Witajcie,
kolejny rozdział składa się tak jakby z trzech osobnych wydarzeń głównych, więc tym razem podzielę go na trzy części. Mam nadzieję, że jakoś przeżyjecie ten fakt xD Przepraszam, że rozdział opublikowany dopiero po czternastej, ale dopiero co wróciłam do domu, a i wcześniej też nie miałam go kiedy przygotować.
Widzę również, że mam sporo notek do nadrobienia na waszych blogach. Nie wiem, czy zdążę nadrobić wszystko do końca tygodnia, ale na pewno zrobię to do końca przyszłego :)
Kolejna część już za tydzień, a teraz zapraszam do czytania.
Pozdrawiam
Luthien
***
Ann Vick
Od początku października trochę się zmieniło. Potter naprawdę dał Lily spokój, ale mimo tego, iż w końcu spełniło się jej marzenie, nie wyglądała na zadowoloną. Co więcej, uważałam, że jej to nie służyło. Była jakby przybita i o ile wcześniej tego nie robiła, teraz wlepiała wszystkim szlabany i ciągle narzekała na Huncwotów, chociaż od tygodnia rzadko kiedy z nimi rozmawiała. Dodatkowo niepokoiły mnie jej coraz częstsze zniknięcia. Nie wiedziałam, gdzie się wtedy podziewa, ale wychodziła w każdej wolnej chwili, czasami nawet na kilka godzin.
~ * ~
Był kolejny piątek. Jak zwykle rano tego cudownego dnia, siedziałyśmy z dziewczynami w Wielkiej Sali. Tym razem rozmawiałyśmy o jutrzejszym wypadzie do Hogsmeade. Mimo początkowych narzekań Lily na bal bożonarodzeniowy, w końcu postanowiłyśmy, że właśnie jutro kupimy sukienki i inne drobiazgi, dlatego cieszyłam się na to wyjście jeszcze bardziej. Znałam Lily i wiedziałam, że będzie chciała kupić jakąś nijaką sukienkę, jakby to ona powiedziała „nierzucającą się w oczy”, ale nie miałam zamiaru jej na to pozwolić. Tak, chciałam żeby powaliła Jamesa na kolana, bo mimo wszystko nadal im kibicowałam. Oczywiście przyjmowałam „oficjalną wersję”, która przez ostatni tydzień obiegła już całą szkołę, ale analizując ich wzajemne zachowanie, doszłam do swoich wniosków. Nie, inaczej – analizując zachowanie Lily, doszłam do oczywistych wniosków dotyczących ich relacji. Byłam święcie przekonana, że moja przyjaciółka żałuje „rozstania z Potterem”, co świadomie czy nie, okazywała na każdym możliwym kroku. Rogacz też świetnie grał swoją rolę „niedostępnego”. Tak więc przejrzałam ich na wylot i mogłabym się założyć o cokolwiek, że albo wkrótce stworzą dobraną parę, albo do końca się znienawidzą i będą cierpieć. Ta pierwsza wizja była przyjemniejsza do wyobrażenia i miałam nadzieję, że już niedługo się spełni, bo jakoś nie mogłam polubić Puchona Seana Whitby’ego, który coraz częściej i z rosnącym powodzeniem zalecał się do Lily. Może to uprzedzenie do rywali, a może po prostu czekanie na cud, jakim byłby związek mojej przyjaciółki z Potterem, ale grunt, że nie lubiłam nowej „zdobyczy” Lily.
Lily Evans
- Jeszcze chwila i wygniesz ten widelec – powiedziała Dorcas z uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz zorientowałam się, że od kilku minut ściskam w dłoni widelec, nie używając go do jedzenia, gdyż byłam zbyt zajęta obserwowaniem Huncwotów i Pottera obściskującego się z Miriam. Czułam się dziwnie, widząc ich razem, chociaż jeszcze niedawno sama zachęcałam ją, żeby spróbowała z Jamesem. W końcu odłożyłam widelec na talerz i rozprostowałam palce. Poczułam, jak wraca w nich czucie. Dziewczyny podążyły za moim wzrokiem, wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i parsknęły śmiechem.
- Co was tak śmieszy? – spytałam.
- Nic – odparła Dorcas.
- Widzę, że komuś nie podoba się nowy układ – dodała Ann.
- Nie wiem, o czym mówicie. – Znowu zabrałam się za jedzenie, ale nim zdążyłam połknąć jeden kęs, Ann powiedziała:
- Dobrze wiesz, o czym mówimy. – Dorcas pokiwała głową.
- Dobra – rzekłam. – Wiem, o co wam chodzi, ale nie macie racji. Nie dbam o Pottera. Dał mi spokój, więc niech sobie robi, co chce, ale wkurza mnie to, że teraz bawi się moją koleżanką.
- Nie sądzisz, że nie powinno cię to interesować? – spytała Dor. – Co cię obchodzi to, co robi Potter? Przecież te wszystkie dziewczyny mają swój rozum.
- To, że dał mi spokój, nie zmienia faktu, że nadal jest kompletnym idiotą i zakłamanym egoistą – powiedziałam ze złością i rzuciłam sztućce, które z brzękiem upadły na talerz.
Tak, Rogacz był zakłamanym egoistą. Nie powiedział mi, co się stało tamtego wieczora, kiedy dowiedziałam się o śmierci babci. Myślał wtedy tylko o sobie, chciał zostawić sprawę tak, jak było dla niego najlepiej, w związku z czym nadal miałam do niego żal. Jednak to były moje prywatne sprawy, a mnie wkurzało raczej co innego. Przez tak długi czas marzyłam o tym, by Potter dał mi spokój, ale jak już stwierdziłam tydzień temu, nie mogłam się jeszcze z tym pogodzić. To naprawdę było dziwne uczucie, wstawać rano ze świadomością, że czeka na mnie mój chłopak, a nie Rogacz. Po tak długim czasie nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Nie mogłam albo nie chciałam, bo z dnia na dzień czułam, że coraz bardziej mi tego brakuje, a już całkowicie wkurzałam się, widząc Jamesa, marnującego czas kolejnych dziewczyn, które rzucał po kilku dniach.
- Co on w niej widzi? – Dopiero po chwili zorientowałam się, że zadałam to pytanie na głos i trochę się zmieszałam. Dziewczyny chyba jednak tego nie zauważyły, a może po prostu nie chciały.
- Sądzę, że nic – odparła Dorcas, nie odrywając oczu od gazety, którą właśnie czytała. – Po prostu potrzebuje kolejnej zabawki.
- W takim razie co ona widzi w nim? – nie odpuszczałam. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego wszystkie dziewczyny tak do niego lgnęły.
- A co ty w nim widzisz? – spytała Dor, odkładając gazetę i patrząc teraz na mnie uważnie. Jej odpowiedź trochę zbiła mnie z tropu.
- Nie rozumiem – powiedziałam, spuszczając wzrok, co było wielkim błędem, bo w tym momencie do dyskusji włączyła się Ann, co od razu stawiało mnie na przegranej pozycji, gdyż moja blond przyjaciółka potrafiła wyciągnąć zeznania z każdego.
- Lily, daj spokój. Porozmawiajmy poważnie – rzekła Ann, a ja już wiedziałam, że nie spodoba mi się ta rozmowa.
- O czym chcesz niby rozmawiać? – spróbowałam udawać, że temat Pottera nic mnie nie obchodzi, co było niezgodne z prawdą, bo obchodził mnie i to aż za bardzo.
- Od tygodnia nie robisz nic innego, tylko narzekasz na Huncwotów, z którymi nawet nie rozmawiasz. A Potter to już w ogóle twój ulubiony temat.
- I co w związku z tym?
- To, że dobrze wiem, iż nowy układ ci nie pasuje. Tak bardzo go pragnęłaś, że teraz nie potrafisz się do niego dostosować. Nie potrafisz albo po prostu nie chcesz.
Chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem.
- Masz rację – powiedziałam w końcu ze złością, wstając z ławki. – Nie potrafię się do niego dostosować, bo nie mogę znieść faktu, że Potter tak szybko o mnie zapomniał. Męczył mnie przez tyle lat, a teraz tak nagle odpuścił? Co więcej, tego samego dnia już się obściskiwał z Miriam.
- Lily, usiądź – poprosiła Dorcas, ale zbyłam jej prośbę.
- Więc to cię boli – powiedziała Ann z uśmiechem na twarzy.
- Dziewczyny, przestańcie – mówiła dalej Dor, ale żadna z nas jej nie posłuchała. – Czy to ważne co robi Potter? Przecież to nie ma żadnego znaczenia. Nie zachowuje się inaczej niż zwykle.
- Może według ciebie nie ma to żadnego znaczenia, ale dla mnie ma – odparłam.
- Tak, dla ciebie ma to duże znaczenie – zwróciła się do mnie Ann, mrużąc oczy, – bo ci na nim zależy. Naprawdę zależy ci na Jamesie i nie możesz znieść faktu, że w tym momencie bawi się z Miriam, zamiast siedzieć tu z nami i całą uwagę skupiać na tobie. – Potrafiłam znosić prawdę, nawet tę najgorszą i z honorem przyjmować ciosy, ale tego było już za wiele. Jeżeli Ann chce wojny, to będzie ją miała.
- Doprawdy? – odparłam. – A jak ustosunkujesz do tego fakt, że chodzę z Seanem?
- Że co, proszę? – wykrztusiła Dorcas, ale Ann zbytnio się tym nie przejęła.
- Pewnie nie raz zastanawiałaś się, gdzie znikam na całe popołudnia czy wieczory – zwróciłam się do Ann, – więc w końcu oficjalnie cię informuję, że od tygodnia jestem z Seanem i to z nim się wtedy spotykam.
- Lily, ok – powiedziała Dor. – Wytłumacz mi tylko, dlaczego? – poprosiła. – Dlaczego mimo waszych ciągłych nieporozumień, jednak ze sobą chodzicie?
- Powiem ci dlaczego – odezwała się w końcu Ann, zwracając się do Dorcas. – Po tym, jak Potter ją olał, chciała mu zadać cios, który na długo by zapamiętał. Czuła się oszukana i zdradzona, dlatego potrzebowała kogoś, komu mogłaby się wyżalić i nawymyślać na Jamesa, a Sean jest do tego odpowiednią osobą, gdyż sam nienawidzi Pottera.
Kiedy Ann skończyła swoją przemowę, nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
- Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Nie wierzę, że wymyśliłaś coś takiego. Jak...? Nie, naprawdę nie wierzę... W głowie mi się nie mieści, że... – nie potrafiłam dokończyć.
- Dziewczyny, spokojnie – Dor próbowała załagodzić sytuację. – Ann na pewno nie to miała na myśli...
- Nie, Dorcas. Właśnie to miałam na myśli – odparła stanowczo Ann. – Chyba czas najwyższy wyjaśnić kilka spraw.
- Ty już swoje powiedziałaś – stwierdziłam oburzona. – Dziękujemy za twoje komentarze. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie obraził, jak to właśnie zrobiłaś ty, Ann – dodałam, zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Cofnęłam się jednak i powiedziałam jeszcze do Dorcas: – Jutro na mnie nie czekaj. Nie wybieram się ani do Hogsmeade, ani na bal. Życzę miłego dnia – rzuciłam na koniec, a potem opuściłam Wielką Salę.
Byłam wściekła na Ann. Nie rozumiałam, jak mogła powiedzieć coś takiego. Mój związek z Seanem był raczej odskocznią od problemów z Jamesem, ale na pewno nie zemstą. Mimo to Ann po części trafiła w mój czuły punkt. Fakt, bolało mnie to, że Rogacz tak szybko odpuścił, jednak nie mogłam powiedzieć, żeby mi na nim zależało. Nie wiem dlaczego, nagle zmieniłam zdanie, ale musiałam przyznać, że nie pasował mi układ, w którym teraz byłam.
Dorcas Meadowes
Kiedy Lily nie mogła już nas usłyszeć, od razu naskoczyłam na Ann.
- Co ty wyprawiasz?
- O co ci chodzi?
- Musiałaś jej tak powiedzieć? Przecież obiecałyśmy, że nie będziemy się wtrącać ani jej oceniać!
- Musiałam! – powiedziała Ann ze złością. – Nie widzisz, jak ona się zachowuje? Chciała, żeby James dał jej spokój, dopięła swego i co?
- Ann, obie wiemy, że jej na nim zależy, ale nie możemy...
- Dlaczego nie? Czas najwyższy, aby ktoś w końcu jej to uświadomił.
- Kłócąc się z nią? Nie mogłaś z nią porozmawiać po ludzku, na spokojnie?
- Dor – powiedziała Ann zrezygnowana. – Przecież obie wiemy, że to, co zrobiłam, było właściwe, bo nasza przyjaciółka zwykłego tłumaczenia nie rozumie. Ile razy już to przerabiałyśmy?
- Masz rację – odparłam, nadal niezadowolona z tego, co się przed chwilą stało. – Ale obiecaj, że do jutra się z nią pogodzisz. Musimy zaciągnąć ją na ten bal.
- Nie będę pierwsza wyciągać ręki na zgodę – rzekła moja przyjaciółka oburzona.
- Ann – powiedziałam stanowczo. – Ty ją obraziłaś, więc ty przeprosisz.
- Nie obraziłam. Powiedziałam tylko i wyłącznie prawdę.
- Co nie zmienia faktu, że... – mówiłam dalej.
- Nie, Dor. To zmienia fakt. Lily jest moją przyjaciółką i nie mogę patrzeć, jak marnuje sobie życie. Doprowadzę do tego, żeby była z Jamesem nawet, jeśli ma to zniszczyć naszą przyjaźń, a wiesz dlaczego? Bo ona naprawdę go kocha.
- Ann, zrób, jak uważasz, ale masz się z nią pogodzić i nie interesuje mnie, jak to zrobisz – powiedziałam zrezygnowana, wstałam, wyszłam z Wielkiej Sali i udałam się na lekcje.
~ * ~
Byłam zła na Ann za to, co zrobiła, chociaż wiedziałam, że miała rację. Lily zależy na Rogaczu. Sama myślę, że nawet go kocha, ale obiecałyśmy jej, że nie będziemy się wtrącać ani jej oceniać, a Ann właśnie tę obietnicę złamała. Było mi z tego powodu głupio i nie zamierzałam iść w jej ślady, ponieważ Lily była wyrozumiała, kiedy powiedziałam jej o Syriuszu. Mimo to miałam nadzieję, że kłótnia moich przyjaciółek coś da. Chciałam także, żeby do jutra się pogodziły, bo nie wyobrażałam sobie samotnego wypadu do Hogsmeade, a już tym bardziej tego, że będę musiała między nimi wybierać. Westchnęłam. Nie wiedziałam, co robić. I Ann i Lily są strasznie uparte, więc mogą się na siebie gniewać w nieskończoność. Musiałam je pogodzić. Zastanawiałam się tylko jak.
Lily Evans
Przez całe przedpołudnie nie odzywałyśmy się do siebie z Ann. Nadal nie mogłam wybaczyć jej tego, co powiedziała dzisiaj rano i dopóki mnie za to nie przeprosi, nie zakopiemy toporu wojennego. Obiecała, że nie będzie się wtrącać i co? Przy pierwszej okazji wszystko mi wygarnęła. Nie wkurzał mnie nawet sam fakt, że to zrobiła. Po prostu niektóre swoje przemyślenia mogła zachować dla siebie, bo ja i tak nie zerwę z Seanem dla Jamesa, chociażby nie wiem jak, zmieniły się nasze stosunki. Zrobiłam to, co uznałam za słuszne, a nawet Potter znacząco mi w tym pomógł i nie zamierzałam, przynajmniej przez jakiś czas, tego zmieniać.
~ * ~
Po lekcjach poszłam do biblioteki, dlatego, że chciałam odpocząć od Dorcas, próbującej pogodzić mnie z Ann i namówić na bal, a także dlatego, że po południu Sean miał trening. Siedziałam zagłębiona w lekturze opasłego tomu o najdziwniejszych eliksirach, o jakich słyszałam, kiedy usłyszałam krzyk pani Pince.
- Nie wolno biegać po bibliotece! To zakazane! Żadnego szacunku dla książek!
Chwilę potem zobaczyłam zasapanego Severusa, który na mój widok strasznie się zmieszał i szybko zniknął pomiędzy regałami. Mimo to zauważyłam, że wyglądał okropnie. Przekrzywiony krawat, koszula wystająca ze spodni, pognieciona szata i rozczochrane włosy. Byłam pewna, że Huncwoci znowu go dopadli. Kiedyś bym się wściekła i wlepiła im szlaban, ale od ponad roku nie obchodziło mnie to, więc i tym razem zignorowałam ten fakt. Znowu zatopiłam się w lekturze książki, kiedy ktoś się do mnie dosiadł. Kątem oka dostrzegłam rozczochrane brązowe włosy i herb Ravenclawu na szacie.
- Czy ty zawsze musisz mnie znajdować w bibliotece? – spytałam niechętnie.
- Tutaj najprościej cię znaleźć – odparł szatyn o zielonych oczach.
- Czego chcesz?
- Po pierwsze, też się cieszę, że cię widzę – zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
- O co chodzi? – zapytałam, odkładając książkę i ignorując powitanie Krukona.
- Pomyślałem sobie, że pewnie zainteresuje cię fakt, że twój kumpel i jego banda zabawia się z drugoklasistami – wyjaśnił. – Wcześniej mieli też Snape’a.
- Dzięki za informację – odparłam, – ale jakbyś nie zauważył, Potter od tygodnia nie jest już moim kumplem.
- Więc nic się nie zmieniło?
- Nie.
- I jesteś z tego powodu załamana.
- Odpuść sobie – rzekłam ze złością. – Jak już mówiłam, jest mi po prostu przykro, ale do załamania dużo mi brakuje.
- Więc czemu od rana chodzisz wściekła?
- Bo pokłóciłam się z Ann.
- O…?
- O mnie, o nią, o Pottera…
- Po prostu powiedziała prawdę, tak?
- Prawda prawdą, ale nie powinna mówić tego, co powiedziała.
- Też walę ci prawdę prosto w oczy, a jeszcze nigdy mi za to nie przywaliłaś – zauważył.
- Mam zacząć? – spytałam z ironią. – Poza tym z tobą to co innego. Obiektywnie na wszystko patrzysz.
- Kiedy ostatnio powiedziałem, że powinnaś spróbować z Potterem, byłaś innego zdania. – Nie odpowiedziałam. – Nadal tak uważam.
- To przestań, bo nie ma takiej opcji. To w ogóle nie wchodzi w grę.
- Dlaczego?
- Bo nie i daj mi święty spokój.
- Jeszcze półtora roku temu nie pomyślałbym, że możesz rozmawiać z nim za pomocą innych słów niż wyzwiska i się myliłem. To nie ja latałem do ciebie i opowiadałem, jak to super było na spacerze z nim. Jeśli już zaczęłaś się w to bawić, to nie rób teraz odwrotu tylko spróbuj utrzymać to, co było. Nigdy się nie wycofywałaś i zawsze walczyłaś do samego końca.
- Zmieniłam się.
- Właśnie nie rozumiem, dlaczego. To znaczy, rozumiem, ale…
- Nie rozumiesz. Poza tym to on nie chce ze mną gadać i uszanuję jego decyzję.
- Kiedyś byś tego nie zrobiła.
- Ale teraz robię, więc jeśli nadal chcesz mi zawracać głowę i gadać to samo, to daruj sobie, bo nie chce mi się tego słuchać.
- Oj, Evans – uśmiechnął się pobłażliwie. – Widzę, że nie wiesz, co robić. Jesteś zła, bo Potter tak łatwo o tobie zapomniał.
- Czy ty założyłeś z Ann jakiś spisek przeciwko mnie? Czuję się, jakbym miała deja vu. Ten sam sens zawarty w innych słowach – zdenerwowałam się.
- Wbrew pozorom bardzo łatwo cię przejrzeć. Patrzę na ciebie i wiem wszystko.
- Na przykład?
- Pokłóciłaś się z Potterem i jest ci z tego powodu przykro. Posprzeczałaś się z Ann, bo po prostu powiedziała ci prawdę, czym złamała daną obietnicę i to cię zraniło. Co więcej nie jesteś do końca pewna, czy spotykanie się z Whitbym jest właściwe.
- Czemu uważasz, że jest niewłaściwe?
- Nie mówię, że jest niewłaściwe. Uważam tylko, że gdyby naprawdę zależało ci na dobiciu Jamesa, ten dawno by już o tym wiedział, a nadal nikt, oprócz mnie, o tym nie wie.
- Dziewczyny też już wiedzą.
- Ale nie Potter.
- A co on ma do tego, że chodzę z Seanem?
- Oj, Evans, jaka ty jesteś naiwna – powiedział Kevin. – Dobrze wiesz, że nie lubię twoich kolegów rodzaju męskiego, ale sama widzisz, że Potter cię od siebie uzależnił, czyż nie? Chcesz się z nim przyjaźnić, ale z drugiej strony boisz się, jak to będzie wyglądało.
- A co ma do tego Whitby? – spytałam, nie dając się zbić z tropu.
- Czy kiedy zgadzałaś się na ten wasz związek bez zobowiązań, nie byłaś zła na Pottera?
- Byłam.
- Więc sama widzisz. Zgodziłaś się zobaczyć, jak to będzie, żeby dać mu nauczkę i tyle.
- Ty naprawdę nie rozmawiałeś z Ann?
- Nie.
- Nie?
- Nie, a co?
- Mówisz dokładnie to samo, co ona.
- Bo może taka jest prawda.
- Chyba lepiej wiem, co jest prawdą, a co nie.
- Jeśli tak uważasz – odparł od niechcenia, ale widać było, że jest lekko rozbawiony rozmową ze mną.
- Dokładnie tak uważam, więc skończmy tą bezsensowną dyskusję, co?
- Jak sobie życzysz. Mam jednak jeszcze jedno pytanie.
- A dokładniej?
- Jakiś czas temu po szkole chodziły plotki, że całowałaś się z Potterem i chciałem wiedzieć czy to prawda – patrzył teraz na mnie uważnie.
- Przecież mówiłam ci, że całowałam się z nim w pociągu.
- Mówiłaś, ale chodzi mi o dzień, kiedy pewna roślinka, w przeciwieństwie do ciebie, nie polubiła twojego kolegi – wyjaśnił z uśmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Tak, to prawda – powiedziałam lekceważąco. – Całowałam się z nim, ale był to tylko i wyłącznie zakład.
- Zakład? – Kev był trochę zaskoczony.
- Chyba wyraźnie mówię. Zwyczajny zakład i tyle. Nie ma o czym mówić – rzekłam, jednak serce mi się ścisnęło, kiedy pomyślałam o pocałunkach z Rogaczem. Wiedziałam od dziewczyn, w jaki sposób James szybko uciszył plotkę, a mimo to nie chciałam powiedzieć Krukonowi prawdy. Ten jeden jedyny raz świadomie go okłamałam.
- Potter uciszył tą plotkę – zauważył Hilliard.
- I co w związku z tym? Nie prosiłam go o to.
- Więc po co to zrobił?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Zapytaj jego.
W końcu zapadła chwila ciszy, podczas której wpatrywaliśmy się w siebie uważnie.
- To co z tymi drugoklasistami? – spytał w pewnej chwili Kevin.
- Zaraz się nimi zajmę – odparłam i wstałam z miejsca. Krukon podążył za mną. – Sama dam sobie radę.
- Wiem, ale chyba mogę popatrzeć, jak wrzeszczysz na Pottera, nie? – Nie odpowiedziałam, tylko poszłam odłożyć książkę na miejsce, a następnie wyszłam z biblioteki i udałam się na poszukiwanie chłopaków. Snape już mnie nie obchodził, ale Huncwoci nie mogli znęcać się nad młodszymi.
~ * ~
Po stosunkowo krótkich poszukiwaniach, razem z Kevinem, znaleźliśmy Huncwotów na pierwszym piętrze. Przyklejali do sufitu balony z wodą, które następnie spadały na przechodzące korytarzem osoby. Ja również prawie złapałam się na ich sztuczkę, jednak Krukon w porę pociągnął mnie za ramię i woda tylko nieznacznie ochlapała mi dół szaty. Mimo tego, rozeźliło mnie to jeszcze bardziej.
- Oho, twoja eks dziewczyna jest strasznie wkurzona – powiedział Syriusz do Rogacza, gdy mnie zauważył. Teraz pozostała trójka także odwróciła się w moją stronę.
- Wkurzona to ja byłam rano, jak Flitwick odjął nam dwadzieścia punktów za wasze spóźnienie – poinformowałam Łapę, podchodząc do nich. Hilliard stanął kawałek za mną. – Teraz jestem wściekła – dodałam i spojrzałam na Jamesa. Ten jednak wzruszył tylko ramionami.
- Naprawdę urzekła mnie twoja historia – rzekł. – Ale może już sobie pójdziesz i dasz nam dokończyć?
- Nie – rzuciłam ze złością.
- W takim razie...
- Posłuchaj mnie, Potter. Wkurzasz mnie już od dłuższego czasu. Już się przyzwyczaiłam do faktu, że ciągle tracisz punkty, na które ja i inni ciężko harujemy, że robisz głupie kawały i inne zakazane rzeczy, ale nie mogę zrozumieć, jak można być tak ograniczonym umysłowo. Powtarzałam ci już milion razy, że nie możecie znęcać się nad młodszymi. Oni nie są zabawkami, z którymi możesz robić, co chcesz, więc jeśli jeszcze raz dowiem się, że kogoś skrzywdziliście, zapamiętacie mnie na długo. Rozumiemy się? A ty – zwróciłam się teraz do Remusa – powinieneś ich kontrolować! – W końcu skończyłam swoją przemowę. Byłam z niej zadowolona. Byłam także usatysfakcjonowana faktem, że James mi jej nie przerwał, dlatego to, co powiedział teraz, było dla mnie ciosem.
- Nie do końca rozumiem – odparł Rogacz, kiedy skończyłam mówić. – Po pierwsze nad nikim się nie znęcamy. Płacimy im, a oni pozwalają nam testować na sobie różne niegroźne zaklęcia, więc to raczej oni czerpią z tego korzyści.
- Płacicie im za to? – spytałam zdezorientowana. Takiej głupoty jeszcze nie słyszałam.
- Po drugie – ciągnął Rogacz, nie zwracając na mnie uwagi – nie wiem, kto tu kogo teraz obraża, ale chcę powiedzieć, że wcale nie jesteś lepsza. Ja również mówiłem ci milion razy, że mi na tobie zależy, że chcę się z tobą umówić i co? Zero odzewu, więc nie oczekuj ode mnie, że będę tańczył tak, jak mi zagrasz. Jednak... – zawiesił głos i przybrał na twarz uśmiech numer cztery. – Możesz czekać i prosić dalej... Może kiedyś przemyślę to, co powiedziałaś i stanę się lepszym człowiekiem.
Na słowa Jamesa Syriusz i Peter parsknęli śmiechem, a Lupin tylko pokręcił głową. Mnie za to zamurowało. Bezczelność Rogacza była tak wielka, że...
- Jedno z drugim nie ma nic wspólnego! – krzyknęłam. – Ja pracuję na punkty dla całego domu, a ty tracisz je dlatego, żebyś mógł się zabawić. Poza tym ranisz i krzywdzisz innych tylko po to, żeby poprawić sobie humor i pokazać, jaki to jesteś wspaniały.
- I jaki z tego wniosek? – spytał beznamiętnie.
- Taki, że myślisz tylko o sobie. Jesteś idiotą i bezwzględnym egoistą! – krzyknęłam na cały korytarz.
- Hej, uspokójcie się – Remus w końcu zaczął interweniować. Coś długo mu to zajęło, stwierdziłam. James jednak nie zwrócił uwagi na jego słowa, bo już otwierał usta.
- Ty za to zgrywasz samarytankę. Jesteś jedyna w swoim rodzaju i wszystko, co robisz, robisz dla kogoś. Nie wiesz tylko, że jeśli chodzi o egoizm, jesteś podobna do mnie.
- Tak sądzisz? – spytałam.
- Tak, właśnie tak sądzę – odparł stanowczo.
- Może zmienisz zdanie, jeśli dostaniesz kolejny szlaban.
- Nie możesz...
- Jestem prefektem i mogę – znowu miałam przewagę. James przesadził, więc ukaranie go było moim obowiązkiem, chociaż w tym wypadku chyba bardziej zemstą.
- Nie odważysz się – powiedział Rogacz, podchodząc do mnie bliżej.
- Ale ja się odważę i właśnie to robię. – Wszyscy obróciliśmy się w stronę, skąd doszedł nas głos McGonagall, która teraz szła w naszą stronę. Kevin odsunął się, robiąc jej przejście, Łapa i Glizdogon cofnęli się na jej widok, Remus wyprostował się, a ja z Jamesem nie poruszyliśmy się nawet o milimetr.
- Pani profesor – zaczął w końcu Rogacz. – Jaki szlaban? Za co?
- Za zakłócanie porządku. W mojej klasie drugoroczni właśnie piszą test, nad którym nie mogą się skupić, bo wasza dwójka ciągle wrzeszczy.
- To nie... – chciał się tłumaczyć.
- Nie interesuje mnie to, co ma pan do powiedzenia, panie Potter. Nie przewiduję żadnych dyskusji na ten temat. Poza tym w tej chwili macie usunąć z sufitu te balony z wodą.
- Ale…
- Myślę, że wyprawa z Hagridem do Zakazanego Lasu załatwi sprawę. Poinformuję go, że jutro o osiemnastej będziesz gotowy.
- Ale...
- Powiedziałam, że nie ma żadnego ale – McGonagall zakończyła dyskusję. – Nie macie lekcji? – Wszyscy pokręciliśmy głowami. – To idźcie zająć się czymś, co nie łamie regulaminu – powiedziała i znowu znacząco spojrzała na sufit. – A na drugi raz załatwiajcie swoje prywatne sprawy w bardziej cywilizowany sposób – dodała.
- To niesprawiedliwe – powiedział Łapa do Jamesa. – No, ale cóż... – Syriusz uśmiechnął się szeroko. – Chociaż raz mi się upiekło.
- Wiesz, co jest jeszcze niesprawiedliwe? – odparł Rogacz. – To, że znowu zmarnowałem tyle czasu na dziewczynę, która nie jest mnie warta.
Jego wypowiedź była dla mnie lekkim szokiem. Byłam zadowolona z zakończenia sprawy i ukarania Pottera, ale nie mogłam pozwolić, by tak się o mnie wyrażał. Poza tym, zranił mnie. Do tej pory Rogacz był moim najbardziej nachalnym adoratorem, latał za mną, mówił, że mnie kocha, że mu na mnie zależy, że się zmienił, że ja zmieniłam jego życie, że myśli o nas poważnie, więc co się nagle stało? Czemu to wszystko zmieniło się tak szybko? Nie wiedziałam, ale naprawdę czułam się urażona, więc nie czekając, aż McGonagall wejdzie z powrotem do klasy, podeszłam do niego i z całej siły uderzyłam go w twarz. Mimo, iż ból pulsował w mojej ręce, poczułam się trochę lepiej.
Chłopacy byli zdezorientowani, a Potter trzymał się za policzek. Spojrzałam mu prosto w oczy i nie wyczytałam z nich nic. Była w nich tylko obojętność.
- Panno Evans – głos McGonagall wyrwał mnie z transu. Dopiero teraz otrząsnęłam się i powoli odwróciłam w jej stronę, przenosząc wzrok z Jamesa na nią.
- Tak?
- Rozumiem, że w pani przekonaniu pan Potter na to zasłużył, ale w Hogwarcie przemoc jest niedopuszczalna, dlatego dołączy pani jutro do swojego kolegi. Może Zakazany Las zmusi was do przemyślenia swoich zachowań.
- Co? – ożywiłam się. – Szlaban? Jeszcze nigdy...
- Nie zmienię zdania – odparła McGonagall.
Westchnęłam. Jeszcze nigdy w życiu nie dostałam szlabanu. Ten był pierwszy i to z tak głupiego powodu. Byłam załamana i na dodatek zdruzgotana faktem, że będę go musiała odbyć z Potterem.
- A nie mogłabym... – próbowałam negocjować warunki, zmienić szlaban na inny, byleby nie był z Rogaczem, ale nic nie wskórałam. McGonagall dobrze wiedziała, co robi. Zrezygnowana w końcu pogodziłam się z tym przerażającym faktem.
Kiedy wicedyrektorka zniknęła w klasie, odwróciłam się do Huncwotów i od razu zaatakowałam Jamesa.
- Potter, nienawidzę cię – powiedziałam ze złością.
- Już to słyszałem – odparł. – Ale bawi mnie fakt, że dostałaś szlaban.
- Daruj sobie – rzuciłam, odwróciłam się i ruszyłam korytarzem.
- Zmarnowałaś tyle lat mojego życia, więc także mam prawo cię nienawidzić – usłyszałam Jamesa, a zaraz potem stanowczy głos Lupina:
- Rogacz, nie tak się umawialiśmy. Będziesz tego żałował. – Potter jednak nie zwrócił na to uwagi, bo dodał:
- Nie myśl, że jesteś, aż tak wyjątkowa.
Na te słowa stanęłam, ale wykrzesałam tyle sił, by się nie odwrócić. Nie mogłam uwierzyć, że Potter, któremu „tak bardzo na mnie zależało”, nagle się zmienił. Nie oczekiwałam od niego zbyt wiele, ale jego zachowanie naprawdę było dziwne. Nie mogłam jednak nic zrobić. Chce wojny, to będzie ją miał, pomyślałam, chociaż czułam się fatalnie. Jeszcze nikt nigdy tak bardzo mnie nie zranił. Wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się i odparłam:
- Dzięki, że w końcu mi to powiedziałeś. Naprawdę mi ulżyło.
~ * ~
- Daruj sobie – powiedziałam wściekła, kiedy wspinałam się na górę. Kevin szedł za mną, nie odzywając się do tej pory.
- Nie chciałem nic mówić.
- Chciałeś.
- Czy wy naprawdę musicie być tak bezdennie głupi? Przecież to widać, że zależy wam na sobie. Nie rozumiem, jak możecie tak ze sobą walczyć.
- To on zaczął – rzekłam.
- Ale pozwoliłaś mu na to.
- Słyszałeś, co powiedział.
- Słyszałem też, co ty powiedziałaś.
- I co w związku z tym?
- Zraniliście siebie nawzajem.
- Mylisz się.
- Lily, spójrz na mnie – powiedział Kev i złapał mnie za rękę, zatrzymując. Odwróciłam od niego wzrok. Poczułam, jak wilgotnieją mi oczy. – Spójrz na mnie – powtórzył. Zrobiłam, co chciał. – Zależy ci na nim, bardziej niż myślisz – oznajmił.
- Nie – odparłam.
- Ale zranił cię tym, co powiedział – skinęłam głową i się rozpłakałam.
- To on za mną latał, mówił, że mnie kocha, że się zmienił, że mu na mnie zależy, że zmieniłam jego życie, a teraz rzucił mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi. Co z nim jest nie tak? – spytałam, ocierając rękawem łzy z policzków.
- Zależy mu, uwierz mi. Po prostu dajcie sobie trochę czasu. Postawiłaś go przed faktem dokonanym, nie dałaś szansy na jakikolwiek kompromis, więc musi teraz wymyślić inny sposób, na zwrócenie twojej uwagi.
- Mówiąc, że mnie nienawidzi? Sam sobie w ten sposób zaprzecza, czyż nie?
- Ty też powiedziałaś, że go nienawidzisz i uważasz, że to nie było zaprzeczenie? – Nie odpowiedziałam. Mimo wszystko nadal lubiłam Pottera i chciałam się z nim kolegować, więc Kevin miał rację. Nie powinnam tego mówić, ale słowa Rogacza strasznie mnie dotknęły i musiałam się jakoś obronić. – Albo daj mu na jakiś czas spokój, albo pokaż, że ci zależy.
- Nigdy mu nic nie obiecywałam, to on przysięgał, że nie chce mnie traktować jak innych dziewczyn, więc to on powinien prosić o wybaczenie, nie ja – stwierdziłam. – Dałam mu szansę, a on się okazał taki jak wszyscy.
- Może nie o taką szansę mu chodziło.
- Czemu nagle tak go bronisz?
- Nie bronię, Lily. Tylko postaw się na jego miejscu.
- Próbowałam.
- I co?
- I dawno bym już odpuściła.
- On nie odpuścił.
- I jaki z tego wniosek, oprócz tego, że jest głupi?
- Evans, co ja z tobą mam. Półtora roku temu stwierdziłbym, że zwariowałaś, gdybyś mi powiedziała, że zaprzyjaźniłaś się z Potterem. Rok temu wyzwał od idiotek, słysząc, że straciłaś dla niego głowę, kiedy cię całował, a teraz…
- A teraz co powiesz?
- A teraz nie wiem, co powiedzieć. Jeszcze dzisiaj rano nie do końca wierzyłem w to, co mi mówiłaś, ale przed chwilą na własne oczy zobaczyłem, że nie potrafisz okazywać uczuć.
- Dzięki za szczerość, ale niewiele mi pomogłeś – stwierdziłam, już nie płacząc.
- Bo pierwszy raz nie wiem, jak mam ci pomóc. Dałaś mu szansę i uważam, że tym zobowiązałaś się do szukania kompromisu odnośnie waszej znajomości. Może spiszcie sobie jakiś kontrakt czy coś… – uśmiechnął się szeroko, a ja parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na niego uważnie. Jego brązowe włosy były w nieładzie, a zielone oczy patrzyły na mnie przyjaźnie.
- Dzięki, Kev – powiedziałam. – Wiesz, jak mnie podnieść na duchu.
- I za to mnie lubisz – odparł.
- Jak mam się odwdzięczyć? – spytałam.
- Może odrobisz za mnie lekcje z transmutacji… – zaproponował nieśmiało.
- Masz naprawdę niezłe poczucie humoru – rzekłam.
- Nie żartowałem – powiedział z udawaną powagą, a ja posłałam mu litościwe spojrzenie. – Dobra, w takim razie idź, sam sobie napiszę to głupie wypracowanie – dodał naburmuszony. Jeszcze raz uśmiechnęłam się przyjaźnie, a potem pobiegłam do wieży Gryffonów. – Chciej coś znowu ode mnie! – rzucił jeszcze za mną.