Witajcie!
Cały tydzień zastanawiałam się, czy w tym tygodniu kolejny rozdział pojawi się zgodnie z zapowiedzią, ponieważ mam straszny deficyt czasu, szczególnie, że w tą sobotę jestem poza domem. No, ale postanowiłam przygotować notkę do publikacji dzień wcześniej, także jest :)
Rozdział jest dosyć długi, więc tym razem będzie podzielony aż na trzy części, za co Was bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, że na najlepszą jego część będziecie musieli czekać kolejne dwa tygodnie.
***
Lily Evans
Transmutacja miała się zaraz zacząć, więc przyspieszyłyśmy kroku. Ann sporo mi nagadała i była lekko obrażona, że zignorowałam to, co powiedziała. Dla własnej wiadomości, nie zignorowałam jej. Ja po prostu nie chciałam teraz o tym myśleć. Idąc w stronę zamku ciągle zastanawiałam się, co powinnam z tym wszystkim zrobić. Musiałam ograniczyć kontakty z Potterem, to było pewne, jednak po tym, co się wydarzyło, wypadałoby mu to najpierw wyjaśnić. Najlepiej byłoby, gdybym powiedziała mu całą prawdę łącznie z tym, dlaczego go pocałowałam i to aż d w a razy. Tak, tak by było najlepiej. Problem w tym, że nadal nie znałam powodu, dla którego to zrobiłam.
Wydarzenia ostatniej godziny, stały się priorytetem, przez co zapomniałam o jednej z najważniejszych spraw, które miałam dzisiaj załatwić.
- Idźcie dalej same. Dogonię was – powiedziałam do dziewczyn w pewnej chwili.
- A gdzie ty idziesz? – spytała Dorcas.
- Potrzebuję pomocy Remusa. Miałam z nim porozmawiać już wcześniej, ale całkiem wyleciało mi to z głowy. – Dziewczyny miały niepewne miny. – Chodzi o zaklęcie na transmutację – wyjaśniłam dobitnie. – Zaraz was dogonię – dodałam i zawróciłam.
Dopiero w pewnym momencie zrozumiałam, że rozmowa z Lupinem skazuje mnie na jeszcze jedno spotkanie z Jamesem. Może to jednak nie jest dobry pomysł, pomyślałam. Może jednak dać sobie spokój z tym zaklęciem. Przecież nie jestem jedyną osobą, która sobie z nim nie radzi. Oczywiście mogłam tak zrobić, ale już trochę ochłonęłam i znowu zaczęłam przejmować się zwykłymi sprawami, z których szkoła była najważniejsza.
- McGonagall będzie wściekła – usłyszałam w pewnej chwili jakiś głos.
- Możliwe – odpowiedział mu inny. Wyszłam zza zakrętu i zobaczyłam Seana w towarzystwie Michaela, jego kolegi z roku.
- Możliwe? To jest na sto procent pewne. Po co w ogóle było to wszystko? Co cię to obchodzi? Przecież od razu było wiadomo, że to tylko kwestia czasu...
Sean na te słowa kolegi zrobił jeszcze posępniejszą minę. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że ten blondyn z Hufflepuffu jest o mnie zazdrosny, a cała ta scena z Potterem dodatkowo go boleśnie uświadomiła. To był jeden wielki błąd. Powinnam rozegrać to inaczej, niczego nie wyjaśniać, zrobić kolejną awanturę albo zlekceważyć całe zajście i wszystkiego się wyprzeć. Mogłam przecież wymyślić dla Rogacza jakieś kolejne kłamstwo, w które możliwe, że by uwierzył, ale nie, musiałam pójść na całość. Zastanowiłam się jednak, czy żałowałam tego, co zrobiłam i ze strachem, i bólem musiałam przyznać, że nie, że jeżeli jeszcze raz nadarzyłaby się taka okazja, zrobiłabym to ponownie. W tym właśnie momencie moje postanowienie, co do ograniczenia wzajemnych kontaktów, wydało mi się w stu procentach słuszne. Musiałam trochę odpocząć od Jamesa, bo bałam się, że jeszcze chwila i zanim się zorientuję to, co Ann uważała, że do niego czuję, naprawdę zamieni się w miłość. To była straszna wizja rzeczywistości, której nie chciałam znać, do której nie chciałam dopuścić – nie chciałam, a jednak się jej obawiałam. Mam nadzieję, że po pewnym czasie spojrzę na to wszystko z pewnego dystansu, pomyślałam.
Mimo wszystko moja przyjaciółka miała po części rację. Coś było nie tak, bo niemożliwe żebym ostatnimi czasy, aż tak się zmieniła. Niby dlaczego po tylu latach nagle, że tak powiem, potrzebuję Rogacza? Przez tyle lat trzymałam go na dystans, nienawidziłam, a teraz pragnę jego towarzystwa? No właśnie, dlaczego? Co mam w takim wypadku zrobić? Odpowiedzi na pierwsze pytanie nie znałam i strasznie mnie to męczyło. Byłam za to pewna, że w tej chwili lepiej nie narażać się na rozmowę z Seanem. Najlepiej z nikim nie mówić o tym, co się stało. I tak będzie to news na długą przyszłość, pomyślałam. Tylko jak to zrobić? Tak czy inaczej, w obecnym położeniu, nie dam rady wyminąć Whitby’ego. Poza tym muszę w końcu zacząć stawiać czoła wszystkim sprawom, których wolałabym uniknąć. Gdybym zrobiła tak z Jamesem, nie miałabym teraz żadnych problemów. Właśnie dlatego czekała mnie później poważna rozmowa z nim i dobrze by było, gdybym miała w zanadrzu kilka dobrych kłamstw.
Wzięłam głęboki oddech i szłam dalej. W końcu zrównałam się z Seanem i Michaelem, którzy w pierwszej chwili nie zwrócili na mnie większej uwagi. Dopiero, kiedy ich minęłam, ten pierwszy, mimo protestów swojego kolegi, zawrócił i podszedł do mnie, zostawiając go kawałek dalej z niezbyt zadowoloną miną.
- Możemy chwilę pogadać? – spytał Sean.
- Trochę mi się spieszy. Muszę znaleźć Lupina. Nie może to zaczekać? – odparłam. – Po lekcjach mam trening, ale potem…
- Wolałbym teraz – powiedział dobitnie, a ja westchnęłam zrezygnowana. Jego ton głosu nie wróżył przyjemnej rozmowy, ale co miałam zrobić?
- Ok, dobrze. O co chodzi?
- Myślałem, że jesteś inna niż reszta dziewczyn – zaczął, od razu przechodząc do rzeczy.
- To znaczy? – spytałam zbita z tropu. Do czego on zmierza?
- Miła, ładna, inteligentna, bystra, szczera, uczciwa i przede wszystkim odporna na Pottera – ostatni argument mocniej zaakcentował. – Ale jak widzę, myliłem się. Powinienem pogodzić się z faktami od razu, kiedy zaczęliście się ze sobą dogadywać. Jednak podobałaś mi się i miałem nadzieję, że nic więcej z tego nie wyniknie. Na początku września w końcu to ty mnie zaczepiłaś, spotkaliśmy się kilka razy, rozmawialiśmy, myślałem, że za jakiś czas, może wyjdzie z tego coś więcej, ale jakby się głębiej nad tym zastanowić, to widzę, że od początku miałem w tym wszystkim określoną rolę.
- Co masz na myśli? – byłam trochę zła. Byliśmy tylko zwykłymi znajomymi, a on drugi już raz dzisiaj, zaczynał prawić mi morały.
- Okłamałaś mnie i zastanawiam się, czy ta cała bajka, którą wymyśliłaś dzisiaj dla profesor Sprout, nie była dla mnie oraz dla innych, a przede wszystkim dla ciebie i Pottera, byście mogli spotkać się bez świadków.
- Teraz to już przesadziłeś – powiedziałam ze złością. – Nie okłamałam cię, Sean. Spotkaliśmy się kilka razy, bo cię lubię, miło mi się z tobą rozmawia i przyjemnie spędzałam czas w twoim towarzystwie. Myślałam, że o tym wiesz, a ta, jak ty to nazwałeś „bajka”, była po to, żeby Sprout nie odjęła nam punktów za spóźnienie. Nie rozumiem, o co ci chodzi? To ty zrobiłeś pierwszy krok, a ja stwierdziłam, że warto zrobić drugi i się nie zawiodłam. Przykro mi, że ty myślisz inaczej, ale zauważ, że niczego ci nigdy nie obiecywałam. Ani tobie, ani tym bardziej Potterowi. Gdybym chciała z tobą być, to na pewno bym ci o tym powiedziała. Jeśli chciałabym być z Jamesem, to już dawno bym była i jeśli chciałabym się z nim spotkać bez świadków, to uwierz mi, ale nie musiałabym wymyślać takiej intrygi. Poza tym i tak nie miałbyś tu wtedy nic do gadania, bo to moje życie i moje wybory.
- A jednak się z nim całowałaś – stwierdził. O matko, już się zaczyna. Tego się właśnie obawiałam. Od razu wiedziałam, że Sean będzie miał z tym największy problem, ale nie miałam zamiaru mu się z tego tłumaczyć, bo nie był kimś, kto na to zasługuje. Z drugiej strony rozumiałam go i było mi go trochę żal. Nie wiedziałam, jak mam mu to wytłumaczyć. Nic nie odpowiedziałam na zarzuty Jamesa, więc jaką bajkę miałabym niby opowiedzieć Seanowi? Nie, tak nie może być. Muszę to rozegrać inaczej.
- To ON mnie pocałował, a nie ja jego, jeśli o to ci chodzi – powiedziałam po dość długim namyśle. Whitby wywrócił oczami.
- Wiedziałem, że tak powiesz – stwierdził.
- Więc w czym problem? – próbowałam zachować pozory tego, że mam nad nim przewagę.
- W tym, że tak jak już wcześniej mówiłem, z boku wyglądało to całkiem inaczej i nie zapominajmy, że sama na moich oczach też go pocałowałaś. Tego się nie wyprzesz.
- Posłuchaj, naprawdę nie obchodzi mnie, jak to wygląda z twojej strony. Przykro mi, że tak mnie oceniasz. Ja wiem, na jakiej zasadzie to było i tylko to się liczy, a nie jakieś twoje domysły, które szczerze mówiąc, mało mnie obchodzą. Poza tym rozmawialiśmy ze sobą kilka razy w życiu, więc naprawdę nie rozumiem twojego zachowania. W ogóle nie powinnam ci się z niczego tłumaczyć, ale jeśli już musisz wiedzieć, to pocałowałam Pottera dla zakładu, bo chciałam mu pokazać, że potrafię złamać własne zasady moralne. Równie dobrze mogłabym pocałować w tym momencie ciebie, ale wiem, że byś mi na to nie pozwolił, bo masz swój honor. Potter go nie ma.
- A mimo to grasz z nim w tą głupią grę.
- Bo znamy się już długo i wiem, co powinnam robić, żeby uzyskać od niego to, co chcę.
- Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko było po to, by postawić na swoim?
- W skrócie można tak to ująć – rzekłam. – Nie obchodzi mnie to, czy mi wierzysz czy nie. Twoja decyzja, twój ruch. Ja już swoje wykonałam. Miło było spędzić razem trochę czasu. Zrobiłam, co chciałeś, więc teraz wybacz, ale muszę już iść. Spieszy mi się.
Po mojej wypowiedzi Sean trochę się zmieszał. Wiedziałam, że zależy mu na tym, by pozostać ze mną w dobrych stosunkach i jeśli się na to zdecyduje, dam mu taką możliwość. Nie zależało mi już na wkurzaniu Rogacza, ale naprawdę szkoda by było, gdybyśmy zerwali kontakty z tego powodu. Co prawda ciągle go okłamywałam, ale ułatwiałam mu w ten sposób wybór. Poza tym, nie byliśmy razem, więc mogłam całować, kogo chciałam, a on nie miał prawa tak mnie traktować. Za kogo on się uważał, żeby mnie oceniać? Nawet, jeżeli miał rację, dodałam w myślach.
- Masz rację, Lily. Przepraszam. Po prostu... – zaczął Sean, ale mu przerwałam. Naprawdę miałam dość wysłuchiwania przeprosin chłopaków. Tylko to potrafią, stwierdziłam.
- Mam gdzieś twoje przeprosiny – zrobiłam obrażoną minę.
- Zrozum, wkurzam się, bo mi się podobasz – odparł. – Zależy mi na naszej znajomości, ale boję się, że w końcu też polecisz do Jamesa jak każda inna dziewczyna w tej szkole. To mi się w tobie podobało, rozsądek i odporność na niezrozumiały dla mnie czar Pottera czy Blacka. A potem zaczęliście się kolegować, teraz się całowaliście. Co ja mam o tym myśleć?
Jego wyznanie trochę mnie zaskoczyło. Wiedziałam, że mu się podobam, ale pierwszy raz powiedział mi to wprost. Miałam jednak dość pretensji facetów jak na jeden dzień. Ja również się pomyliłam. Myślałam, że Sean jest inny niż James, ale jak widać, też cały czas myślał tylko o sobie.
- Myśl sobie, co chcesz – rzekłam lekceważąco. – Jesteś taki sam jak Potter. Uważacie siebie za centrum świata, wokół którego wszystko się kręci, ale tak nie jest. Powiem więcej: jesteście siebie warci, a ja nie będę robić tego, co chcecie – dodałam ze złością i smutkiem, a następnie pobiegłam dalej. Słyszałam jeszcze wołania Seana, ale na jakiś czas miałam dość użerania się z chłopakami. Wszyscy są tacy sami, pomyślałam, ale i tak trochę żal mi było chłopaka. Kolejny już raz dzisiaj nawrzeszczałam na niego, chociaż tak naprawdę niczemu nie zawinił, a jednak nie miał prawa mieć do mnie pretensji i mnie oceniać. Musiałam przyznać, że nie znałam go od tej strony. W ogóle go nie znam, stwierdziłam. Więc dlaczego tak się nim przejmuję? Nie był w moim życiu nikim ważnym, a jednak naprawdę go lubiłam. Miałam wyrzuty sumienia, mimo tego, iż wiedziałam, że zasłużył sobie na takie potraktowanie. Nikt mu nie kazał się wtrącać.
Koniec, powiedziałam sobie. Koniec z tym ciągłym użalaniem się nad sobą. Stało się i nie ma co się oszukiwać, że po części (większej) jest to moja wina. Byliśmy z Potterem kwita. On mnie pocałował dzisiaj dwa razy, ja również dwa, w tym jeden na wspólną prośbę, która, gdzieś w głębi mojej duszy, nie była kolejnym kłamstwem, więc chyba rachunek wychodził prosty i nieskomplikowany, jeśli chodzi o jego interpretację. Taka była prawda, którą w końcu zaakceptowałam. Mimo to, a może i dlatego, musiałam później porozmawiać z Jamesem.
Wreszcie natknęłam się na Huncwotów, wśród których (o dziwo), nie było Rogacza.
- Evans, czy z tobą jest wszystko w porządku? – spytał Łapa z ironicznym uśmiechem.
- W jak najlepszym – odparłam lekceważąco.
- Naprawdę?
- Do czego pijesz, Black?
- Do niczego, po prostu zastanawiam się czy ty od początku roku jesteś na jakichś prochach czy coś.
- Syriusz! – rzekł stanowczo Lupin.
- Co? – zapytałam.
- Nie słuchaj go, Lily – powiedział Lunio. – Eee, szukasz Jamesa?
Mierzyłam Blacka wściekłym wzrokiem, który stał teraz z założonymi na piersi rękami i zadowoloną miną.
- Lily, szukasz Jamesa? – powtórzył pytanie Remus. Stwierdziłam, że potem policzę się z Łapą, więc przeniosłam wzrok na Lupina.
- Tak. Nie. Nie wiem – odpowiedziałam, a on posłał mi współczujące spojrzenie.
- To tak czy nie?
- Tak, ale nie teraz. Właściwie to chciałam porozmawiać z tobą – przyznałam.
- Ze mną? – Skinęłam głową.
- Potrzebuję przyjacielskiej rady – uśmiechnęłam się.
Lupin spojrzał na mnie przyjaźnie, bez cienia wyrzutu, za co mu byłam wdzięczna. Chociaż on jeden mnie nie potępiał, a nawet jeżeli, to potrafił dobrze to ukryć.
- Rozumiem, więc o co chodzi?
- Możemy zamienić dwa słowa w cztery oczy? Na osobności? – spytałam, patrząc znacząco na Syriusza i Petera.
- W porządku – odparł i odeszliśmy kawałek dalej, żeby pozostała dwójka niczego nie usłyszała.
- Więc?
- McGonagall ma dzisiaj pytać z ostatniego zaklęcia, a ja mam z nim mały problem. Ćwiczyłam je już ze sto razy i nadal mi nie wychodzi. Pomożesz mi z nim? Wiem, że mamy mało czasu, ale tobie wyszło to, prawie że od razu, więc… – zamilkłam, zauważywszy zdezorientowanie Remusa. Liczył na inny temat rozmowy, ale uśmiechnął się zaraz.
- To bardzo proste – odpowiedział. – Zauważyłem, że w książce jest błąd. Formułkę powinno się wymawiać przez „s”, a nie „c”.
- I to tyle?
- Tak.
- Dzięki. Już myślałam, że to ja robię coś źle.
- Nie ma sprawy. Zawsze służę pomocą.
Uśmiechnęłam się. Zapadła chwilowa cisza. Nikt z nas nie wiedział, jak zacząć tę rozmowę, która cisnęła się nam na usta.
- Słuchaj...
- Gdzie jest James? – przerwałam mu.
- Yyy... Musiał załatwić jakąś sprawę z tymi dwoma Krukonkami, które chodzą z nami na zielarstwo.
- Możesz mu potem powiedzieć, że muszę z nim porozmawiać, najlepiej jeszcze dzisiaj? To ważne.
- Jasne – odparł Lupin niepewnie. – Lily, nie chcę się wtrącać czy coś, ale...
- Możesz teraz powiedzieć: „A nie mówiłem” – weszłam mu w słowo. – Miałeś rację, ale jesteś zbyt kulturalny, żeby się przy tym upierać. Zawsze mówiłeś, co myślałeś, ale dawałeś mi wybór. Ann niestety stosuje bardziej drastyczne środki i wali prawdę w oczy.
- Nie chciałem tego mówić, szczególnie, że przyznałaś mi rację. Mówiłem ci, że Rogacz nie jest ci obojętny, nie? W zeszłym roku cię uprzedzałem, że jeśli dasz mu szansę, przejdzie do kolejnego etapu ataku.
- Kevin też mi to mówił – przyznałam.
- Mimo uprzedzeń, zgodziłaś się na to i to już powiedziało samo za siebie.
- Chcesz powiedzieć, że strzeliłam do własnej bramki?
- Mniej więcej o to mi chodzi.
- Też uważasz, że między nami jest coś na rzeczy? – spytałam po chwili milczenia.
- Ze strony Jamesa na pewno.
- A z mojej? Powiedz prawdę, Remus.
- Tak.
- Co tak?
- Uważam, że z twojej również. – Zrobiłam niewyraźną minę. – Ale jeśli ty uważasz, że jest inaczej, to pewnie masz rację.
- Problem w tym, że ja nie wiem, co myślę. Ann twierdzi, że nie jestem w nim zakochana, tylko po prostu zafascynowana i oczarowana.
- A ty co twierdzisz?
- No właśnie nie mam zielonego pojęcia. Głupio to zabrzmi, ale lubię Jamesa. Jest inny niż reszta chłopaków, nieobliczalny, zaskakujący i chyba to mnie w nim pociąga.
- To zawsze coś – Lupin uśmiechnął się. – Lily, ja mam swoje zdanie, Ann ma swoje zdanie, ale to ty podejmujesz decyzje.
- Wiem, wiem. Ja odpowiadam za swoje życie. Wszyscy mi to powtarzają.
- Dokładnie, ale…
- Wiem, co jeszcze chcesz powiedzieć i o co spytać, ale na razie tego nie rób – znowu mu przerwałam. – Nie martw się, nie będę znowu robić z tego tajemnicy, bo w sumie już nią nie jest i nie będzie.
- Nie bądź taką pesymistką. Może nikt się nie dowie.
- Oboje dobrze wiemy, że wszyscy się dowiedzą. O ile już nie wiedzą – dodałam z wymuszonym uśmiechem. – Nasz przypadek jest zbyt „popularny”. – Nienawidziłam tego słowa, ale w tej sytuacji pasowało jak ulał.
- Zawsze warto być dobrej myśli – powiedział.
- Niestety nie jestem taką optymistką jak ty – odparłam i utkwiłam wzrok w moich butach.
- Domyślam się, że to wszystko sprawka Rogacza – odezwał się po chwili. – Wie, jak cię podejść i bez skrupułów to wykorzystuje, ale mogę spytać, dlaczego ty go pocałowałaś? Co ci strzeliło do głowy?
- Widzę, że przeszedłeś na tryb przyjaciela w wydaniu Ann, czyli z bezpośrednimi pytaniami – uśmiechnęłam się.
- Wybacz, po prostu nie mogę tego zrozumieć, bo jeszcze niedawno tak bardzo się przed tym wzbraniałaś.
- Nic nie szkodzi. Gorszy niż Ann nie jesteś, tylko wiesz… Przyjaźnisz się z Potterem dłużej niż ze mną.
- I mogę nie być obiektywny?
- Właśnie.
- Rozumiem. To nie moja sprawa. Nie musisz odpowiadać – posłał mi speszony uśmiech, a ja zastanowiłam się, jak mu to wszystko najlepiej wytłumaczyć. Co powiedzieć, a co zatrzymać dla siebie.
- Wiesz, to nie do końca jest tak, jak wszyscy myślicie – zaczęłam powoli. – To nie jest tylko wina Jamesa. Obawiam się, że tym razem ja namieszałam bardziej i nie chodzi mi tylko o dzisiaj. Wina leży po obu stronach po równo. Wiem, że moja odpowiedź cię nie satysfakcjonuje, ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć nic więcej bez zgody Rogacza. I tak wyciągnąłeś ode mnie za dużo. Jeśli jednak chcesz, to sam go spytaj o szczegóły – dodałam po chwili. Remus miał trochę zaskoczoną minę.
- Wiesz, że tego nie zrobię.
- Wiem.
- Naprawdę nie rozumiem waszych relacji – stwierdził. – Utrudniacie sobie życie, ale nie moja sprawa. Jednak musisz wiedzieć, że został wam jeszcze ostatni rok, a James naprawdę poważnie o tobie myśli i wścieka się, kiedy widzi z tobą Seana Whitby’ego. Nie wiesz tego ode mnie – powiedział szybko Lupin, widząc moją minę.
- Nie moja wina, że Sean ciągle się koło mnie kręci – odparłam. – Fakt, na początku chciałam zrobić Potterowi na złość, flirtując z nim, ale już dawno mi przeszło. Polubiłam go.
- Nieważne. To już twoja sprawa, co z tym zrobisz.
- Poza tym nic na to nie poradzę, że James nie radzi sobie z zazdrością. Dobrze wiesz, że niczego mu nie obiecywałam.
- Nie musiałaś. Wystarczy, że dałaś mu szansę i otwarcie przyznałaś, że go lubisz.
Lupin westchnął, a ja spojrzałam na niego wymownie. Nie zareagował, więc zadałam pytanie, które nurtowało mnie już od dłuższego czasu.
- James naprawdę myśli o naszym „związku” poważnie? – Remus skinął głową, a widząc moje wahanie po usłyszeniu tej odpowiedzi, dodał:
- Cokolwiek zrobisz, nie pozbędziesz się go, więc albo w końcu z nim będziesz…
- Albo?
- Albo nie wiem co. Nie widzę innego wyjścia.
- Super. Naprawdę mnie tym pocieszyłeś – rzekłam z ironią.
- Dopuszczasz do siebie taką myśl?
- Jaką?
- No wiesz, że wy…
- Nie wiem – odparłam.
- Nie wiem, to lepsze niż tak czy nie – stwierdził. Zapadła chwila ciszy. – Co tak naprawdę do niego czujesz? – spytał, a ja nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.
- Nie wiem – powtórzyłam. Moje relacje z Potterem były jedną niewiadomą. – Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Kiedyś potrafiłam, ale teraz naprawdę nie wiem.
- To trochę komplikuje sprawę.
- Uważasz, że powinnam z nim być?
Remus wpatrywał się we mnie w napięciu. Nie odpowiedział na moje pytanie.
- Wiesz co, muszę lecieć, bo nie chcę słuchać marudzenia Łapy – uśmiechnął się. – Przekażę Rogaczowi twoją wiadomość – dodał.
- Remus!
- Tak, Lily. Jeśli chcesz być szczęśliwa – rzekł i wrócił do zniecierpliwionego Syriusza, zostawiając mnie samą.
Byłam w lekkim szoku. Po pierwsze nigdy bym nie podejrzewała, że James myśli o naszym związku na poważnie. Co prawda słyszałam to już nie raz, ale wtedy w to nie wierzyłam. Ta wiadomość z ust wiarygodnego świadka – przyjaciela, nie świadka, nie zmieni jednak mojej decyzji. Oni wszyscy mogli mówić, co chcieli, ale dzięki temu jeszcze bardziej uświadomili mi, że nie wyobrażam sobie bycia z Jamesem. Tak. Bardzo wskazane jest tymczasowe ograniczenie kontaktów z Potterem, bo jeszcze coś sobie ubzdura, pomyślałam. Lupin mógł skłamać, ale raczej go o to nie podejrzewałam, bo kto jak kto, ale on jako jedyny rzadko naginał fakty. Uważał, że ma u mnie dług wdzięczności, więc zawsze był szczery.
Miałam teraz mętlik w głowie i już naprawdę nie wiedziałam, co myśleć. Za bardzo się tym wszystkim przejmuję. Niech wszystko zostanie tak, jak postanowiłam. Tak, jak było wcześniej. Musiałam zapomnieć. Nie było to jednak takie proste. Nie było, nie jest i nie będzie. Lunatyk, jako pierwszy zadał mi pytanie, które jak widać, było dla mnie głównym strzałem, skazującym mnie na ostateczną klęskę. Dziewczyny wydały na ten temat opinię, ale ja nadal nie przyjmowałam do wiadomości ich gadania. Miałam swój rozum. Wiedziałam, czego chcę. Bynajmniej tak było do czasu zdarzenia w pociągu, które zmieniło moje życie w jeszcze większe piekło. Muszę przestać o tym myśleć, stwierdziłam, bo inaczej zwariuję.
Remus Lupin
- Co chciała Evans? Wyjaśniła ci może całą tę chorą sytuację, bo jestem bardzo ciekawy...? – Łapa zaczął zasypywać mnie pytaniami.
- Syriusz, uspokój się. Po pierwsze rozmawialiśmy o transmutacji. Po drugie mówiłem ci już, że to nie jest nasza sprawa i nie powinniśmy się wtrącać. I tak przesadziłeś.
- Tak długo rozmawialiście o lekcjach? Nudzisz Remus – stwierdził Black. – Ja jestem ciekawy, co się znowu stało i co w związku z tym się dopiero stanie. Przyznam szczerze, że na początku to wszystko było zabawne, ale teraz przerodziło się w jakiś chory układ.
- Mi też się to nie podoba, ale co zrobisz? To sprawy między Jamesem a Lily.
- Mów swoje, a ja i tak się wszystkiego dowiem.
- Wątpię, Black – usłyszałem za plecami.
- W końcu zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Cała szkoła już kipi od plotek, a ty się gdzieś szlajasz z nowymi dziewczynami.
- Po pierwsze nie szlajam się, tylko musiałem coś załatwić – wyjaśnił Rogacz Łapie.
- Domyślam się, że nas nie wtajemniczysz? – spytałem, chociaż po części wiedziałem, co było tak pilne. James chciał uciszyć plotki na temat tego, co się stało.
- Możemy porozmawiać o tym później? – wtrącił się w końcu Peter, – bo nie chcę dostać kolejnego szlabanu od McGonagall. I tak jesteśmy już spóźnieni.
- Racja – powiedziałem szybko, bo zauważyłem, że Syriusz znowu chce coś dodać. – Idziemy.
Chłopacy ruszyli się, chociaż bardzo niechętnie. Ja zostałem z tyłu, zatrzymując na chwilę Jamesa.
- Co? – spytał.
- Lily chce z tobą porozmawiać. Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Rozmawiałeś z nią? – Skinąłem głową.
- Mówiła coś?
- Pytała o transmutację. – James spojrzał na mnie znacząco i powiedział:
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Zamieniliśmy kilka słów. Powiedziała, że tym razem to nie jest twoja wina. Ona zawiniła tak samo jak ty. No i kazała ci przekazać, że chce z tobą porozmawiać.
- A coś poza tym? – Pokręciłem głową niezgodnie z prawdą, ale nie mogłem powiedzieć mu, o czym rozmawialiśmy.
- Nie, nie chciała nic mówić bez twojej zgody, co w sumie wydało mi się dziwne. – James uniósł brwi, ale nie skomentował tego.
- O co znowu chodzi? – spytał Łapa, zauważywszy, że zostaliśmy w tyle.
- Już idziemy – powiedziałem i poklepałem Pottera po plecach.
- Nie mówiła, o czym chce rozmawiać? – zapytał jeszcze, zanim dołączyliśmy do Syriusza i Petera.
- Nie, a ja nie pytałem.
Lily Evans
Dogoniłam dziewczyny dopiero w zamku.
- Co tak długo? – spytała Ann z wyrzutem, nadal trochę na mnie zła.
- Spotkałam jeszcze Seana i odbyłam z nim niezbyt miłą rozmowę – wyjaśniłam.
- Mówiłam ci – powiedziała Dorcas, a ja posłałam jej pytające spojrzenie. – Spotkałyśmy go po drodze i nie miał zbyt zadowolonej miny – pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Mówiąc dokładniej, był wściekły.
- Nie moja wina. Powiedziałam mu tylko to, co chciał wiedzieć – stwierdziłam, ale nie chciałam mówić nic więcej.
- Wchodzimy? – spytała Ann, a ja zorientowałam się, że stoimy już przed drzwiami sali od transmutacji. Spojrzałyśmy na siebie z obawą, a potem Dorcas nacisnęła klamkę.
Kiedy weszłyśmy, wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Rozejrzałam się po klasie i napotkałam spojrzenie Seana, który szybko odwrócił wzrok. Spojrzałam w stronę biurka i zauważyłam siedzącą na nim burą kotkę z czarnymi obwódkami wokół oczu. Zanim doszłyśmy na swoje miejsca, McGonagall stała już przed nami w ludzkiej postaci.
- Witam – powiedziała szorstko.
- Dzień dobry, pani profesor – odpowiedziałyśmy chórem.
- Ktoś jeszcze ma zamiar przyjść na moją lekcję spóźniony? – spytała.
- W sumie to... – zaczęła Dorcas, ale przerwało jej kolejne otworzenie drzwi, w których, tym razem, pojawili się Huncwoci. Wciągnęłam głęboko powietrze i odwróciłam się w stronę McGonagall. Wolałam patrzeć na jej wściekłą minę niż na Jamesa.
- Ktoś jeszcze przyjdzie? – znowu zapytała nauczycielka, tym razem zwracając się do Huncwotów.
- Wydaje mi się, że nie, pani profesor – odpowiedział ze spokojem w głosie Remus.
- Mam nadzieję – odparła, a w tym czasie chłopacy stanęli koło nas. Zauważyłam, że Ann i Lupin wymienili szybkie spojrzenia. – Jestem bardzo ciekawa, co spowodowało tak liczne spóźnienie.
- Prawdę mówiąc to... – zaczęłam, ale James mi przerwał.
- Po prostu wynikła pewna pilna sprawa, którą musieliśmy załatwić.
Sean, na słowa Pottera, parsknął śmiechem. McGonagall zmrużyła swoje kocie oczy i spytała:
- Co pana tak śmieszy, panie Whitby?
- Nic, pani profesor. Przepraszam – odparł zapytany, wstając z krzesła.
- To usiądź i nie przeszkadzaj.
Teraz profesor McGonagall znowu zwróciła się do nas.
- Rozumiem, że ta sprawa wymagała poświęcenia całej waszej siódemki?
- No... tak – odparł Rogacz.
- A można wiedzieć, jaka to ważna sytuacja zatrzymała wasze towarzystwo? – Spojrzałam z napięciem na Pottera, który ze spokojem i uśmiechem na twarzy odpowiedział:
- Przykro mi, pani profesor, ale raczej nie. To bardzo prywatna sprawa, której wolałbym nie poruszać. – Musiałam przyznać szczerze, że James również potrafił dobrze kłamać lub jak kto woli, nie mówić całej prawdy.
- To może cała wasza siódemka poruszy na trzech zwojach pergaminu temat zastosowania i użycia nowego zaklęcia, którym się dzisiaj zajmiemy.
- Ale pani profesor... – odezwał się Syriusz, lecz nim zdążył dokończyć, Remus uciszył go.
- Chciał pan coś powiedzieć, panie Black?
- Nie – odparł Łapa zrezygnowany.
- Dobrze. Chcę widzieć wasze wypracowania na moim biurku jutro do godziny dwunastej.
- Oczywiście, pani profesor – odpowiedzieliśmy chórem.
- Doskonale, a teraz usiądźcie na swoich miejscach.
Poszłyśmy do naszej ławki, usiadłyśmy i wyjęłyśmy książki oraz różdżki. Huncwoci zrobili to samo. Po drodze napotkałam spojrzenie Jamesa, które towarzyszyło mi przez całą transmutację, a także przez kolejne lekcje. Do końca dzisiejszych zajęć nie miałam okazji, a może i chęci, zamienienia tych upragnionych przeze mnie słów z Potterem.
~ * ~
Po lekcjach mieliśmy chwilę dla siebie, zanim zacznie się trening, ale nie spotkałam Jamesa. On i reszta Huncwotów gdzieś zniknęli, a ja byłam niespokojna. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Rogaczem, ale jak widać, nie było mi to na razie dane.
Co prawda mieliśmy jeszcze trening, a jutro mecz i McGonagall dobrze o tym wiedziała, ale nie przeszkodziło jej to w zadaniu nam karnego wypracowania. W sumie miała rację, pomyślałam. Zastanowiłam się, czy było warto i musiałam przyznać, że tak. Nawet trzyzwojowe wypracowanie było tego warte.
Nie chciałam tracić czasu, czekając na Pottera, więc razem z dziewczynami zabrałam się za pisanie pracy dla McGonagall. Mimo początkowych obaw nie było to wcale takie trudne, jeżeli ma się dobre książki i pomoc przyjaciółek. Po półtorej godziny wszystkie trzy miałyśmy gotowe wypracowania.
- Zdążymy je oddać jeszcze przed treningiem? – spytała Dorcas. Spojrzałam na zegarek. Zostało nam pół godziny, więc w szybkim tempie może by nam się udało. Wolałam jednak nie ryzykować. Chciałam jak najszybciej spotkać się z Jamesem.
- Możliwe, ale przecież możemy to oddać nawet jutro, więc nie ma pośpiechu – powiedziałam.
- Lily ma rację – poparła mnie Ann. – A teraz na trening! – krzyknęła z radością. Poszłyśmy do dormitorium, zostawić nasze rzeczy, a potem udałyśmy się na boisko.
Weszłyśmy do szatni. Razem z Ann zaczęłyśmy się przebierać, a Dorcas usiadła na ławce. Ubierałyśmy się w milczeniu. W końcu zaczęli się schodzić inni, więc poszłyśmy do wyjścia, żeby nie robić sztucznego tłoku. W przejściu wpadłyśmy na Huncwotów. Dziewczyny spojrzały na siebie znacząco, a potem na mnie i na Jamesa. Ja również zwróciłam wzrok na Pottera.
- Idź się przebrać – powiedział Rogacz do Syriusza. – Zaraz zaczynamy.
Huncwoci, a w szczególności właśnie Łapa, posłali Jamesowi znaczące spojrzenia.
- A może... – zaczął Black, ale Dorcas pociągnęła go za rękę. Ann zrobiła to samo z Peterem, a Lupin, jedyny rozsądny z całej czwórki, poklepał Pottera po plecach i również się oddalił.
Kiedy zostaliśmy sami, Rogacz odezwał się pierwszy.
- Remus mówił, że chciałaś ze mną rozmawiać – uśmiechnął się, ale tym razem mnie to nie ruszyło. Nie miałam mu do powiedzenia nic miłego, dlatego chciałam mieć to już za sobą.
- Tak – odparłam w końcu. – Możemy wyjść na zewnątrz? – spytałam. Wolałam odbyć tę rozmowę bez świadków.
- Jasne – powiedział Potter z już bardziej poważną miną.
Wyszliśmy na dwór i udaliśmy się w stronę Zakazanego Lasu. Chwilę szliśmy w milczeniu.
- Posłuchaj – zaczął w pewnej chwili Rogacz. – Jeśli chodzi o... – Nie odzywałam się. Zastanawiałam się, jak powiedzieć mu to, co zamierzałam. Potter spojrzał na mnie niepewnie, ale mówił dalej. – Jeśli chodzi o to, co się dzisiaj stało, to spróbowałem wyperswadować Krukonkom z naszego roku możliwość puszczenia tego w obieg. Trochę je postraszyłem, ale nie ma pewności, że tego nie zrobią. – Westchnęłam.
- Już zaakceptowałam ten fakt – stwierdziłam.
Znowu zapadła chwila ciszy, którą w końcu przerwałam.
- James, musimy sobie coś wyjaśnić – powiedziałam, zatrzymując się i odwracając w jego stronę.
- Masz rację – odparł i spojrzał mi w oczy, a ja w tym momencie zawahałam się. Nie byłam już pewna, czy chcę powiedzieć to, co zamierzałam. Mimo wszystko m u s i a ł a m.
- Teraz ty mnie posłuchaj. Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy po tej całej akcji z korepetycjami? – spytałam, a Potter zrobił niewyraźną minę. – Naprawdę nie wiem, dlaczego potem stało się to wszystko, ale bez bicia przyznaję się do błędów, które popełniłam. Dzisiaj chciałam pójść na łatwiznę, zbyć cię nic nieznaczącym pocałunkiem… – Rogaczowi zrzedła mina.
- Nic nieznaczącym? Chcesz mi powiedzieć, że…
- Nie, James. Chodzi o to, że nie miał nic znaczyć, a jednak znaczył i to jest problem. Każdy z naszych pocałunków znaczył dla mnie więcej niż powinien. Chciałeś wiedzieć, dlaczego to zrobiłam i chętnie bym ci to teraz powiedziała, ale sama najpierw musiałabym się dowiedzieć. W tym momencie nie potrafię ci tego wyjaśnić, bo sama po prostu nie wiem, dlatego koniec z tym. Przepraszam cię za to całe zamieszanie. Nie powinniśmy w ogóle zaczynać się kolegować.
- Lily, nie wiesz, co mówisz. Nie chcę twoich przeprosin – powiedział Rogacz. – Nie obchodzi mnie nawet powód twojego zachowania. Nie masz mnie za co przepraszać, bo się nie gniewam. Taki układ mi odpowiada.
- Ale nie mi – odparłam.
- Daj spokój – rzucił niedbale, zbliżył się do mnie i chciał pocałować. Jeszcze kilka godzin temu bym mu na to pozwoliła, ale nie teraz.
- Nie, James – powiedziałam stanowczo, odsuwając się od niego. – To koniec. Ja cię naprawdę lubię, ale zrozum, że po tym wszystkim nie potrafię traktować cię obojętnie. Nie potrafię spędzać z tobą czasu, nie myśląc o tych momentach mojej słabości. Nie potrafię o tym zapomnieć. Musimy dać sobie trochę czasu. I szczerze to jestem zła na ciebie, że to wszystko zacząłeś, a jednocześnie na siebie, bo pozwoliłam ci na to. Wybacz, James, ale… – Potter miał strasznie zaskoczoną minę.
- Myślałem, że ostatnio... – przerwał mi.
- To źle myślałeś! – krzyknęłam trochę zbyt ostro. – Proszę cię – dodałam już spokojniej. – Daj mi w końcu spokój, bo naprawdę nigdy nic z tego nie będzie. Niepotrzebnie robisz sobie nadzieję.
- Wiedziałem, że to, co się dzisiaj stało, było tylko grą, której sam cię nauczyłem – stwierdził już trochę wkurzony. Nic na to nie odpowiedziałam, bo ścisnęło mi się serce, wiedząc, jak bardzo James się myli. Odwróciłam od niego wzrok.
- Tak, masz rację – skłamałam, odpowiadając w końcu. W ten sposób było łatwiej.
- Mimo to nadal mi na tobie zależy i nie odpuszczę.
- James, litości. Słyszałam to kłamstwo już tyle razy, że... Jesteś zdesperowany, ale naprawdę nie ma żadnej szansy na to, bym się z tobą umówiła.
- To nie jest kłamstwo – odparł.
- W takim razie masz problem – stwierdziłam z bólem serca, – bo ja naprawdę nic do ciebie nie czuję – dodałam. – Przepraszam, jeśli myślałeś, że jest inaczej – powiedziałam, widząc jego minę, a potem zostawiłam go samego i odeszłam.
- Lily! – usłyszałam jego krzyk. Stanęłam, wciągnęłam głęboko powietrze i odwróciłam się.
- Nie, James – rzekłam. – To jedno wielkie nieporozumienie. Zapomnijmy o tym.
Jej rozdział jest cudowny. Ale to zakończenie, jest takie smutne :( Biedny James, ale mi go żal. Lily ty głupia dziewucho, co ty sobie myślisz! Nie wyprzesz się swoich uczuć, więc dlaczego kłamiesz i przy okazji tak bardzo ranisz Jamesa,nie rozumiem tego :/ Boże, Lily zrozum wreszcie wszystko i bądź z Rogaczem szczęśliwa,posłuchaj się rady dziewczyn i Remusa,a wyjdzie ci to na dobre :) Czekam zniecierpliwiona na kolejny rozdział :}
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Panienka Livvi ;*
Zapraszam do mnie ;)) www.burzliwa-milosc-lily-evans.blogspot.com
Droga Luthien,
OdpowiedzUsuńmusimy przyznać, że nas zamurowało. Żyłyśmy nadzieją, że całe to wydarzenie skończy się wreszcie piękną miłością Lily i Jamesa. A tu proszę! Lily najzwyczajniej w świecie boi się miłości. Powiedziałybyśmy, że to nawet mądre, ale tak bardzo szkoda nam Rogacza. Najbardziej chyba boli nas to, jak Ruda go potraktowała. Tak podle kłamać mu prosto w oczy. Ta dziewczyna powinna się w końcu określić i zdecydować, a nie stawiać biednego chłopaka w takim położeniu. Tak się nie robi! Podziwiamy w ogóle Jamesa za to, że tak spokojnie do tego podszedł, że nie powiedział jej nic, nie wymusił. Tak prosto uwierzył w jej słowa.
Jeszcze rozmowa Remusa z Lily. Cudowna. Podziwiamy Lupina za jego mądrość. Naprawdę godny zaufania z niego przyjaciel. Ze świecą takiego szukać. Tylko czemu jemu Lily przyznała się jemu do prawdy, a Potterowi już nie potrafi?
Mamy nadzieję, że cała historia nie skończy się tak tragicznie jak na to wygląda. Z nadzieją i życzeniami weny dla Ciebie,
Łapa i Rogacz
Zabije ! (Nie Ciebie, a Lily ;) )
OdpowiedzUsuńOna poprostu boi się uczuć, strasznie mi szkoda Jamesa :v
Ale to dobrze, opowiadanie jest oryginalne ^^
Masz swój styl pisania, który meeeeeeega mi się podoba.
Jeszcze ta przyjazn Luniaka i Lily urocze <3
Musze czekac na rozdział tydzień ?! Ty oszalałaś :x
Dzięki twojemu blogowi soboty są jeszcze lepsze :)
Pozdrawiam NarCyzia.
Ps. Wpadnij www.narcyzia-pisze.blogspot.com
Rozdział jest cudowny. Tylko ten koniec mnie dobija. Dlaczego??? Dlaczego Lily nie chce wyznać Jamesowi swoich uczuć i być szczęśliwa? Zżera mnie ciekawość,co dalej. Nie martw się,poczekam te 2 tygodnie na nowy . :) Świat się nie skończy. :D A tak poza tym to informuję, że masz nową czytelniczkę. Weny,Czasu,Czasu,Weny!
OdpowiedzUsuńHej :-)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :) . Rany a ja już miałam takie nadzieje że Lily w końcu będzie z Jamesem :) . No cóż muszę się uzbroić w cierpliwość :D .
Pozdrawiam cieplutko
P.S . U mnie na blogu pojawiło się ogłoszenie , jak będziesz miała czas i chęci to wejdź :D .
Rozdział jest cudowny ale zakończenie jest strasznie smutne. Mam nadzieję że Lily szybko sobie uświadomi że tak naprawdę to co czuje do Jamesa to.miłość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nowy rozdział
Obliviate
Tak sobie myśle, że może jednak Lily robi dobrze ... w końcu z jednej strony trzeba pomyśleć o tym, że ona jest zagubiona i nie wie co robić .. Myśle, że jeżeli dałaby sobie trochę czasu bez James'a kręconcego się koło niej nieustannie, to mogłaby wreszcie dojść do ciekawych wniosków.. zatem .. czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKochana Luthien,
OdpowiedzUsuńCóż koniec notki nie wprawił mnie w osłupienie. Czułam że Lily się jakoś wyplacze z tego. Jednak kiedyś będzie musiała spojrzeć prawdziwe w oczy i przestać z tym walczyć. Wierzę, że James nie załamie się. Zastanawiam się czy, aby napewno nie zostawianie Evans w spokoju będzie dobrym wyjściem? Bo może ona potrzebuje chwilę pomyśleć. Może to pomogłoby im w końcu zrozumieć, że muszą być razem. Uwielbiam Twojego Remusa za rozsądek że nie wcina się tak jak wszyscy. Jestem też pod ogromnym wrazeniem że Lily i James mają takich oddanych przyjaciół. Nawet nie zaprotestowali przy tym karnym zadaniu.
A i jeszcze ten Sean denerwuje mnie zachowuje się jakby miał jakieś prawa do Evans a nie ma ich i nie bd miał (przynajmniej mam taką nadzieję)
Ogólnie świetna notka.
Pozdrawiam i życzę dużo weny
Em
Ps. Do kiedy meczysz się z egzaminami?
Droga Shadow,
OdpowiedzUsuńdruga część rozdziału pojawi się już za tydzień, trzecia za dwa tygodnie.
Pozdrawiam
Lily jeszcze długo nie będzie z Jamesem, bo na razie mam dla miej inne plany. Jasne, potem do Ciebie wpadnę :)
OdpowiedzUsuńKochana Em,
OdpowiedzUsuńbyłam pewna, że zakończenie Cię nie zaskoczy ;) James jest twardy i przekonany, że Evans go kocha, także się nie załamie. Co do zostawienia Lily w spokoju to mam nadzieję, że chociaż część się niedługo wyjaśni. Powiem tak, sama nie znoszę postaci Seana, chociaż sama ją stworzyłam, ale mam dla niego większą rolę, także jeszcze stosunkowo sporo o nim będzie.
Pozdrawiam
P.S. Cały przyszły tydzień i prawdopodobnie ostatni mam dopiero 16.02
Jezu, rozdział jest wspaniały. Nie mogę się doczekać następnej części ;3
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kiedy James i Lily będą razem. Siedziałam do 3 w nocy i przeczytałam całego twojego bloga. Jest wspaniały, ty masz talent. Pisz dalej. Masz nie zwykły dar do pisania, bo nie łatwo jest zachęcić czytelnika do przeczytania i zainteresowania go swoimi opowiadaniami.
życzę dużo weny i serdecznie pozdrawiam : `Astoria ^.^. Było by mi szaleńcze miło jakbyś przeczytała moje opowiadania : http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/
Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Oczywiście chętnie wpadnę do Ciebie, jednak spodziewaj się mojego komentarza dopiero w poniedziałek po południu, bo wtedy mam ostatni egzamin, także w końcu będę miała chwilę czasu na nadrobienie wszystkich blogów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Luthien