wtorek, 8 września 2015

37. Kiedyś nadejdzie czas cz. I Przegrana walka

Kochani!Rozdział chciałabym zadedykować Narcyzi za dodanie 500 komentarza. Mam nadzieję, że mimo wszystko nadal będziesz miała ochotę przeczytać go całego. 
I jeszcze kilka słów:

1. Rozdziały niestety nadal aż do odwołania pojawiać się będą co dwa tygodnie.
2. Mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu wygląd bloga się zmieni.
3. Wiem, że mam u was sporo zaległości, dlatego proszę was o danie mi jeszcze chwili czasu. Postaram się nadrobić wszystko do końca przyszłego tygodnia. 
Kończę już i zapraszam do czytania.

Całuję 
Luthien

***

Lily Evans
            Otworzyłam oczy i w pierwszej chwili nie pamiętałam nic z poprzedniego wieczora. Przekręciłam się na bok. Zobaczyłam obok siebie śpiącego Jamesa i nagle wspomnienia uzupełniły luki w mojej pamięci z najdrobniejszymi szczegółami. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo przerażona jak teraz. Jeszcze nigdy w życiu nie zrobiłam czegoś tak głupiego jak wczoraj wieczorem. Aż do tamtej pory moja obojętność uczuć do Pottera powiedzmy, że dawała swój upust i byłam z tego powodu zadowolona. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do myśli, że zakochałam się w moim wrogu numer jeden. Nadal było to dla mnie trudne, jednak wyszło na coś całkiem innego. Nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić. James nie powinien jeszcze o tym wiedzieć, może nawet nigdy nie powinien się dowiedzieć. Na chwilę obecną za bardzo się do niego zbliżyłam, a on nie omieszka wykorzystać tego faktu.
            Powoli, tak, żeby nie obudzić Pottera, wyswobodziłam się z jego objęć i zeszłam z łóżka, zasuwając za sobą kotary. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu butów i swetra, które powinny walać się gdzieś na podłodze. Zlokalizowawszy je, zręcznie ominęłam bałagan, zebrałam swoje rzeczy i opuściłam dormitorium chłopaków, cicho zamykając za sobą drzwi. Moja słaba głowa przypomniała o sobie pasującym bólem, ale na chwilę obecną, było to moje najmniejsze zmartwienie.
            Kiedy drzwi pokoju Huncwotów zamknęły się z cichym „klik”, odetchnęłam i pobiegłam do siebie. Znowu musiałam pokonać zaporę z drzwi, które tym razem zatrzasnęłam z hukiem.
- Aha, chyba ktoś się obudził – powiedziała Ann zaspanym głosem.
- Cicho – syknęłam, rzucając sweter i buty na łóżko.
- Ej, to nie ja walę drzwiami z zamiarem obudzenia wszystkich współlokatorek.
- Nie chciałam nikogo budzić – odparłam.
- To super, bo miałam zamiar jeszcze trochę pospać.
- Nie ma mowy – powiedziałam. – Wstawaj i to już.
- Lily, jest szósta rano. O tej porze w niedzielę wszyscy ŚPIĄ – jęknęła moja przyjaciółka, zerkając na zegarek.
- Nie wszyscy, bo my już nie – rzekłam.
- Ale…
- Nie marudź, tylko wstawaj. Proszę.
- Jeśli prosisz… – Ann przeciągnęła się i ziewnęła. Obserwowałam, jak powoli zwleka się z łóżka i zakłada szlafrok. Ja również włożyłam swój, bo teraz zrobiło mi się chłodno.
- Chodź do Pokoju Wspólnego – powiedziałam. – Nikogo tam nie ma – dodałam, a potem pociągnęłam ją za sobą.
            Ann nadal była jeszcze w swoim śnie, ale zdążyła się ogarnąć, nim zeszłyśmy po schodach. Stanęłam przed kominkiem, na którym dogasał ogień, a ona usiadła w fotelu, podwijając nogi. Nie mogłam ustać w miejscu, więc zaczęłam chodzić w tą i z powrotem. Ann obserwowała mnie chwilę w milczeniu.
- Więc… – zaczęła, robiąc dziwną minę i odwracając wzrok.
- Wszystko wczoraj widzieliście – powiedziałam.
- Zależy, co rozumiesz, mówiąc wszystko. Zapewne było to nic w porównaniu z tym, co robiliście w dormitorium – odparła.
- Zapewne – potwierdziłam, przypominając sobie, co było później. – Powiedz mi, co widziałaś.
            Ann prychnęła, a ja spojrzałam na nią znacząco.
- No dobra – mruknęła, – ale pozwól, że zacznę najpierw od szczerych życzeń imieninowych. – Zrobiłam zdumioną minę. Całkiem o tym zapomniałam.
- Yyy, dzięki – wyjąkałam. – No więc? – ponagliłam ją i usiadłam w fotelu obok.
- No więc widziałam jak najpierw rozmawiałaś z Potterem, a potem go pocałowałaś, ryzykując, że zobaczy was tylko jakieś, powiedzmy, sześćdziesiąt Gryffonów.
- O tym nie pomyślałam – przyznałam i chciałam zapaść się pod ziemię.
- Domyślam się – rzekła Ann. – Dziewczyno, jeśli już decydujesz się na coś takiego, to może wcześniej upewnij się, że zerwałaś z Whitbym, bo bądź co bądź, Sean nadal jest twoim chłopakiem. Przepraszam – powiedziała zaraz. – Lily, rozumiem, że…
- Nie, Ann. Wybacz, ale nie rozumiesz.
- Więc mi wyjaśnij, bo masz rację, nie rozumiem.
            Patrzyłyśmy na siebie chwilę w milczeniu.
- Mówiłam ci, co Potter chciał ode mnie w bibliotece? – Ann skinęła głową. – No więc kiedy wczoraj przyszedł na górę, naprawdę chciał się pożegnać. Powiedział, że chce, abym była szczęśliwa nawet, jeśli on będzie musiał za to zapłacić. Zrobiłby to dla mnie. Jestem tego pewna.
- Co się więc stało?
- Wcześniej zdecydowałam, że mu na to pozwolę, bo tak byłoby najprościej, ale wtedy wszystko się nagle zmieniło. Powiedziałam, że nie może mi tego zrobić. Mógł to zrobić już dawno i oszczędzić nam obojgu wiele czasu i nerwów, ale nie teraz, co dałam mu do zrozumienia. Ciąg dalszy znasz, a reszty na pewno się domyślasz. Nie będę zagłębiać się w szczegóły – wyjaśniłam.
            Ann nie odpowiedziała od razu. Chwilę przetrawiała moje słowa.
- Jest jeden plus w tej makabrycznej sytuacji – rzekła w końcu. – Obudziłaś się w ubraniu, a nie bez niego.
            Spiorunowałam ją wzrokiem, chociaż musiałam przyznać jej rację. Ten fakt chyba w niewielkim stopniu mnie ratował, a mimo to nie było mi do śmiechu.
- Co masz zamiar teraz zrobić? Wiesz, że Rogacz ci tego nie daruje. – Spojrzała na mnie uważnie, oczekując odpowiedzi.
- James nie może dowiedzieć się, co do niego czuję. Nie wiem, czy chcę, by kiedykolwiek o tym wiedział.
- Ale…
- Cholera, wiem, że jest milion „ale” w tej sytuacji, jednak to, że się w nim zakochałam, nie znaczy, że chcę z nim być. To wszystko stało się za szybko, zaszło za daleko. Nie jestem na to gotowa i nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Nie powinnam mówić mu tego, co wczoraj powiedziałam. Jestem przerażona i tak naprawdę panikuję, bo nie mogę znaleźć rozwiązania. Panikuję, bo wiem, że prędzej czy później będę musiała się z tym zmierzyć. Panikuję, bo nie pozostaje mi nic innego, jak znowu zranić Jamesa. Panikuję, bo to ja będę musiała powiedzieć mu dzisiaj prosto w twarz, że to wszystko była pomyłka, że to nic nie znaczyło. Czuję się okropnie, bo znowu będę się musiała ze wszystkiego wykręcić – powiedziałam załamana, znowu chodząc w tą i z powrotem przed kominkiem.
            Ann spojrzała na mnie tak, jakby właśnie dostała w twarz. Wiedziałam, że w tym momencie straciła cierpliwość.
- Że co, proszę? – spytała, krztusząc się. – Chcesz się z tego wykręcić? Niby jak chcesz to zrobić? Sama to zaczęłaś. Lily, miarka się przebrała. Jesteś głupia. Rozumiem, że nie dbasz o siebie i naprawdę mało mnie to obchodzi, bo obiecałam, że nie będę się wtrącać. Twoje życie, twoje rozczarowania. Ty będziesz tego żałować, nie ja, ale nie możesz teraz tak potraktować Jamesa. Robisz dokładnie to samo, o co zawsze obwiniałaś jego. Zrozum, że nie możesz tak teraz postąpić. On też jest tylko człowiekiem…
- Widzisz jakieś inne wyjście, bo ja nie? – powiedziałam zdenerwowana. Ann też była wkurzona.
- Nie poznaję cię. Co się stało z tą osobą, która zawsze myślała o innych? Zmieniłaś się w osobę pozbawioną moralności i uczuć. Bawisz się z Jamesem, a on robi, co chcesz, bo naprawdę cię kocha. Teraz to ty dążysz po trupach do celu. Lepiej zawróć, póki masz jeszcze czas, bo potem nie będziesz miała, do czego wracać. A może ty tak naprawdę wcale nie kochasz Pottera? Do tej pory go nienawidziłaś, niby czemu teraz jest inaczej?
            To był dla mnie cios poniżej pasa. Słuchałam Ann, nie odzywając się, bo wiedziałam, że nie da mi dojść do słowa podczas swojego monologu, ale teraz musiałam zareagować.
- Oczywiście, że go kocham – powiedziałam, zatrzymując się i patrząc na nią uważnie.
- I w ten sposób chcesz to okazać? Kolejny raz się ze wszystkiego wykręcając? Kolejny raz go raniąc, chociaż na to nie zasługuje? To nie jest miłość, tylko lekceważenie i pogarda.
- Więc co proponujesz? – spytałam ze złością.
- Hmm, no nie wiem. Może porozmawiaj z nim i skończcie już te zabawy, bo teraz to ty zachowujesz się jak dziecko. Ze wszystkich robisz idiotów i uwierz mi na słowo, że James też ma swoje granice. Nie będzie do końca życia bawić się z tobą w kotka i myszkę! Wiesz co? Ja na jego miejscu już dawno bym cię olała.     
            Ann miała rację, ale nie mogłam jej tego powiedzieć. Robiło mi się słabo, kiedy myślałam o tym, co będę musiała dzisiaj zrobić. Nie chciałam tego, ale nie widziałam innego wyjścia. Bałam się etapu życia z Rogaczem i naprawdę nie byłam jeszcze na niego gotowa. Poza tym nie obchodziło mnie zdanie Ann. Byłam zła na siebie, że dałam się w to wplątać. Wpadłam w swoje sidła, pomyślałam z zażenowaniem. Mogłam o niczym nie mówić dziewczynom.
- To wcale nie jest takie proste.
- Bo ty skutecznie to wszystko utrudniasz!
- A ty co? Mam ci przypomnieć, kto jeszcze niedawno wtrącał się w moje życie? Teraz robisz to samo!
- Teraz to ty sama prosiłaś mnie o radę, więc powiedziałam, co o tym myślę!
- Dziewczyny, uspokójcie się – wtrąciła Dorcas, która w tym momencie pojawiła się w Pokoju Wspólnym, jednak obie ją zignorowałyśmy.
- Świetnie, ale to moje życie!
- Czy ty nie rozumiesz, że tu nie chodzi tylko o ciebie? Jeśli to zrobisz, to wybacz, ale tym razem stanę po jego stronie.
- Od kiedy tak go bronisz? – spytałam ze złością.
- Ja go nie bronię, tylko jest mi go żal.
- Uspokójcie się – powtórzyła Dor, ale Ann kontynuowała.
- Zawsze cię przed nim tłumaczyłam, bo próbowałam cię zrozumieć. Jak widać niepotrzebnie.
- Wcale cię o to nie prosiłam! – odparłam.
- Zamknijcie się! – krzyknęła Dorcas i dopiero teraz umilkłyśmy. – Dziękuję. Możecie mi teraz wytłumaczyć, dlaczego na siebie wrzeszczycie o szóstej rano w niedzielę?
            Zmierzyłam Ann wzrokiem, ale ona nie miała jeszcze zamiaru kończyć swojej przemowy.
- Bo Lily jest nienormalna – wyjaśniła.
- A ty ciągle wtrącasz się w moje życie – nie pozostałam jej dłużna.
- Cisza! Pytam jeszcze raz: o co się kłócicie?
- O Jamesa – odparła Ann, przenosząc wzrok na Dorcas.
- O Jamesa? – Moja przyjaciółka była zdezorientowana, ale na pewno nie zaskoczona, w związku z czym stwierdziłam, że tym razem stanie po stronie Ann. Tylko czy obchodziło mnie jej zdanie? Ja już podjęłam decyzję.
- Tak. Wiesz, co wymyśliła twoja przyjaciółka? – Dor pokręciła głową, czekając na ciąg dalszy. – Chce się wykręcić z tego, co wczoraj zrobiła, a ja się zastanawiam, jak wytłumaczy Rogaczowi, że to wszystko, co sama zainicjowała, było tylko małym nieporozumieniem?
- Nie twój interes, jak to zrobię – rzekłam. Czekałam na jakąś jej reakcję, ale ona wpatrywała się tylko we mnie. W końcu nie wytrzymała.
- A ja myślałam, że to ty jesteś najinteligentniejsza z całej naszej trójki – powiedziała i poszła z powrotem na górę, rzucając jeszcze do Dorcas jakieś przeprosiny.
            Zostałyśmy teraz same. Moja przyjaciółka patrzyła na mnie uważnie, kiedy siadałam zrezygnowana na fotel.
- Dor, ja już podjęłam decyzję – rzekłam. – Wiem, że tym razem stoisz po stronie Ann, dlatego daj mi spokój, bo nie chcę pokłócić się jeszcze z tobą.
- Lily, nie możesz mu tego zrobić. Nie po…
- James chciał mojego szczęścia kosztem swojego, ale nie pozwoliłam mu odejść i to był błąd. Ja wiem, że będzie to najgorsza rzecz, jaką mogłabym mu zrobić, ale nie potrafię powiedzieć mu, że go kocham. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie, więc lepiej żebym zaryzykowała teraz niż później. Za daleko to wszystko zaszło, za szybko się stało.
- Być może, ale nie daje ci to prawa do rozporządzania jego życiem. Daj mu szansę, Lily. Porozmawiajcie. Na pewno jakoś się dogadacie.
- I co potem? Znowu mamy się przyjaźnić? Czysta karta jest tylko raz, potem zawsze zostają ślady po wymazaniu tego, co było. Przypuśćmy, że teraz zaczęlibyśmy od nowa. Musiałabym udawać, że to, co między nami było, nigdy nie miało miejsca, że go nie kocham, rozumiesz?
- Rozumiem, ale czas leci dalej. Myślisz, że po tym, co mi zrobił Syriusz, zapomniałam o wszystkim? Jestem teraz z Ericem i kocham go nad  życie, a mimo to nadal czuję swego rodzaju sentyment do Blacka. Jest mi go w pewnym sensie żal.
- To co innego – stwierdziłam.
- To wcale nie jest coś innego. Chodzi o to, że cokolwiek zrobisz, nigdy nie zapomnisz o Jamesie, jeśli naprawdę chociaż przez chwilę go kochałaś. Nie prościej byłoby…
- Może i byłoby prościej, ale zauważ, że do tej pory wszystko, co miało być prostsze, okazywało się trudne. Może lepiej raz zaryzykować i zrobić coś głupiego? Jeśli James zrozumie i będzie zdolny mi to wybaczyć, powiem mu, co czuję – postanowiłam. Dorcas rzuciła mi trochę światła na tą sytuację. To była trudna decyzja, ale nie widziałam innego wyjścia.
- W porządku. Zrobisz, co uznasz za słuszne. Ja spróbuję pogadać z Ann. Ona czasami mówi to, czego nie powinna, ale naprawdę się o ciebie martwi. – Nie odpowiedziałam. – Chodź na górę – dodała i pociągnęła za rękę. – Mamy dla ciebie niespodziankę.
 

Ann Vick
            Lily była po prostu nienormalna. Jeszcze nikt nigdy tak bardzo nie wyprowadził mnie z równowagi, jak w tym momencie ona i po prostu brakowało mi słów. Pierwszy raz w życiu. Najpierw Pottera nie znosiła, potem się z nim zaprzyjaźniła i w końcu zakochała, a kiedy już to zrobiła, dąży do tego, żeby wreszcie on dał sobie spokój. Na jego miejscu już dawno bym ją znienawidziła.
            Kiedy poszłam na górę, zostawiając dziewczyny same, skierowałam się do dormitorium chłopaków. To była decyzja podjęta pod wpływem chwili. Nie pukając, weszłam do środka.
- Potter, wstawaj. Musimy pogadać! – krzyknęłam, rozsuwając kotary przy jego łóżku.
- Jasna cholera, Vick, jest wpół do siódmej w niedzielę rano! – jęknął Łapa.
- Ty też wstań, bo musisz wracać do Skrzydła Szpitalnego.
- Co się dzieje? – spytał zaspany Remus. Peter dalej smacznie spał.
- Nic, kochanie. Muszę porozmawiać z Jamesem w trybie: TERAZ – wyjaśniłam.
- Potter! – krzyknął Syriusz. – Porozmawiaj z nią łaskawie, bo nigdy stąd nie wyjdzie.
            W końcu Rogacz otworzył oczy, usiadł na łóżku i spojrzał na mnie, zakładając okulary.
- Czego?
- Myliłam się – powiedziałam.
- Echh… – jęknął, przeciągając się. – Odnośnie?
- Odnośnie mojej popieprzonej przyjaciółki. Nie powinieneś z nią być. Daj sobie spokój i nie wyobrażaj sobie bóg wie czego po dzisiejszej nocy.
- Ale o co chodzi? – spytał zdezorientowany.
- To na pewno sama ci wytłumaczy – poinformowałam go.
- Ann…
- Skończ z nią, James, zanim ona skończy z tobą. Lily na ciebie nie zasługuje – dodałam.
- Ann, czy ty się czegoś naćpałaś? – spytał Potter zdezorientowany. – Co ty wygadujesz?
- Fajna z ciebie przyjaciółka – stwierdził Black z ironią, przysłuchując się wcześniej temu, co mówiłam.
- Jak mi nie wierzysz, to już twój problem – powiedziałam do Rogacza.
- Nie wiem, w co mam uwierzyć, bo niczego mi nie wyjaśniłaś – zauważył James.
- Nie ja tu jestem od wyjaśniania – rzekłam, a potem wyszłam i zrezygnowana wróciłam do swojego łóżka.
            To, co przed chwilą zrobiłam, było bardzo nie w porządku wobec mojej przyjaciółki, ale nie widziałam innego wyjścia. Było mi żal Jamesa, bo kolejny raz mu się oberwie za nic. Lily zrobiła ze swoim życiem burdel, a takie sprawy, jak spędzenie nocy z Potterem, uważała za mało istotne śmieci, które mogła zamieść pod dywan. Ja rozumiem, że Rogacz jest ciężkim przypadkiem chłopaka, ale ona chyba nie rozumie, na czym polega miłość.
            Naprawdę nie lubiłam się z nią kłócić, ale nie mogłam patrzeć, jak niszczy swoje życie, a przy okazji też Jamesa. Tak nie powinno postępować się nawet z wrogami, a z tego, co wiedziałam, Potter na pewno nim nie był. Czułam się okropnie po tym, co właśnie zrobiłam, ale dlaczego miałam się przejmować, jeśli ona sama tego nie robiła? Lily zachowywała się nie fair, więc ja też mogłam.
~ * ~

            Zaraz po mnie do pokoju weszły dziewczyny. Lily, nawet na mnie nie patrząc, poszła do łazienki, a Dor usiadła w nogach mojego łóżka.
- Nie mam już na nią siły – powiedziała Meadowes.
- A co ja mam powiedzieć? Zawsze na mnie spada ciężar wygarnięcia jej prawdy prosto w twarz.
- Nie musisz tego robić.
- Nie muszę, ale taka już jestem i nie udaję kogoś innego.
- Ja też uważam, że nie powinna tego robić. James nie zasłużył na takie traktowanie, ale co możemy zrobić, żeby zmieniła zdanie?
- Zamknąć ją w szafie – zażartowałam.
- Ja mówię poważnie, Ann. Jeśli Lily powie mu to, co chce powiedzieć, James może stracić cierpliwość. Ja bym straciła. Może powinnyśmy go ostrzec?
- Eee, właściwie to ja już z nim rozmawiałam – przyznałam niepewnie, bo teraz naprawdę nie byłam z tego dumna.
- I co mu powiedziałaś? – Nie odpowiedziałam od razu. – Ann?
- Coś mega okrutnego – przyznałam, chowając twarz w dłonie.
- A dokładniej?
            Westchnęłam i powtórzyłam jej to, co powiedziałam Potterowi.
- Powiedziałaś mu, że ona na niego nie zasługuje? Czyś ty na głowę upadła? – zdenerwowała się Dorcas.
- Czuję się wyjątkowo okropnie – rzekłam. – Więc łaskawie oszczędź mi wykładu, co? Poza tym, James raczej mi nie uwierzył. Nie bardzo wiedział, co się wokół niego dzieje.
- Dobra, ale sam fakt, że w taki sposób zjechałaś swoją przyjaciółkę jest nie fair, Ann.
- Wiem, Dor, ale jeśli najlepsi przyjaciele nie mogą się zdecydować i ranią ludzi naokoło, to ktoś musi ich ochronić.
- Co nie zmienia faktu, że też zachowałaś się chamsko.
- Byłam wkurzona. Poza tym przyjaciele nie mają chronić tyłków, ale w miarę potrzeby je skopać – stwierdziłam. – Chociaż wiem, że ty postąpiłabyś zapewne inaczej.
- Dokładnie.
- Więc się uzupełniamy.
- Co teraz zrobisz? – spytała Dorcas.
- Stanę po stronie Jamesa – powiedziałam stanowczo.
- A Lily?
- Zrobi, co uzna za słuszne. Nie przemówisz jej do rozumu.
            W tym momencie moja druga przyjaciółka wyszła z łazienki. Wyciągnęła z szafy dżinsową spodniczkę, czarne rajstopy i ciemny golf, po czym bez słowa, ubrała się.
- Kurcze, z tego wszystkiego zapomniałam złożyć ci życzenia – odezwała się Dor, zeskakując z mojego łóżka. – Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, Lily – dodała i przytuliła ją, całując w policzek.
- Dzięki – uśmiechnęła się tamta.
            Dorcas podeszła do łóżka Evans i podniosła jeden z małej kupki prezentów, które już na nim leżały.
- Otwórz najpierw ten – powiedziała. – Jest ode mnie i Ann – uśmiechnęła się.
            Lily zrobiła, co prosiła. Obserwowałam, jak oczy mojej przyjaciółki rozszerzają się ze zdumienia, kiedy odpakowywała nasz prezent.
- Dziewczyny, to musiało kosztować majątek – stwierdziła, wyjmując płytę z pudełka i oglądając ją.
- Jedynie ciężko ją było znaleźć, ale czego nie robi się dla przyjaciół, prawda Ann? – Dor zwróciła się do mnie znacząco.
- Prawda – odparłam. – Przepraszam, Lily – powiedziałam z ciężkim sercem, podchodząc do niej.
- Nie ma sprawy – odparła, a potem mnie przytuliła. – Jesteście niesamowite. Dziękuję za prezent. Nawet nie wiecie, jak się z niego cieszę.
- Masz jeszcze to – rzekłam, a potem z szafki nocnej wyciągnęłam małe pudełko i podałam jej. Lily otworzyła je i wyjęła z niego naszyjnik w kształcie kwiatka, który podzielony był na trzy części. Każda z nich miała osobny łańcuszek, bo był to tak zwany „łańcuszek przyjaźni”. Kiedy złączyła ze sobą wszystkie płatki, kwiatek zalśnił i zaczął zmieniać kolory.
- Jest śliczny, Ann. Dziękuję.
- Cieszę się, że ci się podoba – powiedziałam.
            Lily wzięła jedną część kwiatka i zawiesiła na szyi. Dwie pozostałe wręczyła mi i Dorcas.
- Dobra, pokaż, co jeszcze dostałaś – rzekłam po chwili, a ona zabrała się za rozpakowywanie prezentów.
- Śliczny, mięciutki seledynowy sweter od dziadka – stwierdziła. – Od rodziców książkę, o którą prosiłam ich w wakacje, od Remusa praktyczny gadający kalendarz – wyliczała. – Super, zawsze taki chciałam – ucieszyła się. – Kevin kupił mi zestaw do pielęgnacji mioteł i tonę słodyczy… – przerwała swoją relację, wpatrując się w ostatni otwierany prezent.
- Co jest? – spytała Dor.
- Black kupił mi prezent? Do tej pory tego nie robił.
- Może stwierdził, że przyjaciółce wypada – zaproponowała Dorcas, a Lily zrobiła niewyraźną minę. – No co? Przecież się przyjaźnicie, nie?
- Tak, ale nie o to chodzi. Widzę, że wyostrzył mu się dowcip – powiedziała. – Jak zrozumieć samą siebie? Poradnik. Palant.
- Co? – spytałam zdezorientowana.
- To tytuł książki, jaką mi kupił – wyjaśniła, a ja spojrzałam na nią i zaczęłam się śmiać. Wkrótce Lily i Dor poszły w moje ślady.
- To ci się może akurat przydać – stwierdziłam.
- Tak, na pewno z chęcią przeczytam – odparła.
            Cieszyłam się, że chociaż na chwilę zawiesiłyśmy broń, bo wiedziałam, że przy spotkaniu z Jamesem znowu wybuchnie awantura. Tak, obiecywałam, że nie będę się już wtrącać i miałam zamiar dotrzymać obietnicy. Nikt mi jednak nie zabronił wspierać Pottera, a jeśli już do niego doszłam, to zastanawiałam się, gdzie się podział prezent od niego. Nie przegapiłby możliwości kupienia jej czegoś. Chyba, że wolał jej to dać osobiście, co w tym wypadku było najgorszą z możliwych opcji i kolejnym niepotrzebnym pretekstem do kłótni.
 

Lily Evans
            Nie mogłam już zasnąć, więc z niecierpliwością czekałam na śniadanie. Chciałam się z nim szybko uporać i pójść potem odwiedzić Hagrida, więc kiedy przyszła odpowiednia pora, zeszłam z dziewczynami na dół.
            Była ósma rano w niedzielę, więc w Wielkiej Sali praktycznie nikogo nie było. Zajęłyśmy miejsca i zabrałyśmy się za jedzenie. Myślałam o tym, co powinnam powiedzieć Rogaczowi, ale teraz nie byłam już pewna, czy chcę powiedzieć mu to, co zaplanowałam.
            Po jakimś czasie dosiedli się do nas Remus, Black i Peter.
- Cześć – przywitali się.
- Wszystkiego najlepszego, Lily – złożył mi życzenia Lupin.
- Dziękuję za życzenia i prezent. Zawsze chciałam taki mieć – odparłam.
- Cieszę się, że trafiłem – uśmiechnął się.
- Najlepszego, Evans – powiedział Łapa.
- Black, byłam szczerze zaskoczona, widząc prezent od ciebie – przyznałam, – ale jedno mnie zastanawia…
- Tak?
- Czy przypadkiem nie pomyliłeś książek. Wiesz, stawiałabym raczej na to, że ta, którą mi dałeś to twoja lektura do poduszki – powiedziałam ze złośliwym uśmiechem.
- Wcześniej była, ale stwierdziłem, że tobie bardziej się przyda – odparł, puszczając do mnie oko, a ja pokazałam mu język.
- Nie powinieneś iść do Skrzydła Szpitalnego? – spytałam.
- Mam czas do dziewiątej, więc o tej się tam zjawię – wyjaśnił.
- Ann – odezwał się Lupin. – Możemy zamienić dwa słowa na osobności?
- Eee, jasne – odparła moja przyjaciółka, rzucając niespokojne spojrzenie Dor. – Wybaczcie na chwilę – dodała, a potem przesiedli się dalej i nie słyszałam już, o czym rozmawiają. Zauważyłam jednak, że o coś się sprzeczają.
- Więc… – zaczął Syriusz. – Jak tam dzisiejsza noc, Evans? – spytał. – Nieźle wczoraj zabalowaliście.
            Nie odpowiedziałam. Masakrowałam widelcem moją jajecznicę, udając, że nie widzę, jak Dor pokazuje Syriuszowi podrzynane gardło. Wiedziałam, że ktoś w końcu poruszy ten temat. Ann i Lunatyk wrócili do nas i teraz zapadła niezręczna cisza. Wszyscy skupiali wzrok na mnie, nieumiejętnie udając, że tego nie robią. Kiedy już zdecydowałam się odpowiedzieć na pytanie Blacka, zauważyłam, że Ann i Lupin wymienili zaniepokojone spojrzenia. Było to dosyć dziwne, ale byłam na to przygotowana. Podniosłam głowę, obróciłam się i spojrzałam w stronę drzwi Wielkiej Sali. Moje przeczucia się potwierdziły. Rogacz, w wyśmienitym humorze, szedł właśnie w naszą stronę. Miał na sobie ciemne jeansy i granatową koszulę, w której wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle. Przez chwilę gapiłam się na niego oniemiała.
- Hej – rzucił, stając w tym momencie między mną a Dor. – Cześć, Lily. Wszystkiego najlepszego z okazji imienin.
            Znowu zapadła niezręczna cisza, którą Potter przed chwilą przerwał.
- Dzięki – wyjąkałam, a Rogacz uśmiechnął się szeroko.
- Mam coś dla ciebie. – Zaczął grzebać w kieszeni.
- Eee, ja już będę spadać – powiedziałam szybko. – Obiecałam, że odwiedzę Hagrida zaraz po śniadaniu – dodałam i gwałtownie wstałam z ławki. – Zobaczymy się później – rzuciłam jeszcze. Potter przestał grzebać w kieszeni i wyjął z niej małe, aksamitne pudełeczko. Minęłam go bez słowa w chwili, kiedy wyciągnął rękę, żeby mi je dać.
- Lily! – krzyknęła za mną Ann.
- O co cho… – usłyszałam jeszcze głos zdezorientowanego Rogacza.
            Nie chciałam teraz z nim rozmawiać, dlatego zrobiłam, co zrobiłam. Chciałam mu potem na spokojnie wszystko wyjaśnić, ale popełniłam banalny błąd. Rogacz nie odpuszczał i zawsze chciał załatwiać sprawy od razu. Może, gdybym została w sali i przyjęła od niego prezent, nasza konfrontacja zostałaby odwleczona na później. Teraz jednak wbiłam sobie gwóźdź do trumny.
- James, daj spokój! – usłyszałam chwilę potem krzyk Lupina, ale ja szłam dalej.
            Rogacz nie posłuchał, bo w chwili, kiedy opuściłam Wielką Salę, poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. A już myślałam, że na razie tego uniknę. Opuściłam Wielką Salę między innymi dlatego, że nie chciałam kolejnej rozmowy przy świadkach, ale co mogłam teraz zrobić? Nie miałam czasu przejść w bardziej ustronne miejsce. Został mi tylko hall zamku, a co było najgorsze, to brak szansy na uniknięcie tej rozmowy. Jeszcze godzinę temu wiedziałam, jak to rozegrać, ale teraz nie miałam pojęcia. Nie mogłam powiedzieć mu wprost, żeby spadał, po tym, co zrobiłam.
- Lily, o co ci chodzi? – spytał.
- O nic, James. Po prostu się śpieszę. Możemy porozmawiać później?
- Nie – odparł. – Porozmawiamy teraz. – Westchnęłam i zapatrzyłam się w świecę. – Co ja ci znowu zrobiłem?
- Nic. To ja zrobiłam coś złego.
- Nie rozumiem.
- To, co się wczoraj stało, nigdy nie powinno mieć miejsca, James, dlatego bardzo cię za to przepraszam i proszę byś o tym zapomniał.
- Ty chyba żartujesz, Lily. Każesz mi zapomnieć o najlepszej nocy w moim dotychczasowym życiu? Nie możesz… Lily, zrozum, że ja chcę ciebie, a nie twoje cholerne przeprosiny. KOLEJNE – odparł Rogacz. Był zaskoczony, ale czułam, że traci cierpliwość. – Chciałem dać ci wczoraj szansę, zdecydowałem poświęcić się na rzecz twojego szczęścia, ale tym razem to ty nie dałaś mi odejść! Więc nie rozumiem…
- James, ja… – przerwałam na chwilę, bo w tym momencie podbiegła do nas Ann, a za nią Dor i Lupin, próbujący ją powstrzymać. Łapa też nie chciał ominąć zabawy, tylko, że tym razem żadnej zabawy nie będzie.
- Lily – zaczęła Ann. – Mówiłam ci, że nie możesz… – Moja przyjaciółka miała błagalny wyraz twarzy. Cała reszta czekała w napięciu. Tylko Potter wydawał się go nie odczuwać, ale wiedziałam, że był zdenerwowany.
- Proszę – powiedział do niej Rogacz. – Daj jej mówić. Jest bardzo dobra w robieniu awantur przed całą szkołą – teraz spojrzał na mnie. Jego cierpliwość chyba właśnie się skończyła. Ann westchnęła, a Lupin położył jej dłoń na ramieniu. – A więc, co masz mi do powiedzenia tym razem? – spytał mnie.
- Nie chcę robić żadnej awantury – przyznałam. – Wiem, że wczoraj stało się coś… – Plątałam się we własnych słowach. Wolałabym porozmawiać bez świadków, ale moi znajomi nie mieli zamiaru ułatwiać mi sprawy. Nawet Potter nie zareagował na ich obecność, więc nie miałam wyjścia. – Tak naprawdę w bibliotece nie dałeś mi dojść do słowa, nie dałeś mi nawet ułamka sekundy na odpowiedź, tylko od razu przeszedłeś do czynów. Gdybyś wtedy dał mi czas na reakcję, nie doszłoby do tego, co się stało wieczorem. Pożegnalibyśmy się, a ja nie musiałabym wybierać drugi raz. Wiem, że nic nie usprawiedliwi mojego zachowania wczoraj wieczorem, dlatego proszę cię, zapomnijmy o wszystkim, bo nic więcej nie mogę ci dać. Zapomnij, James. Proszę – głos mi się załamał, a oczy zaszkliły. Tak bardzo nie chciałam, żeby zapomniał. – To jest moje ostatnie słowo. Bez pożegnania.
- Za każdym razem, gdy stanie się coś takiego, będziesz się w ten sposób tłumaczyć?
- Nie będzie kolejnego razu – odparłam, nie patrząc na niego. Jeśli da mi spokój, nigdy nie powtórzę czegoś takiego. Wiedziałam jednak, że jeśli będzie trwać dalej w swoim przekonaniu, szybko do tego wrócimy, bo nie potrafiłam mu się oprzeć.
            Spojrzałam na nasze małe zgromadzenie. Lupin był lekko załamany, tak samo jak Ann. Dorcas patrzyła na całą scenę ze współczuciem i politowaniem jednocześnie, a Black był naprawdę zaskoczony moimi słowami. W tym momencie zawiodłam dosłownie wszystkich. Rogacza, Ann, Dor, mamę, a nawet babcię. Zawiodłam również samą siebie, bo nie potrafiłam zmierzyć się z prawdą.
            Z zamyślenia wyrwał mnie głos Pottera.
- Za dużo ode mnie wymagasz, Lily. Cholera! Ty jesteś nienormalna. Uważasz mnie za egoistę, jednocześnie sama się tak zachowując. Teraz to ty nie dbasz o uczucia innych. Nie liczysz się z moim zdaniem – ciągnął. – Nie liczysz się nawet ze zdaniem Ann czy Dorcas. – To był dla mnie cios poniżej pasa. – Robisz coś, myśląc już w tym czasie, jak za chwilę się z tego wytłumaczysz. I pomyśleć, że myślałem, że się w tobie zakochałem.
- Nie kochasz mnie już? – spytałam ze łzami w oczach, sama nie wiem, dlaczego.
- Oczywiście, że cię kocham, Lily. Kocham cię i nigdy nie przestanę. Jest to jedyna rzecz, której jestem pewien, za którą oddałbym życie, a jednocześnie jest to moje przekleństwo. Zależy mi na tobie jak cholera i nie wiem jak mam sobie z tym poradzić. Zresztą, to co ja czuję, nie jest już ważne, bo nie mam zamiaru ciągle się z tobą bawić. Myślałem, że mógłbym spędzić z tobą resztę życia, ale teraz chyba powinienem zacząć wszystko od nowa po to, by ruszyć dalej, a nie ciągle stać w tym samym miejscu i żyć tym, co dla mnie miało znaczenie, a dla ciebie było zwykłą zabawą – spojrzałam na niego zaskoczona jego słowami. – Przyznaj szczerze, Lily, że tak naprawdę nigdy nie oczekiwałaś ode mnie nic więcej niż przyjaźń. – Przerwał na chwilę swój monolog i wpatrywał się we mnie uważnie, a ja zatraciłam się w tym jego spojrzeniu. – Powiedz mi tylko jedno – poprosił. – Czy istnieją przyjacielskie pocałunki, wręcz namiętne? Może jestem głupi, może mijam się z prawdą, ale mam wrażenie, że mną zaspokoiłaś tylko swoje potrzeby. – W tym momencie poczułam, jak łzy płyną strumieniami po moich policzkach. Gdyby Rogacz wiedział, jak bardzo się w tej chwili mylił… Ale jak miałam mu o tym powiedzieć? Poza tym mógł tak sądzić, bo mimo tego, że to on był chłopakiem, którego kochałam, zawsze był tym, którym nieoficjalnie się bawiłam. – Nie obwiniam cię za to, bo wiem, że ja też zawiniłem. W końcu ja również tego chciałem. Zgodziłem się na to. Uwierz mi, że gdybyś się zdecydowała, rzuciłbym wszystko, zrezygnował z tego, co jest dla mnie ważne tylko po to, by mieć cię w swoich ramionach. To destrukcyjny priorytet i nie chcę, żeby tak było, ale jest i nic nie mogę na to poradzić – dokończył, nadal na mnie patrząc, ale w jego orzechowych oczach nie widziałam radosnych ogników, tylko głęboki, przepełniający go smutek i ból. Może gdybyśmy tą samą rozmowę przeprowadzili sami, w jakimś zaciszu, zrobiłabym to, co by chciał. Rzuciłabym się w jego ramiona, znowu poczuła smak jego ust i poddałabym się jego hipnotyzującemu spojrzeniu. Ale nie byliśmy sami w jakimś zaciszu. Staliśmy na środku zamkowego hallu otoczeni przez dziesiątki osób i wpatrywaliśmy się w siebie z bólem.
            Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć na jego słowa, które strasznie mnie dotknęły. Czułam się tak, jakby tym wyznaniem uderzył mnie w twarz. Zabolało mnie, ale teraz było już za późno, żeby ratować sytuację. Wszystko zepsułam, bynajmniej tak mi się wydawało.
            James nie doczekawszy się innej odpowiedzi niż kolejne moje łzy, spojrzał na mnie ostatni raz, pokręcił głową i udał się w stronę wyjścia na dziedziniec, tym samym definitywnie kończąc naszą rozmowę.
            Pierwszy zareagował Syriusz.
- Teraz to pojechałaś po całości, Evans – rzekł z niechęcią i lekką pogardą, a potem pobiegł za Potterem, nawet na mnie nie patrząc.
            Nadal stałam jak sparaliżowana, a łzy kapały na moją bluzkę. Czułam się okropnie. Wiedziałam, że popełniłam błąd, przed którym ostrzegała mnie Ann. Wiedziałam, że tym razem przegięłam, że strasznie zraniłam Jamesa, że w tym momencie bezpowrotnie straciłam jedynego chłopaka, na którym tak bardzo mi zależało, którego naprawdę kochałam.
            Ann spojrzała na mnie z politowaniem i pogardą. Była naprawdę bardzo zła, ale i smutna. Już wcześniej oznajmiła mi, że tym razem stanie po stronie Pottera i zrobiła to. I chociaż Lupin próbował ją powstrzymać, pobiegła za Jamesem i Syriuszem. Nie miałam jej tego za złe. Liczyłam się z tym. W tym momencie czułam obrzydzenie do samej siebie. Chciałam cofnąć czas i powiedzieć Potterowi prawdę, nie dbając o Seana, ten głupi bal i całą resztę, ale zrobiłam, co zrobiłam. Nie pozostawało mi nic innego, jak pogodzić się z faktami.
            Byłam naprawdę załamana. Zrobiłam, co chciałam, ale wcale mnie to nie cieszyło. Co więcej, skutki tego były opłakane. Przegrałam w tym momencie przyjaźń, a co najważniejsze, walkę o miłość. Dopiero teraz zaczęłam myśleć sercem, a nie rozumiem i doszłam do wniosku, że jeżeli już tego nie zrobił, teraz James na pewno mnie znienawidzi.
            Wcześniej miałam zamiar odwiedzić Hagrida, ale teraz zmieniłam plany. Spojrzałam na Lunatyka i Dorcas, którzy nadal stali w tym samym miejscu, nie odzywając się do tej pory.
- Lily, coś ty najlepszego zrobiła? – powiedział Lupin. – Ja rozumiem, że boisz się zaufać samej sobie i jemu, ale on to zrobił. Postawił wszystko na jedną kartę. Nie sądziłem, że Rogacz jest do tego zdolny, ale jak widać, myliłem się. Nie rozumiem tylko, dlaczego ty nie możesz zrobić tego samego?
- Remus, zrozum mnie…
- Lily, ja od lat próbuję cię zrozumieć w tej kwestii. Liczę się z tym, że to wasze życie, ale nie mogę patrzeć na to, jak dwoje moich przyjaciół marnuje je. – Westchnął. – Muszę jednak przyznać, że w tym wszystkim najbardziej żal mi Ann, bo to ona od początku za wszystko obrywa, załatwiając sprawy, które powinnaś zrobić ty. Jej naprawdę zależy na twoim szczęściu, bo kocha cię jak siostrę – zakończył, a potem wrócił do Wielkiej Sali.
            Remus miał rację. Byłam głupia, ale nie sądziłam, że tym razem zdania będą podzielone, że tym razem zostanę sama, że stracę nie tylko Jamesa, ale również wsparcie Ann i Lupina. Spojrzałam na Dorcas.
- Też chcesz coś powiedzieć? – spytałam, wycierając rękawem łzy z policzków.
- A chcesz, żebym coś powiedziała? – Skinęłam głową. Dor westchnęła. – Twoje życie, twoja sprawa, ale nie sądziłam, że będziesz tak głupia i powiesz mu to wszystko. On cię kocha, Lily. Co więcej ty kochasz jego… Nadal tak jest? – spytała niepewnie.
- Tak – odparłam.
- Więc dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego serwujesz mu tyle cierpienia, a sobie jeszcze więcej? On może to przeboleć i cię zostawić, ale ty do końca życia będziesz mieć wyrzuty sumienia, nie rozumiesz tego?
- Rozumiem, Dor, ale boję się, że zaryzykuję, a wtedy coś się stanie i… Zostanę z niczym.
- A teraz z czym zostałaś? Potter cię zostawił, Black i Lupin również, nawet Ann opowiedziała się za Jamesem. Myślisz, że to jest w porządku? Ann powinna stać tu ze mną, a nie biegać za Rogaczem! To ty powinnaś do niego iść i powiedzieć mu prawdę, czego, domyślam się, nie zrobisz. Naprawdę nie wiem, co mam ci poradzić. Zastanów się nad tym, co mówiłam. Wybacz, ale umówiłam się wczoraj z Ericem, więc muszę już iść – dodała, a potem ruszyła w stronę zachodniej wieży.

9 komentarzy:

  1. Wrócę tu, jak tylko się ustabilizuję psychicznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi słów...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana,

    Zachowanie Lily jednoznacznie daje do zrozumienia, że Evans jest niespełna rozumu. Zastanawiam się, czy kwalifikuje się już na oddział zamknięty w św. Mungu, czy też jeszcze nie. Absolutnie nie widzę żadnej logiki w jej działaniu. Nic zero. Rozdział jest ciekawy, ale nieco za histeryczny. Nie wiem jak ująć to w słowa, ale ruda jest strasznie dziecinna, sprawia wrażenie psychicznie chorej.
    Wierzę jednak, że w kolejnej części trochę się ogarnie. Normalnie jestem zaskoczona jej reakcja, przecież ona ma prawie 18 lat, a zachowuje się jak jakaś małolata.
    Kochana to, co wkurzało mnie kiedyś u Ann, teraz nie wzbudza we mnie negatywnych emocji. Dodatkowo dziewczyna powinna zdzielić swoją przyjaciółkę czymś w głowę, tak aby się spamiętała.

    Fajnie, że James ma wsparcie. Myślę, że to spowoduje, iż nasza Evans ze skłonnosciami masochistycznymi może ogarnie, że marnuje sobie swoje życie. Luthien, czy Ty jeszcze długo będziesz "znęcać się" nad czytelnikami ? :) Niech to irytujące stworzenie o zielonych oczach zejdzie się z Potterem, albo niech zniknie :D

    Pozdrawiam
    Em

    PS. Nie krytykuję Cię w żaden sposób, chodziło mi tylko o to, że mam wrażenie jakby trochę poniosła Cię fantazja, ale to pewnie moje głupie wrażenia

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Luthien
    Brak mi słów...Naprawdę brak mi słów...
    Po tytule rozdziału spodziewałam się, że Lily i James w końcu będą razem, a tu klapa. A tak się cieszyłam. A teraz mało brakowało, żebym się rozpłakała...
    Lily naprawdę przegięła i nie dziwię się, że wszyscy się od niej odwrócili...Potter zasłużył na wsparcie, a Evans na 100% nie...
    Jimm ma rację. Lily zawsze uważała go za egoistę, a teraz sama się nią stała. Ja nie potrafiłabym się tak bawić uczuciami ludzi... Co będzie z tą piosenką Beatlesów? James zaśpiewa ją czy nie? Coś mi się jednak zdaje, że nie... Mam nadzieję, że Lily w końcu NAPRAWDĘ zrozumie swój błąd.
    Przepraszam, że komentarz taki krótki, ale moja psychika się kruszy i jeszcze w dodatku muszę się uczyć do szkoły...
    Pozdrawiam i życzę weny ^-^
    Lavender Potter
    Ps. U mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Luthien,
    Rozdział genialny, na prawdę nie spodziewałam się tego o Lily. Miałam cichą nadzieję, że na samym końcu powie James'owi prawdę, ale tego nie zrobiła. Po prostu brak mi słów.
    Nie dziwię się zachowaniu Ann czy Syriusza, zrobiłabym to samo na ich miejscu. Lily zachowuje się bardzo strasznie, żal mi Jamesa, nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Hapanihi

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Luthien!
    Brak słów. Naprawdę brak nam słów. A raczej rzadko nam się to zdarza. Przeczuwałyśmy, że tak będzie, bo w końcu komplikowanie sobie życia dla Lily hobby. Nie potrafimy jej zrozumieć. Wcale.

    Ann ma sporo racji. Wszyscy mają i Lily to wie. Tylko jakoś nie potrafi wcielić tego wszystkiego w życie. Nie wiemy, kiedy ona się ogarnie. Poza tym... Teraz i my mamy wrażenie, że Evans przegrała walkę o tę miłość. Nie wyobrażamy sobie jak po czymś takim mogliby być razem. Na szczęście to Ty piszesz to opowiadanie i to Ty masz dla nich najlepszy plan.

    Dobrze chociaż, że Lily już żałuje tego, co zrobiła. Tylko dlaczego nie poleciała za Rogaczem? Bo wszyscy na nich spoglądali? Słaba argumentacja. Jesteśmy okropne, ale wcale nie jest nam jej teraz szkoda. Mimo tego że właściwie została teraz sama, nie potrafimy jej współczuć. Wszystko jest jej własnym wyborem. Nie żeby Potter był święty, ma wiele na sumieniu. Ale dla niej jest w stanie skończyć ze wszystkimi głupotami, a ona tym czasem miesza jego uczucia z błotem. I wieczny argument, że Sean jest stały w uczuciach, a James? Lata za nią od tylu lat... I owszem, czasem ją ignoruje, czasem adoruje, ale chłopak po prostu głupieje przez huśtawki Evans...

    Kochana Luthien, trzymamy kciuki za Twoich bohaterów. Niecierpliwie czekamy na dalszy rozwój wydarzeń, mimo tego że Lily zaczyna nas dobijać.

    Pozdrawiamy!
    ~ Twoje Łapa i Rogacz

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana,

    przyznam szczerze, że mi samej się ten rozdział nie podoba i pisząc go teraz na nowo, rozmowa potoczyłaby się całkiem inaczej. Chciałam ją nawet zmienić, ale musiałabym efektem domina wywalić wszystko, co napisałam potem, dlatego zostawiłam tak, jak było. Lily się ogarnie, ale dopiero po tym, jak usłyszy piosenkę, którą miał wykonać dla niej James. Mam nadzieję, że wtedy trochę przychylniej na nią spojrzycie :) Chociaż oczywiście nie obejdzie się jeszcze bez głupich zachowań tej dwójki.

    Co do Ann, to zdradzę, że w tym rozdziale zaczęła coś, co w drugim semestrze odbije się na niej i pokieruje dalej jej losem.

    Lily szybko się z Jamesem nie zejdzie i nie zabraknie jeszcze problemów, ale mam nadzieję, że niedługo wyjdę z tego irytującego zachowania Rudej.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Lavender,

    Potter zaśpiewa tą piosenkę, ale zdecyduje się na to w ostatniej chwili. Lily zrozumie swój błąd już niedługo, nie oznacza to jednak, że poleci do Jamesa i wyzna mu miłość.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochane Dziewczyny,

    teraz jedyną nadzieją na ich związek jest James, który szczerze i niepodważalnie kocha Evans i jest w stanie zrobić dla niej wszystko, a przede wszystkim wybaczyć. Mam nadzieję, że jakoś wybrnę z tego i usatysfakcjonuje was to, co czeka bohaterów, chociaż myślę, że Lily jeszcze nie raz będzie kandydatką do najbardziej znienawidzonej postaci. Domyślam się, że jej charakter w mojej wersji jest nieadekwatny do tego, co miała w zamyśle pani Rowling, ale ja stworzyłam ją według własnych potrzeb.

    Na szczęście wszystko skończy się (kiedyś) dobrze :)

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń