sobota, 2 maja 2015

25. Zniszczyć wszystkie szlamy cz. I czyli zasady mogą cię zgubić

Witajcie Kochani,
przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem, który jest trochę krótszy niż poprzednie, więc dzielę go tylko na dwie części. W jednej coś się kończy, w drugiej zaczyna i to chyba na tyle. Jako całość (szczególnie część, która pojawi się w przyszłą sobotę), jest to jeden z rozdziałów, który najmniej mi się podoba, no ale sami oceńcie. 
     Rozdział chciałabym zadedykować Gabby, która dodała 300 komentarz na moim blogu. Jesteście wspaniali :) 
     Poza tym dedykuję go również wszystkim, którzy już w poniedziałek piszą maturę, a wiem, że wśród czytelników jest kilka takich osób. Wierzę w was, kochani. Na pewno wszystko zdacie.

Pozdrawiam Was serdecznie
Luthien

***

Lily Evans
      Mogłabym powiedzieć, że nareszcie wszystko jest w porządku, ale jak zwykle bym skłamała. Przez ostatnie trzy dni na pewno było bardziej normalnie niż do tej pory, śmiem twierdzić, że aż zbyt normalnie, dlatego oczywiście znalazły się jakieś wyjątki.
       Dorcas, jako pierwsza, postanowiła zaryzykować, próbując wejść na płaszczyznę prawdziwego związki z Huncwotem, którym był Syriusz Black. Nie musiała długo czekać na jego reakcję, gdyż wkrótce on, oczywiście niezłym podstępem, wrobił ją w randkę, która doszedłszy do skutku, nie zakończyła się zbyt dobrze ani dla nich, ani dla mnie i moich relacji z przyjaciółkami. Po tym spotkaniu nastąpił szereg wydarzeń, które nabrały statusu „pilne”, więc związek tej dwójki rozleciał się, zanim się rozpoczął, stłumiony jak zwykle moimi sprawami. Black znowu zaczął latać za innymi dziewczynami, a kiedy Dor postawiła mu ultimatum, spieprzył sprawę, wydając na siebie wyrok zemsty Meadowes. Jak widać, nie zależało mu na niej tak bardzo, jak mówił.  
      Ogólnie wydawało mi się, że Dorcas naprawdę liczyła na coś więcej ze strony Syriusza i mimo tego, że wiedziałam, dlaczego podjęła taką, a nie inną decyzję i bez dyskusji przyznałam jej rację, że Łapa zachował się jak dupek, dziwiłam się, że moja przyjaciółka naprawdę szybko i bezboleśnie poradziła sobie z tą sytuacją, natychmiast puszczając w niepamięć wszystko, co związane było z tym niedoszłym związkiem. Dor nie należała do dziewczyn, które można było traktować jak „pierwsze lepsze”, a ten, kto o tym nie wiedział, powinien się liczyć z niezłymi konsekwencjami. Tak więc to, czego byłam świadkiem dwa dni temu, nie było dla mnie zbyt dużym zaskoczeniem, ale o tym późnej.
       Drugą sprawą było dziwne zachowanie Jamesa. Nie chodzi mi o to, że ogólnie zachowywał się wobec mnie inaczej, bo to raczej logiczne w obecnej sytuacji, ale po prostu coś mi nie pasowało. Dopiero dzisiaj w końcu wpadłam na to, co było nie tak. Do tej pory Rogacz na każdą wzmiankę o Seanie, jego towarzystwo czy nasze pocałunki reagował impulsywnie, a w jego oczach zawsze widniała żądza mordu, którą nieumiejętnie próbował ukrywać. W takim razie problem był oczywisty, James patrzył teraz na Seana z wyższością i satysfakcją. Nie wiedziałam tylko, dlaczego. Nie wiedziałam również czy to dobrze, czy źle, czy mam się bać tego, co Rogacz znowu wymyślił, czy mam coś z tym robić, czy mimo wszystko na razie tak to zostawić.

Dorcas Meadowes
   Syriusz nie potrafił się zaangażować, a dopiero co dotrzymać danego słowa. Zanim ostatecznie mu odmówiłam, zamykając etap, w którym słynny Syriusz Black znaczył dla mnie coś więcej, spotykał się z innymi dziewczynami. Wiedziałam o tym. Byliśmy kiedyś na jednej randce, spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, wydawało się, że będzie super i co? I nic. Kiedy najbardziej go potrzebowałam, poleciał za jakąś blondynką. Już dawno przebolałam ten fakt, nie było nam pisane być razem i naprawdę nie żałowałam tego, że tak to się wszystko skończyło. Nie miałam do niego żalu o nic prócz tego, że próbując spotykać się ze mną, latał za innymi dziewczynami. Tylko tym zasłużył sobie na moją zemstę.  
   W niedzielę po południu James zarządził trening Quidditcha. Oczywiście jak zwykle poszłam z dziewczynami. Kiedy cała drużyna zeszła już z boiska, poczekałam, aż Ann i Lily się przebiorą, co zrobiły wyjątkowo szybko i razem poszłyśmy do zamku. Przechodząc obok trybun, usłyszałyśmy fragment rozmowy jakichś dziewczyn, siedzących w pierwszym rzędzie, w której co chwilę padało nazwisko Syriusza.
- Podobno świetnie całuje – powiedziała niska blondynka o mocno kręconych włosach i brązowych oczach. – Bella mi powiedziała – wyjaśniła z zabawnie poważną miną, a potem wszystkie zachichotały.
       To stwierdzenie nie tyle mnie wkurzyło, co rozbawiło. Cofnęłam się kawałek, stając naprzeciwko tych dziewczyn. To, co zamierzałam zrobić, było decyzją podjętą pod wpływem chwili. Miałam jedną szansę, by zniszczyć wyidealizowane wyobrażenia o Łapie.
- Wiecie co, powiem wam kilka słów prawdy odnośnie „szanownego pana Blacka” – odezwałam się do nich, zanim Ann i Lily zdążyły mnie powstrzymać. Wiedziały, że to dla mnie drażliwy temat. Trzecio i czwartoklasistki patrzyły teraz na mnie z zaciekawieniem. Odsunęłam się trochę do tyłu. – Jeśli już chcecie wiedzieć, to Black, jak na tak ogromne doświadczenie, – zaakcentowałam słowo „ogromne” – całuje beznadziejnie, jakby to robił pierwszy raz w życiu – powiedziałam z ironią. – Poza tym „na żywo” też nie wygląda tak świetnie, jak opowiadają. Jest mizerny, chudy, nieumięśniony i… ogólnie nie ma na czym oka zawiesić, więc lepiej dajcie sobie z nim spokój – dodałam lekceważąco, na co Ann i Lily z trudem powstrzymywały śmiech, jednocześnie patrząc na coś za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Syriusza, który wraz z pozostałymi Huncwotami stał i przysłuchiwał się całej rozmowie. W końcu moje przyjaciółki nie wytrzymały i wybuchły śmiechem. Sekundę później James, Lupin i Peter poszli w ich ślady. Tylko Łapie nie było do śmiechu. Dziewczyny, z którymi rozmawiałam, patrzyły na tą scenę lekko zbite z tropu.
- Meadowes! – krzyknął Syriusz.
- Black? – udałam zaskoczenie. – Przepraszam, nie zauważyłam cię – powiedziałam słodkim głosem, obdarzając go szerokim uśmiechem.
- To są bzdury wyssane z palca – stwierdził Łapa z oburzeniem. Był zły.
- Właściwie – odezwała się jakaś jedna odważna szatynka. – Skąd to wszystko wiesz?
        W tym momencie mogłabym się trochę zmieszać, ale nie zrobiłam tego.
- Sama dałam się nabrać – przyznałam. – Miało być tak super, a do tej pory nie mogę wyjść z szoku. Żałuję, że kiedykolwiek miałam z Blackiem do czynienia – rzekłam.
- Tak uważasz? – spytał Syriusz, mierząc mnie wzrokiem.
- Tak, właśnie tak uważam. Gdybym mogła, cofnęłabym czas i tamtego razu ominęłabym cię szerokim łukiem – zwróciłam się do niego, a potem ruszyłam w stronę zamku. Ann i Lily poszły za mną. Jednak po kilku krokach cofnęłam się.
- Aha, jeszcze jedno. Po jednej randce pójdziecie w odstawkę, więc naprawdę nie warto tracić czasu na tego zadufanego w sobie palanta – rzekłam do dziewczyn. Teraz Łapa był wściekły. Zrobiłam mu świetną antyreklamę. To było oczywiste, że prędzej czy później zemszczę się na nim. Niech wie, że MNIE tak się nie traktuje.
- Przecież nie widziałaś go nago – stwierdziła Ann, kiedy Huncwoci i dziewczyny zniknęli nam z oczu. – Nie widziałaś go nawet w samej bieliźnie.
- One o tym nie wiedziały – odparłam.
- A pocałunek? Mówiłaś, że nieźle całuje – Ann nie dawała spokoju.
- Mówiłam też, że Black dostanie nauczkę, jeśli tylko potraktuje mnie jak każdą inną  i dotrzymałam słowa. Teraz tylko poczekam, aż ta plotka obiegnie szkołę.
- Będzie niezły ubaw – stwierdziła Lily, a potem popatrzyłyśmy na siebie i znowu wybuchłyśmy śmiechem.
    W taki właśnie sposób nieźle wkurzyłam Syriusza, który potem przyszedł do mnie i błagał o sprostowanie tego, co powiedziałam. Ja jednak byłam nieugięta. Nie wybaczałam tak łatwo jak Lily Potterowi.

~ * ~

    Tego samego dnia wieczorem siedziałyśmy z dziewczynami w Pokoju Wspólnym, gdy zjawili się Huncwoci. Widać było, że Łapa gotował się ze złości.
- Może jednak trochę przesadziłam – rzekłam w pewnej chwili.
- Możliwe – odparła Lily, nie podnosząc oczu znad książki. Westchnęłam.
- Może jednak to odwołam? – dalej myślałam na głos.
- Dor – wtrąciła się Ann. – Chyba nie będziesz go teraz przepraszać? Jeśli już podjęłaś pewne kroki, to się ich trzymaj, bo w przeciwnym razie Black będzie wykorzystywał każdą sytuację i każdą chwilę twojej słabości.
- Może masz rację – powiedziałam niepewnie.
- Nie  m o ż e, tylko  n a   p e w n o – odparła Ann. – Lily, co o tym myślisz? – Nasza ruda koleżanka nie odpowiedziała od razu. – Lily? – ponagliła ją Ann.
- Posłuchajcie – rzekła zapytana, zamykając książkę, pozostawiając w niej jedynie palec, który posłużył jej jako zakładka. – Mnie do tego nie mieszajcie. Do tej pory nie wiem, jak odpowiednio postępować z Huncwotami, więc żadnych rad dawać nie będę.
- A jednak z Jamesem sobie poradziłaś! – stwierdziła nasza blond przyjaciółka.
- To jest co innego – odparła Lily, znowu otwierając książkę i nas ignorując.
- Wcale nie – Vick nie dawała spokoju. – Black i Potter są tacy sami.
- Ann, daj jej spokój – powiedziałam. – James godzi się na wszystko, bo naprawdę mu na niej zależy, a Syriusz… To już inna bajka. – Kiedy wspomniałam o Rogaczu, Lily posłała mi znaczące spojrzenie.
- Black jest naprawdę wściekły – usłyszałam w tym momencie głos Pottera, który rozsiadł się już wygodnie w pustym fotelu i patrzył teraz na Lilkę z szerokim uśmiechem. Ta go jednak ignorowała, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem.
- Mam to gdzieś – odparłam. Rogacz spojrzał teraz na mnie. – Syriusz jest już dla mnie zamkniętym rozdziałem, ale ostrzegałam go, że jeśli spotykając się ze mną, będzie latał za innymi dziewczynami, pożałuje tego. Wolał zaryzykować…
- Tu akurat się nie dziwię. To mają wspólne – wtrąciła się Lily, pierwszy raz wykazując zainteresowanie Potterem.
- Ile razy już cię za to przepraszałem? – odparł tamten. Lilka nie odpowiedziała tylko posłała mu złośliwy uśmiech, a potem znowu zajęła się książką. Ann chciała coś jeszcze wtrącić, ale w tym momencie pojawił się Łapa z Remusem i Peterem.
- Dorcas! Odwołaj to, co powiedziałaś! – krzyknął ze złością.
- Nie – powiedziałam spokojnie.
- Dor… – zaczął znowu, ale mu przerwałam.
- Nie szanowałeś mnie, więc ja nie szanuję ciebie – wyjaśniłam. – A teraz mnie zostaw – dodałam, wstałam i ruszyłam na górę do dormitorium.
     Łapa pobiegł za mną, nadal wściekły. Chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale je przytrzymał. Dałam więc spokój. Syriusz wszedł do środka i oparł się o jedną z kolumn mojego łóżka. Odsunęłam się od niego, jak najbardziej się dało, a potem powiedziałam:
- Dobra, Black. Daję ci dwie minuty i ani sekundy dłużej, więc mów, czego chcesz i wynoś się.
- Odwołaj to, co powiedziałaś tamtym dziewczynom.
- Już ci powiedziałam, że tego nie zrobię.
- Dlaczego? – znowu się zdenerwował.
- Bo olałeś mnie w chwili, kiedy najbardziej cię potrzebowałam. Mimo tego, że latałeś za mną, spotykałeś się z innymi dziewczynami. Poza tym zmusiłeś do randki, pocałowałeś, wygadałeś się o pocałunku Lily i Jamesa i…
- Ich do tego nie mieszaj – odparł. – Tu chodzi tylko o nas.
- Nie ma żadnych nas! Nie ma, nie było i nigdy nie będzie. Wybacz, ale sam dobrze o to zadbałeś i tak naprawdę dziękuję ci za to.
- Przecież to ty zrezygnowałaś! – stwierdził.
- Z twojej winy. Gdyby, chociaż trochę ci na nas zależało, przyszedłbyś do mnie porozmawiać na spokojnie, a nie skierował swoje kroki do innej. A tak na marginesie to nie potrzebuję chłopaka, który będzie mnie zdradzał na prawo i lewo. I szczerze mówiąc, w ogóle mnie już nie obchodzisz. Może znajdę kogoś, kto będzie się ze mną liczył – dodałam, nie wyjawiając całej tajemnicy, która męczyła mnie już od prawie dwóch tygodni.
- Teraz to przesadzasz.
- Teraz to twój czas się skończył. Żegnam – powiedziałam ze złością.
     Łapa nadal stał oparty o kolumnę, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na moje słowa.
- W takim razie ja wychodzę. Koniec rozmowy – wyminęłam go. Jednak zanim otworzyłam drzwi, postanowiłam jeszcze raz dać mu szansę opuszczenia pokoju. Odwróciłam się więc i w tej samej chwili poczułam jego usta na moich. Cholera, jak mogłam tego nie przewidzieć? Chciałam się wyswobodzić, ale Black trzymał mnie mocno, przyciskając do drzwi. Kiedy w końcu udało mi się uwolnić, z impetem uderzyłam go w twarz.
- Wyjdź – rzekłam. Chwila milczenia. Łapa patrzył teraz na mnie w napięciu, trzymając się za policzek.
- Nie powiesz nic więcej?
- Wyjdź – powtórzyłam. Syriusz miał trochę zaskoczoną minę, ale w końcu posłuchał. Posłał mi jeszcze jedno spojrzenie i wyszedł.
      Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie. Odetchnęłam z ulgą. Miałam teraz mieszane uczucia. Wcześniej jeszcze mogłam dać się przebłagać, ale Black jak zwykle wszystko popsuł. Łapa i Rogacz może i zachowywali się jak bracia, ale ja byłam inna niż Lily. W moim przypadku sprawy nie załatwiał jeden pocałunek z zaskoczenia. O nie, tak łatwo nie traciłam głowy dla chłopaków. Poza tym Black i tak nie miał już u mnie żadnych szans, bo od jakiegoś czasu liczył się ktoś inny.

James Potter
      Nie grałem fair. Już od początku układu z Lily nie grałem fair i dobrze wiedziałem, czym to może grozić, jednak moja natura była silniejsza. Widziałem coraz lepsze szanse na to, by w końcu wyjść na swoje, wygrać zakład z Whitbym i… Wiedziałem, że go wygram.
        Sytuację po imprezie u Slughorna rozważałem tysiące razy, nie mogąc wysnuć jednego, konkretnego wniosku. Jednak będąc ukrytym świadkiem tego, co zaszło między Seanem a Lily, zostałem naprowadzony na pewne tory. Byłem usatysfakcjonowany odmową Evans. Nie będąc, JESZCZE, jej chłopakiem zaszedłem do tej pory dalej niż Whitby.

~ * ~

   Zauważyłem, że od dnia meczu Lily zaczęła mnie uważniej obserwować. Nie wiem, czym jej podpadłem, czym się zdradziłem, ale nie podobało mi się to.
    Kolejny dzień ciągnął się powoli i kolejny raz siedzieliśmy na nudnych lekcjach. Właśnie w porze lunchu rozmyślaliśmy z chłopakami nad tym, jak urozmaicić ostatnią lekcję zaklęć, gdy do naszego stolika podeszli Sean i Michael.
- Cześć.
- Cześć – odparł uprzejmie Lupin. To była jedna, z oczywiście akceptowanych przeze mnie, wad Lunatyka. Przesadna uprzejmość i dobre wychowanie.
       Zmierzyłem Whitby’ego wzrokiem, jednak teraz za każdym razem, gdy na niego patrzyłem, chciało mi się śmiać. Czułem satysfakcję i cichą przewagę, o której on nie wiedział.
- Czego? – spytałem nieuprzejmie.
- Jest sprawa – zaczął Michael.
- McGonagall kazała zebrać po kilku chłopaków z każdego domu do rozwieszania i przenoszenia dekoracji na Święto Duchów – wtrącił Sean, wyjaśniając.
- I ty akurat pomyślałeś o nas – powiedziałem sarkastycznie, zwracając się do mojego konkurenta. – Znajdźcie sobie innych naiwniaków – dodałem.
- Ale profesor McGonagall wyraźnie powiedziała, że… – kontynuował.
- Mam gdzieś to, co powiedziała. Nie muszę cię słuchać, Whitby i słuchać nie będę – rzekłem. – A teraz spadaj stąd, bo nie chce mi się dłużej z tobą gadać.
- Słyszał pan o czymś takim jak kultura języka obowiązująca w naszej szkole, panie Potter? – spytała McGonagall, pojawiając się nagle za moimi plecami.
- W regulaminie nie jest to zapisane – odparłem z opanowaniem.
- Ale obowiązuje, więc proszę jej przestrzegać – powiedziała twardo. – A teraz osobiście informuję całą waszą „elitarną” czwórkę, że zgłosiłam was do pomocy w przygotowaniach – oznajmiła. – Chociaż raz zrobicie coś pożytecznego na rzecz szkoły. – Glizdek i Łapa jęknęli.
- Co dobrego to nie my – powiedział Syriusz. – Nie mogła wziąć pani chłopaków z innej klasy? My jesteśmy bardzo zajęci powtórkami do egzaminów końcowych. Poza tym Peter nie potrafi nawet używać zaklęcia Vingardium leviosa.
- To niech się lepiej nauczy. Chcę was widzieć w moim gabinecie jutro o osiemnastej – dodała i odeszła.
- Świetnie – rzekł naburmuszony Black. – Czy ja jestem jakimś wolontariuszem?
- Daj spokój, Łapa – odezwał się w końcu Lupin. – Zrobimy, co McGonagall każe i będzie po sprawie. – Syriusz nadal nie miał zadowolonej miny, ale już się nie odezwał.
     Poczekałem, aż dyskusja się skończy, a potem znowu zwróciłem się do Puchonów.
- Coś jeszcze? Bo nie chcę nic mówić, ale nie pasuje mi twoje towarzystwo – spojrzałem znacząco na Seana.
- I vice versa – odparł. – Poza tym nikt ci nie kazał obiecywać, że będziesz próbował mnie znosić. Zrobiłeś to, płaszcząc się przed Lily.
- Po pierwsze to ty płaszczyłeś się przede mną, błagając, bym jeszcze raz z nią porozmawiał, a po drugie zrobiłem to, bo zależy mi na niej bardziej niż tobie. I szczerze mówiąc… – zawiesiłem głos, żeby go wkurzyć i potrzymać trochę w niepewności. – Wydaje mi się, że ona ma podobne uczucia co do nas – posłałem mu tryumfujący uśmiech, a potem spojrzałem w stronę Huncwotów. Wyraz twarzy Lupina znowu przekazywał ostrzeżenie: „Nie mów nic więcej”, ale jak zwykle go zignorowałem.
- Wiesz co, Potter, jesteś już nudny – stwierdził Sean. – Chodź, Michael. Idziemy – dodał i obaj ruszyli w stronę swojego stolika.
- Wiesz co, Whitby – powiedziałem tak głośno, żeby mnie jeszcze usłyszał. – Mój nieformalny związek z Evans zaszedł dalej niż twój, co zobaczyłem na własne oczy. Bez żadnych oporów i odmów. – Zauważyłem, że się zatrzymał, ale nie zawrócił. Ruszył spokojnie dalej, a ja już wiedziałem, że tym razem wygrałem. Uśmiechnąłem się do siebie.
- O czym ty mówisz? – spytał Łapa.
- Musisz się zawsze zagalopować? – dodał Luniek.
- Nieważne – odpowiedziałem na pytanie Syriusza. – Jeśli ktoś się o tym dowie, będę skończony. Poza tym – zwróciłem się teraz do Remusa – nie cierpię Seana i każda okazja do wytrącenia go z równowagi, jest dobra.

Lily Evans
      Wtorek. Jeszcze tylko lunch i zaklęcia, i na dzisiaj koniec z lekcjami, myślałam w chwili, kiedy wchodząc do Wielkiej Sali wpadłam na Seana.
- Hej, właśnie cię szukałem – powiedział szybko i z lekkim zdenerwowaniem.
- Spokojnie – odparłam. – Co się stało?
- Właśnie rozmawiałem z Potterem – wyjaśnił. – Powiedział coś, co mnie zainteresowało. Zwykle nie zwracam uwagi na jego gadanie, ale tym razem wyglądało na to, że mówi prawdę.
- Sean – spojrzałam na niego z politowaniem. – Ile razy mam ci powtarzać, że James gada to wszystko po to, żeby cię wkurzyć. Jest po prostu zazdrosny i tyle – odparłam, ale czułam, że w moim sercu zalęga się powoli jakaś obawa.
- Wiem, Lily, ale ja też jestem zazdrosny. Jeśli masz mnie okłamywać to lepiej żebyśmy nie byli razem.
- Zrywasz ze mną? – spytałam zaskoczona jego wyznaniem. O co mu chodziło?
- Oczywiście, że nie – zapewnił mnie szybko. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – rzekł ze śmiechem. – Tylko…
- Dobra, w takim razie powiedz mi chociaż, co ci tym razem powiedział Potter. Jeśli tak cię to niepokoi to z nim porozmawiam. No już – dodałam, widząc jego niepewną teraz minę.
- Mniej więcej coś takiego, że jego nieformalny związek z tobą zaszedł dalej niż mój. Jest tego pewien, bo „widział to na własne oczy”. Dodał jeszcze: „Bez żadnych oporów i odmów”.
- Sean, litości. Przejmujesz się czymś takim? Nie ma żadnego nieformalnego związku między nami. Przyjaźń nie jest związkiem. Myślałam, że jesteś mądrzejszy od niego. – Westchnęłam. – Ale, ok. Porozmawiam z nim i zapewnię cię, że to tylko jego kolejna zagrywka. W porządku? – Skinął głową, pocałował mnie szybko i powiedział „dzięki”, po czym wyszedł z Wielkiej Sali.
    Zdegustowana ruszyłam w stronę stołu Gryffonów. Poszukałam wzrokiem Huncwotów i skierowałam do nich moje kroki. Zwykle Potter gadał głupoty, wymyślał różne rzeczy żeby tylko wkurzyć Seana, chociaż tyle razy go prosiłam, by tego nie robił. Przeważnie to ignorowałam, ale tym razem coś mnie zaciekawiło. Nie było powiedziane, że Rogacz mówił prawdę, ale jedyną rzecz, jaką mogłam ustosunkować do tego, co niby przed chwilą powiedział, była sytuacja, która zaszła między mną a Potterem w sali ze zwierciadłem Ain Eingarp oraz dla porównania to, co się zdarzyło między mną a Seanem po ostatnim meczu. Możliwe, że o to chodziło i w razie, gdyby tak było, wolałam, by prawda nie dotarła do Whitby’ego, ale w sumie skąd Rogacz mógł o tym wiedzieć? Byłam wtedy sama z Seanem, nikt nas nie widział. Pewnie to tylko znowu jego głupie gadanie, pomyślałam i trochę uspokojona podeszłam do chłopaków.
- Co jest? – spytał Łapa, kiedy stanęłam pomiędzy nim a Potterem.
- Muszę zamienić dwa słowa z twoim przyjacielem – odparłam. Rogacz spojrzał na mnie, nie zdradzając żadnych uczuć.
- Coś się stało? – zapytał po chwili.
- Jeszcze nie wiem, ale może ty mi powiesz? – rzekłam. – Przed chwilą rozmawiałam z Seanem i zastanawiam się, o co ci tym razem chodzi. James, przecież tyle razy cię prosiłam… Sama mam dosyć tych twoich głupich wymysłów.
- Tym razem niczego nie zmyśliłem – odparł i spojrzał na mnie znacząco. Serce zabiło mi szybciej i ogarnęły mnie kolejne obawy. Czyżby jednak?
- Chcesz mu powiedzieć, że…? – zaczęłam powoli. – Nie zrobisz tego, Potter, a jeśli tak to wierz mi, że już jesteś martwy – zagroziłam.
- Spokojnie – powiedział. – Twój „cudowny chłopak” o niczym się nie dowie, ale jeśli już o tym mówimy, to możemy zamienić dwa słowa na osobności?
    Chwilę jeszcze mierzyłam go wzrokiem, a potem spojrzałam na chłopaków, którzy zdezorientowani przysłuchiwali się całej rozmowie z zaciekawieniem.
- W porządku – rzekłam w końcu sztywno.
     Odeszliśmy od stołu i stanęliśmy w lewym od wejścia rogu Wielkiej Sali, w której, o dziwo, było mało ludzi, więc spokojnie mogliśmy zamienić dwa słowa, nie będąc podsłuchanym. Oparłam się o ścianę, co, jak stwierdziłam od razu, nie było dobrym pomysłem, gdyż Rogacz stanął naprzeciwko mnie, podpierając się ręką w taki sposób, że uniemożliwiał mi odejście.
- O czym w ogóle była ta rozmowa przy stole? – spytałam.
- Nie wiem. Ty ją zaczęłaś. Poza tym chyba miałaś na myśli coś konkretnego, jeśli groziłaś mi śmiercią.
- Zabiłabym cię, gdybyś powiedział o nas Seanowi cokolwiek, nawet o tym, co było, zanim zaczęłam się z nim spotykać.
- Dlaczego? W sumie tamte sprawy nie mają nic do rzeczy.
- Dlatego, że tamto nic nie znaczyło – rzekłam. – Wystarczy wyjaśnień? A teraz może oświeć mnie w końcu…
- Nic nie znaczyło, powiadasz? – przerwał mi.
- Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, pamiętasz? – zaczęłam. Nie chciałam psuć tej relacji kolejną rozmową, a czułam już, do czego powoli znowu dochodzimy. – Rogacz, czy ja o czymś nie wiem? Czy jest to coś, co znowu wszystko zepsuje? Jeśli tak, to wolę tego nie słyszeć. Przecież zaledwie pięć dni temu doszliśmy do porozumienia – głos mi się trochę załamał. Tak długo czekałam na to, co miałam teraz, że wolałam już żyć w nieświadomości niż znowu się z tym wszystkim użerać. Potter był chyba jednak innego zdania. Patrząc na mnie uważnie, westchnął i zaczął:
- Wiem, jakie piekło było do tej pory, ale muszę to powiedzieć, bo grasz nieczysto i wobec Seana i wobec mnie. Nasz tymczasowy rozejm na pewno rozpadnie się po tym, co powiem, chyba, że o czymś nie wiem, ale Lily, przemyślałem to i owo i doszedłem do wniosku, że nie będę dłużej grał według twoich zasad, bo tak do niczego nie dojdę.
- O czym ty mówisz? Nie o to ci chodziło?
- Może i o to, ale to raczej ty na to liczyłaś, nie ja – rzekł jakby od niechcenia. – Nie chce mi się dłużej w to bawić, bo już mnie to znudziło. – Przerwał na chwilę, a ja czekałam w napięciu, aż zacznie kontynuować. On jednak zmienił pozycję. Teraz, stojąc do mnie bokiem, oparł się o ścianę. – Jak długo masz zamiar udawać, że nic dla ciebie nie znaczę, Evans? Umawiasz się z Puchonem, ale nie pozwalasz mu na to, co sama mi dałaś, o co wcale nie musiałem prosić, chociaż nie jesteśmy razem. Tak – kontynuował, widząc moją zaskoczoną minę. – Widziałem na własne oczy, co robiłaś z Seanem w sali po ostatnim meczu z Krukonami. Pamiętasz, jak pokazałaś mi zwierciadło? Wtedy jakoś nie miałaś oporów. – Zamilkł w końcu.
      Co ja mu mogłam odpowiedzieć? Że wtedy akurat zrobiłam to tylko i wyłącznie dlatego, żeby się z nim pogodzić? Nawet gdybym mu to powiedziała, skłamałabym.
- Jakim cudem wiesz, co się wtedy stało? Byliśmy sami.
- A czy to ważne? Byłem tam i wszystko widziałem.
- To, co robię z Seanem, a co z tobą, to dwie różne rzeczy. Co prawda wtedy chodziłam już z nim na poważnie, ale nie mam wyrzutów sumienia wobec niego. Poza tym właściwie to, co chcesz, żebym ci powiedziała? Że cię kocham, że chcę z tobą być i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie? – spytałam ze złością.
- Nie zaszkodziłoby – odparł.
- A tak w ogóle to… Mniejsza z tym jak, ale podglądałeś nas wtedy. Już następnego dnia złamałeś obowiązującą umowę i myślałeś, że jak się o tym dowiem, to się nie wkurzę?
- Byłem na to przygotowany.
- W takim razie, dlaczego mi o tym mówisz?
- Żebyś zauważyła znaczącą różnicę. Wybacz, ale tym razem to ty musisz zdecydować. Ja się poddaję. Za dużo ode mnie wymagasz, Evans.
- Co masz na myśli?
- Zrywam wszystkie nasze umowy. Zostańmy na etapie „znajomych z roku”. Nie da się stworzyć przyjaźni na siłę z tego, co dąży do całkiem innych relacji. Jak widzisz, nie sprawdzam się jako przyjaciel. Chcę, żeby to, co nas łączy było naturalne, a nie wymuszone. W zeszłym roku potrafiliśmy dojść do porozumienia, od września jakoś nam się to nie udaje. Może dlatego, że oboje oczekujemy od siebie tego, czego dostać nie możemy.
- James, nie możesz mi tego zrobić.
- Nie? A jak mnie powstrzymasz? Albo w końcu zdefiniujesz naszą relację, albo, jak to kiedyś powiedziałaś: „Przestańmy się bawić w zbędne uprzejmości”.
- Nie żądaj ode mnie tego, że zaraz zostawię Seana i polecę do ciebie, bo dobrze wiesz, że nigdy tego nie zrobię.
- Nawet na to nie liczyłem – przyznał, zaskakując mnie tym.
- Czy w ogóle kiedykolwiek ci na mnie zależało? Po co było to całe gadanie?
- Zależy, a na pewno zależało – wyjaśnił, wymierzając mi tą odpowiedzią kolejny policzek. – Pamiętaj, Evans – mi nie można ufać. Co więcej, mi się nie ufa – dodał, kończąc w ten sposób rozmowę, a potem widziałam już tylko jego plecy, kiedy wracał do chłopaków.
      Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale dzielnie je powstrzymywałam. Byłam zła na Jamesa o to, że jakimś cudem zdołał mnie wtedy śledzić, że nadużył mojego zaufania, że złamał umowę, ale w sumie byłam na to przygotowana, wiedziałam, że prędzej czy później się to stanie i miałam zamiar dać mu jeszcze jedną szansę. Byłam przygotowana na to, by mu wszystko wybaczyć. Sprawy jednak potoczyły się zupełnie inaczej. Teraz on przejął pałeczkę. Jeśli zależało mi na jego PRZYJAŹNI, musiałam grać od tej chwili według jego zasad. Nie byłam tylko pewna, czy to, co właśnie zrobił, nie było kolejną zagrywką jak wtedy, kiedy postanowił mnie ignorować. Byłam w lekkim szoku i nie wiedziałam, co zrobić. Nie spodziewałam się tego. To wszystko wina Seana, pomyślałam ze złością. Gdyby nie on, nigdy nie doszłoby do tej rozmowy. Jak ja mam to teraz naprawić? Przecież nie mogę zrobić tego, czego James oczekuje.

~ * ~

- Rozmawiałaś z Potterem? – spytał cicho Sean na zaklęciach. Skinęłam głową. – I co? – Nie odpowiedziałam. – Lily?
- James mnie olał i zerwał wszystkie nasze umowy – odparłam.
- Panno Evans, to nie jest czas na rozmowy – powiedział Flitwick.
- Przepraszam, panie profesorze – rzekłam, a potem znowu zwróciłam się do Seana. – Zadowolony jesteś? – zapytałam jeszcze, a potem już całkiem zamilkłam.
- Coś się stało? – spytała teraz Ann.
- Nie, czemu pytasz? – odparłam sfrustrowana.
- Wydaje mi się po prostu, że coś się stało.
- James złamał umowę, a potem stwierdził, że i tak mu się nie podobała i jeżeli będę coś od niego chciała, to najpierw mam zdefiniować, co tak naprawdę między nami jest – wyjaśniłam w końcu i znowu poczułam, że moje oczy delikatnie wilgotnieją. – A najlepsze jest to, że to wszystko wina Whitby’ego. Gdyby nie on, nie doszłoby do tej rozmowy.
- Lily, bardziej zależy ci na Potterze niż własnym chłopaku? – zapytała Ann. – Przecież to chore. – Może i tak, pomyślałam, ale dlaczego mówi mi to właśnie ona? Najpierw była nachalna, wtrącała się w nieswoje sprawy, mieszała i próbowała mnie za wszelką cenę zeswatać z Jamesem, a teraz nagle zmieniła punkt widzenia? Postanowiła dostosować się do ustanowionych przeze mnie zasad? Nie rozumiem tego.
     Na zaklęciach czas wlókł mi się niemiłosiernie, więc kiedy zadzwonił dzwonek, kończący moje dzisiejsze lekcje, szybko zebrałam swoje rzeczy i wybiegłam z klasy. Przystanęłam na końcu korytarza, czekając na Rogacza. Chciałam jeszcze zamienić z nim dwa słowa.
- Jesteś pewny, że tego właśnie chcesz? – spytałam, kiedy zatrzymał się koło mnie.
- Tak.
- W porządku. W takim razie powiedz mi tylko jeszcze jedną rzecz.
- Mianowicie?
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie wtedy śledziłeś?
- Dla zabawy – odparł. – Chciałem zobaczyć, jak Whitby sprawdza się w roli chłopaka. Szczerze mówiąc, jest strasznie nudny.
- Tobie nic do tego, bo nie wytrzymałeś nawet tygodnia na nowych zasadach!
- Evans, wiesz, jaki jest twój problem?
- Nie.
- Zasady. Wszystko chcesz mieć pod kontrolą, wszystko musisz mieć zaplanowane. Nie potrafisz radzić sobie z czymś takim jak uczucia, które nie podlegają zaprogramowaniu. Już ci kiedyś mówiłem, że te twoje zasady cię zgubią. Nie da się żyć w ten sposób.
- Może i masz rację, ale to nie jest twoja sprawa, James, bo ty z kolei nie potrafisz się stosować do jakichkolwiek zasad.
- I co z tego? Jesteś zdolna mi to wybaczyć?
- Ja… – zaczęłam. – Przede wszystkim jestem zła o to, że złamałeś umowę – zmieniłam temat.
- Lily, daj już spokój. Byłem ciekawy…
- Ja też jestem ciekawa, co robisz w nocy, kiedy nocujesz w dormitoriach innych dziewczyn, ale cię nie śledzę.
- Jesteś zazdrosna? – spytał z obojętnością, w której jednak dało się wyczuć nadzieję.
- Nie! – odparłam, chociaż nie byłam pewna szczerości mojej odpowiedzi. – Zresztą, nie zmieniaj tematu. – Potter nic na to nie odpowiedział. – Wiesz, jakie wysnułam z tego wszystkiego wnioski podczas zaklęć?
- Oświeć mnie.
- Nadal liczysz na coś więcej.
- Myślałaś, że przestałem? – Nie odpowiedziałam. – Liczyłem wtedy, kiedy mówiłem, że pasuje mi ta twoja wymuszona przyjaźń. Teraz już nie liczę – rzekł stanowczo.
- Nie? – spytałam zaskoczona, ale i lekko zdziwiona.
- Nie – powtórzył. – Jednak powiedz mi coś, żeby zakończyć sprawę. Gdyby teraz Sean, nagle, zaproponował ci przyjaźń, jednocześnie zrywając z tobą, zgodziłabyś się?
- Nie – odparłam bez zastanowienia.
- Bo tak naprawdę nic do niego nie czujesz. Gdyby ci na nim zależało, zrobiłabyś wszystko, żeby chociaż móc spędzać z nim czas.
- Twierdzisz, że nie zależy mi na nim, a na tobie tak?
- Dokładnie.
- Śmieszny jesteś.
- Taka już moja natura – odparł. – Evans, nie chcę się kłócić. Powiedziałem, co chciałem i teraz dajmy sobie spokój. Chyba, że ty chcesz coś jeszcze dodać.
    Mogłabym dodać mnóstwo rzeczy, ale nie chciałam jeszcze bardziej pogorszyć sprawy. Rogacz mnie oszukał i nadużył mojego zaufania, co byłam zdolna mu wybaczyć, ale gdybym to zrobiła, wyszłoby na to, że mi zależy, a tego nie chciałam.
- Nie – odparłam więc sztywno.
- W takim razie spotkamy się później – rzekł, a potem pobiegł za resztą Huncwotów.

James Potter
- Co znowu? – spytał Łapa, kiedy dołączyłem do chłopaków.
- Jestem totalnym idiotą, ale nie wiem już, co mam zrobić, żeby nie bawić się w te wszystkie jej zasady. Czy ona nie rozumie, że nie da rady zaszufladkować wszystkich swoich uczuć? – powiedziałem.
- Jak długo masz zamiar to ciągnąć? – chciał wiedzieć Lupin.
- Niczego nie ciągnę. Właśnie zakończyłem naszą chorą przyjaźń, bo i tak nie miała żadnej przyszłości. Nie wytrzymałem nawet jednego dnia w tym durnym układzie.
- To po co się w ogóle na niego zgadzałeś? – spytał Peter.
- Bo jej na tym zależało – wyjaśniłem, – ale przecież nie można ustalać przyjaźni żadnych zasad do modyfikacji. Jeśli tak bardzo zależało jej na tym „układzie”, to wkrótce stwierdzi, że zależy jej także na mnie.
- Nie jestem tego taki pewien – odparł sceptycznie Black.
- W takim razie, to będzie koniec, bo mam dosyć zachodu.
    Może nie do końca była to prawda, ale znowu musiałem wziąć Evans na przetrzymanie. Za pierwszym razem wszystko poszło dobrze, więc nie sądziłem, by teraz było inaczej. Już w tym momencie widziałem niezadowolenie, zaskoczenie i zawód na jej twarzy, kiedy powiedziałem jej o zerwaniu umowy. Szczerze mówiąc, nawet na mnie porządnie nie nawrzeszczała, gdy się o tym dowiedziała, co samo w sobie jest już zastanawiające. Nie było mi łatwo podjąć taką decyzję, ale jeśli już nadarzyła się okazja…

Lily Evans
   Stałam jeszcze chwilę, patrząc za chłopakami, znikającymi za rogiem. Nie sądziłam, że Potter naprawdę to zrobi, ale jak widać, przeliczyłam się. Tak długo zabiegałam o tą przyjaźń, że teraz, kiedy to Rogacz, a nie ja wszystko  ś w i a d o m i e  zerwał, czułam się tak, jakbym dostała w twarz.
- Idziesz? – głos Ann wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie – odparłam, patrząc na nią. – Muszę coś jeszcze załatwić. Spotkamy się później w Pokoju Wspólnym.
- W porządku – rzekła Dor.
    Zawróciłam i poszłam w drugą stronę. Pomyślałam trochę na zaklęciach i stwierdziłam, że niepotrzebnie nakrzyczałam na Seana. W sumie niczemu nie zawinił. Nawet gdybym z nim nie rozmawiała, James, tak czy inaczej, w końcu by ze mną skończył.
       Szłam dalej zamyślona z zamiarem rozmowy z chłopakiem, kiedy na trzecim piętrze zauważyłam Avery’ego. Zawahałam się. Przypomniałam sobie, że Severus ostrzegał mnie, żebym nie konfrontowała się z nim sam na sam. Ale w sumie, co on mi może zrobić?, pomyślałam. I to na dodatek tuż pod okiem Dumbledore’a. Poza tym zawsze sobie z nim radziłam, więc nie widziałam powodu, dla którego teraz miałoby być inaczej. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam dalej.
- Hej, Evans – usłyszałam, kiedy przechodziłam obok niego. – Znowu spotykamy się sam na sam, ale chyba tym razem twój ochroniarz cię nie uratuje.
- Nie wiem czemu, miałby to robić – odparłam, stając. – Nie widzę żadnego zagrożenia z twojej strony. Bardziej bałabym się o ciebie.
- Nie wiedziałem, że aż tak się o mnie martwisz. Jednak tym razem byłoby lepiej, gdybyś zadbała o siebie. – Zawahałam się chwilę. Snape mnie ostrzegał, przypomniałam sobie znowu, ale z drugiej strony Avery nie może mi nic zrobić, przytoczyłam kolejny raz ten sam argument. Wyrzuciliby go ze szkoły.
- Nie możesz mi nic zrobić – rzekłam po chwili.
   Avery mierzył mnie przez chwilę wzrokiem, a potem nagle, zaskakując mnie, zmienił temat.
- Czy twój chłopak, Whitby, tak?, wie, że pod jego nieobecność zabawiasz się z Potterem? – Przez chwilę zastanawiałam się, co odpowiedzieć. Skąd on w ogóle o tym wiedział? A może tylko mnie podpuszczał?
- Powiedz mu o tym, a na pewno ci uwierzy – rzekłam w końcu.
- Sądzę, że jest bardzo łatwowierny.
- Do czego ty zmierzasz, Avery? – spytałam ze złością. – Zajmij się lepiej sobą i nie strasz innych.
- Ja nikogo nie straszę. Ja tylko ostrzegam – wyjaśnił z szerokim, złowrogim uśmiechem.
- Radzę ci skończyć tą zabawę, w którą się bawisz, bo informacja, potwierdzona i poparta dowodami, o twoim zafascynowaniu czarną magią dotrze do dyrektora.
- Teraz to ty straszysz.
- Ostrzegam cię, Avery. Jestem prefektem i mam większą władzę, niż myślisz.
- W porównaniu z Czarnym Panem nie masz kompletnie żadnej władzy.
- Czarny Pan jest nikim – rzekłam zdecydowanie.
- Nie waż się tak o nim mówić – powiedział Avery przez zaciśnięte zęby. – Jeszcze się przekonasz, do czego jest zdolny – dodał z uśmiechem.
- Kiedy? – dopytywałam się. Chciałam zdobyć jak najwięcej informacji, które mogłyby być dowodami w sprawie Ślizgonów bawiących się czarną magią.
- Szybciej niż myślisz – powiedział. – Radziłbym ci na siebie uważać, bo naprawdę byłoby mi cię szkoda.
- Dzięki za radę – rzekłam z ironią. – A teraz może łaskawie zajmij się czymś pożytecznym i niełamiącym regulaminu, bo wiedz, że cały czas mam cię na oku, Avery – dodałam, kończąc rozmowę. Ślizgon posłał mi jeszcze ostatni łobuzerski i podejrzany uśmiech, a potem zostawiłam go, podejmując wędrówkę do kolejnych wyjaśnień.

Avery
   Evans była szlamą, którą miałem ochotę zniszczyć w pierwszej kolejności, chociaż nie powiem, podobała mi się. Była odważna, to fakt. Podziwiałem ją za to, że mimo niebezpieczeństw, których była świadoma, dalej brnęła w konflikt ze Ślizgonami. Poza tym już sam fakt, że była szlamą skazywał ją na śmierć, chociaż Czarny Pan miałby wiele pożytku z tak utalentowanej dziewczyny.
    Trochę obawiałem się tego, że Evans może zniszczyć wszystkie wstępne plany, dlatego postanowiłem, że ja zniszczę ją pierwszy. Jeśli dobrze pójdzie, nikt się nie dowie. Nie będzie żadnych pretensji, pomyślałem z zadowoleniem. Dlatego kiedy tylko odwróciła się do mnie plecami i odeszła kawałek, wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem w nią.

9 komentarzy:

  1. Kochana Luthien,

    Rozdział bardzo wzruszający. Zastanawiam się, czemu Rogacz jej to zrobił? Przecież wiedział, że będzie cierpiała. To trochę bezlitosne. Rozumiem terapia szokowa, ale...lepsza jest przyjaźń niż nic. Kolejny raz zawiodłam się na Potterze, że nie może tego zrozumieć. Wiadomo lata za nią już tyle lat i takie coś jest na pewno frustrujące, jednak żeby naraz zrezygnować z wszystkiego, co do tej pory osiągnął?

    Sean... jego to mi żal. Może i Lily go kocha, jednak to nie jest taka miłość. To, co czuje do niego ruda jest za słabe. Brak w tym wszystkim chemii i namiętności. On bardziej nadawałby się dla niej jako przyjaciel, a nie chłopak. Jestem ciekawa, czy po zerwaniu będą utrzymywać kontakty, czy raczej odsuną się od siebie?

    Avery. Czy zdąży zaatakować Lilkę? A może ktoś przyjdzie jej z pomocą. Zresztą czemu Evans nikogo nie słucha! Trochę to z jej strony głupie. Nie mówię, że ma uciekać przed Ślizgonami, ale nie powinna ich prowokować, ani też wdawać się z nimi w dyskusję!

    Genialne posunięcie Doris. Podziwiam Meadowes, że nie straciła głowy dla Syriusza. Ciekawa jestem, kto zajął jego miejsce. Wierzę, że wreszcie się jej poszczęści, bo to byłoby smutne, gdyby kolejny raz się zawiodła. Żal mi mimo wszystko Łapy, którego cudowna reputacja legła niemal w gruzach.

    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział
    Em

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Em,

    Rogacz poczuł się po prostu zbyt pewnie i znowu zadziałał pod wpływem chwili. Konfrontacje z Seanem nie wychodzą mu na dobre. Jednak chłopacy przemówią mu do rozumu i stwierdzi, że jeszcze raz z nią porozmawia i wyjaśni sprawę, bo dojdzie do wniosku, że zachował się jak idiota i nie powinien robić tego, co zrobił. A, że stanie się to w kolejnym krytycznym dla Evans momencie to zdradzę tylko tyle, że straci tym razem szansę, ale zyska coś, o czym na razie się jeszcze wprost nie dowie.

    Lily nie kocha Seana, to jest wiadome od początku, chociaż ona próbuje wmawiać wszystkim, że jest inaczej. Zdradzę tylko tyle, że rozstaną się w delikatnie złych relacjach, a mniej więcej dwa tygodnie po ich zerwaniu, przez przypadek Whitby dowie się o czymś, o co naprawdę mocno się wścieknie i czego dłuższy czas nie będzie mógł przeboleć. Mimo to później dogada się nawet z Potterem i nie będzie dłużej żywił urazy. Znajdzie sobie nową dziewczynę.

    Kolejny rozdział będzie nastawiony właśnie na postać Avery'ego i ogólnie historii Voldemorta i Śmierciożerców, więc na pewno coś się wydarzy, chociaż osobiście nie jestem z tej akcji zadowolona.

    Dorcas wyleczyła się z Blacka, bo już wcześniej znalazła szczęście u boku kogoś innego. Kogoś, komu ufa bezgranicznie i kto cierpliwie czekał ponad rok, aż Meadowes upora się nie tylko z Syriuszem, mimo, iż z trójki on, Łapa i wspomniany kiedyś (nic nieznaczący) Justin, był pierwszy do jej serca. Dor nie zawiedzie się kolejny raz. Na chwilę obecną będzie to jej ostateczna miłość, chociaż nie wiem jeszcze, jak zakończę ten trójkąt, bo Black kiedyś dojdzie do wniosku, że mimo wszystko nadal ją kocha. Mam dwie wersje zakończenia, jedną szczęśliwą, drugą nie i myślę, że w odpowiednim momencie poradzę się czytelników, bo osobiście bardzo lubię Krukona, który zostanie jej chłopakiem już za dwa tygodnie.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Luthien!
    Rozdział bardzo mi się podobał. Najbardziej zastanawia mnie zachowanie Jamesa wobec Lily oraz skąd Avary wiedział o bliższej znajomości Pottera z Evans. Mam nadzieję, że Syriusz wreszcie zrozumie co czuje Dor i w jakiś sposób ją udobrucha. (Bardzo im kibicuje ;-) ) Mam nadzieję, że Lily nic się nie stanie po ataku Avarego. Czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Hapanihi.

    PS: U mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział fantastyczny. Widzę że Lily bardzo przygląda się Rogaczowi skoro zauważyła że jego sposób patrzenia na Sean'a się zmienił. Zemsta Dorcas była genialny. Syriusz był mega wściekły przez te plotki ale sam sobie był winny. Nwm jak on po tym wszystkim mógł przyszyjść do niej prosić żeby odkrecilate plotki a na koniec ją całować. Przecież to on przekreślił ich znajomość. Dobrze że Dor się nie ugieła. James jak zwykle gra nie czysto o łamie zasady ale w końcu zasady są po to żeby je łamać. Mam nadzieję że Rogacz i Evans się pogodzą a ona zerwie z Sean'em i zacznie się Jily. Podziwiam Rudą za jej odwagę. Postawiła się Avery'emu mimo tego że Snape ją ostrzegł przed nim. Czyżby Lily imponowała i podobała się Avery'emu ?? Nwm jak mogłaś zakończyć rozdział w takim momencie. Czy on jej coś zrobi czy zrezygnuje? A mmoże ona się odwróci i odbije jego zaklęcie ? Może ktoś przyjdzie jej z pomocą np.Potter ? A może wyląduje w ciężkim stanie w Skrzydle Szpitalnym ?
    Pozdrawiam
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje ze lily nie stanie sie nic powaznego i ze wkrotce zostawi Seana czekan na nastepny rozdzial.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Luthien!
    Na początku jak zwykle przepraszamy za nasze spóźnienie. Byłyśmy pewne, że w czasie matur będzie nam łatwiej, a jest odwrotnie. Siedzenie na hali przez trzy godziny i ślęczenie nad arkuszem męczy bardziej niż osiem lekcji. Ale w końcu zabieramy się za Twój rozdział, który jak zwykle jest cudowny.

    Jesteśmy pełne podziwu dla Dorcas. Trochę współczujemy Blackowi, ale doskonale rozumiemy Dor. Cieszymy się, że nie jest jedną z tych, które tracą głowę dla Syriusza. Dobrze też, że przesadnie po nim nie rozpacza, tylko wzięła sprawy w swoje ręce. Łapa ją zranił, a ona dała mu nauczkę. Może to go czegoś nauczy? Jemu chyba naprawdę na niej zależy. Przynajmniej mamy nadzieję, że ten pocałunek był na to dowodem, a nie tylko próbą ułaskawienia Dorcas. Mimo wszystko trzymamy kciuki za tę parę i liczymy na to, że kiedyś się zejdą.

    Potter faktycznie zagrał nie fair. Zgodził się na układ zaproponowany przez Lily, chociaż z góry wiedział, że prędzej czy później go złamie. Nie podoba nam się to, że świadomie zranił Lilkę. Przecież wiedział, że będzie to dla niej cios poniżej pasa. Z drugiej strony jednak uważamy, że ma trochę racji. Nie wszystko można obarczyć zasadami. Na pewno nie da się tego zrobić z uczuciami, a Lily ewidentnie do tego dąży. Rogacz ma też rację, jeżeli chodzi o ich relację... Było to stworzone trochę na siłę, bo oboje chcą czegoś zupełnie innego, chociaż Evans cały czas boi się do tego przyznać. Jesteśmy niezmiernie ciekawe, co wyniknie z ich relacji. Czy Evans faktycznie zrozumie, że kocha Jamesa czy może przeciwnie?

    Widać, że Lily bardzo zależy jej na Rogaczu, a on zdaje się tego nie dostrzegać. Chce od niej miłości, której akurat teraz ona nie może mu dać. Evans nas zaskoczyła. Myślałyśmy, że zrobi Potterowi wielką awanturę za to, że ją śledził, a tymczasem ona przyjęła to dość spokojnie.

    Szkoda nam Seana, który chyba naprawdę kocha Evans... Wydaje nam się, że chłopak powali zauważa, że nie jest dla Lily najważniejszy. Trochę to przykre. Zwłaszcza, że James jest tak strasznie pewny siebie i na każdym kroku stara się udowodnić Puchonowi, że Lily go nie kocha. Mamy nadzieję, że Sean za bardzo nie ucierpi, kiedy dojdzie do zerwania.

    Zakończenie jest powalające! Kończenie w takim momencie powinno być zakazane. Jedynym plusem naszego opóźnienia jest to, że zaraz możemy przeczytać następną notkę i zobaczyć, co zrobi Avery. Swoją drogą Lily niepotrzebnie go prowokowała.

    Luthien, w tak cudowny sposób opisujesz uczucia swoich bohaterów, że mamy wrażenie, jakby to były prawdziwe postaci, z krwi i kości. Obie zamartwiamy się Lily. Zupełnie jakbyśmy znały ją osobiście. Mamy wrażenie, że Twoi bohaterowie żyją obok nas i to jest wspaniałe uczucie, kiedy tracisz świadomość tego, że czytasz opowiadanie, bo czujesz się tak, jakbyś także żyła w tej historii... Dziękujemy Ci za to! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Luthien
    Przepraszam, że rozdział komentuję dopiero dzisiaj, ale zaległości mam na wszystkich blogach :(
    Rozdział naprawdę świetny! Ale mam jedno małe pytanie: musiałaś zakończyć w takim momencie?! Wiem, że kolejny rozdział będę czytać gdzieś za minutę, ale i tak nie lubię takich zakończeń!
    Dorcas ma talent do zemsty. Ja na jej miejscu nigdy nie odwołałabym tego, co powiedziała. Nawet wtedy, gdy ktoś by mnie szantażował.
    Przepraszam, że kom taki krótki, ale jak najszybciej chcę przeczytać kolejną część
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń