Zapraszam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam
Luthien
***
Lily Evans
Przez połowę drogi James nie przestawał się popisywać. Było to jego standardowe zachowanie, którego zwykle nie rezerwował specjalnie dla mnie, ale tym razem byłam jego głównym celem. Czasami nawet dziewczyny nie mogły powstrzymać się od śmiechu, posyłając mi wtedy przepraszające spojrzenia. On naprawdę się na mnie uwziął, pomyślałam. Przez tyle lat nauczyłam się nie zwracać na niego uwagi, ostatnio nawet się do tego przyzwyczaiłam, ale tym razem miałam już dosyć. Irytowały mnie jego głupie historyjki, które uważał za zabawne i wszystkie inne rzeczy, które opowiadał, a przy których jego koledzy ryczeli ze śmiechu, uzupełniając je o szczegóły.
Kiedy kolejny raz James zaczął jedną z opowieści z udziałem Filcha, nie wytrzymałam.
- Dobrze wiesz, że wszyscy słyszeli już wasze bajki, więc nadal nie rozumiem, dlaczego ciągle je opowiadasz? Żałosne – wywróciłam oczami i oznajmiłam, że idę do łazienki, odprowadzana uważnymi spojrzeniami dziewczyn.
Przeszłam parę metrów i wtedy usłyszałam za sobą kroki. Byłam pewna, że Potter wyszedł za mną. Nie zrażało go publiczne ośmieszanie się, ale ze mną wolał spotykać się sam na sam, co mnie strasznie irytowało. Szłam dalej, nie zwracając uwagi na przybliżające się kroki. Uderzyło mnie jednak coś innego. James się nie odzywał, co raczej nie było w jego stylu. Naprawdę mnie to zdziwiło, więc stanęłam. Byłam na niego zła, chociaż może i nie? Nie, nie czułam typowej złości, ale coś trochę innego. Zawód? Tak, to chyba było to.
- Chyba jasno dałam ci do zrozumienia, że... – zaczęłam. Odwróciłam się szybko i mnie zamurowało. Stałam twarzą w twarz nie z Potterem, ale z jednym z najbardziej znienawidzonych przeze mnie Ślizgonów. – Avery?
- Proszę, proszę... Lily Evans. Sama.
- Czego chcesz?
- Dlaczego myślisz, że coś od ciebie chcę? – spytał, udając zaskoczenie. – Nie wszyscy, tak jak Potter, za tobą szaleją.
Może przesadzałam, myśląc, że tylko James potrafił doprowadzać mnie do szału tak szybko. Właśnie znalazłam kogoś, kto był zdolny zrobić to szybciej niż on. Avery, jeden z najpopularniejszych i najgroźniejszych Ślizgonów, na dodatek studiujący czarną magię.
- W takim razie odwal się – powiedziałam ze złością.
- Co tak ostro? Ja tylko szukam naszego wspólnego kolegi.
- To już nie jest mój kolega – powiedziałam lekceważąco, ale poczułam ukłucie w okolicy serca. Jeszcze dwa lata temu powiedziałabym Avery’emu kilka słów więcej, ale nie teraz. Moja przyjaźń z Severusem Snapem, czy cokolwiek to było, skończyła się pod koniec piątej klasy, kiedy ten nazwał mnie szlamą. Czułam się wtedy tak okropnie, że przez miesiąc nie odzywałam się prawie do nikogo. W jednej chwili straciłam to, od czego zaczęła się moja przygoda w świecie magii. To on mnie do niego wprowadził, a potem drastycznie oświadczył z pogardą, że na to nie zasługuję. Płakałam długo, ale w końcu, ze znaczną pomocą dziewczyn i Remusa, uporałam się z tym faktem i teraz Snape nic już dla mnie nie znaczył. Kiedy Huncwoci znęcali się nad nim, ja, jako prefekt, pozwalałam im, patrząc na to z chłodną satysfakcją, powtarzając w duchu, że sam sobie na to zasłużył.
Stałam, wpatrując się w Avery’ego i ściskałam w kieszeni różdżkę, przygotowana na każdy atak z jego strony.
- I tak długo zajęło mu uświadomienie sobie, że nie powinien się z tobą zadawać.
- Przyjaźniliśmy się, a ja próbowałam odciągnąć go od czarnej magii, którą ty się zajmujesz. To bardzo dziwne, że mało kto o tym wie. Zastanówmy się, dlaczego... – zawiesiłam głos. – Może dlatego, że w Hogwarcie jest to z a k a z a n e.
- Hogwart już dawno zszedł na psy, od kiedy zaczęli do niego chodzić tacy jak ty.
- Czyli? – wiedziałam, że go prowokuję. Wiedziałam także, że Avery czuje przede mną pewien respekt, więc zwykle sobie z nim radziłam.
- Szlamy, które trzeba zlikwidować. On się budzi. Już niedługo...
- Bardzo to ciekawe – usłyszałam nagle znajomy głos – ale oszczędź nam tej gadaniny i zniknij stąd.
Avery odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Rogaczem, który celował w niego różdżką.
- James Potter, osobisty ochroniarz Evans.
- Wynoś się stąd, bo jak nie to inaczej pogadamy – powiedział Rogacz.
- Nie musisz się tak unosić – odpowiedział Ślizgon. – Już sobie idę. Na razie Evans.
Avery ominął Jamesa i udał się w przeciwną stronę. Dopiero wtedy ten opuścił różdżkę. Ja także się odwróciłam i poszłam dalej w stronę łazienki. Potter dogonił mnie i szedł obok.
- Czego od ciebie chciał? – spytał po chwili.
- Nie twój interes – odparłam nieuprzejmie, ale on jak zwykle i niestety, się nie zraził. – Czego chcesz? – zapytałam, wysilając się na możliwie najbardziej niekulturalny ton.
- Zastanawiam się, o co ci dzisiaj chodzi. Myślałem, że przed wakacjami się dogadaliśmy. Poza tym nie odpisałaś na żaden z moich listów.
- Już ci powiedziałam, ale mogę powtórzyć jeszcze raz: przeczytałam tylko ten, który dostałam dzisiaj, więc może dlatego nie odpisałam na poprzednie – rzekłam z ironią.
- To jednak nadal nie tłumaczy, dlaczego jesteś na mnie tak bardzo zła. Przecież nic ci nie zrobiłem.
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz, co? Dlaczego nie możesz dać mi spokoju? Masz miliony innych dziewczyn, które oddałyby wszystko, żeby się z tobą umówić, a nękasz właśnie mnie – powiedziałam zła. Szczerze powiedziawszy byłam trochę dotknięta tym, że Potter robił ze mnie idiotkę, pisząc mi w liście te wszystkie rzeczy, których nie zamierzał wprowadzać w życie.
- Umów się ze mną – poprosił.
- Zapomnij, jesteś...
- Skąd możesz wiedzieć, jaki jestem, jeśli nie dajesz nam szansy bliższego poznania się? Nigdy mnie nie lubiłaś, to już wiem, ale w zeszłym roku sobie odpuściliśmy, prawda?
- Prawda, ale…
- Nadal trzymasz mnie na dystans – wszedł mi w słowo.
- Bo dobrze wiem, jaki jesteś. Nie muszę cię bliżej poznawać.
- Jeśli wszystko o mnie wiesz, chodź ze mną na randkę.
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo nie jestem taka jak ty. Jeżeli mam się z kimś umówić, to z chłopakiem, który będzie chciał mnie na dłużej niż jedno spotkanie i od którego ja również dostanę więcej, niż ty możesz zaoferować.
- Skąd wiesz, że ja tego nie chcę? Skąd wiesz, co mogę ci zaoferować? – Tym pytaniem zbił mnie trochę z tropu. Może jednak w tym liście napisał prawdę?
- Znam mnóstwo dziewczyn, które zarwały przez ciebie noce, rozmyślając nad tym, dlaczego je rzuciłeś... – James parsknął śmiechem. – Uważasz, że to zabawne? Wszystkie dziewczyny masz na zawołanie, więc bawisz się nimi jak lalkami, a ja nie chcę być twoją kolejną zabawką.
- Jak na razie jesteś pierwszą, jak ty to ujęłaś, „lalką”, której nie mogę zdobyć.
- Jestem lalką, której ty n i g d y nie zdobędziesz. Jestem na zbyt wysokim poziomie, byś kiedykolwiek mógł do niego dotrzeć – powiedziałam i chciałam iść dalej, ale on kolejny już raz dzisiaj zatrzymał mnie, łapiąc moją rękę. Chcąc nie chcąc, musiałam się do niego odwrócić.
- Myślę, że nie znasz moich możliwości – posłał mi zadowolony uśmiech.
- Myślę, że kolejny raz jesteś zbyt blisko.
- Tak sądzisz? – Tym razem strzeliłam sama do własnej bramki, bo James, zadowolony z mojej odpowiedzi, przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Z n o w u. – Naprawdę zyskuję przy bliższym poznaniu – powiedział.
- Puść mnie!
- Umówisz się ze mną?
- Nie!
- W takim razie chyba mamy problem.
Jak ja go nienawidziłam. Mieszał mi w głowie, a potem bezczelnie to wykorzystywał. Co ja miałam teraz zrobić? Musiałam dojść do jakiegoś kompromisu i to szybko. Myśląc nad tym, co mogłabym mu zaoferować w zamian za wypuszczenie mnie, poczułam nagle, że Potter zmienił pozycję tak, że teraz przyciskał mnie do ściany pociągu. Świetnie, teraz będę się musiała bardziej wysilić, pomyślałam. Serce biło mi jak szalone, kiedy patrzył mi prosto w oczy, czekając na mój ruch. Byłam tak zła, że w obecnej chwili najchętniej bym go zabiła i zakopała.
- Co ty robisz? – spytałam, kiedy udało mi się uwolnić od jego spojrzenia. – Czy mam ci wytłumaczyć, co to znaczy z a b l i s k o?
- Myślę, że doskonale wiem, co to znaczy.
- Doprawdy? – spytałam z ironią. James nadal się uśmiechał. Wiedział, że tę bitwę ma już wygraną. – Zróbmy tak – zaczęłam negocjować. – Ty mnie puścisz, a ja mimo tego, że jestem na ciebie wściekła, będę dla ciebie miła do końca podróży. – Potter zrobił zamyśloną minę i dodał po chwili.
- Myślę, że twoja oferta wystarczy na to, bym się odsunął. – Wywróciłam oczami, a on nadal stał tak, jak do tej pory. Spojrzałam na niego znacząco. Dopiero wtedy odsunął się niechętnie.
- A co mam zrobić, żebyś mnie puścił?
- Hmm, niech pomyślę... Powiesz mi, czemu jesteś na mnie zła i umówisz się ze mną. – No tak, mogłam się tego domyślić.
- Nie ma mowy.
- W takim razie...
- Ale – przerwałam mu – mogę rozważyć twoją propozycję randki. – James chwilę się we mnie wpatrywał, a potem powiedział:
- Niech stracę. – Puścił mnie, ale nadal się nie ruszył. – Mam nadzieję, że rozpatrzysz ją pozytywnie.
- Wątpliwe – odparłam.
- Mimo to, jest jakaś szansa – stwierdził Rogacz. – A jeszcze niedawno myślałem, że nie mogę liczyć nawet na to. – Ja również tak myślałam, ale musiałam coś wymyślić. Nie chciałam spędzić z nim reszty podróży, a byłam pewna, że on mógłby tak stać do czasu, aż dotarlibyśmy do Hogsmeade. Chociaż… Czy na pewno chodziło mi tylko o to, żeby mnie puścił?
Nagle ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Zrobiło mi się żal Rogacza, a ja poczułam, jak opuszcza mnie wola jakiejkolwiek walki. Miałam dosyć ciągłego użerania się z nim. Wszystkie wypadki dzisiejszego dnia, które dotyczyły Jamesa, znacząco na mnie wpłynęły. Nie wiedziałam dlaczego, właśnie dałam mu cień szansy, na którą od dawna liczył. Przecież mogłam po prostu powiedzieć „nie”, tak jak robiłam to do tej pory po kilkanaście razy dziennie. Ale wtedy by mnie nie puścił, próbowałam przekonać samą siebie. Co prawda oboje wiedzieliśmy, jaka będzie moja odpowiedź, bynajmniej taką miałam nadzieję, dlaczego w takim razie odpuścił? O co mu chodziło? Coś mówiło mi, że powinnam jak najszybciej się wycofać, skończyć tą zabawę.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Spojrzałam na niego. James stał i wpatrywał się we mnie ciepłym spojrzeniem swoich orzechowych oczu. Mogłam go wyminąć i odejść. Mogłam odwrócić się i pójść tam, gdzie pierwotnie planowałam. Czy nie na tym mi właśnie zależało, targując się z nim? Jednak nadal tego nie robiłam.
W końcu się ruszyłam. James zrobił mi miejsce. Tego się nie spodziewałam. Kolejny już raz dzisiaj dałam się złapać na to samo zagranie. Potter przewidział mój ruch, dlatego znowu znalazł się bardzo blisko i zanim zdążyłam zareagować, pocałował mnie. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to taka, że chciałabym jak najdłużej trwać w tym stanie. Nikt nigdy nie całował mnie tak, jak to właśnie robił ON. Nawet mój ostatni chłopak, z którym zerwałam przed wakacjami. Nie muszę więc chyba tłumaczyć, że automatycznie odwzajemniłam pocałunek.
W pewnej chwili ogarnął mnie strach. Co ja robię?, pomyślałam z paniką. Przecież to nie tak miało być. Byłam tego świadoma, ale nie mogłam zrobić nic. Nie mogłam albo nie chciałam. Czułam się obezwładniona i pokonana. Wiedziałam o tym, ale nie miałam siły ani chęci by próbować to zmienić.
Całowaliśmy się nadal, a ja czułam się tak, jakbym była małym dzieckiem, odkrywającym zakazany świat dorosłych. Wiedziałam, że robię coś, co jest mi kategorycznie zabronione, a jednak świadomie w tym trwałam. Miałam zamknięte oczy. Potter trzymał mnie tak blisko siebie, że czułam zapach jego perfum, który doprowadzał mnie do obłędu i tonęłam w nim, nie mogąc zaspokoić pragnienia pozostania w jego silnych ramionach.
Dopiero w chwili, kiedy na korytarzu pojawił się profesor Slughorn, zorientowałam się, że stoimy na wprost jego przedziału. Nie panowałam już nad sobą. Nie chciałam, żeby to się skończyło. Usta Jamesa były tak… delikatne, a zarazem pożądliwe. Wszystko krzyczało we mnie nie!, kiedy w końcu Rogacz odsunął się ode mnie.
- Panna Evans – przywitał mnie wesoło Slughorn – i pan Potter – spojrzał na Jamesa. – Na dodatek razem. A już wszyscy straciliśmy nadzieję.
- To nie tak… – zaczęłam, chociaż nie miałam zielonego pojęcia, co chcę powiedzieć. Rogacz nie odezwał się słowem. Co ja narobiłam?! Czułam, jak opanowuje mnie złość, jednak nie potrafiłam powiedzieć z jakiego powodu. Może dlatego, że profesor nam przerwał. Może dlatego, że stało się coś, do czego nigdy nie chciałam dopuścić, a co sprawiło mi naprawdę dużą przyjemność. Może dlatego, że James stał z tym swoim zadowolonym uśmiechem na twarzy, a może dlatego, że to ja złamałam własne zasady moralności.
Gorączkowo myślałam, jak wyjść z twarzą z tej kompromitującej sytuacji. Dlaczego to zrobiłam? Co ja wyprawiam? Co się ze mną dzieje? Teraz już miałam pewność, że jestem zła, nie, wkurzona, na niego. Co on sobie myślał? Nagle wpadłam na pewien pomysł. Głupi, ale miałam nadzieję, że chociaż trochę uratuje sytuację. Slughorn nadal się uśmiechał, a ja czekałam na odpowiedni moment. Teraz, pomyślałam i rzuciłam na Jamesa upiorogacka.
- Jak mogłeś! To, że dziewczyny cię uwielbiają, nie znaczy, że każda chce się od razu z tobą całować. Jesteś egoistycznym, egocentrycznym idiotą z wysoką samooceną.
- Miałaś być dla mnie miła – wychrypiał Rogacz, opędzając się od upiorków. – Poza tym…
- Jestem miła – przerwałam mu, nie dając dokończyć zdania. – Uwierz mi, mogłam rzucić na ciebie coś o wiele gorszego. Poza tym doceń to, że cię nie walnęłam, bo w pełni na to zasługujesz.
Slughorn stał teraz zszokowany. Patrzył to na mnie, to na Jamesa.
- Dzień dobry, panie profesorze – zwróciłam się do niego i posłałam mu swój najładniejszy uśmiech, a potem odwróciłam się i pobiegłam do łazienki. Chciałam jak najszybciej zniknąć z pola widzenia ich obu, więc Slughorn nie zdążył mnie nawet poinformować o spotkaniu Klubu Ślimaka. Usłyszałam jednak, jak zdezorientowany profesor mówi do Pottera:
- Co się tu właściwie stało?
~ * ~
Weszłam do łazienki i z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi. Na szczęście nikogo w niej nie było. Podeszłam do umywalki, oparłam na niej ręce i spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Wyglądałam okropnie i tak też się czułam. Odkręciłam kran i obmyłam twarz zimną wodą. Trochę ochłonęłam, ale nie pomogło to zbyt wiele. Poprawiłam makijaż i przeczesałam włosy. Że też zawsze muszę wpakować się w coś głupiego, pomyślałam. Byłam zła, ale zła na siebie, bo dobrze wiedziałam, jakich sztuczek używa James, a ja głupia dałam się na nie nabrać.
- Lily, jesteś naiwną idiotką – powiedziałam do siebie. Tak, to były dobre określenia.
Zastanawiałam się chwilę, co powinnam teraz zrobić. Nie byłam pewna, czy Rogacz powie o tym incydencie komukolwiek. Wydawało mi się, że nie. Chociaż z nim nigdy nic nie wiadomo, dodałam w myślach. Zaklęłam w duchu. Postanowiłam, że osobiście zapomnę o wszystkim, bo oficjalnie oczywiście nic się nie wydarzyło i łatwo będzie mi to podtrzymywać nawet w wersji dla Ann i Dorcas. Zresztą, kto będzie o to pytał? Udawanie przed innymi, nawet jeżeli znajdą się jakieś podejrzenia, nie będzie problemem, w końcu robię to prawie przez cały czas, myślałam. Zaraz jednak dodałam w duchu, że problem jest. Pocałunek z Jamesem był czymś, o czym nadal nie mogłam zapomnieć. Cudowne uczucie, które teraz nie da mi spokoju, pomyślałam zirytowana. Dlaczego największy idiota w szkole musi najlepiej całować?
- A dlaczego, ty, Lily Evans, chciałaś się z nim całować dalej? – zapytałam samą siebie. – Cholera – teraz zaklęłam głośno.
Wychodząc z łazienki i idąc korytarzem z powrotem do przedziału, zastanawiałam się, czy James nie rzucił na ten ostatni list jakiegoś zaklęcia, które ujawniło się dopiero po otwarciu. Była taka możliwość, ale nie wiedziałam nawet, czy takie zaklęcie istnieje, a nawet jeżeli, wątpiłam, że Potter mógłby je znać. Poza tym to Petunia pierwsza otworzyła ten list, a nie ja. Nie mogłam znaleźć innego racjonalnego wytłumaczenia dla tego, co się dzisiaj ze mną działo. Myślałam jeszcze o jednym, ale to ostatnie napełniało mnie dziwnym strachem. Czułam, że jeżeli dopuszczę je do siebie, stanie się coś złego, dlatego nie myśląc więcej o tym, przybrałam odpowiednią minę i weszłam do przedziału.
Kiedy znalazłam się w środku, zauważyłam, że Rogacza nie ma. Byłam bardzo ciekawa, gdzie on się podziewał.
- Gdzie James? – spytałam, siadając obok Ann.
- Poszedł za tobą, więc to raczej ty powinnaś wiedzieć – odparła moja blond przyjaciółka.
- Coś długo was nie było – stwierdził Syriusz. – Zgubiliście się czy co? – Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie, odwróciłam twarz w stronę okna i przyglądałam się migającym widokom.
James przyszedł kilka minut później niż ja. Wyglądał, jakby się z kimś pobił.
- Co ci się stało? – spytał Lupin, gapiąc się na Pottera, którego idealna fryzura była… no cóż, nie tak idealna jak dwadzieścia minut temu.
- Zapytaj Evans – odparł ze złością. – Rzuciła na mnie upiorogacka.
- Za co? – tym razem zapytał Peter. James nie odpowiedział. Wszyscy z napięciem wpatrywali się w naszą dwójkę, ale ja także nie miałam zamiaru się spowiadać, więc znowu odwróciłam wzrok. Rogacz usiadł na swoim miejscu, a ja spojrzałam na niego. Nie był na mnie zły. Jego oczy, w których widziałam te dobrze mi już znane, radosne ogniki, błyszczały, a z jego twarzy wyczytałam satysfakcję i szczęście.
Osobiście nadal byłam wkurzona na siebie. Ciągle głowiłam się nad tym, jak mogłam dopuścić do tego, co się chwilę temu wydarzyło. Odwróciłam wzrok od Jamesa w chwili, kiedy drzwi przedziału otworzyły się i pojawiła się w nich czarownica z wózkiem ze słodyczami.
- Chcecie coś z wózka? – spytała.
Huncwoci rzucili się w jej stronę, przepychając się w drzwiach. Chwilę potem wracali na swoje miejsca z garściami pełnymi różnych słodyczy. Spojrzałam porozumiewawczo na Ann, a potem spokojnie, nie robiąc tłoku podeszłyśmy do wózka.
- Poproszę dwa dyniowe paszteciki – powiedziałam i wręczyłam czarownicy pieniądze.
- Cześć, Lily – usłyszałam. Schowałam resztę do kieszeni i podniosłam głowę. Po drugiej stronie korytarza stał Sean Whitby z Hufflepuffu.
- Hej, Sean – odparłam. – Co słychać?
- W porządku. A co u ciebie?
- Jakoś leci. – Zapadła cisza. – Muszę iść. Do zobaczenia później – uśmiechnęłam się i wróciłam do przedziału.
- Co to było? – spytała Ann, siadając koło mnie.
- Co? – zapytałam, nie wiedząc, o co jej chodzi.
- Od kiedy rozmawiasz z Seanem?
- O ile wiem, nie jest to zabronione. Poza tym on pierwszy do mnie zagadał, więc grzecznie odpowiedziałam – wyjaśniłam, ale z jej miny wywnioskowałam, że nie była do końca przekonana.
James uważnie przysłuchiwał się naszej wymianie zdań. Kiedy skończyłyśmy, a ja otworzyłam mój dyniowy pasztecik, powiedział, zwracając się do mnie:
- Ale musisz przyznać, że nieźle ca... – Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w niego szybciej, niż on zdążył dokończyć zdanie.
- Tylko spróbuj, a nie wyjdziesz z tego przedziału żywy – zagroziłam mu. James uśmiechnął się szeroko.
- Jak sobie życzysz, ale mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy – dodał.
- Jeśli mówiąc „kiedyś”, masz na myśli „nigdy”, to masz rację – odparłam, schowałam różdżkę i zajęłam się jedzeniem, chociaż wcale nie byłam pewna moich słów.
- Co się właśnie stało? – spytał Syriusz. Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że znowu wszyscy patrzyli na nas zdezorientowani.
- Nie twój interes – powiedziałam ze złością.
Przez resztę drogi James przyglądał mi się uważnie, a ja próbowałam go ignorować. Na szczęście Black rozpoczął temat Quidditcha i cała podróż minęła na omawianiu przyszłych meczy, chociaż ani ja, ani Rogacz, nie braliśmy w tych dyskusjach udziału, zatopieni we własnych myślach.
~ * ~
Pod wieczór dojechaliśmy do Hogsmeade. Chciałam w końcu uwolnić się od Huncwotów, więc zebrałam swoje rzeczy i szybko wyszłam na peron. Dziewczyny dogoniły mnie i razem wsiadłyśmy do pustego powozu. Już miałyśmy ruszyć, ale nie zdążyłyśmy i zanim któraś z nas zareagowała, chłopacy wgramolili się za nami. Ani chwili spokoju, pomyślałam.
- No nie! – jęknęła Ann, jednak tamci tylko uśmiechnęli się złośliwie.
- Wiesz co, wolę jednak siedzieć na przeciwko ciebie niż obok – powiedział James, zajmując miejsce. – Lubię na ciebie patrzeć, nawet wtedy, gdy masz ochotę mnie zabić.
- Nie wytrzymam! Pojadę następnym – oznajmiłam i wstałam.
- Lily, daj spokój – uspokoiła mnie Dor. – Co się z tobą dzisiaj dzieje? Przecież Rogacz nie zachowuje się inaczej niż zwykle. Chyba, że o czymś nie wiem?
Dorcas miała rację. Potter zachowywał się tak, jak zwykle. Z jej tonu wywnioskowałam jednak, że jest bardzo ciekawa, dlaczego James oberwał ode mnie upiorogackiem, ale postanowiłam nikomu o tym nie mówić i miałam zamiar dotrzymać postanowienia. Jeśli chodziło o zachowanie Pottera to dawno już do niego przywykłam i nauczyłam się nie zwracać na nie uwagi, ale po tym wszystkim, co się dzisiaj stało, chciałam jak najszybciej znaleźć się daleko od niego.
- Co masz na myśli? – spytałam jednak z obawą.
- Nic – odparła niepewnie. – Siadaj. – Ann pociągnęła mnie za rękę, a ja chcąc, nie chcąc z powrotem usiadłam.
W końcu ruszyliśmy i wkrótce dotarliśmy do zamku. Po tylu godzinach podróży byłam strasznie głodna. Miałam nadzieję, że Dumbledore nie będzie długo gadał. Poza tym, chciałam jak najszybciej zostać sama.
Weszłyśmy do Wielkiej Sali. Wszyscy nauczyciele siedzieli już na swoich miejscach. Większość ławek przy stołach dla uczniów także była zajęta. Poszukałam wzrokiem jakichś wolnych przy stole Gryfonów i ruszyłam w tamtą stronę.
Kiedy wszyscy byli już obecni, profesor McGonagall wprowadziła pierwszorocznych. Jedni byli przestraszeni, inni zafascynowani zaczarowanym sufitem. Tiara Przydziału nie śpiewała zbyt długo, więc wkrótce Ceremonia Przydziału dobiegła końca. Po przemowie dyrektora rozległy się oklaski. Na stołach pojawiło się jedzenie, a ciszę zastąpiły głośne rozmowy i śmiechy. Pierwszy raz dzisiaj czułam się naprawdę dobrze. Tego brakowało mi przez ostatnie dwa miesiące.
Podczas kolacji przez cały czas myślałam o chwili spokoju i prywatności, ciepłym łóżku i (chociaż nie chciałam) o Jamesie.
Jak co roku, pierwsza noc, była nocą rozmów. Moje współlokatorki także wyznawały tę zasadę, ale chociaż Ann i Dorcas zadawały mi mnóstwo pytań, od razu poszłam spać. Nie chciałam rozmawiać przy świadkach. Poza tym na razie w ogóle nie chciałam dzielić się z nimi moimi obawami, a już na pewno nie tym, co wydarzyło się w pociągu. Chociaż musiałam przyznać, że James miał rację. Naprawdę dobrze całował. Zastanawiałam się tylko, dlaczego sama musiałam się w końcu o tym przekonać.