Witajcie!
Tym razem na czas, przychodzę do was z kolejnym rozdziałem i uprzedzam od razu, że ten cały konkurs karaoke znajdzie się dopiero w kolejnej części rozdziału, czyli za kolejne dwa tygodnie.
Jak już wspominałam, do końca tego tygodnia uporam się z zaległymi komentarzami na Waszych blogach, gdyż na razie, mam chwilę wolniejszego czasu.
Całuję
Luthien
***
James Potter
Musiałem wyjść na dwór, bo inaczej nie wiem, co bym zrobił. W tej chwili nie mogłem dłużej patrzeć na Evans. Jedyną dziewczynę, która potrafiła chyba jednocześnie kochać i nienawidzić, trzymać w rękach twoje serce tylko po to, żeby rozdeptać je na najdrobniejsze kawałki, dawać nadzieję, a potem boleśnie sprowadzać cię do rzeczywistości. Najgorsze było w tym wszystkim to, że mimo bólu, który teraz odczuwałem, nadal ją kochałem i nie potrafiłem tak po prostu przyjąć do wiadomości tego, co się przed chwilą stało. Byłem nie tyle wściekły, co rozżalony. Czułem potrzebę wyładowania emocji, więc nie bardzo myśląc, co robię, z całej siły kopnąłem w kamienną ławkę. Od razu tego pożałowałem, bo stopa zaczęła pulsować mi fizycznym bólem. Nie zatrzymałem się jednak i kuśtykając, poszedłem dalej. Black szedł obok, nie odzywając się.
- James… – nie odpowiedziałem. – Stary, nie rezygnuj z niej teraz – rzekł w końcu, wieszając się ręką na moim ramieniu, próbując w ten sposób okazać dodatkowe wsparcie.
- Nie? Więc według ciebie co powinienem zrobić? Słyszałeś, co powiedziała. Mam zapomnieć i… – nie potrafiłem dokończyć.
Wiedziałem, że wczorajsza noc była zbyt piękna, aby była prawdziwa, ale chciałem przeżyć ją tak, jak to zrobiliśmy. Dałem Evans wybór, mogła pozbyć się mnie raz na zawsze, trudno, przynajmniej wiedziałbym, na czym stoję. Jeśli wolała ułożyć sobie życie beze mnie, po zakończeniu szkoły wyjechałbym i nigdy więcej by mnie nie spotkała. Ona jednak wybrała inaczej, nie chciała wyrzucać mnie ze swojego życia, więc widocznie coś dla niej znaczyłem. Może to było głupie, ale ja po prostu c z u ł e m, że ona mnie kocha, to co ostatnio między nami zaszło znaczyło dla niej więcej, niż chciała przyznać. Znałem ją już tyle lat i wiedziałem, że mogłem próbować różnych rzeczy, ale gdyby ona sama nie chciała, nie dopuściłaby mnie tak blisko. Jednak przez to, że to zrobiła, zmieniła się. Nie była już tą samą dziewczyną, która skradła mi serce. Miłą, inteligentną, skromną, stojącą na straży prawa, upartą, znającą swoją wartość i wyznającą własne zasady, wygadaną i błyskotliwą, uroczą Lily Evans. Czy to ja ją zmieniłem, czy sama to zrobiła? Faktem było jednak, że teraz zachowywała się tak, jakby postradała wszystkie rozumy. Nie wiedziała, czego chce, wykorzystywała i mnie, i zapewne Whitby’ego, bo tak jej pasowało. Jego miała na wyłączność i mogła nim dyrygować, mnie traktowała jak zabawkę, którą można wrzucić do pudełka i wyciągnąć, kiedy wszystko inne się znudzi. Czy przypadkiem nie o to posądzała właśnie mnie, kiedy na początku września rozmawialiśmy w pociągu? Zarzuciła mi, że to ja traktuję dziewczyny jak lalki i miała o to pretensje, teraz jednak ona w ten sposób traktowała mnie i nie mogłem zrozumieć, dlaczego zamiast nadal wrzeszczeć i się wykłócać, poszła w stronę, której się brzydziła. Czułem się w tej chwili upokorzony. Jak naiwne dziecko. Żałowałem, że pozwoliłem chłopakom i dziewczynom zostać przy naszej rozmowie.
- Wiem, że zachowała się dzisiaj jak ostatnia debilka, ale ona… – przerwał na chwilę. – Zaufaj mi, że wiele dla niej znaczysz.
Spojrzałem na niego i wcisnąłem ręce do kieszeni.
- Nie wiem, co ci ona naopowiadała, ale na pewno nie… – nie dokończyłem, bo w tym momencie usłyszeliśmy wołanie Ann, która biegła za nami przez dziedziniec.
- James, proszę cię, zaczekaj! – krzyknęła. Rzuciłem Blackowi szybkie spojrzenie i zatrzymałem się, odwracając.
- O co chodzi? – spytałem niezbyt uprzejmie.
- James, to nie jest tak, jak myślisz – powiedziała Vick.
- Nie? Ann, miałaś rację. Powinienem już dawno dać sobie spokój.
- Ona nie mówiła tego poważnie. Boi się zaangażować, bo uważa, że w ten sposób przegra, że ją zostawisz.
- Ja już od dawna nie toczę z nią żadnej bitwy. Chyba, że ona toczy ją sama ze sobą.
- Dzisiaj rano jasno jej powiedziałam, że nie może się wykręcić z wczorajszej nocy, że jeśli to zrobi, stanę po twojej stronie. Nie posłuchała mnie. Mi też jest przykro, Rogacz. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Szkoda, że jej nie jest przykro – odparłem.
- Jest jej przykro – stwierdziła. – Jestem jej przyjaciółką i dobrze ją znam. Żałuje tego, co powiedziała, a wiesz dlaczego? Bo jest świadoma tego, że w tej chwili być może straciła chłopaka, którego kocha.
- Kocha? Ann, ona ma mnie gdzieś! – rzekłem zdenerwowany.
- Nie ma, uwierz mi. Sean już od dawna nic dla niej nie znaczy i tak naprawdę nigdy nic do niego nie czuła. Kocha ciebie i powiedziała mi to wprost, nie raz i pod wpływem chwili, ale co najmniej trzy razy stanowczo.
Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Kochałem Lily. Niczego nie byłem bardziej pewny niż tego, ale jak miałem jej to udowodnić? Ona bała się, że ją zostawię, ale w tym momencie jaką ja miałem gwarancję, że to ona nie postąpi tak względem mnie, jeśli rzekomo kochając mnie, potrafiła powiedzieć mi prosto w twarz, że nic dla niej nie znaczę?
- Widocznie kłamała – rzekłem w końcu z bólem serca.
- Nie kłamała – mówiła dalej Ann, wciąż się we mnie wpatrując. – Uwierz mi, że dzisiaj kłamała, ale nie wtedy.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? – spytałem. – O co mnie prosisz? Że będę za nią latał, a ona będzie mnie upokarzać? Słyszałaś ją tak samo wyraźnie, jak ja. Nie mam zamiaru ciągle z nią walczyć, prosić, skakać koło niej… Dałem jej wybór, zgodziłem się odejść, nie pozwoliła mi. – Odwróciłem w końcu wzrok, który teraz padł na pudełeczko, które nadal trzymałem w ręce, a które kilka minut temu chciałem podarować Lily.
- Nie rozumiesz? – zapytała Ann ze złością. – To ja się myliłam. Nie powinnam mówić ci dzisiaj rano tego wszystkiego, ale byłam na nią wkurzona, a ciebie było mi po prostu żal. Ona cię kocha, James. Nie jakiegoś tam Seana, tylko ciebie. Nie umie ci jeszcze powiedzieć tego wprost, ale nie oczekuj od niej, że po tym, co było, nagle zacznie oznajmiać to każdemu, kogo spotka na swojej drodze. Ona nie jest taka jak ty – zamilkła na chwilę, zastanawiając się, co jeszcze może powiedzieć w obronie swojej przyjaciółki. Naprawdę się starała, a mi naprawdę zależało na Evans. – Na razie bądź cierpliwy – poprosiła w końcu. – Daj jej jeszcze jedną szansę, nie wtedy, kiedy ty będziesz chciał, tylko wtedy, kiedy ona będzie na to gotowa. James, ja naprawdę wam kibicuję, bo wiem, że nadal warto. Wiem, że ją kochasz – dodała, a potem odwróciła się i ruszyła w stronę zamku.
Patrzyłem za nią chwilę i westchnąłem. Spojrzałem na Blacka, oczekując jakiejś reakcji i już wiedziałem, jakie jest jego zdanie na ten temat.
- Ann, zaczekaj! – zawołałem za nią. Stanęła, a ja podbiegłem do niej.
- Hmm?
- Daj jej to i powiedz, żeby otworzyła, kiedy będzie na to gotowa – rzekłem, podając jej pudełeczko z prezentem. Ann uśmiechnęła się słabo, przytuliła mnie, po czym ruszyła z powrotem do zamku. Patrzyłem za nią tak długo, dopóki nie zniknęła za drzwiami. Dopiero wtedy wróciłem do Blacka. – Co? – spytałem.
- Nic. Dobrze zrobiłeś.
- To się jeszcze okaże – odparłem.
- Evans zachowała się niewłaściwie, ale widać było, że ciężko jej to przyszło.
- Ale przyszło.
- Bo wolała zranić cię teraz niż później.
- Co? – spytałem zdezorientowany. Ostatnio Łapa miał coraz inteligentniejsze przebłyski geniuszu, co trochę mnie przerażało.
- Nic – odparł z uśmiechem. – Co z dzisiejszym konkursem? – umiejętnie zmienił temat.
- Odbędzie się.
- A twoja piosenka?
- Nie wiem. Zastanawiam się, czy w ogóle warto ją śpiewać.
Cały ten konkurs zorganizowałem dla Lily, to miał być mój wieczór i moja piosenka dla niej. Nie obchodziło mnie to, co pomyślą o tym wszystkim inni. Chciałem, by tym razem ona powiedziała mi prawdę, ale w tej sytuacji mogłem zapomnieć o moich planach. Ann twierdziła, że Evans mnie kocha. Dorcas też mi to mówiła. Sam byłem o tym przekonany, ale teraz ciężko było mi w to uwierzyć. Raczej powoli docierało do mnie to, że od początku Lily tylko się ze mną bawiła. Robiła, co chciałem, a potem drastycznie niszczyła mi życie. Co mi więc teraz pozostało? Przeboleć wszystko i zapomnieć, zgodnie z jej życzeniem lub zacisnąć zęby i walczyć dalej, bo są jeszcze jakieś szanse. To zabawne, że zastanawiałem się nad tym dopiero teraz, kiedy decyzja zapadła wraz z przekazaniem prezentu dla Lily Ann.
Lily Evans
- Brawo, Evans – usłyszałam znajomy głos, a zaraz za nim obok mnie pojawił się Krukon.
- Czego chcesz, Kev? – spytałam niechętnie. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim.
- Dowiedzieć się, dlaczego w taki sposób spławiłaś Pottera.
- Jeśli powiesz jeszcze chociaż jedno słowo, spławię ciebie. Nie twój interes, dlaczego to zrobiłam i skąd w ogóle o tym wiesz?
- Nieważne – odparł. Pewnie Meadowes wypaplała mu wszystko prosząc, by ze mną pogadał, bo czasami udawało mu się przemówić mi do rozumu. – Chciałem tylko spytać, dlaczego tak postąpiłaś. Czy nie mówiłaś mi ostatnio, że Potter jest na chwilę obecną jedynym chłopakiem, którego kochasz i na którym ci zależy? Miałaś z nim porozmawiać, ale nie w ten sposób. Czy ty na głowę upadłaś?
- Nie twoja sprawa, dlaczego to zrobiłam. To, co ci ostatnio powiedziałam to prawda, ale mówiłam ci wtedy jeszcze inne rzeczy i kto jak kto, ale ty powinieneś mnie zrozumieć.
- Ale nie rozumiem, mimo, że osobiście nie pałam do niego sympatią.
- To już nie jest mój problem. Daj mi spokój, Kev, bo czuję się okropnie i bez twojego gadania. Nie chce mi się z tobą rozmawiać ani cię słuchać. Nie wiem, dlaczego ostatnio tak bardzo interesujesz się moim życiem prywatnym i relacjami z Jamesem, ale daj mi spokój.
Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniami. Jego zielone oczy, zawsze pełne zrozumienia, teraz wyrażały zdezorientowanie. Kevin przetrawiał swoje myśli przy akompaniamencie komentarzy dobiegających z jednego z obrazów. Dookoła nas biegali roześmiani uczniowie podekscytowani wolnym dniem i popołudniowym konkursem karaoke.
- Wiesz co, Evans? Ty jesteś po prostu idiotką. Kochasz chłopaka, który lata za tobą od lat, a mówisz mu, że nic dla ciebie nie znaczy. Nigdy nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale żal mi Pottera, w przeciwieństwie do ciebie. Zasłużyłaś sobie na to, żeby tym razem on złamał twoje serce i uwierz mi, że jeśli to zrobi, nie będę cię żałował. Potter może być moim wrogiem po tym, jak potraktował moją siostrę, ale nawet on, po tym, co zrobił dla ciebie, nie zasłużył na takie traktowanie. To wszystko, co miałem do powiedzenia. Cześć.
Zanim zorientowałam się w sytuacji, Hilliard poszedł w swoją stronę.
- Kev, czekaj! – krzyknęłam za nim. – Co James zrobił twojej siostrze?
- Nie twoja sprawa – odparł, odwracając się do mnie i załatwiając mnie moją własną bronią.
Świetnie, pomyślałam. Grono moich przyjaciół drastycznie zmalało w przeciągu godziny. Z pięciu, nie licząc Rogacza, po tej rozmowie zostało mi… Zero. Ann, Dor, Remus, Łapa i Kevin. Nikt z nich nie chciał ze mną rozmawiać.
Ann Vick
Po rozmowie z Jamesem pałętałam się dosyć długo po zamku, nie mając zielonego pojęcia, co począć ze sobą i resztą moich przyjaciół. Chciałam do obiadu uporać się z dekorowaniem Wielkiej Sali do konkursu tak, żeby potem tylko ustawić scenę i ławki, więc czekałam, aż skończy się śniadanie, a ja będę mogła zacząć działać. Dorcas obiecała, że mi pomoże, ale teraz gdzieś zniknęła. James odprowadzał Blacka do Skrzydła Szpitalnego, a Lupin dobrze wiedział, że w tym momencie powinien zostawić mnie samą. Co do Lily… Pewnie nie będzie chciała ze mną rozmawiać po tym, jak wzięłam stronę Jamesa, ale to nie była moja wina, że musiałam wszystko za nią naprawiać.
James był tym razem prawie nieugięty. Nie miałam pojęcia, jak zdołałam go przekonać, by dał mojej przyjaciółce jeszcze jedną szansę. Lily naprawdę przegięła i byłam na nią zła. Ostrzegałam ją, jednak musiałam przyznać Rogaczowi rację, ona miała to wszystko gdzieś i będzie się musiała naprawdę bardzo wysilić, żeby James znów zaczął z nią rozmawiać. Mimo to, w tej chwili, to znowu ja musiałam ratować sytuację, musiałam zaryzykować. Przysięgałam, że już nigdy nie będę się wtrącać i miałam zamiar dotrzymać obietnicy, ale ta sprawa wymagała postawienia przeze mnie wszystkiego na jedną kartę. Lily się pewnie zdenerwuje, ale potem będzie dziękować. Bynajmniej taką miałam nadzieję.
Siedziałam sobie w jakiejś klasie na pierwszym piętrze i ćwiczyłam zaklęcie na transmutację, gdy przypomniałam sobie o małym, aksamitnym pudełeczku, które Potter chciał, żebym przekazała Lily. Nie powinnam go otwierać, ale w sumie co to komu szkodziło? Zastanowiłam się, a potem wyjęłam prezent i zobaczyłam, co Rogacz kupił mojej przyjaciółce.
Otworzywszy pudełko, dosłownie oniemiałam. Wiedziałam, że Potter był bardzo bogaty, ale żeby aż tak, by kupować Lily tak drogie prezenty… W środku na również aksamitnej poduszeczce leżał prześliczny pierścionek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jako osoba kochająca zakupy i wszystko, co się z nimi wiązało, w tym także biżuterię, znałam się na różnego rodzaju kruszcach. Ten pierścionek musiał kosztować z dobry tysiąc. Na pierwszy rzut oka wyglądał „normalnie” i nie miałam zamiaru uświadamiać Lily o jego wartości z racji tego, że wtedy w ogóle by go nie przyjęła. Pierścionek był bardzo delikatny. Do cienkiej podstawy z białego złota przyczepiona była gałązka z trzema malutkimi diamentowymi kwiatkami, jednym większym, wykonanym z rubinów oraz niewielkim listkiem. Całość robiła naprawdę piorunujące wrażenie. Wiedziałam, że pieniądze Jamesa są dla Lily najmniej ważną rzeczą i pewnie się wścieknie, kiedy dowie się prawdy o prezencie, ale osobiście jej w tym momencie zazdrościłam. Popodziwiałam jeszcze chwilę pierścionek, a potem schowałam pudełko do kieszeni i w lepszym humorze udałam się do Wielkiej Sali.
Po drodze wpadłam na Whitby’ego.
- Hej, Ann.
- Hej, Sean – odparłam.
- Jak tam przygotowania do konkursu? – zagadnął.
- W porządku. Właśnie idę do Wielkiej Sali, zająć się dekoracjami – wyjaśniłam.
- Może ci w czymś pomóc? – zaproponował ze szczerym uśmiechem.
- Dzięki za propozycję, ale naprawdę nie trzeba. Damy sobie radę.
- W porządku, ale jak coś to daj znać.
- Jasne – również się uśmiechnęłam. – Przyjdziesz potem?
- Miałem taki zamiar, ale nie wiem, jakie plany ma Lily.
- Jeszcze wczoraj mówiła, że nie idzie, ale może zmieniła zdanie – rzekłam.
- Najwyżej przyjdę sam. Monic, dziewczyna, którą Michael zarosił na bal, prosiła, żebyśmy przyszli – wyjaśnił.
- Monic Miller? – spytałam. – Myślę, że ma duże szanse na wygraną – przyznałam. – Śpiewa po prostu obłędnie.
Nie przesadzałam. Kiedy Krukonka przyszła do nas wpisać się na listę, chwilę z nią porozmawiałyśmy. Poprosiłyśmy, żeby coś nam zaśpiewała i od tego czasu trzymałam za nią kciuki.
Doszliśmy w końcu do Wielkiej Sali, która na szczęście już opustoszała.
- To, co? Widzimy się później – powiedział Sean. – Idę poszukać Lily.
- Jasne – odparłam, a potem weszłam do jadalni i zamknęłam za sobą wielkie drzwi.
Jakoś nigdy nie przepadałam za Whitbym i szczerze to nadal niezbyt go lubiłam, ale teraz zrobiło mi się go trochę żal, kiedy pomyślałam o tym, w jakim układzie znajduje się z moją przyjaciółką. Na dodatek niczego nieświadomy.
Dorcas Meadowes
- Chciałabym w końcu spędzić z tobą cały dzień – przyznałam, – ale dzisiaj nie da rady. Cały ten konkurs i… Cholera – zaklęłam, spoglądając na zegarek. – Pół godziny temu miałam się spotkać z Ann!
- Na pewno poradzi sobie bez ciebie – odparł Eric, przyciągając mnie do siebie.
- Możliwe, ale nie o to chodzi… – zaczęłam, ale nagle zamilkłam. Chciałam z nim porozmawiać o problemie Lily i Jamesa, wygadać się komuś, ale nie mogłam. Ta sprawa go nie dotyczyła i nie powinnam opowiadać mu o wszystkim. To był zamknięty krąg. Ciężko mi było z powodu tego, co się dzisiaj stało, że nie potrafiłam przemówić mojej przyjaciółce do rozumu, ale ona „lepiej wiedziała, co robi”.
Znałam ją tyle lat, a jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak się zachowywała, żeby nie patrzyła na konsekwencje, tylko własne korzyści. Prawda była taka, że jednego chłopaka oszukiwała, a drugiego zdradzała. Jej miłość do Pottera nadal wydawała mi się trochę irracjonalna, ale jak widać Rogacz miał rację. Mimo to nadal nie miałam pojęcia, dlaczego od początku wydawało mi się to logiczne.
- W takim razie wytłumacz mi, co cię martwi – poprosił Eric, przytulając mnie.
- Nie mogę – odparłam. – Po prostu Lily znowu pokłóciła się z Jamesem – dodałam tylko i odsunęłam się od niego. Zrozumiał aluzję, o nic nie zapytał. – Naprawdę muszę już iść – powiedziałam, pocałowałam go w policzek i pobiegłam na parter.
Nie wiedziałam, co Lily sobie rano pomyślała. Na pewno nie zrobiła tego, co jej powiedziałam, tego byłam pewna. Może gdyby porozmawiali tylko we dwójkę, nie na widoku, stałoby się inaczej, ale nie można było cofnąć czasu i tak naprawdę było mi żal i Jamesa i Lily. Miałam nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone.
Po pięciu minutach dotarłam na parter. Pchnęłam drzwi Wielkiej Sali i weszłam do środka, z powrotem je zamykając. Byłam trochę zaskoczona widokiem, jaki zastałam. Podeszłam do Ann, która siedziała na stole Gryffonów, patrząc bezmyślnie w jakieś bliżej nieokreślone miejsce.
- Wybacz spóźnienie – powiedziałam, wyrywając ją z jakiegoś transu. – Eric…
- Nie ma sprawy – odparła, patrząc teraz na mnie.
- Myślałam, że się wkurzysz i sama wszystko zrobisz.
- Pewnie tak, ale musiałam coś przemyśleć – wyjaśniła i zeskoczyła na podłogę.
- Ann – zatrzymałam ją, kiedy, jakby nigdy nic, już zabierała się do pracy. – Co się stało? – spytałam.
- Nic.
- Znam cię. No więc? – ponagliłam ją, a ona westchnęła.
- Właśnie sobie uświadomiłam, jak okropnie zachowałam się w stosunku do Lily. Pokłóciłyśmy się, to prawda, ale nie raz już to robiłyśmy, a ja nie szłam wtedy do Jamesa i nie mówiłam mu, żeby dał sobie spokój, bo ona na niego nie zasługuje. Przecież jeśli się o tym dowie, nigdy w życiu już się do mnie nie odezwie. Poza tym potem też powinnam ją wesprzeć, a nie pobiec za Rogaczem, ale ja naprawdę chciałam dobrze – wyznała.
To prawda, że jej poranne zachowanie było pierwszym gwoździem do trumny, w której można było pochować jej przyjaźń z Lily. Gdyby Evans dowiedziała się o wszystkim, wątpię, by jej to wybaczyła. Nawet, jeśli się pokłóciły, Vick nie miała prawa mówić czegoś takiego Potterowi i również miałam jej to za złe. Nie można było jednak cofnąć czasu. Co się stało, to się nie odstanie. Możliwe, że ta sprawa nigdy nie wyjdzie na jaw. Na razie trzeba było zająć się czymś innym.
- Fakt, to co zrobiłaś rano nie było w porządku, ale potem postąpiłaś słusznie – przyznałam. – Poza tym ja też jej nie wsparłam, chociaż wiedziałam, że tego potrzebuje, ale… Po prostu nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Wiesz, gdyby oni porozmawiali sami, bez świadków to pewnie skończyłoby się to inaczej, ale tym razem James naprawdę się zdenerwował, a ona mocno go zraniła.
- Co nie zmienia faktu, że jako przyjaciółka zachowałam się podle.
- Udało ci się coś wskórać u Rogacza? – spytałam.
- Wydaje mi się, że tak, ale nie dam głowy. Było ciężko.
- Więc naprawiłaś swój błąd. To, co udało ci się zrobić, może jeszcze zaważyć na ich decyzji, więc nie przejmuj się już tym wszystkim. Teraz kolej na ich ruchy. Nie połączysz ich na siłę.
- Masz rację – przyznała, – ale…
- Nie ma żadnego, ale – powiedziałam. – Przestań się mazać – przytuliłam ją. – Uwierz mi, że ja też nie czuję się w tym wszystkim dobrze.
Zapadła chwila ciszy.
- Bierzmy się do roboty, bo nie skończymy przed obiadem.
~ * ~
Nie mogłyśmy jeszcze przestawić stołów, więc zabrałyśmy się do dekorowania sali. Po obu stronach drzwi ustawiłyśmy po dwie urny, do których potem będzie można wrzucać kartki z głosami. James stwierdził, że podzielenie ich na poszczególne domy ułatwi liczenie, więc zrobiłyśmy, jak chciał i teraz po lewej stronie drzwi stały urny w kolorach szmaragdowo-srebrnym oraz błękitno-brązowym, a po prawej żółto-czarnym i złoto-czerwonym. Nie chciałyśmy jeszcze przyciemniać Sali, więc zostawiłyśmy sufit w spokoju. Powiesiłyśmy kilka kul dyskotekowych i tysiące lampek, które potem będą rzucały przyćmione światło. Na ścianach umieściłyśmy neonowe napisy oraz obrazki w kształcie mikrofonów, różnych instrumentów i tym podobnych rzeczy oraz plakatów najpopularniejszych magicznych zespołów muzycznych, takich jak Fatalne Jędze czy piosenkarki jazzowej Celestyny Warbeck. Całość nie robiła na razie pożądanego efektu, ale potem, jak będzie ciemniej dekoracje zrobią wrażenie.
- No to zostały nam tylko światła, sufit, scena i stoły – rzekłam, kiedy skończyłyśmy. – Zdążymy w godzinę.
- Wiesz co? Tak sobie myślę… To wszystko wygląda super, ale chyba będzie lepiej pokazać to razem.
- To znaczy?
- Rzućmy na dekoracje zaklęcie kameleona, żeby na razie nie było nic widać – zaproponowała Ann. – Wolę żeby całość była niespodzianką.
Remus Lupin
- Jak tam? – spytałem, podchodząc do szpitalnego łóżka Blacka, na którym siedział także Potter.
- Gdyby nie to, że muszę tu leżeć jeszcze trzy dni, przegapiając całą zabawę, byłoby świetnie – odparł Syriusz z niezadowoleniem. – Jak tylko stąd wyjdę, policzę się z Flintem za ten tłuczek – zagroził.
- Najpierw stąd wyjdź i zagraj ostatni mecz z Puchonami, a dopiero potem bij się z Flintem – powiedział Rogacz. – W sobotę chcę cię mieć zdolnego do gry, bo jak nie, to ja się policzę z tobą – dodał, a potem oboje się zaśmiali.
Przyjaźniłem się z nimi od wielu lat, ale tak naprawdę to oni byli najlepszymi kumplami. Zawsze zastanawiało mnie to, jak można być ze sobą tak blisko, nie będąc braćmi. Co prawda oni byli jakoś tam spokrewnieni, ale raczej nie to miało wpływ na ich relacje.
- Panie Black – pielęgniarka, słysząc śmiechy w świętym miejscu ciszy i spokoju, wyszła ze swojego gabinetu i podążała w naszym kierunku.
- Tak? – Łapa posłał jej czarujący uśmiech.
- Nie ma sensu trzymać tu pana dłużej… – pani Pomfrey nie dokończyła, bo Syriusz, słysząc te słowa, wyskoczył na podłogę i zaczął wyginać się w rytm niesłyszalnej muzyki. – Do łóżka! – wkurzyła się pielęgniarka. Black spojrzał na nią zaskoczony, a my wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem.
- Ale przecież powiedziała pani…
- Wypuszczę pana za godzinę – dokończyła i jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Na twarzy Syriusza pojawił się szeroki uśmiech, po czym skoczył na łóżko, chwytając w locie pudełko z Fasolkami Wszystkich Smaków, które podetknął nam pod nos. Oczywiście Peter ochoczo się poczęstował, natomiast ja z Jamesem odmówiliśmy.
- Czy ty nie powinieneś zajmować się dekoracjami? – zwróciłem się do Pottera, kiedy zapadła chwilowa cisza.
- Dziewczyny wzięły to na siebie – wyjaśnił.
- Aha, więc jaka rola przypada tobie w tym przedsięwzięciu?
- Wodzireja – odparł. – Luniek, tobie nie kazałem nic robić, więc nie marudź.
- Nie o to mi chodzi, James – stwierdziłem. – Co z piosenką?
- Co wy wszyscy macie z tą piosenką? – spytał poirytowany, czemu wcale się nie zdziwiłem. – Nic – dodał w końcu. – Miałem ją zaśpiewać, ale w tej sytuacji chyba nie ma to najmniejszego sensu. Lily nie chce mnie znać, powiedziała, co o tym wszystkim myśli, a ja zrozumiałem. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że ja ją naprawdę kocham – wyznał. – Wiem, że brzmi to głupio w moich ustach, ale zakochałem się w niej i strasznie dotknęło mnie to, co dzisiaj powiedziała. Oczywiście nie jestem taki głupi, żeby sobie robić nadzieje po jednej niezobowiązującej nocy, ale zamiast porozmawiać ze mną normalnie, ona prosto z mostu mówi mi, że to była pomyłka i mam zapomnieć. To jest jakiś koszmar.
Wiedziałem, ile kosztuje go to wyznanie, że naprawdę kocha Evans, że czuje się szczerze zraniony, a jednak potrafił udawać. W tym momencie nie załamał się, tylko zaśmiał.
- Co za ironia losu… – rzucił jeszcze, a potem poczochrał włosy.
- Jeśli chcesz znać moje skromne zdanie – odezwał się Black. – To jak już mówiłem, powinieneś zaśpiewać tę piosenkę. Nic przez to nie stracisz.
- Też tak uważam – poparłem go.
- I co mi to da? Ona chodzi z Whitbym, a ja bez sensu za nią latam. Kocham ją, ona nie potrafi sprecyzować czego ode mnie oczekuje, ja chcę z nią być, ona ze mną nie. Nie zmuszę jej do niczego.
Westchnąłem. Tym razem Rogacz na poważnie wziął sobie do serca jej słowa.
- James, masz dwie opcje. Dajesz sobie spokój albo walczysz dalej. Jeśli naprawdę ją kochasz, pozostaje ci tylko jedno wyjście.
- Remus, jak mam ją zmusić do pokochania mnie? – spytał zdenerwowany.
- Nie musisz jej do niczego zmuszać – odparłem. – Posłuchaj, Lily nie chciała powiedzieć tego, co powiedziała rano. Jestem tego pewny. Problem w tym, że ona po prostu była zła na samą siebie za tę noc, że tak szybko się to wszystko stało. Nie żałuje tego, ale uważa, że jeszcze nie była na to gotowa.
- I dlatego postanowiła wyżyć się na mnie? Dlaczego zawsze mi się obrywa?
- Bo częściej wyładowujemy złość na osobach, które są dla nas najważniejsze, gdyż mamy świadomość, że zawsze nam wybaczą – wyjaśniłem i pomyślałem, że powinienem zostać psychologiem.
- Czyli jeśli ktoś ciągle na mnie wrzeszczy, oznacza to, że mnie kocha? – spytał Łapa z rozbawieniem. – W takim razie McGonagall za mną szaleje – krzyknął, na co całą czwórką wybuchliśmy śmiechem.
James chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i weszła przez nie średniego wzrostu brunetka o piwno-szarych oczach i nieśmiałym uśmiechu. Podeszła do nas powoli i zatrzymała się kawałek od łóżka Łapy. Była to Sue Summers, bardzo sympatyczna Puchonka, najlepsza przyjaciółka Alice Lufkin. Miała brata bliźniaka i nigdy niczym się nie wyróżniała. Z tego co wiedziałem, stroniła od chłopaków, ale jak widać zaproszenie na bal od Blacka, chyba zmieniło jej poglądy.
- Cześć – odezwała się niepewnie.
- Cześć – odpowiedzieliśmy po kolei.
- Eee, nie chcę przeszkadzać – przyznała, – więc może przyjdę później – dodała i już zbierała się do wyjścia.
- Nie przeszkadzasz – powiedział Łapa. – Poza tym za godzinę i tak stąd wychodzę.
- Aha. To… Super – odparła, uśmiechając się.
- My i tak się właśnie zbieraliśmy, prawda? – zwróciłem się do chłopaków.
- Tak. Wiesz, ten cały konkurs… – zaczął Rogacz. – Mamy jeszcze trochę pracy – uśmiechnął się do niej zawadiacko. – Także… Widzimy się potem, Łapciu – rzucił do Blacka, który spiorunował go wzrokiem za to zdrobnienie.
- Dobra – odezwał się tamten. – Za godzinę – przypomniał.
- Na razie, Sue – powiedział Potter do Puchonki, a potem zostawiliśmy Syriusza i Summers samych.
Lily Evans
Leżałam w łóżku już kolejną godzinę i setny raz układałam w głowie rozmowę, która powinna się odbyć zamiast tej rano. Tak bardzo żałowałam tego, co powiedziałam. Sean ostatnio stwierdził że jeszcze nie jest za późno na to, żebym się wycofała i powinnam to zrobić. Powinnam z nim zerwać, namówić na bal Iana albo Kevina i powiedzieć Jamesowi prawdę, a tak znowu wszystko schrzaniłam.
Przekręciłam się na bok, wbijając wzrok w bordowe zasłony przy łóżku. Z oczu znowu popłynęły mi łzy. Przymknęłam je na chwilę, ale w tym momencie usłyszałam otwierające się drzwi, a zaraz potem głos mojej koleżanki.
- Lily, jesteś tu? – spytała Miriam. Podeszła do mojego łóżka i delikatnie rozsunęła zasłony, a ja otworzyłam oczy. – Przepraszam – powiedziała. – Obudziłam cię.
- Nie, nie spałam – odparłam i posłałam jej wymuszony uśmiech, jednocześnie wycierając łzy z policzków.
- Coś się stało? – spytała zaniepokojona. – Czemu płaczesz?
- Dłuższa historia – rzekłam.
- Wybacz, nie powinnam pytać.
- Nic się nie stało, naprawdę. Po prostu… Powiedzmy, że pokłóciłam się z Jamesem – wyjaśniłam. Kto jak kto, ale ona nie będzie mi raczej robiła żadnych wymówek.
- Och… Przykro mi.
- Mi też, bo to moja wina. Powiedziałam mu coś okropnego, a tak naprawdę…
- Chciałaś się do wszystkiego przyznać – weszła mi w słowo.
- Dokładnie – odparłam. Stwierdziłam, że akurat z nią mogę być szczera, bo mnie zrozumie. – Ale nie mów o tym nikomu – poprosiłam.
- Oczywiście – uśmiechnęła się.
- Dlaczego mnie szukałaś? – spytałam, zmieniając temat.
- Właśnie. Sean prosił, bym sprawdziła, czy jesteś w wieży – wyjaśniła. – Mam mu powiedzieć, że…
- Nie, zejdę do niego. Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Wstałam w końcu z łóżka i podeszłam do lustra, żeby się trochę ogarnąć.
- Jak tam Dirk? – zagadnęłam ją, poprawiając makijaż. – Dogadałaś się z nim?
- Tak, bez problemu. Spotkaliśmy się kilka razy, a on nawet zaprosił mnie do Hogsmeade w tym miesiącu.
- To super. Naprawdę się cieszę.
- Dzięki, że nas ze sobą umówiłaś.
- Nie ma za co – powiedziałam, wychodząc z łazienki. – Eee, to ja idę – oznajmiłam.
- W porządku. Widzimy się później.
~ * ~
Wyszłam z wieży i od razu wpadłam na Seana.
- Hej, już chciałem sobie iść – poinformował mnie.
- Musiałam coś załatwić – odparłam.
- Coś się stało? – spytał, patrząc na mnie uważnie.
- Nie, nic. Czemu pytasz?
- Bo widzę, że płakałaś.
- Wydaje ci się.
- Spójrz na mnie – poprosił. – Co jest?
- Nic, Sean. Po prostu pokłóciłam się dzisiaj z Ann, Dorcas, Remusem, Syriuszem, Kevinem i Jamesem. Dosłownie ze wszystkimi i co najmniej połowa z moich przyjaciół nie chce ze mną rozmawiać – wyjaśniłam w wielki skrócie.
- Aż tak źle? – Skinęłam głową, a on mnie przytulił, zapobiegając kolejnej fali łez.
- Chciałeś ode mnie coś konkretnego? – spytałam po chwili.
- Chciałem cię wziąć na spacer, ale widzę, że w tej sytuacji to odpada, więc może chodźmy po prostu na obiad.
- To już ta godzina? – Byłam zaskoczona faktem, że zmarnowałam już połowę dnia.
- Jest druga trzydzieści. Obiad jest dzisiaj szybciej, bo o wpół do piątej ma być ten konkurs.
- Całkiem o tym zapomniałam – przyznałam.
- Właśnie widzę, a tak swoją drogą, to pójdziesz ze mną?
- Nie planowałam. Nie mam po prostu ochoty
- Chodź, rozerwiesz się – zaproponował.
- Zastanowię się – odparłam.