sobota, 9 maja 2015

26. Zniszczyć wszystkie szlamy cz. II czyli "A nie mam racji?"

Witajcie Kochani, 
przychodzę do Was z drugą częścią rozdziału, w której padają, jakże ważne dla pierwszego etapu związku Lily i Jamesa, słowa. Czy cokolwiek pomogą? To się okaże :) Nie jestem zadowolona z tej całej "akcji", bo wydaje mi się strasznie naciągana i taka jakaś sztuczna, ale obiecuję, że to na dłuższy czas ostatnie ze zdarzeń tego typu.
     Na końcu znajdziecie fragment pisany z perspektywy McGonagall. Jak na razie jest to jedyny wyjątek. Chciałam oprzeć całość na perspektywie poszczególnych uczniów, bez zamiaru wciskania nauczycieli, ale nie miałam innego pomysłu, jak zawrzeć to, co chciałam napisać. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś wyjdę z perspektywą któregoś z nauczycieli. Możliwe, że zrobię to pod koniec 7 klasy i w czasie, kiedy nasi bohaterowie będą już walczyć w Zakonie Feniksa, ale to też kwestia sporna, gdyż nie wiem, czy dotrwam do tego czasu :)
     Z takich ważniejszych ogłoszeń to chciałam jeszcze napisać, że w maju pojawią się jeszcze trzy rozdziały (oprócz tego), które składać się będą na jeden MÓJ rozdział. Czyli trzy części jednego. Nie wiem jeszcze, co zrobię z czerwcem, gdyż wtedy zacznie się sesja, a materiału jest więcej niż w pierwszym semestrze. Po wprowadzeniu paru zmian muszę na bieżąco korygować napisane już rozdziały, co jest w mojej ocenie trudniejsze dla mnie niż pisanie czegoś na nowo, więc nie mam pojęcia, czy dam radę zgrać to z nauką. Możliwe więc, że w czerwcu pojawią się jakieś rozdziały, ale możliwe jest również to, że żadnego nie opublikuję. Poczekamy, zobaczymy :)
     Nie zanudzam was dłużej tym gadaniem bez sensu.

Pozdrawiam
Luthien

*** 

Lily Evans
     Będąc już na dole, zrobiło mi się słabo. Bałam się, jak zareaguje Sean, kiedy kolejny raz przyjdę do niego z banalnymi przeprosinami. Przezwyciężyłam jednak strach i poprosiłam pierwszego lepszego Puchona, by sprawdził czy mój chłopak jest w Pokoju Wspólnym.
- Coś się stało? – spytał Sean, kiedy do mnie wyszedł.
- Nie… A właściwie to tak.
- W takim razie co się stało?
- Chciałam cię przeprosić za to, co powiedziałam na zaklęciach. Byłam wkurzona, bo Potter znowu złamał umowę.
- Czyli jednak było coś na rzeczy?
- Nic związanego z tobą – uśmiechnęłam się. – Miałeś rację, Sean. James nie zasługuje na moje zainteresowanie. Możesz teraz powiedzieć: „A nie mówiłem”. – Puchon zamiast mówić cokolwiek, przytulił mnie tylko.
- Nie przejmuj się – rzekł w końcu. – Do tej pory żyłaś bez niego to i teraz dasz radę – dodał, ale nie miał racji. Ja od pierwszej klasy byłam na Jamesa skazana, od trzeciej stał się nieodłączną częścią mojego życia, w szóstej chyba naprawdę poszliśmy w stronę przyjaźni, którą zaprzepaściliśmy na rzecz czegoś, co teraz do niego czułam. Nie, Sean, od ponad sześciu lat nigdy nie byłam bez niego.

~ * ~

- Black chciał z tobą rozmawiać – usłyszałam w pewnej chwili głos Miriam.
- Black? – spytałam zaskoczona.
- No tak… Coś tam od ciebie chciał. Powiedziałam, że przekażę.
- Dziwne. Dobra pogadam z nim później. – Zapadła chwila ciszy.
- Słyszałam, że Potter zerwał umowę przyjaźni – odezwała się Miriam po chwili.
- Jak widzę, plotki szybko się rozchodzą – odparłam. – Skąd o tym wiesz?
- Po prostu obiło mi się o uszy – rzekła niepewnie.
- Miriam, jesteś zła?
- Nie. Dlaczego? – odpowiedziała szybko. – James ze mną zerwał i tyle. Nie przejmuj się tym.
- Mimo to czuję się głupio, bo uważam, że to moja wina.
- Daj spokój, Lily. Było, minęło. Pogodziłam się z tym, że Potter woli ciebie, że poza tobą świata nie widzi.
- Nie powiedziałabym tego. Ostatnio podjął inną decyzję, a ja mu kolejny raz szansy nie dam.
- Jeszcze się nie zorientowałaś, że on to wszystko robi specjalnie?
- Specjalnie? W takim razie ma świetne metody na zaimponowanie dziewczynie. Jak w ogóle można się na coś takiego nabrać?
- On to robi tylko, jeśli chodzi o ciebie. Ignorowanie cię – zwrócenie twojej uwagi na jego osobę. Posiadanie pięciu dziewczyn w przeciągu tygodnia – przekonanie się, czy jesteś zazdrosna. A wiesz, po co zrywał umowę?
- Oświeć mnie – odparłam, bo Miriam trochę mnie zaskoczyła tym, co właśnie powiedziała.
- Postawił wszystko na jedną kartę, by się przekonać czy chociaż trochę ci na nim zależy.
- Sama to wszystko wydedukowałaś? – spytałam sceptycznie.
- A ty myślałaś, że po co on to robi?
- No nie wiem…
- W takim razie już wiesz. Nie wierzysz mi – stwierdziła Miriam po chwili, widząc moją minę.
- Nie do końca – odparłam. – Czemu sądzisz, że jest tak, jak mówisz? Potter jest cwany, ale żeby aż tak? Nie przesadzajmy.
- Mówię tylko, co słyszałam, a chodząc z jednym z Huncwotów, można się dużo dowiedzieć. – Zamyśliłam się na chwilę. To, co powiedziała Miriam nie było niemożliwe, ale czy naprawdę James był aż tak głupi?
- To co, idziemy? – doleciał do mnie głos Kate.
- Oczywiście – odparła Miriam. – Widzimy się później – zwróciła się do mnie.
- Taa, jasne.
     Kiedy dziewczyny odeszły, także wstałam. Po takiej ilości informacji i to na dodatek w tak krótkim czasie, musiałam się przewietrzyć. Wyszłam więc z wieży, zeszłam na dół i skierowałam się na Błonia. Szybko przemierzyłam pierwszą część terenów zielonych. Chciałam jak zwykle usiąść pod moim ulubionym drzewem, ale coś mnie nagle tknęło i w ostatniej chwili skierowałam się w stronę jeziora.
   Zanim jednak pojawiło się ono w zasięgu mojego wzroku, zauważyłam w oddali Huncwotów, którzy żywo nad czymś rozprawiali. Nadrobiłam więc trochę drogi, żebym tylko nie wpadła w ich pole widzenia i w końcu stanęłam nad brzegiem Wielkiego Jeziora. Przeszłam kawałek wzdłuż niego i usiadłam na trawie. Rozmyślałam chwilę o tym, co powiedzieli James i Miriam. Dopiero teraz poczułam złość wynikającą z rozmowy z Rogaczem. Moja pierwsza reakcja była bardzo łagodna, jakoś nie byłam zbytnio zaskoczona faktem, że Potter tak szybko zerwał umowę. W tym momencie jednak byłam wkurzona, ale nie o to, że nie dotrzymał słowa, tylko o to, że do tej pory nie wiedziałam, jakim cudem śledził mnie wtedy.
      W pewnej chwili niedaleko mnie przeszli Ślizgoni. Avery zatrzymał się chwilę z tyłu, wpatrując się we mnie uważnie. Nie był super atrakcyjnym okazem do oglądania, więc odwróciłam wzrok i próbowałam przebić nim ciemną toń jeziora. Gdzieś tam w głębi żyła ogromna kałamarnica, której jeszcze nikt nie widział. Nagle poczułam nieprzezwyciężoną chęć wskoczenia do wody i ochłonięcia z dzisiejszych wrażeń. Weszłam więc na pobliski pomost i skoczyłam.
     Był koniec października, więc woda była lodowata, ale jakoś nie zwróciłam na to większej uwagi. Unosząc się teraz na powierzchni, czułam się tak, jakby wszystkie problemy spływały ze mnie, dając ukojenie. Popłynęłam kawałek w stronę środka jeziora, zaczynając odczuwać chłód, wynikający z niskiej temperatury wody. Powoli traciłam czucie. Stwierdziłam, że czas wracać, więc zaczęłam płynąć z powrotem. To był głupi pomysł. Nim jednak dopłynęłam do brzegu, ręce i nogi całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa. Teraz, kiedy nie mogłam się poruszyć, szata, nasiąknięta wodą, ciągnęła mnie jeszcze bardziej na dno. Próbowałam coś zrobić, ale w tym momencie poczułam, że coś złapało mnie za nogę i pociągnęło w dół. Znajdowałam się teraz pod wodą. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że mnóstwo druzgotków podąża w moim kierunku. Trzy z nich już mnie szarpały. Próbowałam uwolnić się od tych małych stworzonek, ale nadal nie czułam rąk ani nóg, więc było to trudniejsze niż myślałam. Mimo to, wysiłek, jaki wkładałam w bezsensowne próby ratunku, rozpaczliwie domagał się większej ilości powietrza, którego już nie miałam, a resztka właśnie wyleciała z moich ust w postaci bąbelków. Próbowałam jeszcze chwilę wytrzymać bez konieczności oddychania, ale płuca już mnie zaczynały palić. Czułam jak woda powoli zaczyna do nich docierać.

James Potter
     Byłem bardzo ciekawy, jak potoczą się dalej sprawy z Evans, czy w końcu zdefiniuje to, co do mnie czuje, czy totalnie mnie oleje. Nie wydawało mi się, by wybrała tą drugą opcję, ale z dziewczynami to nigdy nic nie wiadomo.
     Mimo tego, co ogólnie chciałem pokazać, nadal liczyłem na coś więcej z jej strony. Nie rozumiałem jej postępowania. Przez tyle lat byłem świadomy tego, że Evans mnie nienawidzi i nie znosi. To było oczywiste i każdy obiektywny obserwator by to zauważył, ale teraz to już nie było to. Przez ostatni rok tyle się działo, myślałem, że coś się zmieniło i zmieniło, chociaż ona próbowała udawać, że jest inaczej. Jeszcze niedawno lubiła ze mną spacerować wieczorami, rozmawiać, śmiać się. Dlaczego po wakacjach nagle zmieniła zdanie? Bo wie, że nie może zaakceptować tego, co się między nami wydarzyło. Mimo powszechnej opinii nie byłem taki głupi, na jakiego wyglądałem czy się zachowywałem. Rozumiałem więcej, niż się Lily wydawało, a obserwując ją przez tak długi czas, wiedziałem, kiedy jest coś nie tak.
     Po kilku przemyśleniach i poradach Remusa zdecydowałem, że jeszcze raz na spokojnie wszystko jej wytłumaczę. Tym razem zrobię inaczej i zostawię sprawę załatwioną, a nie jak zwykle pozostawioną samą sobie. Biorąc pod uwagę to, co miałem zamiar zrobić, chyba byłem jej to winny. Poza tym doszedłem do wniosku, że zachowałem się jak ostatni dupek, wykorzystując to, co powiedziała mi po imprezie u Slughorna. Nie powinienem tego robić.
     Okazja nadarzyła się szybko. Właśnie siedziałem z chłopakami na Błoniach, kiedy wypatrzyłem ją w oddali. Była sama, a zauważywszy mnie, szybko obrała inną drogę i skierowała się w stronę jeziora. Po co ona tam idzie?, zastanowiłem się. Licząc na chwilę rozmowy „sam na sam”, zerwałem się z miejsca i pobiegłem za nią. Będąc już koło jeziora, zdziwiłem się, bo nigdzie w pobliżu nie zauważyłem Evans. Ogólnie rzecz biorąc, nikogo nie było w tej części Błoni. Jedynie w oddali dostrzegłem, czemu mnie to nie dziwi, grupę Ślizgonów. Jeszcze raz obszedłem jezioro dookoła, zastanawiając się nad tym, że może Lily specjalnie się przede mną schowała.
     Już miałem wrócić z powrotem do chłopaków, ale pod wpływem chwili spojrzałem jeszcze na jezioro i coś przykuło moją uwagę. Spory kawałek od brzegu zobaczyłem na powierzchni, wydobywające się z głębi, bąbelki. Nie byłem pewny, co to oznacza. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to taka, że nieobecność Evans ma z tym coś wspólnego
     Z drugiej strony mogła to być wielka kałamarnica, która tylko zaspokajała swój głód. Mimo wszystko, nie zastanawiając się już dłużej, wskoczyłem do jeziora. Moje życie było nic nie warte bez Lily.
     Czując, jak lodowata woda przesiąka moje ubrania, popłynąłem kawałek w lewo, czyli tam, gdzie wcześniej widziałem bąbelki powietrza. Już po chwili poczułem na nodze uścisk druzgotka, za którym teraz płynęły kolejne. Szybko potraktowałem je zaklęciem i wolny znowu przyspieszyłem. Cały czas musiałem być w ruchu, żeby niska temperatura wody całkowicie nie pozbawiła moich nerwów czucia.
    Na tej głębokości panowały totalne ciemności, więc zapaliłem światło na końcu różdżki i zacząłem się rozglądać. Zanurkowałem jeszcze głębiej i dopiero teraz ujrzałem drobną postać, całkowicie opanowaną przez upierdliwe stworzonka. Potraktowałem druzgotki zaklęciem i podpłynąłem do Lily. Od razu widać było, że jest już na skraju utopienia się. Nie było z nią żadnego kontaktu, dlatego skupiłem się, wyczarowałem patronusa i za jego pośrednictwem wysłałem wiadomość do chłopaków. Była to bardzo zaawansowana magia jak na siódmą klasę, ale dowiedziawszy się o przypadłości Remusa, cała nasza czwórka zmobilizowała się i postanowiła tego nauczyć. Zresztą nie tylko tego, gdyż czasami sytuacja wymagała radykalnych rozwiązań. W końcu złapałem Evans i spróbowałem wyciągnąć ją z wody.
     Odległość od powierzchni była trochę większa niż mi się z początku wydawało, więc wkrótce poczułem ucisk w płucach. Musiałem więc wykorzystać resztki moich sił do maksimum. Wreszcie, po czasie, który wydawał mi się wiecznością, mogłem spokojnie zaczerpnąć powietrza. Kiedy się wynurzyłem, Łapa wskoczył do wody i pomógł mi wyciągnąć Evans. Razem ułożyliśmy ją na ziemi.
     Kiedy tylko jej dotknęła, uklęknąłem obok niej i spróbowałem wyczuć jej oddech, którego oczywiście nie było. Wiedziałem o tym od początku, ale nadal miałem nadzieję, że nie jest tak źle, jak myślałem.
- James, co się stało? – spytał Peter, biegnąc wraz z Remusem w moją stronę.
- Nie oddycha – powiedziałem do Syriusza, który klęczał tuż obok. – Nie wiem, jak daleko dostała się woda. Jeśli coś zrobię, może umrzeć – pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co mam robić.
- Jeśli nie zaczniesz jej ratować, to też umrze. Bardziej już jej nie zaszkodzisz – stwierdził Łapa.
     Ułamek sekundy biłem się z myślami, a potem rozerwałem jej szatę. Jednak znowu się zawahałem.
- James, jeśli chcesz żeby przeżyła…
- Wiem, ale obiecałem sobie, że więcej nie dotknę jej bez jej zgody…
- Stary, co z tobą? – spytał Syriusz. – Nagle zebrało ci się na sentymenty? Jeśli teraz nie zrobisz tego, co powinieneś, bezpowrotnie stracisz dziewczynę swoich marzeń, więc weź się w garść. Ja nie potrafię udzielać pierwszej pomocy. – Spojrzałem teraz na chłopaków. Ich miny mówiły same za siebie.
- Jeśli znowu się wścieknie?
- O to, że ją uratowałeś? – zapytał Glizdek.
- Już dwa razy tak zrobiła.
- Teraz nie będzie miała okazji, jeśli nadal będziesz zwlekać.
     Spojrzałem na jej nieprzytomną twarz i w jednej chwili podjąłem ostateczną decyzję. Odchyliłem jej głowę, dotknąłem jej ust, zrobiłem pięć wdechów. Trzydzieści ucisków, dwa wdechy, trzydzieści ucisków, dwa wdechy… Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem… Trzydzieści. I znowu dwa wdechy. Powtarzałem tę czynność czwarty raz, a ona nadal nie dawała znaków życia. Normalnie już bym zrezygnował, ale fakt, że osobą, którą ratowałem była Evans, kazał mi nie tracić nadziei. Znowu przystąpiłem do uciskania jej klatki piersiowej.
     Wkrótce musiałem pogodzić się z porażką. Tym razem mi się nie udało, pomyślałem z rozpaczą. Już miałem zaprzestać czynności resuscytacyjnych, kiedy Lily zaczęła się krztusić i wypluwać wodę. Odsunąłem się kawałek. Remus uklęknął teraz obok Evans, żeby jej pomóc, a ja opadłem na trawę. Udało się. Jednak się udało.
- James – po jakimś czasie usłyszałem jej cienki i słaby głos. Podniosłem się z ziemi w chwili, kiedy moich uszu dobiegł inny krzyk.
- Co tu się dzieje? – spytał Whitby, podbiegając do Lily. – Co ty tu robisz, Potter? Co cała wasza czwórka tu robi?
- Sean… – odezwała się Evans.
- Czemu za każdym razem, gdy coś się dzieje, ty bierzesz w tym udział? – zwrócił się do mnie, jednocześnie zarzucając swoją suchą szatę na ramiona Lily.
- Czemu za każdym razem, gdy coś się dzieje, ciebie nie ma w pobliżu? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Pójdziemy po panią Pomfrey – rzekł Remus, ciągnąc za sobą Petera. Skinąłem głową.
- Jeszcze jej nie zawiadomiliście? – Sean był oburzony.
- Wybacz, że do tej pory byliśmy zajęci ratowaniem życia twojej dziewczynie – powiedział Black ze złością.
- Ratowaniem? Przestańcie ciągle zawracać jej głowę, to nie będziecie musieli jej ratować.
- Twierdzisz, że to nasza wina, że ona się topiła? Uratowałem jej życie kretynie, bo ciebie jak zwykle przy niej nie było!
- Mam się narzucać tak jak ty?
- Przestańcie – Lily próbowała interweniować, ale nadal ledwo co oddychała.
- Może to by pomogło – odparłem wściekły.
- To twoja wina, że ciągle coś jej się dzieje.
- Po co miałbym ją na cokolwiek narażać? To, że chodzi z takim palantem jak ty nie oznacza, że przestało mi na niej zależeć, że przestałem ją kochać!
- Jesteś skończonym idiotą, Whitby – wtrącił się Łapa. – Naprawdę myślisz, że Rogacz, zabiegając o Evans od ponad sześciu lat, chciałby ją zabić? Ty naprawdę jesteś nienormalny.
- Lily, wiem, że jesteś zła o to, co ci dzisiaj powiedziałem. Chciałem jeszcze raz wszystko z tobą wyjaśnić, żeby tym razem nie zostawiać jak zwykle niedokończonych spraw, ale jak widać moje poświęcenie i narażanie własnego życia, nie ma dla niektórych sensu – spojrzałem z wściekłością na Whitby’ego.
- James – rzekła Evans cicho, a potem znowu zaczęła się krztusić, nadal wypluwając resztki wody. Sean szybko się nią zajął.
     Przerwałem na chwilę i zastanowiłem się nad tym, co pierwotnie chciałem powiedzieć.
- Lily, kocham cię nad życie, ale jeśli w tej chwili zerwiesz z tym kretynem – wskazałem na Whitby’ego – to zrobię wszystko, co będziesz chciała. Dam ci spokój i więcej nie będę cię nękał. Zniknę z twojego życia, jeśli tylko go zostawisz.
     W tej chwili czułem na sobie spojrzenia Łapy i Evans. Sean patrzył w napięciu na swoją dziewczynę, a mi wystarczyło tylko raz spojrzeć jej w oczy, by wiedzieć, jaka będzie odpowiedź niepodlegająca dalszej dyskusji.
- Rozumiem – rzekłem więc w końcu, a potem odwróciłem się i bez słowa ruszyłem do zamku. W stronę pozostawionej przeze mnie pary powoli szło coraz więcej osób, które z daleka zauważyły całą akcję czy zostały o niej poinformowane przez innych. Jak zwykle dałem zrobić z siebie idiotę, pomyślałem ze złością.
- Chcesz to tak zostawić? – spytał po chwili Syriusz, idąc koło mnie.
- A co innego mogę zrobić? – odparłem. – Jeśli po tym, co Sean właśnie pokazał, Lily nie spełniła mojej prośby, nie ma żadnych szans, by kiedykolwiek zmieniła co do mnie zdanie.
- Ale przecież Sean to idiota – rzekł Łapa oburzony.
- I co z tego? Jak widać ona nie potrafi tego dostrzec.
- Ale…
- Black, nie ma żadnego ale. Evans nie chce mieć ze mną do czynienia i ułatwię jej to.
     Szliśmy chwilę w milczeniu. Naprawdę nie rozumiałem zachowania Lily. Czy ona w coś ze mną pogrywa, czy naprawdę jest aż tak głupia. Z drugiej strony dopiero teraz zastanowiłem się nad tym, co się właśnie stało. Dlaczego w ogóle ona się topiła? Raz chciała popełnić samobójstwo i wątpię, żeby próbowała zrobić to ponownie. Ale wejście do hogwarckiego jeziora, gdzie prawdopodobieństwo niewyjścia już z niego wynosi ponad pięćdziesiąt procent, jest zastanawiającym posunięciem. Coś tu jest nie tak, stwierdziłem. Tylko co?

Lily Evans
     Kiedy się obudziłam, nie pamiętałam, co się stało. Pierwsze, co zobaczyłam to Rogacz, który, kiedy otworzyłam oczy, odetchnął z ulgą. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zobaczyłam koło siebie Remusa oraz pozostałych Huncwotów. James i Syriusz byli tak samo mokrzy jak ja. W końcu pojawił się także Sean i wtedy zaczęła się kłótnia. Chciałam jakoś zareagować, ale ledwo oddychałam, więc bałam się cokolwiek powiedzieć.
     Sean nie miał racji, oskarżając o wszystko Pottera, co potem na pewno mu wyjaśnię. To była tylko i wyłącznie moja wina, chociaż nie miałam pojęcia, co mnie podkusiło, by wejść do tego jeziora. James znowu mnie uratował, ale wiedziałam, że mimo tej zależności tym razem go straciłam. Naprawdę się wściekł i nie widziałam szansy na to, by szybko mu przeszło. Kiedyś by mnie to nie obeszło, ale teraz było teraz. Już nie chciałam, żeby dał mi spokój, żeby zniknął z mojego życia, ale on akurat w tym momencie postanowił, że to zrobi. Poza tym, przed chwilą, pierwszy raz od dłuższego czasu powiedział, że mnie kocha. Kiedyś całymi dniami latał za mną z tym wyznaniem, a ja go wyśmiewałam. Od początku wakacji całkowicie tego zaprzestał i… Czy aż tyle musiało się wydarzyć, bym w końcu zrozumiała pewne sprawy? Bym w końcu przyznała sama przed sobą, że czekałam na to wyznanie? Najszczersze ze wszystkich, jakie kiedykolwiek słyszałam z jego ust. Teraz wiedziałam, że te dwa słowa właśnie zmieniły wszystko. Pierwszy raz w życiu, uwierzyłam, że to, co do mnie czuje nie jest tylko jego czczym gadaniem. Może to, że czułam się przez niego raniona wynikało z faktu, że te czyny i słowa wychodziło od osoby, na której mi zależało? Ile razy wybaczałam mu coś, czego nie wybaczyłabym nikomu innemu? Tak, w końcu uwierzyłam w jego uczucie, w końcu zdecydowałam się przyznać sama przed sobą, że zależy mi na nim i nie chcę, by kiedykolwiek zniknął z mojego życia.

~ * ~

     Oczywiście już po raz kolejny w tym roku szkolnym trafiłam do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey biegała koło mnie, powtarzając na okrągło: „Jak to dobrze, że pan Potter w porę cię wyciągnął. Jeszcze chwila i…”. W tym momencie przerywała, ale dobrze wiedziałam, co chciała dodać.
     Kiedy w końcu, jako tako, oddychałam i czułam się już lepiej, dziewczyny, Sean i Huncwoci dostali pozwolenie na wejście. Było mi przykro, że nie pojawił się również James, ale przecież wiedziałam, że tak będzie. Reszta siedziała chwilę, gadając, chociaż praktycznie ich nie słuchałam. Pewnie każdy z nich chciał wiedzieć, co się stało, ale o nic nie spytali. W pewnej chwili odezwał się Sean, wracając tym samym do sceny znad jeziora.
- Nie sądzisz, że obecność Pottera za każdym razem, gdy coś ci się dzieje, jest dziwna?
- Sean, proszę cię. Jeszcze chwila i pomyślę, że Rogacz miał rację. Nie możesz zachowywać się jak normalny chłopak?
- Lily, ale pomyśl…
- Nie, Sean. Może to dziwny zbieg okoliczności. Jednak wolałeś żebym umarła niż żeby to James mnie uratował?
- Wolałbym, żebyś nie była na skraju śmierci, w związku z czym Potter nie musiałby się nigdy pojawiać. Poza tym, po co właziłaś do tego jeziora? Czy ty w ogóle myślałaś?
- Panie Whitby – usłyszałam w tej chwili głos McGonagall. – Zaraz i do tego dojdziemy. Dlaczego mnie to nie dziwi, że problemy w Gryffindorze dotyczą przeważnie waszej grupy – rzekła, podchodząc do mojego łóżka.
- Też zawsze się nad tym zastanawiam – odparł Sean, a ja posłałam mu zabójcze spojrzenie.
- Coś się stało, pani profesor? – spytał w końcu Lupin.
- Panno Evans, muszę z panią porozmawiać. Nie chcę wysnuwać żadnych wniosków, nie mniej jednak zastanawia mnie fakt, że taka rozsądna dziewczyna jak ty sama z własnej woli weszła do jeziora, wiedząc, co ją tam czeka.
- Ja… Nie wiem, co mam powiedzieć. Niezbyt pamiętam, co się wtedy stało.
- W takim razie może zacznijmy od początku – rzekła McGonagall, a moi znajomi usadowili się wygodniej na pobliskich łóżkach.
- Dobrze – odparłam zrezygnowana. Po co to wszystko maglować od początku?, zastanowiłam się. – Rano nie poszłam na śniadanie. Potem aż do pory lunchu byłam na zajęciach – zaczęłam. Czułam się jak na spowiedzi, co strasznie mnie irytowało.
- Podczas lunchu pokłóciła się pani z panem Potterem?
- Ja… – Skąd ona o tym wie? Chciałam coś jeszcze dodać o niewtrącaniu się w nieswoje sprawy, ale opanowałam się i kontynuowałam. – Nie nazwałabym tego w ten sposób – wyjaśniłam. – Po prostu każdy z nas ma odmienne oczekiwania. Jednak do żadnej kłótni nie doszło – zaznaczyłam.
- Czy coś z tego, co zostało powiedziane, mogłoby mieć wpływ na… – McGonagall nie dawała spokoju.
- Nie – odparłam sztywno, przerywając jej. – Po pierwsze nie jestem aż taka głupia, by skazywać się na śmierć, bo Potter nie chce ze mną rozmawiać. Po drugie jest milion innych chłopaków. Po trzecie, jeśli już pani sugeruje, że to wina Jamesa to od razu mówię, że nie. Po co by mnie w takim razie ratował, jeśli powiedział, że mnie kocha? – Moi znajomi dziwnie zareagowali na te słowa, ale miałam to gdzieś. Co to za głupie oskarżenia względem Rogacza?
- Z panem Potterem również porozmawiam.
- Proszę bardzo – powiedziałam ze złością.
- Przejdźmy dalej – kontynuowała McGonagall szybko.
- Po zaklęciach znowu z nim rozmawiałam, ale już to pominę. Następnie chciałam spotkać się z Seanem i.. – przerwałam. – Avery!
- Co Avery? – spytały dziewczyny.
- Rozmawiałam po drodze z Averym. Następnie spotkałam się z Seanem, wróciłam do wieży i przez cały ten czas gdzieś w podświadomości czułam, że muszę iść nad jezioro. Coś mnie tam ciągnęło.
- Kiedy dokładnie? – spytała McGonagall.
- Od rozmowy z Averym. Tak mi się wydaje – dodałam z namysłem. Wszyscy wpatrywali się teraz w napięciu w opiekunkę Gryffindoru.
- Chyba mam już wystarczająco informacji, by złożyć je w logiczną całość – powiedziała po chwili. – Dziękuję, panno Evans. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
- Do widzenia, pani profesor – odparłam i opadłam z powrotem na poduszki.
- Wy też już idźcie – powiedziała pani Pomfrey.
     Dziewczyny i Huncwoci pożegnali się ze mną i wyszli. Sean poczekał, aż zostaniemy sami.
- Daj już spokój – poprosiłam. – Zostaw Pottera. Nie przejmuj się nim. – Sean westchnął.
- Powiedział, że cię kocha.
- I co z tego? Nie raz mi to mówił.
- Ale tym razem mu uwierzyłaś.
- Dlaczego tak twierdzisz? – Wbiłam w niego uporczywe spojrzenie.
- A nie mam racji? – Nie odpowiedziałam od razu.
- Masz rację, Sean. Pierwszy raz w życiu uwierzyłam w jego słowa, ale ta miłość jest jednostronna. Potter dał mi dzisiaj wybór i go dokonałam – zauważyłam ze smutkiem. – Wydaje mi się, że od teraz James zniknie z mojego życia.
- Jesteś tego pewna? – spytał sceptycznie. – Ile tym razem będzie to trwało?
- Sean, gdybym coś do niego czuła, byłabym z tobą?
- Chyba nie – odparł złośliwie.
- Chyba? – powtórzyłam udawanym, obrażonym tonem.
- Jeśli zdołasz mnie przekonać… – zaczął, a ja pociągnęłam go za rękę tak, że musiał usiąść koło mnie na łóżku.
- Na pewno tego chcesz? – zapytałam jeszcze, a potem pochylił się nade mną i zaczął mnie całować.

Minerwa McGonagall
     Już od dawna chodziły słuchy o Czarnym Panu czy Voldemorcie, jak się kazał nazywać oraz o jego ludziach znanych jako Śmierciożercy. Kiedy ataki nasiliły się, zaniepokojona udałam się do dyrektora.

- Albusie, nie sądzisz, że powrót uczniów do szkoły może być ryzykowny? – spytałam wtedy.
- Minerwo, moja droga, nie sądzę, aby tak było. Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem, w jakim uczniowie mogą się znaleźć. Jeśli my nie zapewnimy im ochrony, nikt tego nie zrobi. Poza tym wątpię, że Voldemort będzie chciał zaatakować szkołę pełną niewykształconych uczniów, chociaż kilku z nich na pewno by mu się przydało. Jemu zależy na doświadczonych i potężnych czarodziejach. Jednak… – w tym momencie Dumbledore się zawahał. – Niewykluczone, że niedługo będzie szukał popleczników gdziekolwiek się da.
- Fakt, że to wszystko działo się przez ostatnie lata pod naszym nosem jest przerażający. Jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył? Minister, aurorzy, nawet zwykli obywatele – powiedziałam z oburzeniem. – Voldemort, Czarny Pan… Kim on w ogóle jest?
     Dyrektor namyślał się chwilę, jak to czasami miał w zwyczaju, a potem wskazał mi krzesło stojące koło biurka, sam siadając na przeciwko.
- W tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku, kiedy dyrektorem był jeszcze profesor Dippet, naukę w Hogwarcie rozpoczął chłopiec o nazwisku Riddle. Właściwie to nazywał się Tom Marvolo Riddle. Od urodzenia był sierotą, więc na mnie spadł obowiązek poinformowania go o jego magicznych umiejętnościach. Już przy pierwszej rozmowie wiedziałem, że Tom przysporzy nam niemało kłopotów. Riddle był chłopcem bezwzględnym, pragnącym władzy, którą potrafił wyegzekwować od rówieśników. W tym czasie stawał się równie dobrym manipulatorem. Był inteligentny, uzdolniony i niestety bardzo lubiany, więc nic dziwnego, że Horacy przyjął go do Klubu Ślimaka. Chociaż jestem przeciwnikiem tego twierdzenia, muszę powiedzieć, że w tym przypadku pochodzenie Toma miało istotne znaczenie. Jego matką była Meropa Gaunt, więc jako potomek Salazara Slytherina, nie miał problemów z otaczaniem się ludźmi pokroju jednego z założycieli Hogwartu. Jeszcze będąc w szkole, wiedziałem, że Riddle zajmuje się czarną magią, ale wtedy nie miałem na to dowodów. Jedyne, co mogłem zrobić, to usunąć z biblioteki wszystkie książki na ten temat oraz mieć go na oku, ale Tom był sprytny. Mimo wszystko bacznie go obserwowałem, a nasze relacje były bardzo napięte. Skończył szkołę z dobrymi wynikami, otoczony gronem, jak to nazywałem, poddanych przyjaciół, a ja miałem nadzieję, że wkrótce jakoś się ustatkuje. Byłem głupi i zaufałem jego obietnicom. Po zakończeniu nauki Riddle dwukrotnie próbował objąć posadę nauczyciela obrony przed czarna magią, ale jedyne, co uzyskał, to odmowę.
     W międzyczasie zniknął na długie lata, podczas których robił straszne rzeczy. Stworzył grupę ludzi zwanych Śmierciożercami, a sam przyjął imię Lorda Voldemorta. Tom od najmłodszych lat miał wstręt do wszystkiego, co mugolskie. Sądzę, że było to wynikiem posiadania ojca mugola. Przez te wszystkie lata uważnie obserwowałem jego działania, na tyle, by wiedzieć, co jest jego celem.
- Mugole – pierwszy raz od czasu rozpoczęcia opowieści przez dyrektora odezwałam się. – Mugole, czarodzieje mugolskiego pochodzenia. Albusie, jeśli on doprowadzi do końca swój plan, nie będzie dla nas ratunku.
- Zgadza się, Minerwo. Od początku nauki w Hogwarcie Riddle nie zdobył tylko mojego zaufania. On się mnie boi, a jednocześnie wie, że mnie nie pokona i dopóki żyję, nie zrealizuje swojego planu.
- A jaki ty masz plan? – spytałam trochę zbita z tropu, nagłym napływem informacji.
     W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Dumbledore spojrzał na mnie uważnie znad swoich okularów połówek i powiedział:
- Hogwartu nie uda mu się zaatakować. Czuje do szkoły swego rodzaju sentyment i chęć powrotu jako do jedynego miejsca, które było jego prawdziwym domem. Powrót został mu jednak uniemożliwiony, dlatego sądzę, że spróbuje dostać się do niej od środka.
- Chyba nie myślisz, że zacznie szukać zwolenników wśród uczniów. Przecież to jeszcze dzieci.
- Jeszcze bardziej podatne na jego obietnice władzy i sławy. Nie chcę dyskryminować żadnego z domów, ale jestem pewny, że w Slytherinie na pewno kogoś znajdzie. Dlatego musimy być czujni i przygotowani na atak.

     Aż do dzisiaj nie sądziłam, że Albus mógł mieć rację. Wtedy cała historia, którą opowiedział mi w wielkim skrócie, brzmiała dla mnie trochę absurdalnie, ale powoli się do niej przekonywałam. Jeśli na dodatek teraz moje obawy odnośnie jednego ze Ślizgonów okażą się słuszne, stanie się to, o czym do tej pory wolałam nie myśleć mimo tego, że byłam o tym uprzedzona. Ślizgoni na swój sposób byli niebezpieczni, ale żeby używać zaklęć niewybaczalnych na terenie szkoły i to tuż pod okiem Dumbledore’a, było ryzykownym posunięciem. Nie jest powiedziane, że Avery użył zaklęcia niewybaczalnego, skarciłam się w duchu. Ale w takim razie nie znajdowałam innego wytłumaczenia dla tego, co powiedziała panna Evans. Lily Evans, jedna z najbardziej utalentowanych osób w ostatnich latach. Miła, sympatyczna dziewczyna pochodząca z m u g o l s k i e j rodziny.

~ * ~

     Poszukiwania zaczęłam od lochów, wiedząc, że w tym czasie pan Avery powinien odbywać swój szlaban u profesora Slughorna.
- Horacy, coś się stało? – spytałam, kiedy przechodząc obok drzwi do jego gabinetu, te otworzyły się z hukiem.
- Od pół godziny czekam na jednego ucznia, któremu dwa dni temu dałem szlaban.
- Sądzę, że możesz odjąć Slytherinowi punkty w tym wypadku – stwierdziłam. – Jednak w tym momencie również poszukuję pana Avery’ego.
- Minerwo, coś się stało? Jeszcze nie widziałem cię takiej zdenerwowanej.
- Przypuszczam, że szanowny pan Avery użył dzisiaj zaklęcia niewybaczalnego na jednej z uczennic – wyjaśniłam.
- To straszne – odparł Slughorn. – Oczywiście zaraz pomogę ci w poszukiwaniach.
     Horacy wszedł do gabinetu, wziął z krzesła marynarkę i zarzucił na siebie. Z roztargnieniem szybko zamknął drzwi i ruszył za mną w głąb korytarza.
- O ile się nie mylę – zaczął w pewnej chwili, drapiąc się po głowie, – to za tamtym rogiem jest jakieś tajne przejście. Widziałem raz czy dwa, jak uczniowie wychodzili spomiędzy tych ścian. – Skinęłam głową, próbując nie dać poznać po sobie żadnych emocji, co jak myślę, potrafiłam robić. Lata temu, kiedy byłam w Hogwarcie jeszcze jako uczennica, tak jak większość osób, odkryłam niejedno tajne przejście w tych lochach.
     Skręciliśmy za rogiem, a potem podeszłam do jednej z pochodni wiszących na ścianie i pociągnęłam ją na dół. Ściana, przed którą staliśmy, obróciła się na tyle, by zrobić wąskie przejście.
- Wiedziałem, że gdzieś to tu było – odezwał się cicho Slughorn, jakby do siebie. Nie zwróciwszy na niego uwagi, zrobiłam krok do przodu.
     To tajne przejście było dłuższe, niż je zapamiętałam z okresu nauki, ale tym razem szczęście mi sprzyjało, bo za kolejnym zakrętem znalazłam w końcu poszukiwanego Ślizgona.
- Avery! – powiedziałam surowym tonem.
- Pani profesor? – odparł, odwracając się w moją stronę. Na jego twarzy widniał złośliwy uśmiech zadowolenia. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że pod ścianą za jego plecami leżą dwaj pierwszoroczni, jeden z Hufflepuffu, a drugi z Ravenclawu. Podbiegłam do leżących na ziemi chłopców i obejrzałam ich. Na ich ciałach widać było ślady pobicia. Wyczarowałam nosze i ułożyłam na nich obu.
- Horacy, mógłbyś pójść po Poppy? – spytałam, odwracając się w jego stronę.
- Oczywiście. Już idę – odparł i pospieszył wzdłuż korytarza.
- Avery…
- Tak, pani profesor? – spytał, opierając się o ścianę.
- Nie będę komentować tego, co przed chwilą zrobiłeś, bo mimo tego, iż odejmuję ci sześćdziesiąt punktów, udasz się ze mną do dyrektora. Chciałabym jednak najpierw wiedzieć, czy masz coś wspólnego z wypadkiem panny Evans.
- Dlaczego sądzi pani, że mógłbym cokolwiek na ten temat wiedzieć?
- Daj mi swoją różdżkę – rozkazałam.
- Nie ma pani prawa…
- Daj mi swoją różdżkę, Avery. Bez dyskusji.
     Dopiero teraz pierwszy raz się trochę zmieszał. Byłam pewna, że coś ukrywa.
     W końcu z wielką niechęcią podał mi różdżkę. Wyjęłam swoją i przyłożyłam do siebie obie.
- Prior incantato – powiedziałam. Nie zdążyłam dokończyć zaklęcia, a z różdżki Avery’ego wydobył się przeciągły krzyk. – Deletrius – dodałam szybko i rozdzieliłam różdżki. Avery odruchowo wyciągnął rękę. – Zatrzymam ją – rzekłam, chowając obie do kieszeni.
     Przeniosłam wzrok na wznoszące się obok w powietrzu nosze z nieprzytomnymi pierwszorocznymi.
- Zaklęcie torturujące – powiedziałam sztywno.
- Dziwię się, że od razu tego pani nie zauważyła – odparł bezczelnie Avery. Udało mi się zachować spokój po tym, co powiedział.
- Jeśli jesteś zdolny do tego, to zaklęcie Imperius użyte na Evans nie sprawiło ci żadnych problemów.
- Evans jest tylko zwykłą szlamą.
     W tym momencie byłam już pewna, że Dumbledore miał rację. Voldemort planował zniszczyć Hogwart od środka, poprzez zwerbowanie, zawsze chętnych na władzę, Ślizgonów oraz likwidację mugolaków.
- Minerwo, co się stało? – spytała pielęgniarka, spiesząc w moją stronę. Slughorn nie mógł za nią nadążyć.
- Mam dwóch pobitych pierwszorocznych i z tego, co mi się wydaje, użyto na nich także zaklęcia torturującego – wyjaśniłam.
- Zaklęcie niewybaczalne w naszej szkole? – Poppy była przerażona. – Kto mógł zrobić coś takiego?
- Moja droga, zaraz wyjaśnię tę sprawę z Albusem. Ty lepiej zajmij się chłopcami.
- Oczywiście, Minerwo – odparła i uniosła jedne nosze do góry.
- Pomogę ci – zaproponował Slughorn, a potem uniósł drugiego pierwszorocznego.

~ * ~

- Cytrynowy sorbet – powiedziałam, a wejście do gabinetu dyrektora otworzyło się, ukazując schody. Przepuściłam Avery’ego, aby cały czas mieć go na oku, a potem również weszłam na stopnie. Posąg chimery obrócił się, a schody poniosły nas w górę.
     Zapukałam.
- Proszę – usłyszałam cichy głos dyrektora, a potem nacisnęłam klamkę.
     Tym razem weszłam pierwsza, przytrzymując drzwi uczniowi Slytherinu.
- Albusie – zaczęłam od razu poważnie. – Spełniają się twoje przypuszczenia – rzekłam. Podeszłam do biurka, za którym siedział i podałam mu różdżkę Avery’ego, którą po chwili namysłu sprawdził tak samo, jak ja zrobiłam to wcześniej. – Zaklęcie torturujące – wyjaśniłam. – Ucierpiało dwóch pierwszorocznych, z tego, co wiem, pochodzących z rodzin mugoli. Poza tym nie wykluczam użycia tej różdżki, do rzucenia jeszcze jednego zaklęcia niewybaczalnego, które to o mało nie zabiło dzisiaj panny Evans.
- Czyja to różdżka? – spytał Dumbledore.
- Moja – odezwał się w końcu Avery. – I jeśli można, chciałbym prosić o jej zwrot. – Ku mojemu zaskoczeniu dyrektor pochylił się w fotelu, wyciągając różdżkę w kierunku jej właściciela. Avery podszedł do biurka i bez choćby cienia skruchy, dumnie odebrał swoją własność.
- Kto ci kazał użyć zaklęć niewybaczalnych w szkole, na uczniach?
- Nikt mi nie kazał – odparł szybko zapytany. – Sam postanowiłem to zrobić. Czarny Pan sowicie mnie za to wynagrodzi.
- Ooo, szczerze w to wątpię – rzekł Dumbledore. – Jaki jest plan Voldemorta? – spytał. – Chyba niezbyt dobrze mu się wiedzie, jeśli musi szukać zwolenników wśród takich jak ty. – Uwaga Albusa zdenerwowała Avery’ego.
- Wiedzie mu się lepiej, niż myślisz – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Jest silny i szybko cię pokona. Nie myśl, że jesteś taki potężny.
- Nigdy tak nie twierdziłem – odparł dyrektor ze spokojem w głosie.
     Zapadła chwila ciszy, podczas której wpatrywałam się uważnie w Albusa.
- A więc twierdzisz, że sam wpadłeś na pomysł użycia zaklęć niewybaczalnych w szkole? Nie będę ci robił żadnych wykładów, gdyż wychodzę z założenia, że każdy pracuje sam na siebie, ale nie obrazisz się, jeśli spytam, co chciałeś przez to osiągnąć? – Avery wydawał się być trochę zaskoczony torem, jakim szła ta rozmowa, ale ja upatrywałam w tym wszystkim jakiegoś głębszego sensu. Albus wiedział, co robi.
     Siedemnastolatek milczał dłuższą chwilę, wpatrując się w dyrektora, a potem powiedział.
- Evans jest zwykłą szlamą, ci dwaj pierwszoroczniacy też. Czarodziejami są tylko osoby o odpowiednim pochodzeniu. Resztę trzeba zlikwidować i Czarny Pan zapłaci mi za to. Jeśli jeszcze uda mi się usunąć ciebie…
- Nie układałbym tak daleko idących planów – rzekł Dumbledore. – Chociaż twoja teoria wydaje się być słuszna. – Tym stwierdzeniem dyrektor całkowicie zbił Avery’ego z tropu. Mnie zresztą też.
- Co teraz zrobimy, Albusie? – spytałam w końcu.
- Myślę, że jeszcze trochę poczekamy. Możesz już iść – zwrócił się do Ślizgona.
- Mogę iść?
- Tak. Chyba, że jest jeszcze jakaś sprawa, o której powinienem wiedzieć?
- Nie zostanę wyrzucony ze szkoły?
- Nie. – Na twarzy Avery’ego dostrzegłam wielki zawód. Jednak spróbował nie dać po sobie niczego poznać. Schował różdżkę do kieszeni, odwrócił się i nie mówiąc ani słowa, opuścił gabinet.
- Albusie, co to wszystko ma znaczyć? – spytałam, kiedy drzwi zamknęły się z głośnym „klik”.
- Dowiedziałem się tego, co chciałem, Minerwo. Nie mówię, że nie wiedziałem, co jest celem Voldemorta, ale ten chłopak potwierdził moje przypuszczenia. Mówiłem ci, że kiedyś do tego dojdzie.
- Ale dlaczego nie wyrzuciłeś Avery’ego ze szkoły?
- Po pierwsze w Slytherinie i nie tylko może być więcej zwolenników Voldemorta, dlatego wolę trzymać ich wszystkich razem i obserwować, niż wypuszczać na wolność. Jestem przekonany, że od razu dołączyliby do niego, wyrządzając większe szkody.
- W sumie to masz słuszność – rzekłam po chwili namysłu. – Jednak uczniowie, nawet, jeśli mentalnie już nimi nie są, nie mogą biegać po szkole i rzucać zaklęć niewybaczalnych! Dosyć już mamy czarnej magii w Hogwarcie. A jeśli komuś naprawdę stanie się krzywda?
- Spróbuję temu zapobiec. Jeśli któremukolwiek uczniowi stanie się coś na obszarze zamku to poza nim reszta będzie miała jeszcze mniejsze szanse na przeżycie. Zaufaj mi, Minerwo. – Nie byłam do końca przekonana, ale też nic więcej nie powiedziałam, co Dumbledore odebrał, jako brak sprzeciwu z mojej strony. – A teraz moja droga, gdybyś była łaskawa zwołać wszystkich nauczycieli do mojego gabinetu.

26 komentarzy:

  1. Wracam zaraz z komentarzem długaśnym!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez zaklepuje ;) miejsce

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Luthien!
    Przepraszam za brak komentarza pod ostatnim rozdziałem, nadrobię!
    Bez wielkich wstępów przejdę do rzeczy.
    Jestem wkurzona. Na Lily. Na tego pędraka Seana. Skoro Lily wie, że wyznanie było szczere, dlaczego nie powiedziała "ja ciebie też", bo przecież ona go też (bardzo logiczne ).
    Jeszcze ta troska Rogacza... Weź ją James zostaw z tą puchońską-glizdą i przyjeżdżaj do mnie.
    No oczywiście, Evans ma się utopić, byleby tylko Potter jej nie dotykał... Typowe.
    Mimo wszystko nadal mi się wydaje, że pędrak-Sean robi to tylko po to, by zdenerwować Pottera, bo ten niegdyś wyrządził mu krzywdę, sory Sean, UWAGA SPOJLER: oni i tak będą małżeństwem, więc...
    Ogromnie szkoda mi Rogacza, sądził, że po tym wszystkim Lily przejrzy w końcu na oczy, a tu takie coś.
    Łapa powinien tam zostać i opieprzyć Evans, Black nie spisałeś się. Szczerze nie spodziewałam się, że to za sprawą Avery'ego Lils skoczyła do wody, to mnie zaskoczyłaś.
    "- Lily, kocham cię nad życie, ale jeśli w tej chwili zerwiesz z tym kretynem – wskazałem na Whitby’ego – to zrobię wszystko, co będziesz chciała. Dam ci spokój i więcej nie będę cię nękał. Zniknę z twojego życia, jeśli tylko go zostawisz."- w tym właśnie momencie myślałam, że oni będą razem, ugh! Jestem wściekła.
    Wracając do ślizgona, co, chciałoby się wylecieć ze szkoły Avery?
    Hehe, poczekasz jeszcze sobie troszkę, swoją drogą szkoda mi tych pierwszaków, które będą wspominać Hogwart jako przemoc :c Na stos z Averym!
    Tajemniczość Dumbledore'a zawsze mnie rozwala, taki dyrektor to skarb Na kawkę można przyjść, cytrynowe drażetki zjeść, żyć nie umierać!
    Wszyscy chyba się odzywaczaili od tego, że Potter mówi "kocham cię", mam nadzieję, że James zagra taktyką "Kocham cię Lily, jestem gotów czekać całe życie.", a nie "Patrz Evans, co tracisz." jejku, to wyznanie było takie... Brak mi słów
    Podsumowując, przepraszam za błędy- jestem na urządzeniu przenośnym. James i Lily mają mi być zaraz razem, ooo przy okazji mam pomysł żeby Sean został śmierciożercą i, gdy państwo Potter (awww <3) będą w Zakonie, to będzie jakaś mała bitwa i Lily będzie z nim walczyć, to on powie coś w stylu "jednak wybrałaś jego blablabla tu coś gada bez sensu, jak to on ma w zwyczaju", a Evans (wtedy już Potter) odpowie mu jakąś ripostą ^^ i go zgaśni, a ten pędrak w tej bitwie zginie i mój pomysł wiąże się z pomysłem Gabby
    Mam nadzieję, że Avery wyląduje na stosie, a Minevra poślubi Albusa! (Dobra trochę przekoloryzowałam :D )
    Życzę ci ogromnej weny, sobie choć 5% procent twojego talentu, no i prywatnego Rogacza.
    Pozdrawiam.
    Najwierniejsza, kochająca dzięki tobie jeszcze bardziej sobotę, psychofanka Jily i twoja.
    Narcyzia.
    Miało być długie, wyszło krótkie, przepraszam :cc

    OdpowiedzUsuń
  4. Luthien! Teraz to nas zaskoczyłaś!
    Lily uwierzyła w słowa Jamesa. Evans wie, że Rogacz go kocha Lily przyznała się do tego, że ona jego też. Może nie powiedziała tego wprost, ale przecież przyznała się, że nie chce, żeby znikał z jej życia, a to przecież o czymś świadczy.

    Zaskoczył nas też James... Odpuścił tak łatwo? Tak po prostu zrezygnował i już? Mamy nadzieję, że tak tego nie zostawi. Lily wybrała Seana, ale co miała zrobić? Powiedzieć, że przeprasza i chyba jednak chce być z Jamesem? Jesteśmy bardzo ciekawe ich relacji. Lily wie, że Potter ją kocha, mimo to ona jest z Puchonem. Nie mogą się już przyjaźnić, więc co teraz? Rogacz odwiedzi ją w Skrzydle Szpitalnym? Czy znów będzie udawał, że Ruda nie istnieje? Co zrobi Lily? Pozwoli mu z siebie zrezygnować? Dalej będzie chciała tylko przyjaźni? Zostawi wszystko tak jak jest teraz? A może zerwie z Seanem?

    Whitby przestał być ideałem. Nie mamy pojęcia, dlaczego obwinia o wszystko Jamesa. Powinien całować go po stopach, bo dzięki niemu Lily przeżyła, a tymczasem on wysuwa jakieś chore, nielogiczne i bezpodstawne insynuacje...

    Podoba nam się sposób, w jaki Dumbledore rozwiązał sprawę z Averym. Początkowo tak jak McGonagall byłyśmy w szoku, że przyjął te rewelacje z takim spokojem, ale przyznajemy, że to co zrobił jest bardzo logiczne i chyba zaskoczyło, ale też rozczarowało samego Avery'ego. Może, bojąc się Dumbledore'a chłopak trochę przystopuje? Mamy też nadzieję, że ta sytuacja z jeziorem nauczy Lily tego, że nie warto szukać guza u Ślizgonów. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie James.

    Luthien, wybacz nam nasz nieskładny komentarz, ale Twój rozdział bardzo nas rozemocjonował i chyba jeszcze sobie tego nie poukładałyśmy, dlatego piszemy tak nielogicznie. :)

    Życzymy Ci duuużo weny, czasu i powodzenia w trakcie sesji. Już trzymamy za Ciebie kciuki! Na pewno świetnie sobie poradzisz! Przy okazji, zapraszamy na kolejny rozdział naszej historii. :)

    ~ Łapa i Rogacz

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Luthien,
    Najbardziej interesuje mnie, czy Lily wreszcie przyzna się, sama w sobie, że kocha Jamesa i chce z nim być. Mam nadzieję, że wkrótce się to wydarzy. Jestem również zaskoczona wyznaniem Rogacza. Chociaż to dobrze, ponieważ panna Evans wreszcie będzie mogła przemyśleć swoje uczucia co do Jamesa. ;) Avary postąpił okropnie torturując tych pierwszaków oraz zmuszeniem Lily do pływania w jeziorze. Przecież ona mogła umrzeć, ale chyba o to mu chodziło. Moim zdaniem perspektywa jednego z nauczycieli jest bardzo ciekawa i mam nadzieję, że w przyszłości pojawi się jeszcze kilka :-)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Hapanihi.
    PS: U mnie nowy rozdział! ;-)
    http://miranda-firebell.blog.pl/2015/05/09/3-niespodziewany-gosc/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Narcyziu,

    Twój komentarz jest po prostu boski :) Dawno przy niczym tak się nie uśmiałam.

    Chciałam, żeby w tym momencie nastąpił pierwszy etap w ich "związku", żeby Lilka w końcu zrobiła ten pierwszy krok i chociaż uwierzyła. Zrobiła to, co więcej doszła do wniosku, że Potter naprawdę nie jest jej obojętny.

    Sean chce wkurzać Jamesa, James chce wkurzać Seana i dopóki Ruda nie zerwie z Whitbym, to się niestety nie zmieni, a do tego zerwania jeszcze trochę czasu zostało niestety :(

    Rogacz trochę się zawiódł na Lilce, ale jest cierpliwy, poczeka, ile będzie trzeba. Z drugiej strony jej milczenie było dwuznaczne. Gdyby zerwała z Seanem, James dałby jej spokój. Nie zrobiła tego, więc uważam, iż nie chciała, żeby Potter zniknął z jej życia. Z jednej strony jej brak odpowiedzi był zły, z drugiej dobry.

    Nasza para jeszcze dłuższy czas nie będzie ze sobą, chociaż... Nie, nie będę nic zdradzać, bo możliwe, że zbyt szybko stracicie cały szacunek do Evans ;)

    Z początku myślałam o wywaleniu Avery'ego, ale potem spróbowałam pomyśleć, jak Dumbledore i tym sposobem Ślizgon został, co było dla niego większą karą.

    To, że Potter do tej pory nie powiedział jej wprost: "kocham cię", było celowe. Nie chciałam, żeby to wyznanie było rzucane na wiatr, tylko pojawiło się w odpowiedniej chwili. Pierwotnie miało wejść później, ale nadarzyła się tutaj okazja, więc jest i dużo zdziałało. Chciałam, żeby Evans zobaczyła, że to wyznanie jest prawdziwe.

    Co do losów Seana to chciałam, żeby potoczyły się trochę inaczej, ale Twój pomysł jest bardzo dobry, więc na pewno go rozważę. Może nawet wykorzystam, bo trochę nudne będzie podkolorowywanie wszystkich postaci do rangi bohaterów, ale to trzeba uzgodnić z Gabby, bo na jej życzenie Whitby na końcu zginie ;) Zapomniałabym, Twój tekst: "jednak wybrałaś jego blablabla tu coś gada bez sensu, jak to on ma w zwyczaju" jest genialny <3

    Nie wyszło krótkie, Kochana :)

    Pozdrawiam i czekam na jakiś nowy rozdział u Ciebie i na jednym i na drugim blogu

    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochane Dziewczyny,

    To miał być przełom w życiu uczuciowym Lilki. Zrozumiała, uwierzyła, pogodziła się z pierwszymi faktami i niedługo zaczną się duże wątpliwości co do Seana, mimo, iż będzie z nim jeszcze dłuższy czas.

    Lily może i wybrała Seana, ale swoją decyzją wybrała również Jamesa, który teraz już na 100% dałby jej spokój, gdyby ta tylko z Whitbym zerwała. Więc jeszcze nic straconego.

    Z Puchonem nie zerwie, a James nie odwiedzi jej w Skrzydle Szpitalnym. Potter będzie zły, a Lilka znowu będzie próbować go przeprosić i podziękować. Black będzie miał udział w przywróceniu Rogaczowi nadziei, chociaż nasza para znowu nie będzie mogła dojść do porozumienia w pewnej sprawie i James zachowa się jak dupek. Więcej nie zdradzę na razie :)

    Sean jest wkurzony, bo jego dziewczyna jest zbyt mocno związana z jego wrogiem i to mu się nie podoba. Chciałby całkowicie pozbyć się tej relacji Potter - Evans, ale wie, że Lilka by mu na to nie pozwoliła, co więcej, gdyby tylko spróbował cokolwiek w tej sprawie zrobić, zostałby z niczym.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Hapanihi,

    Lily przyzna się, że zależy jej na Jamesie już niedługo. Co do tego, że go kocha to nie pamiętam teraz dokładnie, kiedy się to stanie. Dawno nie czytałam kolejnych rozdziałów, ale wydaje mi się, że też długo już czekać nie będziecie :)

    Tak, Avery'emu chodziło o to, żeby pozbyć się Evans. Miał nadzieję, że wszyscy uznają to za zwykły wypadek, ale oczywiście James popsuł mu plan i teraz będzie miał przerąbane u dyrektora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana Luthien!
    Na tym drugim blogu mam już 1000 słów pierwszego rozdziału *fanfary proszę*, ale na Nowym Pokoleniu cóż... Proszę o przerwę na reklamy!
    Gabby się zgodzi, chodzi w końcu o wspólne dobro naszej pary ^^
    Cieszę się jednak, że nasz pędraczek zginie, krzyżyk na drogę Sean! :*
    Wiedziałam, że Lilka jest inteligenta, swoim milczeniem daje do zrozumienia "Ja się tu krztuszę wodą, a ty mi każesz życiową decyzję podejmować Potter, zamiast tego sztuczne oddychanie możesz mi zrobić." od początku jej ufałam :D
    Fajnie by było jakby Sean zrozpaczony przeszedł na ciemną stronę mocy, James jeszcze bardziej by nim gardził.
    Za ten rozdział dostaniesz ode mnie dedykacje :D
    Pozdrawiam Cyzia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam jeszcze pytanko, ile Twoich rozdziałów pozostało do zerwania z Seanem? :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana Cyziu,

    Na drugiego bloga czekam z nie mniejszą niecierpliwością, więc naprawdę się cieszę z tego 1000 słów :)

    Widzę, że Sean nie będzie miał łatwego życia po zerwaniu z Lily xD

    Po zerwaniu z Evans, dla Puchona mam trochę inne plany, ale dalszych losów nie miałam jeszcze zaplanowanych także Twoja prośba jest uwzględniona :)

    Ty dostaniesz kolejną dedykację za komentarz, który pod nim zostawiłaś <3

    Co do zerwania z Seanem to ciężko jest mi powiedzieć. Na chwilę obecną mam napisane jeszcze 8 rozdziałów, które w sumie dadzą nam 25-27 rozdziałów na blogu, w zależności od tego, jak je podzielę oraz muszę jeszcze w ich trakcie dopisać watek, o który prosiła mnie Em, dotyczący Petera i jego dziewczyny. Dalsze wydarzenia mam rozpisane na poszczególne dni, ale nie pogrupowane na rozdziały, bo nie wiem, ile zajmie mi opisanie poszczególnych rzeczy :/ Na oko, myślę, że zostało jeszcze jakieś 12-13 moich rozdziałów czyli może z 35 rozdziałów na blogu. Przepraszam :( Stanie się tak przez głupotę Jamesa i rozgoryczenie Lily. Zdradziłabym coś, co zapewne by Cię ucieszyło, ale nie mogę, bo to by był zbyt duży spoiler ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale ja lubię spoilery :c :D
    Mnie to nie przeszkadza, jakbyś chciała się podzielić to pisz na narcyziapisze@gmail.com :D
    Kurczę, ale się cieszę z dedykacji ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli Jily doczekamy się 9 stycznia 2016 roku :D xD

    OdpowiedzUsuń
  14. Każdy lubi spoilery, ale w takim wypadku nie ma niespodzianki ;) Serio, aż tyle tego wychodzi? Ehh, ja to rozwlekam tą akcję tak bardzo, bardzo. Niedługo wszyscy się zniechęcą. W następnym rozdziale przejdę już do listopada (wg ich rachuby). Lily zerwie z Seanem dopiero w połowie grudnia (ich rachuby).

    Dobra, może przejdźmy na pocztę, bo nie chcę pisać tutaj czegoś oficjalnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Droga Luthien
    Mam wielką ochotę się powiesić :( Przed chwilą zostawiłam tu meeeeeega dłuuuugi komentarz i niechcący dałam strzałkę wstecz! Ratuj... W tej chwili mam siłę zostawić krótki komentarz. Przepraszam :( Już drugi raz w tym tygodniu zrobiłam to samo. Oczywiście nie na Twoim blogu. Jak się nie mylę, to u Em, ale komentarz na Twoim blogu był masakrycznie dłuższy niż tamten.
    Nie mogę się doczekać, kiedy Lily powie w końcu Jamesowi, że go kocha i zerwie z tym idiotą o imieniu Sean, który wrzeszczy na Pottera za to, że uratował Lily.
    Pozdrawiam
    Zrozpaczona Lavender Potter
    Ps. U mnie nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana Luthien!
    Przepraszam że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, mam nadzieję że mnie wybaczysz.
    Rozdział cudowny *-*
    Jestem trochę smutna że James zerwał umowę. Bo jak mówią słowa na okładce książki Love, Rosie : Przyjaźń to dopiero początek.
    Miriam doradca życiowy. Ona powinna zostać psychologiem lub detektywem, idealnie nadaje się do tych dwóch zawodów. Nie dziwię się Lily że nie uwierzyła Miriam, po tym wszystkim co było wcześniej. Mam nadzieję że jednak eks dziewczyna Rogacza nie kłamała.
    Kurde Lily nie wkurzaj się na Jamesa tylko k*rwa w ramiona mu się rzucaj. Powiedz mi ile ja jeszcze na Jily mam czekać? Od zawsze kochałam ten paring, ale dziki twojemu blogu pokochałam go jeszcze bardziej. Ty mogłabyś kurde książkę o Huncwotach napisać. Zobaczysz jak będę sławna to ci książkę wydam (marzenia).
    A myślałam że Lily jest mądrą osobą, ale chyba jednak się pomyliłam. Kurde co jej wstąpiło do łba żeby wskoczyć do lodowatej wody. Aha zapomniałam James jej wstąpił do łba i ta logicznie już nie myśli. I tak właśnie się kończy skakanie do jeziora w październiku, zostaje się wciągniętym w głębiny przez druzgotki.
    Słodkie że James chce wyjaśnić sobie sprawy z Lilką :) Potter to bohater i tyle. Też bym chciała takiego chłopaka, któremu by na mnie tak zależało i ratowałby mnie z takich sytuacji pomimo że chodziłabym z kimś innym. James dobrze zrobił że uratował Lily. Jednak był idiotą jak zastanawiał się czy zrobić sztuczne oddychanie by uratować Evans czy nie zrobić jej sztucznego oddychania przez jakąś głupi zakaz i pozwolić umrzeć dziewczynie, którą kocha.
    Sean zawsze wszystko psuje. Fajnie że umrze. Krzyżyk na drogę dla niego. Mógłby być chociaż raz być wdzięczny Jamesowi za to że uratował jego dziewczynę. James niezłą dał propozycję Lily. Ta nie odpowiedziała. Fajnie że jednak nie zerwała z Seanem bo to oznacza że zależy jej na Potterze, gdyż gdyby z nim zerwała James dałby jej spokój a Evans tego nie chce. Jeju, ale ja tu filozofuję. Dominika Filozof xD
    Będę szczera. Wzruszyło mnie do łez to co Evans mówiła o Rogaczu, że czekała na to żeby on powiedział : Kocham cię. Jestem mega szczęśliwa że ona wreszcie dostrzegła to że Jamesowi na niej bardzo zależy. Lilce zresztą też zależy na Potterze. A Sean to dupek i klump ( niezbyt miłe słowo z książki ,,Więzień Labiryntu).
    McGonagall powinna spowiadać ludzi albo zostać detektywem xD. Kurde ona jak chce potrafi wydobyć potrzebne z niej informacji. Jeju jak ja nie cierpię Seana. Nie trawię go po prostu. Niech spadnie z klifu lub coś tam. Nigdy go nie lubiłam i już nie polubię. Wkurza mnie to jak całuje Lily.
    Bardzo podobała mi się podobała perspektywa McGonagall. Niezła była ta gadka Dumbledora o Voldemorcie. Lubię Avery'ego. Nie wiem dlaczego, ale go lubię. Jednak nie powinien był torturować pierwszoroczniaków.
    Ogółem dziękuje ci za to że twój blog jest i że piszesz takie wspaniałe FanFaction. Mam nadzieję że Twój blog zyska wielką popularność i będziesz miała wspaniałych czytelników. Pamiętam jak pierwszy raz zetknęłam się z twoim blogiem. Było to kilka miesięcy temu. Miałaś wtedy chyba 11 rozdziałów. Koleżanka dała mi do ciebie linka a ja zwlekałam z przeczytaniem tych rozdziałów. Ale w końcu jak zaczęłam czytać nie mogłam oderwać. Dziękuje za to że jesteś.
    Pozdrawiam twoja największa fanka Astoria.
    Zapraszam do mnie na rozdział 10.

    OdpowiedzUsuń
  17. To ja jestem tą koleżanką Aniu :D
    *sławna Cyzia*

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochana Lavender Potter,

    rozumiem Twój ból. Też niejeden raz już tak zrobiłam :) Scenę wyznania miłości przez Lily mam już napisaną, ale jeszcze troszkę trzeba będzie na nią poczekać :)

    Dziękuję za informację o rozdziale. Zaraz do Ciebie wpadam.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  19. Kochana Astorio,

    Jak już mówiłam, nikt nie ma obowiązku komentowania moich rozdziałów. Jest to wasza wolna wola, więc nie mam się o co gniewać i czego wybaczać :)

    Strasznie Ci dziękuję za takie miłe słowa. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczą i ile uśmiechu wywołują na mojej twarzy. Cieszę się, że komuś podoba się to, co piszę, chociaż uważam, że jest setka blogów lepszych od mojego.

    Nie, Miriam nie kłamała i miała rację co do zachowania Jamesa. Lilka po prostu nie chciała do tej pory uwierzyć, że Potter robi to wszystko dla wyższych celów. Miriam nie ma do nikogo żalu (jedynie do siebie) i dobrze życzy Rudej, bo wie, że ona i Rogacz są sobie pisani.

    Hmm, jeszcze troszkę trzeba będzie poczekać na to wasze "Jili" xD Dłuższy czas na ich oficjalne zejście się, jednak myślę, że tym, co będzie wcześniej też się zadowolicie, chociaż jak tak sobie teraz myślę, to może i nie :/ Sama już nie wiem. A do książki mi jeszcze daleko. Kiedyś zbierałam się do napisania pewnego kryminału, ale niezbyt mi to wychodziło.

    Lilka wskoczyła do jeziora, bo Avery użył na niej Imperiusa. Wiem, akcja trochę naciągana, ale potrzebowałam ją do wyznania Pottera.

    Twoje filozofowanie jest jak najbardziej poprawne. O to mi własnie chodziło. Jeśli zerwałaby z Puchonem, oznaczałoby to, że nie zależy jej na Rogaczu. A Sean jest po prostu zazdrosny o relacje tej dwójki. Widzi, że Evans jest z Potterem zżyta bardziej niż z nim, chociaż to on jest jej chłopakiem.

    Nie wiedziałam, jak inaczej wpleść ten wątek o Voldemorcie, więc wyszło na to, że musiałam użyć perspektywy McGonagall. Myślałam, że nie będzie pasować, ale widzę, że wam to nie przeszkadzało.

    Kochana Astorio, ja już mam wspaniałych czytelników, którzy jeszcze bardziej motywują mnie do tego, by skończyć tą historię.

    Pozdrawiam Cię serdecznie
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  20. Kochana Luthien,

    Strasznie Cię przepraszam za to, że dopiero dzisiaj komentuję, ale w weekend miałam szkołę i nie miałam kiedy skomentować.

    Rozdział jak zawsze jest świetny. Na początku bardzo dziwiło mnie zachowanie Lily. Po co pchała się do tego zimnego jeziora? Przez głowę nawet mi nie przeszło, że może to być sprawka zaklęcia niewybaczalnego rzuconego przez Avery'ego.

    James jak zawsze pojawił się w odpowiednim momencie. Evans ma szczęście, bo kolejny raz prawie zginęła. Dziwi mnie, że to zawsze Jim ratuje Lilkę, a może kiedyś dla odmiany to Lily uratuje Jamesa?

    Wyznanie Rogacza było cudowne. Jeszcze cudowniejsze było to, że ruda wreszcie mu uwierzyła. Ciekawa jestem kiedy dojdzie do niej, że ona czuje to samo względem "napuszonego łba", co on do niej. Śmiać mi się chciało kiedy czytałam, że w tym wszystkim uczestniczył jeszcze chłopak Evansówny. Biedny Sean musiał się mega zezłościć. W ogóle jaki on jest zakompleksiony... niby jest taki wyrozumiały względem tego, z kim się ruda zadaje, a z drugiej strony wewnętrznie szlag go trafia, a to czemu? Bo jest zazdrosny. Jestem ciekawa, czy Whitby domyśla się, że powoli traci swoją dziewczynę?

    Fajnie, że pisałaś z perspektywy McGonagall. Ja tak jak ona nie rozumiem do końca decyzji Dumbledore'a, bo przecież Avery spokojnie mógłby trafić do Azkabanu za użycie zaklęcia niewybaczalnego. Prawda?
    Mam nadzieję, że Potter i reszta Huncwotów obije mu mordę, bo nie mogę tego ścierpieć, że jemu się udało.

    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochana Em,

    nie masz za co przepraszać. Rozumiem brak czasu. Sama nie zawsze komentuję od razu :)

    Akcja z Averym i tym zaklęciem niewybaczalnym według mnie była trochę zbyt naciągana, no ale nie miałam innego pomysłu na takie, a nie inne zakończenie rozdziału, w którym chodziło mi raczej o ten przełom w uczuciach Rudej. Fakt, że James zawsze ratuje Lilkę też jest naciągany, ale obiecuję, że w najbliższym czasie to się już nie powtórzy, bo Ślizgoni na razie dadzą sobie spokój. Zostali przyłapani i trochę usuną się w cień.

    Co do odwrotnej zależności ratowania siebie nawzajem to Twoja propozycja jest możliwa. Mam pewien, jeszcze nie bardzo dopracowany wątek, który się do tego nada, ale jest trochę pogmatwany, także muszę to przemyśleć.

    Myślę, że Lilka już niedługo uświadomi sobie zmianę uczuć do Pottera. Tak, Sean się złości, bo wie, że w starciu z Jamesem, nie będzie miał szans, mimo, iż jest chłopakiem Rudej. Wie, że ona jest z Rogaczem dziwnie związana i próbuje dać jej w tej sprawie wolną rękę, ale tym samym ona się od niego odsuwa. Nie ma żadnego dobrego wyjścia w tej sytuacji. Może tylko siedzieć i czekać.

    Prawda. Avery mógł trafić do Azkabanu, ale Dumbledore nie zdecydował się na to, bo stwierdził, że jeśli potrzyma Ślizgonów "przy sobie" może zyskać trochę przewagi nad Voldemortem. Z jednej strony dobra, decyzja, z drugiej nie, no ale to on decyduje, kogo wywala, a nie McGonagall.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  22. WHITBY ZGINIE OD WSCIEKŁEGO SCHABA BEZ KOŚCI. AMEN.
    A tak na serio, to zgłoszę Was do sądu za upublicznienie MOJEGO nicku bez mojej zgody. NO JAK MOŻNA? Szczyt chamstwa i bezczelności! Rozjade Was ruskim czołgiem! Kto to widział!? A Wasze zwłoki utopie w szambie. Gdybym nie przeczytała z ciekawości komentarza, to bym nie wiedziała, że była o mnie mowa! Oszukaństwo!

    OdpowiedzUsuń
  23. Kochana Gabby,
    Twój nick był użyty w dobrej wierze, w podziękowaniu za Twój genialny pomysł uśmiercenia Seana :-* Więc mam nadzieję, że nam to wybaczysz, a jeśli nie, to pan Whitby niestety pozostanie przy życiu.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  24. Droga Luthien,

    Prowadzisz naprawdę czarujący blog.

    Zapraszam do przeczytania kolejnego już rozdziału na
    liljam.blog.pl

    Buziaczki :*
    Yennefer

    OdpowiedzUsuń
  25. Niedawno znalazłam gdzieś Twojego bloga, dlatego postanowiłam najpierw przeczytać wszystkie rozdziały, a dopiero później skomentować. Teraz, gdy już przeczytałam, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Twoje opowiadanie jest świetne! Bardzo ciekawie piszesz, a co mnie najbardziej cieszy, Twój styl pisania jest nieziemski. W dodatku każdy rozdział jest idealnie sformatowany i praktycznie nie występują w nich jakiekolwiek błędy. Czyta się bardzo przyjemnie, a co jest najlepsze - opowiadanie wciąga na maksa.
    Twoi bohaterowie są tacy żywi i kolorowi, że aż czasami mam wrażenie, że ich osobiście poznałam. Czytając kolejne rozdziały za każdym razem miałam nadzieję, że w końcu Lily pozwoli Jamesowi zbliżyć się do siebie, jednak ta mała uparta osóbka, cały czas robi wszystko, by w końcu Potter się poddał.
    Ja uważam, że mimo tak wielkiej niechęci Jamesa do pełnienia obowiązków reprezentanta Gryfonów podczas Balu Bożonarodzeniowego, stanie on na wysokości zadania i pokaże Lily i jej przyjaciółkom, które w niego zwątpiły, że i on potrafi się zachować poważnie i jak na dorosłego mężczyznę przystało i nie wywinie żadnego głupiego numeru, którym mógłby jeszcze bardziej zdenerwować Evans.
    Jeśli chodzi o Dorcas i jej nowego chłopaka - prawdę mówiąc był to dla mnie szok, ponieważ mimo ciągłych zapewnień z jej strony, o tym, że nic a nic nie czuje już do Syriusza, miałam nadzieję, że może wybaczy Łapie i w końcu Black znajdzie ostoję, która zapewni mu szczęście. Niestety, Syriusz całkowicie zawalił sprawę i nie powinien teraz przeszkadzać Meadowes w układaniu sobie życia.
    Ann i Remus to naprawdę ciekawa parka, mimo że jeszcze oficjalnie ze sobą nie są, to ciągnie ich ku sobie i widać, że świetnie się dogadują i są swoim uzupełnieniem. Mam nadzieję, że w końcu Lupin odważy się i zaprosi blondynkę na bal, bo jeśli nie to możliwe, że Ann weźmie sprawy w swoje ręce. ;-)
    Ach, już się nie mogę doczekać nowego rozdziału. Tak bardzo zżera mnie ciekawość, co może się zdarzyć ;-)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Cathleen

    OdpowiedzUsuń