sobota, 10 stycznia 2015

8. Zemsta cz. I

Hej! 
Tytuł może nie aż tak bardzo adekwatny do tego, co się będzie działo, ale jakoś tak mi pasował :)

P.S. Notka jak zwykle dzielona na dwie części, także patrzcie na nią trochę z dystansem, bo to nie wszystko, co chciałam w niej zawrzeć :)

***

Lily Evans
     Siedziałyśmy z Ann w Pokoju Wspólnym i pisałyśmy pracę z transmutacji zadaną przez McGonagall na następny dzień, kiedy zegar wybił godzinę siódmą trzydzieści. Ann mało się odzywała. Co jakiś czas rzucałam jej ukradkowe spojrzenie. Miała tą swoją, znaną mi minę, która oznaczała, że nie do końca wierzy w moje zapewnienia. Była przekonana, że za moim dzisiejszym zachowaniem, kryje się coś jeszcze.
- Idziemy na kolację? – spytałam, odkładając na bok pióro.
- Poczekajmy jeszcze chwilę. Dor na pewno zaraz przyjdzie. I tak jak na pierwszą randkę siedzi z Syriuszem zbyt długo – odparła ze złośliwym uśmiechem.
     Wiedziałam, że to spotkanie było mojej koleżance na rękę, ale nie sądziłam, że od razu znajdzie z Łapą wspólny język.
- Ok, czekam dziesięć minut, a potem, idę sama.
- Jasne – rzekła i obie zabrałyśmy się za dokańczanie prac.
     Pięć minut później wejście do Pokoju otworzyło się i przelazła przez nie Dorcas.
- Mówiłam – powiedziała Ann, kiedy ją zaważyła. Dor szybko podeszła do nas.
- Jak leci? – spytałam.
- W porządku.
- A coś więcej? – dopytywała się Ann.
- Miałaś nie pytać – rzekła do niej Dorcas.
- Wiem, ale jestem ciekawa, co robiliście przez półtorej godziny.
- Och… No wiesz… Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy. – Ann miała trochę zdezorientowaną minę, a ja się zaśmiałam.
- A coś więcej? – powtórzyła pytanie.
- Syriusz mnie pocałował.
- Żartujesz!
- Nie.
- I jak było? – Rzuciłam w Ann poduszką. – No co? – spytała z uśmiechem. – Więc?
- Dobrze całuje – oparła Dor.
- Dobrze całuje? Myślałam, że po randce z chłopakiem, który ci się podoba, będziesz w lepszym nastroju i będziesz miała więcej do opowiadania.
     Musiałam przyznać Ann rację, ale coś mnie zainteresowało. Dorcas może miała dużo do opowiedzenia, ale od czasu, gdy do nas podeszła, wpatrywała się we mnie uważnie, jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę. Kiedy podchwyciłam jej spojrzenie, szybko odwróciła wzrok. Dziwne.
- O co chodzi? – spytałam, zwracając się do niej. Teraz Ann również na nią spojrzała. Brunetka znowu wbiła we mnie wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć. – Dor?
- Wiesz, że nie lubię się wtrącać, ale… Dlaczego mi nie powiedziałaś, że całowałaś się z Jamesem?
     Zatkało mnie. Takiego pytania się nie spodziewałam. Skąd ona o tym wiedziała? Przecież ani ona, ani Ann nie miały się dowiedzieć, pomyślałam z paniką. James im nie powiedział, ale Dor właśnie rozmawiała z Łapą, co wyjaśniało moje pytania. Cholera, zaklęłam w myślach.
- Skąd o tym wiesz? – spytałam ze złością. Black. Jeśli tylko go zobaczę…
- Czyli to prawda? – Dorcas była w szoku. Wcześniej może w to nie wierzyła, ale teraz na pewno zmieniła zdanie. Kurcze, dałam się złapać. Zamiast wszystkiemu zaprzeczyć, właśnie to potwierdziłam, stwierdziłam zrezygnowana.
- Całowałaś się z Jamesem? – zapytała Ann z niedowierzaniem, wbijając we mnie wzrok. Dor spojrzała teraz na nią.
- Ty też o tym nie wiedziałaś?
- Nie!
- Myślałam, że tylko mi Lily o tym nie powiedziała.
- Skąd to w ogóle wiesz?
- Mniejsza z tym – odparła. – Nie musiałaś nam mówić, ale kiedy dwa razy cię o to pytałyśmy, skłamałaś nam w żywe oczy.
     Teraz obie patrzyły na mnie, oczekując jakichś wyjaśnień, ale ja nie miałam zamiaru się z tego tłumaczyć. W końcu odezwała się Ann.
- Czemu nam wtedy nie powiedziałaś?
- Po pierwsze was nie okłamałam. Powiedziałam, że Potter p r ó b o w a ł mnie pocałować, nie zaznaczyłam tylko z jakim skutkiem, a o to nie pytałyście. Poza tym, jak już zauważyłyście to j a się z nim całowałam, a nie wy. W ogóle co was to obchodzi? To jest moje życie i moja sprawa, nie muszę wam się z niczego spowiadać i niczego tłumaczyć. – Odłożyłam na bok pergamin i pióro, zeskoczyłam z kanapy, ominęłam Dor, która na szczęście nie próbowała mnie zatrzymać i wbiegłam na górę. Chwilę potem usłyszałam, jak drzwi do dormitorium się otworzyły.
- Lily? – usłyszałam głos Ann. Nie odpowiedziałam. Wzięłam do ręki książkę, którą dostałam od Remusa na zeszłe święta i udawałam, że czytam.
- Lily, daj spokój – powiedziała Dorcas i odsłoniła zasłonę przy moim łóżku.
     Ann położyła na stoliczku nocnym moje pióro i wypracowanie na transmutację.
- Posłuchaj, nie jesteśmy na ciebie złe za to, że nam nie powiedziałaś – rzekła Dor.
- Chociaż w sumie mogłaś – wtrąciła Ann, a ta spiorunowała ją wzrokiem.
- Fakt, nie nasza sprawa, ale przecież nic byśmy nie powiedziały, gdybyś nas o tym poinformowała. Chodzi po prostu o to, że dowiadujemy się o tym przypadkiem, jako ostatnie i to przez osoby trzecie, zamiast od ciebie. 
- Jeśli wam nie powiedziałam, to znaczy, że nie miałyście wiedzieć. Black nauczy się trzymać język za zębami – oznajmiłam. – A teraz wybaczcie, ale nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałam. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi.
- Lily...
     Otworzyłam je teraz i jedną nogą przestąpiłam próg. Ann podeszła do mnie szybko i zatrzymała. Byłam zła. Na początku myślałam, że James powiedział o tym kolegom, ale się myliłam. J a to zrobiłam i byłam wściekła na Syriusza za to, że nie potrafił wyciągnąć z tego żadnych wniosków. Jeśli Potter nic nie powiedział, znaczyło to, że on też nie chciał, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Black był jeszcze większym idiotą niż Rogacz. Dorwę go, jeśli tylko stąd wyjdę.
- Wypuść mnie, idę na kolację, bo zaraz się skończy – powiedziałam.
- Nie, dopóki z nami nie porozmawiasz.
- A co chcecie wiedzieć?
- Jeśli Potter powiedział chłopakom, było jasne, że my też w końcu się dowiemy. W takim razie mogłaś nam powiedzieć.
- James nie powiedział o tym Huncwotom – wyjaśniłam.
- Co? – spytały obie naraz.
- To skąd Łapa wiedział? – Dorcas zrezygnowała z krycia Blacka.
- Bo to ja przez przypadek im o tym powiedziałam. Myślałam, że Potter już się pochwalił, ale się myliłam.
- Dlaczego w takim razie nie powiedziałaś też nam? Co ci szkodziło?
- Bałam się. Bałam się i nadal się boję konsekwencji tego.
- Jakich konsekwencji?
- Czego się boisz Lily?
- Chodzi o to, że pocałunek z Jamesem mi się podobał – wyznałam. – Naprawdę mi się podobał i nie chodzi mi o to, że on świetnie całuje. Po prostu czułam się wtedy... inaczej. Obezwładnił mnie. W tamtym momencie zrobiłabym wszystko, o co James by mnie poprosił. Nie chciałam przestać, a kiedy przerwał nam Slughorn...
- No i rozwiązała się zagadka korepetycji – wtrąciła Dor.
- ... chciałam, żeby James znowu mnie pocałował – skończyłam moją spowiedź już ze łzami w oczach. Otworzyłam drzwi (tym razem Ann mnie przepuściła), zbiegłam na dół i poszłam na kolację.

Dorcas Meadowes
- Nie wierzę – rzekła Ann. – Czy ona naprawdę powiedziała to, co powiedziała?
- Może w tym „związku” nie tylko Jamesowi zależy – stwierdziłam.
- Myślisz, że Lily się w nim zakochała? To niemożliwe. Widziałam, że coś jest na rzeczy, ale do tej pory z tego żartowałam, nie mówiłam na poważnie, że się w nim zakochała.
- Widocznie jest to możliwe – odparłam. – Bo jak niby wytłumaczysz to, co właśnie powiedziała? Nie dziwię się jej, że wolała zatrzymać to dla siebie. Nie miałyśmy wiedzieć i wcale nie powinnam jej o to pytać – stwierdziłam ze skruchą. Było mi głupio.
- Ale jak to możliwe? To n i e j e s t możliwe – mówiła dalej Ann.
- Ktoś mi dzisiaj powiedział, że czasami niemożliwe staje się możliwe, ale proszę cię, Ann, postarajmy się nie wtrącać, co? Postawiłyśmy ją w głupiej sytuacji. Jeśli jeszcze zaczniemy… Możliwe, że nasze przypuszczenia są dalekie od prawdy.
- Możliwe, ale teraz w to wątpię – Ann przywołała się do porządku. – Zobaczymy jak ona to rozegra. Jestem przekonana, że źle.
- Może i źle, ale to jej problem.
- A James? To chyba też jego problem.
- Czemu ci na nim zależy? Wie, w co się pakuje.
- Bo mi go żal i obiecałam sobie, że od teraz nie będę stała tylko po jednej stronie – rzekła Ann.
- Dobra, pogadamy o tym później – odparłam zrezygnowana. – Chodźmy na kolację i spróbujmy jeszcze raz z nią porozmawiać.

Syriusz Black
     Nie wiedziałem, czy Dorcas poleci od razu do Evans. Nie była głupia i nie lubiła się wtrącać, ale nie miałem tej pewności. Chciałem ją dogonić, ale przed Wielką Salą wpadłem na Jamesa, Remusa i Petera.
- Łapa? Co ty tutaj robisz? – spytał Potter. – Gdzie zgubiłeś Dorcas?
- Eee, jeśli o nią chodzi, to nie wiecie, gdzie ona jest? Muszę ją znaleźć zanim spotka się z dziewczynami.
- Chyba jest już za późno, bo widziałem ją chwilę temu na czwartym piętrze. Pewnie jest już na górze – odparł Peter.
- Cholera.
- A co się stało? – Lupin zadał kluczowe pytanie.
     Pokrótce niechętnie i z obawą opowiedziałem im o pocałunku z Dor.
- Powiedziałeś jej, że całowałem się z Lily? – spytał wściekły James.
- Skąd mogłem wiedzieć, że im nie powiedziała? Myślałem, że wiedzą.
- Ja wam nie powiedziałem. Jak myślisz, dlaczego? – odparł.
- Spokojnie, Rogacz – Lunatyk próbował załagodzić sytuację. – On ma rację. Nie mógł tego wiedzieć. Nie był dzisiaj z nami, kiedy o tym rozmawialiśmy.
- Mogliście mnie uprzedzić! – oburzyłem się. – Czy ja jestem jakimś jasnowidzem?
- Teraz to już nie mam żadnej szansy – stwierdził James. – Ona mnie już do końca znienawidzi.
- Znajdziesz inną – odparłem. – Do tej pory cię nie chciała, więc już pewnie nie zechce – próbowałem go pocieszyć, co było błędem.
- Nie chcę innej!
- Stary, co się z tobą dzieje? Od kiedy to zależy ci na jakiejś dziewczynie? Myślałem, że to był…
- Od kiedy nazywa się Lily Evans – powiedział James ze złością. – Jest pierwszą dziewczyną, na której naprawdę zaczęło mi zależeć, a ty wywijasz taki numer.
- Ej, nie zwalaj całej winy na mnie. Nie jestem duchem świętym, żeby czytać w myślach. Trzeba jej było nie całować, miałbyś kłopot z głowy – próbowałem się bronić.
- Mimo wszystko, nie miałeś prawa jej tego mówić, bo to nasza sprawa. Moja i Lily. Wy też nie powinniście o tym wiedzieć.
- Ale wiemy. Poza tym… Ty mówisz serio? – Nigdy nawet nie pomyślałem, że Rogacz mógł brać to wszystko na poważnie. Do tej pory sądziłem, że tylko się bawi, jak zwykle, a że trwało to już dosyć długo… Lepsza zabawa niż nic. Jak widać, myliłem się. On naprawdę się w niej zadurzył, a mi było teraz trochę głupio. Co ta miłość robi z człowiekiem.
- A jak myślisz, idioto? – odparł Rogacz.
- Uspokójcie się! – krzyknął Lupin. – Może sytuacja nie jest taka zła, jak myślimy.
- Co proponujesz? – wtrącił się do rozmowy Peter.
- Może zwyczajnie spytam ją o to? – zaproponował Remus.
- Przeceniasz tą waszą przyjaźń, Luniek – rzekł Rogacz. – Ostatnio cię zbyła i zapewniła stanowczo, że nic do mnie nie czuje. Czemu teraz miałaby zmienić zdanie?
- Chciałbym zauważyć, że ja się chociaż z nią przyjaźnię i to od ponad pięciu lat. Ty natomiast nie masz w chwili obecnej nic, bo wszystko schrzaniłeś – wkurzył się Lupin. Chyba pierwszy raz w życiu.
- A ja chciałem zauważyć, że kłócicie się o DZIEWCZYNĘ – wtrącił Glizdogon. – Dajcie spokój.
     Chyba nieźle namieszałem, stwierdziłem. Ale to nie ja wpadłem na pomysł zakochania się na zabój w dziewczynie, która mnie nienawidzi.
- Więc co chcesz zrobić? – spytałem w końcu z obawą. James nie odpowiedział od razu.
- Poczekam, nic innego mi nie pozostało. Jakby co, to tobie się oberwie, a Lily może da mi jakiegoś plusa za to, że j a nic wam nie powiedziałem.
- O wilku mowa – powiedział Peter, przerywając dyskusję.
     Odwróciłem się i zobaczyłem na schodach Evans. Była sama, a po policzkach spływały jej pojedyncze łzy, które szybko otarła. Jak już zauważyłem, próbowała być twarda i nie chciała okazywać uczuć. Szła teraz w stronę Wielkiej Sali.
- Zaraz wracam – powiedział Rogacz i zanim któryś z nas zdążył zareagować, już go z nami nie było.

James Potter
- Hej – odezwałem się, kiedy podbiegłem do Evans. Pierwszy raz od czasu incydentu z korepetycjami z eliksirów czułem, że mam szansę na zakończenie naszego konfliktu. – Zjesz ze mną kolację? – zaproponowałem z nadzieją, że Lily tym razem mnie nie zignoruje. Nie miałem już nic do stracenia.
- Co? – spytała zdezorientowana. Uśmiechnąłem się i nadal szedłem koło niej, nie odstępując jej na krok. Była zaskoczona faktem, że nie próbuję tłumaczyć jej mojej niewinności.
- No... czy dotrzymasz mi towarzystwa? – rzekłem ostrożnie.
- A jeśli powiem, że nie, to zostawisz mnie w spokoju? – spytała z nadzieją, nawet na mnie nie patrząc.
- Nie – odparłem szybko i zdecydowanie. Czy ona nie mogła w końcu zaakceptować faktu, że nigdy jej nie odpuszczę?
     Lily westchnęła. Chwilę biła się z myślami. Otarła łzy. Cierpliwie czekałem.
- W takim razie wszystko mi jedno.
     Byłem w lekkim szoku. Nie sądziłem, że od samego początku sprawy potoczą się dla mnie tak dobrze. Improwizowałem, więc nie wiedziałem jeszcze, co dalej zrobię. Domyślałem się, że po idiotycznym zachowaniu Syriusza, Lily odbyła jednak rozmowę ze swoimi przyjaciółkami na temat naszego pocałunku. Dziewczyny by tego nie odpuściły. Nie wiedziałem, co dokładnie zawierała, ale musiał być to dla niej jakiś impuls, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie zgodziła się zjeść ze mną kolację. Byłem wniebowzięty. Razem z Evans wyminęliśmy chłopaków. Lily nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi, za to ja rzuciłem im ostrzegawcze spojrzenie.
     Usiadłem na przeciwko niej. Nie odzywała się, więc jedliśmy chwilę w milczeniu. Byłem pewny, że z boku wygląda to trochę dziwnie, patrząc na pamiętną, dla całej społeczności Hogwartu, kłótnię, po której Evans nie chciała ze mną rozmawiać. Miałem jednak nadzieję, że w tym momencie, moja zła passa się skończy.
     Uważnie jej się przyglądałem i w pewnej chwili zauważyłem, że po jej policzkach znowu spływały pojedyncze łzy, które wcześniej na chwilę ustały.
- Co się stało? – spytałem w końcu, nie mogąc patrzeć na jej łzy.
- Co? – Evans wydawała się nieobecna. Nie byłem pewny, czy w ogóle jest świadoma obecnej sytuacji i swojego położenia w niej.
- Dlaczego płaczesz? – wyjaśniłem, usiłując nadać mojemu głosowi, troskliwy i opiekuńczy ton. Byłem święcie przekonany, że nic z tego nie wyszło. Nie miałem w tym wprawy, bo nigdy nie musiałem go używać.
- Nie twój interes – odparła. Chyba w końcu wracała do świata żywych. – Powiem ci tylko, że to twoja wina.
     Westchnąłem. No tak, pomyślałem. Po co pytam, jak dobrze wiem, o co jej chodzi.
- Nadal jesteś na mnie zła o te korepetycje – stwierdziłem dobitnie. – Przecież tyle razy już ci mówiłem, że... – znowu próbowałem się bronić.
- Nie – przerwała mi Lily. – W sumie to... już nie jestem zła. Ktoś powiedział mi, że... – zauważyłem, jak ciężko jest jej powiedzieć na głos to, co chciała. – Ktoś powiedział mi dzisiaj, że... Że powinnam ci wybaczyć. – Wzięła głęboki oddech. – I miała rację. Przemyślałam i jeszcze raz przeanalizowałam całą sytuację…
     Czekałem w napięciu, aż Evans dokończy swoją wypowiedź. Nie naciskałem. Nawet, jeśli nie zdoła powiedzieć nic więcej, to i tak w tej chwili jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, pomyślałem. Nie spodziewałem się po niej czegoś takiego. Naprawdę nie sądziłem, że będzie zdolna mi wybaczyć.
     Znowu z napięciem spojrzałem na jej twarz, po której nadal spływały łzy. Patrzyła na stół nauczycielski niewidzącym wzrokiem. W końcu odwróciła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
- Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie – powiedziała, o dziwo silnym i mocnym głosem. Byłem zaskoczony jej nagłą przemianą i tym, co właśnie usłyszałem, bo po pierwsze: nie sądziłem, że mi wybaczy. Po drugie, że powie mi to wprost. Po trzecie, że mnie przeprosi.
     W obecnej chwili na mojej twarzy musiały malować się ogromne zaskoczenie i niedowierzanie. Po chwili, czyli po ochłonięciu z szoku, opamiętałem się i powiedziałem:
- Nie zależy mi na twoich przeprosinach. – Taka była prawda. Nie zależało mi na tym, żeby Evans mnie przeprosiła, bo nie miała za co. Pomyliła się, ale miała do tego pełne prawo i to ja powinienem błagać ją o wybaczenie. Nie wiem dlaczego, ale jej szczerość wzbudziła we mnie nowe wyrzuty sumienia, które przez ostatni tydzień odczuwałem pierwszy raz w życiu. Dopiero teraz zrozumiałem, jak to jest się czymś przejmować i co czują inni, kiedy częstuję ich „okropną porcją mojego zachowania”.
     Przez cały czas w napięciu wpatrywałem się w twarz Lily, która teraz patrzyła na mnie zaskoczona. Stwierdziłem również, że chyba już się pozbierała i ogarnął mnie swego rodzaju strach. Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić. Jeśli powiem coś głupiego, wszystko przepadnie, gdyż byłem pewien, że mimo wszystko, była zdolna do zrobienia mi w tej chwili kolejnej awantury.
- Nie dziw się tak – powiedziałem w końcu powoli. – Nie potrzebuję przeprosin. Co więcej nie zasługuję na nie, bo nie masz mnie za co przepraszać. Chcę tylko, żebyś zrozumiała, że to był wypadek i żebyś w końcu znowu ze mną rozmawiała. – Dobra, powiedziałem swoje. Teraz czekałem na jej ruch.
- Tak jak było na początku czy w szóstej klasie? – spytała Lily.
- Wolałbym szóstą, ale jeśli nie jesteś na to gotowa, wezmę, co mi dasz. Po prostu nie traktuj mnie jak powietrza.
- To, co było wcześniej, trudno nazwać rozmową. To była raczej ostra wymiana zdań. – Zaśmiałem się. Nareszcie. Tak bardzo brakowało mi jej docinek.
- To może powrót do szóstej klasy? – zaproponowałem, kiedy już się opanowałem. – Twój wybór, zgodzę się na wszystko. – Evans nie odpowiedziała. Przegiąłem?, zastanowiłem się z obawą. Nadal patrzyła mi prosto w oczy, w których nie widziałem już nienawiści, niechęci i złości, tak dobrze widocznych przez ostatni tydzień. Wiedziałem, że to, co teraz chciałem zrobić, mogło powiesić na włosku nasz rozejm, ale postanowiłem zaryzykować.
     Powoli nachyliłem się do niej przez stół i wytarłem z jej policzków ostatnie łzy, cały czas patrząc w jej cudownie zielone oczy.
- Co tu się dzieje? – W tej chwili dobiegł do mnie głos Dorcas. Szybko odsunąłem się od Lily, nadal spoglądając jej w oczy, a potem oboje spojrzeliśmy na jej koleżanki, które stały obok niej, patrząc na nas z niedowierzaniem. Na ich twarzach malował się lekki szok. Odwróciłem od nich wzrok i spojrzałem na Evans z obawą. Nie wiedziałem, co powiedzieć, żeby znowu nie wpakować jej w kłopoty, więc siedziałem cicho.
- Rozmawiamy – powiedziała w końcu Lily z zaskakującym dla mnie spokojem w głosie, a potem odwróciła się tyłem do przyjaciółek i jakby nigdy nic zajęła się jedzeniem nadal leżącym na jej talerzu.
- Rozmawiacie?
- A co, nie widać?
- To może ja już pójdę – odezwałem się i wstałem z ławki.
- James! – powiedziała stanowczo Ann, ale zignorowałem ją.
- Porozmawiamy później, bo widzę, że twoje koleżanki mają ochotę mnie trochę po torturować – zwróciłem się do Lily, uśmiechnąłem i poszedłem do chłopaków.
- James – odezwała się jeszcze Evans. – Również wolę szóstą – posłała mi niepewny uśmiech, a ja nie wiedziałem, że można być aż tak szczęśliwym.

Ann Vick
- Co tu się właśnie stało? – spytałam, siadając obok Lily.
- Przemyślałam dzisiaj całą tą sytuację ze Slughornem i doszłam do wniosku, że mam tego wszystkiego dość. Pomyliłam się, więc przeprosiłam Jamesa.
- Co? – spytała z niedowierzaniem Dor.
- Znowu ze sobą rozmawiamy – wyjaśniła Evans.
- A o co chodzi z tą „szóstą”? – Lily uśmiechnęła się tylko do siebie.
- Nieważne. Nie musicie wiedzieć.
     Posłałam Dor porozumiewawcze spojrzenie.
- Cieszę się, że w końcu podjęłaś słuszną decyzję – stwierdziła Dorcas. Wiedziałam, że po tym, co usłyszałam jeszcze niedawno, w końcu mu odpuści.
- A jeśli chodzi o ten pocałunek... – zaczęłam. Chciałam jej coś wytłumaczyć, ale szybko mi przerwała.
- Skończyłam już rozmawiać z wami na ten temat – powiedziała Lily ostro i stanowczo.
- Lilka, nie zbywaj nas tak – Dor była zrozpaczona. Wiedziałam, że jest jej głupio, że żałuje, iż w ogóle o to spytała.
- Nie zbywam – odparła Evans. – Ja już zjadłam kolację, więc idę na górę. Pogadamy później – dodała i zostawiając nas same, wyszła z Wielkiej Sali. Ani ja, ani Dorcas nie zauważyłyśmy, że zaraz po niej salę opuścił także Potter.

Lily Evans
     Było mi głupio, że w taki sposób potraktowałam przyjaciółki, ale inaczej nie dałyby mi spokoju, a ja nie chciałam więcej rozmawiać o tym, co się stało w pociągu. I tak zbyt dużo osób o tym wiedziało, a one na dodatek znały prawdę, którą chciałam zatrzymać t y l k o dla siebie. No, ale cóż. Przecież od razu było wiadomo, że prawda kiedyś wyjdzie na jaw. No właśnie, kiedyś... Tylko dlaczego akurat teraz? Nie chciałam też z nimi rozmawiać na temat tego, że odpuściłam Potterowi. To była moja decyzja, którą podjęłam, bądź co bądź, świadomie. Naprawdę cieszyłam się z zakończenia sprawy z Jamesem. Przeprosiłam go, a on chyba przyjął moje przeprosiny. W sumie i tak wszyscy już o tym zapomnieli, a ja niepotrzebnie się na niego gniewałam, bo czy z nim rozmawiałam czy nie, on i tak nie dawał mi spokoju, więc w sumie wyszło mi to nawet na dobre. Jedyne co było w tym wszystkim podejrzane, to jego zachowanie przy kolacji. Rozmawiał ze mną inaczej i... Sama nie wiem. Może wziął sobie do serca to, co mu powiedziałam? Wyglądało to trochę tak, jakby spoważniał i naprawdę się zmienił. Zastanawiałam się, czy miało to jakiś związek z podsłuchaną przeze mnie rozmową w bibliotece. To by wyjaśniało zmianę jego zachowania podczas naszej kolacji, stwierdziłam. Nadal jednak nie chciałam wierzyć ani uwierzyć, że Jamesowi naprawdę na mnie zależy, bo niby dlaczego? Czym w jego oczach różnię się od innych dziewczyn? Przypomniały mi się w tej chwili słowa Ann, która tydzień temu powiedziała mi, że Rogacz się zmienił, chociaż ja tego nie widzę. Teraz zastanowiłam się nad tym głębiej i... zdałam sobie sprawę z tego, że chyba jednak miała rację. Niby wrócił do tego, co było w piątej klasie, ale nie do końca. Gdyby to głębiej na spokojnie przeanalizować, to znalazłabym różnice. Nieduże, ale jednak. Więc może nie kłamał. Może to po prostu ja wmówiłam sobie, że tak jest. Postanowiłam jednak, że na razie nie będę się tym przejmować. W tej chwili miałam tylko nadzieję, że teraz James trochę mi odpuści. Chciałam, żeby było jak w szóstej klasie i miałam nadzieję, że to zrozumiał.
     Zostawiwszy Ann i Dorcas na kolacji, wróciłam do Pokoju Wspólnego. Miałam chwilę dla siebie, więc poszłam do góry, żeby spakować książki na jutro i wymyślić kolejną wyjaśniającą bajkę dla moich przyjaciółek.
- Gdzie jest mój podręcznik do transmutacji? – zastanawiałam się na głos. Nie było go tam, gdzie powinien leżeć z resztą książek, co trochę mnie zaniepokoiło. – Lily, gdzie go ostatnio widziałaś? – zapytałam samą siebie.
- Myślę, że w Pokoju Wspólnym – usłyszałam za plecami znajomy głos. Odwróciłam się szybko z bijącym sercem. Patrzyłam teraz na Jamesa, opierającego się o framugę drzwi.
- Skąd wiesz? – spytałam niepewnie.
- Bo tam go znalazłem – odparł. Stanął prosto, podszedł do mnie i wręczył mi książkę.
- Co tu robisz? Chłopacy nie mogą przychodzić do dormitorium dziewczyn – zauważyłam.
- Widzę, że naprawdę wróciliśmy do poprzednich stosunków – stwierdził. – No cóż, przecież tego chciałem. – Zbliżył się do mnie. – Chciałem również zauważyć, że wcześniej moja obecność tutaj ci nie przeszkadzała – uśmiechnął się zawadiacko.
- Warto wiedzieć, że teraz znowu zaczniesz tu bywać – powiedziałam z niechęcią, bo na dzisiaj miałam już go dość. I tak zbyt dużo kosztowała mnie rozmowa z nim. – A teraz stąd wyjdź – dodałam i odwróciłam się od niego.
- Nie dokończyliśmy naszej rozmowy – rzekł, a w tonie jego głosu wyczułam coś, co do niego nie pasowało. Coś jakby... Nie, to niemożliwe.
- Wydaje mi się, że skończyliśmy – odparłam, ale znowu stanęłam do niego twarzą.
- Nie, bo twoje przyjaciółki nam przerwały – wyjaśnił.
     Westchnęłam. Przecież go przeprosiłam, wybaczyłam, a on zgodził się na poprzedni układ, więc czego jeszcze chciał ode mnie? Nie widział, ile kosztowała mnie rozmowa z nim? A ja myślałam, że jednak się zmienił…
- Ja już swoje powiedziałam i nawet cię przeprosiłam, chociaż, jak sam zauważyłeś, nie zasługiwałeś na to. – James uśmiechnął się z politowaniem, co mnie zaskoczyło. Myślałam, że zobaczę na jego twarzy wyraz tryumfu i zadowolenia, ale on, kolejny już raz dzisiaj, zaskoczył mnie.
- Kochanie, przecież ci mówiłem, że nie zależy mi na twoich przeprosinach.
- Nie mów tak do mnie – powiedziałam ze złością.
- Jak chcesz. Myślę jednak, że t o b i e zależy na m o i c h przeprosinach, dlatego właśnie tu jestem.
- Nie zależy mi na przeprosinach z litości i poczucia obowiązku – odparłam zdenerwowana jego bezczelnością.
- A czy o takich tu mowa? – spytał ze spokojem. – Przychodzę w sprawie szczerych przeprosin za coś, czego naprawdę bardzo żałuję.
- Czekaj, czekaj, bo niezbyt rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że słynny James Potter chce mnie przeprosić? – Zaakcentowałam ostatnie słowo, żeby dobrze zastanowił się nad odpowiedzią. Nie wierzyłam, że Rogacz jest zdolny do czegoś takiego, a jednak.
- Tak – powiedział z powagą w głosie. – Przepraszam za to nieporozumienie ze Slughornem, sam też powinienem wtedy zareagować, za pocałunek w pociągu i... za całą resztę.
     Zatkało mnie. Potter jeszcze n i g d y  n i k o g o nie przepraszał, dlaczego w takim razie przeprosił mnie? Nagle znowu przypomniałam sobie jego rozmowę z Lupinem i słowa Ann. Czy to możliwe, żeby oni wszyscy się mylili, a ja miała rację? Raczej nie. Teraz nie byłam pewna, czy jest tak, jak do tej pory sądziłam. Obawiałam się, że właściwie to jest całkiem na odwrót i powoli docierało do mnie to, że muszę zaakceptować kolejny nowy i zaskakujący fakt. Zbyt dużo jak na jeden raz, pomyślałam.
- Jeśli chodzi o pocałunek to już o nim zapomniałam – powiedziałam niezgodnie z prawdą, bo t e g o pocałunku nie dało się zapomnieć. – Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?
- Dlaczego nie powiedziałem Huncwotom?
- Nie, chociaż to też mnie zastanawia – przyznałam. – Chcę wiedzieć, dlaczego mnie wtedy pocałowałeś? Przecież wiesz, że nawet mimo tego, co było, nie ma najmniejszych szans na to, że kiedykolwiek się z tobą umówię.
- Z tego samego powodu, dla którego robię to teraz – odparł.
- O czym ty...? – nie zdążyłam dokończyć pytania, bo James zamknął mi usta pocałunkiem.
     Ogarnęło mnie to samo cudowne uczucie, co dwa tygodnie temu. Serce biło mi jak szalone. W głowie miałam mętlik, z którego przebijała się informacja o tym, by nie kończyć tego, co właśnie się dzieje. Automatycznie znowu odwzajemniłam pocałunek. Zamknęłam oczy nawet tego nieświadoma, kładąc ręce na policzkach Jamesa. Rogacz zachęcony tym przeszedł z delikatnych pocałunków do namiętnych, a potem coraz bardziej pożądliwych, trzymając mnie tak, że teraz kolumna łóżka wbijała mi się w plecy. Nie miało to jednak znaczenia. Liczyło się tylko tu i teraz. Chciałam czuć smak jego ust i ramiona, obejmujące mnie tak delikatnie, a zarazem silnie i stanowczo. Chciałam czuć się bezpieczna. Teraz nie chciałam nic innego, tylko jego.
     W pewnej chwili wydało mi się, że słyszę na schodach czyjeś kroki, ale dźwięk był tak nikły, że go zignorowałam. Może to był błąd.
- Lily, jesteś tu? Miałyśmy porozmawiać – rozległ się głos Ann, w chwili, kiedy z hukiem otworzyła drzwi. Może nie do końca z hukiem, ale dźwięk, który przerwał tę błogą chwilę, wydał mi się naprawdę głośny.
- Co jest? – spytała Dor, zaintrygowana zachowaniem Ann, a raczej brakiem jakiejkolwiek reakcji z jej strony. Jednak, kiedy weszła do środka, również stanęła i zaniemówiła.
     Nie chciałam przerywać pocałunku. Miałam gdzieś to, co dziewczyny sobie pomyślą. Liczyło się tylko to, czego ja chciałam, a co Potter dawał mi w tej chwili bez zbędnego gadania.
     Tym razem to znowu James przerwał pocałunek, kolejny raz trochę zaskoczony faktem, że nie wykazuję żadnej inicjatywy do podjęcia tej czynności. Dlaczego zawsze ktoś nam musi przerwać?, zastanowiłam się ze złością i żalem.
- Może kiedyś uda nam się porozmawiać w cztery oczy – powiedział Rogacz, szybko odnajdując się w zaistniałej, niezręcznej sytuacji. Nie odpowiedziałam od razu, bo miałam lekkie trudności ze złapaniem oddechu.
- Mam nadzieję, że nie – odparłam po chwili, próbując udawać złość, ale byłam na sto procent pewna, że nikt z tu obecnych w to nie uwierzył. – Jesteś nieobliczalny i bezczelny – dodałam, chcąc zachować chociaż resztki pozorów.
- No cóż... – Puścił do mnie oko. – Ważne, że znowu ze mną rozmawiasz – stwierdził i z uśmiechem zadowolenia udał się do wyjścia. Dziewczyny automatycznie odsunęły się, kiedy Potter wychodził z naszego dormitorium. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Z jednej strony byłam na nie wściekła za to, że przerwały nam pocałunek, z drugiej chyba im za to dziękowałam. Postanowiłam, że najlepiej będzie szybko puścić to zdarzenie w niepamięć, więc zignorowałam je, podeszłam do mojej torby, leżącej na łóżku i włożyłam do niej podręcznik do transmutacji, który wcześniej odłożyłam na bok.
- O tym też byś nam nie powiedziała? – spytała Ann, kiedy w końcu odzyskała mowę.
- Sądzę, że nie – odparłam. – Jak już zauważyłyśmy to moje życie i moja sprawa. Mogę się całować z kim chcę.
- Lily, co ty wyprawiasz? – ciągnęła Dorcas. – Nie poznaję cię. Jeszcze rok temu nie chciałaś z nim nawet rozmawiać, a teraz się z nim całujesz? Co z tobą?
- O co wam chodzi? To on mnie pocałował, a nie ja jego – wyjaśniłam.
- Może, ale nie wyglądało na to, żebyś jakoś się broniła czy coś. Wręcz przeciwnie…
     Uśmiechnęłam się do siebie, mając nadzieję, że dziewczyny tego nie zauważą.
- A najlepsze jest to, że pierwszy raz od dłuższego czasu wyglądasz na szczęśliwą – stwierdziła Dor.
- Bo w końcu mam spokój z Potterem.
- Wiesz dobrze, o co nam chodzi – wsparła ją Ann.
- Posłuchajcie, nie lubiłam Jamesa. Denerwował mnie, irytował, wkurzał, doprowadzał do szału, mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale teraz to teraz. W zeszłym roku wszystko się zmieniło i chcę, żeby nadal tak było. Poza tym, kiedy ostatnio z nim nie gadałam on i tak nie dawał mi spokoju. W związku z tym stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli wrócimy do dawnego układu, bo wtedy mogę wychodzić na nim lepiej. Tak więc nie jestem już na niego zła i powiem wam, że on nawet mnie za to wszystko przeprosił.
- Co? – spytała Dor. – James powiedział przepraszam? – Skinęłam głową.
- Dobra, ale to nadal nie wyjaśnia, dlaczego właśnie się z nim całowałaś – powiedziała rzeczowo Ann, nie dając się zbić z tropu.
- Bo mnie zaskoczył – wyjaśniłam, chociaż dobrze wiedziałam, że to nie jest żadne usprawiedliwienie. – To wszystko.
- Nie sądzę.
- O co ci chodzi, Ann? – spytałam już poirytowana.
- O to, że popadasz ze skrajności w skrajność. Chcesz, żeby było normalnie, żeby Potter grał fair, według twoich zasad, ale kiedy zaczyna cię całować, tracisz dla niego głowę. Wygląda mi to nie na przyjaźń, przy której tak się upierasz, ale co najmniej na początkowe stadium zakochania.
- Teraz to już przesadziłaś – stwierdziłam ostro.
- Wątpię. Jeszcze dzisiaj rano myślałam, że to niemożliwe. Do tej pory żartowałam na ten temat, ale chyba jednak trafiłam. Sama powiedziałaś, że podobało ci się, jak James cię całował. Nawet teraz, przez tą krótką chwilę, patrzyłaś na niego tak… Nie myślałam, że mogę w to uwierzyć, a jednak. Poza tym nie widziałaś, jak wyglądał wasz pocałunek z boku.
- Co?
- Lily, powiedz mi szczerze, że nie odwzajemniłaś pocałunku Jamesa, a dam ci spokój.
     Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ann była uparta i trochę wstrząśnięta faktem, do którego właśnie doszła. Musiała uwierzyć w to, że między mną i Potterem wydarzyło się, co się wydarzyło. Nie mogłam zaprzeczyć jej zarzutom, bo zrobiłabym z siebie idiotkę. Wiedziałam, co się właśnie stało i brałam za to odpowiedzialność, ale za żadne skarby nie mogłam przyznać jej racji w tym, że zakochałam się w Rogaczu, bo to by było z mojej strony kłamstwo.
- Nie mogę – powiedziałam w końcu, a Dor zrobiła niewyraźną minę. Wiedziała, że Ann ma rację, ale nie była zadowolona z tego, co robi jej jasnowłosa przyjaciółka. Czuła wyrzuty sumienia, że w ogóle zadała wcześniej tamto pytanie. 
- Trafiony, zatopiony – rzekła Ann. – Lily, możesz mówić, co chcesz, ale uwierz mi, że nie zdziwię się jak będziesz chodzić z Jamesem zanim skończy się ten semestr.
- Teraz to już naprawdę przesadziłaś – powiedziałam tym razem ze złością.
- Lily, litości. Przecież widzę, jak on patrzy na ciebie. Jak ty patrzysz na niego…
- Wiesz co, Ann. Nie chce mi się z tobą gadać. Nie mów mi c o czuję i j a k się czuję, bo tego nie wiesz. Nie jesteś mną.
- Nie chcę się z tobą kłócić, bo jesteś moją przyjaciółką, ale ja i tak wiem swoje. I przykro mi bardzo, ale chyba jednak lepiej wiem, co czujesz i jak się czujesz, i widzę, że ty nie potrafisz albo n i e  c h c e s z się tego dowiedzieć. Gdybyś jednak potrzebowała pomocy, wiesz, że możesz na mnie liczyć.
- Lilka, przepraszam cię. Nie chciałam… – odezwała się Dorcas po długim milczeniu. Miała zrezygnowaną minę. – A ty – zwróciła się do Ann. – Nie powinnaś się wtrącać.
- Jesteś niemożliwa – powiedziałam, do mojej blond przyjaciółki, ignorując Dor. – Nie jestem zdolna do tego, żeby go pokochać – stwierdziłam, a potem wyjęłam z szafy piżamę i poszłam do łazienki wziąć długą, gorącą kąpiel. Musiałam uporządkować myśli i trochę się uspokoić.

7 komentarzy:

  1. *.* Genianialne , proszę pisz więcej *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Rozdział jak zawsze genialny. Nie wiem jak Ty to robisz, ale u ciebie nie da się nawet dopatrzyć literòwki. Jesteś niesamowita.
    - Jestem ciekawa, czy przez wścibstwo Ann nie ucierpi jej przyjaźń z Lily. Myślę, że powinna szanować decyzję rudej kiedy ta nie powiedziała im o pocałunku. Wiesz momentami mam wrażenie, że przez zachowanie Ann może ucierpieć rodzące się uczucie Evans do Pottera. Może Ann powinna zająć się swoim własnym życiem uczuciowym?
    - Syriusz biedny prawie oderwał od Jamesa. Jestem ciekawa, czy Łapa będzie zły na Dorcas, że się wygadała ? Planujesz w ogóle dla nich jakąś wspólną przyszłość?
    - Czytając notkę odniosłam wrażenie, że nie tylko Potter nie umie przepraszać naszej Lily Evans również nie wychodzi to najlepiej. Dziękuję bardzo za ten pocałunek. Powiem tak, aż mnie przeszły ciary.

    Całuje mocno i czekam na kolejne rozdziały.
    Em

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech... Ja jednak nie umiem odczytywać znaków :) Quidditch jest oryginalny i rzeczywiście wyszłaś z nim na przód przed szarym tłumem Lily w książkach. :)
    Oczywiście, nie jest to moja ostatnia opinia na twoim blogu. Nie wymagam również abyś zmieniała to, co już masz napisane ;)
    Pozdrawiam i weny, Dragonfly :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lily dosyć długo będzie wytrzymywać to wtrącanie się we wszystko Ann, bo "przecież to jej przyjaciółka".
    Syriusz w sumie też się wygadał, także myślę, że nie ma prawa wkurzać się na Dorcas :) Co do tej pary... W przyszłości coś planuję, ale raczej w tej dalszej, a nie bliższej.
    Faktycznie, jak Lily miałaby porządnie przeprosić TEGO Pottera ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.
    Jestem zaskoczona. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Liczyłam, że w tym rozdziale się pogodzą. Ty zrobiłaś o wiele więcej. Nie przypuszczałam. Nawet, by mi do głowy nie przyszło. Lily i James się całowali. JEST. Jednak mam ochotę cię teraz ukatrupić. Najpierw profesor później przyjaciółki Evans. Do kompletu brakuję McGonall,huncwotów i dyrektora. Właśnie koleżanki Lilki są dziwne. Gdyby ruda im ufała to od razu, by powiedziała o pocałunku.
    Pozdrawiam
    Ps. Liczyłam, że Syriuszowi się bardziej oberwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Za te pocałunki (i nie tylko) to mnie w najbliższym czasie jeszcze znienawidzicie, co zawsze powtarzam ;) Wiem, wiem, trochę głupio, że wszyscy tak bardzo się w to wtrącają, a szczególnie dziewczyny, ale będzie tak niestety jeszcze przez dłuższy czas. Myślę, że ona im ufa, jednak samej sobie w przypadku Jamesa nie i może to jest właśnie ten problem. Nie chce o tym rozmawiać, bo zaraz znowu zacznie się gadanie, którego i tak będzie miała za dużo, a którego wolałaby uniknąć, bo nie wie, co tak właściwie czuje do Pottera i jeszcze długo nie będzie chciała się tego dowiedzieć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostawiam ślad ! Bardzo przyjemnie się czyta. Czytam nałogowo w pracy. Kocham blogi o tej tematyce a na dzień dzisiejszy mało jest tych dobrych bo i tematyka HP jest trochę przestarzała. Ja jednak lubię powrócić do tych klimatów :)

    OdpowiedzUsuń