Moi Kochani,
wiem, że wstępnie rozdział miał się pojawić 6.04, a dzisiaj jest już 10.04, ale naprawdę nie znalazłam chwili czasu, żeby zabrać się za niego wcześniej, za co naprawdę strasznie was przepraszam, ale jest to wynikiem poprawki z matematyki, którą mam dzisiaj o 13, więc niestety siła wyższa.
Nie miałam kompletnie pomysłu, jak podzielić ten rozdział. Na jeden był mocno za długo, na dwa również, więc podzieliłam go znowu na trzy części, bo w ostatniej chciałam zawrzeć w całości ważny dla Lily moment. Jednak dwie pierwsze części, czyli ta i następna, niewiele w sumie wnoszą, są raczej zbędnym gadaniem. Uważam, że jest to jeden z gorszych rozdziałów, które napisałam, no ale nie mogę go przeskoczyć. Chcę się trochę zagłębić w sprawę Ślizgonów i Śmierciożerców w najbliższym czasie oraz uwzględnić dwa pierwsze przełomowe dla Lily momenty.
I ostatnia rzecz: jeśli macie jakieś pomysły co do jakiegoś wątku lub po prostu chcecie, żebym uwzględniła w kolejnych rozdziałach jakieś konkretne "pary" czy zdarzenia, to śmiało piszcie mi to w komentarzach. Nie obiecuję, że wykorzystam wszystkie i że wszystkich uszczęśliwię, ale będę wiedziała mniej więcej, na czym bardziej się skupić, co według was trochę spycham na dalszy plan.
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Szłam ciemnym korytarzem oświetlonym tylko nikłym blaskiem światła dobywającym się z mojej różdżki. W pewnym momencie korytarz się skończył. Znajdowałam się teraz w ślepym zaułku. Popukałam różdżką w ścianę z nadzieją, że jest za nią jakieś tajne przejście, ale gładka powierzchnia nie poruszyła się nawet o milimetr. Odwróciłam się więc i spróbowałam przebić wzrokiem przez ciemność, skrywającą drogę, którą tu przyszłam.
- Halo! – krzyknęłam, wytężając wzrok. – Jest tu ktoś? – żadnej odpowiedzi. Cisza. Nie usłyszałam nawet echa, które powinno wrócić do mnie po tych gładkich ścianach korytarza. Zadrżałam.
Ruszyłam z powrotem w stronę, z której przyszłam. Marmurowa posadzka tłumiła moje kroki, napawając mnie jeszcze większym lękiem. Szłam jednak dalej. Nie wiedziałam, która jest godzina ani jak długo już się tu znajduję. W pewnym momencie usłyszałam jakieś krzyki, zawodzenie, płacze. Okręciłam się wokół własnej osi, próbując zlokalizować źródło dźwięku. Serce biło mi jak szalone, a ja sama byłam bliska obłędu. Ciemność nadal nie była moim sprzymierzeńcem.
Nagle z sufitu spadł snop światła, oświetlając mnie tak, jak w filmach policyjne helikoptery oświetlają przestępców przyłapanych na gorącym uczynku. Zaraz potem wylądowało przede mną martwe ciało kobiety z wyciętym na czole napisem „SZLAMA”. Krzyknęłam. Tym razem dźwięk rozszedł się wzdłuż korytarza i echem powrócił wzmocniony.
Spróbowałam zawrócić i pobiec w drugą stronę, ale nim zrobiłam krok, tym razem za moimi plecami, spadło ciało starszego mężczyzny. Rana, z której kapała krew, tworząc kałużę na posadzce, głosiła „ZDRAJCA KRWI”. Nie miałam drogi ucieczki. Zaczęłam krzyczeć, a kolejne martwe ciała, podzielone według tych dwóch kategorii, spadały teraz odpowiednio po mojej prawej i lewej stronie, szybko tworząc wysokie stosy nie pozwalające na jakąkolwiek próbę ucieczki.
- Ty będziesz następna, Evans – rozległ się przenikliwy szept tak łudząco podobny do głosu Avery’ego.
- Nie! – krzyknęłam jeszcze, ale nie usłyszałam już nic więcej, oprócz złowrogiego śmiechu ziejącego śmiercią.
~ * ~
Obudziłam się zlana potem. Nie pierwszy raz śnił mi się ten koszmar. Dokładnie od trzech dni powtarzał się co noc i za każdym razem szepczący głos wydawał mi się być głosem Avery’ego.
Kiedy się budziłam, byłam przerażona. Nie wiedziałam, co to wszystko ma znaczyć, ale naprawdę się bałam. Szlamy i zdrajcy krwi, dwie grupy czarodziejów, których jako pierwszy nie uznawał Salazar Slytherin, a potem także jego zwolennicy. Już chyba setny raz w ciągu ostatnich trzech dni zastanowiłam się, czy Avery mógłby mieć z tym coś wspólnego i znowu odpowiedź brzmiała „tak”, chociaż na razie nie miałam żadnych dowodów. Zresztą tu chodziło nie tylko o Avery’ego. Bellatrix Black miała fioła na punkcie czystej krwi, Rudolf Lestrange zresztą też. Nie wiedziałam dokładnie, dlaczego posądzanie akurat Ślizgonów o możliwy, proroczy związek z moimi ostatnimi snami, a także nieoczekiwanymi zdarzeniami, o których ostatnio coraz częściej pisali w „Proroku Codziennym”, uważam za słuszne i podstawne. Przecież na początku roku rozmawiałam na ten temat z Ann, przypomniałam sobie. A to, co powiedział mi Avery w pociągu… To jasne, że miał na myśli coś, a raczej kogoś, kto chciał oczyścić świat czarodziejów ze wszystkich szlam i zdrajców krwi, a mnóstwo sług znajdzie w takim razie w Slytherinie i nie tylko, stwierdziłam. Dobrze wiedziałam, o kim mówił Avery, ale nie miałam żadnych dowodów na udowodnienie mojej hipotezy, gdybym chciała ją komukolwiek przedstawić.
Leżałam i próbowałam znowu zasnąć, ale już wiedziałam, że czeka mnie kolejna nieprzespana noc. Byłam wykończona tym wszystkim, co się ostatnio wokół mnie działo, ale zbyt mocno się bałam, by znów zmierzyć się z tym koszmarem. Poprawiłam poduszkę i przekręciłam się na bok, cały czas rozmyślając o Ślizgonach, którzy tuż pod nosem Dumbledore’a zabawiali się czarną magią, a ja nie mogłam nic zrobić bez dowodów.
Im dłużej myślałam i się zadręczałam, tym bardziej zastanawiałam się nad tym, czy niemówienie o niczym dziewczynom jest dobrym pomysłem. Może one znalazłyby jakieś wyjście z tej sytuacji. Problem był jednak w tym, że ostatnimi czasy wszystko się popsuło i nawet nasza przyjaźń nie do końca wytrzymała takie obciążenie. Ann nadal próbowała wmówić mi, że kocham Jamesa, chociaż nie robiła już nic, żeby nas zeswatać, a Dorcas kryła się za jej działaniami. Moje najlepsze przyjaciółki już dawno mnie zdradziły i byłam ciekawa czy w ogóle uda mi się wszystko naprostować. Rogacz nadal ze mną nie rozmawiał, chyba, że temat dotyczył Quidditcha. Przynajmniej reszta chłopaków nie miała do mnie żadnych pretensji. Syriusz wyglądał nawet na usatysfakcjonowanego całą tą akcją, za to Remus za każdym razem powstrzymywał się od uwag, które cisnęły mu się na usta. Z kolei Sean naprawdę się starał i na każdym kroku pokazywał mi, jak wielki błąd popełniliśmy, spotykając się najpierw z zemsty. Tak, musiałam przyznać, że czułam się przy nim naprawdę dobrze i już, bynajmniej świadomie, nie żałowałam swojej decyzji. Mimo wszystko nadal głównym problemem zostawały niewyjaśnione sprawy z Rogaczem i zmarnowana próba dania sobie nowej szansy, zaczęcia wszystkiego od nowa. Tym faktem byłam chyba najbardziej załamana.
Zegar wybił godzinę trzecią trzydzieści. Wstałam z łóżka, założyłam szlafrok i próbując nie pobudzić dziewczyn, zamknęłam się w łazience, rzucając dodatkowo zaklęcie dźwiękoszczelne.
Odkręciłam kran i wlałam do wody kilka olejków. Usiadłam na brzegu wanny, związałam włosy i czekałam, aż woda całą ją wypełni. Kiedy kąpiel była już gotowa, rozebrałam się i zanurzyłam w gorącej wodzie, która w połączeniu z olejkami dawała przyjemne ukojenie i odprężenie.
Leżałam w wannie tak długo, aż woda całkiem wystygła. Po wyjściu doznałam lekkiego szoku, wywołanego nagłą różnicą temperatur, dlatego szybko ubrałam się z powrotem i wróciłam do łóżka. Wpatrując się w ciemną zasłonę, zastanawiałam się, już chyba po raz setny, nad tym, co mi powiedział James. Byłam teraz na sto procent pewna, że cały czas mu na mnie zależy, więc nie rozumiałam, po co bawił się w to wszystko, w te uniki, ignorowanie mnie… Byłam załamana tym, jak niefortunnie potoczyła się wtedy nasza rozmowa, że popełniłam błąd, który aż tyle mnie kosztował, ale w sumie jak miałam z nim rozmawiać o uczuciach, jeśli nie potrafiłam sprecyzować swoich? Potter zbyt dużo ode mnie wymagał jak na jeden raz. Z drugiej strony może to była moja wina. Dobrze wiedziałam, że Rogacz liczy na coś więcej niż zwykłą znajomość, więc jak mogłam go zadowolić tylko przyjaźnią? Może byłoby lepiej, gdybym nie próbowała robić nic, gdybym wszystko zostawiła tak, jak było. Problem był tylko w tym, że teraz to ja potrzebowałam zmiany.
~ * ~
Musiałam chyba jednak trochę się zdrzemnąć, bo kiedy znowu otworzyłam oczy, zegar wskazywał godzinę siódmą trzynaście. Było więc strasznie późno, biorąc pod uwagę fakt, że lekcje zaczynałam dzisiaj o ósmej.
Na tyle na ile było to możliwe, szybko zerwałam się z łóżka i kolejny raz zamknęłam w łazience. Kiedy spojrzałam w lustro, stwierdziłam, że wyglądam jeszcze gorzej niż cztery godziny temu. Umyłam zęby, wyszczotkowałam włosy, a następnie spróbowałam uporać się z workami pod oczami oraz wyjątkową bladością rysującą się na mojej twarzy. Piętnaście minut później byłam gotowa i od biedy mogłam pokazać się publicznie. Zebrałam więc swoje rzeczy i zbiegłam na dół. Miałam naprawdę niewiele czasu na śniadanie, a musiałam poprawić jeszcze moje wypracowanie z zaklęć.
Ledwo co znalazłam się w Pokoju Wspólnym, a już zauważyłam Rogacza, całującego się z Mirandą, która była jego drugą dziewczyną od zerwania z Miriam. Z pierwszą, Janett, chodził dwa dni. Szybkim krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie od wyjścia, ale w ostatniej chwili poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się szybko i stałam teraz twarzą w twarz z Potterem. Rogacz odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość, a ja spróbowałam ukryć moje zakłopotanie. Miałam nadzieję, że i tym razem sprawa będzie dotyczyła sobotniego meczu z Krukonami, a nie naszych niewyjaśnionych do końca spraw.
- Cześć – powiedział Potter bardzo oficjalnym tonem.
- Cześć – odparłam i poruszyłam się. Byłam już i tak spóźniona, a nie chciałam tracić jeszcze więcej czasu, więc ostatecznie wyszłam z Pokoju i szybko schodziłam na dół. Rogacz podążał za mną niepewnie.
- Jest pewien problem – rzekł, kiedy zeszliśmy na piąte piętro.
- A dokładniej? – obawiałam się problemów, o których mógł mówić.
- Davies zarezerwował boisko na jutrzejsze popołudnie – na te słowa odetchnęłam ulgą.
- Przecież my mieliśmy mieć trening – stwierdziłam.
- I właśnie to jest ten problem. Jego prośba została przyjęta, gdyż w ostatniej chwili wymienili jednego ze ścigających – wyjaśnił James nadal bardzo oficjalnie.
- I co teraz zrobimy? – spytałam, szukając w torbie mojego wypracowania z zaklęć.
- Przełożyłem trening na dzisiejsze popołudnie.
Jęknęłam. Ten termin w ogóle mi nie pasował. Miałam już plany na ten dzień, a dodając do tego mój obecny stan i samopoczucie… To połączenie mogło okazać się dla mnie zabójcze. Dodatkowo parę dni temu otrzymałam zaproszenie na imprezę urodzinową do Slughorna, która miała się odbyć jutro o osiemnastej. Mimo wszystko co miałam niby zrobić? Musiałam jakoś się zmobilizować i przełożyć dzisiejsze spotkanie z chłopakiem. Jeszcze go o to nie pytałam, ale może Sean zechce pójść ze mną do Slughorna w charakterze osoby towarzyszącej.
- Na którą? – spytałam po chwili, nadal grzebiąc w torbie.
- Siedemnastą trzydzieści – odparł.
- W porządku. Jeśli nie ma innej opcji, to będę. Co innego możemy zrobić?
- Dokopać w sobotę Krukonom – stwierdził.
Byliśmy już na parterze i właśnie wchodziliśmy do holu, więc w końcu mogłam uwolnić się od niewygodnego towarzystwa.
- W takim razie do zobaczenia na treningu – powiedziałam i weszłam do Wielkiej Sali, ale w tym momencie, już drugi raz dzisiaj, poczułam na swoim ramieniu dłoń Pottera.
- Lily, wszystko w porządku? – spytał, a jego ton głosu się zmienił. – Wyglądasz fatalnie. – Świetnie, pomyślałam. Przeczuwałam, że na temacie quidditcha się nie skończy.
- James, jestem padnięta i wykończona. Od trzech dni nie śpię po nocach, więc nie, nie jest w porządku, ale daj mi spokój. Sobie zresztą też – dodałam i ruszyłam dalej.
- Lily – Rogacz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Muszę już iść. I tak jestem już strasznie spóźniona.
~ * ~
- Wy jeszcze tutaj? – spytałam, kiedy usiadłam na wolnym miejscu koło Dorcas.
- A gdzie mamy być? – odparła Ann. – Wiesz, która jest godzina? Za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje.
- Wiem. Zaspałam – wyjaśniłam. – Poza tym Potter poczęstował mnie niezbyt przyjemną wiadomością na temat przełożonego treningu.
- Tak, wiem – rzekła Ann. – Z nami też już rozmawiał i był tym faktem naprawdę wkurzony – mówiła dalej moja jasnowłosa przyjaciółka, ale ja już jej nie słuchałam, zbyt zajęta poprawianiem błędów w wypracowaniu.
- Lily, co ty robisz? – spytała Dorcas, obserwując moje zmagania.
- Muszę coś zmienić – wyjaśniłam, a Dor zajrzała mi przez ramię.
- Źle napisałaś to zaklęcie – powiedziała i wskazała błąd palcem.
Westchnęłam i oparłam głowę na dłoniach. Byłam naprawdę padnięta i źle mi się myślało.
- Lily, co ci jest? Wyglądasz okropnie – stwierdziła Ann.
- Jestem wykończona i fatalnie się czuję.
- Daj, poprawię ci to – rzekła Dorcas i wyrwała mi z ręki moje wypracowanie.
- Dor, będę ci wdzięczna do końca życia – powiedziałam.
- Zbyt dużo na siebie bierzesz – stwierdziła Ann. – Zjedz coś.
- Nie jestem głodna – odparłam i odsunęłam od siebie talerz.
- Musisz coś zjeść – nie dawała za wygraną.
- Nie chcę. Zaraz i tak spóźnimy się na eliksiry. – Ann chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszałam za plecami głos.
- Cześć, kochanie – a potem Sean pocałował mnie w policzek, kładąc ręce na moich ramionach.
- Cześć – odparłam i przesunęłam się, żeby zrobić mu miejsce.
- O czym rozmawiacie? – Sean objął mnie teraz ramieniem.
- Próbuję zmusić twoją dziewczynę do zjedzenia śniadania – wyjaśniła Ann.
- Mówiłam już, że nie jestem głodna – powiedziałam, wywróciłam oczami i spojrzałam na Whitby’ego błagalnym wzrokiem.
- Lily, co się dzieje? – zapytał Sean, przyglądając mi się uważnie. – Wyglądasz jeszcze gorzej niż wczoraj. Ann ma rację, powinnaś coś zjeść. – I miej tu w chłopaku oparcie, pomyślałam z irytacją.
- Nic mi nie jest. Po prostu nie jestem głodna i tyle – powtórzyłam i zrobiłam naburmuszoną minę.
- Lily – teraz Sean nie dawał za wygraną.
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój – obraziłam się i odsunęłam od niego, ale on niezrażony uśmiechnął się, przyciągnął mnie znowu do siebie i pocałował w czoło.
- Musisz odpocząć – stwierdził. – Za bardzo się wszystkim przejmujesz.
- Skończyłam – rzekła Dorcas i wręczyła mi moje wypracowanie.
- Dor, kocham cię – powiedziałam z uśmiechem.
- Dobra, dobra, nie podlizuj się – odparła.
- Która godzina? – spytałam, kiedy schowałam do torby pracę dla Flitwicka.
- Za pięć ósma.
- Cholera – zaklęłam. – Przecież zaraz naprawdę się spóźnimy.
- Wrzuć na luz – rzekła Ann z uśmiechem. – Slughorn nie ukarze swojej pupilki. – Rzuciłam jej zabójcze spojrzenie, a potem zwróciłam się do Dorcas.
- Spotkamy się za dwie godziny na transmutacji. Na razie.
- Cześć – odparła Dor, a ja z Ann i Seanem pobiegliśmy do lochów.
Sean Whitby
Dotarliśmy pod salę w chwili, kiedy na korytarzu rozległ się dzwonek. Czekając na Slughorna, który, o dziwo, się spóźniał, zauważyłem, jak Lily rzuca smutne spojrzenia w stronę stojących nieopodal Huncwotów, dłużej zatrzymując wzrok na osobie Pottera. Nawet wtedy, kiedy rzekomo poprosiłem ją o chodzenie, żeby wkurzyć tym samym tego nadętego Gryffona, nie traktowałem Evans jak zabawki. Już od dłuższego czasu próbowałem się z nią dogadać i byłem przeszczęśliwy, kiedy zgodziła się, dać mi drugą szansę, bo naprawdę mi na niej zależało. Wydawało mi się, że ona również nie żałuje swojej decyzji mimo tego, iż od dnia, w którym miała porozmawiać z Potterem, była strasznie przybita i smutna, kiedy poruszałem ten temat. Osobiście nienawidziłem Jamesa Pottera, ale byłem świadomy tego, że już w zeszłym roku między nim, a moją obecną dziewczyną dużo się zmieniło. Nie chodziło mi nawet o sam fakt, że jakiś czas temu byłem świadkiem ich pocałunku. Lily naprawdę bardzo zależało na tym, by dogadać się z Potterem, ale z tego, czego się domyśliłem, nie udało jej się. Nie wiem, co się wtedy stało, bo nie chciała nic na ten temat powiedzieć, ale ja widziałem, ile to dla niej znaczy. Nie podobało mi się to, ale wiedziałem, że jeśli jej na to nie pozwolę, jeśli postawię ją przed wyborem: ja albo James, mogę nie mieć szans, dlatego wolałem nawet, żeby w końcu wszystko było tak, jak ona tego pragnęła. Było mi jej żal, kiedy widziałem ją w takim stanie, dlatego postanowiłem spróbować coś z tym zrobić. Naprawdę jej ufałem, ale od początku roku, jeszcze nawet wtedy, kiedy Lily nie chciała rozmawiać z Jamesem, wiedziałem, że jest między nimi nić jakiegoś dziwnego porozumienia. Przez ostatni tydzień dużo o tym wszystkim myślałem i doszedłem do wniosku, że jeśli naprawdę chcę z nią być, to muszę iść na kompromis, bo zbyt mocno zależało mi na tym związku.
Obserwowałem teraz, jak Potter spogląda w naszą stronę, a ich spojrzenia się spotkały. Oboje szybko odwrócili wzrok. Lily przysunęła się do mnie bliżej, a potem zagłębiła w rozmowie z Ann.
W końcu drzwi sali otworzyły się i pojawił się w nich Slughorn.
- Bardzo przepraszam, kochani. Musiałem załatwić ważną sprawę, którą zlecił mi dyrektor Dumbledore. Zapraszam do środka.
Wziąłem Lily za rękę i weszliśmy do sali.
- Witam, panno Evans – powiedział Slughorn, kiedy przechodziliśmy obok niego.
- Dzień dobry, panie profesorze – odparła z wymuszonym uśmiechem, który przez ostatni tydzień widziałem zbyt dużo razy.
Zajęliśmy swoje miejsca. Wyjątkowo poprosiłem Ann, żeby zamieniła się ze mną stanowiskami, gdyż chciałem porozmawiać z Lily. Jej przyjaciółka zgodziła się, chociaż bardzo niechętnie.
- Z racji tego, że straciliśmy dzisiaj sporo czasu, zajmiemy się eliksirem, który jest prosty i szybki do przygotowania, a czasami każdemu może się przydać – powiedział Slughorn. – Przygotujecie dzisiaj Eliksir Euforii. Eliksir ten powoduje przypływ energii nawet, jeśli ktoś jest już całkowicie wyczerpany. Dobrze uważony powinien mieć niebieskawy kolor oraz zapach przypominający kobiece perfumy. Unoszące się nad nim wirujące spirale także informują nas o jego prawidłowym działaniu – profesor uśmiechnął się uradowany. – Wystarczy wam godzina. Potrzebne informacje znajdziecie na sto trzydziestej siódmej stronie podręcznika.
Wszyscy, ociągając się, pootwierali książki i zaczęli czytać. Tylko Lily zabrała się od razu do pracy.
- Nie musisz najpierw przeczytać instrukcji? – spytałem.
- Nie – odparła. – Już to robiłam kilka razy – wyjaśniła.
- Kiedy?
- Nudziło mi się w jakąś sobotę. – Ona naprawdę mnie zaskakiwała.
- I z nudów warzyłaś sobie eliksiry? – zapytałem ze śmiechem.
- Co w tym śmiesznego?
- Nic, po prostu nie spotkałem jeszcze nigdy tak wyjątkowej dziewczyny jak ty.
Obserwowałem, jak wlewa do kociołka sok z cytryny, a potem miesza wszystko dwa razy w prawo i pięć razy w lewo.
- Co chcesz robić dzisiaj po południu? – spytałem Lily, gdy teraz kroiła na małe kawałki figi abisyńskie.
- Co?
- No, mieliśmy się spotkać. Zapomniałaś?
Lily trochę się zmieszała, a potem westchnęła.
- Sean, przepraszam, ale nie dam rady się dzisiaj wyrwać. Davies wykiwał nas z jutrzejszym treningiem i James przełożył go na dzisiaj. Naprawdę mi przykro.
- Nie ma sprawy – rzekłem, ale byłem zawiedziony. Chciałem, żeby Lily trochę się odprężyła, no, ale cóż. Gryfoni grali w sobotę mecz i musiałem uszanować decyzję ich kapitana.
- Rano przypomniałam sobie, że jutro Slughorn organizuje imprezę urodzinową. Miałam nie iść, ale jeśli nie mam treningu, to może pójdziesz ze mną, jako osoba towarzysząca? – zaproponowała po chwili.
- Akurat w piątek umówiłem się na korepetycje. Kolega potrzebuje pomocy z obrony – odparłem.
- No to nie wiem – rzekła, wrzucając do kociołka pokrojone figi. – To może sobota? Po meczu będę miała całe popołudnie tylko dla ciebie.
- Zgoda – odparłem z uśmiechem i spróbowałem ją pocałować, ale ona zrobiła unik.
- Zostaw, muszę to wymieszać – zaśmiała się, a ja zrobiłem smutną minę i wróciłem do swojego eliksiru. – Naprawdę nie możesz iść jutro ze mną? – spytała.
- Przykro mi, ale nie. Może ty się wykręć – zaproponowałem. – Latasz do niego na te chore przyjęcia co tydzień.
- Nie mogę – odparła. – To są jego urodziny – wyjaśniła. – Musi mnie na nich zobaczyć.
Zastanawiałem się chwilę, jak wyjść z tej sytuacji. Ja z nią nie mogłem iść, ale o n tak.
- Zaproś Pottera – powiedziałem po chwili, chociaż prawie nie przeszło mi to przez gardło.
Nóż, którym znowu zamierzała coś kroić, wypadł jej z ręki, a na jej bladej twarzy widziałem teraz zaskoczenie i zmieszanie, które zaraz znowu przerodziły się w smutek i bezradność.
- Co? – zapytała jednak, usilnie się we mnie wpatrując swoimi czarującymi, zielonymi oczami.
- Posłuchaj, Lily – zacząłem i podszedłem do niej. – Nie wiem, co się stało, kiedy tydzień temu rozmawiałaś z Potterem, bo nie chcesz mi nic powiedzieć – spuściła wzrok, kiedy o tym wspomniałem. – Nie będę ukrywał i nigdy nie ukrywałem, że nie lubię tego Gryfona, ale widzę, że tobie bardzo zależy na tej znajomości i cierpię, widząc, jak bardzo się tym zamartwiasz. Zależy mi na tobie i zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
Naprawdę dużo kosztowało mnie wyznanie mojej dziewczynie tego wszystkiego, ale na razie nie widziałem innego wyjścia.
- Spróbuj go zaprosić. Może zmieni zdanie – chciałem ją pocieszyć, ale zamiast uśmiechu na twarzy, dostrzegłem w jej oczach łzy.
- Nie będzie chciał nawet ze mną rozmawiać – rzekła i wróciła do kontynuowania poprzedniej czynności. – Pójdę sama albo w ogóle. Nie będę mu się narzucać – dodała jeszcze, a potem nie odezwała się już ani słowem do końca zajęć, które Slughorn zakończył nagrodzeniem jej piętnastoma punktami za, jak zwykle idealny, eliksir.
Po dzwonku Lily razem z Ann szybko opuściły salę, a ja powoli zbierałem się na to, czego byłem pewny, że będę kiedyś żałował. Ale ten ból w jej oczach, był naprawdę nie do zniesienia.
Dogoniłem Huncwotów w połowie drogi do sali transmutacji.
- Potter, możemy zamienić dwa słowa na osobności? – spytałem. James nie był zachwycony moim pomysłem, tak samo jak jego kumpel Black.
- Sądzę, że nie – odparł beznamiętnym tonem.
- To ważne – powiedziałem. – Bardzo ważne.
- Nie interesuje mnie to – rzekł i ruszył dalej. Zastąpiłem mu jednak drogę.
- Posłuchaj mnie, Potter. To, że z tobą gadam uwłacza mojemu honorowi, więc jeśli już to robię, to chyba logiczne, że sprawa jest poważna i dotyczy także ciebie – zobaczyłem w jego oczach wściekłość. Pewnie nikt nigdy nie odezwał się do niego takim tonem.
- Masz minutę – rzekł w końcu przez zaciśnięte zęby, a potem odeszliśmy kawałek. – Czego chcesz?
- Nie ukrywam i nigdy nie ukrywałem, że bardzo cię nie lubię, Potter, ale zależy mi na dziewczynie, która od tygodnia wypłakuje przez ciebie oczy. Nie wiem, co się stało tydzień temu i co jej powiedziałeś, ale wiem, że Lily bardzo zależy na twojej znajomości, chociaż naprawdę nie wiem, dlaczego. Mimo to nie mogę nadal patrzeć, jak znowu przez ciebie cierpi.
Potter przez cały ten czas stał niewzruszony ani odrobinę tym, co mówiłem.
- Nie interesuje mnie to – powiedział w końcu. – Nie wiem, o co ci chodzi, ale nie wykiwasz mnie drugi raz, Whitby.
- Myślisz, że robię to dla siebie? – spytałem ze złością. Potter był totalnym egoistą i nie miałem pojęcia, dlaczego Lily tak bardzo zależy na jego znajomości. – Myślisz, że dla siebie płaszczyłbym się przed tobą i błagał, byś jeszcze raz z nią porozmawiał, dał jej szansę na wytłumaczenie wszystkiego?
- Teraz ty mnie posłuchaj – odparł, zbliżając się do mnie. – Stworzyłem jej miliony okazji do tego, by wszystko naprawić. Ostatnią zabrałeś jej ty, chodząc z nią, więc daj mi święty spokój, bo ja już skończyłem zabawę, w którą grała ze mną Evans.
Potter odsunął się, a potem wrócił do swoich kumpli. Nie wiedziałem, że aż tak trudno będzie się z nim dogadać. Liczyłem jednak na to, że mimo tego, co powiedział, porozmawia z Lily. Wiedziałem, że zbyt mocno mu na niej zależało, by nie wykorzystać tej szansy, a ja sam bardzo dobrze wiedziałem, ile można w związku z tym poświęcić.
James Potter
Byłem zaskoczony, ale i wściekły o tę rozmowę. Kim był ten Whitby, by wtrącać się do moich prywatnych spraw? Co mnie podkusiło, żeby godzić się na pogawędkę z nim?, pomyślałem ze złością. Z drugiej strony znowu pojawił się cień szansy, że Lily chociaż trochę na mnie zależy, jeśli nawet jej chłopak wstawiał się za nią, twierdząc, że Evans bardzo cierpi przez brak porozumienia ze mną oraz prosząc, tak, p r o s z ą c o jeszcze jedną szansę dla niej. Jeśli tak bardzo jej na tym zależy, to dlaczego nie dać jej tej szansy? Byłem wściekły na siebie za to, że tak to się wtedy skończyło, ale fakt, że jednak Sean mnie pokonał, strasznie mnie zdenerwował. Wiedziałem, że Lily nie potrafi rozmawiać o swoich uczuciach, dlatego mogłem to wykorzystać. Zresztą, co mi szkodzi wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia teraz, kiedy wreszcie pojawiła się pierwsza realna szansa na to, by kiedyś zmieniła co do nas zdanie?
~ * ~
- Czego chciał? – spytał szeptem Łapa, kiedy weszliśmy już do klasy. Remus także wpatrywał się we mnie uważnie.
Spojrzałem w stronę Whitby’ego, który posłał mi znaczące spojrzenie, a potem w stronę dziewczyn, gdzie po napotkaniu wzroku Evans, ta szybko się odwróciła.
Nie odpowiedziałem od razu na pytanie Blacka. Dopiero gdzieś w połowie lekcji zdecydowałem się odezwać.
- Nie mówiłem wam tego wcześniej, ale kiedy ostatnio rozmawiałem z Evans, ona… Zaproponowała mi coś jakby przyjaźń. Chciała zacząć wszystko od początku. – Chłopacy patrzyli teraz na siebie zaskoczeni.
- To ma być ta wasza przyjaźń? – zapytał Syriusz z ironią, a Lunatyk posłał mi znaczące spojrzenie.
- I co jej powiedziałeś? – chciał wiedzieć Peter.
- Nic – odparłem. – Bo zaraz po tej propozycji poinformowała mnie, że chodzi z Whitbym.
- Jesteś skończonym idiotą – rzekł Łapa.
- Człowieku, miałeś szansę przyjąć to, co „na razie” jest ci w stanie dać i nie zrobiłeś tego? – Remus nie mógł w to uwierzyć.
- Liczę z jej strony na coś więcej niż przyjaźń – wyjaśniłem oburzony.
- Nie podoba mi się to, co robisz, ale jeśli chcesz znać moje skromne zdanie, to osobiście uważam, że nie istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko-męska, więc jeśli Evans złożyła ci taką propozycję, to jest szansa na to, że chce zrobić pierwszy krok w stronę waszego związku – powiedział Black.
- To co mam zrobić? – spytałem.
- Zgódź się na jej warunki – rzekł Syriusz.
- Też uważasz, że tak powinienem zrobić? – zwróciłem się po chwili do Lupina.
- Uważam, że jeśli jej propozycja nadal jest aktualna, to tak, powinieneś się zgodzić, bo jeśli teraz tego nie zrobisz, to potem nie masz już na co liczyć. Musisz jej pokazać, że „na razie” akceptujesz jej związek, chociaż ci się to nie podoba. Musisz jej pokazać, że robisz to wszystko dla niej. Tak, jak załatwia to Whitby.
Nie podobała mi się wizja, którą przedstawił mi właśnie Remus. Nie podobała mi się ani przyjaźń z nią, ani jej związek z Seanem, ani gra według jej zasad, bo obiecałem sobie, że teraz ona będzie grała według moich. Jak widać trafiłem na godną siebie przeciwniczkę, żeby nie powiedzieć, że nawet lepszą.
- A swoją drogą, to czego chciał ten Puchon? – zapytał Glizdek, wracając do tematu.
- Prosił, bym porozmawiał z Evans, bo ta jest załamana moją odmową.
- No widzisz? Jeszcze trochę i sama będzie ci jadła z ręki – stwierdził Syriusz.
- Cholera, czemu ona tak bardzo musi komplikować mi życie, a zarazem swoje jeszcze bardziej?
- No cóż, witaj w świecie poważnych związków – rzekł Lupin z ironią, a potem zakończyliśmy temat, wysłuchując krótkiego przemówienia McGonagall na temat zakłócania ciszy na lekcji.
~ * ~
Mimo rad chłopaków nadal nie mogłem się zdecydować, co powinienem zrobić. Z jednej strony miałem dość ciągłego użerania się z Evans i chciałem to wszystko zakończyć. Z drugiej nadal nie mogłem pogodzić się z tym, że chodziła z Whitbym. Pewnie prościej byłoby olać wszystko i zapomnieć. Tylko czy ja chciałem zapomnieć? Czy nawet po tym wszystkim, co mi powiedziała, chciałem zapomnieć? Nie, właśnie w tym problem, że nie chciałem. Nie chodziło już teraz o sam fakt, że bardzo ją kochałem. Do tego doszła walka o odzyskanie honoru, o pokazanie Seanowi, że mimo wszystko cały czas stał i stoi na przegranej pozycji w pojedynku, który zaczęliśmy wtedy w Skrzydle Szpitalnym, w pojedynku, o którym Evans nic nie wiedziała. Podjąłem więc w końcu ostateczną decyzję. Porozmawiam z nią i postaram się dać nam szansę, na razie jako „przyjaciele”. Przecież i tak nie mam już nic do stracenia. Teraz mogę już jedynie zyskać.
Severus Snape
- Czytaliście dzisiejszą gazetę? – spytał Mulciber, rzucając na stół Proroka. – Kolejni mugole nie żyją – dodał z uśmiechem.
- Czarny Pan nie próżnuje – powiedziała Bellatrix z zadowoleniem.
- Swoim ludziom też daje wolną rękę – rzekł Lestrange. – Im nas więcej, tym lepiej. Szybciej oczyścimy nasz świat, przejmiemy władzę w Ministerstwie i podporządkujemy sobie także mugoli.
Podobnych rozmów moi znajomi prowadzili ostatnio mnóstwo. Coraz bardziej cieszyły ich poczynania Lorda Voldemorta, nazywanego wśród swoich ludzi Czarnym Panem. Z dnia na dzień zyskiwał nowych popleczników, siejąc przy tym strach. Coraz wyraźniej i bardziej otwarcie kładł cień na cały świat czarodziejów i nie tylko. Wprowadzał terror, a ludzie bali się wymawiać jego imię.
Z początku nie mogłem się zdecydować, bo nadal liczyłem na to, że Lily, kiedyś wybaczy mi to, co powiedziałem pod koniec piątej klasy. Szybko jednak wyszedłem z błędu. Nasze drogi się rozeszły i chociaż ta rana w moim sercu nadal się nie zagoiła, wiedziałem, że zasłużyłem na wszystko, co mnie spotkało, wiedziałem, że straciłem wszystko, co miałem wartościowego. To Potter zniszczył moje życie, to przez niego Evans zapomniała o moim istnieniu. Teraz ja chciałem pozbawić go dwóch najcenniejszych dla niego rzeczy. Mojej byłej przyjaciółki oraz jego własnego życia. Przyłączenie się do Voldemorta dało mi tą szansę. Władza i możliwość zaistnienia, możliwość zdobycia wysokiej pozycji i docenienie działań przez Czarnego Pana była bardzo kuszącą propozycją, biorąc pod uwagę fakt, że moje życie było jednym wielkim bagnem, w którym tkwiłem od samego urodzenia.
- A ty, zastanowiłeś się już? – spytał Avery, zamykając mi książkę.
- Jeszcze nie – odparłem i przełknąłem ślinę. Mroczny Znak palił moje przedramię od wakacji, jednak musiałem przejść jeszcze jedną próbę. Musiałem wykonać zadanie, które zostało mi zlecone. Musiałem kogoś zabić. Nie chciałem jednak robić tego w szkole.
- Czarny Pan nagradza wierność, uczciwość i sumienność – wtrąciła się Bellatrix, podwijając do góry rękaw szaty i pokazując swój Mroczny Znak, za pomocą którego komunikowaliśmy się z Voldemortem.
- Wiem – powiedziałem. – Po prostu chcę zabić Jamesa Pottera poza Hogwartem – dodałem.
- Kiedy pozbędziemy się wszystkich brudów, zaczniemy działać jeszcze szybciej. Poza tym cały czas ograniczają nas ci przeklęci aurorzy, którzy chcą ratować wszystkie szlamy – rzekł Lestrange. – Jeszcze tylko kilka miesięcy i nareszcie dołączymy na stałe do Czarnego Pana – powiedział z zadowoleniem na twarzy.
- Sam zacząłbym od szlam w naszej zacnej szkole, których tak zacięcie broni Dumbledore – powiedział Dołohow, dosiadając się do naszego stolika i dołączając do rozmowy. – Byłoby więcej miejsc dla prawdziwych czarodziejów, którzy mogliby zasilić zastępy Śmierciożerców.
- Nie wszyscy mugole są źli – wtrąciłem się niepewnie. Nie chciałem, żeby cokolwiek stało się Lily.
- Severusie – rzekł Avery. – Wiesz przecież, że ta twoja szlama Evans niczym nie różni się od reszty. Może jest bardziej wkurzająca i zbyt mocno się rządzi, ale uwierz mi, wkrótce i ona będzie martwa. – Ślizgoni zaśmiali się głośno.
- Nie chcę, żeby cokolwiek jej się stało, rozumiecie? Jeśli spadnie jej z głowy chociaż włos, osobiście was zabiję – wycedziłem przez zęby, a potem zdenerwowany opuściłem Pokój Wspólny.
Dołączyłem do Czarnego Pana, bo dużo mi ofiarował. Przy nim mogłem zrobić wiele, mogłem zabić Jamesa Pottera. Jednak nadal powstrzymywała mnie jedna osoba. Lily Evans, moja jedyna prawdziwa, była już, przyjaciółka, która lubiła mnie takiego, jakim byłem, była szlamą. Nie wiedziałem, jakie są szanse na to, by na moją prośbę ją jedną ocalić. Voldemort zapewniał mnie, że z jego strony nic jej się nie stanie, ale nie miałem wielkiego wpływu na innych Śmierciożerców. Moi znajomi naprawdę chcieli się jej pozbyć, bo była zbyt kłopotliwa, za często wchodziła im w drogę, a ona jedna pomogła mi wyjść na prostą wieki temu, na niej jednej mi zależało i ją jedną skrycie kochałem już od wielu lat. Nie mogę jej stracić, pomyślałem. W piątej klasie popełniłem błąd, który kosztował mnie naszą przyjaźń. Od tamtego czasu Lily mnie nienawidziła, a mimo to nadal nie mogłem bez niej żyć. Co mam więc zrobić? Byłem w sytuacji bez wyjścia. Mogłem ją jedynie ostrzec przed bandą czyhających na jej życie Ślizgonów. Ślizgonów, którzy z coraz większym zapałem knuli plany likwidowania szlam w szkole na własną rękę i tuż pod okiem Dumbledore’a. Bałem się, że mimo władzy, jaką posiadał dyrektor, Lily może się coś stać. Nie mogłem jednak powiedzieć mu o wszystkim.
Kochana Luthien,
OdpowiedzUsuńZacznę od cytatu "To Potter zniszczył moje życie, to przez niego Evans zapomniała o moim istnieniu. " i teraz się do niego odniosę. Snape jest głupi. Jest tchórzliwy, naiwny i dosłownie "umywa ręce". Bo to nie z ust Jamesa Pottera padły słowa NIE POTRZEBUJĘ POMOCY TEJ MAŁEJ, BRUDNEJ SZLAMY. On nigdy by jej tak nie nazwał w przeciwieństwie do Severusa.
Sean zaimponował mi w tym rozdziale. Zachował się tak cudownie, że nie mam wątpliwości, że to, co czuje do Lily to jest miłość. Kocha ją tak bardzo, że porozmawiał z Jamesem. A Rogacz? On to jest rozwinięty uczuciowo tak słabo, że chyba Peter bije go na głowę. Powinien zacząć się przyjaźnić z rudą, sprawić, że czas spędzany w jego towarzystwie będzie dla Lily niezapomniany. Potter powinien tak wpłynąć na Evans, żeby ona podczas każdego spotkania z Whitby'm była ona myślami przy czarnowłosym rozczochrańcu.
Sama Lily jest w coraz gorszej kondycji cała ta sytuacja zdała się ją przerastać. W tym wszystkim jest o jednego adoratora za dużo. Nie dziwię się, że dziewczyna nie sypia... ja pewnie sama dostałabym do głowy.
Wybacz, że dzisiaj tak ubogo, ale jakoś nie mam weny.
Zapraszam również do mnie, zaraz opublikuję coś, co nie spodoba się wszystkim, ale nic na to nie poradzę.
Pozdrawiam
Em
PS. Luthien jesteś cudowna, tak jak wszystkie Twoje wpisy. Więcej wiary w siebie :)
Droga Luthien ,
OdpowiedzUsuńNie lubię Severusa . A to może wiązać się z tym , że kocham Jamesa . Tak , pewnie tak ale to nie ważne . Twoje wpisy są wspaniałe , musisz działać pewniej , bo to co robisz wychodzi ci znakomicie . Nie wiem jak to robisz ale to jest świetne , że potrafisz podyktować komuś nastrój, wprowadzić napięcie a potem jednym słowem je rozpuścić . Te emocje , które ukazujesz .. są naprawdę genialne .
Sean , chociaż na początku uważałam , że nie jest wart Lily , naprawdę zachował się honorowo . Tak o nią dba i chce dla niej jak najlepiej ... sama chciałabym mieć takiego faceta , no ale moje serce skradł już James . Ale myślę , że Sean powinien wiedzieć , że jeśli chce szczęścia Lily , to powinien się usunąć . Chociaż do niej jeszcze nie dotarło , że może być szczęśliwa tylko z Jamesem . Lustro zawsze ma rację .
Lily zdecydowanie powinna wziąć się za siebie . Ma za duzo spraw na głowie. Nie zazdroszczę dziewczynie ..
Ogólnie , jak zwykle cudownie , i oby Lily wzięła Jamesa na te urodziny .
Pozdrawiam Ann
Kochana Luthien!
OdpowiedzUsuńWcale nie uważamy, że ten rozdział jest niepotrzebny czy gorszy od poprzednich. Jest tak samo dobry i bardzo, ale to bardzo potrzebny.
Szkoda nam Lily. Bardzo męczy ją cała ta sytuacja z Jamesem, który się swoją drogą zachowuje się okropnie. A do tego jeszcze te koszmary. Doskonale rozumiemy Evans, która boi się pogadać z przyjaciółkami, bo ich relacja została zachwiana. Może powinna porozmawiać z Seanem?
Sean jest wspaniały, chyba w końcu go polubiłyśmy po tym co zrobił, a myślałyśmy, że ta postać nigdy nas do siebie nie przekona. Widać, że naprawdę zależy mu na Lily i że zrobi wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Jest skłonny nawet pogadać z Jamesem, którego nienawidzi. Bardzo nam zaimponował w tym rozdziale.
James... Jest okropny. Przynajmniej w tej części. Zachowuje się, jakby wcale nie zależało mu na Lily. Nie chce jej przyjaźni, chce związku za wszelką cenę. Posądza go o to, że gra w nim grę, a to on w coś pogrywa, chcąc narzucić swoje zasady. Mamy nadzieję, że szybko dojdzie do wniosku, że robi źle, bo tą drogą niczego nie osiądzie, a Lily nie sporzy na niego inaczej. Lupin i Black mają rację. Rogacz powinien przystać na przyjaźń i być prawdziwym przyjacielem dla Lily.
Severus jest straszny. Lily go nienawidzi przez niego samego i przez to powiedział. To wcale nie jest wina Jamesa. Rogacz nie zaraził go pasją do czarnej magii i nie zmusił do wypowiedzenia tych kluczowych słów. Snape powinien to zrozumieć.
Niecierpliwie czekamy na kolejny rozdział i rozmowę Lily i Jima.
Pozdrawiamy i życzymy duuuuuuuuuuużo weny.
~ Łapa i Rogacz
Droga Luthien
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny :)
Sean jest idealnym chłopakiem dla Lily. Plamił swój honor prosząc Pottera. Jednak zrobił to... Zrobił to dla Lily.
James naprawdę powinien dać Evans szansę na przyjaźń. Według niektórych nie istnieje przyjaźń damsko-męska. Jednak to nie prawda. Moja rówieśniczka od kilku lat przyjażni się z pewnym chłopakiem i jakoś dalej jest to przyjaźń...
Czarny Pan już działa? Nie dobrze... Przecież to wiadomo, że śmierciożercy tacy jak Bellartix Leastrange, czy Avery, będą chcieli zabić Evans, więc nie wiem, czego Snape od nich wymaga...
Ten sen Lily był okropny... Ja na jej miejscu obudziłabym się z przerażającym wrzaskiem lub płaczem :)
Pozdrawiam
Lavender Potter
Biedna Lily ma tyle na głowie. Nie wiem, czy na jej miejscu w ogóle ruszyłabym się z łóżka w takiej sytuacji. Te sny i tylu adoratorów...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to w tej chwili najlepiej wypada Sean. Widać, że dziewczyna jest dla niego najważniejsza, ważniejsza nawet od honoru. Za to James chce mieć wszystko podane na tacy. Nie rozumie, że aby zasłużyć na miłość, musi się napracować. No i Severus... sam sobie jest winny...
Jeśli jesteś zainteresowana, to u mnie pojawił się nowy rozdział :)
Hej a jaka to jest w ogóle książka?
OdpowiedzUsuńHej, jest to fun-fiction pisany na podstawie Harry'ego Pottera -- dokładnie wymyślona przeze mnie historia szkolnych lat jego rodziców.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńnie sądziłam, że kolejna osoba polubi dzięki tej jednej akcji Seana. Szczerze to miałam zamiar zniechęcić do niego wszystkich, ale może na jakiś czas zyska sobie sympatyków.
Dzięki za zaproszenie. Na pewno wpadnę do Ciebie, ale najszybciej w piątek, gdyż mam strasznie napięty grafik.
Pozdrawiam
Kochana Lavender Potter,
OdpowiedzUsuńnie lubię wykreowanej przeze mnie postaci Seana, ale mimo wszystko chciałam, żeby jego miłość do panny Evans była równie prawdziwa co miłość Jamesa, chociaż Puchon potem będzie cierpiał.
Czarny Pan działa już od jakiegoś czasu, ale w sumie przez pierwszy semestr niewiele będę się na tym skupiać, chcę najpierw połączyć w końcu naszą główną parę. Voldemort, a właściwie bardziej Śmierciożercy i "tajniacy" pojawią się zdecydowanie w drugim semestrze :) Mam kilka wątków co do tego.
Pozdrawiam
Luthien
Kochane dziewczyny,
OdpowiedzUsuńLily mimo swoich problemów nie będzie chciała obarczać niczym swoich przyjaciółek. Seana tym bardziej, bo boi się tego, co czuje do Pottera, widzi, że Whitby jest w stanie zrobić dla niej naprawdę dużo i będzie to z biegiem czasu wykorzystywać coraz bardziej, tym samym powoli odsuwając się od niego, ale to później :)
Chciałam, żeby Sean był chłopakiem, który naprawdę zakochał się w naszej Rudej i boleśnie przeżyje rozstanie z ukochaną.
Wiadomo, że wszystko, co się stało jest winą Severusa. Nikt go torturami nie zmuszał do powiedzenia tego, co powiedział, jednak jak wiadomo Snape nienawidzi Pottera ogólnie za wszystko, a już tym bardziej za to, że Lily w szóstej klasie, po tym, jak "straciła" przyjaciela z dzieciństwa, zbliżyła się mocno do Jamesa. Snape, na chwilę obecną, wyznaje u mnie zasadę: jeśli on nie może mieć Evans, tym bardziej nie dostanie jej Potter.
Pozdrawiam
Luthien
Droga Ann,
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję Ci za miłe słowa. Nawet nie wiesz, ile radości wywołują na mojej twarzy :)
Moje serce również należy do Jamesa <3, ale na razie musiałam wprowadzić innego chłopaka. Potem wyjaśni się dlaczego. Padnie jedno ważne zdanie, które będzie powtarzane przez kilka osób, ale długo niewypowiadane na głos. Sean niestety pocierpi, bo pokocha Lily szczerą miłością, ale zapewniam, że ułoży sobie życie.
Pozdrawiam
Luthien
Kochana Em,
OdpowiedzUsuńSnape na chwilę obecną zaślepiony jest już nowymi przyjaciółmi, a także zraniony faktem, że Evans nie chciała słuchać jego wyjaśnień, po których zaraz poleciała do Pottera proponując mu zawieszenie broni. Nie myśli obiektywnie, bo znalazł właśnie tą lukę. Może gdyby nie James, Lily przez wakacje by mu wybaczyła, a tak nie było już na to szansy i cała wina poleciała na Rogacza.
Jak można zauważyć, nie jestem znana z tego, że moi bohaterowie w ostatniej klasie "wydorośleli", na pewno nie James, który nadal będzie pogrywał tak, jak mu się podoba, Evans zresztą również. Zdradzę tylko, że to właśnie Rogacz mimo wszystko pierwszy zrezygnuje z zabawy.
Pozdrawiam
Luthien
http://zakochani-w-hogwarcie.blog.pl
OdpowiedzUsuńCzytajcie!!
Kochana Luthien,
OdpowiedzUsuńProblem Severusa ogółem polega na tym, że od samego początku wpadł w złe towarzystwo. Teraz kiedy całkowicie został odcięty od towarzystwa Evans stracił wszelkie zahamowania. Lily kojarzy mu się z czymś dobrym, prawdopodobnie tylko przy niej czuł się lepszym człowiekiem, a teraz nawet jej nie ma.
Oczywiście nie zamierzam tu prosić, żeby Evans i Snape doszli do porozumienia, bo wydaje mi się, że Ty, jak i ja jesteś tradycjonalistką. Swoją drogą odkąd pamiętam żal mi tej przyjaźni. Jestem ciekawa tylko, czy ruda zachowuje się tak ozięble w stosunku do Snape'a na poważnie, czy to jest raczej wynikiem głęboko schowanego żalu.
Mi się szczerze wydaje, że Rogacz już powoli dorasta, w przeciwieństwie do Rudej, która zamiast iść do przodu zdaje się ciągle cofać, lub tkwić w tym samym miejscu.
Pozdrawiam
Em