Witajcie Kochani,
wiem, jest już po trzynastej, a ja dopiero przychodzę do was z nowym rozdziałem. W zeszłym tygodniu pisałam, że rozdział zatytułowany "Noc Duchów" będzie podzielony na trzy części, które idealnie wpasują się w majowe daty... I tak też myślałam, a jednak wyszło trochę inaczej.
Dzisiejszy rozdział jest troszeczkę krótszy niż zazwyczaj i pierwotnie w ogóle go nie było. Napisałam go w przeciągu ostatniego tygodnia, zainspirowana komentarzem Em. Tak oto powstał ten rozdział, który w całości pisany jest z perspektywy Jamesa i mam nadzieję, że na razie kończy sprawę zaklęć niewybaczalnych i Śmierciożerców latających po szkole. Niezbyt dużo się w nim dzieje, możecie mieć wrażenie, że jest trochę oderwany od całości, ale jak wykreowałam pomysł zemsty na Averym, tak powstała cała reszta, która zajęła mi tyle miejsca, co zazwyczaj jeden rozdział, który co tydzień publikuję, więc mam nadzieję, że spodoba wam się ta perspektywa odpoczęcia trochę od marudnej Lily Evans ;)
Bardzo was również przepraszam, za brak komentarzy pod waszymi rozdziałami, ale brak czasu nie jest moim sprzymierzeńcem. Obiecuję jednak, że dzisiaj wszystko nadrobię, bo wszystko już dawno przeczytałam :)
Rozdział chciałabym zadedykować Narcyzi, za jej cudowny komentarz pod ostatnim wpisem.
Pozdrawiam
Luthien
***
James Potter
Moje serce kolejny raz, w tak krótkim czasie, krwawiło po decyzji podjętej przez moją ukochaną. Nie chodziło już nawet o to, że ona nie chciała ze mną być, tylko o fakt, że miała kompletnie gdzieś to, co dla niej robiłem.
Wszyscy byli w Skrzydle Szpitalnym. Nawet Black zostawił mnie samego. I dobrze, przynajmniej miałem chwilę spokoju. Ja nie chciałem kolejny raz się narzucać. Jak widać, niektórym bardzo to przeszkadzało. Gdybym siedział w tej chwili w jednym pomieszczeniu z Whitbym, zapewne drugi raz dostałby ode mnie po mordzie.
~ * ~
Leżałem na łóżku i bezmyślnie gapiłem się w sufit. Moje żale szybko przelały się w troskę i strach przed utraceniem Evans. Najpiękniejszej i najinteligentniejszej dziewczyny, jaką znałem i kochałem od lat. Dlaczego właziła do tego jeziora?
Z odpowiedzią przyszli mi chłopacy, którzy wpadli do pokoju z wielkim hukiem.
- Nie mów mu – rzekł Lupin, patrząc z irytacją na Syriusza.
- I tak wszystko się zaraz rozniesie – zaoponował tamten.
- Dumbledore na to nie pozwoli. Nie będzie chciał siać paniki – wtrącił Peter, a Remus skinął głową na znak, że zgadza się z tym twierdzeniem.
- I myślisz, że to pomoże? Wątpliwe.
- Mogę wiedzieć, o co chodzi? – spytałem, patrząc po kolei na chłopaków. Lupin spojrzał znacząco na Łapę, ale ten go zignorował. – Black? – ponagliłem go.
- Zastanawialiśmy się, dlaczego Evans wlazła do tego jeziora, nie? – skinąłem głową. – McGonagall przyszła do Skrzydła Szpitalnego i przeprowadziła z Rudą wywiad – Syriusz westchnął. – Możliwe, że to wszystko jest winą Avery’ego. Prawdopodobnie rzucił na nią Imperiusa – dokończył, a ja automatycznie zerwałem się z łóżka.
- Zabiję go – rzekłem wściekły i skierowałem się do drzwi, ale Pettigrew zagrodził mi drogę.
- James, to nie jest potwierdzone – powiedział Lunatyk, kładąc mi dłoń na ramieniu. – To tylko domysł. Przypuszczenie… – próbował mnie przekonać, ale miałem to gdzieś. Byłem przekonany, że to „przypuszczenie” jest jak najbardziej prawdziwe. Rozumiałem również, dlaczego chłopacy nie chcieli mi o tym powiedzieć. Wiedzieli, że będę chciał się zemścić. I zrobię to, dodałem w myślach.
- Remus, sam nie wierzysz w to, co mówisz. Oboje dobrze wiemy, że Lily nie wskoczyłaby sama do tego jeziora. Nawet po tym, co jej dzisiaj powiedziałem. Nie jestem wart jej śmierci. Avery… Wszyscy Ślizgoni, a właściwie powinniśmy nazywać ich po imieniu… Śmierciożercy i Voldemort chcą się pozbyć mugoli i czarodziejów z takich rodzin. Wiem o tym lepiej niż wy!
Nie powinienem wyżywać się na chłopakach, ale dobrze wiedziałem, co się dzieje na świecie. Jeśli Avery użył na Evans zaklęcia niewybaczalnego, osobiście go zabiję lub doprowadzę do tego, że zgnije w Azkabanie. Lunatyk patrzył na mnie ze zrozumieniem, ale i współczuciem.
- Jeśli nie puścisz mnie teraz, pójdę do niego później, ale nie odpuszczę – oznajmiłem. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, aż w końcu Lupin zabrał dłoń z mojego ramienia i wycofał się do łazienki, dając mi niemą zgodę na działanie. Rzuciłem krótkie spojrzenie na moich pozostałych współlokatorów, a potem zabrałem mapę i wyszedłem z pokoju. Nim jednak zamknąłem za sobą drzwi, zrobił to Łapa.
- Nie pozwolę ci walczyć ze Ślizgonami samemu – uśmiechnął się do mnie.
~ * ~
Całą bandę znaleźliśmy niedaleko gabinetu dyrektora. Ukryci za jednym z występów ściennych wrzeszczeli na Avery’ego.
- Mamy słuchać Czarnego Pana! Nie działać na własną rękę! – syknął wściekły do granic możliwości Rosier. – Przez ciebie ten pajac wie, co robimy! Będzie nas pilnował na każdym kroku.
- Uspokój się, Evan – odparł Avery. – Przecież mnie nie wywalił.
- Właśnie, NIE wywalił – wtrącił Dołohow. – Dumbledore nie jest głupi. Specjalnie podjął taką decyzję. Chce zdobyć przewagę, a ty mu to umożliwiłeś!
- Evans może nam zaszkodzić bardziej – stwierdził ochrzaniany Ślizgon. – Trzeba się jej pozbyć.
- Nie udało ci się to – zauważyła Bellatrix.
- Czarny Pan powinien pozbywać się idiotów takich jak ty! – wrzasnął Evan. Spojrzałem na mojego kumpla, a ten porozumiewawczo skinął głową.
- Wyjątkowo zgodzę się z Rosierem – rzekłem, pojawiając się w ich polu widzenia. – I wyjątkowo wam w tym pomogę – dodałem, po czym przywaliłem Avery’emu, który idealnie stał najbliżej mnie. Krew poleciała mu z nosa, ale szybko podniósł się z podłogi, stając w szyku, który teraz utworzyli Ślizgoni. Każdy z nich trzymał już w ręce różdżkę, a pierwsze zaklęcie poleciało w moją stronę. Zablokował je Łapa, nie bardzo zaskakując naszych kolegów, którzy wiedzieli, że nigdy żaden z nas nie chodzi sam.
Rozpoczął się mniej lub bardziej wyrównany pojedynek. Zaklęcia latały w obie strony. Ślizgoni nie szczędzili sobie nawet tych niewybaczalnych, przed którymi udawało nam się bronić, a których nie mogli rzucić nam w plecy. Ja z Łapą byliśmy zgrani idealnie i porozumiewaliśmy się bez słów. Kiedy ja atakowałem, on chronił mój tyłek. Kiedy on uszkadzał naszych przeciwników, ja zajmowałem się blokowaniem zaklęć.
Bellatrix oczywiście uwzięła się na Syriusza, który zabawę miał przednią, irytując i doprowadzając do szału swoją kuzynkę. Ja wziąłem na siebie Avery’ego, którego miałem ochotę ukatrupić na miejscu i Rosiera, najcwańszego z całej czwórki.
Dołohow kolejny raz rzucił zaklęcie, które po uniku Łapy pozostawiło w murze dosyć sporą dziurę. Mimo to odbiło się od niej i ugodziło Evana, który padł na ziemię. Szybko dobiłem go Drętwotą. Black właśnie unieruchomił kuzynkę, a pozostała dwójka zaczęła na siebie wrzeszczeć. Ich chwilowe zdezorientowanie umożliwiło mi szybką analizę sytuacji. Dwójka Ślizgonów leżała nieruchomo na podłodze. Ich włosy były w nieładzie, a szaty brudne od pyłu i krwi, która, o dziwo, również znajdowała się na ziemi. Dołohow i Avery także zerknęli na swoich towarzyszy, po czym skrzywili się i znowu zaatakowali. Dwie zielone smugi przeleciały tuż obok mojej głowy, przebijając na wylot Irytka, który teraz darł się na cały korytarz, informując wszystkich o naszym pojedynku. Nie miałem czasu go uciszyć, mimo, iż wiedziałem, że zaraz mogę zostać wyrzucony ze szkoły. Miałem to jednak gdzieś, bo oto pojawiła się okazja, by zemścić się na Averym, który właśnie został sam na polu bitwy.
- I co teraz zrobisz? – spytał Łapa, na co ten uśmiechnął się tylko.
- Może potraktuję was Imperiusem, jak to zrobiłem z tą szlamą Evans? – odparł. – Chociaż nie, to by było zbyt proste… Crucio! – krzyknął. Nim zdążyłem zareagować, Black odbił zaklęcie. Nie powinienem pozwalać mu mówić, stwierdziłem, a moja wściekłość sięgnęła zenitu. – Zatkało cię, Potter?
- Nie daruję ci tego, Avery – wycedziłem przez zęby, podchodząc do niego bliżej. Syriusz usunął się na bok, za co mu dziękowałem. Musiałem to załatwić sam.
- Stać cię na coś lepszego, Potter – odparł z chytrym uśmiechem. – Cza…
- Expelliarmus! – różdżka mojego wroga wleciała prosto w moją dłoń. Avery był lekko zdezorientowany, ale nie cofnął się. Chwilę później przyciskałem go do ściany, trzymając różdżkę przy jego szyi.
- Co tu się dzieje? – wrzasnęła McGonagall. – Potter, Black! – Nie zwróciłem na nią uwagi. – Panie Potter, proszę puścić pana Avery’ego!
- Jeśli Evans włos z głowy spadnie, pożałujesz, że się urodziłeś – rzekłem, a potem odsunąłem się od niego, rzucając mu różdżkę na podłogę.
McGonagall zdjęła zaklęcia z pozostałych Ślizgonów, kazała im iść do pokoju i czekać, aż do nich przyjdzie.
- Co to miało znaczyć? – spytała, kiedy zostaliśmy sami. – Panie Potter! Pojedynki są w naszej szkole zakazane.
- A używanie zaklęć niewybaczalnych nie? – odparł Syriusz. Wicedyrektorka skrzywiła się nieznacznie.
- Pójdziecie ze mną do dyrektora. Obaj.
- Świetnie. I tak chciałem z nim porozmawiać – oznajmiłem i nie czekając nawet na nią, ruszyłem w stronę gabinetu Dumbledore’a.
- Co ty chcesz zrobić? – spytał cicho Syriusz.
- Porozmawiać na temat tego, dlaczego Ślizgoni nie siedzą w Azkabanie.
~ * ~
McGonagall zapukała. Chwilę później usłyszeliśmy cichy głos dyrektora, zapraszający nas do środka. Weszliśmy więc i stanęliśmy przed biurkiem. Dyrektor spojrzał na nas bez cienia zaskoczenia na twarzy.
- Co się tym razem stało?
- Pojedynkowali się ze Ślizgonami. Pan Potter ze szczególnym okrucieństwem odniósł się do pana Avery’ego.
- Ze szczególnym okrucieństwem? – oburzył się Black. – A fakt, że oni rzucali zaklęciami niewybaczalnymi na prawo i lewo, to co? Gdybyśmy oberwali którymś z nich to też nic by pan nie zrobił? Tak, jak w przypadku Evans?
- Panie Potter – zwrócił się do mnie Dumbledore, ignorując Syriusza.
- Avery ma zostać wyrzucony ze szkoły i być sądzony o próbę zabójstwa. Powinien trafić do Azkabanu! – wkurzyłem się.
- Mocne oskarżenie.
- Niech pan nie udaje, że nie wie, o co mi chodzi. Wyciągnąłem dzisiaj koleżankę z jeziora, bo Avery kazał jej tam wejść. Nie jest głupia, nie zrobiłaby tego sama i dobrze pan o tym wie.
- Ma pan rację, ale na chwilę obecną nie mogę w tej sprawie nic zrobić.
- Jak to nic? – odezwał się Syriusz.
Czy Dumbledore musiał utrudniać sprawę? Był aż tak głupi, że nie wiedział, co się dzieje? Nie. On dobrze wiedział, że Ślizgonów trzeba się obawiać. Specjalnie ignorował całą sprawę, ale fakt, że Lilka znowu ucierpiała, kazał mi zrobić wszystko, by walczyć o jej życie.
- Żądam rozmowy z ojcem – oznajmiłem. Był szefem aurorów, nie mógł tego zignorować.
- Proszę?
- Chcę rozmawiać z ojcem. Natychmiast. Mam do tego prawo.
- Jak pan to sobie wyobraża? – odezwała się McGonagall.
- Normalnie. Możemy wywołać go przez kominek.
- Nie jest tu pan, by stawiać żądania – stwierdziła surowo.
- Nie widzę przeszkód w odbyciu tej rozmowy – rzekł Dumbledore, a wicedyrektorka skrzywiła się nieznacznie. Nawet, jeśli uważała podobnie jak ja, trzymała stronę swojego przełożonego.
Posłałem Łapie tryumfujący uśmiech, na co skinął głową.
- Minerwo, proszę dopilnować, by pan Black dotarł do własnej wieży bez żadnych ekscesów.
- Oczywiście, Albusie – odparła, po czym wyszła z gabinetu. Syriusz podążył za nią bez słowa.
Zostałem sam z Dumbledorem, który wpatrywał się we mnie przez chwilę. Jego oczy, spoglądające znad okularów połówek, wyrażały zrozumienie, ale i mądrość dźwigającą lata doświadczeń. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo jego decyzja dotycząca Avery’ego była totalnym idiotyzmem.
- Niech pan usiądzie – wskazał mi szary fotel, stojący przed biurkiem.
- Dziękuje, postoję – odparłem. Albus Dumbledore wstał z miejsca, podszedł do stolika, znajdującego się pod oknem i ze stojącej na nim misy, wziął jakiegoś cukierka, którego zjadł ze smakiem.
- Rozumiem twoje wzburzenie, James – rzekł po chwili zastanowienia.
- W takim razie proszę o umożliwienie mi rozmowy z ojcem. Potem, jeśli zechcę, wysłucham pańskiej wersji.
- Oczywiście. Masz do tego prawo – powiedział, po czym zwrócił się do szczupłego blondyna z zapadłymi policzkami i dużymi okularami, przysłuchującemu się naszej rozmowie z ram jednego z obrazów. – Auguście, skoczysz do gabinetu szefa aurorów i powiesz mu, że jego syn chce z nim rozmawiać? Powinien być jeszcze w pracy. – Blondyn skinął głową i zniknął.
Wrócił dosłownie dwie minuty później, oznajmiając, że „Pan Potter zaraz skontaktuje się z nami”. Jak powiedział, tak się stało. Chwilę później, mój ojciec stał w gabinecie, otrzepując szatę z popiołu.
- Dyrektorze – podszedł do Dumbledore’a, wyciągając rękę.
- Charlusie.
- Cześć, tato – wtrąciłem. Ojciec podszedł do mnie i uścisnął mocno.
- Cześć, Jim. Co się znowu stało? – spytał. – Kolejny szlaban? Dlaczego musiałem fatygować się tu osobiście? Wiesz, że matka mnie zabije, jeśli spóźnię się na kolację – zażartował, a ja uśmiechnąłem się tylko. Spojrzałem na Dumbledore’a, ale ten usiadł z powrotem w swoim fotelu, dając mi wolną rękę. Nie miał zamiaru wtrącać się do rozmowy. – Powie mi ktoś, co tu się dzieje?
- Śmierciożercy się dzieją, tato – rzekłem, na co on rzucił krótkie spojrzenie w stronę dyrektora, a potem wbił we mnie zatroskany wzrok. W tej chwili wiedziałem, że Dumbledore rozmawiał już z nim na temat Avery’ego i całej reszty.
- Wyrodziłeś się za mną, James – stwierdził, uśmiechając się.
- Dlaczego Avery nie siedzi w Azkabanie? – spytałem, przechodząc od razu do rzeczy.
- Ponieważ dyrektor nie wyrzucił go ze szkoły.
- A co ma jedno do drugiego? – wkurzyłem się.
- Dyrektor Dumbledore rządzi w Hogwarcie. Nie możemy nic zrobić, dopóki oficjalnie nie zgłosi tej sprawy do biura aurorów. Nie zrobił tego, ale poinformował mnie o całym zajściu…
- I ty też nic nie zrobiłeś.
- James, to nie tak…
- A jak? Wytłumacz mi to, bo nie bardzo rozumiem.
- Dobrze wiemy, że część Ślizgonów należy do zwolenników Voldemorta. Możliwe, że nie tylko w Slytherinie takowi są. Moglibyśmy zrobić przegląd i pozamykać ich w więzieniu, ale nie robimy tego, by nie wywoływać na razie niepotrzebnej paniki. Ludzie pozabieraliby dzieci z Hogwartu, twierdząc, że nie jest w nim bezpiecznie, mimo, iż jest wręcz przeciwnie. Poza tym chcemy spróbować przekabacić na naszą stronę chociaż część z tych uczniów, którzy popierają Voldemorta, dzięki temu możemy zdobyć nad nim przewagę. Dopóki oficjalnie żaden z nich nie zrobi w szkole nic złego, nie będziemy interweniować, bo wystraszymy tych, których możemy pozyskać.
Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Liczyłem na to, że ojciec, jako szef aurorów będzie miał więcej do powiedzenia niż Dumbledore. Jak widać, myliłem się. Oni nie chcieli porozumieć się z możliwymi Śmierciożercami, dając im szansę na poprawę. To dyrektor chciał podporządkować sobie aurorów, by tańczyli tak, jak im zagra.
- Nie uda wam się to – rzekłem. – Tato, czy ty nie rozumiesz, że to, co robicie, nic nie daje? Udało wam się z kimś dogadać? – Nie odpowiedział. – Właśnie.
- James, posłuchaj.
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Dobra, może i ten wasz cały plan działania ma jakiś sens. Nie mówię, że nie, chociaż osobiście inaczej bym się do tego zabrał. Wiem, co dzieje się na świecie, nie pozwalasz mi o tym zapomnieć. Od początku wpajasz mi pewne zasady i właśnie ich się trzymam. Cholera, przecież tu chodzi o instynkt przetrwania. Nie możemy siedzieć i czekać, aż Śmierciożercy wybiją wszystkich, którzy im przeszkadzają, bo nie oni mają prawo ustalania, kto jest wart życia, a kto śmierci.
- Robimy, co możemy – stwierdził ojciec.
- Jak widać, niewystarczająco dużo.
- James – Charlus Potter zdenerwował się lekko.
- Nie mam racji? Ministerstwo tylko tuszuje wszystkie zabójstwa. Można wmawiać ludziom, że giną przypadkowi bezdomni mugole. Nic ważnego. Udaje wam się wszystko ukrywać, ale jeśli zginie któryś z uczniów w największej i najważniejszej szkole magii, będziecie musieli napisać prawdę, a wtedy ludzie was zniszczą. I ty i dyrektor Dumbledore stracicie swoje stanowiska.
- James, uważaj na słowa. Rozmawiasz z dyrektorem i ojcem. Należy nam się trochę szacunku. Rozumiem twoje oburzenie, ale wiemy, co robimy. Avery będzie miał stały nadzór. W Hogwarcie od jutra stacjonować będzie na zmianę po dwóch aurorów.
- Którzy też będą stać i patrzeć, jak moi koledzy z mugolskich rodzin są torturowani klątwą Cruciatus albo zmuszani do samobójstw zaklęciem Imperius? Sam dzisiaj o mało nimi nie dostałem!
- Nic takiego się nie powtórzy – zapewnił mnie ojciec.
- Nie, tato. Tego będzie więcej, bo pozwalacie Śmierciożercom latać bezkarnie po szkole.
Zamilkłem na chwilę. Moi rozmówcy również się nie odzywali. Dumbledore w ogóle nie brał udziału w dyskusji, za co mu byłem w tym momencie wdzięczny. Nie pojmowałem, jak dwójka ludzi, których cenię, szanuję i podziwiam od lat, może być tak ślepa i naiwna, piastując tak ważne funkcje. Dumbledore ma być postrachem Voldemorta, jak mówiła jedna z plotek? Dałby mu podejść maksymalnie blisko, bo wierzyłby, że ten może się jeszcze zmienić.
- Synu, zrozum, że to nie jest takie proste, jak się wydaje. Mam na głowie cały sztab ludzi i jednego psychopatę, który morduje mugoli bez mrugnięcia okiem, mając jeszcze większą przewagę liczebną. – Westchnąłem. Zbytnio się w tej rozmowie uniosłem.
- Ja nie kwestionuję twojej pracy i działań. Wiem, ile masz roboty, że ciągle nie ma cię w domu… Tu przede wszystkim chodzi o Lily, bo to ona kolejny raz ucierpiała. Powinieneś wiedzieć, że kocham ją nad życie, że dzięki niej wiem, że mam o co walczyć…
- I wiem to, James…
- Więc spróbuj powiedzieć jej rodzicom, że ich córka nie żyje. – Ojciec zrobił niewyraźną minę. Wiedziałem, że trafiłem w czuły punkt. On i matka przyjaźnili się z państwem Evans, lubili Lilkę. Moja mama zawsze współczuła jej mojego natręctwa, które próbowała obracać w żart, ale wiedziałem, że oboje akceptują mój wybór i cieszyliby się, gdyby Lily została ich synową. W głębi duszy naprawdę na to liczyli.
- James – odezwał się Dumbledore pierwszy raz od początku rozmowy. – Nie powinieneś zrzucać winy na ojca. Charlus chciał usunąć pana Avery’ego ze szkoły, ale nie zrobił tego na moją prośbę. Na moją prośbę nie poinformował również o tym zajściu swoich podwładnych. Masz rację, ten plan jest ryzykowny, ale na pewno się opłaci. Musisz mi tylko zaufać.
Spojrzałem na ojca, który rozłożył nieznacznie ręce i wyprostował się w fotelu, czekając na mój werdykt. Nie miał do mnie żalu. Znał mnie na wylot i wiedział, że czasami zachowuję się jak idiota, ale w takich sytuacjach nigdy nie żartuję i zawsze kieruję się rozsądkiem, a na pewno próbuję.
- Problem w tym dyrektorze, że po tej decyzji, już panu nie ufam. Nie mogę pozwolić, by Lily Evans zginęła. – Dumbledore nie odpowiedział od razu, więc zwróciłem się do ojca. – Cześć, tato. Pozdrów mamę. Przyjadę w przy pierwszej możliwej okazji – powiedziałem, a potem wyszedłem z gabinetu, trzaskając głośno drzwiami.
~ * ~
Możliwe, że się myliłem. Nie byłem od tego, żeby oceniać tak wpływowych ludzi. Możliwe, że gdybym przemyślał całą sprawę, doszedłbym do takich samych wniosków. Możliwe, że było w tym trochę racji, ale nie byłem pewien, czy ryzykowanie życia wielu osób w szkole było warte próby zdobycia przewagi nad Voldemortem. Zapewne nie zareagowałbym tak samo, gdyby dzisiaj oberwał ktoś inny, ale na pewno jeszcze raz zażądałbym rozmowy z ojcem, mimo, iż ta nic nie dała. Nie mogłem jednak patrzyć na to, co wyrabia dyrektor. Albus Dumbledore, najpotężniejszy z czarodziejów chodzących obecnie na ziemi, jedną decyzją stracił mój szacunek, a może nie stracił? Musiałem przemyśleć to wszystko jeszcze raz na spokojnie. Powinienem tak zrobić, a nie rzucać się od razu na Ślizgonów. Czy byłem w tamtym momencie lepszy od nich? Nie, jechaliśmy na jednym wózku. Chcieliśmy zlikwidować siebie nawzajem.
Wróciłem do wieży. Gryffoni siedzieli w Pokoju Wspólnym, czekając na kolację, nie wiedząc, co się dzisiaj stało i jaki osobisty dramat przeżywałem. Gdy tylko wszedłem do środka, podbiegła do mnie Dorcas, która przytuliła mnie tylko i wyszeptała kilka słów pocieszenia, zapewniając, że Lilce nic nie jest.
- Dzięki. Cieszę się, że nic jej się nie stało – odparłem. – A teraz wybacz, ale muszę pogadać z chłopakami.
- Jasne – uśmiechnęła się. – James – zatrzymała mnie jeszcze. – Co powiedział twój ojciec?
- Nic, co by pomogło. Wie, jakie środki zapobiegawcze powinien podjąć, by więcej się to nie zdarzyło, a mimo to, robi to, co chce Dumbledore. Od jutra będzie stacjonować w szkole dwóch aurorów, to wszystko. Dyrektor chce się dogadać ze Ślizgonami i przeciągnąć ich na naszą stronę – wyjaśniłem.
- Nie sądzę, by to pomogło – stwierdziła.
- Ja również. Pokłóciłem się z ojcem, obraziłem Dumbledore’a i wyszedłem z gabinetu, trzaskając drzwiami.
- Bardzo subtelnie – położyła mi dłoń na ramieniu i spojrzała prosto w oczy. – Powinieneś jeszcze raz porozmawiać z dyrektorem. Ochłonąć i na spokojnie przedstawić mu swoje racje.
- Wiem, ale najpierw muszę to wszystko przemyśleć. – Dor zabrała rękę, a ja w końcu poszedłem na górę.
Wszedłszy do sypialni, trzy pary oczu zwróciło się od razu w moją stronę.
- Rozmawiałeś z Charlusem? – spytał Łapa. Skinąłem głową, po czym streściłem im po krótce całą rozmowę. – Dumbledore to idiota – wyraził swoją opinię Syriusz, kiedy skończyłem.
- Myślicie, że Ślizgoni dadzą się przekonać? – odezwał się Peter.
- Szczerze w to wątpię – odparł Remus z westchnieniem. – Od Dumbledore’a nie mogą dostać niczego, co obiecuje im Voldemort. Kogo byś wybrał? – Glizdogon wzruszył ramionami i zmienił temat.
- Idziemy na kolację? – Chłopacy pokiwali głowami i ruszyli do drzwi.
- James? – ponaglił mnie Lupin.
- Idźcie sami. Muszę pomyśleć. – Posłał mi współczujące spojrzenie i podążył za Syriuszem i Peterem.
Kolejny raz tego dnia rzuciłem się na łóżko, myśląc o tym wszystkim, co stało się w przeciągu ostatnich kilku godzin. Szybko jednak zerwałem się z niego. Wziąłem pelerynę niewidkę, mapę i udałem się do Skrzydła Szpitalnego. Z początku nie chciałem odwiedzać mojej ukochanej, ale zbyt długo miałem ją poza zasięgiem wzroku. Musiałem na własne oczy zobaczyć, że nic jej nie jest i ma się dobrze.
~ * ~
Oprócz niej w sali leżało jeszcze dwóch pierwszorocznych, którzy rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Nie zwrócili jednak większej uwagi na otwierające się drzwi, więc spokojnie wszedłem do środa i podszedłem do łóżka, na którym leżała Evans. Mimo dosyć wczesnej pory spała. Jej błękitna piżama pasowała do jasnej cery, a rude włosy, rozrzucone delikatnie na poduszce, kontrastowały z bielą pościeli. Oddychała płytko, ale spokojnie. Była taka piękna… Z zewnątrz kobieca, delikatna i krucha, w środku twarda i stanowcza. To nie było miejsce dla niej. Usiadłem na krześle stojącym obok szpitalnego łóżka i kładąc rękę na jej ciepłej dłoni, zanurzyłem się we własnych myślach.
~ * ~
Obudziłem się gwałtownie, próbując wymazać z pamięci koszmar. Przetarłem oczy i powoli ogarnąłem, gdzie się znajduję. W Skrzydle Szpitalnym panowały totalna cisza i ciemność. Spojrzałem na zegarek. Była prawie trzecia w nocy. Zerknąłem na łóżko, stojące po mojej lewej. Lilka leżała teraz na boku, twarzą zwróconą w moją stronę. Kosmyk włosów opadł jej na policzek. Wstałem z krzesła i odgarnąłem jej włosy. Poruszyła się nieznacznie, marszcząc przy okazji nos.
- Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Zginę w twojej obronie, bo kocham cię nad życie, Lily – wyszeptałem, po czym delikatnie pocałowałem ją w czoło. Evans uśmiechnęła się przez sen, a ja opuściłem Skrzydło.
Nie skierowałem się jednak do wieży. Udałem się w całkiem przeciwną stronę, na sam dół, by wyjść na dwór i spojrzeć na to, co się działo, z czystszej perspektywy.
Wyszedłem z zamku i skierowałem się w stronę boiska. Lilka uwielbiała przesiadywać pod wielkim drzewem, ja, kiedy byłem sam, wolałem trybuny. Usiadłem na najniższej ławce, ściągając z siebie pelerynę i skierowałem swój wzrok na księżyc. Za tydzień miał być w pełni, więc za dzień czy dwa Remusowi się pogorszy. Znowu będzie zmęczony, blady i zmarnowany. Że też jemu musiało się to przydarzyć. Nigdy nie miałem z nim tak dobrych relacji jak z Syriuszem, ale był moim przyjacielem i współczułem mu z całego serca.
- Księżyc jest piękny, nie sądzisz? – prawie podskoczyłem ze strachu, słysząc obok siebie głos.
- Gdyby tylko mój przyjaciel przez niego nie cierpiał, na pewno bym się z tym zgodził – odparłem.
Dumbledore zamyślił się na chwilę, po czym wyjął z kieszeni dropsy i poczęstował mnie. Odmówiłem.
- Nie to cię jednak martwi – stwierdził.
- Nie – przyznałem.
- Wyraziłeś się dosyć jasno – zauważył.
Spojrzałem na niego uważnie, a potem odwróciłem wzrok.
- Wiem i przepraszam, dyrektorze – powiedziałem. Mimo odmiennych zdań zachowałem się chamsko i powinien usłyszeć przeprosiny.
- Nie masz za co – odparł wesoło.
- Poniosło mnie dzisiaj trochę, ale… Ja tylko… To dlatego, że…
- Kochasz – wszedł mi w słowo. – To dlatego, że kochasz i walczysz o tą miłość.
- Jak na razie bezskutecznie – stwierdziłem. – Ale Lily jest dla mnie całym światem i jeśli jej zabraknie, zatracę się w zemście, która zniszczy również mnie.
- Miłość to bardzo silne uczucie, James. Najmocniejsze, jakie istnieje. To ona daje nam nowe życie i trzyma nas przy naszym, jakkolwiek złe by ono nie było. Ludzie, którzy nie potrafią kochać, nie są godni potępienia, ale pożałowania i współczucia.
Zapadła chwila ciszy, przerywana tylko gwizdem wzmagającego się wiatru.
- Wie pan, że postąpiłbym inaczej w sprawie Avery’ego, dyrektorze, prawda?
- Oczywiście. I miałbyś słuszność. Mam jednak nadzieję, że spróbujesz dostrzec w moim szalonym planie pewną szansę. Pan Avery powinien trafić do Azkabanu i oddam go w ręce aurorów tuż przed zakończeniem roku szkolnego. Odpowie za to, co zrobił. Doskonale rozumiem twoją wściekłość. Z tylu osób wybrał tą jedną, ważną dla ciebie. Domyślasz się, dlaczego?
- Bo Lily jest silna, uparta i potrafi walczyć o swoje.
- Właśnie. Jest również inteligentna i utalentowana, gdyby tylko się zgodziła, Voldemort przyjąłby ją do siebie.
- Odmówiłaby – rzekłem stanowczo.
- I przez to jest jeszcze większym zagrożeniem. Nie myśl, James, że wszystko kręci się wokół niej. Ona nie jest jedyna, ale może wiele zdziałać. Mamy ciężkie czasy, ale nie możemy się poddawać. Musimy cieszyć się z każdej drobnostki, żyć chwilą, a nie planami, bo te mogą ulec zmianie. Nie wiemy nawet, kiedy skończy się to wszystko. Miłość, przyjaźń, wierność, honor i szczere oddanie, bezinteresowność, zjednoczenie. Voldemort tego nie zna, nigdy nie doświadczył. Między innymi to może go pokonać.
- Co zrobić, gdy ktoś, kogo kochamy nie odwzajemnia naszego uczucia? – spytałem.
- Cierpieć w samotności lub próbować cieszyć się jego szczęściem. Serce Lily Evans jest już zajęte i nie sądzę, by zdobył je pan Whitby – dyrektor puścił do mnie oko. – Musisz tylko jeszcze trochę poczekać.
- Naprawdę uważa pan, że mam u niej szanse?
- Oczywiście. Dostałeś ich już wiele, mimo, iż niezbyt dobrze je wykorzystałeś. Jeśli panna Evans nadal chce z tobą rozmawiać, jeśli po tylu latach nękania, zamiast znienawidzić, pokochała, to prędzej czy później będziecie razem. Kiedyś założyłem się o to z profesor McGonagall i nie chcę stracić mojego galeona.
Oboje roześmialiśmy się. Jak to możliwe, że facet taki jak on życie spędza samotnie? Co prawda nie raz, nie dwa ktoś puszczał plotkę o domniemanym romansie Albusa Dumbledore’a z Minerwą McGonagall, ale mimo tego, że mnie to bawiło, stanowczo w to nie wierzyłem.
- Czas, byś wrócił do zamku – oznajmił. – Odpocznij i spróbuj nie zadręczać się sprawą Ślizgonów. Aurorzy będą ich mieli na oku.
Stwierdziłem, że nie ma sensu spierać się z nim, więc wstałem z miejsca i wymijając go, zszedłem z trybun na murawę.
- Profesorze? – odezwałem się jeszcze. Dumbledore spojrzał na mnie uważnie. – Obiecałem jej dzisiaj, że zrobię wszystko, by ją ochronić. Co, jeśli mi się nie uda? Co, jeśli kiedyś nie zdążę?
- Możliwe, że będziesz musiał wybrać.
- Czym mam się kierować? Jak być przy niej cały czas, dając jej normalnie żyć?
- Kieruj się miłością, James. To wystarczy. – Dyrektor i jego cenne rady, pomyślałem z irytacją, ale skinąłem tylko głową.
- Dobranoc, dyrektorze – powiedziałem i wróciłem z powrotem do zamku. Jeszcze raz zajrzałem do Skrzydła Szpitalnego, a potem w końcu wróciłem do wieży.
Wiedziałem, że niezależnie od tego, jak zakończy się nasza znajomość, czy będziemy razem, czy nie, że niezależnie od tego, jak bardzo nie raz zrani mnie jeszcze Lily, niezależnie od tego, co powie, co zrobi, jak się zachowa, kogo wybierze i jaką drogą pójdzie, moje serce zawsze będzie należało do niej. Już nigdy nie będzie moje. Do tej pory nie byłem pewny, kiedy naprawdę się w niej zakochałem. Teraz wiedziałem, że ostatecznie oddałem je już w piątej klasie i nigdy nie było w nim nikogo innego. Ona jedna ze mną, czy beze mnie, ma nad nim władzę. Spróbuję ją do siebie przekonać, ale jeśli mimo wszystko mnie nie pokocha, będę zadowolony wiedząc, że ona gdzieś tam jest szczęśliwa i żyje.
***
To by było na dzisiaj tyle. Rozdział może nie związany z niczym, raczej takie jakby bezsensowne dopełnienie zakończenia poprzedniego. Bezsensowne gadanie i nic ciekawego. Rozumiem, jeśli wam się nie spodoba, ale miałam taki kaprys zmarnowania czasu na napisanie go i ogólnie jestem z niego zadowolona ;)
Możecie mieć jakieś obiekcje do zachowania Jamesa i jego podejścia odnośnie jego miłości do Lily. Możecie pomyśleć, że zachowuje się teraz jak ona, że sam sobie przeczy mówiąc jedno, robiąc drugie, ale fakt, że kocha ją nad życie, każe mu próbować zdobyć ją na wszelkie sposoby. Pogodziłby się z faktem, jeśli ta ostatecznie jednak by go odrzuciła, ale nie zniósłby faktu, że nie spróbował każdej możliwej opcji. Oczywiście jeszcze nie raz, nie dwa zachowa się jak cham i kompletny dupek, ale swoją drogą znowu mu się to opłaci :)
Rozdział jest świetny. Bardzo mi się podoba to w jaki sposób ukazałaś uczucia James do Lily. Wszystko było opisane w bardzo realistyczny sposób i czasami czułam się jakbym ja była Rogaczem. Nie dziwię się Potterowi że tak zareagował i chciał żeby Avery trafił do Azkabanu. Myślię że na jego miejscu zareagowalabym tak samo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Obliviate
Moje :*
OdpowiedzUsuńTrzecia!
OdpowiedzUsuńKochana Luthien!
OdpowiedzUsuńWcale nie uważamy, że ten rozdział jest tylko zbędną paplaniną o niczym. Przeciwnie, jest cudowny, ale... zdecydowanie za krótki! Nawet się nie spostrzegłyśmy jak dotarłyśmy do końca.
Takie właśnie Jamesa lubimy, Może faktycznie trochę sam sobie zaprzecza, ale jest zakochany, a to chyba wiele wyjaśnia. Cieszymy się, że starał się bronić Lily, ale atakowanie Ślizgonów, znaczy Śmierciożerców, było niezwykle głupie i.... urocze.
Rozumiemy, że Rogacz może czuć się zawiedzione decyzją dyrektora. Same byłyśmy zszokowane, kiedy poznałyśmy jego plan. Ale powinien wykazać trochę więcej zaufania. Uważamy jednak, że celnie określił działania Ministerstwa. Faktycznie niewiele robią, żeby zatrzymać Śmierciożerców.
Syriusz jak na prawdziwego przyjaciela przystało pomógł Jamesowi w walce. Widać, że razem są niemal niepokonani w pojedynkach i pewnie jeszcze nie raz będą mieli okazję walczyć razem.
Cieszymy się też, że James jednak odwiedził Lily w Skrzydle Szpitalnym. Szkoda, że ona raczej się o tym nie dowie. Pewnie poczułaby się trochę lepiej, wiedząc, że Rogacz tam był. Chociaż może nie? Może zrobiłaby mu awanturę? Ich emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie.
Dumbledore tchnął w Jima nową nadzieję. Wszyscy po cichu kibicują naszej parze, a nawet czynią zakłady. Mamy nadzieję, że Rogacz będzie jeszcze walczył o ich miłość!
Pozdrawiamy i życzymy duuuuuuuużo weny! :)
~ Łapa i Rogacz
Kochane Dziewczyny,
OdpowiedzUsuńatakowanie Ślizgonów było głupie i w sumie, jak stwierdził, niczym się w tamtej chwili od nich nie różnił, ale to wszystko z miłości, więc myślę, że można mu to wybaczyć :)
Pierwotnie w moich planach James nie odwiedzał Lilki w Skrzydle. Cały rozdział napisałam dodatkowo w ostatnim tygodniu, więc tą sprawę również zmieniłam. Myślę, że Evans poczułaby się lepiej wiedząc, że Potter ją odwiedził. Na pewno by na niego nie nawrzeszczała, bo już teraz wie, że bardzo go potrzebuje.
James nie byłby Jamesem, gdyby odpuścił. Wiadomo wszem i wobec, że ta para będzie razem, więc dalej będzie się starał, a że i on i Evans niezbyt umiejętnie się za to zabiorą, to jeszcze nie jeden problem z tego wyniknie.
Pozdrawiam Was serdecznie
Luthien
Kochana Luthien,
OdpowiedzUsuńjesteśmy właśnie ogromnie ciekawe jak to się dalej rozwinie i jak długo to rozwinięcie potrwa? Wiemy, że nie powinnyśmy o to pytać, ale ciekawość przewyższa nasze wszelkie zdolności do trzymania cierpliwości na wodzy.
Kiedy Lily zauważy, że nie potrafi być jednoczenie z Withbym i kochać Jamesa?
Kiedy wreszcie ona zmądrzeje i pokaże Rogaczowi, że świata poza nim nie widzi?
Planujesz robić jeszcze jakieś rozdziały poświęcone wojnie czarodziejów? I czy w ogóle będziesz kontynuować historię po ukończeniu Hogwartu?
Wiemy, wiele pytań, ale to dlatego, że naprawdę nie możemy doczekać się następnego rozdziału :3
Pozdrawiamy Cię i ściskamy
Twoje ~ Łapa i Rogacz
Kochane Dziewczyny,
OdpowiedzUsuńHistoria tego "trójkąta" będzie dosyć skomplikowana i nie będzie od razu tak, że kiedy Evans zrozumie swoje uczucia, zerwie z Whitbym i poleci do Jamesa. To jest w moim wykonaniu duuży spoiler :) A rozwinięcie potrwa jeszcze trochę niestety.
Wyznanie miłości będzie w dosyć spontanicznym momencie, poprzedzonym czymś naprawdę ważnym, a mimo to dobrze przemyślane.
Co do dalszych losów to sama nie wiem. Na razie jestem nawet nie w polowie roku szkolnego, a plany mam na całą 7 klasę. Mam również kilka wątków na później, ale nie cały pomysł, więc będę musiała to jeszcze przemyśleć :) Jeśli się na to zdecyduję to na pewno zakończę całość tuż przed śmiercią Lily i Jamesa, ponieważ nie mam serca ich zabić. Zbyt zżyłam się z tym opowiadaniem.
Pozdrawiam Was serdecznie
Luthien
Ugh! Jestem wściekła. Usunęło mi długi komentarz, bo przerwa w sieci :') Zabije. I siebie i internet.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację rozdział naprawdę bardzo mi się podobał.
Cieszę się, że w całości poświęcony był Jamesowi, choć perspektywe Lily również uwielbiam.
Przepraszam, ale jestem tak zła, że aż odechciewa mi się pisania. Wrócę jak ochłonę :P
Pozdrawiam Cyzia.
Ps. Zapraszam na 8 rozdział na Gryffońskim Pokoleniu
Kochana Luthien
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :)
Kiedy Lily rzuci Seana i zwiąże się z Jamesem? Nie lubię Seana (wiem, że powtarzam to w każdym komentarzu, ale nic na to nie poradzę :p) i nic tego nie zmieni (znów się powtarzam :p)
Ale ostro... Charlus wiedział, czego może się spodziewać po synu :p. Szczerze, to mu trochę współczuję. Przykro mi to mówić, ale James naprawdę czasami zachowuje się jak typowy jedynak :( Oczywiście nie odnoszę się tylko do tego rozdziału i nie tylko do Twojego bloga. Mimo tego, że Potter jest miły dla NIEKTÓRYCH kolegów, to czasem w jego zachowaniu można dostrzeć jego negatywne cechy... Dobra, koniec. Zbyt bardzo odbiegam od rozdziału.
Mała, słodka i trochę głupia zemsta. Jak fajnie to brzmi. Oczywiście jest to moje sformułowanie, ale co tam... Chociaż tak naprawdę tej zemsty nie da rady nazwać małą ani słodką, bo coś mi się zdaje, że oberwanie którymś z zaklęć Śmierciożerców nie byłoby zbyt miłe. Lily w końcu powinna zrozumieć, że James ją kocha. Dla niej zaatakował ślizgonów, co oczywiście byłło głupim posunięciem, ale nic na to nie poradzę, że Potter ma taki charakter :)
Wiem, że ten komentarzz jest beznadziejny i tak naprawdę o niczym, ale nic na to nie poradzę :(
Pozdrawiam
Lavender Potter
Kochana Luthien!
OdpowiedzUsuńWracam z martwych i o dziwo, złość za usunięty komentarz mi przeszła. Dziękuuuję za dedykację z całego serducha!
Pojutrze już nowy rozdział, zostaje tylko czekać, ugh! I znów będzie Sean, z drugiej strony pocieszam się *UWAGA SPOILER* że zginie i momentalnie poprawia się humorek.
Wracając do rozdziału, przy którym jak zawsze dostaje kompleksów, dobrze zrobiłaś poświęcając go tylko Rogaczowi <3
Te jego rozmowy z Charlusem były świetne.
"- Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Zginę w twojej obronie, bo kocham cię nad życie, Lily – wyszeptałem, po czym delikatnie pocałowałem ją w czoło. Evans uśmiechnęła się przez sen, a ja opuściłem Skrzydło."- błagam, powiedz, że Lily to słyszała i tylko udawała, że śpi, BŁAGAM! I ona mówi, że nie wierzy w to, iż Potter ją kocha. Lily mała kłamczucha! Nieładnie Evans, zaraz do kąta pójdziesz i pamiętaj mięso musisz zjeść, reszte możesz zostawić.
Ooo Rogacz będzie jej bronił, kocham, kocham tak bardzo <3
Z utęsknieniem czekam na 9 stycznia 2016 roku, dlaczego musimy czekać tak długo? Dlaczego?
A może by tak przyśpieszyć...? Albo nie, bo wyjdzie naciąganie i nierealnie. Cofam!
Czekam na jakąś perspektywe Blacka, który widzi męki przyjaciela i idzie porozmawiać z Lily! Albo wiem, kilka rozdziałów przed ich oficjalnym byciem parą, niech Syriusz pogada z Evans, z tekstami typu "On cię serio kocha" albo "Na nikim mu nie zależy, tak jak na tobie."
Domyślam się, że i u ciebie rodzice Rogacza zginą, więc jak już się to stanie, to może zbliży to do siebie, naszą ukochaną parę? :D Ale mam dzisiaj pomysły, tak wiem już cię nimi irytuje :P
Dumbledore, uwielbiam gościa, zna się na ludziach jak mało kto.
"- Cierpieć w samotności lub próbować cieszyć się jego szczęściem. Serce Lily Evans jest już zajęte i nie sądzę, by zdobył je pan Whitby – dyrektor puścił do mnie oko. – Musisz tylko jeszcze trochę poczekać."- tutaj szczególnie to pokazuję, a na dodatek im kibicuje i uważa Seana za pędraka! :D (dobra, może się do tego nie przyznaje, bo ma klase, ale założe się, że się ze mną zgadza.)
I znów miało być długo, wyszło krótko :-;
Ale cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na 9 stycznia i oczywiście nowy rozdział.
Pozdrawiam.
Cyzia,
Ps. Zapraszam na nową notkę: http://narcyzia-pisze.blogspot.com/2015/05/rozdzia-8-na-lepsze-jutro.html
(I tu cię zaskoczyłam! Ostatnio mówiłam Ci, że na drugi blog mam 1000 słów! I owszem miałam, ale były takim niewypałem, że wzięłam się za Gryffońskie Pokolenie)
Kochana Cyziu,
OdpowiedzUsuńjestem pod wrażeniem, że chciało Ci się to komentować jeszcze raz, ale z całego serca dziękuję, bo znowu uśmiałam się przy Twoim komentarzu :)
Ty dostajesz kompleksów? Powiedziałabym, że raczej ja, czytając Twoje blogi :-*
Ten rozdział był pisany pod wpływem chwili, na ostatni moment, że tak powiem i niestety, możliwe, że Cię zasmucę, ale nie wzięłam pod uwagę tego, że Lilka mogłaby usłyszeć to, co James powiedział do niej w Skrzydle. Przepraszam :( Więc nie słyszała tego, a to zdarzenie poszło w niepamięć.
Kurcze, jak Ty wyliczyłaś tą datę? Sama nie wiem, kiedy nastąpi ta przełomowa chwila, jak podzielę rozdziały, ile jeszcze dopiszę, a ile wywalę, kiedy dodam ewentualnie jakieś dodatkowe rozdziały... Data może być różna ;)
Przyznam szczerze, że jakoś dłuuugo nie mam w planach perspektywy Blacka. Pierwsza, że tak powiem, "część" skupia się na drodze do zejścia się Lily z Jamesem, potem mam zamiar bardziej skupić się również na reszcie. Ale co mi tam, specjalnie dla Ciebie dopiszę jakiś fragment z perspektywy Syriusza, ale nie wiem jeszcze kiedy. Chociaż... Wydaje mi się, że w którymś rozdziale jest jakaś krótka rozmowa na ten temat z jego perspektywy. Nie dam sobie jednak ręki uciąć xD
Powiedziane było chyba, że rodzice Jamesa giną, tak? Szkoda mi ich zabijać, ale pewnie to zrobię. Nie planowałam tego jednak szybko. Chcę, żeby oboje byli na ślubie syna. Nie wiem, czy zobaczą Harry'ego, ale ślub na pewno tak :) Jej, muszę uśmiercać wszystkie ulubione postacie :(
Pozdrawiam
Luthien
O jekju <3 Już sobie wyobrażam, jak Charlus jest dumny z syna :') :c
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie. On wie, że życie Jamesa nie ma sensu bez Lily i naprawdę chce, żeby ta dwójka była razem. Zdradzę, że dla rodziców Pottera będę miała trochę więcej ważniejszych wątków. Jeden właśnie będę pisać w wolnej chwili, ale to już w tych nowszych rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze ani razu nie nawaliłam tak bardzo. Przepraszam, ale ostatnio nie mam głowy do blogowania i komentowania. Mam wrażenie, że mój dzień trwa 3 godziny tak szybko mija mi czas.
Rozdział cudowny napisany z perspektywy Jamesa. Ukazałaś w nim jak on bardzo kocha Lily. Kurcze nie dość, że pobił się ze Ślizgonami to jeszcze omal nie obraził dyrektora. Nie rozumiem dlaczego Evans jeszcze z nim nie jest. Po prostu nie mogę się doczekać, aż wreszcie będą razem. Jestem strasznie ciekawa, jak napiszesz tę finałową notkę.
Przepraszam, że krótko
ale jesteś cudowna i nie wiem, co jeszcze napisać.
Pozdrawiam
Twoja Fanka EM