Witajcie Kochani! Rozdział z tych, które mi się nie podobają i które czasami pojawiają się i mają miano "przegadanych totalnie i nic nie wnoszących", ale mam nadzieję, że mimo, iż jest w nim 99% dialogów (dosłownie), chociaż trochę wam się spodoba.
Rozdział chciałabym zadedykować Gabby. Wiem, że czekałaś, ale wątpię, że wytrzymałaś aż do tej godziny :) Przepraszam.
Zapraszam do czytania.
Pozdrawiam
Luthien
***
Dorcas Meadowes
Usłuchałyśmy Lily i całą czwórką wyszłyśmy z sali. Trochę obawiałam się, czy pozostałe w niej osoby przeżyją, ale rozumiałam moją przyjaciółkę.
Na korytarzu spotkałyśmy się z pogardliwymi, zniecierpliwionymi, a nawet zazdrosnymi spojrzeniami dziewczyn, czekających na swoją kolej.
- Czy wy naprawdę sądzicie, że któraś z was ma u Blacka i Pottera jakieś szanse? – spytała Ann, zwracając na siebie ich uwagę. – Jak wiadomo, ich serca są już zajęte, więc na wiele nie liczcie. Naprawdę chcecie dać się wykorzystać? Przecież ta dwójka, oprócz zabawy, nie ma nic w głowie. Ich bronią jest próba udowodnienia wszystkim, jacy to oni są wspaniali, bo Bóg poskąpił im rozumu – ciągnęła moja blond przyjaciółka. – Czy wy nie widzicie, że oni traktują was jak zabawki? Będą przeglądać wasze zdjęcia jak katalog mioteł, szukając tej, którą mogliby ewentualnie kupić. Pokładałam większe nadzieje w damskiej części tej szkoły, ale zawiodłam się. Jesteście idiotkami. Jeśli ktoś nie zgadza się z moją opinią wobec siebie, niech lepiej wróci do swoich zajęć i znajdzie chłopaka, który jest jej wart – zakończyła Ann.
W skupieniu czekałyśmy chwilę na reakcję zebranych. Po chwili namysłu około dwudziestu dziewczyn odeszło, uśmiechając się do nas promiennie. Większość jednak została, co Ann skomentowała teatralnym westchnięciem i wywróceniem oczami.
- Niezła przemowa – przyznała Miriam.
- Jak widać, nie dotarła do większości.
- Wiesz – odezwałam się. – Mogłabym podważyć, co nieco z tego, co powiedziałaś. – Uważałam, że Vick zbyt ostro oceniła chłopaków.
- Daj spokój – odparła tylko, więc nie powiedziałam nic więcej.
- Czekamy na nią, czy idziemy? – odezwała się po chwili Kate.
- Czekamy.
Po około pięciu minutach Lily wyszła z sali, trzaskając głośno drzwiami.
- Ja mu pokażę, co oznacza brak zasad – mruknęła wściekła. – Idziemy.
- Ale... Nie rozpędzisz tego całego towarzystwa? – Ann była niepocieszona.
- Mam gdzieś te wszystkie idiotki. Niech się umawiają z tym imbecylem. Jeden nie lepszy od drugiego – posłała mi przepraszające spojrzenie. Skinęłam głową. – Twój Remus wcale nie lepszy! Kto mu dał odznakę prefekta?
Hmm, Lily była naprawdę zła. Wymyślała na Pottera przez całą drogę do wieży. Trochę zaskoczyła mnie ta nagła zmiana. Jeszcze niedawno przeżywałam tygodniowe cisze między nimi, a teraz najpierw Potter zachowuje się jakby nigdy nic, teraz ona się wścieka, chociaż jeszcze niedawno wkurzała się, widząc Rogacza z inną. Nie nadążałam za nimi.
- Co nas ominęło? – spytała dobitnie Ann, kiedy usiadłyśmy w kącie Pokoju Wspólnego, a Kate i Miriam taktownie zostawiły nas same.
- Potter znowu chce wojny – odparła, panując już nad sobą.
- To znaczy? – byłam ciekawa, co oni znowu wymyślili. Nie byłam osobą, która się wtrącała i naciskała, ale miłość tej dwójki do siebie biła po oczach na wiele kilometrów, więc jeśli Lily nie zrobi tego, co powinna, do końca roku, osobiście ją uduszę.
Evans westchnęła ostentacyjnie i streściła nam rozmowę z Rogaczem. Ann opadła szczęka, a ja się załamałam.
- Jak to zaczynacie walkę od nowa?
- Przecież przed chwilą powiedziałam…
- Tak, ale jeszcze niedawno prawie wyznałaś mu miłość – syknęła Ann.
- Miłość? Uczucie, które ostatnio chwilowo mnie ogarnęło nigdy nawet nie słyszało o słowie miłość. Poza tym właśnie Potter uświadomił mi znowu, jak bardzo go nie cierpię – rzekła.
- Ciekawe, na jak długo tym razem – odezwałam się. Ich pomysły biły na głowę wszystkie głupoty, które robili Huncwoci. Lily nie skomentowała tego.
- Mogę spytać, jak zamierzasz wygrać tą grę? Chciałabym zauważyć, że jakoś od lat ci się to nie udało – powiedziała Ann.
- Coś wymyślę.
- Zacznij przygotowywać się na porażkę. Zresztą już teraz powinnaś się do niej przyznać – kontynuowała Vick.
- Lily, chyba nie masz zamiaru znowu walczyć ze sobą? – spojrzałam na nią znacząco. Jej twarz nie wyrażała teraz żadnych emocji, ale wiedziałam, o czym myśli.
- Pokażę mu, że wcale nie jest taki cudowny – rzekła Lilka. – Nawet, jeśli załatwię to swoim kosztem, a po drodze narodzi się moja miłość do niego. Tym razem nie dam mu zatryumfować.
- Do jasnej cholery, Lily, jesteś nienormalna! – wkurzyła się Ann. – Jeśli podjęcie przez ciebie tej zabawy, nie jest wynikiem waszego wzajemnego uwielbienia, to ja jestem różowym smokiem. Zobaczymy, kto już niedługo będzie przychodził do mnie z płaczem – dodała i opuściła Pokój Wspólny.
Mierzyłyśmy się przez chwilę wzrokiem, a ja już wiedziałam, że wszystko to, co Evans przed chwilą powiedziała, było kłamstwem. Ona była świadoma faktu, że przegrała, zanim Rogacz zaproponował ten zakład. Teraz, patrząc jej prosto w oczy, zauważyłam, że te lekko się zaszkliły, więc szybko zamrugała kilka razy i spojrzała na swoje dłonie. Nie miałam zamiaru jeszcze bardziej jej dobijać, więc spróbowałam delikatnie podchwycić rozmowę.
- Wiesz, że się ranicie? Ciągle się ze sobą kłócicie, a chciałabym zauważyć, że ludzie, którzy są w sobie zakochani, częściej to robią.
- Nie jestem w nim zakochana – odparła automatycznie.
- A dzisiaj…
- Chwila słabości – powiedziała szybko, mrugając oczami, które na chwilę znowu się zaszkliły. Westchnęłam. – Poza tym, Dor, ile razy on mnie zranił? To przez niego pierwszy raz w życiu płakałam z powodu chłopaka. Dostanie za swoje.
- Lily, on już nie raz dostał za swoje. Myślisz, że jest mu łatwo? Nie dałaś mu żadnej szansy. Ciągle tylko wrzeszczysz i go wyzywasz. Spróbuj postawić się na jego miejscu.
- Od kiedy ty go tak bronisz, co?
- Nie bronię go, tylko próbuję zrozumieć. Poza tym jeszcze nie zauważyłaś, że wasze walki nic nie dają? Zawsze mają podtekst i kończą się tak samo. Obściskiwaniem się.
- Mylisz się.
- Spójrz mi w oczy i jeszcze raz powiedz, że się mylę. Powiedz, że nie mam racji, że nie czujesz do Pottera nic, chociaż cienia sympatii i że on też nie zaproponował tej umowy dlatego, żeby w końcu skończyć tą całą szopkę.
Czekałam cierpliwie na jej reakcję.
- Muszę jutro wyjaśnić wszystko Seanowi – powiedziała tylko.
- Widzisz, nie możesz tego zrobić, bo znasz prawdę. I jeszcze bogu wiadomo, czemu winny Whitby, który jest tylko pionkiem w grze, który tańczy, jak mu zagrasz. Wiesz co, wydaje mi się, że jesteś z nim tylko dlatego, żeby nie być z Jamesem.
- Dajmy już temu spokój. Ja dobrze wiem, że Rogacz nie odpuści. Nie mogę wykluczyć tego, że po drodze i ja uzyskam dla siebie korzyści, ale nawet, jeśli w końcu się ugnę, to umowa to umowa. Ktoś ucierpi.
- I dla głupiej satysfakcji z wygranej poświęcisz miłość życia? – spytałam z niedowierzaniem. – Dobrze wiesz, że nikt nie musi cierpieć. – Lily nie odpowiedziała.
- Nie chcę tego robić – powiedziała w chwili, kiedy pogodziłam się z faktem, że rozmowa na ten temat jest zakończona.
- Więc dlaczego to zrobiłaś? – spytałam. Znałam powód i nie sądziłam, że dostanę od niej odpowiedź, ale ona znowu mnie zaskoczyła.
- Bo go kocham – odparła łamiącym się głosem. – Nie wiem, jak. Nie wiem, kiedy. Nie wiem, dlaczego, ale zakochałam się w tym kretynie i mimo moich usilnych starań stłamszenia tego uczucia, nie potrafiłam tego zrobić. Dopiero teraz naprawdę wiem, co znaczy kogoś kochać, Dorcas. Kiedy moje ciało… Moje serce… Reaguje na każdy jego dotyk, każde jego słowo. Już sam jego widok powoduje we mnie pragnienie pocałowania go. Chcę, żeby mnie przytulił i nigdy nie puszczał. Czujesz się przy Ericu tak, że nie potrzebujesz do życia niczego więcej prócz jego obecności? – zapytała, ale nim zdążyłam odpowiedzieć, kontynuowała. – Ja się właśnie tak czuję. Chcę mieć go na wyłączność, chcę, żeby mnie dotknął, a jednak nie mogę sobie na to pozwolić.
- Dlaczego, Lily? – odparłam, naprawdę zaskoczona jej szczerością i mocą z jaką w końcu przyznała się do tego, co już od dawna było oczywiste. – Dlaczego nie możesz mu o tym zwyczajnie powiedzieć? Przecież wiesz, że on kocha cię nad życie i nigdy tego nie zmienisz.
- Po prostu nie mogę, Dor – westchnęła i posłała mi wymuszony uśmiech. – Ty za to możesz powiedzieć: „A nie mówiłam”.
- Wiesz, że tego nie zrobię.
- W takim razie nie mówmy już nic więcej – poprosiła. – Nie wracajmy do tego.
Westchnęłam i nie męczyłam jej już. Przecież każdy z naszej paczki wiedział, że Potter i Evans powinni być razem, że jedno kocha drugie… I kiedy w końcu, sama zainteresowana, po długich bojach, przyznała się do tego uczucia, stwierdziła, że nie może być z chłopakiem, bez którego nie wyobraża sobie życia. Gdzie tu logika? O co tak naprawdę w tej relacji chodziło? Według mnie miała zbyt duże wyrzuty sumienia względem Rogacza po tym, co robiła i jak go do tej pory traktowała, ile razy zraniła i powiedziała coś, czego teraz żałuje. Ona wychodziła z założenia, że po tylu latach darcia kotów, nie ma prawa chcieć od niego czegokolwiek. Tylko, że Potter, mimo wszystko chciał usłyszeć od niej te zbawienne dla niego słowa.
- Zagramy partyjkę szachów? – zaproponowałam w końcu, całkowicie zmieniając temat i nie drążąc tego, co przed chwilą powiedziała. Tak, jak chciała.
- Jasne – uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Przywołałyśmy nasze komplety szachów z dormitorium i zaczęłyśmy grać. Po jakimś czasie do Pokoju Wspólnego wkroczyli roześmiani Huncwoci. Black i Potter trzymali w rękach castingowe formularze. Przeszli szybko przez Pokój i wbiegli po schodach na górę.
- Szach i mat – powiedziała Lily z uśmiechem na ustach, kiedy jej królowa zbiła mojego laufra. Spojrzałam na szachownicę.
- Ale jak to?
- Tak to – pokazała mi język, a potem przeciągnęła się, prostując plecy. – Idę na kolację – oznajmiła.
- Ok, to idź. Ja zaraz do ciebie przyjdę. Muszę coś załatwić.
- Dobra – odparła.
Kiedy zniknęła za portretem, wstałam i udałam się na górę. Musiałam wybić Rogaczowi z głowy cały ten pieprzony układ. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Umilkły głosy, a następnie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Black.
- Mogę wejść? – spytałam i nie czekając na odpowiedź, wparowałam do środka.
- Jasne – powiedział Łapa z drwiną, zamykając za mną drzwi.
Ich pokój wyglądał tak, jakby przeszło po nim tornado. Kufry były porozwalane, szafy niezamknięte, szuflady w komodzie wysunięte. Na podłodze leżały książki pozbawione kartek, a nawet okładek, które walały się gdzieś obok. Popsute fałszoskopy, ubrania, od koszulek, przez bieliznę, a nawet damskie staniki. Pod ścianą leżał stos brudnych talerzy i sztućców, a zaraz za drzwiami, na oko, jakieś pięćdziesiąt butelek po różnego rodzaju napojach alkoholowych. Skrzywiłam się na ten widok.
Rogacz siedział na łóżku, Remus na drugim, naprzeciwko niego. Peter z Blackiem usiedli na podłodze. Lupin uśmiechnął się do mnie i wskazał miejsce obok siebie.
- A więc, Meadowes, co cię do nas sprowadza? – zagadnął wesoło Łapa, przeglądając zdjęcia kandydatek z castingu i rzucając jedno z nich Rogaczowi, który ze zwinnością szukającego, złapał je w locie.
- Mam sprawę do ciebie – powiedziałam, zwracając się do Pottera.
- Do mnie?
- Przecież przed chwilą to powiedziałam.
- Więc słucham.
- Czy wyście całkiem powariowali? Chcecie od nowa ciągnąć całą zabawę? Jeszcze chwila i miałbyś problem z głowy, a tak tym castingiem znowu zmarnowałeś szansę.
- Trudno. Jak widać Evans nie zmądrzała, więc wracam do mojego planu pod tytułem: „Umówisz się ze mną?” – Black się zaśmiał.
- Uwierz mi, że zmądrzała. Poza tym mieszasz jej w głowie!
- Jeśli to ją zmusi do szczerej rozmowy…
- Myślisz, że to tak łatwo wyznać komuś miłość po tylu latach jawnej nienawiści? Jej na tobie zależy, a teraz możesz wszystko zepsuć. Ona… – nie wiedziałam, czy dokończyć. Nie byłam pewna, czy powinnam mu, im wszystkim, to mówić. Chciałam zmienić sens wypowiedzi, ale Potter podchwycił już moje słowa.
- Ona, co?
- Nie powiem ci, bo wszystko wygadacie.
- Nie wygadam. Oni zresztą też – zapewnił i posłał kolegom znaczące spojrzenie. – Obiecuję, a jeśli któryś z nich to zrobi, odda się w twoje ręce. – Dużo mi to nie pomoże, jeśli Lily się dowie, stwierdziłam i westchnęłam.
- Widziałyśmy dzisiaj, jak całujesz się z Mellisą. Właściwie to pożeraliście swoje usta – rzekłam z obrzydzeniem, a na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, co zignorowałam. – I ona trochę się wkurzyła – wyjaśniłam.
- Tym lepiej dla mnie – odparł. – Zaraz – dodał po chwili. – Z Mellisą? – spytał zdziwiony.
- Szczupła szatynka. Krukonka. Piąty rok, kręcone włosy – powiedziałam zbita z tropu.
- Ach, ta – rzekł, uśmiechając się szeroko. – Dobrze wiedzieć, że miała na imię Mellisa.
- Jesteś niemożliwy – wtrącił Lupin z dezaprobatą i posłał mi przepraszające spojrzenie. Black za to gwizdnął i przybił piątkę Potterowi, co skomentowałam wywróceniem oczami.
- Chyba jeszcze raz się z nią umówię – stwierdził Rogacz po chwili namysłu.
- Czy ty słyszałeś, co ja powiedziałam? – spytałam, trochę już wkurzona.
- Tak, ale nie za bardzo wiem, czego ode mnie oczekujesz.
- Oczekuję, że skończysz tą całą szopkę. Odwołajcie ten cyrk w postaci waszej umowy, bo źle się to skończy.
- Nie – odparł lekceważąco.
- Dlaczego?
- Bo jestem pewny wygranej. Meadowes, zrozum, że ja nigdy nie dam sobie spokoju, więc Evans nie wygra ani teraz, ani nawet w czerwcu, jak chciała. Dobrze wiesz, że ona przegrała, zanim w ogóle zaczęła tą zabawę. Tylko muszę jej to w końcu uświadomić, do jasnej cholery.
- Pozabijacie się prędzej – stwierdził Łapa. – I grasz nieczysto.
- A ty co? Nagle stanąłeś po jej stronie? Wszyscy dobrze wiemy, że do tej pory sobie ze mną nie poradziła, to teraz też nie uda jej się wygrać. Jak myślisz, mam rację, Meadowes?
- Myślę, że tym razem naprawdę przesadziłeś – odezwał się Lupin.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? – spytał James, udając oburzenie.
- I co ci z tego przyjdzie? Ty ją zranisz, ona cię zrani… – rzekłam.
- Prawda jest taka, że każda osoba cię zrani, dlatego musisz znaleźć taką, która jest warta twojego cierpienia.
- Właśnie. Evans jest go warta, dlatego żadne prośby nie pomogą, Meadowes. To wszystko jest po to, by uświadomić jej prawdę, którą wydaje mi się, że już zna.
- Ale ona wzięła to na poważnie – próbowałam jeszcze przemówić mu do rozumu.
- Dor, jeśli ją podpuścisz lub podasz veritaserum, do wyboru – spiorunowałam go wzrokiem. – To powie ci, że mnie kocha. Wiesz to. I chyba nawet ona sama jest tego świadoma. Jeśli tak jest, to zaangażuje się niekoniecznie, dlatego, żeby mi zniszczyć życie, ale dla własnych korzyści. Uwierz mi, oboje na tym zyskamy.
- Więc to jest twoja odpowiedź? – spytałam, chociaż wiedziałam, co powie.
- Tak – odparł stanowczo.
- Świetnie. Żebyś się tylko nie zdziwił – dodałam i wyszłam z ich dormitorium.
Byłam zła, bo wiedziałam, że Rogacz miał rację. Próbowałam chronić moją przyjaciółkę, ale nie potrafiłam ochronić jej przed nią samą. Przed Jamesem też, chociaż wcale tego nie chciała. Nie wiem, co ona o tym wszystkim tak naprawdę sobie myślała. Nie chciała pozwolić, by Rogacz się do niej zbliżył, ale z drugiej strony chyba była świadoma tego, że pcha się prosto do paszczy lwa. Trudno mi jednak było powiedzieć, czy miał to być zamierzony efekt czy nie.
~ * ~
W połowie schodów dogonił mnie Black.
- Czego? – spytałam.
- Nie wściekaj się. Wiesz, że James ma rację.
- Wiem i właśnie to mnie wkurza – odparłam. – Jeśli tylko to chciałeś mi powiedzieć to…
- Nie. Chodzi o coś innego – zawahał się teraz.
- O co? – zachęciłam go.
- O Evans.
- A czy nie o niej właśnie rozmawiamy?
- Chodzi mi o to, że mam wobec niej wyrzuty sumienia. Zawsze się dogadywaliśmy i nawet lubiliśmy, utrzymywaliśmy jakieś bliższe kontakty...
- Do czego zmierzasz?
- Do tego, co się ostatnio stało. Wyjaśniłem wszystko z Jamesem i tak sobie pomyślałem, że powinienem przeprosić też ją. W końcu nic mi nie zrobiła, a ja potraktowałem ją trochę nie fair. Przecież to nie jej wina, że Rogaś się do niej przyczepił, nie? – spytał wesoło.
- W sumie tak.
- Więc myślisz, że powinienem z nią pogadać?
- Myślę, że tak, ale nie dzisiaj. Poczekaj kilka dni, bo teraz może się na ciebie wściec.
- Jeśli tak mówisz.
- Idziesz na kolację? – spytałam.
- Nie, wracam do chłopaków – rzekł i poszedł z powrotem na górę, posyłając mi szeroki uśmiech.
Ja chyba kiedyś zwariuję, pomyślałam. Co to się znowu porobiło… Kiedyś uduszę i Lily i Pottera.
Lily Evans
Żałowałam w życiu wielu rzeczy i jedną z nich był fakt, że przez swój wybuchowy charakter i uniesienie się honorem, dałam się wkręcić Potterowi w ten głupi zakład, którego wynik był oczywisty i działał na moją niekorzyść. Powinnam w tamtym momencie powiedzieć mu prawdę, ale nie zrobiłam tego. Sama nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że pogodzenie się z tym, co do niego czuję zajęło mi tyle czasu, a może dlatego, że ja nie chciałam, bynajmniej na razie, żeby wiedział o tym, że naprawdę się w nim zakochałam. Ja w nim. Evans w Potterze. Wróg we wrogu. To była jakaś paranoja. Jakim cudem mnie do siebie przekonał? Nie potrafiłam jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo już zauważyłam, że miłość rządzi się swoimi prawami i nie dopuszcza w tej sprawie rozumu. Sama nie wiedziałam, czy chcę być z Jamesem czy nie. Z jednej strony chciałam, żeby był przy mnie, z drugiej wolałam, by nigdy nie dowiedział się o uczuciu, które z dnia na dzień, rosło w moim sercu jeszcze bardziej. Ja naprawdę byłam świadoma tego, że James Potter, obiekt westchnień żeńskiej części szkoły, kocha mnie od długiego czasu i nigdy się to nie zmieni, ale ja chyba miałam zbyt duży żal do samej siebie, by pozwolić mu na całkowite zatracenie się w tej miłości.
~ * ~
We wtorek, cztery dni po tym głupim castingu, pałaszowałam w spokoju śniadanie, gdy do Wielkiej Sali weszli Huncwoci i oczywiście skierowali się w naszą stronę.
- Cześć wszystkim – powiedział wesoło Rogacz, siadając obok Dorcas. Reszta poszła w jego ślady. – I jak Evans, nadal nie zmieniłaś zdania? – spytał, nadziewając na widelec kawałek naleśnika.
- Odnośnie?
- No wiesz… Nas – posłał mi szeroki uśmiech.
- Oczywiście, że tak, kochanie – odparłam. – Jeśli tak, jak obiecałeś, wróciłeś z podróży w poszukiwaniu rozumu – dodałam słodko, na co cała nasza szóstka, oprócz Pottera, wybuchła śmiechem.
Rogacz siedział teraz trochę naburmuszony. Nie moja wina, że sam znowu rozpętał tą wojnę. Weszłam w nią, bo nie miałam innego wyjścia. Od tej pory udawałam przed wszystkimi, że nadal nie cierpię Jamesa, a sama w głębi duszy wiedziałam, że przegrałam tą zabawę, zanim w ogóle się zaczęła. Ale zakład to zakład. Spróbuję doprowadzić do mojej wygranej nawet swoim kosztem.
Jedliśmy dalej śniadanie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Tylko Rogacz wyjątkowo nie miał nic do powiedzenia. W pewnej chwili podeszła do nas zdenerwowana Krukonka. Wydawało mi się, że to ta sama, z którą widziałam Pottera w piątek. Lekko zrzedła mi mina.
- Jamie, jak mogłeś mi to zrobić?! – spytała z płaczem. – Przecież..
- Wybacz, eee… Mellisa, tak? – odezwał się Rogacz, a dziewczyna wybałuszyła oczy. – Zapomniałem ci powiedzieć, że już nie jesteśmy razem. Zrywam z tobą – powiedział od niechcenia, nawet na nią nie patrząc.
Dziewczyna na jego słowa lekko pobladła, a potem rozpłakała się na dobre i odeszła w stronę swojego stołu.
- Brawo, panie taktowny – burknęłam niezadowolona. Cały czas zaskakiwało mnie to, że można traktować dziewczyny w taki sposób. Kiedy to powiedziałam, Black z Potterem wymienili zadowolone spojrzenia.
- Yyy, Jamie – Ann udała głos Mellisy. – O czym ona mówiła?
Zapadła chwila ciszy, podczas której czwórka Huncwotów wpatrywała się w siebie. Remus z Peterem mieli niepewne miny, za to pozostała dwójka szczerzyła się do siebie głupio. Ann chrząknęła znacząco.
- Nie zaprosiłem jej na bal, chociaż, jak twierdziła, byliśmy razem, o czym nawet nie wiedziałem.
Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na chłopaków, ale Remus nadal nie pozbył się swojej zatroskanej miny.
- A kogo w końcu zaprosiłeś? Dziewczynę z castingu? – spytała Dor złośliwie.
- Nie – odparł Rogacz.
- Więc kogo?
- Alice Lufkin – pochwalił się James, a ja słysząc nazwisko tej… Pominę niecenzuralne słowo, zakrztusiłam się herbatą. Lupin klepnął mnie w plecy, co uratowało mi życie. Postawiłam szklankę obok talerza i spojrzałam na Pottera.
Dziewczyny miały niepewne miny, a ja byłam wściekła. Alice kochała się w Rogaczu od czwartej klasy. Kiedy byłyśmy na piątym roku, odbiła mi o dwa lata starszego chłopaka, Krukona Phillipa Westa, tylko dlatego, że Potter interesował się mną, a nie nią. Następnego dnia już zdradziła go z innym. Cała nasza czwórka została wtedy na lodzie, chociaż West błagał mnie o drugą szansę. Ona nic sobie z tego nie robiła, ale ja byłam wściekła, bo wiedziałam, że chodziło jej tylko o upokorzenie mnie. A to wszystko dlatego, że po prostu była zazdrosna o Jamesa. O całej sprawie było głośno w szkole przez ponad tydzień. Od tego czasu unikałam jej. Potter dobrze wiedział, że jej nienawidzę i przy bliższej okazji ukręcę jej ten tleniony blond łeb i idealnie wykorzystał ten fakt.
- TĘ Alice Lufkin? – spytałam przez zaciśnięte zęby, wbijając w niego wzrok.
- Z tego co wiem, jest tylko jedna w Hogwarcie, więc pewnie ta – odparł z uśmiechem tryumfu na twarzy. – Wystrzałowa blondynka z Hufflepuffu – dodał i znowu zajął się jedzeniem, nie zwracając już na mnie uwagi.
Wszystko się we mnie gotowało. Byłam zła, że Potter gra nie fair, ale brak zasad, to brak zasad i nie zmieni tego moje krwawiące, w tym momencie, z rozpaczy serce.
- Przynajmniej charaktery macie takie same – powiedziałam, a potem zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z Wielkiej Sali.
We wtorki zaczynaliśmy od zielarstwa, więc skierowałam się w stronę szklarni. Kiedy wyszłam na zewnątrz, chłodne, listopadowe powietrze, uderzyło mnie w twarz. Było szaro i zbierało się na deszcz. Trawa straciła już swój żywy zielony kolor, a drzewa w Zakazanym Lesie pogubiły liście.
Szłam zła na samą siebie oraz wyzywając w myślach Rogacza i Alice, kiedy ktoś zrównał się ze mną.
- Odpuść, Potter – powiedziałam i przyspieszyłam, chociaż nic mi to nie dało.
- Nie wiedziałem, że aż tak za nim tęsknisz – rzekł Łapa.
- Black? – zdziwiłam się. – Jeszcze lepiej. Idiota numer dwa – burknęłam, a on się tylko uśmiechnął. – Czego chcesz?
- Pogadać?
- Jakoś ostatnio nie chciałeś ze mną rozmawiać, chociaż nic ci nie zrobiłam. Wiem, o co poszło tobie i Potterowi, ale zachowałeś się wobec mnie chamsko.
- Wiem i dlatego chcę pogadać. Mam wobec ciebie coś jakby wyrzuty sumienia.
- Ty? Wyrzuty sumienia? Wobec mnie? Daruj sobie te żarty, bo nie mam na nie teraz ochoty.
- Nie żartuję, Evans. Do tej pory obwiniałem cię o wszystkie nieporozumienia między mną a Rogaczem oraz jego chore zachowanie, ale to nie była twoja wina.
- Serio? Naprawdę mi ulżyło – powiedziałam z ironią.
- Evans, Evans, Evans, widzę, że cię nie doceniałem. Wybacz. Pogodziłem się z faktem, że Potter kocha cię nad życie, chociaż nie wiesz, jakie to było dla mnie zaskoczenie. Myślałem, że zwykłe kujonki nie są w jego typie, a tu taka niespodzianka – rzekł. – Nie żebym tak uważał – dodał zaraz, widząc moją minę.
- Ja nadal uważam, że jesteś bezczelny, chamski i ani trochę zabawny.
- Ale przyznaj, że zyskałem przy bliższym poznaniu. No nie mów, że mnie nie lubisz.
- Kto ci powiedział, że cię lubię? – spytałam z niechęcią.
- Sama nie raz to powiedziałaś – zauważył i uśmiechnął się. Spojrzałam na niego z politowaniem. Miałam już dosyć jego głupiego gadania.
- Chyba coś ci się przesłyszało – rzekłam, nie mogąc zaprzeczyć.
Black westchnął teatralnie.
- Już wiem, dlaczego Rogaś za tobą szaleje. Uparta i wygadana… Jesteś ideałem dziewczyny.
- Szczerze w to wątpię – odparłam.
- Mów, co chcesz, ale ja swoje wiem. Poza tym sama też za nim szalejesz.
Stanęłam i zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem.
- Jeśli przyszedłeś tu, zawracać mi głowę, to od razu możesz wracać do swojego kumpla, bo nie chce mi się z tobą gadać.
- Ej, ja naprawdę przyszedłem w pokojowych zamiarach. Chciałem cię przeprosić za tamto.
- Przeprosić?
- Czy nie to właśnie powiedziałem?
- Dobra, więc przyjmuję te twoje przeprosiny. Nadal możemy się przyjaźnić, ale jeśli znowu wywiniesz taki numer, zapomnij o taryfie ulgowej.
- Oczywiście – odparł uradowany moją odpowiedzią. Przynajmniej jeden z głowy, pomyślałam.
- A więc, jeśli znowu ze sobą gadamy – zaczęłam, na co Łapa tylko uśmiechnął się przyjaźnie. – Zakoduj sobie w głowie, że Potter nic mnie nie obchodzi. Jest tylko nadętym dupkiem.
- I przy śniadaniu, tak bez żadnego powodu, prawie zabiłaś go wzrokiem, kiedy powiedział, że idzie na bal z Alice? Mnie nie oszukasz, Evans.
- Jej nienawidzę tak samo mocno, jak jego.
- Lily, czy ty siebie słyszysz? Lufkin jest twoim wrogiem numer jeden, to już wiemy, ale nie wmawiaj samej sobie, że nienawidzisz Rogacza. Oboje dobrze wiemy, że tak nie jest – odparł Łapa z uśmiechem. – Kochasz go i nie zaprzeczaj, bo nikt ci w to nie uwierzy.
- Kocham go i dlatego go nienawidzę – powiedziałam wściekła, zanim pomyślałam, co mówię. Kiedy to sobie uświadomiłam, automatycznie stanęłam w miejscu i przerażona spojrzałam na Syriusza. Dlaczego mu to powiedziałam? Wcześniej sama nie mogłam dopuścić tego do własnych myśli, a kiedy to zrobiłam, w ciągu kilku dni wygadałam się dwóm osobom, z czego jedna z nich nie powinna tego słyszeć. Nigdy.
Spojrzałam na Łapę, którego twarz wyrażała szczere zaskoczenie tym, co właśnie usłyszał. Napotkawszy mój wzrok, uśmiechnął się, ale nie odwzajemniłam gestu.
- Black, nie słyszałeś tego, co przed chwilą wyszło z moich ust – powiedziałam stanowczo. – Nikt nie może się o tym dowiedzieć, a w szczególności James, rozumiesz? Jeśli piśniesz chociaż słówko, osobiście, wbrew regulaminowi, wymażę wam pamięć, a ty nie opuścisz tego zamku żywy, rozumiesz? – Nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie dziwnie. – Black, proszę cię – teraz spróbowałam wziąć go na litość. – Potter nie może się o tym dowiedzieć. Sama mu o tym powiem, ale… W odpowiednim momencie. Obiecaj, że nikt nie dowie się o naszej rozmowie. Obiecaj mi to ze względu na naszą znajomość, na naszą przyjaźń … – Nigdy w życiu nie sądziłam, że posunę się do tego, że będę musiała błagać Blacka o dochowanie tajemnicy, ale nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam cofnąć czasu. – Proszę – powtórzyłam jeszcze raz. – Zrobię, co będziesz chciał, tylko mu o tym nie mów.
- Wszystko? – spytał Łapa z powagą, a nie cwaniackim uśmiechem, co, nie wiem, dlaczego, ale zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.
- Wszystko – potwierdziłam.
- Więc powiedz Jamesowi, co do niego czujesz. Sama.
- Jesteś popieprzony – stwierdziłam wściekła. – Właśnie tego nie chcę mu na razie mówić.
- Albo ty, albo ja, Evans.
- I myślisz, że ci uwierzy? Nawet jeśli, to i tak twoje słowa nie będą znaczyć dla niego nic, jeśli ja sama nie wyznam mu miłości – zauważyłam.
- Więc zrób to. – Czy Black był naprawdę aż tak ograniczony? Czy nie rozumiał, co ja przed chwilą powiedziałam? – Nie robię tego dla siebie.
- Syriusz, zrozum, że powiem mu o tym, ale w odpowiednim czasie. Na razie sama muszę przemyśleć kilka spraw. Jeśli obiecam, że mu o tym powiem, będziesz trzymał gębę na kłódkę? – spytałam z nadzieją.
- No nie wiem…
- Black!
- Dobra, Evans. Daję ci miesiąc. Jeśli w tym czasie sama mu o tym nie powiesz, ja to zrobię.
- Dobrze. Miesiąc – potwierdziłam zawarcie umowy, zastanawiając się, co będzie, jeśli się z niej nie wywiążę. – Nienawidzę cię – dodałam i ruszyłam dalej.
- Ja tylko próbuję wam pomóc – stwierdził.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Ale James potrzebuje.
- Nie gadajmy już o tym. Proszę.
Łapa o dziwo uszanował w końcu moją prośbę i zamilkł, pogrążając się we własnych myślach. Szliśmy więc dalej w ciszy, a ja obmyślałam plan ukatrupienia tego pacana i szukałam jakiegoś obejścia w naszej umowie, bo nie miałam zamiaru wyznawać Potterowi miłości, a wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, Syriusz mnie wyręczy.
- Jesteś świadoma tego, że wynik waszej gry był znany, zanim zaczęliście w nią grać? – odezwał się znowu w pewnej chwili.
- Możemy już o tym nie gadać? Jesteś ostatnią osobą, której chciałabym się zwierzać, Black.
- Wolałabyś się zwierzać Peterowi? – spytał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie – odparłam. – Ale wolałabym, żebyś nie wtrącał się w moje życie.
- Więc skończę zaraz po tym, jak wyłożę swoją teorię – rzekł z zadowoleniem i kontynuował. – Wiesz, że nie wygrasz tego zakładu, bo James cię kocha i nie da ci odejść, więc teraz tylko chodzi o to, byś ty jak najszybciej się ugięła, dlatego Rogacz chce wzbudzić w tobie zazdrość i chyba mu się to udało.
- A mówisz mi to, ponieważ?
- Ponieważ mam nadzieję, że nie żywisz już do mnie urazy. Poza tym widzę, co się dzieje – rzekł. – Naprawdę ci na nim zależy. Uświadomiłaś to sobie w dniu, kiedy urządziliśmy casting. Chciałaś mu nawet o tym powiedzieć, ale znowu wszystko schrzanił. Jak zwykle zresztą. Zasada braku zasad i czystej karty jest niesprawiedliwa, bo nie możesz wymazać z pamięci tego, co było, więc pozostaje ci oszukiwanie samej siebie, bo nie chcesz powiedzieć mu prawdy – zakończył Syriusz z powagą w głosie. W tym momencie na jego twarzy nie było tego głupkowatego uśmiechu tylko prawdziwe zrozumienie.
Mierzyłam Blacka wzrokiem, zastanawiając się, dlaczego powiedział mi to wszystko. Nigdy na poważnie nie angażował się w mój związek z Potterem, ale teraz był kolejną osobą, która miała co do mnie rację. Był inteligentniejszy niż można by przypuszczać. Przejrzał mnie na wylot. Moja gra z Jamesem naprawdę była już rozstrzygnięta, tylko on musiał zmusić mnie do przyznania mu racji. Chciałam to zrobić w dniu castingu, ale Rogacz znowu zmarnował swoją szansę. Może to i dobrze. Teraz to ja miałam zamiar go przycisnąć, ale tak bardzo wkurzył mnie dzisiaj tą Alice, że miałam ochotę krzyczeć ze złości.
- Dlaczego to robisz?
- Co robię?
- Pomagasz mi – wyjaśniłam.
- Bo mi cię żal, Evans. Z drugiej strony nie chcę, żebyście się z Jamesem pozabijali – rzekł, posyłając mi jeden z ich wyćwiczonych huncwockich uśmiechów. – Poza tym, wasza miłość bije po oczach.
- Między nami nie ma żadnej miłości – powiedziałam wkurzona faktem, że wypaplałam mu wszystko.
- Po pierwsze zaprzeczenie. Po drugie gniew. Po trzecie próba negocjacji. Po czwarte depresja. Po piąte akceptacja.
- Skąd bierzesz takie złote myśli? – spytałam z ironią.
- Czasami mam takie przebłyski.
- I według ciebie, na jakim etapie jestem?
- Zaprzeczyłaś ze złością w głosie, więc między pierwszym a drugim.
- To została mi jeszcze długa droga to akceptacji.
- Teraz weszłaś trochę na negocjację – powiedział, a ja zdzieliłam go po głowie, posyłając mu piorunujące spojrzenie. – No, nie wkurzaj się już – rzekł po chwili.
- Nie wkurzam się – odparłam.
- Ale jesteś zła.
- Na Pottera i tą tlenioną blondynę – powiedziałam ostro. – Nie na ciebie. – Black uśmiechnął się z satysfakcją.
- Cieszę się z tego powodu. Naprawdę – dodał, widząc moją minę.
- A ty kogo zaprosiłeś? – zmieniłam temat.
- Sue Summers – odparł. – Musiałem wesprzeć Jamesa.
- Jak to zrobiłeś? Sue nigdy nie umawiała się z chłopakami – stwierdziłam. Sue Summers była ładną dziewczyną, ale w przeciwieństwie do swojej najlepszej koleżanki Alice Lufkin, wyznawała zasadę feminizmu. Dlatego zdziwiłam się, kiedy usłyszałam, że dała się zaprosić na bal.
- Po prostu spytałem i się zgodziła.
- Fakt, najprostsza opcja.
Doszliśmy do szklarni. Oprócz nas było tam dopiero pięć osób, więc stanęliśmy kawałek dalej.
- A co z Dorcas? – To pytanie nurtowało mnie od dawna. Syriusz zasępił się, ale zaraz odzyskał humor.
- No… Przyjaźnimy się. Nie mówiła ci? – powiedział, ale z lekkim zawodem.
- Ty chciałbyś, żeby było inaczej – stwierdziłam dobitnie.
- Tak, ale schrzaniłem sprawę.
- Nie bądź takim pesymistą. Ja nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym przestać nienawidzić Pottera, a teraz… – nie dokończyłam. – Wydaje mi się, że ona lubi cię bardziej, niż myślisz – powiedziałam, bo byłam pewna, że mimo wszystko Dorcas ma do niego swego rodzaju słabość.
- To nie jest pesymizm, Evans. Ona naprawdę kocha tego całego Erica i nie zaprzeczaj. – Westchnął ze smutkiem.
- W takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak pogodzić się z tym i cieszyć z faktu, że jest szczęśliwa.
- Tak, ale nadal mam jeszcze jakąś malutką nadzieję i proszę cię, żebyś ty nie pozbawiała jej Jamesa. Obecnie jest to jedyna rzecz, która mu pozostała.