Witajcie Kochani,
przed wami trzecia z czterech części tego rozdziału, więc zakończymy go w pierwszym tygodniu czerwca. Jak już mówiłam, nie mam zielonego pojęcia, czy później w czerwcu coś się ukaże, bo mam teraz totalny deficyt czasowy, a jeszcze wymyśliłam sobie dodatkowo fitness, więc z domu lecę na uczelnię, z uczelni na siłownię, z siłowni do domu i znowu na uczelnię, a to wszystko jednego dnia. Mniejsza z tym. Będę was informować na bieżąco.
Rozdział dedykuję Gabby. Ona już wie za co, a jeśli nie wie, to wystarczy, że ja wiem.
A i proszę was, po przeczytaniu tego rozdziału, nie bądźcie bardzo krytyczni wobec Jamesa. Chłopak to wszystko robi z miłości, a że nie bardzo wie już, jak dotrzeć do Lily to inna sprawa xD
Zapraszam do czytania.
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Wiedziałam, że nawet dziewczyny obgadują mnie za moimi plecami. Jeśli mówiły mi coś wprost, wściekałam się, więc musiały porozumiewać się bez mojego udziału i miały do tego prawo. Szczerze mówiąc, nawet mnie to nie obchodziło za wiele, bo to ja podejmowałam ostateczne, idiotyczne czy nie, decyzje. Zależało mi na Seanie i chciałam utrzymać ten związek jak najdłużej, bo naprawdę wiele dla mnie znaczył. Miał także duży wpływ na to, co robiłam i jakie podejmowałam decyzje. Jednak w końcu uświadomiłam też sobie, że sześć lat to długi okres czasu i nie jestem już tą samą osobą, co w pierwszej klasie. Czasami tak jest, że osoby, o których nawet nigdy by się nie pomyślało, mają do wypełnienia specjalną misję w naszym życiu, którą zaczynamy dostrzegać w odpowiednim momencie. Właśnie to powiedziała mi mama, kiedy we wrześniu żegnałam się z nią na peronie. W końcu zrozumiałam, że miała rację. Byłam świadoma moich uczyć do Pottera na dzień dzisiejszy i wbrew opinii dziewczyn, nie unikałam ich. Bałam się jednak postawić wszystko na jedną kartę, dlatego komplikowałam sobie życie, robiąc małe kroki, na które byłam gotowa. Wiedziałam jednak, że jeśli kiedyś będę miała być z Rogaczem, to z nim będę i w chwili obecnej dopuszczałam już do siebie taką opcję, chociaż nadal zastanawiałam się nad tym, co będzie, jeśli James i w moim przypadku nie zachowa się inaczej. Obawiałam się tego i jeszcze wielu innych rzeczy, ale oficjalnie prowadziłam wszystko tak, by ułatwić sobie zbędne tłumaczenia.
Dziewczyny zostawiły mnie samą, gdyż Ann namówiła Dorcas na pomaganie chłopakom w dekorowaniu zamku. Siedziałam więc dalej w bibliotece, nie mając lepszego pomysłu na spędzenie czasu wolnego i bezmyślne wpatrywałam się w stronicę książki, myśląc nad tym, co muszę zrobić, by po decyzji, którą podjęłam nad jeziorem, znowu wkupić się w łaski Rogacza. Kiedyś naprawdę go nienawidziłam, ale teraz czułam jakąś dziwną pustkę. I wiedziałam, dlaczego.
- Hej, Lily – męski głos wyrwał mnie z zamyślenia. – Przeszkodziłem ci? – spytał, kiedy zaczęłam niespokojnie porządkować swoje papiery leżące na stole.
- Dirk! Nie, nie przeszkodziłeś – posłałam temu uśmiechniętemu szatynowi z Ravenclawu przyjazne spojrzenie. – Właściwie to już się chciałam zbierać. Co słychać?
- Szczerze mówiąc, to mam do ciebie dwie sprawy – odparł niepewnie.
- No to mów – uśmiechnęłam się do niego.
- Chciałem cię prosić o pomoc. W przyszłym tygodniu mam mały, że tak powiem, nadprogramowy, egzamin praktyczny u Slughorna. Muszę zaliczyć kilka dodatkowych eliksirów, które nie obowiązują nas na OWUTEM-ach, a muszę je umieć, jeśli chcę myśleć o dalszej przyszłości.
- Jeśli są nadprogramowe wzwyż to nie jestem pewna, czy będę potrafiła ci pomóc. Aż tak dobra nie jestem.
- Ale spróbować chyba możesz, nie? – posłał mi błagalny uśmiech.
- No chyba mogę – odparłam ze śmiechem. Lubiłam rozmawiać z Dirkiem i od czasu do czasu spędzać z nim wolny czas, bo był sympatyczny, a poza tym mieliśmy kilka rzeczy, które oboje lubiliśmy, więc dobrze się dogadywaliśmy. Jedynym problemem było to, że on też zabiegał o moją uwagę. – Dobra, może być poniedziałek po lekcjach? Powiedzmy, wpół do czwartej? – zaproponowałam.
- Jasne, że może. Dzięki, jesteś cudowna.
- Mów mi tak dalej – rzekłam ze śmiechem, na co pani Pince posłała mi zabójcze spojrzenie. – Dobra, a druga sprawa?
- Eee, w sumie to już nieważne – nagle się zmieszał.
- Ale?
- Chciałem po prostu spytać, czy nie poszłabyś ze mną na bożonarodzeniowy bal, ale przecież chodzisz z Whitbym, więc to logiczne, że pójdziesz z nim – powiedział trochę zawiedziony. To wcale nie było dla mnie logiczne. Inaczej, to powinno być logiczne, ale szczerze mówiąc wolałabym iść na ten bal z Jamesem. Na pewno dużo by mi to dało, jeśli chodzi o niektóre wyjaśnienia i przysłowiowe przełamanie lodów. No, ale Dirk miał rację, powinnam iść z Seanem i jeśli do dzisiejszego wieczora z nim nie zerwę, pewnie tak się ostatecznie stanie. Było mi naprawdę żal tego chłopaka.
- Dirk, przykro mi, ale pewnie, tak jak mówisz, pójdę z Seanem. Gdybym była wolna, na pewno byłbyś pierwszy w kolejce – uśmiechnęłam się. – Jednak, jeśli chcesz, mogę spytać Miriam czy nie chciałaby z tobą pójść. Wtedy wzięlibyśmy jeden duży stolik i siedzieli wszyscy razem, bo Ann pewnie pójdzie z Remusem, Dorcas z Ericem, a Kate z Johnem. Nie mam pojęcia, z kim przyjdą Huncwoci, Michael oraz Anthony, ale myślę, że się dogadamy.
- Myślisz, że Miriam poszłaby ze mną?
- Myślę, że tak. Mogę ją spytać.
- W porządku. W takim razie zapytaj.
- Ok. Nie przejmuj się, będziemy się dobrze bawić. Najważniejsze jest towarzystwo. I obiecuję, że jeden taniec na pewno zarezerwuję dla ciebie. Umowa stoi?
- Stoi – odparł uradowany moją obietnicą.
- Cieszę się. – Chciałam dodać coś jeszcze, ale w tym momencie zauważyłam Jamesa w towarzystwie Łapy, wchodzących do biblioteki. Co on tu do jasnej cholery robi? Rogacz i biblioteka? Zauważywszy mnie, szybko skręcił w prawo i razem z Blackiem zniknęli mi z oczu. – Dirk, wybacz, ale muszę coś załatwić. Zobaczymy się później – powiedziałam i zaczęłam wrzucać do torby moje rzeczy.
- Jasne. Na razie i dzięki.
- Nie ma sprawy.
- Daj mi tylko znać, co z Miriam.
- Ok. Cześć.
~ * ~
Przeszłam wzdłuż półek z działem zaklęć obronnych, a potem skierowałam się w stronę stolików najbardziej oddalonych od wejścia.
- Mogę się na chwilę dosiąść? – spytałam, podchodząc do Łapy i Rogacza.
- Jeśli musisz… – odparł Black. Potter nic nie odpowiedział tylko wpatrywał się we mnie uważnie. Usiadłam więc na wolnym miejscu, poprawiłam bluzkę, torbę rzuciłam na podłogę obok fotela, a potem zaczęłam swoją przemowę.
- James, wiem, że masz już dosyć tych utartych schematów: wrzasków i przepraszania, ratowania mi życia i nie dostawania w zamian niczego więcej niż zwykłych podziękowań. Wiem, że po tym, co ostatnio zrobiłam, nie chcesz mnie znać, ale mimo wszystko kolejny raz muszę ci podziękować. Wcześniej dwukrotnie powiedziałam kilka głupich rzeczy, ale teraz naprawdę jestem ci wdzięczna za uratowanie życia i przepraszam za to, co wtedy powiedział Sean. Nie miał racji, nie powinien tego mówić, dlatego już go za to ochrzaniłam.
- Myślisz, że to wystarczy? – odezwał się James. – Whitby jest idiotą. Nie zmieni się. – Poczekałam, aż Potter skończy i kontynuowałam.
- Nie, nie sądzę, że to wystarczy. Sean jest o ciebie zazdrosny, a prawda jest taka, że czasami dajemy mu do tego powody.
- On zawsze znajdzie jakieś powody.
- Ty za to nie starasz się nawet zrozumieć.
- Zrozumieć czego? Tego, że nie chcesz być ze mną?
- James, nie przyszłam tu po to, by się z tobą kłócić i kolejny raz przerabiać to samo.
- Rozumiem i w pełni się z tobą zgadzam. Kolejny raz dajmy sobie spokój. Uratowałem cię, podziękowałaś, ja znowu nie dostałem tego, co chciałem, ty masz czyste sumienie – rzekł Rogacz ze złością. Zapadła cisza. Łapa zmienił swoją pozycję w fotelu. Nie odzywał się, ale przysłuchiwał wszystkiemu z wielkim zainteresowaniem wypisanym na twarzy.
- Zawsze musisz wszystko utrudniać? Gdyby nie było tak, jak jest, zaryzykowałabym i w ramach rekompensaty poszła z tobą na obiad czy kremowe piwo do Hogsmeade następnym razem, ale w tej sytuacji chyba byłoby to głupie, gdyż oboje mamy inne oczekiwania, więc po prostu jeszcze raz dziękuję – powiedziałam wkurzona, gwałtownie wstałam z miejsca, łapiąc torbę i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Jesteś idiotą, James – usłyszałam jeszcze w oddali głos Blacka. Pokręciłam tylko głową, przemknęłam koło bibliotekarki i w końcu znalazłam się na korytarzu. Skręciłam w prawo z zamiarem udania się do zachodniej wieży. Byłam zła na Jamesa. Nie potrafił zrozumieć sytuacji, w której się znajdowałam. Nie potrafił chociaż spróbować. Wszystko miało być tak, jak chciał i koniec. Miałam więc dosyć powtarzania ciągle tego samego i naszych bezsensownych rozmów, które zawsze kończyły się kłótnią.
- Lily, zaczekaj – dobiegł mnie głos Rogacza, kiedy byłam już na schodach.
- Nie chce mi się z tobą dłużej gadać – rzekłam, odwracając się do niego. On jednak nie przyjął tego do wiadomości. – Czego chcesz?
- Mówiłaś poważnie?
- Odnośnie?
- No… tego wyjścia do Hogsmeade.
- Tak, m ó w i ł a m poważnie, uwzględniając czasownik mówić w czasie przeszłym.
- Zmienisz zdanie, jeśli obiecam, że przestanę być zazdrosny o Whitby’ego? – zapytał Rogacz z nadzieją w głosie.
- Nie przestaniesz, James. Nie przestaniesz, dopóki z nim nie zerwę i oboje dobrze o tym wiemy.
- Nie przestanę – przyznał. – Ale postaram się tego nie okazywać.
- Nie, James. Naprawdę chciałam z tobą wyjść i jakoś ci wynagrodzić to wszystko, ale właśnie znowu pokazałeś, czego ode mnie oczekujesz, a ja na dzień dzisiejszy nie mogę dać ci nic więcej niż ofiarowaną już przeze mnie wcześniej przyjaźń, którą już raz zaprzepaściłeś. Jak mam ci znowu ufać, jeśli ostatnio nie dotrzymałeś obietnicy?
- Lily, zrobię wszystko, żebyś tylko poszła ze mną do Hogsmeade, dała mi szansę.
Chciałam z nim iść, ale bez możliwości otrzymania przez niego czegoś więcej. Nie wykluczałam tego, że jeśli dam mu tą szansę, kolejny raz wykorzysta ją przeciwko Seanowi. Jeśli chciałam, żeby zapomniał o tym, co się stało nad jeziorem, musiałam zaryzykować, ale nie byłam pewna, czy kolejny raz będę chciała przechodzić to samo.
Nie wiedziałam, co mam zrobić w tej sytuacji. Czy skończyć to, co zaczęłam, czy po prostu odwrócić się i odejść. Wybrałam to drugie wyjście. Jeszcze raz obrzuciłam Rogacza długim spojrzeniem, a potem odwróciłam się bez słowa. Kiedy chciałam wejść na kolejny stopień schodów, Potter złapał mnie za rękę
- Teraz to będzie twoja taktyka? Najpierw były wrzaski i kłótnie, a teraz milczenie?
- A co mam ci niby powiedzieć? Na dzień dzisiejszy nie mogę ci dać tego, co chcesz, więc albo kolejny raz bierzesz to, co chcę ci dać, albo naprawdę nie mamy, o czym rozmawiać. Dla mnie to też nie jest proste, a ty mi tego nie ułatwiasz. Wiesz, ile kosztowało mnie to, do czego doszłam? Nie wyobrażasz sobie, bo nie miałeś tego problemu. Od razu założyłeś, że będę twoja i tego się trzymasz. Poza tym sprawa z tobą i Seanem też mnie wykańcza. Od dłuższego czasu lawiruję po bardzo cienkiej linii między wami. To nie jest proste, bo naprawdę nie chcę urazić ani ciebie ani jego.
- I tak zawsze ja obrywam.
- Nic na to nie poradzę. Sean jest moim chłopakiem na dzień dzisiejszy i zależy mi na nim, więc to logiczne, że w pierwszej kolejności jest on, a nie ty.
- A jednak nie jestem ci obojętny.
- A co to ma do rzeczy, przepraszam bardzo?
- Już nic – zmierzyłam go wzrokiem. Miałam już naprawdę dosyć użerania się z nim ciągle o to samo.
- Puścisz mnie i dasz w spokoju odejść? – spytałam, patrząc mu w prosto w oczy.
- Jeśli tylko zmienisz zdanie i umówisz się ze mną w Hogsmeade, zrobię, co będziesz chciała. – Nadal patrzyłam prosto w jego orzechowe oczy, w których było tyle nadziei.
- Zgoda, pójdę z tobą, jeśli tylko odpuścisz Seanowi. I sobie.
- Cholera, Lily, wiesz, że nie będę mógł się z tego wywiązać.
- Ale chociaż spróbuj!
- Jeśli naprawdę nie będziesz oczekiwać ode mnie niemożliwego, to się zgadzam.
- Super – odparłam, na co Rogacz w końcu puścił moją rękę, a ja znowu się odwróciłam.
- Czyli jesteśmy umówieni? – spytał jeszcze.
- Teoretycznie tak – odparłam, a potem w końcu mogłam udać się na górę.
~ * ~
Weszłam do Pokoju Wspólnego, skierowałam się do stolika, przy którym siedziała Dorcas i opadłam ciężko na fotel.
- Nie poszłaś z Ann? – spytałam.
- Nie – odparła. – Stwierdziła, że sama pomoże Remusowi. Myślisz, że oni… No wiesz.
- Sądzę, że to bardzo możliwe – rzekłam.
- A tobie co się stało? – zapytała.
- Rozmawiałam z Potterem – wyjaśniłam, a ona posłała mi pytające spojrzenie. – Znowu się z nim pokłóciłam.
- Lily…
- Nie moja wina, że jest zazdrosny i nie potrafi zaakceptować całej sytuacji. Zawsze wchodzi na temat Seana i się wkurza.
- Spójrz na to z jego strony.
- Próbuję, Dor, ale niczego mu nigdy nie obiecywałam, nigdy świadomie nie dałam mu żadnej nadziei. Gdybym powiedziała mu może albo coś w tym stylu to ok, ale tak go po prostu nie rozumiem.
- Ale? – powiedziała Dorcas.
- Co, ale? – spytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam, o co jej chodzi.
- Czuję, że mimo tego wszystkiego jest jakieś ale, tworzące kontrast z twoimi słowami. – Westchnęłam. Dor z zasady nigdy mnie o nic nie wypytywała, ale zawsze wiedziała, kiedy kłamię. Zresztą każdy, kto mnie znał trochę lepiej, wiedział, że Lily Evans nie potrafi kłamać.
- Umówiłam się z nim do Hogsmeade w tym miesiącu.
- A co na to Sean?
- Nie mówiłam mu jeszcze, ale myślę, że nie będzie bardzo zły. Zawsze zgadza się na wszystko, co wymyślę, jeśli dobrze to uargumentuję.
- No cóż, w takim razie rób, co chcesz.
- Uważasz, że źle zrobiłam – stwierdziłam. – Szczerze, to ja też teraz tego żałuję.
- Ale zależy ci na Potterze.
- Tak, dlatego zrobię, co będę musiała.
- A jeśli będziesz musiała się z nim przespać? – usłyszałam nagle głos Ann, a potem burza jej kręconych blond włosów pojawiła się w zasięgu mojego wzroku.
- Nie pomagasz chłopakom? – spytałam zaskoczona jej nagłym pojawieniem się oraz pytaniem, które zadała.
- Znudziło mi się – odparła i usiadał po turecku na pustym fotelu po mojej lewej stronie tak, że teraz obie wpatrywały się we mnie uważnie. – No więc jak?
- Oczywiście, że bym tego nie zrobiła. Aż tyle nie jest dla mnie wart. Poza tym aż tak głupia nie jestem – powiedziałam ze zdecydowaniem. – O co ty mnie podejrzewasz, Ann? Po co te głupie pytania? – spytałam teraz już trochę poirytowana.
- Tak tylko pytam, bo ostatnio gadasz takie głupoty, że aż żal słuchać.
- To nie słuchaj! Poza tym, jeśli będę chciała się z nim przespać lub to zrobię, to i tak nie będziesz miała nic do gadania. Nie jest powiedziane, że w ogóle się o tym dowiesz.
- Ej, nie wyżywaj się na mnie, bo nie miałam nic złego na myśli.
- To nie rozumiem, po co te twoje głupie komentarze, których jeszcze większy żal słuchać.
- Tak tylko pytam, bo jestem ciekawa, ile potrafisz poświęcić, żeby osiągnąć to, co chcesz.
- Przeważnie zawsze dostaję to, co chcę i zawsze sama muszę o to walczyć, więc nauczyłam się, jak to robić. Czasami trzeba coś poświęcić.
Remus Lupin
- Macie iść z Syriuszem do McGonagall – rzekłem, kiedy siedzieliśmy z chłopakami w dormitorium.
- Mam to gdzieś – powiedział Łapa. – Ona chyba nie sądziła, że naprawdę się zjawię i będę rozwieszać te dekoracje.
- To było wiadome – odparłem, – ale przez was to ja musiałem wysłuchiwać jej kazania, a to fajne nie było. Tak czy inaczej wisicie mi i Peterowi przysługę.
- Wrzuć na luz, Luniek – odezwał się James z wyjątkowo dobrym humorem.
- Mam rozumieć, że zyskaliście większe korzyści, dla których można poświęcić szlaban?
- Właśnie – rzekł Rogacz z uśmiechem na twarzy.
- A można wiedzieć, jakie? – spytałem.
- No cóż… Evans zgodziła się umówić ze mną na następne wyjście do Hogsmeade, więc cokolwiek McGonagall wymyśli w ramach szlabanu, będzie tego warte.
- Chyba, że zabroni ci wyjścia – wtrącił Glizdogon.
- Są jeszcze tajne przejścia, Glizdek.
- Nie widzę w tym nic pozytywnego – stwierdziłem. – Zobaczysz, że prędzej czy później wyjdziesz na tym źle. Jak zwykle zresztą.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo cokolwiek robisz, a właściwie robicie, zawsze kończy się awanturą. Nie mówiąc już o tym, że pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie.
- Możliwe, ale wiesz, że lubię ryzykować, nie
- Mówię ci, że to twoje ryzyko ci się nie opłaci. – Ostatnio, widząc, co ta dwójka wyprawia, byłem coraz bardziej sceptycznie nastawiony do kolejnych głupich pomysłów Jamesa, które nigdy nie kończyły się dobrze. O ile na początku widziałem jeszcze jakieś szanse dla niego, o tyle teraz już tak sobie nagrabił, że naprawdę bym się zdziwił, jeśli jego plany by wypaliły.
- Nigdy nie mów nigdy, Luniek. – James puścił do mnie oko, a ja dałem sobie spokój. Rogacz był tak bardzo zapatrzony w Lily, że w tej sprawie nie było żadnych szans na to, żeby przemówić mu do rozumu. Osobiście uważałem, że szanse na jakiekolwiek relacje, nazwane przez nich po imieniu, nie mają racji bytu.
Miriam Vane
Było już dosyć późne popołudnie, a ja nadal bez celu pałętałam się po zamku. Nawet na Błonia nie można było wyjść, jeśli nie chciało się wrócić przemoczonym. Kate poszła gdzieś z Johnem, więc już kompletnie nie miałam, co robić. Co prawda zawsze istniała opcja pouczenia się do OWUTEM-ów, ale bez przesady, aż tak mi się nie nudziło. Usiadłam więc na schodach i patrzyłam, jak krople deszczu powoli spływają po kolorowych witrażach.
Nagle ktoś na mnie wpadł. Poderwałam się szybko na nogi i zobaczyłam Lily.
- Przepraszam – powiedziała. – Nic ci się nie stało? Nie spodziewałam się tutaj nikogo.
- W porządku – odparłam. – To ja nie powinnam torować schodów – uśmiechnęłam się. Zapadła chwila milczenia. – Dobra, ja będę uciekać – rzekłam po chwili.
- Nie, nie, nie, czekaj – zatrzymała mnie moja koleżanka. – Mam do ciebie sprawę, a właściwie nawet nie ja.
- O co chodzi? – spytałam.
- Znasz Dirka Worpla, nie? Tego z Ravenclawu.
- Tak, a co?
- Prosił mnie, bym cię spytała, czy nie chciałabyś iść z nim na bal. Wiem, że sam powinien o to zapytać, no ale, że tak powiem, wstydził się. – Ta propozycja trochę mnie zaskoczyła. Znałam Dirka, ale jakoś nigdy bardziej się nie zaznajomiliśmy. Oczywiście, mimo tego, co się zdarzyło, nadal skrycie marzyłam o tym, by to właśnie James Potter zaprosił mnie na bal, ale ta opcja nie wchodziła w grę. Musiałam w końcu wziąć się w garść i pogodzić z faktami. W sumie nic mi nie szkodziło iść z Dirkiem. Mogłam nie dostać lepszej propozycji. – No, więc? – ponagliła mnie Lily.
- Zgoda – rzekłam. – Możesz mu powiedzieć, że z przyjemnością z nim pójdę – uśmiechnęłam się.
- To świetnie – ucieszyła się. – Jeszcze jedno – dodała. – Nie chcę, żeby potem wyszły z tego jakieś nieporozumienia, dlatego nie będę ukrywać, że najpierw ja otrzymałam tą propozycję, no, ale z wiadomych przyczyn musiałam odmówić. Poza tym i tak miałabym jeszcze inną – wyjaśniła.
Ta informacja nie była dla mnie jakimś zaskoczeniem. To logiczne, że chłopacy najpierw uderzali do pięknej rudowłosej dziewczyny, dlatego już od dobrych kilku lat byłam z tym faktem pogodzona.
- Dzięki za szczerość – powiedziałam. – Ale nie ma to dla mnie znaczenia.
- W takim razie naprawdę bardzo się cieszę i jeszcze raz cię przepraszam.
- Ja również się cieszę – odparłam. – Ty pewnie pójdziesz z Seanem?
- Jeśli nic się nie zmieni do wieczora to pewnie tak – powiedziała z uśmiechem, ale miałam dziwne uczucie, że nie mówi mi całej prawdy lub nie jest zadowolona z tego faktu.
- Będą jakieś duże stoliki?
- Myślę, że jakieś się znajdą. Z tego co wiem, będą różne.
- Czyli ty i Sean, ja z Dirkiem, Kate z Johnem, Ann…
- Pewnie pójdzie z Remusem.
- Z Remusem? – zdziwiłam się.
- Tak.
- A więc Ann z Remusem, Dorcas…
- Z Ericem Montmorencym – znowu wtrąciła Lily. Hmm, nie wiedziałam, że Dor chodzi z Montmorencym, ale znałam go dosyć dobrze i bardzo lubiłam.
- Świetnie – rzekłam więc. – Dalej…
- Anthony, przyjaciel Erica ze swoją dziewczyną Betty, a Michael, kolega Seana, Black i Potter jeszcze nie wiem, z kim. Zresztą nie mam też pojęcia co z Peterem – zakończyła. Przy nazwisku Jamesa obie zrobiłyśmy ponure miny. – Słuchaj, Miriam, już ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. Przepraszam cię za to, że z mojego powodu Potter z tobą zerwał. Nie mogę za niego odpowiadać, ale naprawdę mi głupio.
- Lily, już ci mówiłam, że nie mam o to żalu – rzekłam zgodnie z prawdą. Nigdy nie obwiniałam jej o to, gdyż była to decyzja Jamesa, który sam za siebie odpowiadał, a to, że chodził ze mną tylko dla zabawy czy zwrócenia uwagi Lily, to była tylko i wyłącznie moja wina i poniżenie się, bo od samego początku wiedziałam, jak jest. Ale tak bardzo byłam, a właściwie nadal jestem, zakochana w nim, że wtedy zrobiłam wszystko. Szczerze mówiąc teraz zrobiłabym to ponownie. – To nie była twoja wina. Wiedziałam, na co się piszę.
- Ale nie zmienia to faktu, że czuję się z tym jeszcze gorzej, gdyż jesteś jedną z moich najlepszych koleżanek.
- Dzięki, Lily, ale naprawdę dajmy już temu spokój, co? James poza tobą świata nie widzi i niestety nie zmienimy tego. W tej sytuacji tylko ty masz wybór.
- Obawiam się, że z każdym dniem coraz mniejszy – powiedziała. Dziwnie zabrzmiało to w jej ustach. Wiedziałam mniej więcej jak bardzo ostatnimi czasy kłóciła się o Jamesa z Ann i Dorcas. Ja nie miałam zamiaru jej oceniać.
- Lily, jakąkolwiek podejmiesz decyzję w tej sprawie, nie będę miała do ciebie żadnych pretensji. Nie przejmuj się innymi, tylko rób, co uważasz za słuszne.
- Nawet, jeśli będzie to przeczyło logice?
- Nawet wtedy – potwierdziłam swoje słowa i znowu się uśmiechnęłam. – A tak odchodząc trochę od tematu, to chciałam ci powiedzieć, że dobrze trafiłaś z chłopakiem. Ostatnio rozmawiałam trochę z Seanem i stwierdzam, że jest bardzo sympatyczny. Poza tym widać, że naprawdę w tobie zakochany.
- Tak, wiem – odparła. – Jest cudowny i oprócz tego, że bardzo zazdrosny, nie mogę mu nic zarzucić.
- Każdy facet jest zazdrosny, kiedy widzi, że koło jego dziewczyny kręci się pełno chłopaków i wie, że ma poważną konkurencję.
- Jaka tam z nich poważna konkurencja? James czy Dirk, proszę cię, Miriam. Gdyby istniała opcja, że zmienię zdanie, to rozumiem, ale tak, czasami mnie to po prostu wkurza.
- Nie zmienia to jednak faktu, że Sean jest zapatrzony w ciebie jak w obrazek.
- Może i tak – odparła.
- Nie może, ale na pewno – powiedział Whitby, który pojawił się nagle koło nas. – Jak tam?
- W porządku – rzekła Lily, a on objął ją w talii i przytulił. Muszę przyznać, że cholernie zazdrościłam mojej koleżance. Było widać, że Sean jest w niej zakochany, chociaż nie okazuje tego tak oficjalnie jak Potter i może to było w tym najpiękniejsze.
- Dobra, to ja nie będę wam przeszkadzać. Spotkamy się na kolacji – dodałam.
- W porządku – odpowiedziała Lily, a ja wyminęłam ich i skierowałam się w boczny korytarz, który odchodził od schodów w prawo. – Miram, czekaj!
- Hmm?
- Co mam powiedzieć Dirkowi?
- Że się zgadzam – odparłam. – Albo nie, nic mu nie mów. Sama z nim pogadam
- Jeśli tak wolisz. Chyba nawet byłoby to właściwsze.
- Też tak sądzę – stwierdziłam.
- O co chodzi? – wtrącił Sean.
- Takie babskie sprawy – wyjaśniła Lily. – Nie musisz wszystkiego wiedzieć – dodała i puściła do mnie oko, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
~ * ~
Wypadało, żebym to ja porozmawiała z Dirkiem, a nie znowu wykorzystywała Lily jako posła. W końcu miałam z nim iść na bal, a przecież nie będziemy siedzieć cały wieczór przy stole. W sumie to nawet się cieszyłam z takiego obrotu sprawy. Każda z moich współlokatorek miała chłopaka, no może poza Ann, ale jak widać, była to kwestia czasu i tylko ja czułam się głupio, a nie byłam znowu taka ładna, by męska część szkoły ustawiała się przede mną w kolejce. W tej sytuacji nie musiałam się już obawiać. Poza tym lubiłam Dirka i nie widziałam powodu, dla którego miałabym odmówić.
Ogólnie uważałam, że nie byłam jeszcze gotowa na jakiś poważniejszy związek albo w ogóle na jakikolwiek. Od dwóch lat kochałam się w Jamesie, który, powiedzmy sobie szczerze, miał to gdzieś. Dla niego liczyła się tylko Lily. Naprawdę nie winiłam jej za to, że Rogacz ze mną zerwał. Nie była to jej wina, że najpierw się na nią uwziął, a potem zakochał. W chwili, kiedy zaczęłam z nim chodzić, wiedziałam od Ann, jaka sytuacja wpłynęła na jego decyzję, ale nadal byłam w nim zakochana i to nie dlatego, że był popularny czy przystojny. Nie, spróbowałam dostrzec w nim zwykłego chłopaka. W moim przekonaniu, na dzień dzisiejszy, tylko Lily mogłaby obdarzyć go podobnym typem miłości, gdyż nigdy nie zaznała uczucia, które kazało jej spojrzeć na Jamesa jako na chłopaka popularnego, odważnego, przystojnego. Wydawało mi się, że ona będzie w stanie go zrozumieć. Ja wiedziałam, dlaczego był, jaki był i dlaczego akurat Lily skradła jego serce. Po prostu była niedostępna. Nie imponowało jej w nim nic, za czym uganiały się inne dziewczyny. Ona traktowała go jak zwykłego człowieka, a nie jakiegoś boga, którym był dla połowy dziewczyn w tej szkole. Wiedziałam również, dlaczego on zachowuje się tak, a nie inaczej. Działało to także w druga stronę. Brak możliwości na normalny związek zmusił go do takiego zachowania, do nie przejmowania się tym, co się wokół niego działo. Jednak od czasu, kiedy zaczął latać za Lily, to się zmieniło. Tak czy inaczej wszyscy, a w szczególności ja, musieliśmy pogodzić się z sytuacją. Wiedziałam, że albo mogę użalać się nad sobą w nieskończoność, albo zacząć wszystko od nowa.
Lily Evans
Wielkimi krokami zbliżała się kolacja, a tym samym wielka porażka naszego domu. Potter był zbyt popularny, żeby nie zdobyć największej ilości głosów, tym samym reprezentując Gryffindor na balu.
W całym zamku wisiały piękne dekoracje, które chłopacy rozwieszali od rana. Oczywiście nie wszyscy. Nadal zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, zgadzając się na wyjście z Rogaczem. Nie wiedziałam, jak wytłumaczę to Seanowi. Kiedyś w końcu musi się wkurzyć. Podziwiałam go za cierpliwość, którą do mnie miał i było mi jeszcze bardziej głupio, kiedy myślałam o tym, co ostatnimi czasy robiłam za jego plecami.
Dyrektor, wyjątkowo dzisiaj, zarządził kolację wcześniej, tak więc o siedemnastej Wielka Sala zaczęła się zapełniać. Ze stołów, co chwilę, wychodziły duchy Hogwartu, rozmawiając przy okazji z co niektórymi osobami. Nawet Irytek nie zachowywał się tak, jak zwykle. Pouczony przez Dumbledore’a, ubóstwiający swoje święto, latał pod zaczarowanym, gwieździstym sufitem, naśmiewając się tylko ze wszystkich.
- Zajmijmy miejsca – powiedziała Ann.
Przepchnęłyśmy się więc przez tłumy zaklinowane w przejściu i skierowałyśmy do naszego stolika, siadając na samym końcu jak najdalej od stołu nauczycieli.
- Nie wiem o co tyle hałasu – stwierdziła Kate, siadając koło nas. – Przecież i tak wiadomo, że Potter u nas wygra. To nie ulega wątpliwości. To będzie upokorzenie Gryffindoru.
- To nie jest upokorzenie naszego domu, ale po prostu konkurs popularności – wyjaśniła Ann. – Ten pomysł się Dumbledore’owi nie udał.
- Nie zmienia to faktu, że lepiej, by reprezentował nas Potter, a nie na przykład Black – dodała Dorcas. – On to się dopiero zachować nie umie. – Chciałam coś jeszcze dodać a propos uwagi Dor, ale w tym momencie wstał dyrektor, prosząc o zaprzestanie rozmów. W całej Wielkiej Sali zapadła grobowa cisza. Wszystkie pary oczu zwróciły się teraz w jego stronę.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie w tym uroczystym dla nas dniu. Wiem, że zabawy z okazji Święta Duchów odbywają się wieczorem w każdym z domów, ale dzisiaj czeka nas jeszcze jedna uroczystość. Już za chwilę poznamy czterech uczniów, którzy będą reprezentować naszą szkołę na Bożonarodzeniowym Balu Integracyjnym. Do dzisiaj włącznie mogliście oddawać głosy na swoich faworytów, wrzucając karteczki z ich imieniem i nazwiskiem do czar stojących w waszych pokojach wspólnych. Już za chwilę przekonamy się, kto zdobył najwięcej głosów. Zanim to jednak nastąpi, mam jeszcze kilka ogłoszeń. Po pierwsze po kolacji wybrani przedstawiciele udadzą się na zebranie do komnaty znajdującej się za moimi plecami, gdzie otrzymają pierwsze wskazówki. Po drugie niedługo rozpocznie się seria zajęć tanecznych. Po trzecie uczniowie z Beauxbatons oraz Durmstrangu oficjalnie przyjadą do nas w środę pierwszego grudnia i zostaną do marca włącznie. – Po zakończeniu przemowy rozległy się oklaski. Kiedy znowu zapadła cisza, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i do środka weszli kolejno McGonagall, Sprout, Flitwick i Slughorn. Przed każdym z opiekunów lewitowała w powietrzu czara, która wcześniej stała w poszczególnych domach.
Nauczyciele przeszli przez salę, a następnie ustawili czary przed stołem nauczycielskim. Pojedyncze głosy, które jeszcze do tej pory było słychać, całkiem umilkły. Opiekunowie domów usiedli na swoich miejscach, a dyrektor wyszedł zza swojej mównicy i podszedł do czar. Dumbledore zaczął od lewej strony czyli od Ślizgonów. W takim układzie Gryffindor był na końcu. Wszyscy wiedzieli, jaki będzie u nas wynik, dlatego ja tym bardziej straciłam zainteresowanie całą „ceremonią”. Zaczęłam więc szeptem rozmawiać z Miriam.
Dyrektor wyszeptał jakieś zaklęcie i z czary Ślizgonów wyleciała pierwsza karteczka.
- Przedstawicielem Slytherinu zostaje pan Antonin Higgs – ogłosił dyrektor. Przy stole na drugim końcu sali rozległy się pierwsze oklaski i wiwaty. Szybko jednak umilkły, gdyż każdy był ciekawy dalszych wyników. Dumbledore powtórzył czynności i kolejna karteczka wyleciała z czary Krukonów.
- Przedstawicielem Ravenclawu zostaje panna Amanda Goldstein – kolejne oklaski, jeszcze krótsze niż poprzednie. Niewiele dłuższe rozległy się po wyborze przedstawiciela Hufflepuffu, którym został Sean. Byłam lekko zaskoczona takim wynikiem, ale w głębi duszy się z niego cieszyłam. Przecież nie chodziłam z nikim. Wbrew pozorom satysfakcjonowało mnie to, że u nas głosowanie już dawno jest przesądzone i ja sama nie jestem zagrożona, chociaż nawet nie myślałam, że mogłabym być. Drugie miejsce zająłby pewnie Black.
Spokojna o swój los, bez stresu rozmawiałam z Miriam o jej sukience na bal. Nie wiedziała, na jaki kolor powinna się zdecydować. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy zamiast nazwiska Rogacza, dyrektor powiedział:
- Chyba mamy pierwszy remis.
- Ciekawe, kto jest tym szczęśliwcem, który prawie zdołał pokonać Pottera – rzuciłam niedbale w stronę mojej rozmówczyni w chwili, kiedy Dumbledore rzekł:
- Panna Evans i pan Potter mają równą ilość głosów.
- Że co?! – krzyknęłam, prostując plecy i skupiając w tym momencie całą swoją uwagę na stole nauczycielskim i stojącym nieopodal dyrektorze. Że też dziewczyny musiały na mnie zagłosować, pomyślałam poirytowana. W tym momencie najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Chciałam uciec od wzroku tych wszystkich osób, które teraz patrzyły w stronę naszego stołu.
- Zaraz coś na to zaradzimy – powiedział dyrektor. – Proszę, podejdźcie do mnie.
Wywróciłam oczami i wstałam z ciężkim westchnieniem. Nogi miałam jak z waty, ale decyzję podjętą. Co z tego, że chciałam iść na ten bal z Rogaczem. Nie było to w tej chwili ważne. Dopóki nie podejmę ostatecznej decyzji w sprawie naszych relacji, muszę zachowywać pozory przykładnego związku z Whitbym, więc miałam zamiar oddać zwycięstwo Potterowi. Jak na złość to ja musiałam znowu tkwić z Jamesem w jakimś chorym układzie, nie Black, który był bardziej popularny ode mnie, tylko kolejny raz ja, Lily Evans. Teraz w sumie byłam tym faktem rozbawiona.
Chcąc nie chcąc, szłam wzdłuż stołu. Po drugiej stronie szedł James. Siedział bliżej niż ja, więc na końcu poczekał na mnie i razem podeszliśmy do dyrektora. Zanim to jednak nastąpiło, zdążyłam jeszcze powiedzieć do niego:
- Chyba jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Od zawsze to powtarzam – odparł i posłał mi swój zawadiacki uśmiech, ale na jego twarzy nie malowała się żadna satysfakcja, a raczej coś w stylu zniechęcenia.
Teraz Dumbledore mówił tak, żeby nie słyszała go cała szkoła. McGonagall również do nas podeszła, a ja wywróciłam oczami.
- Proponuję dogrywkę – powiedział dyrektor. – Przed Wielką Salą zostanie ustawiona czara i jutro będzie można wrzucać do niej kartki z waszymi nazwiskami. Tym samym ostateczne wyniki poznamy jutro wieczorem. – Co za idiotyczny pomysł, pomyślałam.
- Bez sensu – oburzył się Rogacz, a McGonagall zmierzyła go zabójczym wzrokiem.
- Też tak uważam – poparłam go. – Myślę, że żadna dogrywka nie będzie potrzebna. Jak wiadomo, chodzę z Seanem Whitbym i miałam zamiar iść na ten bal z nim. Jeśli wygram, to nie będę miała takiej możliwości. W takim razie niech Potter reprezentuje nasz dom. Na pewno większość bardziej się ucieszy, a w takim układzie i tak oboje będziemy w reprezentacji.
- Słuszna uwaga, panno Evans – poparła mnie McGonagall, co trochę mnie zaskoczyło.
- Dziękuję, pani profesor.
- Niech i tak będzie – powiedział dyrektor.
- Nie zgadzam się – wtrącił Potter, a ja wywróciłam oczami. Czy on zawsze musi robić problemy? Dałam mu wygrać, więc czego jeszcze chce?
- A to niby czemu? – spytałam więc.
- Bo to jest rozwiązanie dobre dla ciebie, nie dla mnie. Niby dlaczego ty ciągle masz dostawać to, co chcesz, a ja nie?
- Po pierwsze dlatego, że ja to wymyśliłam, a po drugie może dlatego, że chcesz to, co jest poza twoim zasięgiem – odparłam, patrząc mu prosto w oczy. – Poza tym w bezpośrednim starciu i tak byś wygrał, bo żeńska część szkoły zagłosowałaby na ciebie.
- Możliwe, ale jeśli nie pójdziesz z Whitbym, ja cię wezmę.
- Że co? Ty chyba zwariowałeś! Nigdzie bym z tobą nie poszła. Przykro mi, ale spóźniłeś się, bo dzisiaj dostałam inną ofertę.
- Worple? To nudziarz. Poza tym słyszałem, że wcisnęłaś mu Miriam, więc nie masz żadnej opcji zapasowej.
- Każdy jest lepszy od ciebie. I nie obrażaj moich przyjaciół, bo ty do nich nie należysz!
- A jednak to dla mnie nie raz traciłaś głowę, nawet wtedy, kiedy już rzekomo „naprawdę” chodziłaś z Whitbym – powiedział James. To był cios poniżej pasa.
- Teraz to przesadziłeś, Potter – powiedziałam wściekła i sięgnęłam do kieszeni po różdżkę. Nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie inni. Byłam gotowa walnąć go jakimś zaklęciem tu i teraz, przy dyrektorze i wszystkich nauczycielach.
- Proszę o spokój – rzekła stanowczo McGonagall, stając pomiędzy nami. – Według mnie żadne z was dwojga nie jest godne reprezentowania naszego domu, ale zasady są zasadami i nie możemy ich zmienić. Musimy więc coś postanowić. Albusie, w tym wypadku decyzja należy do ciebie.
Byłam wściekła na Pottera. Jeszcze dzisiaj rano obiecał mi, że spróbuje odpuścić trochę Seanowi i sobie, a ja, idiotka, kolejny raz mu uwierzyłam. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze. Niech w końcu zacznie pragnąć czegoś, co jest w jego zasięgu, bo kiepsko go widzę. Do mnie niech się lepiej dzisiaj, a właściwie już nigdy, nie zbliża, bo nie ręczę za siebie.
Nie mogłam znieść jego widoku, więc obrażona i wściekła spojrzałam na dyrektora. Dumbledore popatrzył na mnie, a potem na Jamesa i powiedział:
- Lepiej, żebyście razem nigdzie nie szli, więc uważam, że propozycja panny Evans będzie najlepszym wyjściem – stwierdził, a potem zwrócił się już do całej społeczności szkolnej.
- Po długich negocjacjach, przedstawicielem Gryffindoru został pan James Potter. – Przy naszym stole rozległy się wiwaty, jednak na twarzy Rogacza malowała się wściekłość.
- Czemu to zrobiłaś? – spytał, kiedy szliśmy z powrotem na miejsce.
- Słyszałeś przecież – odparłam wkurzona. – Nie będę ci się tłumaczyć, ale powiem jedno, tym razem przesadziłeś. Właśnie dlatego nigdy nie będziesz dla mnie kimś ważnym. Nie zasługujesz na to.
- Już jestem dla ciebie kimś ważnym – stwierdził. – Inaczej po tym wszystkim nienawidziłabyś mnie tak bardzo, że nie chciałabyś mnie znać, a mimo wszystko nie raz z własnej woli całowałaś się ze mną. Poza tym twój „przykładny” związek z Whitbym nie jest dla mnie żadnym tłumaczeniem.
- Uważaj na słowa, Potter – powiedziałam, mierząc go wzrokiem. – Bo następnym razem użyję czegoś gorszego niż upiorogacka.
- Nie zrobisz tego.
- Chcesz się założyć? Poza tym, o co ci znowu chodzi? Konkursy popularności to twoja specjalność, nie?
- Tak, ale tym razem nie chciałem wygrać.
- To już wiem – stwierdziłam. – Jednak wybacz mi mój przejaw egoizmu – poprosiłam z ironią. – Chciałam zobaczyć, jak to jest i powiem ci, że nawet mi się to spodobało.
- Zauważyłem.
- Świetnie! Teraz i tak możesz mi jedynie wybaczyć to, że, tak jak ty, jestem egoistką, a jeśli nie, to nic mnie to nie obchodzi – powiedziałam ze złością, a potem skręciłam i poszłam na miejsce.
- Co ty zrobiłaś? – naskoczyła na mnie Ann.
- To, co uznałam za słuszne – odparłam. – I nie naciskajcie, bo jestem tak bardzo wściekła na Pottera, że mam ochotę go po prostu zabić i zakopać gdzieś w Zakazanym Lesie.
- Widzę, że lepiej nie pytać, o czym rozmawialiście przy dyrektorze i McGonagall – rzekła Kate.
- Masz całkowitą rację – potwierdziłam.
- Co ty mu znowu powiedziałaś? – Ann, zawsze musiała wszystko wiedzieć.
- Nic mu nie powiedziałam. To on zaczął wywlekać na światło dzienne rzeczy, które nigdy nie powinny mieć racji bytu. Tym razem mocno przesadził. Poza tym nie moja wina, że jest idiotą. Nie potrafi dopasować się do sytuacji, to niech się potem martwi, ja nie mam nic do dodania, a jeśli wejdzie dzisiaj w moje pole widzenia, to naprawdę nie ręczę za siebie.
W ten oto sposób, Potter schrzanił wszystko, co dzisiaj ustaliliśmy. Znowu uwierzyłam w jego kłamstwa, a on bezczelnie to wykorzystał. Tym razem nie pomoże mu nawet fakt, że jeszcze pięć minut temu to ja kombinowałam, jak iść z nim na bal, by nikt niczego nie podejrzewał. Mój upór w dążeniu do celu przesłonił moje racjonalne myślenie w sprawach związanych z Jamesem i to był błąd. Tak, wina nigdy nie leży w stu procentach po jednej stronie, ale wspominanie t a m t y c h chwil, było nie na miejscu i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy.