Hej!
Kolejny rozdział przed wami. Dedykuję go Em, która, mimo kiepskiego początku, dała mi szansę i chyba właśnie dzięki niej nie usunęłam znowu tego bloga. Zapraszam także do zakładki "bohaterowie", którą uzupełniłam do końca.
Co do pytań Anity, to po części już na nie odpowiedziałam w komentarzu, ale może trochę uzupełnię. Będą narracje innych osób, jednak pierwotnie planowałam pamiętnik tylko Lily, więc w pierwszych rozdziałach są przeważnie jej wspomnienia, potem się to zmienia. Z Peterem mam ogólnie pewien problem, więc na jego punkt widzenia jeszcze długo trzeba będzie czekać, ale i do tego dojdę :)
Mam w planach prowadzenie bloga po szkole, jednak zobaczymy, jak to będzie, gdyż do ukończenia Hogwartu zostało mi jeszcze sporo czasu, a na chwilę obecną nie myślałam jeszcze o tym, co mogłoby się dziać później.
Charaktery bohaterów są u mnie trochę albo nawet bardzo zmienione. Czasami sama zastanawiam się, dlaczego sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, dlaczego właśnie tak się zachowali, ale nie mam zamiaru już tego zmieniać, bo znowu dużo czasu zajęłoby mi budowanie zwięzłej akcji od początku. Tak to już jest, że jedna zmiana powoduje reakcję wiązaną, także sądzę, że jeszcze nie raz będziecie zaskoczeni tym, jak wszystko się potoczyło :)
Nie wiem, czy u mnie będzie widoczne to zmądrzenie Pottera :) Będą żarty i kawały, bo jest to wpisane w charaktery Huncwotów, jednak może nie tak dużo, jakbym tego chciała. Bardziej chcę się skupić na czymś innym, ale postaram się dawkować wszystko po trochu.
Dobra, nie marudzę dłużej i nie będę przecież zdradzać wszystkiego na samym początku. Także zapraszam do lektury i wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek :)
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Następnego dnia obudziłam się wcześnie, jednak słońce świeciło już bardzo jasno. Moje współlokatorki jeszcze spały i nie było w tym nic dziwnego, bo kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał godzinę piątą czterdzieści. Dopiero za dwadzieścia minut kończyła się cisza nocna, więc nie musiałam się zbytnio śpieszyć. Wylegiwałam się w łóżku do czasu, aż usłyszałam jak zegar wybija szóstą. Wstałam, wyciągnęłam z kufra ubrania i nową szatę, a następnie poszłam się umyć. Ubrana i umalowana byłam gotowa do wyjścia. Od razu chciałam spakować książki, pergaminy i resztę niezbędnych rzeczy, ale uświadomiłam sobie, że jeszcze nie znam swojego planu lekcji. Będę musiała przyjść później, stwierdziłam. Spakowałam jednak do torby pergamin, kałamarz i pióro. Wczoraj byłam zbyt zmęczona, by napisać list do rodziców, więc postanowiłam, że zrobię to dzisiaj.
Nie chcąc obudzić dziewczyn, po cichu zeszłam do Pokoju Wspólnego. Na szczęście nikogo w nim nie zastałam. Promienie jesiennego słońca przebijały się przez okna, oświetlając cały pokój, a mimo to w kominku jak zwykle dogasał ogień. Uwielbiałam przesiadywać w zniszczonym, ale wygodnym fotelu wpatrując się w płomienie. Miałam dużo czasu, dlatego postanowiłam przysiąść na chwilę. Chciałam się zrelaksować i odprężyć przed pierwszym dniem zajęć, ale wczorajsze wydarzenia nadal nie dawały mi spokoju. Ciągle myślałam o pocałunku z Potterem i z jednej strony byłam strasznie wściekła, że do tego dopuściłam, a z drugiej żałowałam, że przerwał nam wtedy Slughorn. Myśląc nad tym, przez chwilę sądziłam, że może jednak się pomyliłam. Może James naprawdę chce się ze mną umówić, dlatego żeby mnie jeszcze lepiej poznać. Wczoraj miałam skrytą nadzieję, że wszystko to, co napisał w tym głupim liście jest prawdą, dlatego wściekłam się na niego, kiedy znowu zaczął robić ze mnie idiotkę, czułam się urażona jego zachowaniem. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, żeby naprawdę się zmienił. Może dlatego, że wtedy dałby mi spokój, a może dlatego, że wtedy ja mogłabym dać mu szansę. Stop. Cofnij. Przecież ja mu nigdy nie dam szansy, poprawiłam się szybko i skarciłam w duchu. Jak ja mogłam w ogóle o czymś takim pomyśleć? Przecież od dawna wiem, o co mu tak naprawdę chodzi.
Chcąc zmienić temat moich rozmyślań, wyszłam z Pokoju Wspólnego. Na korytarzu było cicho. Widocznie oprócz mnie nikt jeszcze nie wyszedł na przechadzkę. Postanowiłam, że udam się na Błonia, zaczerpnąć promieni słonecznych. Schodziłam na dół, starając się stawiać stopy jak najciszej. Cisza mnie przerażała, napawała jakimś lękiem. Słychać w niej było nawet najlżejsze dźwięki, dlatego była zdradziecka. Szłam coraz szybciej, aż w końcu znalazłam się w sali wejściowej. Filch jeszcze nie otworzył drzwi, dlatego musiałam sama sobie jakoś poradzić. Podeszłam do nich i mocno pchnęłam. Były strasznie ciężkie. Spróbowałam jeszcze kilka razy, aż w końcu udało mi się zrobić niewielką szparę. Nie byłam znowu taka gruba, więc bez problemu się w niej zmieściłam.
Światło słoneczne trochę mnie oślepiło po wędrówce szarymi korytarzami zamku. Nie przeszkodziło mi to jednak w odnalezieniu drogi na Błonia. Chodziłam tędy tyle razy, że znałam tą ścieżkę na pamięć. Śpieszno mi było znowu znaleźć się na rozległym zielonym terenie należącym do Hogwartu, dlatego w pewnym momencie zeszłam z wydeptanej dróżki i poszłam na skróty.
Usiadłam pod wielkim drzewem stojącym trochę na uboczu. Wystawiłam twarz do słońca i siedziałam tak jakiś czas. W tym momencie byłam naprawdę szczęśliwa. Tego mi brakowało przez ostatnie dwa miesiące. W tym miejscu mogłam oderwać się od wszystkiego, od problemów i trosk. Zastanawiałam się tylko nad tym, co zrobię, kiedy skończę Hogwart. Jak ja sobie poradzę w życiu? Co będę dalej robić? Ogarnął mnie swego rodzaju strach o moją przyszłość. Nigdy nie myślałam o tym na poważnie. Nigdy nie musiałam. Teraz nie wiedziałam, gdzie będę mieszkać, czy pozostanę przy magii czy wrócę do świata mugoli. Nie wyobrażałam już sobie życia w normalnym świecie, ale i nie wyobrażałam sobie żyć pod jednym dachem z kimś, kto nie należał do mojego świata. Nie potrafiłabym ukrywać przed kimś, kogo bym kochała faktu, że jestem czarownicą, a byłam pewna, że oznajmienie tego jakiemuś mugolowi, byłoby równie trudne, może nawet niemożliwe. Jednak miałam dopiero siedemnaście lat i na razie nie musiałam się niczego obawiać. Moimi problemami jeszcze przez ten najbliższy, ostatni rok nauki, były szkoła i Potter, chociaż miałam jeszcze trochę czasu, nim znowu się z nimi zmierzę.
Musiałam za to napisać list do rodziców, który nie mógł zaczekać. Wyciągnęłam więc pergamin i pióro, i nie zastanawiając się długo, opisałam wczorajszą podróż. Nakreśliłam także kilka słów o tym, że tęsknię. Natomiast pominęłam oczywiście spotkanie z Averym i pocałunek z Potterem. Jeśli chodzi o to pierwsze, rodzice nie musieli się dodatkowo zamartwiać, a jeśli chodzi o to drugie, nie chciałam się tym z nikim dzielić. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, byłoby po mnie, przegrałabym walkę, którą tak długo ciągnęłam.
Skończyłam swój podpis, przeczytałam cały list i wsadziłam go do torby. Teraz, kiedy postanowiłam na razie nic nie mówić moim przyjaciółkom, byłam zdruzgotana. Potrzebowałam rady, ale nie mogłam się po nią zwrócić, jeśli chciałam wszystko zachować dla siebie. Nie wiem, czy był to dobry pomysł, bo nie miałam zielonego pojęcia, co z tym faktem może zrobić albo już zrobił James. Byłam rozdarta, ale ostatecznie wpadłam na pewien pomysł, który warto było wypróbować. Postanowiłam, że wyślę list do babci. Wiedziałam, że mogę jej zaufać. Ona zawsze dobrze mnie rozumiała, nigdy się nie wtrącała i nie prawiła mi morałów, za to służyła dobrą radą, której w tej sytuacji bardzo potrzebowałam.
Wyciągnęłam z torby drugi kawałek pergaminu, zamoczyłam pióro w kałamarzu i zaczęłam pisać. Tym razem opisałam wszystko tak, jak było naprawdę, nie zataiłam niczego. List do babci musiała zanieść Kiss. Zawsze tak było, chyba, że wysyłałam wspólną wiadomość do babci i dziadka, wtedy było to obojętne. Jednak listy przeznaczone tylko dla babci zawsze zanosiła moja sowa, taka była nasza umowa. Chodziło po prostu o to, by dziadek nie przechwycił naszej prywatnej korespondencji. Uśmiechnęłam się na tę myśl.
Kiedy oba listy były gotowe, schowałam wszystko do torby, wstałam i poszłam w stronę zamku. Jeszcze przed lekcjami musiałam znaleźć się w sowiarni, by sowy jak najszybciej dostarczyły wiadomości.
~ * ~
Tym razem szłam ścieżką, nie spiesząc się. Słońce świeciło coraz mocniej i zapowiadał się gorący, bezchmurny, jesienny dzień. Była już prawie siódma, ale na korytarzach nadal nie było nikogo. Po drodze do sowiarni napotkałam tylko kilku pierwszoroczniaków, którzy zgubili się, idąc do Wielkiej Sali na śniadanie. Kiedy do nich podeszłam, przestraszyli się, ale gdy wskazałam im właściwą drogę, szybko pobiegli we wskazanym przeze mnie kierunku. Uśmiechnęłam się do siebie. Pierwszoroczni byli tacy uroczy.
Będąc już na siódmym piętrze, skierowałam się w stronę schodów prowadzących do Zachodniej Wieży. Wbiegłam po nich i znalazłam się w okrągłym pomieszczeniu. Spojrzałam w górę. Nad moją głową przeleciało kilka sów. Wyciągnęłam z torby oba listy i przebiegłam wzrokiem po wnękach i drążkach, na których siedziały sowy. Wśród nich dostrzegłam w końcu Kiss, zawołałam ją, a ona usiadła na moim ramieniu. Podeszłam do okna i posadziłam ją na parapecie. Przyczepiłam jej do nóżki list do babci, a potem dałam przysmak. Kiss skubnęła mnie w rękę, a ja pogłaskałam ją po głowie. W końcu moja sowa odleciała, a ja patrzyłam za nią tak długo, aż zniknęła w oddali. Odeszłam więc od okna i poszukałam innej, należącej do Hogwartu. Ta miała zanieść list do rodziców. Wybrałam dużą, szarobrązową. Jej również dałam coś do jedzenia, przyczepiłam list i wypuściłam. Stałam jeszcze chwilę w oknie, wpatrując się w dal.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam Kevina Hilliarda.
- Kev?
- Cześć, Evans – odparł i posłał mi niepewny uśmiech. Nie spodziewał się tego, że mnie tu zastanie, ale wydawał się być zadowolony z tego faktu.
- Miło cię widzieć – rzekłam ze złośliwym uśmiechem. – Co słychać? Wczoraj się nie spotkaliśmy – mówiłam dalej.
- Tak, szukałem cię, ale nie mogłem znaleźć.
- Nie mogłeś, czy nie chciałeś? – spytałam prowokująco.
- I to, i to – odparł zgodnie z prawdą. Kevin nie patrzył teraz na mnie, za to usilnie wpatrywał się w drążek nad moją głową.
- Poczekam na zewnątrz – oznajmiłam i wyszłam z sowiarni, dając mu w spokoju wysłać list.
Kevin Hilliard był siódmoklasistą z Ravenclawu. Był czarodziejem czystej krwi, co nie miało dla niego żadnego znaczenia. Dobrze dogadywał się ze swoimi współlokatorami, chociaż daleko im było do przyjaźni. Był wysokim i dobrze zbudowanym szatynem o zielonych oczach i przede wszystkim nie przepadał za Huncwotami. W piątej klasie śmiertelnie pokłócił się o coś z Potterem i od tego czasu żywił do niego urazę. Mimo iż przyjaźniliśmy się już dwa lata, do tej pory nie wiedziałam, czym Rogacz mu zawinił, bo Kevin nie chciał o tym mówić.
Hilliard w głębi duszy był miłym i sympatycznym chłopakiem. Nigdy nie wykazywaliśmy chęci do zmiany naszych relacji, dlatego spokojnie, nie obawiając się niczego, mówiłam mu o wszystkim. Ufałam mu i wiedziałam, że nigdy mnie nie zdradzi. Jak już wspominałam, Kevin był śmiertelnie pokłócony z Huncwotami, z którymi ja się "przyjaźniłam", dlatego nawet ze mną ograniczał kontakty do minimum. Jednak nie mogłam powiedzieć, zawsze, kiedy tego potrzebowałam, znajdował dla mnie czas. Potrafił spojrzeć na każdy mój problem obiektywnie, za co mu byłam wdzięczna, bo ani Ann, ani Dor nie posiadały aż tak dobrze rozwiniętej tej umiejętności.
- Jestem. Możemy iść na śniadanie. – Skinęłam głową i razem ruszyliśmy na dół. – Jak minęła podróż? – spytał Kevin, kiedy schodziliśmy po schodach.
- Nie najgorzej – odparłam niezgodnie z prawdą. – Spotkałam w pociągu Avery’ego – dodałam i kątem oka zauważyłam, jak wzdrygnął się na dźwięk tego nazwiska.
- Chciał coś konkretnego?
- Nie, szukał Snape’a.
- Ahh – odparł mój rozmówca, nie wiedząc, co powiedzieć. Sprawa z Severusem w piątej klasie była jedną z nielicznych, o której mu nie powiedziałam, o co, jak widać, miał do mnie żal aż do tej pory.
- Poza tym… – zaczęłam, ale nie byłam już pewna, czy powinnam mówić mu o Rogaczu.
- Poza tym, co? – spytał, wbijając we mnie wzrok.
- Spędziłam całą podróż w jednym przedziale z twoimi ukochanymi kolegami – posłałam mu złośliwe spojrzenie.
- Wiem – odparł. – Myślisz, że dlaczego nie pokazałem się wczoraj w twoim polu widzenia?
- W sumie nie zastanawiałam się nad tym, ale uwzględniając powyższy fakt, wybaczam ci – uśmiechnęłam się i przygryzłam wargę.
- Mów – powiedział stanowczo.
- Ale co? – spytałam, udając, że nie wiem, o co mu chodzi.
- Widzę, że bardzo chcesz mi o czymś powiedzieć.
- Wydaje ci się.
- Mów – powtórzył, chwytając mnie za rękę i zmuszając do spojrzenia prosto w jego zielone oczy. Omiotłam spojrzeniem jego twarz. Brązowe włosy opadały mu niedbale na czoło, co kompletnie mu nie przeszkadzało. Nie mogłam wytrzymać jego uporczywego spojrzenia, więc odwróciłam wzrok, wyswobodziłam się z jego uścisku, spojrzałam, czy nikogo nie ma w pobliżu i otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. – No mów w końcu, Evans – zniecierpliwił się. – Chyba, że znowu chcesz potraktować tą sprawę jak wtedy w piątej klasie. – Wyczułam aluzję w jego odpowiedzi, więc ruszyłam powoli dalej. Poszedł za mną. – Nie to nie – dodał po chwili, kiedy nadal nie kwapiłam się do tego, by powiedzieć mu o wszystkim. W końcu wzruszył lekceważąco ramionami, skręcił w boczny korytarz i zostawił mnie samą.
- Zaczekaj! – krzyknęłam i pobiegłam za nim.
- Wiedziałem, że przyleziesz – powiedział z tryumfem, a ja posłałam mu miażdżące spojrzenie.
- Wczoraj w pociągu, kiedy szłam do łazienki i natknęłam się na Avery’ego, do rozmowy wtrącił się Potter. Przegonił go, ale jak się oczywiście domyślasz, sam nie dał mi spokoju. Nie przewidziałam jego odmiennego zagrania tym razem i wtedy… – zawahałam się. – I wtedy on mnie pocałował – spojrzałam na niego ukradkiem.
Kevin stanął momentalnie w miejscu, gapiąc się na mnie wybałuszonymi oczami.
- Och, przestań tak na mnie patrzeć – skarciłam go, a on otrząsnął się i zrównał ze mną krok.
- I co zrobiłaś?
- Na początku nic, ale potem zjawił się Slughorn, więc walnęłam go upiorogackiem, nawrzeszczałam na niego i zostawiłam zdezorientowanego.
- Co za cham i prostak – rzekł Kevin, a ja posłałam mu zdziwione spojrzenie. – No co? – spytał. – Tylko stwierdzam fakty. A ty głupia jesteś. Znasz go już sześć lat, wiesz, jakie sztuczki stosuje, a wpadłaś jak małe dziecko. Chociaż… Od dłuższego już czasu wydaje mi się, że właśnie w taki sposób chciałaś w końcu wpaść.
- Dzięki za szczerość – powiedziałam niezadowolona. – Sam jesteś głupi, wygadując takie rzeczy – oburzyłam się.
- Prawda w oczy kole, co? – uśmiechnął się tryumfalnie.
Zignorowałam jego uszczypliwą uwagę. Wiedziałam, że od takowej się nie powstrzyma. Znowu przygryzłam wargę, stanęłam w miejscu i wpatrywałam się w jakiś punkt na ścianie. Fakt, wtedy nie byłam zła o ten pocałunek. Chciałam, żeby Potter nadal mnie całował. Wiedziałam, że to brzmiało idiotycznie, ale taka była prawda.
- Czy ty chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? – zapytał szatyn o zielonych oczach, wyrywając mnie z zamyślenia. – Bo irytuje mnie ta twoja mina pod tytułem „pytaj dalej”.
- Już nic nie chcę ci powiedzieć – odparłam naburmuszona.
- Wydaje mi się, że chyba jednak tak.
- No dobra, chcę. Znasz mnie lepiej niż mi się wydaje – westchnęłam. – Ale…
- Więc o co chodzi? – znowu mnie ponaglił, nie dając dokończyć zdania.
- Eee… Wiesz, gdyby nie Slughorn, sądzę, że mogłoby dojść do czegoś więcej – przyznałam, na co chłopak wbił we mnie niedowierzający, a zarazem dowierzający wzrok. – Nie, inaczej – poprawiłam się szybko. – Gdyby nie Ślimak, sądzę, że w tamtym momencie dałabym mu zrobić ze sobą wszystko, nie opierając się. Widzisz, Potter całował tak, że… – Nie potrafiłam mu tego wyjaśnić, bo po prostu nie mogłam znaleźć słów, które mogłyby opisać to, jak się wtedy czułam. – Po prostu świetnie całował – zakończyłam głupio i ruszyłam dalej przed siebie, nie patrząc na Kevina.
Chłopak nie powiedział nic. Kilka razy otwierał usta, ale zamykał je od razu. Nie znalazł żadnej sensownej odpowiedzi, co było trochę dziwne, więc jego milczenie wcale nie ułatwiało mi sprawy. Liczyłam na jego pomoc, której, jak mi się zdawało, tym razem nie dostanę. Kiedy byliśmy już w holu, w końcu się odezwał.
- Chcesz mi powiedzieć, że po tylu latach jawnej nienawiści do Pottera, w końcu stwierdziłaś, że na niego lecisz? Zauroczyłaś się, to właśnie chcesz mi powiedzieć? – spytał z szerokim uśmiechem, wytrącając mnie z równowagi. Nie było w jego głosie pretensji.
- Co? – prawie krzyknęłam. – Nie! Czyś ty już całkiem zwariował? – oburzyłam się. Fakt, podczas wczorajszego pocałunku poczułam się dziwnie błogo. Chciałam, żeby Potter zrobił coś więcej, ale nikt, nawet on nie będzie mi wmawiał, że zauroczyłam się w tym idiocie z wielkim ego.
- Oj, Lily, mnie nie oszukasz. Spójrz na mnie – powiedział.
- Nie – odparłam obrażona. – Myślałam, że znasz mnie lepiej. Nie spodziewałam się tego po tobie – próbowałam go wyminąć, ale zatrzymał mnie. – Puść mnie – rzekłam ze złością.
- Gdyby nie było nic na rzeczy, nie wściekałabyś się tak o to, co powiedziałem – zauważył. Nadal na niego nie spojrzałam, tylko stałam z rękami założonymi na piersiach. – No, nie obrażaj się. Przecież sama powiedziałaś, że pocałunek z nim ci się podobał.
- I co z tego? – odparłam, przenosząc w końcu mój wściekły wzrok na niego, a on zrobił tryumfującą minę. – Co? – spytałam.
- W tym właśnie momencie wpadłaś po uszy – oznajmił z szerokim, złośliwym uśmiechem.
- O czym ty mówisz?
- Przyznałaś, że podobało ci się, jak cię całował, chociaż wcześniej nic takiego mi nie powiedziałaś – puścił do mnie oko, a ja zdzieliłam go po głowie.
- Liczyłam na jakąś radę albo chociaż słowa współczucia – rzekłam. – Ale widzę, że ktoś „po dwóch latach jawnej nienawiści do Pottera” w końcu go polubił – dodałam, przedrzeźniając go. Jego mina trochę zrzedła, a ja zapunktowałam sobie w duchu.
- Ej, przesadziłaś. Ja go już NIGDY nie polubię. Poza tym, czego ode mnie oczekiwałaś?
- Tego, co zwykle. Rady. Czyż nie w tym się specjalizujesz?
- Powiedziałem ci, że jesteś głupią idiotką i nie powinnaś się z nim bawić w żadne gierki. Mam go zwyzywać? Zaczęła...
- Czegoś bardziej przydatnego niż „lecisz na niego” i „zauroczyłaś się w nim” – wyznałam.
- … byś się ze mną wykłócać, że wcale nie było tak źle – dokończył. – Poza tym już w zeszłym roku ci mówiłem, co o tym wszystkim sądzę, ale ty się upierałaś przy swoim. Więc teraz nie łaź za mną i nie narzekaj, że twój stosunek do Pottera zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Mówiłem ci, że tak będzie, ale nie chciałaś słuchać. Mówiłem, że w końcu się zauroczysz? Mówiłem. Gdyby nie miało się tak stać, nigdy w życiu nie zgodziłabyś się na „zawieszenie” z nim broni. A wasze spacerki i rozmowy, o których potem nawijałaś mi godzinami, próbując przekonać mnie, a raczej samą siebie, do tego, że Potter wcale nie jest taki zły, tylko potwierdzały moją teorię.
Nie miałam zielonego pojęcia, co mam mu na to odpowiedzieć, bo wszystko, co powiedział, było prawdą. W tym momencie czułam się jak totalna idiotka. Ostrzegał mnie, ale ja, Lily Evans, zawsze lepiej wiedziałam, czego chcę od życia, co czuję i co będzie dla mnie najlepsze. Czyżbym akurat ten jeden jedyny raz się pomyliła? Kevin sugerował, że już dawno powiedziałam Jamesowi „tak”, a ja w tym momencie, na ten zarzut, nie mogłam odpowiedzieć żadnym kontrargumentem.
Hilliard wpatrywał się we mnie uważnie, czekając na moją reakcję.
- Czyli całkowicie akceptujesz fakt, że twoja najlepsza, JEDYNA przyjaciółka i największy sprzymierzeniec w nienawiści do naszych uroczych kolegów z roku, zauroczyła się w twoim wrogu, lecąc na jego pocałunki i cudowne oczy? – spytałam wymijająco i palnęłam się w głowę. Brawo, Evans. Wkop się jeszcze bardziej. Poza tym, co ja do cholery wygaduję?
- Cudowne oczy? Ty to mówisz na serio, czy tylko mnie wkręcasz? – spytał zdezorientowany.
- Nieważne. Zapomnij o tym, co ci powiedziałam.
- Chyba śnisz, Evans. Nie akceptuję tego faktu, bo jest on po prostu dziwny – odparł szczerze. – Ale jeśli uważasz, że tak się stało, a ja jestem pewny na sto procent, że właśnie tak jest, to śmiało możesz złamać naszą przysięgę i walczyć o swoje szczęście – rzekł poważnie, a ja wlepiłam w niego spojrzenie pełne niedowierzania.
- Dzięki za świetną radę – burknęłam niezadowolona, a potem, żeby nie słuchać już dłużej jego głupich uwag, zostawiłam go na środku holu i weszłam do Wielkiej Sali. W czasie, kiedy byłam w sowiarni, prawie wszyscy uczniowie już wstali i teraz zaspani powoli jedli śniadanie.
- Też się cieszę, że cię widzę – rzucił za mną wesoło. – Pamiętaj, że zawsze jestem do twojej dyspozycji.
- Jeśli masz mi pomagać tak jak teraz, to raczej nie będę zawracać sobie tobą głowy – powiedziałam już tylko do siebie.
Szłam wzdłuż stołu, szukając dziewczyn. Miałam nadzieję, że już zeszły na dół, bo nie uśmiechało mi się spędzenie śniadania w samotności, a co gorsze w towarzystwie Huncwotów. Moja pesymistyczna wersja nie miała się spełnić, bynajmniej w połowie, bo z daleka dostrzegłam Ann i Dorcas, siedzące w towarzystwie dwóch pozostałych dziewczyn z naszego roku. Niestety dostrzegłam również Pottera i jego bandę. On z Syriuszem siedzieli po tej stronie stołu, obok której właśnie przechodziłam. Musiałam ich minąć, żeby dostać się do moich przyjaciółek, dlatego obawiałam się, że spotkania z Jamesem nie uniknę. Gdyby chociaż siedział po drugiej stronie, pomyślałam, ale co miałam zrobić. Nic. Mogłam jedynie przyspieszyć krok, ale wątpiłam, że to coś da.
Kiedy mijałam Rogacza i Blacka, ten drugi posłał mi swój huncwocki uśmiech, a potem usłyszałam głośny huk, po którym nastąpiły piski i wrzaski wkurzonych uczniów. Stanęłam, rozejrzałam się po Wielkiej Sali i próbowałam powstrzymać śmiech. Większość znajdujących się w niej osób pokryta była białą mazią. Dziewczyny z obrzydzeniem pozbywały się ze swoich szat i twarzy owsianki, która chwilę wcześniej, za sprawą Huncwotów, wybuchła im prosto w twarz, opryskując wszystko dookoła. Zerknęłam na chłopaków, którzy, oczywiście czyści, przybijali sobie piątki, śmiejąc się głośno. Jak widać te pięć sekund, podczas których skupiłam na nich swoją uwagę i tak było za dużo. Black, na chwilę złapawszy ze mną kontakt wzrokowy, szepnął coś Rogaczowi na ucho. Stwierdziłam, że to odpowiedni czas na ewakuację, ale niestety tak, jak się spodziewałam, w chwili, kiedy ruszyłam się z miejsca, usłyszałam jak James coś do mnie krzyczy. Zignorowałam to jednak. Szłam dalej, nie oglądając się za siebie, ale nim uszłam kolejne pięć metrów, Potter wyrósł przede mną tak szybko, że prawie na niego wpadłam.
- A mówiłaś, że nie chcesz wpaść w moje ramiona – powiedział, uśmiechając się z zadowoleniem. Zrobiłam trzy kroki do tyłu, a on do przodu, więc wyszło na to samo. Stwierdziłam, że nie ma sensu cofać się dalej. Stałam więc, patrząc na niego. – Ładnie dziś wyglądasz – stwierdził James i zrobił zamyśloną minę. Mimo to, zdradziły go oczy. – Całą noc myślałem nad tym, co się stało wczoraj w pociągu i doszedłem do wniosku, że...
- Zapewniam cię, że nie interesują mnie twoje wnioski. A za to, co wczoraj zrobiłeś powinnam cię zabić, bo było to niekulturalnie, chamskie i... – nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć, bo trudno było mi przedstawić najcudowniejszy pocałunek za pomocą negatywnych epitetów. Zawiesiłam więc głos i dodałam po chwili. – Wiesz co, wyświadcz mi przysługę i zniknij mi z oczu. Zapewniam cię, że tym zaplusujesz u mnie bardziej niż pocałunkiem, na który się n i e z g o d z i ł a m.
- No nie wiem. Jeśli pocałunek policzymy jako jeden punkt, a moje „zniknięcie”, na przykład, jako dwa punkty to będzie oznaczało, że musiałbym cię pocałować dwa razy, zamiast jednego zniknięcia... – Patrzyłam na niego z niechęcią i z politowaniem słuchałam jego „matematycznych” wywodów. – Z moich obliczeń wynika – powiedział po chwili – że i tak całowanie jest lepsze. – Wywróciłam oczami.
- To znajdź sobie kogoś, kto będzie c h c i a ł się z tobą całować, a mnie zostaw w spokoju.
- Nikt nie podoba mi się tak bardzo jak ty.
- Doprawdy? To jakie kryteria brałeś pod uwagę, kiedy całowałeś się z tysiącami poprzednich dziewczyn?
- Wtedy byłem zdesperowany, więc było mi wszystko jedno – odparł.
- Zdesperowany? Skrzywdziłeś tyle dziewczyn, bo byłeś z d e s p e r o w a n y? Wiesz co, nie znam bardziej chamskiego egoisty od ciebie. Zejdź mi z drogi. – Chciałam go wyminąć, ale Potter obrał dzisiaj inną taktykę. Wczoraj przepuściłby mnie bez dyskusji, ale teraz stał dalej niewzruszony.
- Masz o mnie bardzo złe zdanie, Evans.
- Zastanówmy się, dlaczego... – powiedziałam z ironią.
- Problem jest właśnie w tym, że nie wiem. Znasz mnie już tyle lat... Powinnaś więc zauważyć, że ja naprawdę jestem miłym, sympatycznym, wrażliwym...
- Skromnym – wtrąciłam. James uśmiechnął się zawadiacko.
- To też, przystojnym chłopakiem – ciągnął dalej, – który szuka dziewczyny.
- Spójrz dookoła – zakreśliłam ręką półkole – dziewięćdziesiąt pięć procent tych dziewczyn, w tej właśnie chwili zastanawia się, dlaczego James Potter rozmawia ze mną, a nie z nimi. Podejdź do pierwszej lepszej, a będzie ci jadła z ręki.
- Pierwszą lepszą jesteś ty.
- Tylko, że po pierwsze ja należę do pozostałych pięciu procent, które nie przepada za zakochanym w sobie szkolnym „amantem”, a po drugie nie jestem „pierwszą lepszą” – odparłam ze złością. – A teraz wybacz, ale idę coś zjeść.
Tym razem nie czekałam, aż James zrobi mi przejście. Ominęłam go wielkim łukiem i poszłam dalej. Jakby dziewczyny nie mogły usiąść bliżej, pomyślałam.
- Evans! – znowu usłyszałam za sobą głos Pottera. Że mu się to nie nudzi. On naprawdę nie wie, kiedy powinien skończyć. – Myślałem, że po wczorajszym incydencie w pociągu, coś się zmieniło. – On chyba nie ma zamiaru powiedzieć tego na głos, czułam, że zaraz spanikuję. Mogłam go zignorować, ale nie byłam pewna, do czego się posunie. Odwróciłam się więc.
- To źle myślałeś – odparłam ze złością, ale w moim głosie można było wyczuć niepewność
i lęk. – Jedyne, co się po tym zmieniło to twoja fryzura.
Część uczniów, która siedziała na tyle blisko, by słyszeć naszą wymianę zdań, parsknęła śmiechem, ale jak zwykle Pottera to nie zraziło. Staliśmy teraz w pewnej odległości, wpatrując się w siebie uważnie.
- Umówisz się ze mną? – powiedział James. O matko, jaki on był monotematyczny, pomyślałam z zażenowaniem.
- Nie ma mowy – odpowiedziałam i nie zwracając już na niego uwagi, poszłam dalej.
Usiadłam obok Dorcas, nie mówiąc nawet „cześć”. Dziewczyny patrzyły na mnie uważnie, ale nic nie powiedziały. Dużo do powiedzenia miały natomiast Miriam i Kate, które były z nami na roku. Miriam znowu uważała, że powinnam umówić się z Potterem, bo przecież, cytuję: „On jest taki słodki, przystojny i zabawny”. Kate za to uparcie twierdziła, że James jest dziecinny, niewychowany i dobrze, że mu odmówiłam. Nadal także nie mogła zrozumieć, dlaczego w zeszłym roku mu odpuściłam. Teraz ja też powoli zaczynałam się nad tym zastanawiać.
- A najgorsze jest to, że ten palant Nie. Uznaje. Odmowy. – dokończyłam przez zaciśnięte zęby, masakrując łyżką mój budyń.
- Lily, przecież wiesz, jaki jest Potter. W końcu mu się znudzi – zapewniła mnie Ann.
- Wątpię – odparłam zrezygnowana. – Nienawidzę go. Najchętniej bym go za...
- Dzień dobry, pani profesor – przerwała mi Dorcas, posyłając znaczące spojrzenie i całe szczęście, bo kiedy podniosłam głowę i odwróciłam się, zobaczyłam, że McGonagall stoi za nami z planami lekcji w ręce.
- Dzień dobry – odpowiedziała. – Mam dla was rozkłady zajęć. Mam nadzieję, że żadnych zmian decyzji przez te wakacje nie było? W ostatniej klasie jest tyle nauki, że nawet nie ma czasu na nadrabianie poprzedniego roku.
- Nie – zaprzeczyłam szybko. McGonagall spojrzała na mnie.
- Miło panią widzieć, panno Evans.
- Mnie panią również, pani profesor.
Zrobiła się niezręczna cisza. W końcu dostałyśmy swoje plany lekcji.
- Po śniadaniu mamy eliksiry – powiedziała Ann, zerkając na mój rozkład.
- Co?
- Ziemia do Lily – Ann pomachała mi przed nosem swoim planem. – Mówiłam, że po śniadaniu mamy razem eliksiry.
W końcu spojrzałam na to, co przed chwilą dostałam od McGonagall. Miała rację. Dwie godziny, zaraz po śniadaniu. Byłam dobra z tego przedmiotu, więc miałam nadzieję, że trochę poprawi mi się humor, zanim zaczną się dwie godziny transmutacji, a potem zaklęcia i obrona przed czarną magią.
W chwili, kiedy nad tym myślałam, wstał Dumbledore. Wszyscy zaskoczeni zwrócili się w jego stronę.
- Proszę o ciszę – zaczął. Umilkły rozmowy. Uczniowie z napięciem wpatrywali się w dyrektora. – Niektórzy może wiedzą, inni może nie, ale co dziesięć lat organizowany jest bal integracyjny szkół czarodziejów. W tym roku organizuje go nasza szkoła. W grudniu przywitamy gości z Beauxbatons oraz Durmstrangu. Natomiast w Boże Narodzenie odbędzie się bal integracyjny. Tradycją jest, że tańce rozpoczynają przedstawiciele szkoły organizującej zjazd, dlatego w tym roku będą to cztery pary, po jednej z każdego domu. Do końca października będziecie głosować na swoich kandydatów, poprzez wrzucanie karteczek z imieniem i nazwiskiem do czary stojącej w waszym Pokoju Wspólnym. Głosujemy na osoby, uczęszczające do klasy szóstej i siódmej, nie młodsze.
W tym momencie rozległy się jęki zawodu i krzyki, że to „niesprawiedliwe”. Dumbledore poczekał, aż znowu zapadnie cisza i kontynuował.
- Pierwszego listopada, w Noc Duchów, wyłonimy czterech pechowców, którzy zdobędą największą liczbę głosów. Po wyłonieniu zwycięzców, odbędzie się spotkanie organizacyjne z ich udziałem. Mam nadzieję, że serdecznie przyjmiecie uczniów z dwóch pozostałych szkół i chociaż zostaną oni u nas tylko do końca marca, liczę na to, że między wami powstaną trwalsze więzi. Dziękuję za uwagę. Możecie się rozejść na wasze pierwsze w tym semestrze zajęcia.
Po skończonej przemowie Dumbledore’a w Wielkiej Sali zawrzało, zaczęły się rozmowy i szepty. Stwierdziłam, że to dobry moment na zakończenie śniadania i udanie się na lekcje. Do dzwonka zostało jeszcze, co prawda, pół godziny, ale musiałam zabrać z dormitorium książki.
Wyszłyśmy z Wielkiej Sali. Mój dzisiejszy plan pokrywał się z planem Ann. Dorcas niestety miała trochę inne zajęcia niż my. Mimo to razem poszyłyśmy do naszej wieży. Rozstałyśmy się dopiero na pierwszym piętrze, gdzie Dor poszła na historię magii, a my udałyśmy się do lochów na eliksiry. Przez cały ten czas czułam, że moje przyjaciółki zżera ciekawość, jeśli chodzi o wczorajsze zajście w pociągu owiane tak wielką tajemnicą. Nie poruszyły jednak tego tematu, za to dogłębnie przeanalizowałyśmy dzisiejsze zdarzenie w Wielkiej Sali. Nie obyło się także bez rozmowy na temat balu i gości z innych szkół.
- Co tak naprawdę o tym myślisz? – spytała Ann, kiedy zostawiwszy Dorcas przed jej klasą, schodziłyśmy po schodach na naszą lekcję.
- Hmm? A... bal, no nie wiem, myślę, że będzie dobra zabawa. Poza tym, może poznamy jakichś fajnych chłopaków – uśmiechnęłam się. Ann spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała.
- Lily, co się stało wczoraj w pociągu? Z czego robisz taką tajemnicę?
Nie, powtarzałam w myślach. Postanowiłam nie mówić, więc nikt się nie dowie. Chyba, że nie uda mi się powstrzymać Jamesa, co na razie idzie mi nieźle. Jednak już teraz wiedziałam, że będzie to trudne. Jasno dałam mu do zrozumienia, że nie chcę, aby ktokolwiek o tym wiedział, a on miał zamiar to wykorzystać. Musiałam przyznać, że trafiłam na godnego siebie przeciwnika. W zeszłym roku było już tak dobrze, ale on jak zwykle wszystko musiał zepsuć.
- Nic się nie stało. Nic, co byłoby na tyle ważne, żebym musiała się z tego spowiadać – powiedziałam z uśmiechem. Moja odpowiedź nie była kulturalna ani wyczerpująca, ale miałam nadzieję, że dzięki temu Ann nie będzie dociekać prawdy.
- A ja myślę, że jest to coś bardzo ważnego. Ważnego na tyle, że dbasz o to, by nie wyszło na jaw – odparła po chwili namysłu, lustrując mnie wzrokiem. – Ale jak uważasz. To twoja sprawa. Jak nie chcesz powiedzieć, to więcej nie będę pytać.
Wiedziałam, że ma do mnie żal. Kiedyś przysięgałyśmy, że będziemy mówić sobie o wszystkim, cokolwiek się zdarzy. Moja blond przyjaciółka do tej pory była wtajemniczona w każdy szczegół mojego życia prywatnego, ale tym razem naprawdę nie chciałam dzielić się tym z nią. Może to nie do końca było tak. Nie chodziło o to, że nie chciałam. Ja wręcz n i e m o g ł a m. Powiedziałam, więc tylko:
- Ann, naprawdę nic się nie wydarzyło. Po prostu wczoraj wpadłam na Avery’ego, a kiedy z nim rozmawiałam, przyszedł Potter. Doszło do słownej sprzeczki i tyle. Naprawdę.
- Mogłaś nam powiedzieć – rzekła Ann niepewnie. – Czuję, że Avery coś kombinuje, tylko jeszcze nie wiem co. Mówiłaś o tym Kevinowi? – Pokręciłam głową, tym razem zgodnie z prawdą.
Żeby zmienić temat i odciągnąć ją od sprawy tajemniczego zdarzenia w pociągu, postanowiłam, że podzielę się z nią moimi przypuszczeniami.
- Co więcej – mówiłam więc dalej. – Myślę, a raczej jestem pewna, że Avery bawi się czarną magią, a Mulciber, Lestrange i siostry Black także biorą w tym udział. Sądzę, że już dawno wpisali się na listę Śmierciożerców.
- Żartujesz – powiedziała Ann z niedowierzaniem. Udało się, odetchnęłam z ulgą.
- Nie. Dlatego chcę mieć na niego oko. Jestem bardzo ciekawa, co oni knują i sądzę, że o tych ostatnich zabójstwach, o których pisali w Proroku Codziennym, wiedzą więcej niż pracownicy Ministerstwa Magii.
- No nie wiem, Lily. To dosyć poważne oskarżenie – stwierdziła Ann.
- Wiem – odparłam. – Dlatego nie przedstawiam na razie żadnych konkretnych wniosków. Muszę dowiedzieć się czegoś więcej. – Ann pokiwała głową.
- Zobaczymy – powiedziała w końcu. – Mam nadzieję, że nasze obawy okażą się bezpodstawne, a na razie musimy uważać na Avery’ego i jego kumpli. Myślę, że akurat dobrze się stało, że wczoraj spotkałaś Jamesa. Nie wiadomo, co on kombinował.
- Może masz rację – chciałam jak najszybciej skończyć tę rozmowę, bo znowu przechodziła na temat Rogacza, ale Ann nie była głupia i mimo mojej, w pierwszej chwili udanej, próby zamydlenia jej oczu, do końca nie dała się nabrać na moją opowieść o sprzeczce Ślizgona z Potterem, bo po chwili spytała:
- Lily, tak się zastanawiam...
- Nad czym?
- Jak wyjaśnić to, że potraktowałaś Jamesa upiorogackiem. Jeżeli cię uratował od Avery’ego, dlaczego oberwał?
Westchnęłam. No dobra, jeszcze jedno małe kłamstwo nie zaszkodzi, pomyślałam. Miałam więcej do stracenia mówiąc prawdę, niż okłamując moją najlepszą przyjaciółkę, dlatego podjęłam ostateczną decyzję.
- Nie chciałam wam tego mówić, ale...
- Ale? Wykrztuś to z siebie, bo ja i tak się dowiem, o co poszło.
- No dobra – odparłam. – James próbował mnie pocałować.
Ann wciągnęła głęboko powietrze, a potem zaczęła się śmiać.
- Co cię tak bawi? – spytałam niezadowolona z jej reakcji. Całkiem jej nie okłamałam, stwierdziłam. Po prostu powiedziałam tylko część prawdy, ale jej zachowanie i tak mnie zirytowało.
- Nic. Przepraszam – powiedziała, próbując się opanować. – W takim razie Potter w pełni na to zasłużył.
- Taak, pierwotnie chciałam go uderzyć, ale obiecałam mu, że będę miła do końca podróży, więc...
- Myślę, że to było zabawniejsze – stwierdziła Ann i nareszcie zakończyła rozmowę na temat Rogacza, na co odetchnęłam z ulgą. Moja przyjaciółka potrafiła być czasami bardzo denerwująca.
Hej,
OdpowiedzUsuńDługo zastanawiałam się co napisać. Na pewno nie będę się rozpisywać. Uważam, że ten rozdział poświęciłaś przemyślenią Lily i dziękuję Ci za to. Mało kto potrafi tak dobrze opisać uczucia osoby, która w kimś się zaczyna zakochiwać jednocześnie nienawidząc tej osoby. Bardzo polubiła Kevina. Czy planujesz coś po miedzy nim, Evans? Jedno mi się nie podoba. Czemu nie powodu kłótni Kevina z Potterem? Właśnie jeszcze koleżanki Lily. Bardzo łatwo zostały wprowadzone w błąd. Ogólnie mi się podoba. Nie mogę doczekać się nexta
Pozdrawiam.
Dziękuję za miłe słowa :) Nie, nie planuję nic pomiędzy Kevinem a Lily, gdyż chciałam, żeby były to relacje czysto przyjacielskie. Postać powstała dlatego, że w pewnym dalszym momencie po prostu brakowało mi obiektywnej opinii chłopaka. Nie podoba Ci się brak powodu kłótni Kevina z Potterem? Dobrze zrozumiałam? Jeśli tak, to powiem tylko tyle, że sprawa wyjaśni się dużo później. A co do koleżanek Lily, to Ann nie jest głupia. Czasami po prostu specjalnie odpuszcza, ale ma w tym swój cel, a Dorcas z zasady woli unikać konfliktów i nie wtrąca się na siłę. Wychodzi z założenia, że jeśli Lily o czymś nie mówi, widocznie ma ku temu powody.
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za dedykacje :* jest mi bardzo miło. Rozdział mi się podoba chociaż to dopiero wprowadzenie do wielkiego balu. Ciekawe z kim pójdzie Lily. Z Kevinem mogłaby pójść on i jego czarny humor... po prostu uwielbiam takich ludzi.
Lily niepotrzebnie zataja prawde o pocałunku z Potterem przecież to logicznie, że dziewczyny sie dowiedzą. A wtedy nie bedzie wesoło bo pewnie się obraża.
A James?! Ten to mnie zadziwia zamiast trąbić na cały Hogwart ze całował Evans. A w ogóle Huncwoci wiedzą? :)
~~Hej ;**
OdpowiedzUsuńHmm wpadłam na tego bloga ponieważ znalazłam w ulubionych u Em.
Stwierdziłam, że warto zajrzeć i jak się później okazało cieszę się, że moja ciekawość zwyciężyła.! Bardzo mi podoba się twoje opowiadanie, blog i podejście do tych osób. Czytając tego bloga miałam wrażenie jakbym sama to obserwowała. A co do notki to nie mam żadnych pytań tylko bardzo ciekawi mnie z kim pójdzie Lily :D. Aha i mam prośbę mogłabyś informować mnie o każdej notce.? Oczywiście jeśli znajdziesz czas ;* .
http://evans-lily-huncwoci.blog.onet.pl/
* Jeśli już tam będziesz a będziesz miała czas zerknąć co nabazgrałam zostaw koma ;-)
Hej, chętnie do Ciebie wpadnę, jednak musisz jeszcze raz zostawić mi adres Twojego bloga, ponieważ podałaś mi mój i ciężko będzie mi zostawić komentarze :)
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny genialny , oryginalny . Normalnie powinnam ci zgotować owacje na stojąco ! . Co do Jamesa i Lily to wszystko wraca na stare tory i relacje między nimi przypominają mi te z piątej klasy . A Kevin , Kevin urzekł mnie swoim charakterkiem . Przypomina mi on trochę Luka z bloga Leksi :-) . Dobra ja lecę czytać dalej a ty odbierz wenę którą ci wysłałam telepatycznie :-)
Pozdrawiam
bal... zjazd... cos mam wrazenie ze do tanca zostaniw wybrana albo Lily albo James.. a mozr jakisms cudem oboje?
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
Cudowny rozdział idę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Czarna Dama
z bloga
http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com