiś głębszy sens, którego na razie nie potrafiłam dostrzec.

~ * ~

            Kiedy weszłam do zamku, zobaczyłam Seana i jego kolegów, którzy ze śmiechem popychali się, idąc korytarzem. Whitby był już przebrany, więc ja również chciałam szybko przemknąć obok nich i w końcu dotrzeć do wieży, bo teraz było mi już całkiem zimno. Jednak jak zwykle nie wychodziło mi nic, co sobie zaplanowałam.
            Stawiając stopę na pierwszym stopniu schodów, dobiegł mnie głos Seana. Zignorowałam go i przyspieszyłam. Nie miałam ochoty znowu z nim rozmawiać. Teraz, kiedy wiedziałam, że nie zniosę dłuższego udawania, czułam się dziwnie w jego towarzystwie, a może chodziło tu po prostu o to, że wreszcie nie udawałam, tylko szukałam odpowiedniej okazji, by wyznać prawdę.
            Będąc już na pierwszym piętrze, znowu usłyszałam jego wołanie i znowu je zignorowałam. Jednak chwilę później poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Chcąc nie chcąc, musiałam stanąć i zanim on się odezwał, powiedziałam:
- Sean, nie teraz. Nie mam czasu. Muszę się przebrać, bo mi zimno.
- Lily, coś się stało? – spytał jednak zatroskany, nie zwracając uwagi na moje słowa. Spojrzałam na parter i zobaczyłam, że jego koledzy obserwują całe zajście. Nie chciałam robić sceny, bo dobrze wiedziałam, czym się one zazwyczaj kończyły, więc powtórzyłam tylko:
- Nie teraz, – a potem odwróciłam się i wbiegłam po schodach na górę.
            Rzuciłam hasło Grubej Damie i weszłam do Pokoju. Wszyscy moi znajomi siedzieli razem rozbawieni rozmową, jednak napotkałam przez chwilę spojrzenie Rogacza. Szybko odwróciłam wzrok i poszłam do dormitorium, żeby się przebrać. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Dreszcz przeszedł całe moje ciało, więc szybko zdjęłam mokre ubrania, rzucając je na razie na łóżko i założyłam gruby szlafrok. Usiadłam przed toaletką, rozpuściłam włosy, przeczesałam je i lekko podkręciłam. Poprawiłam makijaż przyczerniając jeszcze bardziej rzęsy i nakładając na policzki trochę różu, a potem pomalowałam usta brzoskwiniowym błyszczykiem. Tak gotowa klęknęłam przy kufrze i zaczęłam wyrzucać z niego wszystkie rzeczy, szukając moich ulubionych ciemnych jeansów oraz cienkiego swetra w kolorze jasnego turkusu.
            Trwałam jeszcze w poszukiwaniu górnej części mojej garderoby, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
- Przepraszam za bałagan. Zaraz posprzątam – powiedziałam, myśląc, że to jedna z moich współlokatorek.
- Chyba będzie to nieuniknione – usłyszałam odpowiedź, a potem znajomy głos zaśmiał się cicho. Co on tu do cholery robi?, pomyślałam i akurat w tym momencie znalazłam poszukiwaną rzecz. Wstałam z klęczek i rzuciłam ubrania na łóżko, obok tych mokrych.
- Czego chcesz? – spytałam. James zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując się dłużej na wysokości moich piersi, gdzie, jak na złość, rozsunął się szlafrok, ukazując w pełni górną część mojej bielizny. Zaklęłam w duchu i szybko się zasłoniłam. Mimo to nadal znajdowałam się z nim sam na sam, okryta tylko szlafrokiem. Rogacz, patrząc na moje próby zachowania odrobiny przyzwoitości, uśmiechnął się tylko z rozbawieniem i jakby nigdy nic, zaczął zbierać z podłogi moje rozrzucone rzeczy.
            Stałam chwilę zdezorientowana tą żenującą sytuacją i bacznie go obserwowałam. Kiedy skończył i zatrzasnął wieko kufra, spytałam ponownie, czego chce.
- Tak się odwdzięczasz za posprzątanie tego bałaganu? Po co ci tyle ubrań? – spytał przysuwając się do mnie. Poczułam na swoim policzku jego ciepły oddech i woń znanych mi dobrze perfum. Delikatnie założył mi kosmyk włosów za ucho, a w tym czasie serce biło mi jak szalone.
- Yhm – odsunęłam się od niego, przerywając tę niezręczną sytuację. Schyliłam się, przytrzymując poły szlafroka i wzięłam z łóżka ubrania, a potem powiedziałam: – Po pierwsze, nie prosiłam cię o sprzątanie. Po drugie, nie powinno cię tu być. Po trzecie, pytam po raz kolejny, czego ode mnie chcesz?
- Po pierwsze, nie ma sprawy. Po drugie skąd wiesz, że to akurat ciebie szukałem? Chociaż masz rację, przyszedłem do ciebie. Po trzecie, chciałem zakopać topór wojenny. – Przewróciłam oczami i roześmiałam się. Potter chce się pogodzić? Tak bardzo sama tego pragnęłam, że aż wydawało mi się to nierealne. – Mówię poważnie – rzekł James. Nie odpowiedziałam, patrząc na niego uważnie. Tak naprawdę, dla zachowania swojej wewnętrznej równowagi, już mu wybaczyłam ten pocałunek z Alice. Wystarczyło, że tydzień temu, kiedy zanosił mnie do łóżka, zrobił to samo ze mną. Tak niewiele, bym straciła dla niego głowę.
            Znowu zrobiło się niezręcznie. Potter patrzył na mnie w napięciu. Odwróciłam wzrok od jego twarzy, orzechowych oczu, zgrabnego nosa, ładnie zarysowanej szczęki i wyraźnych kości policzkowych. Miał także niewielki zarost, który czynił go jeszcze bardziej przystojnym. Wzięłam z podłogi moje wysokie kozaki zimowe i z tak skompletowaną garderobą udałam się do łazienki, trzasnąwszy drzwiami.
- Dobra – usłyszałam jego głos. – Jak chcesz, możemy rozmawiać i tak.
            Słuchając jego paplaniny, która dotyczyła wyjaśnień pocałunku z Alice, piosenki na konkursie karaoke oraz tego, co zdarzyło się dzień wcześniej, wyznań uczuć oraz niezliczonych komplementów pod moim adresem, zdjęłam szlafrok i wciągnęłam na siebie ubrania. Od razu poczułam się lepiej. Spryskałam się delikatnie moimi ulubionymi perfumami, spojrzałam jeszcze raz w lustro i wygładzając niewidoczną zmarszczkę na swetrze, w końcu wyszłam z łazienki. W takim stroju mogłam bez skrępowania pokazać się Rogaczowi. Ten zaniemówił na chwilę, widząc mnie w nowej odsłonie, a jego oczy błysnęły. Widać w nich było pożądanie i przepełniającą go miłość do mnie.
- Poprzednia wersja bardziej mi się podobała – stwierdził z uśmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wrzucać do torebki potrzebne drobiazgi. Portfel, grzebień, lusterko, błyszczyk do ust, rękawiczki. Potter patrzył na to rozbawiony, co trochę mnie irytowało. Spojrzałam na niego i spytałam:
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? Nie powinno cię tu być i dobrze o tym wiesz.
- Mówiłem ci już, po co przyszedłem i tłumaczyłem to przez ostatnie dziesięć minut, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz. – Nie odpowiedziałam, więc zastanawiał się chwilę, co dalej powiedzieć. W końcu rzekł: – Liluś… – wyjątkowo zignorowałam to zdrobnienie, więc kontynuował. – Ostatnio wiele się wydarzyło i myślę, że się nie obrazisz, jeśli powiem, że wina leży równo po każdej ze stron. Czasami miałem już naprawdę dość tego, jak mnie traktowałaś, czułem się okropnie, kiedy mijałaś mnie bez słowa, z beznamiętnym wyrazem twarzy, a zaraz potem, kiedy myślałaś, że nie widzę, wszystkie emocje wypływały na powierzchnię. Dosłownie serce mi pękało, widząc, jak bardzo wszystko się między nami zmieniło. I nie chodzi tu nawet o Seana, którego nie kochasz, a który miał być tylko zabezpieczeniem przede mną. Naprawdę w ogóle tutaj o niego nie chodzi. Po tylu latach negatywnych uczuć i pesymistycznego nastawienia, potrafiliśmy się dogadać, polubić, zakochać… – Nie przerywałam mu, co musiał odczytać, jako dobry znak. – Może o tym nie wiesz, ale potrafię słuchać i obserwować, więc wiem, kiedy nagle zaczęłaś się wycofywać. Długo zastanawiałem się dlaczego. Szybko stwierdziłem, że w końcu dopiąłem celu, ale jeszcze szybciej zauważyłem, że kiedy w końcu ty sama się połapałaś, jeśli mogę tak to ująć, dosłownie się pogubiłaś i nie wiedziałaś, co zrobić, a ja, zamiast dać ci czas i odpuścić, jeszcze bardziej naciskałem, próbując przyspieszyć bieg rzeczy. Popełniłem błąd, zaczęłaś się bronić, a kiedy wydawało mi się, że jesteś gotowa powiedzieć mi prawdę, nie wiedziałaś, czy możesz, czy po tym, jak mnie potraktowałaś, masz w ogóle do tego prawo. Wiem, że wiele razy cię skrzywdziłem i chcę za to wszystko przeprosić. Dłużej nie zniosę tego, że ciągle jesteś na mnie zła, że się nie uśmiechasz, nie śmiejesz, milczysz i zamykasz się w sobie, że rezygnujesz z rzeczy, za które między innymi cię kocham. Nie mogę cię do niczego zmusić i nawet nie będę próbował, ale bardzo zależy mi na tym, żebyś znowu potrafiła ze mną rozmawiać, żebyśmy chociaż spróbowali zostać przyjaciółmi. Raz się nie udało, ale właściwie dlaczego ustaliliśmy wtedy jakieś zasady? Czy sam fakt, że nasze relacje były takie, a nie inne, nie stwarzał niepisanej umowy, że to, co nas łączy można nazwać tym mianem? Niektórych rzeczy nie da się zamknąć w sztywne ramy. Po co zamykać w nie coś, co i tak istnieje i ma się dobrze? Lily, wiem, że tobie też na tym zależy – dodał i spojrzał na mnie uważnie. Faktycznie, kiedyś mi na tym zależało, ale teraz było teraz i liczyłam na coś więcej.
            Czekał znowu, aż coś odpowiem, ale ja milczałam, więc kontynuował.
- Wiem, że nie jestem ci obojętny, że zawiodłem twoje zaufanie. Wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale nie potrafisz, że również żałujesz wielu rzeczy, że się po prostu pogubiłaś. Chcę, żebyśmy od tej chwili spróbowali zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Chcę, żebyś znowu zaczęła mi ufać…
- James, ja ci ufam. Naprawdę. Nawet w najgorszym okresie nie miałam wątpliwości, że mogę powierzyć ci swoje życie.
- Nie o życie tu tylko chodzi – zauważył.
- Wiem, ale nie jestem pewna czy potrafię tak nagle puścić wszystko w niepamięć. Nigdy nie próbowałam, nigdy żadna sytuacja tego ode mnie nie wymagała, więc jeśli chcemy się przekonać to… – nie wiedziałam, co więcej powiedzieć. Nie zaprzeczałam tym razem żadnym jego słowom, co zapewne zauważył. Czy to był jakiś pierwszy, malutki krok? Chciałam mu pokazać, że pierwszy raz się do wszystkiego przyznaję, nie mówiąc mu niczego wprost? Może kiedyś załatwilibyśmy w ten sposób wszystko, ale ja nie potrafiłam zapomnieć. Wymazać z pamięci tego, co razem przeszliśmy, naszych pocałunków, uczucia, które dojrzewało we mnie latami. Westchnęłam i zebrałam w sobie odwagę na następne słowa, które miałam zaraz wypowiedzieć. – To ja powinnam cię przeprosić, James, a nawet błagać o wybaczenie. Zachowałam się okropnie, ośmieszyłam cię i zraniłam tyle razy, że powinieneś mnie teraz nienawidzić, a ty nadal… – Nie potrafiłam dokończyć. – Nigdy w życiu nie powinieneś doświadczyć tego wszystkiego od osoby, którą tak bardzo kochasz – wyszeptałam. – Wydarzyło się tyle rzeczy, że trudno będzie mi o nich zapomnieć, ale spróbuję. Od dawna marzę o tym, byśmy nie kłócili się tak jak kiedyś, żebyśmy znowu potrafili ze sobą rozmawiać, spędzać całe dnie tylko we dwoje i łamać wszystkie stereotypy, które powstały przez pierwsze lata naszej znajomości, bo Lily Evans nie nienawidzi już Jamesa Pottera – uśmiechnęłam się do niego. – Zmieniliśmy się, James. Wszyscy – teraz czułam, że zaraz się rozpłaczę. Próbowałam powstrzymać łzy, nie chciałam jego litości, tylko prawdy. – Wiesz, straszne jest jeszcze to, że oprócz ciebie nieświadomie zraniłam również Ann. Od samego początku chciała pomóc, ale przecież ja zawsze wiedziałam lepiej, co robię, nie?
- Taka już twoja natura – odparł. – Zawsze musisz udowodnić swoje racje.
- Wiem, ale nie chcę, żeby była na mnie zła. Nie chcę, by ktokolwiek był na mnie zły. Myślisz, że mi wybaczy?
            Wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam na wirujące płatki śniegu, które nadal spadały z nieba. Poczułam, że pojedyncze łzy w końcu spływają mi po policzkach i zastanawiałam się, po co ja mu to wszystko mówię. Bo go kochałam? Bo wiedziałam, że nie ważne, o co chodzi, zawsze mnie zrozumie? Bo przytuli, wytrze łzy i powie, że wszystko będzie dobrze?
            Słyszałam, jak James podszedł do mnie i stanął za moimi plecami.
- Ann na pewno ci wybaczy – powiedział po chwili. – W końcu to twoja przyjaciółka i wiem, że jej również zależy, że mimo wszystko rozumie. Nie płacz, tylko porozmawiaj z nią przy pierwszej okazji – dodał, po czym zapadła chwila ciszy. – Poza tym…
- A czy ty mi wybaczysz, James? – przerwałam mu.
            Odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w oczy. Rogacz ujął moją twarz w dłonie i wytarł łzy z moich policzków, a potem jeszcze raz przejechał po nich opuszkami palców. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech, po czym przytulił mnie mocno, opierając brodę na mojej głowie. Poczułam się nagle tak dobrze. Bezpieczna, kochana i szczęśliwa.
- Wiesz, jesteś pierwszą dziewczyną, która na mój widok nie zemdlała z zachwytu – rzekł, wtulając teraz twarz w moje włosy, na co parsknęłam śmiechem i odsunęłam się od niego.
- I zapewne pierwszą, która dała ci w twarz, co? – odparłam zadowolona.
- To prawda, ale kiedy zrobiłaś to trzy lata temu na peronie, przy widowni składającej się z naszych rodziców i Syriusza, wydałaś na siebie wyrok – stwierdził z uśmiechem, a ja wywróciłam oczami. Rogacz patrzył na mnie chwilę. – Jesteś piękna, Lily i nic na to nie poradzę, że jako pierwsza i ostatnia skradłaś moje serce – powiedział i wyjął z kieszeni małe, aksamitne pudełko. To, które już widziałam. – Ann mi to oddała, ale myślę, że teraz nie będzie już musiał leżeć u mnie. – Otworzył pudełeczko i wysunął rękę w moją stronę.
- Oświadczasz mi się? – palnęłam, zanim pomyślałam, co mówię.
- A powiedziałabyś „tak”?
- Nie – odparłam ze śmiechem.
- W takim razie jest to tylko prezent. Na zaręczyny dostaniesz jeszcze ładniejszy – posłał mi swój zawadiacki uśmiech.
- Nie zapędzaj się, Potter – powiedziałam.
- To ty wyjechałaś z oświadczynami – stwierdził.
- Nie łap mnie za słówka – odparłam.
            W końcu wyjął z pudełka pierścionek. Ten sam z motywem kwiatów, wykonanych z białych i czerwonych oczek, który chciał podarować mi na imieniny dwa tygodnie temu. Wziął moją dłoń i założył mi go na serdeczny palec.
- Pasuje idealnie – powiedział, a ja podniosłam rękę do góry i przez chwilę obserwowałam, jak kamienie w pierścionku odbijają światło na wszystkie strony.
- Dziękuję, James – rzekłam i pocałowałam go w policzek. Ten prezent naprawdę wiele dla mnie znaczył.
- Dla ciebie wszystko.
            Zapadła chwila ciszy, którą przerwałam, uświadamiając sobie, która jest godzina.
- Już po dziesiątej – stwierdziłam zaskoczona, zmieniając temat.
- Łapa znowu będzie marudził, że się spóźniamy – odparł Rogacz. – Chodź – dodał, podniósł z łóżka mój beżowy płaszcz zimowy i pomógł mi go włożyć. Szybko uporałam się z jego guzikami i paskiem, a w tym czasie Potter schylił się po szalik w barwach Gryffindoru.
- Hej! – powiedziałam poirytowana. – Umiem się sama ubrać. Oddawaj! – James nie chciał uwzględnić jednak mojego argumentu. Nie była to dla mnie wygodna sytuacja, gdyż przez jego nachalność znaleźliśmy się w dwuznacznej sytuacji. Przerwał na chwilę wykonywaną czynność i spojrzał na moją twarz. Był ode mnie wyższy, więc kiedy stał tak blisko, musiałam odchylić głowę trochę do tyłu, ale dało się zauważyć, że Rogacz patrzy raczej na moje usta, a nie szalik. Pochylił się lekko i chciał pocałować, ale w tym właśnie momencie drzwi dormitorium otworzyły się i do środka weszła Ann.
- Lily, jesteś… – nie zdążyła dokończyć pytania, bo stanęła i patrzyła na nas z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Zerknęłam na nią, a James odsunął się szybko ode mnie i posłał jej jeden ze swoich najładniejszych uśmiechów.
- Black się niecierpliwi i ciągle narzeka, że jak zwykle się spóźniacie.
- My właśnie… – zaczęłam, ale mi przerwała.
- Nieważne – odparła szybko. – Chodźcie.
            Westchnęłam zrezygnowana i sama dokończyłam opatulanie się szalikiem. W pośpiechu wzięłam torebkę i przerzuciłam ją przez ramię, gdyż Ann była już na zewnątrz, a Rogacz z uśmiechem przytrzymywał mi drzwi. Przechodząc obok niego, rzuciłam mu zabójcze spojrzenie, ale tak naprawdę to nie byłam na niego zła. Zastanawiałam się, jak mam porozmawiać z moją przyjaciółką i wyjaśnić jej wszystko, jak ciągle była świadkiem dwuznacznych sytuacji między mną a Jamesem. Z drugiej strony tak naprawdę wcale nie musiałam jej się z niczego tłumaczyć. To było moje życie i mogłam robić, co chciałam, mimo tego, iż trochę jej zawdzięczałam. Miałam jednak nadzieję, że jakoś uda mi się wybrnąć z tego całego chorego rozdziału mojego życia.

~ * ~

            Zeszliśmy na dół. W Pokoju Wspólnym nie było prawie nikogo, gdyż większość pewnie była już w drodze do Hogsmeade. Ann nadal była na mnie zła, w związku z czym nawet na nas nie czekała, tylko sama poszła na dół. Przez całą drogę do hallu byłam więc skazana na Jamesa, który po naszej rozmowie jakby odżył. Cieszyłam się z tego, że jest szczęśliwy i w końcu może normalnie funkcjonować. Próba zaczęcia wszystkiego od nowa będzie trudna, ale na pewno sprawi mi radość i ulgę. Mimo to, miałam wyrzuty sumienia, bo nadal znajdowałam się w głupim układzie. Zazdrościłam mu umiejętności puszczania wszystkiego w niepamięć nawet, jeśli po prostu dobrze grał.
            Podczas drogi na dół Potter ciągle gadał. O quidditchu, Hogsmeade, lekcjach, nauczycielach, wizytach u Hagrida, ich kawałach i szlabanach, naszych wspólnych spotkaniach i planach na przyszłość, po prostu o wszystkim tym, o czym rozmawialiśmy kiedyś, a ja śmiałam się razem z nim, wspominając dawne czasy. To zabawne, ile może znaczyć człowiek, którego kiedyś się nie cierpiało. Ile potrafiliśmy znaleźć wspólnych tematów, będąc tak całkowicie różni. Brakowało mi go takiego.
            Byliśmy już prawie na dole, a ja stwierdziłam, że przez ostatnie minuty nie odezwałam się słowem, utrzymując wzrok na profilu jego twarzy. Wystarczało mi to, że po prostu mówił.
- Lily, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – wyrwał mnie z zamyślenia i, z zawadiackim uśmiechem na twarzy, potargał włosy.
- Oczywiście – odparłam i również obdarzyłam go uśmiechem. Odwróciłam od niego wzrok i zauważyłam, że nasi znajomi stoją już w kolejce do wyjścia, czekając tylko na nas. I… w tym momencie mnie zamurowało. – Co ona tu robi?
- Kto? – spytał James i podążył za moim wzrokiem. Obok Blacka i Dorcas, którzy stali jakby z boku, Remus, Ann i Sean rozmawiali wesoło z Alice. Twarz Rogacza wykrzywił grymas, ale nie wiedziałam, czy była to reakcja na Puchonkę czy mojego rzekomego chłopaka. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale mnie zignorował. Westchnęłam. W obecnej sytuacji wolałabym spędzić czas w gronie samych Gryffonów.
- Cholera.
- Popieram – odparł Rogacz. Spojrzałam na niego z obawą.
- Słuchaj – zaczęłam. – Wiem, że nie lubisz Seana. Ja chcę z nim po…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał mi, nie pozwalając dokończyć i wyjaśnić sytuacji, a właściwie moich zamiarów względem Whitby’ego. – Nie będę nic mówił, obiecuję. I nie wściekaj się o Alice, co? To nie ja ją zaprosiłem, przysięgam. Nie chciałem spędzać z nią dzisiaj czasu. Nie chcę się znowu kłócić. Udawajmy, że jest w porządku, bo przecież nie o nią chodzi, ale o nas – dodał i posłał mi swój najcudowniejszy uśmiech.
- Masz rację. Tym razem ma chodzić tylko i wyłącznie o nas – odparłam. Znałam go jednak i wiedziałam, że jego obecna mina nie jest wyrazem zadowolenia. Mimo to, zgodził się ze mną, skinąwszy głową, po czym zbliżył się do mnie i szepnął mi do ucha: – Niech nic nie popsuje dzisiaj naszej zabawy.
- James – powiedziałam i odepchnęłam go od siebie. – Mieliśmy zachowywać się normalnie – dodałam.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – odparł i ukłonił się przede mną. Parsknęłam śmiechem, a on wstał i posłał mi kolejny uśmiech, który na nowo obudził moje serce.
            Teraz to już było po mnie. Zachowanie Rogacza nie było w żadnym wypadku odpowiednie do naszego wspólnego postanowienia, ale przecież od razu wiedziałam, że tak będzie i w sumie mi to nie przeszkadzało. Chciałam mieć go w końcu na wyłączność, ale z drugiej strony bałam się, jak zareaguje Sean, kiedy powiem mu prawdę, a chwila ta przybliżała się nieubłaganie.
- Dosyć – powiedziałam w końcu. – Czekają na nas – dodałam i nie patrząc na niego, biegiem zeszłam do reszty towarzystwa.
- Nareszcie – westchnął Syriusz. – Czy wy nie macie zegarków? Ile można na was czekać?
- Black, czy ty zawsze musisz tyle marudzić? – spytałam, pokazując mu język.
- Gdzie Glizdek? – zapytał Rogacz, dołączając do nas.
- Nie wiem. Powiedział, że z nami nie idzie, bo ma coś do załatwienia – wyjaśnił Remus.
- C o ś, to znaczy co? – pytał dalej Potter. – Dziewczyna? – Huncwoci roześmiali się.
- Dlaczego uważacie, że nie może sobie żadnej znaleźć? – spytała Ann. – Przecież jest to prawdopodobne.
- Wątpię. Tylko oni, – Łapa wskazał na mnie i Jamesa, – urządzają sobie potajemne schadzki – stwierdził złośliwie, a ja zdzieliłam go po głowie.
- Nie mamy żadnych potajemnych schadzek, Black – powiedziałam zła.
- To co tak długo was nie było? – spytał podejrzliwie.
- Musieliśmy coś załatwić – odparł Rogacz i puścił do mnie oko. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego. Przebiegłam wzrokiem po wszystkich zebranych, dłużej zatrzymując się na Alice i Seanie, którzy teraz stali razem trochę na uboczu. Blond Puchonka zmierzyła mnie wzrokiem i posłała w moją stronę coś na kształt uśmiechu, natomiast z twarzy mojego chłopaka wyczytałam dezorientację.
- Dobra, wszyscy gotowi? W takim razie chodźmy w końcu – zarządziłam i zbliżyliśmy się do Filcha, który z niezadowoleniem na twarzy i pałętającą się koło jego nóg kotką, przeszukiwał nas uważnie pod kątem tego, czy nie przemycamy czegoś nielegalnego. Nie znalazłszy niczego, z zawodem na twarzy, przepuścił nas dalej.
~ * ~

            Znowu znalazłam się na dworze, gdzie śnieg nie przestawał padać i sięgał mniej więcej do kostek. Wyciągnęłam z torebki rękawiczki, założyłam je, a potem wtuliłam dodatkowo twarz w szalik, zakładając na głowę kaptur.
            Szliśmy w parach. Na przodzie Łapa z Remusem, Ann z Dorcas, James z Alice i na samym końcu ja z Seanem. Whitby patrzył bezmyślnie przed siebie, rozmyślając nad czymś. Wiedziałam, że nie był zadowolony z tego, co zobaczył w hallu i, że zanim dojdzie do tej właściwej, czeka mnie inna nieprzyjemna rozmowa z nim. Mogłabym już teraz załatwić sprawę, ale nie chciałam robić tego w takich okolicznościach, tylko gdzieś, gdzie będziemy we dwójkę i nikt nie będzie mógł nam przeszkodzić. Tę pogawędkę chciałam odwlec jak najbardziej się da, bo nawet nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć, ale w oczach Seana dostrzegłam coś, co zmusiło mnie do jej rozpoczęcia. Zwolniłam więc, tworząc sporą przerwę między parą, która szła przed nami, ale Whitby zatrzymał się w pewnej chwili.
- Coś się stało? – spytałam.
- Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z tobą i Potterem, bo chyba znowu nie nadążam. – Westchnęłam i również stanęłam. – W ogóle ostatnio nie rozumiem, co ty wyprawiasz, Lily. Ja…
- Nie będziesz mi mówił, z kim mam się przyjaźnić, Sean – rzuciłam bez zastanowienia.
- A czy ja kiedykolwiek miałem coś do powiedzenia w tej sprawie? Zawsze robiłem, co chciałaś. Kłóciłaś się z nim, nic nie mówiłem. Godziłaś – też nie mogłem nic powiedzieć, bo od razu mnie atakowałaś. Zależało i nadal zależy ci bardziej na nim niż na mnie.
- To wcale tak nie jest!
- A jak? Wytłumacz mi to sama, jeśli chcesz, bo ja i tak wiem, o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie chcę teraz tutaj o tym rozmawiać. Powiem ci, co chcesz wiedzieć, jak wrócimy do zamku, ale od samego początku uprzedzałam, że Potter jest dla mnie kimś ważnym i z niego nie zrezygnuję, a ty zgodziłeś się na warunki, które postawiłam.
- Masz rację, wiedziałem, na co się piszę, ale ja również prosiłem cię o jedną rzecz. Chciałem byś bez względu na wszystko, była ze mną szczera. – Zignorowałam jego wtrącenie.
- James jest trudnym przypadkiem, od zawsze się kłóciliśmy, wyzywaliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie, ale mimo wszystko świetnie się rozumiemy. Mam dużo przyjaciół, na których mi zależy, i dla których poświęciłabym wiele. Potter do nich należy. Przyjaźnię się z Remusem, Syriuszem i Kevinem, a nawet moim byłym chłopakiem Ianem i jakoś nie miałeś z tym problemu.
- Ale Potter to co innego. Lata za tobą, od kiedy pamiętam, wykorzystuje każdą okazję i jest tak cholernie pewny swego… – Spojrzał teraz na mnie. – Wiesz, dlaczego zawsze ci ustępowałem? Bo cię kocham. – Wiedziałam, co miały znaczyć te słowa. Ukryta w nich aluzja aż biła w tym momencie po oczach.
- Dobrze wiem, że nie lubisz Jamesa i zawsze byłeś o niego zazdrosny, ale to mój znajomy. Był nim nawet wtedy, kiedy tego nie chciałam, a uwierz mi, że widywanie go także podczas wakacji przez ostatnie lata, nie było przyjemnym doświadczeniem. Teraz jest inaczej, więc będę się z nim zadawać i tobie nic do tego. Nie będziesz mi mówił, co mam robić, bo nikt nigdy nie miał i nie będzie miał takiego prawa. – Wkurzyłam się. Sean był trochę zdezorientowany. Nie wiem, na jaki rezultat tej rozmowy liczył, ale naprawdę nie chciałam ciągnąć jej tu i teraz. – Posłuchaj. Jeśli masz do mnie jakieś pytania, to na nie odpowiem, ale nie teraz, na środku drogi prowadzącej do Hogsmeade, bo uważam, że to nie jest ani dobry czas ani dobre miejsce. Jeśli chcesz porozmawiać to zrobimy to wieczorem, jak skończy się spotkanie u Slughorna, bo teraz, pierwszy raz od dłuższego czasu chcę spędzić miły dzień z przyjaciółmi. Bez żadnych kłótni. Wiem, co James do mnie czuje i nie wybiję mu z głowy tego uczucia.
- Tak, bo wolisz go traktować jak przyjaciela, który tylko czeka, żeby zaciągnąć cię do łóżka – odparł wkurzony. To był dla mnie cios poniżej pasa.
- Jak w ogóle możesz coś takiego mówić? – spytałam. – Nie znasz go i niewłaściwie oceniasz. James mnie kocha. Nigdy by mnie nie skrzywdził i do niczego nie zmusił. Tego jestem pewna.
- Właśnie. To jest ten problem. Potter cię k o c h a. Nie za bardzo mu ufasz?
- Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – Whitby mnie zignorował.
- Nie dajesz mi wyboru. Od razu stawiasz mnie przed faktem dokonanym.
- Dla ciebie nie ma żadnego wyboru! To ja decyduję o tym, z kim się przyjaźnię, a nie ty.
- Chyba raczej o tym, kogo kochasz i nie mówię tu o sobie. Tylko czasami mogłabyś pomyśleć, jak ja się czuję, kiedy jawnie mnie ignorujesz.
- Jeśli twierdzisz, że go kocham, to dlaczego do tej pory ze mną nie zerwałeś? – odparłam, zanim pomyślałam, co mówię, bo nie chciałam kończyć tego związku w ten sposób. Najpierw wyjaśnienie.
- Bo cię kocham, Lily. Szkoda tylko, że nie potrafisz tego docenić.
- Więc co chcesz teraz zrobić?
- Pozwolić ci odejść, spędzić miły dzień bez żadnych kłótni, a wieczorem usłyszeć od ciebie całą prawdę – powiedział, nie patrząc na mnie i nie czekając na moją odpowiedź, wyminął mnie i ruszył z powrotem do zamku.
 

James Potter
            Szliśmy jakiś czas, nie odzywając się do siebie. Byłem szczęśliwy, że pogodziłem się z ukochaną, że przyjęła mój prezent, że znowu się śmiała i to z mojego powodu. Była śliczna i inteligentna, miała piękne oczy… Domyślałem się, że to przeze mnie nadal jest z Whitbym i nienawidziłem siebie za to, że dopuściłem do tego głupiego pocałunku z Alice. Mimo wszystko zauważyłem, że ani razu nie zaprzeczyła dzisiaj, kiedy pośrednio wspomniałem, że czuje do mnie coś, o czym boi się mi powiedzieć.
- Rozmawiałam przy śniadaniu z Ann i Dorcas. – Puchonka wyrwała mnie z zamyślenia. – Vick wszystkiego się domyśliła, przejrzała mnie na wylot.
- W tych sprawach nie jest głupia – odparłem. – Czasami to właśnie ona ratowała sytuację i dodawała mi motywacji, kiedy byłem bliski zgodzenia się na warunki Evans. Jest upierdliwa, ale naprawdę w porządku. – Pierwszy raz w życiu z moich ust wyszły komplementy względem irytującej przyjaciółki Lily. Zdecydowanie bardziej lubiłem Meadowes.
- Myślisz, że powie o wszystkim Evans?
- Raczej nie. Poza tym jest na nią zła.
- Zła? Pokłóciły się o coś?
- Sądzę, że o mnie.
- Och…
- Pogodziłem się w końcu z Lily. Wybaczyła mi tamten pocałunek.
- Cieszę się. – Alice posłała mi szczery uśmiech. Naprawdę życzyła mi dobrze.
- Przyjęła pierścionek i wiem, że żałuje, iż nie zerwała jeszcze z Seanem, ale zrobi to prędzej niż później, zaufaj mi.
- Ufam – odparła. – Widać, że jest w tobie zakochana. Szkoda tylko, że Whitby nie zauważa tego, co my.
- W końcu zauważy – pocieszyłem ją. – Na pewno nie będziesz musiała czekać dłużej niż ja. Evans jest specyficzną osobą, poprawną panią prefekt naczelną z zasadami, ale chyba dlatego tak bardzo ją kocham – przyznałem.
- Ann zaproponowała mi dzisiaj, żebym jako pierwsza porozmawiała z Seanem i powiedziała mu o wszystkim. Myślisz, że powinnam tak zrobić?
- A ty jak uważasz?
- Wiem, że nie mam nic do stracenia. Jeśli to zrobię, jest szansa, że zyskają na tym aż trzy osoby.
- Fakt, ale jest też obawa, że Whitby wścieknie się na ciebie za rozbicie mu związku.
- Tak, ale ona i tak z nim w końcu zerwie, a mnie nie kocha, więc w sumie do stracenia jest niewiele. Pomogłoby to na pewno wam.
- Alice… – spojrzałem na nią. – Jeśli jesteś na tyle silna, by to zrobić i w końcu wyznać mu prawdę, bo zapewne będziesz musiała, to spróbuj. Na pewno ci po wszystkim pomogę. Nie oczekuję jednak od ciebie żadnych poświęceń w związku ze zdobywaniem przeze mnie Lilki. I tak zrobiłaś już w tej sprawie wiele.
- Wiem, ale zyskacie na tym i wy. Chcę, żebyś w końcu usłyszał to, na co czekasz.
- Mam nadzieję, że ty również tego dożyjesz. Jeśli nie od Whitby, inny szczęśliwiec. – Uśmiechnęła się.
- Ann zaprosiła mnie z grzeczności, ale wiem, że nie chciałeś dzisiaj spędzać ze mną czasu. Sean też będzie przeszkadzał, więc porozmawiam z nim, dając wam wolną rękę. Spotkamy się wieczorem – powiedziała po chwili.
- Nie chciałem, żebyś tak do odebrała. Jeśli chcesz, chodź z nami – zacząłem, ale mi przerwała.
- Nie, tak będzie lepiej. Może w końcu coś się między wami zmieni, co? – spytała z uśmiechem.
- Może – odparłem z nadzieją, a ona zaśmiała się.
- Jesteś wspaniałym facetem i dobrym przyjacielem – stwierdziła.
- No wiesz, ma się ten urok osobisty – rzekłem z zawadiackim uśmiechem i potargałem włosy.
- Powodzenia, James – rzuciła i pocałowała mnie w policzek, a potem zawróciła w stronę zamku.
            Byłem pozytywnie nastawiony do rozmowy Alice z Seanem, chociaż wiedziałem, że ani ona, ani on nie osiągną oczekiwanych efektów. Jeśli nawet jej uwierzy, Lily z nim zerwie albo on z nią, to Lufkin nie będzie mogła zmusić Whitby’ego do tego, by ten się w niej zakochał. Tej jednej rzeczy nie dało się osiągnąć zwykłą rozmową. Szczerze? Współczułem Puchonce tego pecha, bo była naprawdę świetną dziewczyną zasługującą na szczęście. Westchnąłem zrezygnowany, chociaż zadowolony z tego, co udało mi się dzisiaj osiągnąć. Miałem przeczucie, że po tym, co Whitby widział w hallu, nie zostawi na Lily suchej nitki, ona się wkurzy i pokłócą się o mnie, a ona nie będzie za nim biec.
            Chłopacy i dziewczyny zniknęli mi z pola widzenia. Możliwe, że byli już nawet w wiosce, więc postanowiłem, że zaczekam na Lilkę, by nie szła sama, a nawet jeśli będzie z Whitbym, to nie zaszkodzi spędzić z nią tych kilku minut więcej przy akompaniamencie wściekłego wzroku Seana.