Kochani,
uwinęłam się jakoś z kolejnym rozdziałem. Następny planuję jakoś w okolicach świąt lub nowego roku, aczkolwiek niczego nie obiecuję, bo nie wiem, jak wyjdzie u mnie z czasem. Prosiłabym Was tylko o to, żebyście nie znienawidzili mnie za rozwijający się wątek Syriusza, gdyż jest on tak idealnie ułożony i ciągnie się w zasadzie do samego (planowanego kiedyś) końca opowiadania, że jestem z niego chyba najbardziej zadowolona :) Zapraszam więc do czytania.
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Wbrew
moim pierwotnym zamiarom, po rewelacjach, jakie usłyszałam od Corinne, nie
poszłam już na zajęcia. Miałam się nie wtrącać w tę sprawę i nie stresować nią
mojego chłopaka, ale znając jego obecny stosunek do Lautier, mogłam z dużym
prawdopodobieństwem przewidzieć, jak zareaguje na to, co Francuzka ma mu do
powiedzenia. Nie wiem, może i mogłam dać im to załatwić na własną rękę, ale z
drugiej strony czułam, że powinnam pierwsza powiedzieć Rogaczowi o całej
sytuacji, zapewnić go, że nie wierzę w żadne słowo Lautier oraz pomóc mu
rozwiązać ten problem. Nie myślałam na razie nad tym, co zrobię, jeśli okaże
się, że Corinne faktycznie spodziewa się dziecka Jamesa. Na pewno nie byłby to
powód do rozstania z Potterem. Nadal chciałabym z nim być, to nie ulegało
dyskusji. Ja naprawę nie uważałam, że wersja Francuzki jest prawdziwa. Tylko
jak mieliśmy się o tym przekonać?
Pobiegłam
na górę do wieży, gdzie przed wejściem natknęłam się na Blacka i Hill.
Widocznie Kimberly w końcu zgodziła się na rozmowę i ta dwójka wszystko sobie
wyjaśniła. Dziwne, ale Kim naprawdę idealnie pasowała do Syriusza. Potrafiła
usadzić go na właściwym miejscu, ale również dać mu swobodę działania, kiedy
było to potrzebne. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
I
Hill, i Łapa byli w kurtkach, więc wywnioskowałam, że właśnie gdzieś wychodzą,
dlatego podbiegłam do nich.
- Syriusz! –
zatrzymałam go. – Cześć, Kim – rzuciłam dodatkowo.
- Co jest? –
spytał Black, patrząc na mnie uważnie.
- Musisz mi
pomóc – powiedziałam. – A w zasadzie nawet nie mi.
- Teraz? –
skrzywił się. – Idziemy właśnie z Kim do Hogsmeade.
- Stało się coś?
– zainteresowała się Hill.
- Chodzi o
Corinne. James jest na górze?
- Jak
wychodziłem, to był.
- To daj mi
dosłownie dziesięć minut. Proszę. Nie chcę, żeby porozmawiała z Rogaczem przede
mną.
- Powiesz mi, o
co chodzi? – spytał zniecierpliwiony, ale z jednoczesnym zainteresowaniem.
- Na górze.
- Ale ja nic nie
wiem o relacjach Pottera z Lautier. Słowo.
- Wiem i dlatego
chcę, żebyś ty też usłyszał to, czego właśnie się dowiedziałam.
Black
spojrzał na mnie niepewnie, a następnie przeniósł wzrok na Kim.
- Poczekam –
powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
- No dobra –
skapitulował. – W takim razie chodźmy.
- Dzięki –
rzuciłam jeszcze do Hill, a ona tylko skinęła głową.
- Nie ma sprawy.
~ * ~
- Mam nadzieję,
że to coś ważnego, bo właśnie opóźniasz moją randkę z Kim…
- Randkę? –
parsknęłam śmiechem. – A ona jest świadoma tego, że to randka? – Syriusz nie
odpowiedział, tylko obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem.
- Powiesz mi,
dlaczego mam uczestniczyć w tej rozmowie? Nie lubimy się z Lautier, a Potter
nigdy nie mówił mi, co się stało w sierpniu, mimo, że pytałem.
- Corinne
zaczepiła mnie przed zaklęciami i poczęstowała niezłą rewelacją. Posłuchaj,
Syriusz… – zatrzymałam się na schodach prowadzących do sypialni chłopaków, więc
on też stanął, po czym odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z
zaciekawieniem, ale i jakąś lekką obawą. W końcu chodziło o jego najlepszego
kumpla, a cała sprawa owiana była od początku wielką tajemnicą. Gdzieś tam
zdążyłam pomyśleć, że w zasadzie James mógł znać całą prawdę i dlatego próbował
to ukryć, ale bardziej byłam pewna, że nie okłamałby mnie w takiej sprawie. –
Tutaj nie chodzi o mnie, jasne? Prawda jest taka, że nie wierzę w żadne słowo,
które usłyszałam dzisiaj od Corinne, to zapewniam. Wiem jednak, że jeśli James,
zakładając, że o niczym nie miał pojęcia, dowie się wszystkiego od niej, będzie
duża afera. Znam go i wiem, że właśnie tak zareaguje, szczególnie, że oboje
dobrze wiemy, jaki, na chwilę obecną, ma do niej stosunek. Potrzebuję cię więc
do tego, żebyś w razie czego, powstrzymał go przed nieprzemyślanym działaniem,
bo mnie na pewno nie posłucha. Musimy załatwić to wszystko inaczej.
- No dobra, ale
o co w ogóle chodzi? Wysławiaj się jaśniej, Evans, bo mój mózg nie działa na
takich samych obrotach, co twój. – Wywróciłam oczami i, po chwili milczenia,
odpowiedziałam mu.
- Corinne
twierdzi, że spodziewa się dziecka, którego ojcem jest James.
- Co? – spytał
totalnie zaskoczony. – Ale jak…?
- Nie wiem, ale
może w końcu się dowiemy. Nie dla mnie, ale dla jego spokoju.
~ * ~
Syriusz
otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Weszłam więc pierwsza. Potter, który
właśnie wychodził z łazienki, swoją drogą bez koszulki, co sprawiło, że moje
serce zabiło trochę szybciej, był zaskoczony naszym widokiem i rzucił szybkie
spojrzenie na zegarek. Tak, powinnam być właśnie na zajęciach.
- Stało się coś?
– spytał, zamykając drzwi do łazienki. – Bo z tego, co wiem, to miałaś iść na
zajęcia, a Black właśnie wychodził z Kim do Hogsmeade.
- Ja w zasadzie
nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi – powiedział Łapa i rzucił się na swoje
łóżko, które zatrzeszczało niewyraźnie pod jego naporem. – Pytaj Evans, co
wymyśliła.
- Nic nie
wymyśliłam – odparłam i spiorunowałam go wzrokiem.
- Więc o co
chodzi? – powtórzył pytanie Rogacz.
- Musimy
porozmawiać – oznajmiłam.
- Brzmi groźnie
– zażartował, ale zareagowałam tylko zwykłym uśmiechem, więc nie podjął
dalszego tematu. – Mogę się chociaż ubrać? – spytał i nie czekając na moją
odpowiedź, wciągnął koszulkę, która leżała na szafce nocnej. Nie wyglądał w
niej dużo gorzej niż bez. – Dobra, więc dowiem się w końcu, o co chodzi? – Tym
razem Potter skierował całą swoją uwagę na moją osobę, bo Łapa w zasadzie mało
interesował się tym, co miałam do powiedzenia. Teraz w sumie żałowałam, że go
ze sobą wzięłam. Może jednak lepsze byłoby porozmawianie z Jamesem w cztery
oczy. Nie wiedziałam, czy chciałby, żeby i Syriusz się o wszystkim dowiedział.
- Wiesz co,
Black? Może jednak daj nam na razie porozmawiać na osobności.
- Co? Najpierw
psujesz moją randkę z Kim, a teraz wywalasz z pokoju?
- No... Tak.
Mógłbyś? – rzuciłam mu błagalne, a zarazem przepraszające spojrzenie. Rogacz
patrzył na to wszystko zdezorientowany. – Dosłownie dwie minuty.
- To jest twoje
ostatnie życzenie na dzisiaj, Evans – odparł i zwlekł się z łóżka.
- Jasne.
Dziękuję – powiedziałam i poczekałam, aż wyjdzie i zamknie za sobą drzwi.
- Czemu go
wyrzuciłaś? – spytał Potter.
- Bo jego
obecność tutaj nie była do końca przemyślana. Szczególnie, że doszłam do
wniosku, że nie wiem, czy chciałbyś go we wszystko wtajemniczać.
- A powiesz mi w
końcu, co to za afera, czy mam zastosować bardziej drastyczne środki? –
uśmiechnął się łobuzersko.
- Bardziej
drastyczne nie zawsze oznaczają gorsze – stwierdziłam, wiedząc, co mu chodzi po
głowie. – Ale nie teraz – przystopowałam go szybko. – Rozmawiałam właśnie z
Corinne – oznajmiłam w końcu, obserwując uważnie jego wyraz twarzy. Jak się
spodziewałam, automatycznie zacisnął szczęki. – Zanim jednak się na mnie
wściekniesz... Nie chciałam z nią rozmawiać, naprawdę. To wyszło jakoś tak...
Po prostu zatrzymała mnie przed salą no i nie miałam wyjścia.
- Nie jestem na
ciebie zły, żeby było jasne – powiedział i mimo wszystko uśmiechnął się do
mnie.
- To dobrze, bo
żeby było jasne... Nie wierzę w żadne słowo Corinne, które dzisiaj usłyszałam.
Wiem, że dałam ci wolną rękę w załatwieniu tej sprawy. I nie chodzi tu w żadnym
wypadku o mnie, tylko o ciebie. Nie chcę, żebyś ty się z tym wszystkim męczył,
bo naprawdę uważam, że Lautier przegięła i trzeba to raz, a dobrze wyjaśnić.
- W porządku.
Tylko powiedz mi w końcu, co ona ci takiego powiedziała.
Zwlekałam
z odpowiedzią dłuższą chwilę, co zaczęło go powoli irytować.
- Lily? Miejmy
to już za sobą, proszę. Jeśli sam tego nie załatwiłem, to zróbmy to razem.
Powiem ci wszystko, co będziesz chciała wiedzieć. – Spojrzałam na niego
niepewnie, ale skinął głową, więc wzięłam głęboki oddech.
- Corinne
prosiła mnie w zasadzie o to, żebym przekonała cię do spotkania z nią. Chciała
wyjaśnić jedną rzecz, a potem dać ci dożywotnio spokój.
- Nie brzmi to
jak jej słowa.
- Bo nie
powiedziałam ci, dlaczego chciała się z tobą spotkać.
- Dlaczego?
- Twierdzi, że
spodziewa się dziecka. Podobno o tym wiesz. – James zastanowił się chwilę, po
czym skrzywił się i skinął głową.
- Taa, coś mi
chyba o tym mówiła tego dnia, kiedy przyjechała spieprzyć mi na nowo kilka
miesięcy mojego życia, ale co to ma wspólnego ze mną? – spytał i zanim
odpowiedziałam, sam poskładał wszystko w całość. – Nie mów mi, że powiedziała
ci, że to dziecko jest moje – poprosił, ale nim otworzyłam usta, wściekł się.
Nie
zaczął rzucać czym popadnie, nie zaczął krzyczeć. Nie zaczął się nawet szykować
do wyjścia, by pójść i z nią porozmawiać. Wiedziałam jednak, że jest wręcz
wkurzony tylko i wyłącznie po wyrazie jego twarzy. To mi wystarczyło. Nie
wiedziałam, co zrobić, więc żeby popchnąć sprawę dalej, potwierdziłam to, czego
miałam nie mówić.
- Tak, właśnie
to mi powiedziała, ale, James, chyba nie sądzisz, że w to uwierzyłam? Jasne,
zastanowiłam się nad tym, bo to wszystko było dziwne. Bez przerwy mnie od niej
odciągałeś i w zasadzie składałoby się to ładnie w całość, no nie? Tylko jak
dla mnie, to wszystko zbyt idealnie się układa. Poza tym, w którym miesiącu
ciąży musiałaby być, jeśli widzieliście się nawet ostatniego dnia sierpnia?
Nawet jeśli z nią spałeś... – Słuchał mnie dłuższą chwilę, aż w końcu przerwał
mój wywód.
- Wiesz, jaki
jest w tym wszystkim problem?
- Jaki?
- Taki, że nie
mam zielonego pojęcia, czy się z nią przespałem, czy nie. Całość wygląda mi
bardziej na jej intrygę, ale nie mogę zapewnić cię na sto procent, że ona nie
jest w ciąży, a ja ewentualnie nie jestem ojcem tego dziecka – powiedział i
chyba pierwszy raz w życiu, nie spojrzał mi w twarz, tylko się odwrócił, co
zabolało. Kiedy to jednak zrobił, złapałam go za rękę i pociągnęłam, by
spojrzał ponownie na mnie.
- James...
Proszę, już teraz porozmawiaj ze mną. Nawet, jeśli Corinne spodziewałaby się
waszego wspólnego dziecka, w co, zaznaczam, nie wierzę, to nic by to dla mnie
nie zmieniło, rozumiesz? Jeśli jednak zadała sobie trud, by wymyślić coś
takiego, to trzeba się zastanowić nad tym, jak to wszystko wyjaśnić. Odradzam
od razu nieprzemyślane pójście i zrobienie jej afery... Powiedziałeś, że nie
możesz mnie zapewnić, że się z nią nie przespałeś...
- Nie mogę.
- A mogę chociaż
wiedzieć, jak to jest możliwe? Przecież... – Widziałam, że potrzebuje chwili na
to, by przemyśleć to, co właśnie usłyszał i zebrać się w sobie, by wyjaśnić mi
całą sytuację. Nie miałam pojęcia, co mogło między nimi zajść, że James aż tak
jej nienawidził, a ona jeszcze chciała wpędzić go w jakieś poczucie winy.
- Poznałem ją,
jak byliśmy kiedyś z rodzicami we Francji. Z tym, że było to już po tym, jak
uznałem, że liczysz się tylko ty i nikt tego nie zmieni. Lubiłem z nią
rozmawiać, łaziła ze mną po tym durnym Paryżu i wysłuchiwała mojego gadania o
tobie. Powiedziała mi raz, że jej na mnie zależy, ale ją zbyłem, bo lubiłem ją
jak koleżankę, nic więcej. W tym roku, na kilka dni przed naszym powrotem do
domu, zaprosiła mnie do siebie, a ja głupi zgodziłem się, bo w zasadzie co się
mogło niby stać? – Nie przerywałam mu. – Wydaje mi się, że dolała mi do kawy...
Eliksir Zapomnienia, bo kiedy ocknąłem się, jakby po kilku godzinach, nie
pamiętałem kompletnie nic. Nadal byłem u niej w domu, praktycznie w samych
bokserkach i bluzce. Kiedy zorientowałem się mniej więcej, co się stało,
Corinne nawet nie zaprzeczyła moim zarzutom odnośnie eliksiru. Nie powiedziała
też ani słowa o tym, co się stało. Nic, kompletnie. Ani nie powiedziała prawdy,
ani nie skłamała. Zresztą, jak mógłbym to zweryfikować? Ubrałem się,
powiedziałem, że nigdy więcej nie ma mi się pokazywać na oczy i wyszedłem.
Pisała do mnie jeszcze potem z przeprosinami, zapewniała, jak to mnie kocha,
ale wyrzucałem każdy list, jaki od niej dostałem. Jasne, mogłem próbować się z
nią dogadać, ale prawda jest taka, że jakkolwiek bym nie próbował, nie
powiedziałaby mi prawdy, tylko zemściła się w najbardziej okrutny sposób. To wszystko.
Proszę, nie dziw się, że od razu ci o tym nie powiedziałem. Nie ma się czym
chwalić.
Szczerze
powiedziawszy nie miałam zielonego pojęcia, co mam na to wszystko odpowiedzieć,
jak zareagować. Spodziewałam się nawet tego, że James potwierdzi wersję Lautier,
jakoś bym to przebolała, ale to wyjaśnienie sprawiło, że zabrakło mi słów.
Widziałam, że Potter oczekuje ode mnie jakiejś reakcji, ale nie wiedziałam, co
powinnam zrobić.
- Posłuchaj, nie
oceniam się w żaden sposób. Nie uważam, że popełniłeś jakiś błąd. Jedyne, czego
nie rozumiem to to, dlaczego Corinne posunęła się do czegoś takiego.
- Bo jest
nienormalna – wypowiedział te słowa z wściekłością w głosie. – Wiem, że
odciąganie cię od niej było głupim zachowaniem, ale wiesz, dlaczego to robiłem?
Bo spodziewałem się z jej strony właśnie czegoś takiego. Myślałem, że już nigdy
więcej jej nie zobaczę, bo w całym jej życiu liczyła się tylko Francja. Nie
chciała stamtąd nigdy wyjeżdżać, więc po co przyjechała tutaj?
- Naprawdę nie
wiem, James, ale jak dla mnie za dużo jest tutaj niewiadomych i zbiegów
okoliczności działających na jej korzyść.
- Lily, ona
celowo zrobiła ze mnie idiotę... A ja jej na to pozwoliłem.
- Nie jesteś
idiotą. Nie ma tu żadnej twojej winy. Jakkolwiek byś jej nie zranił, nie miała
żadnego prawa w taki sposób rozwiązywać sytuacji – stwierdziłam, bo w zasadzie
też byłam zdenerwowana.
Nie
słyszałam jeszcze, by ktoś w taki sposób stosował ten eliksir. Sama już prędzej
użyłabym eliksiru miłosnego niż tego, który teoretycznie Corinne podała Jamesowi.
Chociaż w zasadzie to też nie było pewne. Nie dziwiłam się wcale, że Rogacz nie
powiedział mi o całej sprawie od razu. Z drugiej strony mógł i razem
wymyślilibyśmy, jak to rozwiązać, bo że trzeba wyjaśnić całą sprawę, to było
pewne i chciałam to zrobić.
- Nie wiem, co
teraz – przyznał James po chwili milczenia. – Mogę się z nią spotkać i
porozmawiać, ale szczerze wątpię, że wymuszę na niej powiedzenie mi prawdy.
Zbyt będzie ucieszona całą akcją skupiającą się na jej osobie.
~ * ~
- Żartujesz
sobie? – powiedział Syriusz, kiedy Rogacz powtórzył mu w skrócie całą historię.
- Wyglądam,
jakbym żartował?
- Naprawdę dałeś
się wkręcić w coś takiego Lautier? Mówiłem ci, że ona ma nierówno pod sufitem –
oznajmił Łapa, a Potter spiorunował go wzrokiem. Chyba już zaczął żałować, że
zgodził się powiedzieć mu o wszystkim. Obserwowałam mojego chłopaka uważnie,
więc widziałam, że zacisnął tylko zęby.
- Dlatego, że
wolała spotkać się ze mną, a ciebie totalnie olała? – Black nie odpowiedział na
ten zarzut od razu, tylko odczekał dłuższą chwilę, czym tylko jeszcze bardziej
zirytował Jamesa.
- To jest inna
sprawa. Aczkolwiek, jak widać, wyszedłem na tym lepiej niż ty...
- Dobra,
Syriusz, skończ już – poprosiłam, widząc, że Potter otwiera usta, by znowu coś
powiedzieć. Nie chciałam kolejnej awantury, a na taką się właśnie zapowiadało.
– Masz jakiś pomysł na to, jak to spróbować rozwiązać?
- A nie lepiej
olać sprawę? Przecież zanim Lautier wyjedzie z Hogwartu będzie wiadomo, czy
jest w ciąży czy nie. To chyba będzie łatwo sprawdzić.
- Tak, a potem
wkręci ci, że poroniła i co ona ma teraz ze sobą począć. Nie znasz jej –
stwierdził Rogacz, po czym usiadł w końcu na łóżku i opadł na nie plecami,
łapiąc się za głowę. Wymieniłam z Syriuszem spojrzenia, ale ten wzruszył tylko
ramionami. Przejęłam więc inicjatywę.
- Chcemy to
rozwiązać teraz – wyjaśniłam. – Bez żadnej afery i mszczenia się na Corinne.
Problem jest tylko w tym, że nie mam kompletnie żadnego pomysłu, co możemy w
tej sytuacji zrobić. Ona zbyt dokładnie to wszystko wymyśliła, by móc się
czegoś zaczepić.
- Rozumiem, że
oboje nie wierzycie w jej wersję?
- A ty byś
uwierzył? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Spokojnie,
upewniam się tylko. Miałbym w sumie jeden pomysł, ale będziecie musieli dobrze
odegrać swoje role.
- To znaczy?
- Corinne chce
porozmawiać z Jamesem i wrobić go w dziecko, którego może w ogóle nie być, tak?
- Na to wygląda.
- Więc trzeba
jej na to pozwolić.
- Co? – Rogacz
podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na Łapę, jakby ten właśnie oznajmił,
że jest różowym jednorożcem. Niezbyt spodobał mu się chyba pomysł Syriusza. –
Zwariowałeś? Nie chcę w ogóle z nią rozmawiać.
- Potter, nie
zachowuj się teraz jak dzieciak. Mogę sobie wyjść i sam wymyślisz, jak pozbyć
się tej psychopatki. Bez konfrontacji z nią nie da rady. Albo może i da, ale ja
ci w tej chwili nie powiem jak.
- James, Syriusz
jako jedyny ma na razie jakikolwiek pomysł. Może go chociaż wysłuchaj. Jeśli
chcesz, załatw to sam po swojemu, ale ja również uważam, że bez rozmowy z Corinne,
niczego nie wyjaśnimy. – Patrzył na mnie dłuższą chwilę, po czym skinął głową.
- Dobra, to
powiedz, co wymyśliłeś.
- Nie widzę
innej opcji jak ta, żebyś z nią porozmawiał, jak tego sobie życzy. Pójdziesz do
niej i postarasz się, by uwierzyła, że przyjmujesz ze zrozumieniem każde jej
słowo. Zainteresujesz się dzieckiem i takie tam. Na pewno będzie miała w tej
kwestii dopracowany każdy szczegół. Co więcej, powiesz, że rozmawiałeś też z
Lily i jeśli faktycznie Corinne spodziewa się dziecka, to Evans nie ma nic
przeciwko twoim kontaktom z nim. Chce też, żebyście mieli wzajemnie poprawne
stosunki, więc LILY zaproponowała, żebyście spotkali się dzisiaj wieczorem i na
spokojnie porozmawiali w trójkę.
- Oszalałeś –
stwierdził Rogacz, kiedy Łapa skończył mówić. – Lautier w życiu na to nie
pójdzie. Od razu zorientuje się, że to podstęp.
- No to jeśli
się zorientuje, to będziemy myśleć dalej. Spraw po prostu, żebyście w trójkę
znaleźli się dzisiaj wieczorem w naszym dormitorium, ale tak, żeby ona myślała,
że faktycznie daliście się w to wkręcić. Inaczej będzie po zabawie.
- No dobra, a co
będzie, kiedy już uda mi się idealnie zagrać swoją rolę naiwnej ofiary losu? –
spytał James i oboje spojrzeliśmy na Blacka, wyczekując odpowiedzi i dalszej
części jego, jeszcze nie wiadomo czy udanego, planu. Syriusz jednak uśmiechnął
się tylko tajemniczo.
Znałam
ten jego uśmiech i nie wiedziałam, czy Corinne wyjdzie z tej akcji cało. Nie
mieliśmy jednak na razie innego pomysłu, więc chyba oboje zgodziliśmy się na
to, co zaproponował. Wiedziałam, że Rogacz będzie musiał wykrzesać z siebie
dużo opanowania i swoich umiejętności aktorskich, by nie dać po sobie znać, że
chętniej zostawiłby Lautier na pastwę zwierząt w Zakazanym Lesie, niż zapraszał
ją na miły wspólny wieczór.
- Najpierw niech
się zgodzi przyjść – odparł. – Potem powiem wam, co dalej, bo muszę to jeszcze
przemyśleć. W każdym bądź razie macie czas do wieczora. Jak to załatwicie, to
już nie moja sprawa. Ja wychodzę z Kim do Hogsmeade. Na razie.
James Potter
Szczerze
powiedziawszy, nie podobało mi się to, co wymyślił Syriusz. Łatwo było mu to
załatwić w ten sposób, bo sprawa nie dotyczyła jego. Corinne od razu wspominała
mi coś o ciąży, ale co mnie to w tamtej chwili obchodziło? Myślałem, że sprawa
już dawno została zamknięta, a ona dokładnie, jeszcze przed przyjazdem tutaj,
obmyśliła wszystko tak, by w najłatwiejszy sposób, w razie czego, pozbyć się z
mojego życia Lily. Evans jednak uwierzyła w moją wersję, przyjmując, chyba w
miarę dobrze, całe tłumaczenie, co potwierdzało tylko to, co już wiedziałem, a
mianowicie, że mam najcudowniejszą dziewczynę pod słońcem. Corinne
nienawidziłem jednak tak bardzo, że nie wiedziałem nawet, jak to wyrazić
słowami, kiedy w końcu będę mógł powiedzieć jej to prosto w twarz. Mogłem zrobić
to już wcześniej, ale tak naprawdę to myślałem, że wszystko się jakoś rozmyje.
Przyjmowałem
do wiadomości to, że tamtego dnia mogłem jednak przespać się z Corinne. W
zasadzie chyba pogodziłem się z tym już dawno i podejrzewałem od samego
początku, że tak właśnie było, ale mimo wszystko sam również wątpiłem w obecną
wersję Lautier. Byłoby to wtedy z jej strony zbyt ryzykowne. Nie wiem dlaczego,
ale zwyczajnie miałem takie, a nie inne przeczucie. Jak zauważyła Lily, zbyt
idealnie się to wszystko układało. Mimo tego, chyba chciałem się w końcu
dowiedzieć, co się stało, kiedy byłem pod wpływem eliksiru. Nie miałem pojęcia,
co wymyślił Syriusz, ale wiedziałem, że nie do końca zdaje sobie sprawę z tego,
na co się porywa, spiskując przeciwko Corinne. W zasadzie zgodziłem się na to
wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że Lily na to nalegała, że zależało jej na
tym, bym w końcu przestał się tym zadręczać. Jak mogłem zrobić z siebie takiego
idiotę? Do tej pory nie wiedziałem, jak odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Nie
wiedziałem w zasadzie, gdzie w tej chwili szukać Lautier i szczerze
powiedziawszy nawet niezbyt mnie to ogólnie interesowało. Jeśli jednak
zgodziliśmy się z Lily, że spróbujemy załatwić sprawę według pomysłu Syriusza,
musiałem porozmawiać z Corinne, chociaż myśląc o tym, już chciałem z tego
zrezygnować.
Udałem
się więc najpierw do dormitorium dziewczyn, a kiedy stałem przed wejściem, z
jednej strony miałem nadzieję, że ją zastanę i szybciej będę miał z głowy całą
rozmowę, z drugiej liczyłem, że jej nie będzie. Zbierałem się dobre pięć minut,
nim w końcu zapukałem. Zdecydowanie krócej czekałem na odpowiedź, bo dosłownie
chwilę później drzwi otworzyły się i stanąłem twarzą w twarz z Lautier. Była
trochę zaskoczona moją wizytą, ale szybko zmieniła wyraz twarzy na sztuczny
uśmiech, a ja powstrzymywałem się, by zamiast załatwić to, po co tu
przyszedłem, nie powiedzieć jej tego, co faktycznie cisnęło mi się na usta.
- James –
rzuciła, nie wiedząc z początku, jak się zachować. – Nie spodziewałam się...
- Lily mówiła,
że prosiłaś mnie o spotkanie. – Doszedłem do wniosku, że granie przesadnie
miłego będzie zbyt podejrzane. Ona zdawała sobie sprawę z tego, że nie chcę jej
widzieć na oczy.
- Tak –
powiedziała szybko. – Przepraszam, że załatwiłam to w ten sposób. Domyśliłam
się, że nie chcesz jej w to wszystko mieszać, ale nie miałam innego wyjścia.
Tylko ona mogła cię przekonać do tego, byś ze mną porozmawiał.
- I tak
spieprzyłaś mi życie, więc jakoś przeżyję i to, że wysługujesz się moją
dziewczyną – rzuciłem, zanim pomyślałem, co mówię. – Ona jednak bardzo przejęła
się całą sprawą i uznała, że powinienem zainteresować się swoim dzieckiem. –
Ostatnie zdanie ledwo przeszło mi przez gardło, ale uzyskałem oczekiwany efekt.
- Może lepiej
wejdź – zaproponowała w końcu. – Nie będziemy rozmawiać o tym na schodach –
dodała, a kiedy wszedłem do środka, zamknęła za mną drzwi. Poczułem się
totalnie osaczony i pokonany. – Usiądziesz? – wskazała mi łóżko stojące z
prawej strony. Skorzystałem z propozycji. Zatrzymała mnie w tym pokoju tylko i
wyłącznie myśl, że robię to wszystko dla Lily.
- Czemu nie
powiedziałaś mi o wszystkim od razu? – Nie odpowiedziała. – Posłuchaj, Corinne –
zacząłem i spojrzałem jej w oczy, a ona nie odwróciła wzroku. – Oboje dobrze
wiemy, że nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłaś. Miałaś szansę wziąć to, co ci
oferowałem i spieprzyłaś wszystko po całości. Chyba, że nie powiedziałaś mi
całej prawdy... – W końcu odwróciła wzrok, a ja naprawdę nie mogłem stwierdzić,
czy zaraz skłamie, czy nie. Kompletnie nie potrafiłem jej rozgryźć.
- Przepraszam,
James. Żałuję, ale czasu nie cofnę. Nie sądziłam, że wynikną z tego takie
konsekwencje. – Tym razem ja nie odpowiedziałem od razu, tylko poczekałem, aż
może doda coś jeszcze, a kiedy tego nie zrobiła, kontynuowałem. Spodziewałem
się podtrzymania przez nią wersji, którą opowiedziała mi tamtego dnia. W
zasadzie to nawet na nią liczyłem, bo gdyby ją zmieniła, nie wiedziałbym, co
zrobić.
- Dlaczego nie
powiedziałaś mi od razu, że to dziecko jest moje? – powtórzyłem swoje pierwsze
pytanie.
- A co by to
zmieniło? Nienawidzisz mnie i ja to rozumiem. Nie chcę cię mieszać w życie tego
dziecka.
- Teraz już
chyba za późno – stwierdziłem, a ona spojrzała na mnie tak, jakbym to ja był
winny całej sytuacji. Powstrzymałem się jednak od komentarza, który
zaprzepaściłby całą tę rozmowę. – Jeśli faktycznie spodziewasz się mojego
dziecka, to chcę mieć z nim kontakt. Jakoś dla niego zniosę nasze spotkania, bo
ono nie jest niczemu winne. Dlaczego ma cierpieć za błędy swojej matki?
- Jak ty to
sobie wyobrażasz, James, co? – spytała.
- Nie wiem. Ty
mi powiedz. Zapewne będziesz chciała mieć je przy sobie, dlatego zadowolę się
odwiedzinami, później mogę zabierać je na weekend. Nie pozwolę ci jednak
wykreślić mnie z życia tego dziecka.
- Dlaczego tak
bardzo ci na tym zależy, jeśli jestem dla ciebie aż takim problemem?
- Bo nie jestem
taki jak ty, Corinne. Zimny, bezwzględny i pozbawiony empatii, idący po trupach
do celu. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę i dzieci. Niekoniecznie z tobą, ale
jeśli tak się stało, to uznam to dziecko i nie pozwolę ci mi go zabrać. Mogłaś
myśleć wcześniej, a jeśli spodziewałaś się, że zareaguję inaczej, cóż. Trzeba
było ukryć przede mną ten fakt. Domyślam się jednak, że chęć zniszczenia mojego
związku z Lily wygrała. Dlatego zwróciłaś się do niej w pierwszej kolejności.
Liczyłaś na to, że zrobi mi aferę i od razu ze mną zerwie.
- Mylisz się –
powiedziała, próbując odeprzeć moje zarzuty.
- To dobrze, bo
zgodziła się ze mną, że powinienem utrzymywać z wami kontakt i nie pozwolić na
to, byś teraz mnie odsunęła.
Obserwowałem
uważnie jej reakcję, ale żaden mięsień na jej twarzy nawet nie drgnął, co było
dla mnie o tyle trudne, że nie wiedziałem, czy trafiłem w sedno, czy nie. W
zasadzie już chyba teraz plan Syriusza w jakiś tam sposób się sprawdził.
Oczywiście nadal nie wiedziałem, czy cała akcja opiera się na prawdzie czy na
kłamstwie i tego chciałem się jeszcze dowiedzieć, ale jeśli Corinne skłamała w
każdej kwestii albo chociaż w kwestii dziecka, przyparłem ją teraz do muru, bo
jeśli tego dziecka nie było, to jakoś będzie musiała mi to wytłumaczyć i
przyznać się do porażki. W mojej opinii liczyła na to, że wścieknę się na nią
jeszcze bardziej, więc zapewni sobie proste rozwiązanie obietnicą dania mi
dożywotniego spokoju, jeśli tylko jeden, ostatni raz z nią porozmawiam. Nie
okazała tego, że rozmowa potoczyła się inaczej niż chciała i planowała, ale ja
byłem pewny, że tak jest. Zaskoczyła ją reakcja Lily na to wszystko mimo, iż
nie zareagowała na to w żaden sposób. I chyba właśnie to było potwierdzeniem
moich przypuszczeń. Jeśli faktycznie się z nią przespałem, to jakoś to
przeżyję, szczególnie, że mam wsparcie w Evans. Nie pozwolę jednak nadal robić
ze mnie idioty.
- Powiedziałeś
jej o wszystkim? – spytała po dłuższej chwili.
- Powiedziałem.
- Chciałam tego
uniknąć – przyznała.
- Za późno – stwierdziłem.
– Jest już za późno na wiele rzeczy, Corinne. Chciałem powiedzieć jej o tym już
wtedy, kiedy tylko zobaczyłem cię w Hogwarcie, ale wstrzymywałem się, bo nie
jestem dumny z tego, jak mnie wtedy załatwiłaś. Zrozumiała jednak, za co jestem
jej wdzięczny i wiem, że właściwie ulokowałem swoje uczucia.
- Nie mogłeś
najpierw ze mną porozmawiać, tylko unikać bez przerwy? – w końcu się
zdenerwowała, chociaż tak naprawdę nie wiedziałem, z jakiego powodu.
- A co by mi to
niby dało?
- Nie wyszłabym
na... – nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Naprawdę
sądzisz, że mając przed oczami wizję rozstania z Lily i to z twojego powodu,
zaznaczam, myślałem, jak wypadniesz w jej oczach? – spytałem, po czym
autentycznie roześmiałem się. – Jesteś egoistką, Corinne. To się nigdy nie
zmieni. Dlatego chcę mieć kontakt ze swoim dzieckiem.
- A jeśli powiem
nie?
- To będziemy
walczyć o to dziecko formalnie i wtedy więcej osób dowie się, co tak naprawdę
zrobiłaś. Pasuje ci takie rozwiązanie? Sądzę, że nie. Dlatego proszę cię, nie
utrudniaj sprawy, bo naprawdę nie sprawiają mi przyjemności ciągłe konfrontacje
z tobą.
- Naprawdę to
zrobisz?
- Co dokładnie?
- Naprawdę aż
tak zależy ci na dziecku, którego matką będę ja?
- Tak, bo ojcem
z kolei będę ja. Chcę być z Lily i to się nigdy nie zmieni, więc w tej kwestii
nie masz na co liczyć. Moja dziewczyna jednak chce, żebyśmy w trójkę doszli do
jakiegoś porozumienia w tej sprawie, więc póki jeszcze jesteś na miejscu,
załatwmy to i miejmy z głowy. Zastanów się, jeśli musisz, a jeśli nie musisz,
to przyjdź do mojego dormitorium dzisiaj wieczorem. Porozmawiamy, a potem rób,
co chcesz. – Myślałem, że będzie potrzebowała dłuższego czasu do namysłu, ale
odpowiedziała od razu i to z pewnością w głosie.
- Widzę, że nie
odpuścisz.
- Nie.
- W takim razie
dobrze, przyjdę wieczorem.
~ * ~
Syriusz
poszedł w końcu z Kim do Hogsmeade, a ja udałem się tym razem do pokoju
dziewczyn z siódmego roku. Jak na razie rozmowa z Corinne poszła po mojej
myśli. Starałem się grać tak przekonywająco, że w pewnej chwili aż sam prawie
we wszystko uwierzyłem. Marzyłem jednak o tym, by cała ta sprawa okazała się
tylko mało śmiesznym żartem. Na przekonanie się o tym, musiałem jednak poczekać
do wieczora i zaufać Blackowi. Nie mogłem jednak przestać o tym teraz myśleć,
dlatego musiałem porozmawiać z Evans.
- Matko, czy wy
nie potraficie wytrzymać bez siebie kilku minut? – spytała Vick, kiedy
otworzyła mi drzwi. Już chciałem jej coś na to odpowiedzieć, bo ostatnimi czasy
wkurzała mnie niemiłosiernie, ale powstrzymała mnie moja dziewczyna.
- Ann, przestań –
powiedziała, po czym wyminęła ją i zamknęła za sobą drzwi, zostając ze mną na
schodach.
- Ma szczęście,
że mnie uprzedziłaś, bo powiedziałbym jej coś dobitniejszego – rzekłem, na co
Lily uśmiechnęła się tylko, kładąc uspokajająco dłoń na moim policzku.
- Zerwała
dzisiaj z Remusem – wyjaśniła.
- Myślę, że nie
ma to żadnego wpływu na jej zachowanie. Od kiedy jesteśmy razem, czepia się
dosłownie wszystkiego.
- Może
zazdrości, że mam takiego cudownego chłopaka? – odparła i pocałowała mnie
szybko, na co przyciągnąłem ją do siebie i podtrzymałem pocałunek, a ona
uśmiechnęła się znowu.
- Cudowną to ja
mam dziewczynę – stwierdziłem i spojrzałem jej w oczy. – Nie wiem, co ja bym
bez ciebie zrobił.
- Jakoś byś
sobie poradził – stwierdziła, ale mimo to przytuliła się do mnie na długą
chwilę.
- Rozmawiałem
już z Corinne – oznajmiłem, na co ona odsunęła się i spojrzała na mnie uważnie.
- I?
- Nie byłem przesadnie
miły – przyznałem. – W zasadzie to w ogóle nie byłem miły, ale chyba
spodziewała się tego – dodałem, po czym streściłem jej mniej więcej moją
rozmowę z Lautier.
- Wiesz, nie
sądzę, żeby to wszystko była prawda, naprawdę. Uważam, że Corinne zmyśliła
każdą jedną rzecz, ale jeśli okazałoby się, że jednak mówiła prawdę, to chyba
jakoś się z nią dogadamy, co?
Spojrzałem
na nią. Na jej idealnie pomalowane błyszczykiem usta, na podkreślone czarnym
tuszem rzęsy okalające najpiękniejsze oczy na świecie, na opadający jej na
twarz kosmyk włosów i nie wiedziałem, z jakiego powodu miałem to szczęście być
jej chłopakiem. Znając jej ognisty temperament spodziewałem się, że w takiej
sytuacji zareaguje inaczej. Teraz jednak tylko upewniłem się w tym, że jest
wszystkim, czego w życiu potrzebuję.
- James?
- Słucham?
- Nie zostawimy
tego dziecka na pastwę losu, prawda? – Rozśmieszyło mnie to pytanie, ale nie
zaśmiałem się, tylko uśmiechnąłem i przytuliłem ją mocno.
- Kocham cię,
Lilka. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Syriusz Black
Wybraliśmy
się do Hogsmeade głównie z powodu sukienki, którą chciała kupić Kimberly.
Liczyłem jednak na to, że w końcu usiądziemy również spokojnie w jakimś lokalu
i bez nieporozumień wypijemy coś ciepłego. Nie wiedziałem, że Hill nie planowała
iść na ten bal, tym bardziej ucieszyłem się, że mimo, iż nie była na niego
przygotowana, zgodziła mi się towarzyszyć. Pasowało mi też to, że Lily bardzo
dobrze się z nią dogaduje, a i Dorcas czy Ann nie mają nic przeciwko. Nawet
chłopacy przestali się już na mnie wyżywać z tego powodu. Niezbyt cieszyła mnie
perspektywa czekania, aż Kim wybierze jakąś sukienkę, ale z drugiej strony
olała dla mnie swoją przyjaciółkę, więc byłem jej coś winny. Starałem się
unikać znajomych twarzy, które mogliśmy spotkać w Hogsmeade, bo gdyby wydało
się, że jesteśmy tutaj nielegalnie, mielibyśmy duży problem. Z chłopakami nigdy
nie wpadliśmy, aczkolwiek Kimberly była w tym zielona i musiałem bardziej jej
pilnować. Nie to, żebym miał z tym jakiś problem.
Zdziwiłem
się trochę, słysząc, że zerwała z Nigelem. Nie chciałem być winny temu
rozstaniu. Jeśli potrzebowała czasu, to bym jej go dał, ale na moje pytanie
wzruszyła tylko ramionami i zaprzeczyła. Wyglądało więc na to, że jest z tą
decyzją całkowicie pogodzona i niczego nie żałuje. Patrząc na to z mojej
perspektywy. Co naprawdę myślała, tego nie mogłem wiedzieć.
- Z wami są same
problemy – odezwała się w pewnej chwili, kiedy mijaliśmy witryny sklepowe na
głównej ulicy Hogsmeade.
- W sensie?
- Ty zapraszasz
dziewczynę na bal i masz spokój, a ja muszę się nagimnastykować, by wyglądać na
nim ładnie.
- Ty zawsze
wyglądasz ładnie – zauważyłem, a ona wbiła wzrok w drogę przed sobą, nie
patrząc na mnie.
- Dziękuję –
odparła jednak po chwili.
- Słuchaj,
jesteśmy w zasadzie na miejscu – powiedziałem, wskazując wejście do sklepu z
ubraniami, w którym swoje sukienki kupowały wcześniej dziewczyny. – Zostawię
cię tu i spotkamy się...
- Myślałam, że
idziesz ze mną.
- Wybierać
sukienkę? – spytałem lekko zaskoczony.
- No, tak sobie
pomyślałam, że mógłbyś pomóc i poszłoby szybciej. Jeśli jednak nie chcesz, to
nie będę cię zmuszać. Wiem, że nie lubicie siedzieć pół dnia w sklepie.
- To prawda, nie
lubimy, ale może faktycznie przyda się mój świetny gust – powiedziałem, a ona
parsknęła śmiechem. – Wątpisz w to, że znam się na kobiecych ubraniach?
- Myślę, że na
kobiecych znasz się lepiej niż na męskich – rzuciła rozbawiona. – Nie, żebyś
źle się ubierał – dodała szybko, chcąc wyjaśnić to średnio trafione
stwierdzenie. – Chodziło mi po prostu...
- Zrozumiałem –
odparłem. – I w zasadzie to nie zaprzeczę.
- Więc wchodzisz
ze mną? Potem możemy iść gdzieś jeszcze, jeśli masz czas.
- Nieograniczoną
ilość. Dobra, chodźmy.
Na
szczęście Kim nie należała to tej części dziewczyn, które w sklepach z ubraniami
mogą spędzić cały dzień. Przymierzyła zaledwie kilka sukienek i tak naprawdę w
każdej wyglądała obłędnie. Wybrała jednak najprostszą. Granatową, na długi
rękaw, ale z odkrytymi ramionami, idealnie dopasowaną. Dopiero mniej więcej od
poziomu ud sukienka była trochę luźniejsza i prosta. Nazwała ten krój jakoś tak
dziwnie, ale nie wnikałem bardziej. Najważniejsze, że jej się podobała, a że
miała figurę wręcz idealną, to wyglądała w niej przepięknie. Stwierdziła, że
weźmie tę, kiedy gapiłem się na nią przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, co
powiedzieć. Zapraszając ją w ostatnim momencie doszedłem do wniosku, że zapłacę
za jej zakupy, czemu oczywiście była przeciwna, ale ostatecznie uległa, bo nie
chciało mi się z nią dłużej dyskutować, a zagroziłem, że jeśli się na to nie
zgodzi, to będziemy siedzieć w sklepie tak długo, aż zmieni zdanie. Trochę się
zdenerwowała i obraziła, ale wiedziała, że jestem uparty, więc dała spokój.
Postawiła tylko warunek, że płaci za kawę, więc dla świętego spokoju, tym razem
ja się na to zgodziłem.
Nie
poszliśmy jednak do Pubu Pod Trzema Miotłami, bo było to zbyt ryzykowne. Udało
nam się jednak znaleźć wolne miejsce w jakiejś kawiarni, w której podobno była
z dziewczynami ostatnim razem.
- Całkiem tu
przyjemnie – stwierdziła, kiedy dostaliśmy już nasze zamówienie i siedzieliśmy
teraz w ciepłym wnętrzu przesyconym intensywnym aromatem mocnej kawy.
- Nigdy tu w
zasadzie nie byłem, ale faktycznie dosyć ładnie – przytaknąłem. Zresztą,
wszędzie byłoby mi dobrze w jej towarzystwie. – Wiesz, trochę mi głupio z
powodu Bethany – powiedziałem, ale ona wzruszyła tylko ramionami.
- Szczerze
powiedziawszy to mi niezbyt. Od kiedy tu przyjechałyśmy mam jej serdecznie
dosyć. Nie poznaję jej. Ciągle ma do mnie jakieś pretensje, o wszystko się obraża,
nie chce nigdzie wychodzić, a od kiedy faktycznie zerwałam z Nigelem, naciska
mnie bez przerwy w jego sprawie i sugeruje przemyśleć wszystko jeszcze raz.
Wiesz, podejrzewam, że się z nią kontaktował i prosił o to, żeby jakoś na mnie
wpłynęła. Nie przypuszczałam jednak, że stanie po jego stronie. W pewnym sensie
go rozumiem. Na jego miejscu zachowałabym się pewnie tak samo, ale ja naprawdę
nie chcę mieć z nim już nic wspólnego. Jestem świadoma tego, że w końcu
będziemy musieli jeszcze raz porozmawiać na spokojnie, ale nie jestem jeszcze
na to gotowa.
- Wiesz, wcale
się nie dziwię, że tak łatwo nie chce odpuścić.
- To znaczy?
- To znaczy
tylko i wyłącznie to, że na jego miejscu zrobiłbym to samo i też nie pozwolił
ci odejść.
- Nawet wtedy,
kiedy byłabym z tego powodu szczęśliwsza?
- To zależy. Z
początku na pewno nie. Później może i owszem. Zerwałaś z nim nagle i w zasadzie
bez żadnego powodu, który on by widział. Tylko i wyłącznie dlatego, że tobie to
pasowało.
- I uważasz, że
to nie jest w porządku?
- Może i nie
jest, ale gdybym chciał czy musiał, zrobiłbym tak samo, więc cię nie krytykuję.
Na palcach jednej ręki policzyłbym osoby, których dobro przedłożyłbym nad swoje
szczęście. Jakkolwiek bezuczuciowo to brzmi.
- Niektórzy
zasługują na twój priorytet, a inni nie i nic z tym nie zrobisz, ale dobra,
zmieńmy temat, bo nie o Nigelu mieliśmy rozmawiać. Z Jamesem wszystko w
porządku? Lily była dosyć przejęta. – Wzruszyłem ramionami.
- Evans zawsze
przeżywa wszystko bardziej niż powinna. Szczególnie, jeśli chodzi o Pottera, a
cała sytuacja jest zwyczajnie dziwna i tyle. – Kim zmierzyła mnie spojrzeniem.
- To chyba
dobrze, że przeżywa, martwi się i go wspiera, nie? Na tym to wszystko polega.
- Nie mówię
przecież, że nie. Po prostu dla kogoś takiego jak ja, ich wzajemne martwienie
się o siebie jest trochę, jakby to powiedzieć, abstrakcyjne.
- Chyba trochę
jednak przesadzasz. Pasują do siebie idealnie. Widać, że James świata poza nią
nie widzi.
- To na pewno.
Gdybyś wiedziała, ile ja się nasłuchałem jego żali, zanim Evans zgodziła się z
nim być.
- Słyszałam, że
to długa historia – uśmiechnęła się.
- Życia nie
starczy, żeby opowiedzieć – stwierdziłem.
- Ale może
właśnie to ma swój urok? Będą mieli co wspominać na starość.
- Może. Swoją
drogą, czemu w ogóle o nich gadamy?
- A o czym innym
chcesz rozmawiać?
- Nie wiem.
- Właśnie, mogę
cię o coś spytać? – zapytała, zastanawiając się nad czymś.
- Jasne.
- Kojarzysz
dyrektorkę Beauxbatons? – Serce zabiło mi mocniej, słysząc jej pytanie. Jasne,
że kojarzyłem. Spotykałem się z nią przecież w czasie, kiedy Hill nie chciała
ze mną gadać. Pomogła mi również zachować w tajemnicy sytuację z pełni.
- Kojarzę –
odparłem, starając się, by zabrzmiało to jak najbardziej beznamiętnie, ale
Kimberly chyba nie zwróciła na to większej uwagi. – A co z nią?
- No właśnie
trochę dziwna sprawa, bo razem z Bethany dostałyśmy od niej zaproszenie na
jakieś przyjęcie bożonarodzeniowe. Trochę dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że w
zasadzie jej nie znamy. – Słysząc to, prawie zakrztusiłem się kawą. – W
porządku? – spytała, wstając, żeby mi pomóc, ale pokręciłem głową na znak, że
nie trzeba.
- Tak –
powiedziałem, kiedy już udało mi się zażegnać kryzysową sytuację.
- Więc co o tym
myślisz? – Patrzyła na mnie, oczekując odpowiedzi.
- W zasadzie to
sam nie wiem, bo dostałem identyczne zaproszenie – przyznałem.
Kilka
dni temu, kiedy widziałem się wieczorem z La Brun, ta wręczyła mi zaproszenie
na przyjęcie, które organizowała dzień przed wigilią. Z jednej strony wydawało
mi się to wszystko dziwne, z drugiej logiczne. Cały ten zjazd miał na celu
międzynarodową integrację w czasach, kiedy wszystkim przyszło walczyć przeciwko
jednemu. Nie powiedziała mi jednak, kogo dokładnie miała zamiar na to przyjęcie
ściągnąć. Jak widać pozapraszała ludzi ze wszystkich trzech szkół, jednak nie
miałem pojęcia, na jakiej zasadzie ich powybierała, bo z tego, co zdążyłem się przez
te kilka dni zorientować, zaproszenia dostali różni ludzie, zarówno ci
inteligentni jak i największe ofiary w całej szkole. Nie wiedziałem, co chciała
przez to osiągnąć. Upierała się, że mam przyjść na to jej przyjęcie, ale w
pierwszej chwili odmówiłem. Z mojego punktu widzenia było to zbyt ryzykowne.
Gdyby wyszło na jaw, że spotykałem się z nią przez pewien czas na płaszczyźnie
prywatnej, oboje mielibyśmy duże problemy, a ludzie zawsze szukają sensacji.
Prosiła mnie długo, aż w końcu uległem i obiecałem, że przyjdę, teraz jednak
musiałem zmienić zdanie. Nie chodziło już nawet o to, że nie wiedziałem, co
zrobić z Kim, a co z La Brun. Po prostu wiedziałem, że jeśli one dwie spotkają
się w jednym miejscu razem ze mną, Hill od razu zorientuje się, że z dyrektorką
Beauxbatons łączy mnie coś więcej. Tego byłem pewny.
- Wybierasz się
na to przyjęcie? – Kimberly nadal ciągnęła temat, więc wzruszyłem tylko
ramionami.
- Sam nie wiem –
odparłem, zastanawiając się, jak to wszystko teraz rozegrać. – A ty?
- Szczerze
powiedziawszy, to niezbyt chce mi się tam iść, z drugiej strony to jednak
dyrektorka szkoły i chyba nie będzie kulturalne zignorowanie jej zaproszenia.
Jak myślisz?
- A Bethany chce
iść?
- O dziwo tak,
może dlatego, że to dla niej jakieś wyróżnienie? Ostatnio mam wrażenie, że
czuje się, jakby żyła w moim cieniu. Może dlatego próbuje zwrócić na siebie
uwagę. Przecież nigdy nie traktowałam jej jako gorszej od siebie. Zresztą,
dlaczego niby mam uważać, że jestem lepsza niż ktokolwiek inny? Lubię ludzi,
lubię z nimi rozmawiać, spotykać się, pomagać, jeśli tylko mogę. Ona woli nie
być w centrum zainteresowania – powiedziała z lekkim żalem. – Może to
faktycznie moja wina? Może powinnam z nią porozmawiać? – spojrzała na mnie,
oczekując jakiejś odpowiedzi, ale nie potrafiłem jej pomóc. Nie znałem jej
przyjaciółki, bo nie dała się w żaden sposób poznać. Fakt, zachowywała się
dziwnie i bez przerwy była obrażona na cały świat, ale nie wiedziałem, dlaczego
tak jest i nie wiedziałem, czy przed przyjazdem tutaj, było tak samo czy
inaczej.
- Rozmowa nigdy
nie jest zła – stwierdziłem. – Może uda ci się wyciągnąć od niej, jaki ma
problem. Może jest on związany z całkiem czymś innym niż tobą. Wiesz, czego
nauczyłem się, żyjąc w moim rodzinnym domu?
- Czego? –
spojrzała na mnie z zainteresowaniem, ale i jakimś bólem wypisanym na twarzy.
- Tego, żeby nie
szukać na siłę winy w samym sobie, dopóki nie masz na to konkretnych dowodów.
Może i nie jest to przepis do zastosowania w każdej sytuacji, ale myślę, że
tutaj się sprawdzi. Poza tym – pochyliłem się teraz nad dzielącym nas stołem i
złapałem ją za dłoń. Ryzykowne, to fakt, ale nie zabrała ręki ani nawet nie
odwróciła wzroku, patrząc na mnie uważnie. – Poza tym – powtórzyłem. – Jesteś
najcudowniejszą dziewczyną, jaką spotkałem w całym swoim życiu.
- A ja cieszę
się, że cię poznałam. Naprawdę – dodała i uśmiechnęła się. Patrzyliśmy na
siebie długą chwilę w milczeniu, aż w końcu to ja pierwszy odwróciłem wzrok.
- Wracajmy już –
zaproponowałem. – Nie chcę wpakować cię w żadne kłopoty. – Kim była lekko
zaskoczona moją nagłą zmianą zachowania, ale nic nie powiedziała, tylko skinęła
głową i przyznała mi rację, że powinniśmy się powoli zbierać, bo Bethany
zacznie w końcu coś podejrzewać, a nie ma dzisiaj nastroju na kłótnię z nią.
Wróciliśmy więc z powrotem do zamku,
niewiele się do siebie odzywając do końca drogi. Coś się dzisiaj stało, oboje
to poczuliśmy, a ja znowu uwierzyłem, że Kimberly jest osobą, która sprawia, że
czuję się szczęśliwy. Tak zwyczajnie. I bez względu na to, co można by o tym
powiedzieć i jak można by to podważyć, czułem po prostu to, co czułem, bez
względu na wszystko, bez względu na okres czasu.
Odprowadziłem
ją do wieży, lecz zanim rozstaliśmy się i każdy z nas poszedł załatwić swoje
sprawy, zatrzymałem ją jeszcze.
- Kim? –
Odwróciła się w moją stronę.
- Słucham?
- Wiem, że moja
prośba może ci się wydać dziwna i nie na miejscu, ale mogłabyś mi coś obiecać?
Tak w ciemno? – Patrzyła na mnie długą chwilę, a ja modliłem się w myślach, by
się zgodziła.
- Mogę – odparła
w końcu, posyłając mi zainteresowane spojrzenie.
- Wybiegam w
przyszłość, ale… Kiedy stąd wyjedziesz… Obiecasz mi, że nadal będziemy
utrzymywać kontakt? Chciałbym tego, bo… – Nie dała mi wytłumaczyć, dlaczego ją
o to proszę i może było to w tym wszystkim kluczowe.
- Obiecuję.
~ * ~
Po dzisiejszym wyjściu z Kim do Hogsmeade
postanowiłem, że nie pokażę się na przyjęciu świątecznym La Brun. Co więcej,
nie będę się z nią dalej spotykał. Na Kimberly zależało mi zdecydowanie
bardziej. Beatrice była z kolei tylko romansem, który nie miał dalszej racji
bytu. Z drugiej strony ona też miała w sobie coś takiego, co mnie fascynowało.
Obawiałem się również, że nie spodoba jej się moja decyzja. Chciałem z nią
jednak porozmawiać i zobaczyć, jak ona widzi naszą dalszą znajomość. Miałem
nadal przy sobie pelerynę niewidkę i mapę, więc od razu po rozstaniu z Hill,
udałem się do gabinetu La Brun. Spędzała w nim dużo czasu i przeważnie tam
można ją było zastać, bo tak naprawdę, prócz jakichś oficjalnych rozmów z
Dumbledorem, nie miała zbyt wiele do roboty. Korzystając z mapy, rozeznałem się
w sytuacji i poczekałem cierpliwie, bo akurat był u niej któryś z jej uczniów.
Siedział tam dosyć długo, więc powoli zacząłem się irytować, bo czas
nieubłaganie zbliżał się ku wieczorowi, a ja musiałem jeszcze porozmawiać z
Rogaczem i Evans o moim planie zdemaskowania intrygi Corinne. Dziwiło mnie to,
że Potter aż tak dał się jej wykiwać. Od początku mówiłem mu, że Lautier do
normalnych nie należy, ale mnie nie słuchał, więc zaprzestałem mojego gadania.
Nie spodziewałem się jednak takiej afery. Czy stosowanie w taki sposób Eliksiru
Zapomnienia było w ogóle legalne? Tego nie wiedziałem, bo nie spotkałem się
wcześniej z żadną informacją, o użyciu go w ten sposób. Uważałem jednak, że
Corinne łatwo da się pokonać własną bronią. Wystarczy tylko umieć to zrobić.
Dwadzieścia minut później, drzwi do
gabinetu La Brun otworzyły się w końcu i wyszedł z niego jakiś mały chłopak z
blond włosami, ubrany w granatową szatę. Normalnie poczekałbym jeszcze chwilę i
upewnił się, że nie wróci z jakimś kolejnym problemem, ale doszedłem do
wniosku, że nie będzie on zbyt groźny nawet, jeśli zastanie nas razem w
gabinecie, więc postanowiłem wejść do środka. Po korytarzu kręciło się trochę
ludzi, więc nie ściągnąłem z siebie peleryny, tylko pod przykryciem otworzyłem
drzwi i wszedłem do pokoju. Nie przemyślałem tego, w jaki sposób wytłumaczę się
dyrektorce z mojego gadżetu, a wolałem, żeby nie dowiedziała się o tej
pelerynie, ale szczęście mi sprzyjało, bo kiedy znalazłem się w środku,
zorientowałem się, że akurat nie ma jej w gabinecie. Drzwi do sypialni były
jednak uchylone i właśnie stamtąd wyszła po krótkiej chwili, w której zdążyłem
już przygotować się do spotkania.
- Syriusz? –
zdziwiła się, widząc mnie, ale nie powiem, żeby była niezadowolona z tego
powodu. – Co ty tutaj robisz? – spytała i podeszła do mnie.
Czułem
się w jej gabinecie nadzwyczaj swobodnie, dlatego czekając na nią te
kilkanaście sekund, usadowiłem się wygodnie w jej fotelu za biurkiem. Nie
wyrzuciła mnie z niego, tylko stanęła obok mnie i oparła się o blat, skupiając
na mnie całą swoją uwagę. Nie widziałem jej dzisiaj na śniadaniu, może dlatego,
że zawsze jadała je najwcześniej jak się dało, czego ja nie podzielałem.
Później rozmawiałem z Lily i byłem z Kim w Hogsmeade, więc zwyczajnie nie dane
nam było się jeszcze dzisiaj spotkać. Zanim jednak odpowiedziałem na zadane przez
nią pytanie, chłonąłem przez długą chwilę jej idealny jak zawsze wygląd, który
sprawiał, że nie byłem już pewny tego, po co tu tak właściwie przeszedłem.
Czekała na moją odpowiedź, wpatrując się we mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami,
które podkreślone miała mocno czarnym kolorem z dodatkiem metalicznego,
granatowego cienia. Połączenie to może i było ryzykowne, bo z zasady nie
lubiłem tak bardzo wymalowanych dziewczyn, gdyż wyglądały po prostu
karykaturalnie, ale jej makijaż był tak równy i idealnie dopracowany, że dawał
nieziemski efekt. Szczególnie przy jej długich, czarnych rzęsach i perfekcyjnie
zrobionych brwiach. Jej bardzo jasna karnacja dodawała temu wszystkiemu mocnego
kontrastu, ale kontrastu powalającego, na granicy przytłaczającego, a jednak idealnie
pasującego. Całość dopełniała suknia na długi rękaw. Jak zwykle prosta, ale
dopasowana w talii. Szara ze srebrną, błyszczącą koronką na wierzchu. Miała
wycięty do piersi dekolt, więc na szyi znajdował się jeszcze podłużny naszyjnik
z niebieskimi kamieniami, a mimo to, w mojej opinii, przesady nie było.
- Musisz się
ubierać w taki sposób? – spytałem w końcu, zamiast odpowiedzieć na zadane przez
nią pytanie, na co ta uśmiechnęła się tylko.
- W taki, czyli
jaki? – odparła, dobrze wiedząc, o co mi chodzi, ale lubiła się ze mną droczyć,
co zauważyłem bardzo szybko. Wiedziała, że przeważnie nie mogę oderwać od niej
wzroku, choćbym bardzo chciał. Zazwyczaj jednak nie chciałem.
- W taki, że
gapi się na ciebie cała męska część osób w zamku – powiedziałem, nie odwracając
wzroku od jej oczu. Ona również tego nie zrobiła.
- Ubieram się
tak, odkąd skończyłam naukę w szkole – wyjaśniła. – Nie wyobrażam sobie,
założyć czegoś…
- Mniej
kontrowersyjnego? – wszedłem jej w słowo.
- Może być i
kontrowersyjne, jeśli uważasz, że tak właśnie jest.
- Tylko, że w
Hogwarcie nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś taki jak ty, chodzi po
korytarzach zamku – zauważyłem.
- Jesteś
zazdrosny? – spytała, uśmiechając się ponownie i prawie przechodząc następnie
do śmiechu.
Prawie,
bo jednak tego nie zrobiła, gdyż jej śmiech i moja cisnąca się na usta
odpowiedź zostały w tej samej chwili zablokowane naszym pocałunkiem, a
całowanie się z nią było tak nieziemskim uczuciem, że w zasadzie kompletnie już
zapomniałem, po co do niej przyszedłem. Po długich kilkunastu sekundach
odsunęła się ode mnie i ponownie spojrzała mi w oczy. Nie zabrałem jednak dłoni
z jej bioder, co wykorzystała, bo popchnęła mnie z powrotem na fotel i sama
usiadła na moich kolanach.
- W porządku,
kiedy formalności przywitania mamy już za sobą, powiesz mi, co cię do mnie
sprowadza? Nie mieliśmy się dzisiaj widzieć – zauważyła.
- Wiem, ale
musimy porozmawiać – oznajmiłem.
- Brzmi groźnie
– rzuciła rozbawiona, a kiedy spojrzała na mnie ponownie, jej wyraz twarzy
trochę się zmienił. – Widzę, że to coś poważnego.
- Nie wiem, czy
poważnego, czy nie, ale… Możesz mi wytłumaczyć, co ty wymyśliłaś z tym swoim
przyjęciem bożonarodzeniowym? – La Brun wywróciła oczami.
- Znowu będziemy
wałkować ten temat? Chyba już ostatnio o tym rozmawialiśmy?
- Tak, ale
dopiero dzisiaj dowiedziałem się, kogo jeszcze zaprosiłaś na to przyjęcie.
- Syriusz,
pozapraszałam wiele osób z każdej z trzech szkół. Chyba o to w tym chodzi, nie?
Integracja przeciwko temu, co się dzieje na świecie. Znam swoich uczniów,
pozostałych ludzi nie, więc wybrałam losowo po rozmowach z Albertem i Albusem.
Jaki masz z tym problem? Przecież nikt nie będzie podejrzewał nas o romans,
proszę cię.
- No właśnie nie
do końca jestem tego taki pewny. Jedna dziewczyna, którą zaprosiłaś, kiedy
tylko zobaczy nas razem w jednym miejscu, zorientuje się od razu. Wierz mi, że
właśnie tak będzie.
- I mam
rozumieć, że przez tę jedną dziewczynę, nie zaszczycisz mnie obecnością na moim
przyjęciu?
- Dobrze rozumiesz.
Mówiłem ci już ostatnio, że nie będzie dobrze, jeśli się na nim zjawię.
- A ja uważam,
że wręcz przeciwnie. Proszę cię, wiele może sobie ona pomyśleć, ale szczerze
wątpię, by komukolwiek przyszło do głowy, że łączy nas coś więcej. Kto by
chciał się w to mieszać oficjalnie i robić z tego jakąkolwiek aferę?
Szczególnie, że nie będzie miał na to żadnych dowodów? – Nie odpowiedziałem.
Dałem jej znak, że chcę wstać, więc zeszła z moich kolan i pozwoliła na to, bym
odsunął się od niej na bezpieczną odległość i wszystko szybko jeszcze raz przemyślał.
- Posłuchaj,
Beatrice, jeśli ktokolwiek dowie się, co nas łączyło, wyrzucą mnie ze szkoły,
co jest w zasadzie i tak mało ważne, ale ciebie zdegradują i będzie koniec
twoich rządów w Beauxbatons. Chcesz tego?
- Oczywiście, że
nie, ale zapewniam cię, że do niczego takiego nie dojdzie. Przysięgam. Zależy
mi na tobie, Syriusz. A gdyby cokolwiek kiedyś wymknęło się spod kontroli, to zaprzeczę
każdym plotkom, a moje słowo przeciwko zarzutom kogoś innego, będzie miało większe
znaczenie – powiedziała, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Nie sądziłem, że w
jakikolwiek sposób może jej na mnie zależeć, ale tym całym wyznaniem, zmiękczyła
mnie. – Jeśli chcesz, obiecam, że na przyjęciu tylko się z tobą przywitam i
więcej nie zamienimy żadnego słowa.
- To po co w
takim razie w ogóle mam przychodzić?
- Bo jeśli nie
przyjdziesz, mimo mojego zaproszenia, to będzie to bardziej podejrzane.
Posłuchaj… – La Brun obeszła teraz biurko i ponownie zbliżyła się do mnie,
stając naprzeciwko. – Zależy mi na tobie. Jesteś cudownym facetem i nie chcę,
byś miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty. Już raz cię od nich wybawiłam, czyż
nie? Myślisz, że celowo chciałabym cię zniszczyć? Niby w jakim celu? Jak sam
zauważyłeś, gdy wydam ciebie, wydam również siebie. Chcę się z tobą nadal
spotykać, ale dobrze. Jeśli uważasz, że lepiej będzie, kiedy nie przyjdziesz,
uszanuję twoją decyzję. Każdy ma prawo nie potwierdzić obecności. Jeśli uznasz,
że nie chcesz się więcej ze mną widzieć, również przyjmę to do wiadomości i nie
będę robić ci żadnych problemów. Rozumiem, że nie możesz sobie pozwolić na taki
skandal. Przemyśl to jeszcze raz, a potem daj mi odpowiedź.
Naprawdę nie wiedziałem, co mam
zrobić. Z czystej ciekawości i chęci zobaczenia La Brun chciałem iść na to
przyjęcie, ale praktycznie rzecz biorąc, było to ryzykowne. Staraliśmy się
bardzo, by spotykać się tylko w jej gabinecie, a na korytarzu wymieniać jedynie
słowa powitania i to też tylko wtedy, kiedy było to konieczne, ale mimo
wszystko nadal kiedyś mogło się to wydać. Szczerze powiedziawszy, zdziwiłbym
się bardzo, gdyby Dumbledore wywalił mnie ze szkoły za romans z dyrektorką
Beauxbatons i to na dodatek na ostatnim roku, ale spotykanie się z nią, nadal
stanowiło maksimum możliwości, jeśli chodzi o skalę mojej skłonności do ryzyka.
Z drugiej strony, mimo, iż moja relacja z nią ograniczała się w większości do
relacji czysto fizycznej, podobało mi się to. Miałem mętlik w głowie. Chciałem,
by Kimberly znowu mi zaufała, a jednocześnie nadal pragnąłem dotykać La Brun. Jej
ust…
- W porządku. Przyjdę
na to przyjęcie.