sobota, 14 lutego 2015

13. Niepotrzebne słowa cz. II

UWAGA! Co prawda pod tym rozdziałem są dopiero trzy komentarze, ale widzę, że bardzo ciekawi was, jak się sprawa zakończy. Po pierwsze (SPOILER) Lily zrozumie, że kocha Jamesa dopiero w 15 rozdziale (licząc według tego, jak ja mam je poukładane w laptopie, czyli jeden TYTUŁ = jeden rozdział), a ten jest dopiero siódmym, więc musicie uzbroić się w cierpliwość. Po drugie mam dla was propozycję. W poniedziałek kończę sesję, więc z tej okazji, w ramach prezentu i dla was, i dla mnie, dostaniecie trzecią część tego rozdziału właśnie w poniedziałek po południu. Napiszcie mi w komentarzach, czy zgadzacie się na taki układ.
     Jakoś tak się akurat złożyło, że sobota wypada w walentynki, których osobiście nie znoszę, więc przed wami kolejny rozdział. Od razu mówię, że sama nie wiem, dlaczego sprawy w tej części potoczyły się tak, jak się potoczyły. Po prostu James był mi niezbędny w końcówce tego rozdziału, która ukaże się za tydzień, żeby coś zakończyć, a coś rozpocząć, także może akcja trochę naciągana, ale konieczna. 
     Mam jeszcze jedną prośbę, jeśli są tu osoby, które chciałyby, abym informowała je o nowych rozdziałach to bardzo proszę o informację pod tym rozdziałem, podając swój blog czy numer GG. Ułatwi mi to sprawę :)
     I ostatnia sprawa. Jeśli zapraszacie mnie na swojego bloga, którego macie na blogspocie, to bardzo was proszę o odblokowanie możliwości dodawania komentarzy z nazwy, bo inaczej nie mogę ich dodać. Uwierzcie mi, że od razu odechciewa mi się czytać tego, co macie napisane, jeśli nie mogę potem tego skomentować. Z góry dziękuję

Luthien

***

Lily Evans
     Było już późne popołudnie. Po ciężkim treningu byłam strasznie zmęczona, więc wzięłam długą, gorącą kąpiel, a potem razem z dziewczynami zeszłam na dół odpocząć i porozmawiać.
     Huncwoci jak na razie się nie pojawili. I dobrze, pomyślałam. Nie mogłabym teraz spojrzeć na Jamesa po tym, co powiedziałam. Wiedziałam, że tym razem naprawdę go zraniłam, ale musiałam. To było jedyne wyjście z całej tej sytuacji, chociaż i tak plotki już zaczęły się rozchodzić.
     Siedziałam w moim ulubionym fotelu i wpatrywałam się w ogień. Ann i Dorcas rozmawiały o czymś z wielkimi emocjami, ale nie zwracałam na nie uwagi. Dopięłam swego, tylko co teraz?, zastanowiłam się.
- Lily! – usłyszałam głos Dor, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Co? – spytałam zdezorientowana.
- Pytałyśmy czy załatwiłaś sprawę z Jamesem.
- Ja... – odparłam, niezbyt chętna do zdradzenia im całej treści rozmowy. – Tak – rzekłam w końcu i odwróciłam od nich twarz. Nie chciałam, żeby wyczytały z niej jakieś emocje.
- A coś więcej? – dopytywała się Ann.
- Wszystko sobie wyjaśniliśmy – powiedziałam. – Nie chcę o tym rozmawiać – dodałam i z powrotem przeniosłam wzrok na kominek. Mimo tego zauważyłam, jak dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, ale nie ciągnęły tematu.
     Przesiedziałyśmy w ciszy jeszcze jakiś czas, a potem poszłyśmy na kolację. Ann od razu nałożyła sobie cały talerz kanapek, Dorcas wzięła jajko na miękko, a ja nadal się zastanawiałam. Chociaż po treningu byłam strasznie głodna, teraz nie mogłam nic przełknąć. Odsunęłam od siebie pusty talerz, oparłam łokcie na stole, a głowę na dłoniach i znowu zatopiłam się w myślach. W pierwszej chwili nie zauważyłam nawet, że przede mną wylądowała szara sowa z listem. Dopiero, kiedy usłyszałam znaczące chrząknięcie Ann, znowu wróciłam do rzeczywistości. Uwolniłam biedną sowę i dałam jej kilka smakołyków.
- Nie przeczytasz? – spytała Dorcas.
- Potem – odparłam i schowałam list do kieszeni, nawet nie sprawdzając, kto go wysłał.
- Lily, coś się stało? Wszystko w porządku? Jesteś jakaś nieobecna – zapytała Ann z niepokojem.
- Nic mi nie jest. Po prostu jestem zmęczona.
- Nic nie zjadłaś – zauważyła Dor.
- Nie jestem głodna – wyjaśniłam. – Idę do wieży – dodałam i wstałam z miejsca. Dziewczyny zrobiły to samo. Obrzuciłam je szybkim spojrzeniem i ruszyłam do wyjścia. Wiedziałam, że pójdą za mną. Już słyszałam jak mówią za moimi plecami: Nie możemy zostawić jej w takim stanie samej. Czasami było to bardzo irytujące, ale tym razem dałam spokój. Naprawdę byłam zbyt zmęczona, żeby się z nimi kłócić.
     W Pokoju Wspólnym było pełno Gryfonów. Przy naszym stoliku zobaczyłam Huncwotów, więc podeszłam do innego, z którego wyrzuciłam jakichś pierwszorocznych.
- Lily, możesz nam powiedzieć, o co chodzi? – spytała Dorcas. – Przecież wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej. – Ann pokiwała głową.
- Dor, naprawdę wszystko w porządku. Nic mi nie jest. Po prostu muszę przemyśleć parę spraw.
     Wiedziałam, że dziewczyny w to nie uwierzyły, ale dały spokój. Zaczęłyśmy rozmawiać o jutrzejszym meczu. W końcu temat zszedł również na bożonarodzeniowy bal.
- Będzie super – powiedziała Ann z entuzjazmem. – Tańce, zabawa do rana, a co najważniejsze... Zakupy! – Razem z Dor jęknęłyśmy. Oczywiście jak każde dziewczyny kochałyśmy zakupy, o ile nie były one z naszą blond przyjaciółką. – No co? Przecież to najlepsza część tego całego zamieszania.
- No może oprócz chłopaków z dwóch pozostałych szkół – wtrąciła Dorcas.
- Przecież ty już masz chłopaka – stwierdziłam. – Syriusz nie odrywa od ciebie wzroku. – Dor rzuciła we mnie gazetą leżącą na stoliku i zaśmiała się.
- Oficjalnie nie jesteśmy parą – powiedziała, wzdychając.
- To na co czekasz? – odparła Ann.
- Chcę się jeszcze z nim pobawić...
- Widzę, że postanowiłaś potraktować go jego bronią – uśmiechnęłam się, a ona pokiwała głową.
- No dobra – powiedziała Ann. – Dor ma już partnera na bal, ale z kim my pójdziemy? Trzeba by się rozejrzeć, zanim wszyscy najfajniejsi chłopacy będą już zajęci.
     Dopiero teraz zorientowałam się, że moja blond przyjaciółka ma rację. Wcześniej o tym nie myślałam, może dlatego, że wierzyłam, iż ktoś sam mnie zaprosi. Tylko, na kogo czekałam?, zastanowiłam się, jednak znałam już odpowiedź. Od początku wiedziałam, że będzie to James albo Sean, tylko w obecnej sytuacji oboje byli poza moim zasięgiem. Pierwszemu pewnie ostatecznie i tak bym odmówiła. Drugiemu możliwe, że nie, chociaż teraz i tak nie miało to większego znaczenia. Oboje są na mnie wściekli. Ta matematyka skłoniła mnie więc do podjęcia radykalnej decyzji, która nie wywołała we mnie większego żalu.
- Nie idę na bal – powiedziałam.
- Że co, proszę? – spytała Ann z niedowierzaniem.
- To, co słyszałaś: Nie idę na bal.
- Nie ma w ogóle takiej opcji – powiedziała oburzona.
- Moja decyzja i tobie nic do tego, Ann. Mam ważniejsze problemy niż jakiś głupi bal.
- To je rozwiąż. Masz na to trzy miesiące i nie wciskaj mi kitu, że…
- A ty przestań mi w końcu mówić, co mam robić! – wkurzyłam się.
- Dziewczyny, spokojnie – wtrąciła się Dorcas. – Lily – zwróciła się do mnie. – Czemu nie chcesz iść na bal?
- Po pierwsze: po co? Po drugie: z kim?
- No nie wiem, może... – zaczęła Ann, ale Dor obrzuciła ją znaczącym spojrzeniem i ta umilkła.
- Lily, co drugi chłopak chętnie by cię zaprosił.
- Gdybyś ich wszystkich do siebie nie zrażała – wtrąciła Ann. – Poza tym zawsze zostaje Potter i ewentualnie Whitby.
- Możliwe. Tylko, że ja nie chciałabym iść z nimi, a dla waszej wiadomości James i Sean są na mnie wściekli i obrażeni, więc... Zresztą nieważne. – Za daleko się zapędziłam, pomyślałam i od razu przekonałam się, że miałam rację, bo dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Mimo wszystko, nie przyjmuję do wiadomości twojej odmowy – stwierdziła Ann. – I myślę, że właśnie dlatego powinnaś kupić jakąś wystrzałową sukienkę, na widok której ci idioci padną przed tobą na kolana. – Parsknęłam śmiechem, chociaż pomysł Ann w ogóle mi się nie podobał. – Więc koniec tematu – powiedziała moja blond przyjaciółka. – Za dwa tygodnie jest wyjście do Hogsmeade, więc napisz do rodziców, żeby wysłali ci trochę więcej pieniędzy...
- Jeśli już o listach mówimy – wtrąciła Dor – to przeczytałaś ten, co przyszedł dzisiaj wieczorem?
- Nie, całkiem o nim zapomniałam – przyznałam, a następnie wygrzebałam list z kieszeni. – To od mamy – powiedziałam, kiedy zobaczyłam na nim moje imię napisane tak dobrze znanym mi charakterem pisma.
     Otworzyłam go i od razu coś dziwnego przykuło moją uwagę. W wielu miejscach list miał plamy rozmazanego atramentu, po których wywnioskowałam, że mama, pisząc go, płakała. Ogarnęły mnie złe przeczucia, ale zaczęłam czytać.

Kochana Lily!
     Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Strasznie się już za Tobą stęskniliśmy i bardzo mi przykro, że muszę pisać do Ciebie w takich okolicznościach. Wolałabym, żeby kto inny przekazał Ci tę wiadomość. 
     W ostatnim liście nic nie pisałam, bo nie chciałam Cię martwić. Razem z tatą myśleliśmy, że jeszcze wszystko będzie dobrze, ale niestety było gorzej niż sądziliśmy. Kochanie, strasznie mi przykro, ale babcia Lilianne nie żyje. Zmarła wczoraj wieczorem. Kazała Ci przekazać, że bardzo Cię kocha i zawsze będzie oraz, że jest z Ciebie dumna. Z tego co wiem, swój dobytek w znacznej części zostawiła Tobie, jednak obowiązują nas nasze przepisy, więc wszystko, co Ci zapisała, będzie do Twojej (prawnej) dyspozycji dopiero po ukończeniu osiemnastu lat, co sądzę, nie ma większego znaczenia, bo i tak jesteś teraz w Hogwarcie.
     Kochanie, wiem, że byłaś z babcią bardzo związana i możesz mieć wyrzuty sumienia, że nie byłaś z nią wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowała, ale uwierz mi, babcia nie chciała, żebyś widziała ją w takim stanie. Jej ostatnią wolą było to, żebyś pamiętała ją taką, jaka była naprawdę. Na łożu śmierci nie żałowała niczego oprócz tego, że nie zatańczy na Twoim ślubie. Kazała Ci przekazać, żebyś nie zmarnowała prawdziwej miłości, bojąc się radykalnych zmian, bo każdy zasługuje na tą jedną, szczególną szansę. Powiedziała, że będziesz wiedziała, o co jej chodzi.
     W tej chwili nie mogę napisać nic więcej. Pogrzeb odbędzie się w tą niedzielę. Mam nadzieję, że przypomnisz sobie słowa, które babcia zawsze powtarzała i dalej będziesz cieszyć się życiem, chociaż wiem, że minie trochę czasu, zanim się z tym wszystkim uporasz. Naprawdę cieszę się, że masz przyjaciół, na których zawsze możesz liczyć.
     Kochamy Cię i martwimy się. Pozdrów dziewczyny i Huncwotów. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.

Rodzice

P.S. „Żyj tak, jak do tej pory, ciesz się każdym dniem i pamiętaj, że byłam, jestem i zawsze będę przy Tobie, cokolwiek się zdarzy”. To były ostatnie słowa, które babcia skierowała do Ciebie.

     Widać było, że mama pisała ten list w pośpiechu i wielkim smutku. Spodziewałam się każdej wiadomości, ale nie takiej, że babcia zmarła, a mnie nawet wtedy przy niej nie było. Podczas czytania byłam w szoku, ale teraz łzy zaczęły spływać po moich policzkach szerokimi strumieniami. W jednej chwili wszystko straciło dla mnie sens. Cios był zbyt silny i gwałtowny jak na dzisiejszy dzień. Gdybym wiedziała cokolwiek wcześniej, jakoś bym się na to przygotowała, a teraz czułam się tak, jakby przejechał po mnie walec, wyciskając boleśnie każde wspomnienie po kolei. Wszystko, co do tej pory zaprzątało mi myśli, nie miało w tej chwili znaczenia. Byłam w szoku. Czułam pustkę, złość, żal i ból, którego w tym momencie nie potrafiłam ogarnąć. Obezwładnił mnie, wyprawszy ze mnie jakiekolwiek pozytywne uczucia. Byłam wściekła, że akurat mnie to spotkało. Może moja reakcja wydawała się dziwna i przesadzona, ale babcia była jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nawet mama nie znała mnie tak dobrze, jak ona. Co więcej, wiedziała, że jestem czarownicą i cieszyła się z tego faktu nawet bardziej niż ja. Rozumiała mnie.
     Siedziałam teraz w fotelu i bezmyślnie patrzyłam na list, który trzymałam w dłoni, nie mogąc zaakceptować tego, co napisała mama.
- Lily, co się stało? – spytała wystraszona Dorcas, momentalnie znajdując się przy mnie i obejmując ramieniem.
- Babcia… Ona… Ona n-nie ż-żyje – wyjąkałam, a potem wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Ann również była już przy mnie i teraz obie obejmowały mnie, nic nie mówiąc, za co im byłam wdzięczna.
     Po jakimś czasie byłam już zmęczona płaczem. Dziewczyny nadal siedziały przy mnie, ale cały szum i wszystkie rozmowy, które toczyły się w Pokoju Wspólnym, straciły dla mnie swój dźwięk. W tym momencie byłam w swoim świecie opanowanym przez żal i rozgoryczenie.
     Po dobrych piętnastu minutach wstałam, dezorientując tym dziewczyny. Chciałam pobyć teraz sama, przetrawić to, co ściskało żalem moje serce.
- Lily?
- Idę się przejść – powiedziałam. – Ja… Chcę pobyć chwilę sama – wyjaśniłam, a potem nie czekając na jakąś ich reakcję, szybko opuściłam salon. Chwilę potem bez celu przemierzałam zimne i mroczne korytarze zamku.

Ann Vick
     Było mi jej naprawdę żal. Tak załamanej i pełnej skrywanego bólu nie widziałam jej jeszcze nigdy. Wiedziałam, że nie powinnyśmy nic mówić, więc tylko przytuliłyśmy ją, chcąc dodać otuchy. Lily mocno kryła się ze swoimi uczuciami, a mimo to widziałam, że wiadomość o śmierci babci była dla niej szczególnie dotkliwa. Wyłączyła się. Wiedziałam, że nie chciała o tym myśleć, ale nie potrafiła przestać. Musiała przeboleć to sama.
     Tylko raz widziałam, żeby coś tak nią wstrząsnęło. Podczas wakacji w czwartej klasie, które u niej spędzałam, byłyśmy świadkami wypadku jej przyjaciółki jeszcze z czasów mugolskich. Bonnie, bo tak miała na imię, została wtedy śmiertelnie potrącona przez pijanego kierowcę. Zanim przyjechała karetka, zmarła. Lily strasznie to wtedy przeżyła, ale czy mogłam porównywać te dwa wypadki? Przyjaciółka, z którą nie rozmawiała od dłuższego czasu a babcia.
- Powinnyśmy coś zrobić? – Dor wyrwała mnie z zamyślenia.
- Nie wiem. Sądzę, że nic nie możemy zrobić. Nie pomożemy jej. Sama musi sobie z tym poradzić.
- Nie wiem, czy ona da radę sama sobie z tym poradzić.
- To co według ciebie powinnyśmy zrobić? Powtarzać, że nam przykro czy, że to naturalne, a ona musi się z tym pogodzić i żyć dalej? Wiesz, że takie banały nie mają sensu.
- Pamiętasz, co było, kiedy zmarła ta jej przyjaciółka Bonnie?
- Pamiętam.
     Zapadła chwila ciszy.
- Myślisz, że możemy przeczytać? – spytałam, wskazując na list, który Lily wcisnęła mi do ręki, wychodząc.
- Nie wiem – powiedziała niezdecydowana. – Przecież to prywatny list.
- W tej chwili nie ma to żadnego znaczenia – odparłam poważnie. Usiadłam koło niej i zaczęłam czytać cicho na głos.
     Kiedy skończyłam, poczułam się dziwnie.
- Przykre. Naprawdę ją lubiłam – powiedziałam, próbując opanować łzy. Babcia Lily była sympatyczną osobą. Było mi dane poznać ją osobiście, dlatego również odczułam teraz jej stratę. W sytuacjach takich jak ta, w przeciwieństwie do mnie, to Dorcas potrafiła zachować spokój. Tak było i tym razem.
- Ann, spokojnie – powiedziała, kiedy po moim policzku spłynęło kilka łez. – Jeżeli ta wiadomość dotknęła nas, to zastanów się, jak to podziałało na nią. Jest pewnie w kiepskim stanie. Myślę, że będzie ciężko do niej dotrzeć.
     Zapadła chwila ciszy, podczas której łzy nadal spływały mi po policzku. Dorcas też płakała.
- Przecież ona kochała ją bardziej niż własną matkę – rzekła w pewnej chwili. – Boże, czemu akurat teraz, kiedy wyniknął ten problem z Jamesem? Cholera, wszystko zwaliło się na nią jednocześnie.
- Wiesz co, głupio mi teraz, że tak jej dzisiaj nawymyślałam.
- Nie przejmuj się tym. Na pewno prędzej czy później to doceni. – Miałam taką nadzieję.
     W tym momencie wróciło moje racjonalne myślenie i chęć działania.
- Znajdźmy ją – powiedziałam.
- Chciała być sama.
- Sprawdzę tylko, czy wszystko w porządku i dam jej spokój.
- Dobra – odparła Dor. – Ale wiesz, że ona i tak nie będzie chciała teraz z nami gadać? – dodała po chwili z rezygnacją w głosie.
- Chodź – powiedziałam i pociągnęłam ją za sobą. Szybko przebiegłam wzrokiem Pokój Wspólny w poszukiwaniu... Tak, Huncwoci siedzieli na swoich, a raczej naszych stałych miejscach. Szybko poszłam w tamtą stronę.
- Coś się stało? – spytał Remus, kiedy podeszłyśmy do nich.
- Czemu płaczecie? – zapytał Syriusz, szybko zrywając się z fotela, chcąc przytulić Dorcas, jednak ta go odepchnęła. W tym momencie nawet Potter wykazał zainteresowanie.
     Otarłam łzy z policzków i zwróciłam się do Rogacza.
- James, potrzebujemy twojej pomocy – powiedziałam szybko i dobitnie, nie owijając niczego w bawełnę.
- Co się stało?
- Chodzi o Lily. – Jego twarz zmieniła wyraz.
- W takim razie nie mogę wam pomóc – rzekł oschle.
- Mam gdzieś wasze porachunki – powiedziałam ze złością.
- Ann, uspokój się – wtrąciła się Dorcas. – Ja mu wyjaśnię. – Niechętnie, ale zgodziłam się na jej propozycję.
- Posłuchaj, James. Wynikły pewne okoliczności... Chodzi o to, że babcia Lily zmarła wczoraj wieczorem. Ona właśnie się o tym dowiedziała i że tak powiem, doznała lekkiego szoku. Poszła się przejść, ale nie wiemy gdzie. Chcemy po prostu sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Pomóż nam ją znaleźć. Zawsze mówicie, że możecie kontrolować nasze ruchy bez ruszania się z pokoju. Wystarczy, że nam powiesz, gdzie ona jest.
- Dlaczego przychodzicie właśnie do mnie? – spytał Rogacz. – Jak ja mam jej niby pomóc, jeżeli jestem ostatnią osobą, którą chce znać?
- Przecież wiesz, że tak nie jest – powiedziałam ze złością. – Znam ją już tyle lat i wiem, że Lily zawsze na początku odcina się od ludzi, których kocha, którzy coś dla niej znaczą, bo boi się zranienia. Jeśli nie chcesz nam powiedzieć, gdzie jest, to sam sprawdź, czy wszystko z nią w porządku. Zakładam, że z tobą porozmawia prędzej niż z nami. James, zrozum, ja po prostu nie chcę, żeby zrobiła sobie coś złego. Nawet nie wiesz, jak ona była z nią związana.
- Ann, a może to ty zrozum, że ona wcale nie chce pomocy, że chce być sama – powiedział Potter. – Współczucie, zainteresowanie i odciąganie jej od tej sprawy jest najgorszą rzeczą, jaką możecie w tej chwili zrobić – dodał, ale nie potrafił już tak dobrze ukrywać emocji.
- Masz rację, ale chodzi nam tylko o to, żeby ją znaleźć. Nic więcej, a ty nam w tym pomożesz.
     James chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam.
- Jestem tego pewna, bo wiem, że ci na niej zależy – wiedziałam, że w tej chwili to był dla niego cios poniżej pasa, ale nie miałam innego wyjścia.
- Posłuchaj mnie, Ann... To, że ona coś dla mnie znaczy, nie oznacza tego, że ja znaczę coś dla niej, co jasno dała mi do zrozumienia.
- Jednak pomożesz. Proszę...
- Sądzę, że wasza kłótnia nie jest w tej chwili na miejscu – wtrącił się w końcu Lupin, a ja spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- Myślę, że w takiej sytuacji można użyć wiecie czego – odezwał się po raz pierwszy Peter, a reszta Huncwotów spiorunowała go wzrokiem. – Chociaż będziecie wiedzieli, gdzie ona jest, a przecież o to wam chodzi, nie?
- Niech będzie – powiedział w końcu Potter, chociaż nadal nie wiedziałam, o czym mówił Glizdogon. – Zdradzimy im nasz sekret? – Chłopacy niepewnie skinęli głowami. O co im chodzi?
     Syriusz, odrzucony przez Dorcas, zadeklarował się, że skoczy po to „coś” na górę i zaraz wróci. Nie minęły nawet dwie minuty, a Łapa już szedł w naszą stronę z kawałkiem jakiegoś pergaminu w dłoni.
- I to ma nam niby pomóc? – spytałam sceptycznie.
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków – odparł Black i rozłożył pergamin na stoliku, a następnie wyciągnął różdżkę i powiedział: „Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego”.
- Czy to jest...? – zapytałam z niedowierzaniem, kiedy w końcu zobaczyłam, co kryje ten kawałek pergaminu.
- Mapa? – dokończyła za mnie Dorcas. – Skąd ją macie?
- Po pierwsze: to nie jest zwykła mapa – powiedział Potter. – A po drugie: to cudo jest naszą własnością i naszym wynalazkiem. – W końcu zaczęłam kojarzyć fakty.
- A więc zagadka się wyjaśniła. – Wszyscy spojrzeli na mnie, nie wiedząc, o czym mówię.
- Dor, pamiętasz, co nam mówiła Lily?
     W końcu Dorcas też załapała, ale nie do końca była przekonana o „super właściwościach” jakiegoś kawałka pergaminu.
- Możecie mi wyjaśnić, jak znajdziemy Lily za pomocą tego czegoś? – spytała moja ciemnowłosa przyjaciółka. Huncwoci westchnęli.
- Przecież mówiłem, że to nie jest zwykła mapa – powiedział Rogacz. – Przyjrzyjcie się uważnie.
     Przysunęłyśmy się bliżej i uważnie zaczęłyśmy oglądać mapę. James miał rację – nie była zwykła. Po pierwsze przedstawiała c a ł y plan Hogwartu, po drugie pokazywała ruszające się ślady stóp, każde podpisane imieniem i nazwiskiem. Razem z Dor patrzyłyśmy na to, nadal nie dowierzając.
- Jak to możliwe? – spytałam po chwili.
- No cóż... – zaczął Lupin, ale Potter mu przerwał.
- Mniejsza z tym. I tak w ogóle nie powinnyście o niej wiedzieć. Poszukajmy Lily.
     Cała nasza szóstka pochyliła się nad mapą, uważnie jej się przyglądając. W końcu Remus powiedział:
- Jest tutaj – i pokazał palcem na fragment, który przedstawiał bibliotekę.
- No tak, mogłam się domyślić – powiedziałam, opadając na najbliższy pusty fotel.
- Co chcecie teraz zrobić? – spytał Black, zwijając mapę. Dor spojrzała na mnie, a ja powiedziałam:
- Sądzę, że na razie zostawimy ją w spokoju. Chyba nie popełni samobójstwa w bibliotece. – Posłała mi piorunujące spojrzenie, ale musiała przyznać rację. Co Lily mogła zrobić? Szukała tylko samotności, miejsca, gdzie nikt nie będzie jej dręczył swoim towarzystwem, przecież nie była taka głupia, żeby wypijać truciznę czy rzucać się z mostu.
- Sądzę, że to będzie najlepsze wyjście – powiedział po chwili Remus.
- Chłopaki, wielkie dzięki za pomoc. Mamy u was dług wdzięczności – rzekłam.
- Na pewno się o niego upomnimy – potwierdził Łapa.
- W to nie wątpię – powiedziałam i wstałam z miejsca. – Pogadamy później i jeszcze raz dzięki.
     Poszłyśmy z Dor do dormitorium. Na szczęście naszych współlokatorek nie było. Padłam zrezygnowana na łóżko i zastanowiłam się nad całą tą sytuacją.
- Nie wierzę, że babcia Lily nie żyje – wyrwała mnie z zamyślenia Dorcas. – Zawsze była dla nas taka miła.
- I robiła najlepsze ciasteczka – dodałam.
- Wiesz co, tak sobie myślę, że James miał rację. Jesteśmy zbyt nachalne. Musimy dać jej teraz trochę czasu, nie naciskać, bo i tak nie pomożemy.
     Nie odpowiedziałam, ale Dor wiedziała, że myślę tak samo. Cała ta sytuacja była naprawdę przykra, ale zastanawiałam się również nad słowami Pottera. Był smutny i zły. Lily, co ty mu znowu głupiego powiedziałaś?

Lily Evans
     Po wyjściu z Pokoju Wspólnego błąkałam się po korytarzach. Wszędzie było jeszcze pełno uczniów, więc ostatecznie znalazłam się w bibliotece. Usiadłam w głębi i patrzyłam przed siebie niewidzącym wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć w to, że babcia nie żyje, że nie żyje jedyna osoba, która tak dobrze mnie rozumiała, która była dla mnie nawet kimś więcej niż babcią i matką, bo była także najlepszą przyjaciółką. Zawsze służyła radami i pomocą, które pozwalały mi przetrwać w trudnych i krytycznych sytuacjach. Jak ja sobie teraz poradzę?, zastanowiłam się.
     Siedziałam i płakałam. Przed oczami przelatywały mi różne wspomnienia. Nagle przypomniałam sobie ostatni list od babci i zrobiło mi się głupio. Mój płacz znowu się wzmógł. Potraktowałam go wtedy bardzo krytycznie, bo była w nim mowa o wybaczeniu Jamesowi, o czym nie chciałam nawet słyszeć. Jednak teraz wszystko się zmieniło. Babcia nie żyje, a ja nie tylko wybaczyłam Rogaczowi, ale chyba nawet czuję do niego coś więcej. Czy to możliwe, żeby wiedziała już wtedy? Teraz już się tego nie dowiem, stwierdziłam, dlatego nastąpiła kolejna fala łez. Schowałam twarz w dłonie.
     W pewnej chwili usłyszałam czyjeś kroki. Wywnioskowałam z nich, że należą do jakiegoś chłopaka, który teraz stanął przede mną.
- James? – spytałam z nadzieją, podnosząc zapłakaną twarz.
     Zobaczyłam Seana, który stał przede mną z niezbyt zadowoloną miną, w której, mimo tego, widać było troskę. Dopiero w tym momencie zastanowiłam się, dlaczego powiedziałam to, co powiedziałam. Dlaczego chciałam, żeby to był Potter, a co ważniejsze, dlaczego pomyślałam, że to mógłby być on? Chciałam od niego odpocząć, więc nie mogłam liczyć na to, żeby się mną przejmował. Poza tym niby dlaczego miałby to robić? Mimo wszystko musiałam przyznać, że poczułam zawód, widząc Whitby’ego. Musiałam także przyznać, że Rogacz był w tej chwili jedyną osobą, którą chciałam widzieć. Na pewno nie Seana ani nawet dziewczyn, które by nade mną skakały i okazywały tonę współczucia. Nie wiem dlaczego, ale byłam pewna, że James by się tak nie zachowywał. To nie w jego stylu. Potrzebowałam jego milczącego towarzystwa i udawanego nieprzejmowania się niczym.
- Niestety nie – powiedział w końcu Sean, przerywając mój potok myśli. – To tylko ja.
- Przepraszam – odparłam, próbując na chwilę powstrzymać łzy. – Myślałam, że...
- Tak, wiem – Whitby szybko zbył moje słowa. Wiedziałam dlaczego i nie mogłam mieć mu tego za złe. Jednak w tej chwili nie miałam ochoty ani głowy do kolejnej rozmowy z chłopakiem, który jest na mnie wściekły.
- Muszę iść – wyszlochałam i wstałam szybko.
- Zaczekaj. Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Przecież widzę, że coś się stało. Mogę ci jakoś pomóc? – Pokręciłam głową.
- Wybacz, ale muszę sobie sama z tym poradzić. Nikt i nic nie jest w stanie mi pomóc.
- Oprócz Jamesa Pottera – stwierdził złośliwie.
     Tego było już za wiele. Tak dużo nie mogłam, a co najważniejsze, nie potrafiłam znieść. Kim on był, że uważał, iż ma prawo mówić mi takie rzeczy? Czy ja naprawdę niewystarczająco jasno dałam mu do zrozumienia, że nie ma się wtrącać w moje życie? List od mamy wytrącił mnie z równowagi, a Sean do tego wszystkiego dorzucił kolejny raz coś od siebie i tym samym przesadził.
     Zapłakana i roztrzęsiona pewnie nie wyglądałam zbyt poważnie, ale wystarczyło mi sił, by uderzyć go w twarz. Zasłużył na to. Nie miałam zamiaru mu niczego tłumaczyć, a już na pewno przepraszać.
- Mogę wiedzieć... – zaczął, ale widząc mój wzrok, powiedział: – Dobra, masz rację. Zasłużyłem sobie na to. Wybacz, to nie było miłe, ale…
- Mam gdzieś twoje tłumaczenia. Zawiodłam się na tobie tak samo, jak ty na mnie, a może jeszcze bardziej. Myślałam, że jesteś inny niż James, ale jesteś jeszcze gorszy. Potter, nawet wściekły i zazdrosny, nie powiedziałby czegoś podobnego. Nie chcę cię widzieć, Whitby. Koniec naszej znajomości.
- Jesteś niesprawiedliwa. Lily… – Nie dałam mu dokończyć. Zbyłam jego słowa kolejną falą łez, poczuciem beznadziejności i jeszcze głębszym uświadomieniem sobie całej tej sytuacji, a potem zostawiając go, wybiegłam z biblioteki.
     Ta sytuacja jest jeszcze gorsza niż współczucie, które zaraz na pewno zobaczę w oczach dziewczyn, pomyślałam i właśnie dlatego nie potrafiłam się jeszcze zmierzyć z rzeczywistością. Potrzebowałam trochę czasu, żeby ochłonąć na tyle, ile się da, żeby otrząsnąć się z szoku i znowu zacząć żyć normalnie. Chciałam w spokoju to przeboleć, ale chciałam też w końcu dotrzeć do tego, co tak naprawdę czuję do Jamesa, bo wydaje mi się, że to już nie jest to co kiedyś. Dopiero teraz zastanowiłam się głębiej nad tym, co powiedział Sean. Może naprawdę tylko Rogacz mógł mi pomóc. W tej chwili tylko jego chciałam widzieć. Nie wiem dlaczego, ale potrzebowałam go, jego oczu, w których nie byłoby widocznego współczucia.
     Po wyjściu z biblioteki, chociaż było już ciemno i zimno, wymknęłam się z zamku na Błonia, co o tej porze było kategorycznie zabronione. Nie obchodziło mnie to jednak. Usiadłam na ławce pod drzewem i znowu zatopiłam się w myślach. Wspomnienia o babci biły się z myślami o Jamesie.
     Zerwał się silny wiatr, zaczął padać deszcz i wkrótce rozległy się pierwsze grzmoty burzy połączone z piorunami. Zrobiło mi się zimno, ale nie chciałam jeszcze wracać do zamku. Wiatr targał moją mokrą szatą, a włosy przylepiały mi się do twarzy.
     Długo myślałam i w końcu zrozumiałam, że całe moje życie powoli się wali. Wszystko spadło na mnie w jednej chwili i nie wiedziałam, czy potrafię być na tyle silna, by sobie z tym poradzić lub na tyle odważna, by udawać, że nic mi nie jest. Na śmierć babci nie miałam wpływu, taka była kolej rzeczy, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko i to na dodatek wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Co do Jamesa, może i go potrzebowałam, może naprawdę coś do niego czułam, ale nie wystarczy to do tego, by zapełnić pustkę, którą odczuwałam. Poza tym zawiodłam się na tylu chłopakach, że nie chciałam znowu się w coś angażować, szczególnie, jeśli chodziło o Pottera, którego nienawidziłam przez ostatnie lata. Moja reputacja w tej szkole też była już tylko wspomnieniem.
     Rozległ się kolejny grzmot, a potem niebo rozświetliła błyskawica. Lubiłam deszcz i burze, zawsze oglądałam je z okna lub wychodziłam przed dom. Oczyszczała atmosferę i dawała chwilę do myślenia. Niebezpiecznie było jednak siedzieć pod drzewem, więc wstałam i poszłam dalej. Wiedziałam, gdzie będę miała najlepszy widok.

James Potter
     Siedziałem w Pokoju Wspólnym i zastanawiałem się nad tą całą sytuacją. Wiedziałem, jak w tej chwili musiała się czuć Lily i było mi jej żal jeszcze bardziej, gdy Ann i Dorcas powiedziały mi, jak bardzo była ona związana z babcią. Kiedyś przeżyłem coś podobnego i długo się po tym zbierałem. Co prawda Lily wyglądała na silną dziewczynę i taką też grała przede mną, ale ja od razu wiedziałem, że jest inaczej. Kochałem ją i naprawdę strasznie mi na niej zależało. Nie była taka sama jak inne dziewczyny, była wyjątkowa. Chociaż nie chciała mnie znać, przez te wszystkie lata i tak starałem się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Nawet mi się to udało, jednak po wszystkich nieoczekiwanych i trudnych wydarzeniach postawiła sprawę jasno, a ja nie mogłem z nią dyskutować. To znaczy mogłem, ale wiedziałem, że i tak nic nie wskóram. Choć raz musiałem schować dumę do kieszeni. Nie zamierzałem jednak całkiem odpuścić. Zmieniłem się, ale jak widać, nic to nie dało. Lily było to bez różnicy. Zastanawiałem się czy jej naprawdę zależało na tej mojej zmianie, czy chodziło tylko o to, abym się od niej odczepił. Nie byłem pewny i to był problem. Dużo się zmieniło przez ostatni rok i myślałem, że cała nasza siódemka jest z tego powodu zadowolona, ale znowu się myliłem. Czy naprawdę nic, co robiła i mówiła Lily, nie było prawdziwe? Jak widać. Miałem dosyć robienia z siebie idioty.
     Na razie nie miałem żadnych szans u Evans, dlatego postanowiłem, że od teraz wracam do akcji, że znowu zacznę cieszyć się szkolnym życiem i, że może jednak uda mi się o niej zapomnieć. Chyba, że Ann i Dorcas będą prosiły mnie o pomoc, której wolałbym nie udzielać ze względu na moje relacje z nią. Niech sobie znajdą inną ofiarę, pomyślałem. Dlaczego to akurat muszę być ja? Co mnie interesuje związek Łapy z Meadowes?
- Chyba czas się zabrać za wypracowanie dla McGonagall – powiedziałem w pewnej chwili, zmęczony moim myślowym monologiem. Lupin spojrzał na zegarek.
- Masz rację. Wypadałoby oddać tę pracę na czas.
- Możemy wam pomóc – zaproponowała Dorcas.
- Super – uradował się Łapa. – Chociaż jakiś z was pożytek, bo na razie obie zamęczacie nas bezsensowną paplaniną, a my, jak sama nazwa Huncwoci mówi, nie tracimy czasu na... – Syriusz nie dokończył, bo Dor palnęła go w głowę.
     Zignorowałem tę wymianę zdań, chociaż Black miał rację i poszedłem na górę po pergamin, pióro i książki. Kiedy zszedłem z powrotem na dół, zauważyłem przy naszym stoliku profesor McGonagall. Co ona tu robi?, zastanowiłem się. Przecież prace mamy oddać dopiero jutro. Mam nadzieję, że jej wizyta nie dotyczy meczu z Krukonami, dodałem w myślach. Chcąc się dowiedzieć, co sprowadza opiekunkę Gryffindoru do Pokoju Wspólnego jej podopiecznych o tak późnej porze, szybko wróciłem do zgromadzenia, które chwilę wcześniej opuściłem.
- Dobry wieczór, pani profesor – powiedziałem.
- Dobry wieczór. Szukam panny Evans. Myślałam, że wiecie, gdzie ona jest.
- Jakiś czas temu była w bibliotece, a teraz nie wiem. Może patroluje korytarze?
- Dzisiaj nie ma dyżuru – wyjaśniła McGonagall. – Rozumiem, że dostała list od rodziców? – Ann skinęła głową. – W takim razie muszę z nią porozmawiać na ten temat.
- Sądzę, że będzie z tym pewien problem. Ona jest w lekkim szoku i wątpię, że będzie chciała o tym rozmawiać.
- Rozumiem, ale jest pilnie proszona do mojego gabinetu. Chodzi o pogrzeb i powrót na ten czas do domu.
- Może jechać? – wtrąciła Dorcas.
- Tak, dyrektor wyraził zgodę – odparła McGonagall.
- Czyli jedynym problemem jest jej znalezienie – powiedziała Ann.
- Poszukajcie jej w takim razie.
- Ale jest już późno...
- Macie moje pozwolenie – odparła McGonagall i wręczyła nam własnoręcznie podpisane zezwolenia.
- Mam nadzieję, że szybko załatwicie sprawę – powiedziała na koniec. – Czekam w swoim gabinecie – dodała i wyszła.
     Po jej wyjściu nastąpiło ożywienie wśród przyjaciółek Lily. Huncwoci za to nie byli zbytnio przejęci.
- Co chcecie zrobić? – spytałem dziewczyn.
- Musimy ją znaleźć – odparła Dorcas. – Mamy jakieś inne wyjście? Możliwe, że nas oleje, ale zacznijmy od tego, że nie mam pojęcia, gdzie szukać. Od tamtego czasu mogła pójść gdziekolwiek.
- Możemy jeszcze raz spojrzeć na mapę – powiedziałem po woli, patrząc znacząco na chłopaków.
- Niech będzie – odparł Syriusz. – Ale macie u nas podwójny dług wdzięczności.
- James – odezwała się Ann. – A może ty... – Wiedziałem już, do czego zmierza i za nic nie chciałem w to wchodzić. – Będziesz mógł kontrolować jej ruchy cały czas. Na pewno szybciej ją znajdziesz.
- Nie, Ann. Wiem, czego ode mnie oczekujesz, ale nie mogę tego zrobić. Lily jasno dała mi do zrozumienia, że to jedno wielkie nieporozumienie, i że nie mam u niej żadnych szans. Nie chciała ze mną rozmawiać ani mnie widzieć.
- Ale James... – Ann nie dawała za wygraną.
- Ona cię kocha – wtrąciła Dorcas, przechylając szalę na drugą stronę.
- Nie wydaje mi się. Miałem nadzieję, że coś do mnie czuje, ale dzisiaj ją straciłem.
- Super, jak uważasz. W takim razie daj mi tą głupią mapę i sama po nią pójdę – powiedziała Ann.
- Nie ma mowy – wtrącił Łapa natychmiast.
     Ann miała rację. Chociaż w oczach Lily byłem już stracony, to nadal mi na niej zależało i chcąc nie chcąc, musiałem zrobić to, co do mnie należało.
- Dobra. Poszukam jej – powiedziałem z rezygnacją. – Tylko co zrobię, jeśli ona nie będzie chciała ze mną rozmawiać?
- Będzie chciała.
- A co jeśli nie?
- To powiesz jej tylko, że McGonagall ją wzywa i zostawisz w spokoju, ale zaufaj mi – powiedziała Ann.
     Zrezygnowałem więc z dalszych pytań i wysłuchałem dokładnych wskazówek dziewczyn, które nie chciały się ode mnie odczepić nawet w moim dormitorium, gdzie poszedłem po mapę i kurtkę.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – powiedziałem i mapa zaczęła się pokazywać. Chwilę szukałem na niej imienia Lily. W końcu znalazłem je na Błoniach. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem, że na dworze szaleje burza, a drzewa przechylają się pod silnymi podmuchami wiatru. Jak widać Evans to nie przeszkadzało. Wiedziałem, że lubiła przebywać na dworze w taką pogodę, ale bez przesady. Rozchoruje się i będzie miała kolejny problem. Miałem chociaż nadzieję, że użyła zaklęcia, którego jakiś czas temu nauczył ją Remus.
     Schowałem mapę do kieszeni kurtki i, nadal w towarzystwie dziewczyn, udałem się do wyjścia znajdującego się pod portretem Grubej Damy.
- I pamiętaj... – mówiła nadal Ann, kiedy byliśmy już na korytarzu.
- Słuchajcie, nie chciałem się w to mieszać, ale na wasze prośby zgodziłem się, więc teraz nie mówcie mi, co mam robić. Możecie iść same, a nie wysyłać ostatnią osobę, którą Lily chciałaby w tej chwili widzieć – powiedziałem w końcu ostro i ze stanowczością. – Dziewczyny zamilkły. – Dziękuję – dodałem. – Idźcie z powrotem do wieży i przestańcie się zamartwiać, bo to nie jest sprawa do nagłaśniania. Poza tym same się nakręcacie.
- Masz rację – Dorcas poparła moje słowa. – Wybacz, James. Chodź, Ann.
     W końcu zawróciły, a ja zostałem sam. W ciszy i spokoju zbiegłem na dół, a potem sprawdzając, czy nigdzie w pobliżu nie ma Filcha, uchyliłem drzwi wejściowe i wyszedłem na dwór.

~ * ~

     Silny podmuch wiatru uderzył mnie w twarz, a potem dreszcz przeszedł moje ciało. Na dodatek już po chwili byłem cały mokry, bo strasznie padało. Rzuciłem na siebie zaklęcie i skierowałem się w stronę ogromnego drzewa, stojącego na skraju, jednocześnie zapalając światło na końcu różdżki, gdyż o tej godzinie na dworze panowały już całkowite ciemności. Miałem nadzieję, że Lily tam będzie, bo wiedziałem, że jest to jedno z jej ulubionych miejsc na terenach należących do zamku.
     Niestety przeliczyłem się. Nie zastałem jej tam, gdzie myślałem, że będzie. Szybko zastanowiłem się, gdzie jeszcze może być, ale nie miałem zielonego pojęcia. Nie pozostawało mi nic innego, jak kolejny raz użyć mapy. Wyciągnąłem ją z kieszeni i z trudem rozłożyłem na ławce. Przebiegałem oczami kolejne jej części w ogromnym tempie, ale nigdzie jej nie znalazłem.
     W końcu została ostatnia część, którą zostawiłem na koniec, sądząc, że nie będzie potrzebna. Dopiero teraz zorientowałem się, jak bardzo się myliłem. Zobaczyłem jej nazwisko zaraz obok napisu „most”. Przypomniałem sobie, jak kiedyś spacerując po Błoniach, zaskoczyła nas burza. Lily zaprowadziła mnie wtedy właśnie tam, twierdząc, że stamtąd jest najlepszy widok, bo błyskawice przecinające niebo znikają między skałami. I miała rację. To, co zobaczyłem, zapierało dech w piersiach, chociaż patrzyłem wtedy bardziej na nią, zapatrzoną w dal. Oczy jej błyszczały, a rude włosy przylepiały do twarzy. Uśmiechała się i była szczęśliwa. Pewnie teraz też zachwyca się widokiem, pomyślałem, chociaż przez myśl przeszła mi również inna opcja, więc nie myśląc dłużej, wcisnąłem mapę do kieszeni i pobiegłem w stronę mostu.

15 komentarzy:

  1. Kochana Luthien
    I ja mam czekać na dalszy ciąg cały tydzień?! Jesteś okropna pod tym względem. A na poważnie to kocham Twoje wpisy! Powiedz że Evans kocha Pottera! Ona mu to powie prawda? Dobrze że James powiedział dziewczynom żeby sie nie wtracaly szkoda że dopiero teraz. Rozpisalabym sie bardziej jak to niecierpie Seana ale siedzę na wykładzie i musze słuchać :( potem skomentuje drugi raz
    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Panienka Livvi14 lutego 2015 12:50

    Ja nie wytrzymam tygodnia :( W takim momencie urwałaś, w najlepszym :/ Oni porozmawiają prawda? Wszytko sobie wyjaśnią i będzie dobrze. Lily powie na moście Jamesowi, że go kocha tak? Jeju ja mam czekać na ta ostatnią część cały tydzień, ja tu prędzej zwariuje! Już się nie mogę doczekać tej chwili jak James do niej podejdzie, mam tylko nadzieje ze to zrobi, a Lily na niego nie nawrzeszczy czy coś w tym rodzaju. Czekam na romantico story *.*
    Pozdrawiam Panienka Livvi ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja mam czekać tydzień na następny rozdział !? Może z okazji walentynek dodasz kolejny rozdział szybciej? Biedna Lily :( Mam nadzieje że James Ją Pocieszy I Wreszcie Będą Razem <3 Juz nie mogę następnego rozdziału się doczekać. Pozdrawiam, Twoja wielka fanka Astoria.
    Zapraszam do mnie, mam nadzieje ze Ocenisz moje opowiadania : lost-in-dreamsss.blogspt.com

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Panienka Livvi14 lutego 2015 16:26

    Co do dodania rozdziału w poniedziałek to jestem jak najbardziej za tym :) Szkoda że Lily zrozumie to dopiero w 15, ale pociecha taka ze to juz za 2 rozdziały :p Czekam wiec na notkę
    Pozdrawiam Panienka Livvi :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Źle mnie zrozumiałaś :) 15 rozdział nie oznacza 15 rozdziału tutaj na blogu, tylko tego, jak mam je zapisane u siebie w laptopie. Hmm, z tego co wyliczyłam, to wyznanie przypadnie dopiero na 35 blogowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Panienka Livvi14 lutego 2015 17:24

    Zawsze jestem taka nie ogarnięta :D No cóż 35 rozdział trochę daleko, ale będę czekać :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Już nie mogę poniedziałku się doczekać poniedziałku, żeby przeczytać rozdzialik <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Luthien,

    Po kolejnym przeczytaniu rozdziału (szczególnie końcówki) nadal jestem zachwycona. Oczywiście jestem jak najbardziej za tym, żebyś wrzuciła kolejną część w poniedziałek.
    - Bardzo podobała mi się postawa Jamesa, który to nie chciał przeszkadzać Lily. Zdaje się, że w końcu zrozumiał, że nie zawsze trzeba nadskakiwać ukochanej osobie, chociaż pewnie to chwilowe spowodowane tym, że sotał przez rudą zraniony. Mam nadzieję, że nasz kochany Potter nie spieprzy wszystkiego na tym moście, bo już ma jeden plus, że ona chce go zobaczyć. Wierzę, że ich rozmowa potoczy się dobrze. Szkoda, że do tego, żeby zostali parą trzeba będzie dużo poczekać. Już nie mogę się doczekać tego momentu.
    - Lily och ona jest nadal rozchwiana emocjonalnie. Do tego jeszcze doszła utrata babci. Bardzo współczuję Evans. Wierzę, że dziewczyna zrozumiała ostatnie rady babki i zastosuje się do nich, bo są bardzo mądre.
    - Sean z jednej strony niepotrzebnie się wpieprza, ale z drugiej ... żal mi go. Zakochany podchodzi do rudej i słyszy "James" - to musi być dla niego ogromny cios. Mam nadzieję, że on zakocha się szczęśliwie
    - Ann wkurza mnie (ale to już od dłuższego czasu), strasznie się rządzi i może by znalazła kogoś, żeby się uspokoić
    - Dorcas i Syriusz... ich to w sumie skomentuję razem NIECH ONI SIĘ ZEJDĄ. Oboje są ulepieni z tej samej gliny "kochaj i rzuć". Są nie mniej zabawni, niż Lily i James, z tym, że ich relacje nie są, aż tak ISKRZĄCE, gorące i rozchwytywane przez cały Hogwart.

    Ciekawa jestem, czy dziewczyny powiedzą Lilce o Mapie Huncwotów. Zastanawia mnie, czy opiszesz pogrzeb babci rudej, czy Evans i Potter wpadną sobie w ramiona? Czy może pokłócą się bezsensownie? Czy się pocałują? Czy poprawi się między nimi? Czy ANN będzie się ciągle rządzić ? Czy Dorcas i Syriusz długo będą siebie zwodzić? W skrócie mam milion pytań... i oczekuję odpowiedzi ^^

    Kocham Cię , bo jesteś boska
    Pozdrawiam
    Em

    PS. POWODZENIA W PONIEDZIAŁEK NAPISZ TO NA 5! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż jestem zdecydowanie za tym aby rozdział ukazał się w poniedziałek. Nwm co mogę napisać jakoś za bardzo nie mam weny ale spróbuje napisać coś sensownego. Rozdział podobał mi się i był bardzo ciekawy. Współczuję Lily wszystko w tak krótkim czasie zarzuciło jej się na głowę. Mogę się tylko domyślać co czuje po śmierci ukochanej babci która była najważniejszą osobą w jej życiu. Ja osobiście chyba nie poradziłabym sobie ze stratą tak ważnej osoby w moim życiu. Mam nadzieję że kiedy Rogacz ją znajdzie to porozmawiają i się pogodzą.
    Pozdrawiam
    Obliviate

    OdpowiedzUsuń
  10. O jeju. This is AWESOME !!!! Ten rozdział był tak genialny że o matko ! Pisz jak najwięcej wstawiaj jak najczęściej i prosze cię, nie każ nam tak długo czekać na następny rozdział :3

    ~Saphire~♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana Em,

    jak dla mnie końcówka tego rozdziału jest chyba jednym z lepszych fragmentów, które udało mi się napisać, chociaż zmieniany był setki razy. No, ale to moja opinia, na waszą jeszcze zaczekam :)

    Evans rozchwiana emocjonalnie będzie jeszcze długo i gorzej niż jest teraz. Nie spodoba Ci się zapewne również to, co zrobię w kolejnym rozdziale, który ukaże się za tydzień w sobotę ;)

    Sean na pewno zakocha się "na zabój", ale czy szczęśliwie to się okaże.

    Ann niestety nie uspokoi się nawet wtedy, kiedy sobie kogoś znajdzie, co również nastąpi trochę później. Niestety taki już jej urok i ostatecznie źle się to dla niej skończy.

    Wiesz, że nawet nie wiem, czy Lily dowie się o tej mapie w końcu :) Muszę mieć to na uwadze, czytając kolejne rozdziały. Pogrzebu niestety nie opiszę, bo akcja potoczy się trochę inaczej. Co do Jamesa i Lily to znowu będą dwie skrajne reakcje, ale wszystko w swoim czasie. Ann będzie się ciągle rządzić, a dla Syriusza i Dorcas też mam zaplanowane wątki, ale czy razem czy osobno to nie zdradzę.

    Pozdrawiam

    P.S. Nie dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  12. W przyszłym tygodniu ukażą się dwa rozdziały. Jeden w poniedziałek, drugi w sobotę :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Luthien,
    Postanowiłam iść za Twoim przykładem i opublikowałam notkę już dzisiaj :).
    Pozdrawiam
    Em

    OdpowiedzUsuń
  14. Droga Luthien,
    jak mogłaś tak zakończyć ten rozdział? Czemu w takim momencie? I mamy czekać do poniedziałku? Przecież spać nie będziemy mogły z ciekawości!!!
    Rozdział jest zabójczy!
    Kurcze... naprawdę szkoda nam, że babcia Lily umarła. Była taką perełką dla Lily, skarbnicą rad. Nie dziwi nas to, że Ruda tak się załamała, ile można wytrzymać? Człowiek nie jest maszyną, kiedyś w końcu wymięka.
    Trochę wkurzałoby nas zachowanie Dorcas i Ann... Rozumiemy, że się martwią, w końcu to ich przyjaciółka, ale czasami trzeba pobyć samemu, każdy ma ochotę na chwilę samotności.
    I nawet nie wiesz jak się cieszymy, że Rogacz w końcu dał się przekonać i poszedł poszukać Lily, zwłaszcza, że to jego Evans teraz najbardziej potrzebuje tylko teraz.... co dalej?
    I jeszcze co do Seana... co za typ? Jak on w ogóle może tak ją traktować? Okej, jest zakochany, ale nie zawsze druga osoba odwzajemnia nasze uczucia i czasami po prostu trzeba się z tym pogodzić. Zwłaszcza, że widzi jak Lily zachowuje się wobec Jamesa. I myślę, że dobrze zrobiła z tym liściem. I tak łagodnie go potraktowała.
    Pozdrawiamy i niecierpliwie czekamy na jutrzejszy rozdział!
    ~ Rogacz i Łapa

    OdpowiedzUsuń
  15. Hejloł Robaczki! ;)
    Rozdział cudownie cudowny i z niecierpliwością zabieram się do czytania następnej notki. Życie jest piękne! Wystarczy inaczej na nie spojrzeć...

    OdpowiedzUsuń